Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

jeśli jeszcze potrafisz
nie zamykaj oczu

słowa przylgną do ust
będą więdnąć białymi gwiazdami
jak dawniej dłonie na wczoraj
chcę w milczeniu utulić

radość w oczach
jak dziecko
zapomniałem skąd
wyciągnęłaś zwątpienie

między nami kryształy
chodź do mnie

pamiętasz
światło jest ważne
nic więcej

Opublikowano

jak w śmierci klinicznej
idź w stronę światła
obawiam się że to o umieraniu, a te tematy pozostawiają zadrę
ale ja pisze przedmówczyni można interpretować inaczej, czyli jest dobrze bo wieloznacznie
pozdrawiam
r

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



bardzo czuły liryczny wiersz o miłości /

wzruszające wyznanie / nie podobna, by peelka nie "przyszła" / myślę, że tu kryje się jakieś wcześniejsze nieporozumienie, ktorego peel żałuje / ona na pewno przebaczy :)

"kryształy" choć oklepane, ale tu mówią bardzo wiele - szlachetność, nieskazitelność a jednocześnie kruchość (uczuć), wymaga delikatnego obchodzenia się / nieuwaga może spowodować, że rozpryśnie się na tysiące kawałków / nie da się skleić roztrzaskanej miłości /

na koniec rewelka warsztatu- początek i puenta to sedno przesłania!
nie zamykaj oczu
(...)
światlo jest ważne
nic więcej


wiersz ujmuje prostotą i szczerością /
powyższe sugestie warsztatowe to tylko drobny retusz formy /
ładnie Zbyszku
:):)
serdecznie i cieplutko -
Krysia
Opublikowano

No tak, Krysia nie tylko potrafi
nawet bardzo lubi... :))
Dziękuję za "chodź" i oczywiście
za ciekawą interpretację...
Peel, jednak mimo oczywistej pokory,
jednak mówi coś jeszcze :))

Serdecznie dziękuję i tak samo pozdrawiam Krysiu :))

Opublikowano

Podobają mi się słowa, które więdną białymi gwiazdami ;)
natomiast kryształy wydają mi się jakieś nie na miejscu, ale za chwilę uderzasz zwykłam 'chodź do mnie' i powalasz.. Gratuluję

Subtelne i niby pożegnanie, a tak pełne nadziei.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @TylkoJestemOna Dzięki, samo życie niestety. Pozdrawiam
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Niektórzy uważają, iż w tym jest clue poezji, ja się z tym nie zgadzam, ale życzę po prostu, by szukać w dobrym miejscu. Nie zamykać się. Pzdr.
    • Wygnanie z Raju. Albo Cztery wesela i pogrzeb. (szkocka orkiestra) Pzdr :-)  
    • Szedł z nisko pochyloną głową poboczem pola, piaszczystą drogą. Szedł. Idzie obok kartofliska, które okrywa potok wieczornego słońca. Cały w pomarańczowej zorzy. Chłopski malarz. Namalował świat: bydło na rżyskach i pajęczyny babiego lata. Drżące. Sperlone kroplami rosy.   Wiesz…   Jesteś tu jeszcze?   Idę i jestem tutaj. Idę tak, jak szedłem wtedy, pamiętasz? Niczego nie pamiętasz. Już nic nie pamiętasz i nie widzisz, gdyż twoje oczy.   Martwe. I takie zimne zimnem kamienia. Bladego marmuru wyciosanego wieki temu dłutem nieznanego rzeźbiarza…   Ale znowu idziemy razem. Idziemy tak, jak moglibyśmy iść we dwoje. Tak jak moglibyśmy…   Idziemy. Idziemy. I idziemy raz jeszcze…   Stawiamy kroki powolne, jakby w zadumie. Idziemy jak ten sen śniony nagle nad ranem. Jak ta widziadlana korektora zdarzeń, co chwyta za gardło jakimś ciężkim westchnieniem.   Wypiłem trochę, to prawda. I wypiłem raz jeszcze, wznosząc toast za ciebie. Za nas…   Dlaczego milczysz? Spójrz, wznoszę kielich… E, tam, kielich, butelkę całą. Wznoszę ją pod światło wieczornego słońca.   I przez szkło przesącza się światłość pomarańczowa. Nadciągający wieczór. I przez szkło, przez płyn przejrzysty, przez te szkliste turbulencje spienionych majaków…   Napijesz się ze mną? Patrz, jest jeszcze trochę. Widzisz. Nie widzisz. Ale ja, widzę za ciebie.   Nie wypiłem do końca, albowiem chciałem… chcę zostawić tobie.   Stoję w otwartym oknie i patrzę. Wiatr szarpie gałęziami kasztanów. Szeleści liśćmi.   I szepcze. Szepcze. O, mój Boże, jak szepcze…   Na stole leży talerz. Mży cały w pozłocie kryształowy wazon z wetkniętym bukietem czerwonych róż. I te róże. Te róże czerwone…   Choć, napij się ze mną. Na stole lśni butelka. Podnoszę ją, aby wznieść…   Wiesz, był tu przed chwilą mój ojciec. Przyszedł zza grobu, aby się ze mną napić. Nie mówił nic, tylko patrzył. I patrzył tryni swoimi oczami.   Takimi oczami zasklepionymi czarną ziemią jak u trupa. Był i znikł. Nie powiedział ani słowa…   Kielich stoi nadal. Mój i jego. Jego i mój… Był i nie ma, choć przed chwilą jeszcze…   Wiesz, ćwiczę wirtuozerskie szlify chorobliwej fantasmagorii. I próbuję przecisnąć się przez ścianę. Atomy mojego ciała łączą się z atomami tynku, zaprawy murarskiej i cegieł.   Lecz nie mogę. Utykam, gdzieś pomiędzy. Nie potrafię przebrnąć jeszcze tej otchłani czasu. Choć jestem już bliski poznania tajemnicy przemieszania się w czasie.   Wiesz, to jest w zasadzie proste. Bardzo proste… Wystarczy tylko…   Zamykam oczy. Zaciskam szczelnie powieki. I widzę jak idzie ten malarz chłopski i maluje odręcznie dym płynący z łęciny, nad lasem idący...   Mimo że cierpi na bóle głowy i zaniki pamięci.   Ogląda swoje dłonie, palce. Licząc odciski, rdzę z lemieszy zdziera.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-10)    
    • Oryginalne, wakacyjne porównanie podróżnicze :-) Głębokich rozmów ze swoim wnętrzem ciąg dalszy :-) Pzdr.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...