Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Joanna rzuca palenie


Rekomendowane odpowiedzi

wyrzuciłabym "po męsku", bo i babki zabijają - zza czarująco domykanych rzęs ;)
po za tym zabijanie wcale nie jest męskie, przynajmniej nie w tej formie.
mnie wiersz nie kojarzy się z problematyką dorastania, ale raczej z toksycznymi odruchami na pograniczu psychoszleństwa, czy coś.
- ale interpretacji czytacza nie przewidzisz ;)
pozdrowienia
kaśka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny raz wracam pod Twój wiersz i kolejny raz mam zagwózdkę kim jest ta dziewczynka z połamanymi palcami. Czy to symboliczny obraz niedojrzałości Joanny? A może metaforyczne dziecko peela z wyżej wymienioną? Albo personifikacja tego wszystkiego, czego peel musiał się wyzbyć "przyłapany na dorastaniu", by móc stać się mężczyzną (odrzucił delikatność, słabość, naiwność, kobieco-infantylny pierwiastek siebie?)

Pozdrawiam zafrapowana :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



i o tym jest ten wiersz
:D
dziecinny entuzjazm to kwestia wyboru, to się zostawia w sobie, albo wykopuje.
posiadanie go nie kłoci się z dorosłością w najmniejszym nawet stopniu.
dorosłość nie boli, Marcin, bardziej - strach przed nią
:))

Albo świat niszczy to w nas, pokazuje nam na każdym kroku, że na to nie ma miejsca. Dorastanie, żegnaniem się z dzieciństwem jest zwyczajnie smutne, już nigdy potem nie będziemy tak beztroscy, zawsze żyjąc w cieniu mniejszych lub większych problemów, z odpowiedzialnością niesioną jak krzyż na ramionach.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Oczywiście, że zabijają, natomiast ja doświadczam na sobie oczekiwań wobec mężczyzny, zmagam się ze stereotypem i innymi tego typu bajerami i tę stronę barykady opisuję ;) "Po męsku" nie jest tutaj moją opinią, to mnie się tego uczy.
Pozdrawiam Kasiu ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Fajnie, że Cię ciekawi, właśnie dla takich dociekliwych jak Ty pozostawiłem zakończenie tak mocno niedopowiedziane. Pomogę Ci trochę. Dziewczynka nie jest Joanną. Joanna rzuciła palenie, wyszła, zamknęła za sobą to szklane powietrze, tę niewidzialną ścianę, za którą nie palimy papierosów, nie uciekamy już, jesteśmy dorośli i pogodzeni z tym. U dziewczynki próba wyjścia skończyła się na połamanych palcach. Jest ona więc symbolem wszystkich tych osób (kobiet), którym nie udaje się ułożyć swojego życia, cierpią wewnętrzne dzieciństwo w świecie dorosłych. Pozdrawiam moją ciekawską czytelniczkę ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczynka to może alter ego podmiotu lirycznego? W końcu faceci mają taki układ chromosomów, że można by wywnioskować, że w połowie jesteśmy kobietami. Więc przeszłość, miejsce za powietrzną ścianą gdzie zapaliliśmy ostatniego buntowniczego papierosa, a przez które przeszliśmy ku dorosłości. Dziewczynka symbolizuje wewnętrzną walkę naszej duszy o przejście przez ścianę, o zburzenie jej (stąd może powyginane palce).
Za każdym razem jak czytam wyciągam coś nowego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


przeczytałam tytuł i weszłam, pomyślałam że może być ciekawe. a później na pierwszą strofę zapomniałam o tym, co mnie przyciągnęło. weszłam w świat niemalże starożytny, mitologiczny, archetypowy; gdzieś krypteje pobrzmiały, dorastanie / zabijanie dało takie skomplikowane skojarzenie.


druga strofa brutalnie wróciła mnie do rzeczywistości, moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie. ona łączy tę sytuację liryczną drugodenną z pierwszoplanową, ale jakoś niezgrabnie. bez sensu moim zdaniem.


