Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wszyscy mówią kocham cały świat to zna
A kto wie co ja czuję kiedy mówię to ja
Może mam na myśli że ciebie bym chciała
I z rozkoszą wielką bym ci się oddała

A może po prostu tak cię bardzo lubię
Że słowo kocham w zamian tobie mówię
Bo lubić można na przykład słowika
Który zaśpiewa poczym zaraz znika

A może to słowo z moich ust ucieka
Kiedy ktoś z wyznaniem jakimś ciągle zwleka
Rzucam wtedy kocham bo jestem w potrzebie
Słuchać jakże ważna jestem ja dla ciebie

A może słowo kocham moje jest odważne
I kocham na zawsze i kocham poważnie
Nigdy nie opuszczę nigdy cię nie zdradzę
Zamieram na wieki w całej mej powadze
Opublikowano

rozumiem, że niektórym rym wystarczy - szkoda tylko, że koślawy

nic nie widzę - nic nie czuje
z gównem kupa się rymuje

Opublikowano

i szkoda ale za to ile międzysłowia...
- oczywiście to nie o tym, ten już skomentowałam

Opublikowano

Wtedy mówisz "kocham" (podejrzewam tak),
kiedy sens ucieka, kiedy słów Ci brak
kiedy on tak blisko, kiedy ręce drżą
kiedy fascynacja Twoja wielka inną płcią

już przerasta możliwości aby w mig
wziąć się w garść i trzeźwo (tu rozsądku łyk)
analizy uczuć przeprowadzić tok
oraz by powstrzymać hormonalny szok

tyle innych, lepszych, mamy przecież słów
"cenić", "lgnąć", "miłować", "wspólnych szukać snów",
"tęsknić, gdy go nie ma" i "obcować" też
tylko zwrotu tego "kocham Cię" się strzeż

Wypowiedzieć łatwo, cofnąć trudno jest
jeśli to w afekcie wykonany gest
a gdy chcesz, by z wiersza Ci nie wyszedł kicz
bez użycia "kocham Cię" swe wiersze ćwicz :)

Pozdrawiam
Wuren

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Wyluzować to Pan możesz u siebie na podwórku albo w domu ewentualnie u przyjaciół na imprezie.
Mamy oceniać wiersze, czy kadzić każdemu po kolei?
Jeżeli kadzić, to radzę sobie stworzyć szablon komentarza. Będzie szybciej i prościej.
Opublikowano

Aż spojrzałem specjalnie na rok urodzenia autorki, myślałem, że to coś koło lat 1994-98.
Albo autorka kpi sobie (cokolwiek nieudolnie) z wierszy o miłości, albo ze mnie i chce mi zrobić wodę z mózgu (lub tego co z niego po przeczytaniu zostało).
Co do rymów. W takiej formie rymy wymuszają zwykle jakiś rytm, a tu ani dobrych rymów, ani kompletnie rytmu.

Opublikowano

wiersz jest troche dziecinny, ale ja lubie w sobie tą dziecinność. Nie zawsze podchodze do wszystkiego jak kobieta, jak dorosły człowiek. Kto powiedział ze wiersz musi być głęboki i zmuszający do wnikliwej analizy?Miałam wtedy lajtowy nastrój i tako też wyszło....ale komentarze dobre rzeczywiscie (heeee co za klan ;))

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Wystarczyło w nawiasie, za tytułem, dodać KK i sprawa załatwiona na wieki. Wszyscy wybuchnęliby śmiechem i to szczerym.
Teraz też się śmieją, ale z zażenowaniem.
Proszę poszukać sobie wierszy z takim dopiskiem i zobaczyć jakie tam są jazdy. Ten to jeszcze nic.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.     A tak w ogóle to po co mnie prowokujesz? Nie znamy się, za emocjonalne słowa przeprosiłem, a ty ciągle swoje. Dlaczego ?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...