Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

***

napełniam się ziarnami jednego słowa
jak pestkami jednej tarczy słonecznika
od spodu od dna
przez dół brzucha uzupełniam spichlerz
łaskawość łaskocze i kołysze
wyżej pęcznieje przez gardło przechodzi
najtrudniej w dzień

rośnie w mózgu
natrętny tumor
czyni hałas

wysącza się ze mnie ta obfitość
cienką struną zielonego światła
z pierwszego tłoczenia

Opublikowano
wysącza się ze mnie ta obfitość
cienką struną zielonego światła
z pierwszego tłoczenia



Tu, w tym fragmencie uroczego wiersza, mam konfiuzzzz - proszę się zdecydować: napełniamy się, czy też wysączamy...?

Wujek Dobra Rada: zmieniłbym tytuł na - Przepływ.



Całość bardzo przyjemna i podoba się bardzo. :)

Ale, ale.., jest jeszcze coś:

napełniam się ziarnami jednego słowa
jak pestkami jednej tarczy słonecznika
--->jak widzę w wierszu "jak", "jakby", to protestuję.
poeta, metaforą powinien powiedzieć, wyrazić to
diabelskie JAK, bo jak, to też krowa. :))
aha, i jeszcze - słonecznik ma ziarna, nie pestki.
Wujek Dobra Rada napisałby np. tak:

napełniam się ziarnami jednego słowa
zmieniam w wielką tarczę słonecznika


PS

Sorry, za wtręty, ale bywam kopnięty. :))))))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ja, czytam Twoje wiersze ale nie zawsze komentuję.

Do wiersza:
dlatego zasugerowałem tytuł "Przepływ". Wiersz jest o przeistaczaniu i przepływie materii słownej przez peela, co zapewne sugeruje ważność i konieczność procesu dla istnienia tegoż.

To nie jest warsztat, zgoda, ale wiersz ma mielizny i powinnaś je usunąć, dla jego dobra. Jest jeszcze jedna rzecz istotna i godna przemyślenia, a mianowicie to, że dla upartego i trochę złośliwego czytelnika ten wiersz może być opisem przewodu pokarmowego i procesu trawienia z wydalaniem na końcu. Dlatego wolałbym zrezygnować z "wysączania" ( choć, przyznam - ładne słowo ) na "rozświetla mnie".
Spróbuj wejść w skórę czytelnika i zobaczyć to co on widzi. Ewentualne poprawki zmienią wiersz na lepszy.

Pozdrawiam.
Opublikowano

Almare: Już Ci podziękowałam. Po co te złośliwości? Przecież czytelnik zawsze interpretuje wiersz na własnym poziomie rozumienia tekstu, zatem: niechże dla ciebie będzie to wiersz o wydalaniu! Pozdrawiam. Gratuluję skojarzeń!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Aniu, ja z wielką atencją czytam Twoje wiersze i nigdy nie chciałbym Cię urazić. Broń boże.Proszę o odrobinę dystansu do dzieła. Pokazuję, moim zdaniem momenty do zastanowienia i poprawy, jak również sposoby wyjścia z nich. Mogę się mylić, ale uwagi nie są złośliwe, jeżeli tak odebrałaś, przepraszam.
Opublikowano

Almare: Przeprosiny przyjęte:)Wiesz, przypomniała mi się podobna sytuacja z moich pierwszych prób na orgu. Pamiętasz? O, wtedy mnie porządnie rozzłościłeś. W tej chwili mnie nie złościsz, po prostu - rozmawiamy! Postępowano tu ze mną znacznie gorzej. Nie mam pojęcia, po co tu wracam z uporem maniaczki? Dzięki Almare. Pozdrawiam, Para:)

Dla przypomnienia:

www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=99889

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...