Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

magiczna moja rozpusto
zaczaruj tego przechodnia
ślepa miłość nie zna drogi Mariusz
bez pośpiechu odnajdzie

pod nogi stokrotek płatki
kocha nie kocha kocha
wyliczam jedynie dni rozstania
nie pragnę już nocy i snów

by dzień słońcem lśnił
oślepiający promień na rynsztok
bez cienia z nim w lustro wejść
zatrzasnąć piekło

we dwoje smakować rozkoszy
bez granic bez reguł
upijając rozsądek
aż do dna sięgać po winie

ognia pożądaniem spłonie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


szkoda, że Graczyk nie pisze wierszy - tego nie czytałam i już!

no Jagodo :))


amorek wypuścił strzały

wiatr już szumi majem
Mariusz zakochany idzie gajem
złotowłosa kusi językiem rozpusty
dziewczę młode nie przeczuwa

a tu się trojański podstęp ukrywa
chłopcy jedną tylko rozkoszą wabieni
Jacek Stefan Marcin Marek Michał i Darek
czym się skończy ta miłość majowa


Rudej diabelskie igraszki

serdecznie - Jola.
Opublikowano

Hm, no pozazdrościć temu Mariuszowi...

wyszedł odważny erotyk, myślę, że odpowiada naszym czasom - teraz uczucia się

Jolu zabija, nie wypada o nich mówić, trzeba być twardym, nie dać się zemleć na miałkie

wapno; trzeba stawiać stumilowe kroki; iść z zawyżoną głową i stąpać po ziemi,

w chmurach się tylko lata, w większość z nas nie wie, jak to się robi...

ja dla odskoczni serdecznie witam się z tym wierszem :)

:::)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Uczuć nie można zabić - można ukryć.
Mariuszu latajmy w obłokach z zawyżoną głową i patrzmy jak upadają Ci co nie wiedzą (raczej nie chcą wiedzieć, lub udają, że nie wiedzą) jak to się robi :))

Wiem, że czytają te wszystkie wiersze pełne uczuć jednym tchem, a potem stwierdzenie:
banał, przecież wszyscy wiedzą, że prawda jest inna.
Tak czy siak ja latam i dobrze mi z tym, żaden uczciwy czytelnik nie stanie po przeciwnej stronie, a głowy wyższe czasem są bardzo nisko, tylko nam się zdaje, że wysoko.

Komentarze na forum świadczą o poziomie... "warsztat jest lepiej kształcony niż zetka" - trzeba dobrze zrozumieć autorkę :)
Zazdrość itp. nie prowadzi do tronu, zwala na dno, kto walczy zazdrością od zazdrości ginie.
Zarozumialcy wciąż prowadzą bitwy, bez podstaw, bez godności, bez szacunku i co z tego mamy...
Masakra!
Jesteśmy tu potrzebni.

Serdecznie - Jola.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • milczenie  wplata się w myśli  chciałoby powiedzieć …   nikt nie słucha nie widzi  bólu cierpienia wojen  obok i nie tyłko    życie płynie wartkim nurtem  i na betonie  w szczelinach rosną kwiaty    świat dostrzega tylko siebie  swoje ja  i jeszcze  jeszcze poucza    a my  nam trudno znaleźć klucz  aby się wypowiedzieć    7.2025 andrew   
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...