Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

==Z głosu mojego Anioła - cz.XV.


Rekomendowane odpowiedzi

gdybym mógł wykąpać swą duszę
nakręcić umysł jak zegarek
zatrzymać czas by w miejscu stanął
widzieć oczami, co niewidzialne?
odnaleźć Boskie ideały
rozdarty sercem, a rozumem
by poznać prawdę, która patrzy
w najgłębiej skrytą tajemnicę
co dziś mi każe gorzko płacić?
grzesznym budować mu świątynię
bo ona, nie ma żadnych granic
która nie jedno nosi imię
obecna zawsze między nami
miłość, co w ludzkich sercach żyje

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Adolfie:cóż mogę Tobie powiedzieć? Dużo pracuję.
A że mnie tutaj widzisz, to to, iż się, nie wylogowuję.
Gdyż mam ku temu pewne powody. O których tutaj, nie chcę mówić.
W rzeczywistości to mam bana, ale go obszedłem;
i powróciłem na nowym nicku, jak widzisz.
Mogą mnie banować, ale ja i tak powrócę
i odrodzę się na nowo, tak jak Feniks z popiołów

Ave! J.L.S.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

M. Krzywak;Królik zająć jedna menażeria szpinakiem karmiona.

















+++

Rzekł Pan

Czy wszyscy mnie szukają?
Idą za mną.
Nie uwierzyli,
gdy Ja Zmartwychwstałem.
Ja wasz odkupiciel
umęczony krzyżem.
Byłem wam człowiekiem
Bogiem byłem.

Ja Chrystus

Idźcie za mną moją drogą,
moją prawdą.
Nie patrzcie oczami,
ale waszym sercem.
Upadła wasza wiara!
Ta nadzieja czynem!
Ta miłość, co była z wami
moim słowem.



Ja Chrystus.

Widziałem waszą trwogę
Ja obecny duchem.
Anioł mi z kamienia
grób otworzył niebem.
W śnieżnobiałej szacie
w aureoli słońcem.
Zatrzęsła się Ziemia
Ja śmierć zwyciężyłem.

Ja Chrystus.


***
Puszczy ostęp, ruczaj płonący,
dzikiego zwierza wodopój.


***
Marzenia moje. Przyszły bez zapowiedzi;
odeszły bez pożegnania.


Z głosu mojego Anioła

II

Gdybym odnalazł to źródło, gdzie
[Boskie śpią Anioły.
Raz je w śnie widziałem, a ono było
[tak blisko mnie.
I z moich oczu raz spadła zasłona - dla
[tej prawdy.
Wówczas jedynie, tam, widziałem te
[rajskie obrazy.

Wszak pogodziłem własne sumienie
[dla tej pokuty.
Ale Ty, nie musisz mi wierzyć,
[ani do mnie mówić,
Bo tylko człowiek wielkiego serca,
[może to widzieć.
Kto jest Adwokatem Boga i ma
[u Niego względy.

W nim nadzieja, która zaślepia z miłości
[nienawiść.
I wiem, że muszę się nauczyć sterować,
[omijać rafy.
Nie opuszczaj mojego statku: Może serce
[zbłądzić?

Gdzie sprawiedliwość jedyna mieszka
[w tajemnicy?
Powiedz choć jedno słowo mojej duszy
[dla pociechy.
Nakarm moje ciało swoją słodyczą;
[On nie słyszy?


IV

Taki byłem szczęśliwy nie wiedząc,
[co mnie czeka?
Nie mogę zamykać oczu, bym nie widział
[z prawdy.
Wiem, że mogę popełnić błąd, czy jestem
[bez winy?
Łatwo o grzech, który bym żałował
[do końca życia.

Kocham cię, ale nie tak jak Ty, jaka w tym
[sztuka?
Nie chcę, byś zniszczył moje ciało i duszę
[dla kary.
Wszak masz serce dla miłości, gdzie
[Twoje ogrody?
Komu się spieszy do nieba? Dziś nie będzie
[jutra.

Mnie jeszcze świat cieszy – mój Aniele,
[a nadzieja.
Jeszcze zwleka, raczej nie dla mnie złote
[kwiaty?
A czas kradnie mi jedynie wszystko
[bez pytania.

Co ma być to będzie, nie moje są w tym
[rozkazy.
Miłość w prawdzie, która daje też życie,
[zabiera.
Wieczność zawsze patrzy przez
[różowe okulary?


