Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

statycznie z drwiącym ciągnie się śmiechem
granice jego nienakreślone

śmiechu i wnętrza
bezbarwnych ust

w podziemiach oczów jest niewidzialny
ślepy oczodół nigdy go nie zna

a na powierzchni cienkiej jak żyłka
banknot i papier sztylet lub równia

tylko widoczne są jego rysy
kontury słabe i przezroczyste

i gdy patrzymy jak słońce bierze
i wciąż wyrywa swoim promieniem
cieniutkie nitki horyzontalne
wciąż uważamy że jest to prosta

bez granic
bez dna
i pojemności

z kosmosu jakby
płaska paleta

Opublikowano

To niestety trochę jak pisanie o niczym. Brak realnego punktu zaczepienia, nie można odnaleźć w nim nic dla siebie, a autora tym bardziej. Wrzucić tam siebie, jakąś historię, coś, co będzie mówić do czytelnika, a nie go tylko traktować.

Opublikowano

W utworze starałem się uchwycić przestrzeń horyzontu zastosowując w tym celu poetycki opis.
Jednakże bardzo proszę o wyrozumiałość (to pierwszy mój utwór takiego typu).Przestrzeń oraz jego miejsce, tu z powierzchni Ziemi jak i uwzględnić drugi horyzont - horyzont kosmosu.Utwór rzeczywiście posiada sporo niedociągnięć, jest niekompletny i nie ma wystarczająco nakreślonej sytuacji lirycznej. Niestety pisałem go za szybko, niepotrzebnie pozbawiając go głębi poetyckiej.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
    • A pata dawno wymiotłam: imał to i my - won, wada ta - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...