Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

A ja tak to widzę:


to tylko garota słońca
kolejna sierpniowa charoniada
spuszczanie krwi ciemnej gęstej i słodkiej

nie owoce są ważne
lecz ich opadanie
w czas ziemny i zielny
gdzie bogowie są niemi

z korzeni traw pleciona
sagrada familia

  • Odpowiedzi 91
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Czytelnik bardzo dzisiaj łaskawy...nie zasłużyłem, naprawdę, nie zasłużyłem...

Pozdrawiam wzruszony i lekko zakłopotany... H.Lecter.

Powiedzmy, że jestem w dobrym nastroju... do wiersza nie można się przyczepić, a gdyby

inaczej, to BYŁOBY trudno... na SIŁĘ nie będę niczego wyciągać,

pozdrawiam.

Jestem przeciwnikiem używania SIŁY w poezji... ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



"Her inspektor", nie robi na mnie wrażenia, pracownicy używają w stosunku do mnie formuły "Panie Mistrzu" ;)) Wymagam od nich, by byli mądrzejsi odemnie i chociaż rzadko się im to udaje, to przynajmniej próbują... ;)
Jawol Mistrzu.

Spocznij... ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jako producentka gąsiorka wina z własnej winogronowej altany popieram ten wierszyk, Lecterze.
Szczerze mówiąc pierwszy wers mnie cofnął. Ja bym ugasiła te słońca i dała tak:

to tylko kolejna sierpniowa charoniada
spuszczanie krwi ciemnej gęstej i słodkiej

nie owoce są ważne
lecz ich opadanie w czas ziemny i zielny
z korzeni pleciona
sagrada familia


I starczy, bo te trawy to tutaj ni przypiął ni wypiął. bogów też bym wycięła, są w pierwszym wersie, są w ostatnim, chyba wystarczy jak utwór na tych rozmiarów.

bogów też bym wycięła

Mocne... :)
Nie mogę pozbyć się garoty - narzędzia zbrodni - bo upadnie mi tytuł :)
Trawy obsadziłem w roli niemal pierwszoplanowej, wykosztowałem się poetycko na gażę i trudno mi teraz, wylać je na zbity pysk ;)

Dzięki.

P.S.
Twoja wersja jest zacna ale pachnie lobbingiem grupy trzymającej władzę w branży winnej... ;))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jako producentka gąsiorka wina z własnej winogronowej altany popieram ten wierszyk, Lecterze.
Szczerze mówiąc pierwszy wers mnie cofnął. Ja bym ugasiła te słońca i dała tak:

to tylko kolejna sierpniowa charoniada
spuszczanie krwi ciemnej gęstej i słodkiej

nie owoce są ważne
lecz ich opadanie w czas ziemny i zielny
z korzeni pleciona
sagrada familia


I starczy, bo te trawy to tutaj ni przypiął ni wypiął. bogów też bym wycięła, są w pierwszym wersie, są w ostatnim, chyba wystarczy jak utwór na tych rozmiarów.
popieram wersję Fanaberii , 'uspokoiła' akcenty ,
choć... ja to bym dała jeszcze inaczej :)
zostawiłbym hiszpańską klamrę (garottę & gaudi) i tych bogów 'oniemiałych', a za to pogoniłabym precz charona :

to tylko słońca garota
spuszczanie krwi ciemnej gęstej i słodkiej

nie owoce są ważne
lecz ich opadanie w czas ziemny i zielny
gdzie bogowie są niemi
z korzeni traw pleciona
sagrada familia

ps. sporo czasu zajęło mi uporanie się z przywołaną 'sagradą'...
bo ma ona dla mnie wymiar głównie gaudyjski ;)

Wierszyk "ułożył" się już wygodnie we mnie i jakakolwiek zmiana, sprawiłaby mi fizyczny ból... :))
Gdyby nie Gaudi, Sagrada Familia, byłaby zwykłą świątynią - trudno pominąć wymiar gaudyjski...

Dzięki.