V

Nie chcę już płakać, ani się smucić,
niech powróci do mnie moja miłość.
Choćby na skrzydłach w tańcu z wiatrami,
Czy jesteś gotów - grzech mój wybaczyć?

Burza nadeszła - zniszczyła miłość,
tak serce dobre, za złe nam płaci.
Tak bez sumienia - żadnej litości,
jedno milczenie! Komu mam mówić?

Wszak ile mogę, na próżno czekać?
Nie ma na świecie - sprawiedliwości?
Przecież nie będę walczył z duchami.

Strzaskane serce w swej samotności.
Boję się boję... boję się śmierci.
Boże gdzie jesteś? Nie ma miłości?


VI

Chciałem przekopać raz kiedyś piekło.
Nieba sięgnąć z ducha dotknąć Słońce.
Czy grzesznik znajdzie zło w czystej cnocie?
Wątpię, gdyż szczęście to Boże dobro.

Znam Twoje imię, ale nazwisko…
Nie, na tej ziemi ja go nie znajdę.
Tylko w obrazie wszak Ciebie widzę,
lecz tak naprawdę, gdzie jest to złoto?

Anioł pokazał mi kiedyś złego,
samego diabła w swoim królestwie.
Och, jakże było tam strasznie ciemno,

trudno, wymówić, wyrazić w słowie.
Tam życie – śmierć w jednej chodzą parze.
Mówiłeś, że czas – zamiera w Tobie.


VII

Gdy mi nieba zabrakło, mówię tylko
[do siebie.
Serce moje rozdarte, tak jak papier
[na strzępy.
Nauczyło mnie życie patrzyć w te krzyże
[prawdy.
Raz je od Ciebie dostałem, i po co?

Co mi jest zapisane? To mnie przecież
[nie minie.
Gdzie są moje nadzieje, jaki ten świat
[jest mały.
Złudne piękno w iluzji, tu życie śmierci
[patrzy.
A w Twoje wierzyć szczęście – moja miłość
[nie żyje.

W prawdzie jaka to miłość, która je daje
[i bierze.
Kto mi to niebo maluje, kto mnie
[piekłem straszy?
Ale lepiej mnie zabierz z skąd przyszedłem,
[Aniele.

Ty własne stworzenie zabijasz
[na wszelkie sposoby.
A jak to duch może mieć Serce? Pytam się
[Ciebie.
Jedno w tej prawdzie ale – dla jakiej
[tajemnicy?


VIII

Tak to moja bujna wyobraźnia szuka Ciebie.
Narobiłeś nam obietnic, namieszałeś
[w głowie.
Wielu Bogów, przed Tobą było, po Tobie,
[Panie?
Jesteś jeden, ten jedyny, ale kto Cię
[znajdzie?

Regina gemmarum, nawet diabeł nie przebije.
Boski diament słońca, na osi świata –
[na tronie.
Adamant Ty nasz Zbawiciel w Jezusie
[Chrystusie.
Który narodziłeś się nocą na Bliskim
[Wschodzie.

Gdzie mam Ciebie szukać Adamanasie?
[Gdzie Boże?
Ja Twój marny proch dla prochu, ja
[Twoje stworzenie.
Twarda skało bez klucza Piotrowego,
[nie przejdzie.
Wieczna epoko we wszechświecie, kto Cię
[dosięgnie?
Ty w osobie tam hen! Duchem w dalekim
[kosmosie.
Z stamtąd nam Ziemi królujesz, czy
[prawda, Aniele?


IX

Wciąż zapytuję Ciebie - Quo vadis, Domine?
Krzyczę! Jedynie głucha cisza
[mi odpowiada.
Która dręczy moją duszę w tym serce
[dla ciała.
Ale myślę, czy mam śmiać się, czy płakać?
[Mój Panie.

Wszak, ile mam błądzić w tym ślepym
[labiryncie?
Drogę zgubiłem – nie zapomnę nigdy
[tego dnia.
Teraz nie wiem. Gdzie jest początek,
[a koniec świata?
Nigdy w życiu! Gdy nie będzie jutra,
[jak dzień wstanie?

A dla Ciebie wszystko jest jasne, ale nie
[dla mnie.
Na jakim ja świecie żyję? Dla jakiego nieba?
Wciąż idę... idę pod wiatr, i wiatr mi w oczy
[wieje.