trzecia z powrotem prosi, żeby wiersz pokochać. metadobra jest ;)


ogólnie ujednoliciłabym tekst, nie kombinowała za dużo z Joanną rzucającą palenie, mimo że jest ona tutaj podstawą.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


przeczytałam tytuł i weszłam, pomyślałam że może być ciekawe. a później na pierwszą strofę zapomniałam o tym, co mnie przyciągnęło. weszłam w świat niemalże starożytny, mitologiczny, archetypowy; gdzieś krypteje pobrzmiały, dorastanie / zabijanie dało takie skomplikowane skojarzenie.


druga strofa brutalnie wróciła mnie do rzeczywistości, moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie. ona łączy tę sytuację liryczną drugodenną z pierwszoplanową, ale jakoś niezgrabnie. bez sensu moim zdaniem.


trzecia z powrotem prosi, żeby wiersz pokochać. metadobra jest ;)


ogólnie ujednoliciłabym tekst, nie kombinowała za dużo z Joanną rzucającą palenie, mimo że jest ona tutaj podstawą.

A czy ja tak dużo kombinuję? :P

W jakiś sposób musiałem nawiązać do tematu w sposób wyraźny, bez tej strofy to już w ogóle nikt by nic nie zrozumiał. Może mógłbym napisać to inaczej, chciałem oszczędnie, bez zbędnego budowania opisów, stwierdzić fakt. Pozdrawiam ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Piękny tytuł wg mnie. Intrygujący wiersz i ciekawy temat nietuzinkowo nakreślony. Jeśli miałoby mnie coś razić to wskazana we wcześniejszych wypowiedziach niejasność, która może wynika z niektórych sformułowań, których nie zrozumiałem - "połamane palce", "sine policzki". Za dużo chyba grozy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kiedyś gdy z zapamiętaniem surfując po internecie, Spędzałem całe godziny przed monitorem, Ujrzałem weń dumnego słowiańskiego wojewodę, I skrzyżowały się zaraz spojrzenia nasze,   Dumny słowiański wojewoda, Rozsiadł się we wnętrzu mego monitora, Niczym niegdyś legendarny król Popiel, Zasiadł na swym zbudowanym z gigabajtów tronie…   Spojrzawszy na mnie z mego monitora, Ganić począł mego ukochanego powieściopisarza, Znaczące czyniąc Mu zarzuty, Rzekomej tyczące Jegoż niewiedzy,   Że uzbroił wczesnośredniowiecznych Słowian w młoty kamienne, A nie znane archeologom żelazne miecze, Niezawodne, niełamliwe, ostre i straszne, Niedorzecznymi bzdurami zapisując kolejną powieści kartę,   Że wsadził im w ręce drewniane kije, A nie śmiercionośne pioruny skrzące, Darem od gromowładnego Peruna będące, By wypalili nimi w ziemi Słowiańszczyzny granice,   Że nie odmalował w powieści słowiańskich wojów, Wiernym wizerunkom odkrytym w wnętrzach ich grobów, W trudzie i znoju polskich archeologów, Przeczących tychże niegdysiejszemu wyobrażeniu…   Zrazu zdezorientowany tymi zarzutami, Ku głębinom pamięci sięgnąłem wspomnieniami, Gdy po raz pierwszy w wieku dziecięcym, Dotknąłem nieśmiało niezwykłej tej księgi,   Kiedy to na starym strychu, Pełnym niezwykłych zapomnianych skarbów, W niewielkim domku mojej babci, Dotknąłem po raz pierwszy Starej Baśni…   A dumny wojewoda pogardliwie spoglądając z monitora, Ganił wciąż mojego ukochanego powieściopisarza, Iż piękni bohaterowie z kart Jego powieści, Śmią nie być posłuszni archeologa opinii,   Że ich nakreślone piórem powieściopisarza charaktery, Śmią nie hołdować współczesnych historyków