P.S.
Gaudium certaminis - radość sporu, walki, satysfakcja z dyskusji... ;)))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To przesunięcie akcentów, jest ciekawym zabiegiem, zmienia usytuowanie boskiej niemoty. Z czasu powszedniego ( z sacrum obecnym ale milczącym ), przenosi w czas wyłączony z boskiej obecności. W pierwszej wersji sagrada, to próba nawiązania "rozmowy", w drugiej budowanie sacrum, jego "ukorzenianie"...

Dzięki, Agatku.
:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




przykro mi Hani,
nie trafił
zbyt wiele ekwilibrystyki intelektualnej kosztem przestrzeni i emocji

...mimo wszystko lubię kontemplacje w Twoich utworach :)

Bardzo mi przykro panie Stasiuk, nie lubię zmuszać swoich czytelników do myślenia, bo to niehigieniczne i niehumanitarne. Czuję się teraz jakbym zepsuł powietrze w towarzystwie...
W ramach zaspokajania potrzeb społecznych, niezwłocznie przystępuję do pracy nad dziełem : "Ballada o kanapie". Będzie przestrzennie i emocjonalnie...
Opublikowano
nie owoce są ważne
lecz ich opadanie w czas ziemny i zielny

z czymś mi się to kojarzy, nie mogę wydobyć z pamięci z czym, a mam to na końcu języka. Ale kojarznośc pobudza pozytywne emocje.
Szalenie plastyczny wers : z korzeni traw pleciona
sagrada familia
jak ktoś nie widział trawy to już wie, jak ktoś nie widział Temple Expiatori de la Sagrada Família to już widzi. ; )
dygam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie znam.
Lecter za te bzdury i słowo, które nie istnieje oraz lekceważenie nazwy kościała, którą pisze się z dużej litery,
przesadziłeś i bardzo!!!

Poczucie braku/ braków, może wprowadzić człowieka w stan cierpienia, kiedy ma owego braku świadomość...
W twoim przypadku, mam pewność życia szczęliwego, unoszącego cię w powietrzu, jak gołębicę ;)
Lecter każdy ma braki...
mistrz białych kozaczków wznosi się jak gołębica... mam dobrą pukawkę na niebieskie ptaki ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Poznaję ten bełkot z daleka. Zbanowani głosu nie mają.

"tę bronią" - z "tą bronią", chłopcze, jak zabierasz się do krytyki, naucz się języka, którym operujesz.

Michał, rozumiem naturalny odruch wymiotny ale parę słów na temat wiersza, utwierdziłoby mnie w przekonaniu, że to jednak nie "kołomyja"... :)

- sad jako metafora, ba, nawet jako natura jak najbardziej nadaje się do "zabicia"
- "słońca garota" doskonale komponuje się z "zabiciem sadu" i wprowadza nas w świat symboli, a także we właściwą drogę do odczytania wiersza.
- neologizm jak najbardziej na miejscu.
- to ma do siebie, że wiersz obrazuje śmierć
itd, itd...

i już dalej nie mogę. Napisałeś Piotrze za ciężki tekst, żeby to przeszło przez "zawodowych krytyków" czy tam wujków www.poezja.org.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Poczucie braku/ braków, może wprowadzić człowieka w stan cierpienia, kiedy ma owego braku świadomość...
W twoim przypadku, mam pewność życia szczęliwego, unoszącego cię w powietrzu, jak gołębicę ;)
Lecter każdy ma braki...
mistrz białych kozaczków wznosi się jak gołębica... mam dobrą pukawkę na niebieskie ptaki ;)

Każdy ma braki, nie każdy z brakami się obnosi... ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Michał, rozumiem naturalny odruch wymiotny ale parę słów na temat wiersza, utwierdziłoby mnie w przekonaniu, że to jednak nie "kołomyja"... :)

- sad jako metafora, ba, nawet jako natura jak najbardziej nadaje się do "zabicia"
- "słońca garota" doskonale komponuje się z "zabiciem sadu" i wprowadza nas w świat symboli, a także we właściwą drogę do odczytania wiersza.
- neologizm jak najbardziej na miejscu.
- to ma do siebie, że wiersz obrazuje śmierć
itd, itd...

i już dalej nie mogę. Napisałeś Piotrze za ciężki tekst, żeby to przeszło przez "zawodowych krytyków" czy tam wujków www.poezja.org.

Zaliczone... :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...