I nie umiem już kochać, ani się śmiać
[bez szczęścia.
Jakiejże miłości szukam? Jak ona, nie
[dla mnie?
Sam sobie będę Panem. Ty patrz.
[Jak grzech umiera.


XIII

Nie można tak żyć, jak mówi nam
[nasza wyobraźnia.
Są uczucia których serca nie rozpalisz
[bez ognia.
Tu nie ważne ile słodyczy pójdzie w korzeń
[drzewa,
i tak nie zmienisz jego soków
[w których wciąż pływa.

W prawdzie jedna fala nie pokaże –
[czym jest rzeka?
Spotykamy się rozchodzimy, tak nam czas
[ucieka.
Gdzie góry spotykają się z chmurami, jest ta
[droga.
Tam prawda będzie musiała kiedyś odejść
[jak przyszła.

Jestem zdolny poświęcić bardzo wiele
[w te marzenia.
Jedynie Ty sprawić potrafisz, że ból, łza,
[sen znika.
Dopóki wciąż, za mną chodzi mój własny
[cień życia.

Wszystkie moje drogi prowadzą do Ciebie
[bez końca.
Gdybym wiedział, gdzie mieszka
[moja tęsknota?
Wiem, że nie da o sobie zapomnieć;
[jest wszechobecna.


To szczęście

Czasami szczęściu też trzeba pomóc,
jak małe dziecko wyjść na ulicę,
wtem zamknąć oczy i czekać w słońcu
na Królewicza. – A jak się mylę?
Czasem po szczęście trzeba się schylić,
wspiąć się samotnie na szczyt K–9
i patrzeć w przepaść, może się mylić,
po kres żywota dla Kogoś siedzieć?
Często się zdarza, że ktoś tak ginie
idąc za Znakiem het, w górę jezdni,
lub w przepaść lecąc macha rękami
i nikt go nie łapie, a jak się mylę?
Gdy ich krew tylko dla bezpiecznych,
dla moich oczu – Szczęściu czasami...


***
Roztańczył się wiatr pognał liście
błysk błyskawicy przeszył niebu serce.
Nagle odezwały się grzmoty serią salw
łamały się drzewa trzaską zapałek.
Z dnia zrobiła się ciemna nocy
wirowało wszystko w błędnym kole.
Z wyciem piskiem echem odbiciu złu
krążyło złowrogo z diabelskim lichem.
Deszcz lunął umoczył kropidłem łzy
kroplami odbijał fontannami po twarzy.
Przeszedł szybko i gwałtownie ucichł
schował ostre jak brzytwa swoje pazury.
Nagle. Szok gwałtowny poranił ciało
zmył grzechy ściekł po duszy całej.
Bojaźń ustąpiła z promieniem słońca
tępa głucha cisza uśpiła zjawisko.
Było słychać pomruki tej bestii złego
oddechy sapania jakby snem głębiny dniu.
Wiatr zelżał odleciał w inne kąty polom
kopnął chmurki szarości światło odsłonił.
Wszystko odżyło z tego amoku żądzy
świergot ptasich treli muzyką nuty grał.
Choć wszędzie ruiny zgliszcz powaliny
natura wróciła światu tętno w harmonii.


***
Jednym z najszybszych telefonów świata
jest kobieca poczta pantoflowa.


***
Wiedza potrzebna jest, by zrozumieć,
nauka po to, by wytłumaczyć.


***
Jedna mała kropla wody uderzająca w je-den punkt – przez wieki kapiąca nieus-tannie. Jest siłą i mocą, natury zaraniem, wydrążającą przez epoki ślad w skale.


Gałąź życia

Siedziałem, na gałęzi, z piłą w ręku,
z podciętym życiem.


***
Największą niesprawiedliwością jest za-bić własną miłość.


***
Dla oczu odrazą okaleczonej natury,
wnętrze kryć może piękno w geniuszu.


***
Życie, to nie jest bajka o królewnie, królewiczu!
----------------------------
Z głosu mojego Anioła

+++

Przykro mi tracę ciebie
+++

Skąd na niebie tyle gwiazd
a byłem już tak blisko
podziel się ze mną niebem
jednym blask drugim ciemność
oczy duszy tkają sny
i zapisują w słowa
miłość rozdziela mi serce
Skąd na niebie tyle gwiazd