wiedzy, Że nie wpasowują się w archeologów opinie, Wyobraźni pisarza pozostając jedynie posłuszne,   Że enigmatycznych tajemnic datowania radiowęglowego, Nie przewidział swym rozumem literata wrażliwego, Że śmiał nie przewidzieć w snach swoich, Najnowszych dociekań współczesnej archeologii,   Że najstarszej wzmiance o Słowianach, Zawierzył bez podejrzliwości wytrawnego badacza, Obnażając prostodusznego literata łatwowierną naturę, Niedorzeczną czyniąc zarazem powieści swej fabułę…   Mimowolnie oddałem się z dzieciństwa wspomnieniom, O niezwykłych chwilach spędzonych z starą tą księgą, Przypadkiem niegdyś na strychu znalezioną, W głębi mego serca rzewnymi wspomnieniami zapisaną,   I nieraz nieproszone pukają do mego serca, Tamte szczególne z dzieciństwa wspomnienia, Gdy z wypiekami na twarzy, Przewracałem wciąż kolejne Starej Baśni karty…   A usta zuchwałego wojewody, W coraz to mocniejsze uderzały tony, Coraz donioślejsze czyniąc zarzuty, Arcymistrzowi polskiej powieści,   Że tyle dobrego co i złego, Uczynił pociągnięciami pióra swego, Iż fałszywy obraz pradziejów, Nakreślił w wyobraźni swych czytelników,   Że poczynił On rażące błędy, Na kartach dziewiętnastowiecznej powieści, Odmalowując czytelnikom swą wizję Słowiańszczyzny, Tak różną od rezultatów odkryć archeologicznych,   Że uczynił On zbyt przyziemnymi, Dumnych synów rozległej Słowiańszczyzny, Od wyobrażeń panslawistów tak innymi, Od koncepcji mediewistów tak bardzo się różniącymi…   Cichutki szept koło serca, Rozkazał mi stanąć w obronie ukochanego powieściopisarza, Którego niezliczone piękne powieści, Kształtowały od dzieciństwa etapy mej wrażliwości,   Którego ponadczasowe mądre książki, W dorosłe życie mnie wprowadziły, A przez dorosłego życia ciernie i trudności, Swą niewidzialną mądrością za rękę przeprowadziły,   Przeto posłuszny podszeptom serca, Wbiłem swój gniewny wzrok w czeluście monitora, Niczym lśniący miecz ciśnięty w głębiny jeziora, By wyzwać strzegącego go wodnego demona…   I dumnego wojewodę zaraz wzrokiem przeszywam, Gestem tym chrobremu wojowi wyzwanie rzucam, A gniewne myśli ubieram w proste słowa… - Nie wyśmiewaj mojego ukochanego powieściopisarza!   – Wiersz zainspirowany powieścią „Stara baśń” autorstwa J.I. Kraszewskiego.
    • @Andrzej_Wojnowski       Nie na darmo jesteśmy Polakami! Lecz by po kolejnej nieprzespanej nocy, Gdy snem zamglone rozewrą się powieki, Rzucać się śmiało w wir codzienności.   I nie straszny nam podły świat Z wrogiem zawsze gotowiśmy w szranki stawać W obronie odwiecznych wartości śmiało oręża dobywać, Jak i przed wiekami kwiat polskiego rycerstwa…      
    • Mój bóg zapuścił długie włosy, Pije wódkę tam, gdzie są wyrzutkowie. Uśmiecha się, gdy gardzi się nim, bóg chaosu, nie królewskim syn.   Mieszka w squacie, co się rozpada, W świecie dymu, gdzie myśl odpada. Śmieje się z życia absurdalnej gry, Buntownik w chaosie, co stworzyliśmy my.   Bez złotych tronów, bez wielkiej wiary, Wspólny oddech to jego ofiary. Bóg szarości codziennych dni, Bez światła nieba, co w blasku lśni.   Ten mój bóg, tak daleki od prawdy, Istnieje w cieniach, w melancholii jawny. Lustro życia, które widzimy, bóg surowej rzeczywistości, w której żyjemy.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...