+++

Przykro mi tracę ciebie

+++

Jestem twój uwierz we mnie
niebo dotknęło ziemi
do drzwi realność puka
ja nie jestem wyrocznią
spadam jak zeschnięty liść
czasu cofnąć nie można
pragnę być blisko ciebie
Jestem twój uwierz we mnie
+++

Przykro mi tracę ciebie

+++

Ty jesteś dla mnie wszystkim
widzę łzy w twoich oczach
przytul mnie choć na chwilę
nie potrafię tak kochać
biegnę myślami w przyszłość
zabierz mnie ze sobą
więcej mi nie potrzeba
Ty jesteś dla mnie wszystkim
+++

Przykro mi tracę ciebie

+++

ale gdzie ta prawda śpi
co sięga z ziemi gwiazd
muszę odnaleźć cię sam
choćby się mnie wyrzekła
co obraca wokół świat
ma na imię tak ja Ty

ale gdzie ta prawda śpi

+++

skąd na niebie tyle gwiazd
---------------------------
Met o kra:Wyspa Rapanoji. No tak salon i w kino, tak, a z oka leża gra i muraw. O tango, potu, bata, mustang. A trawy to rumak. Rak, Lopez- enol. O pogna taras, a i willa, basen. Ewa tu buja kotara, puk! O rano pokaz i lotu. Ale pożar?. A gore mocno! Pot, suka Jana rząd o Wania! Tan-ruja. Kto Kantu badał gołą?. N. Ż. raz rubiny z opon i lawy łapał, Agaty pan. Dała mała pałac. Ozłoci lico ciała, lala capu lotem. A puder woni wywary tortu. Taka robota lotu, a Iza retor? O Tom? On wada, tak tam, a towar. Ben wadzi z dawne brawo! O ta Matka, ta dawno motor. O teraz i auto lato bora, katu troty; Rawy. Wino wre! dupa, met! O lupa. Cal, a lała. I co ci lico łzo cała? Pała ma! Ładna, pyta gała pały wali. No pozy ni burza rżnął ogład. A butna kotka jurna! Tania wodą z rana, jak ust opon, co Mer? O Garaż, opel auto. Lizak, opona roku. Para tokaj, u buta Wenesa. Bal, Liwia, Sara, Tango, Polonez, e Polka. Raka mu Roty-warta gnat 'su... mata. But o pogna towar umiar gaż, Ela kozaka tonik, wino, laska, a toni jon. A para psy warkotem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @andreas Polecam także szczególnej uwadze mój wiersz zatytułowany ,,Mysia Wieża króla Popiela"    
    • filozof waży  wysokoprocentowo palą się koty    
    • Wódy Arktyki - Stacja Alcatraz.    CZ.1. TYTUŁ: DZIEWCZYNA W CZERWONEJ SUKIENCE    Dziś znów chochliki przyniosły wódę. Tak nazywałem moje szlachetne, menelskie „potrzeby”. Było ich kilka głównych i kilka podrzędnych. Dbałem o ich satysfakcję. Nie linczujcie mnie za to, w końcu wynalazkiem potrzeby są różne mechanizmy, a hedonizm rozpoczęty trzeba kuć póki jest gorący. Już tak kuje  dziesięć lub piętnaście lat. Sam nie pamiętam, ile dokładnie, niby były chyba jakieś przerwy, ale dziura w głowie ich udowodnić nie potrafiła. Wóda jest dobra, bo dobra jest wóda - cytat na poziomie tężyzny mojego rozumu. Ale jak coś działa, jest prawdziwe, to po co to zatrzymywać. To tak, jakby zatrzymywać zegarek z wyrzutami, że odlicza czas. W zasadzie kiedyś lubiłem kwestionować różne tezy, w końcu wątpię, więc jestem, jednak ani kształtu butelek, ani smaku wudżitsu, a nawet efektów samego alkoholu obalić w swojej wyobraźni nie potrafiłem, a próbowałem trzy razy po pijaku i dwa razy na trzeźwo. Wóda po prostu cieszy. I to wystarczy. Białe myszki też były szczęśliwe, przyszły gromadnie, aby poczuć kopa. Nie chciałem, żeby piły, w końcu tak bardzo je lubiłem, gdy były trzeźwe. W odróżnieniu od stanu po alkoholu, bywały skryte, opanowane, tajemnicze, a po pijaku to się zmieniało. Zresztą, jak ktoś lubi wódę, to dobrze wie, jak to jest, gdy trzeba dzielić się z pasożytem, ale inaczej myśli się, bo oficjalnie dużo trudniej, gdy pasożyt staje się twoim jedynym przyjacielem, naprawdę tym jedynym, który zna cię na wylot i usypia w twojej długiej, rdzawej brodzie, starając się opanować helikoptery. Te ich czerwone oczy, ach!  Nie umiałem im odmówić. Odkręciłem butelkę i do nakrętki nalałem swojskiego paliwka. One po kilku głębszych robiły dla mnie wszystko. Tańczyły i śpiewały przepełnione swoją własną a jakby moją radością, wyeksponowaną w cieniach na ścianie i w atmosferze wokół. Po pijaku stawałem się królem tych myszek, wulgarnym jokerem - treserem małych dziwek z dziury w kapliczce koło starej stacji transmisyjnego-telefonicznej. Szkoliłem je cyrkowych sztuczek, posłuszeństwa różnego rodzaju, jak turlanie nakrętki od ściany do dłoni, czy skakanie z jednej dłoni do drugiej, nigdy nie spostrzegłem, że ich nie ma - związek idealny, bezstratny. Zakwestionowałem ich obecność dopiero na końcu istnienia stacji arktycznej - „Alcatraz”, mojego domu. To było na starość już wylotną, w przedsionku w ostatnim wagonie istnienia. Nierozczarowałem się, wspomnienia były prawdziwe, mimo iluzoryczności ich obecności na trzeźwo. Ale inaczej wszystko wygląda, gdy nie pamiętasz, co to trzeźwość. Jak kojarzy ci się ona z jakąś chorobą, z jakimś wirusem depopulacji, czy z zakazaną warszawską piosenką podczas wojny. Wódka była ciepła, dziwnie ciepła, to rzadkie tutaj w Arktyce. Czyżby ktoś celowo ją ocieplił, abym to zauważył? Na szczęście jestem sam, więc to niemożliwe. To są znowu te pierdolone na dnie bez koła ratunkowego - rozsądku - urojenia. To tylko mokra i zimna paranoja samotności. Odkąd puściłem kota Aka:„Skarpeta”, na małej, topniejącej krze ku ostatniemu widzeniu z Ojcem Niebieskim lub, kurwa!, z osranym przez małpy pomnikiem - Charlesa Darwina, co do czego pewności nie miałem, jestem w tej bazie sam. Hmm… lub prawie sam, bo szaleństwo pustki interpersonalnych relacji, szaleństwo braku cipy, przybierało różne kontrowersyjne i konwersacyjne obrazy osób i rzeczy trzecich. Póki co, relacje rosły w siłę z małymi białymi myszkami, ale jestem pełen wiary i nadziei, że zrobi się tłoczniej, że zespół ożyje, wyrwany szaleństwu z gardła w okrzykach - „Odi profanum vulgus et areno” lub „De profundis clamavi” Któż zagrzał mi wódę? A może zwariowałem? Czy myszki nie dobierały się do mojego atomowego paliwa? Raczej zamek na klucz w pancernej szafie, jednym kantem wychylonej na zewnątrz stacji, co sprawiało efekt chłodniczy, uniemożliwia otwarcie bez klucza, ale te małe kurwiki są jak tajni agenci. Nie wiedziałem, ale zdołałem już do niepewności przywyknąć. Była jak wszawica w burdelu, nieopuszczała na krok. Chyba, że ta ponętna kobieta w czerwonej sukience, którą widziałem w Atenach dwadzieścia lat temu, wyszła mi ze snu? Ta trzydziestoletnia amatorka szkoły powszechnego gwałtu publicznego wywołanego impresją otoczenia, nie była z pierwszej łapanki, ona dobrze wiedziała, jak rozpalić żądzę i zgasić jak peta. Co noc mi się śniła w innej fryzurze i innym makijażu - ona była jak skrzynka na największą miłość, na miłość życia. Myślałem, że skoro białe myszki mogą wyskoczyć z bani, to dlaczego nie ona…? Już długo nie podważałem ich egzystencji; pulsu krwi i bicia małych serc, ani przekazu myśli pomiędzy nami. Czy kobieta w czerwonej sukience jest opodatkowana? Czy ma swoją niepodważalną i nieosiągalną cenę? Czy nie straciłem wszystkiego by tu być? Czy to nie wystarczy? Winiłem o to wódkę, tw cholera musiała być kiepska, wiem, bo sam ją robiłem, haha! Mimo to obraziłem się na nią, bo jej dobro mnie irytowało, niby daje paletę korzyści, ale ciągle sśie, wymaga uwagi i tańca jakby z mordoru, czyli w krokach coś pomiędzy Dance Macabre a Tango, a to mnie niszczyło, więc o 4 do 6 minut później polewałem, przełykałem bez rozkoszy ani salw honorowych, trzymałem butelkę przez szmatę, nie wymawiałem jej imienia ani nie patrzyłem w oczy. Moja strata była jej bólem. Implikowałem go jej immanentnie i transcendentalnie, wszystko po to, aby jej udowodnić, że to ja panuję nad nią i żeby czuła ból obrazy, tej zimnej ignorancji z mojej strony. Mimo to gdzieś  w głowie miałem nadzieję, że wóda zmięknie, jak zakładnik wieży szyfrów, gdzie między obiektem tortur a torturującym tworzy się jakaś więź. Jeden błysk w oku blady, niemy uśmiech i już relacje zmieniają wartość, jakby ulegając przebiegunowaniu. Prawda jest jednak taka, że ja i wóda jesteśmy starymi masochistami, co utrudniało dialektykę perswazji - z jednej strony, a z drugiej wspólne straty przeważały na jej niekorzyść. Powoli ginęła, co mnie przyjemnie pobolewało. Może to jest czas na porozumienie, ta jej psychologiczna gierka o przetrwanie wydaje się dążyć do mojego sukcesu. Zdziwilibyście się, co człowiek potrafi zrobić, jak jest nastawiony na przetrwanie.  W pewnym momencie każdy z obecnych tu w sali tortur magicznie osiągną swój cel. Tak sie przynajmniej wydaje, gdy nie liczysz krzyków, stępionych oczu od denaturatu, krzywych igieł i wytartych strzykawek po serum prawdy, kwasu z akumulatora i czasu na urabianiu bohatera podlegającego perswazji, to są jednak straty, a psychika dziecka ukryta, jak strach na wróble w buszu i ciemności podświadomości, w końcu zapłaczę. Podobno lepiej płakać na początku, na świeżo, wtedy to mniejszy upadek, a po kilku „akcjach” przestajesz już czuć, bo gdy tak odkładasz załamanie, to potem upadek może zabić. To wtedy nie tylko płacz a kołnierzyk - szubienica, zestaw żyletek Polsilver, most dla odweselonych z widokiem na krematorium itp. Tak mogłoby być w moim przypadku. Gdy wóda zmiękła czułem syndrom Sztokholmski. Te relacje - wierzyłem - nie pójdą na marne. Czekałem na akt I i scenę finalną, gdy lady in red wchodzi z butelką wódki za podwiązką. Nie musiała być duża. Wystarczy, że będzie ciepła. A szanowna pani w czerwonym, do kurwy nędzy, powie mi, że moją butelkę wódki zagrzała między udami. Myszki razem ze mną patrzyły w kierunku drzwi wejściowych w oczekiwaniu, że ona wejdzie. Nie przyszła.   Koniec części I pt. Dziewczyna w czerwonej sukience.   Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
    • babcia opowiadała mi  o takim miejscu gdzie pod kuchnią nigdy węgiel nie gaśnie i malując rodzinne strony farbami świętego Łukasza próbowała kształtować moją duszę dziś gdy coraz chłodniejsze mgły dotykają mnie szadzią na tle ciepłego błękitu dzierga na drutach obłoki    a ja w srebrze pajęczyn cicho przywołuję twarze  głosy  i zapach powietrza z Kamionki Strumiłowej  
    • Nie to nie bez łaski    Innym sypiesz tęgim groszem Mi figę stawiasz przed nosem Pal cię sześć  No i cześć  To oszustka szóstka jest   I czego to się zachciewa Pani jeszcze w pretensjach? Perfumy biżuteria? Nowe meble do sypialni I kominek mieć w bawialni?   Kominek marzył mi się zawsze A jakże    Nic takiego się nie stało  Zawsze wszystkiego było za mało    To takie smutne Że popołudnie nie przyniosło  Zmiany Choć ranek był pełen nadziei  Teraz wiem  Nic się nie zmieni   Nie to nie bez łaski  Pal cię sześć  No i cześć    Ta podróż kończy się  Szkoda tylko że w tym Miejscu   Nie masz racji Może szkoda Może wszystkim Lecz to nie powód do płaczu  Lecz do akceptacji 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...