Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Simon Tracy

Użytkownicy
  • Postów

    392
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Simon Tracy

  1. Czasami dobrze jest usiąść i odpocząć. Porozmawiać nie ze światem a z samym sobą. O tym co zrobić by przetrwać i nie umrzeć.
  2. Są rachunki krzywd, które nigdy nie będą wyrównane. Są zdarzenia i ich tragiczne następstwa, których umysł ludzki i sumienie jeśli je jeszcze ludzie posiadają, wybaczyć nie są w stanie. Są bestie tak zajadle nienawidzące i gorejące zemstą, że nawet po śmierci będą w stanie kąsać dusze swych oprawców, kryjąc swe zwyrodnienie, za potulnymi wyrazami skruchy i pojednania. Bo nawet bestii należy się słowo i krótka "Mowa końcowa” Pomyślałem że napiszę, choć z pewnością jestem dla Ciebie już tylko ciężarem na sercu. Pełnym pejoratywnych odczuć cieniem, odchodzącym z mokrych jeszcze po nagłym przebudzeniu oczu. Potworem gorszym niż deliryczne wizje z moich wierszy. Jeśli to czytasz to znaczy że moja siostra, wypełniła moją ostatnią wolę i wsunęła kopertę z listem do twojej skrzynki. Tak. Dobrze rozumiesz. Nie żyje. Zapewne od kilku dni spoczywam cicho pod ziemią. Czy cię winię? Być może. Lecz na pewno lepiej jest być martwym, niż uciekać całe życie przed grozą własnych fantasmagorycznych myśli pełnych kruchej i zimnej rezygnacji z owoców beztroskiej egzystencji której jak sama wiesz nie dane mi było zaznać ani dnia. Tak jak i w chwilach dojmującego odrzucenia i samotności. Nie pozbyłem się tej bestii ze swojego dwulicowego jestestwa. Stałem się nią na dobrę, gdy Ty bawiłaś się i uczyłaś w zamglonym pełnym dżdżystego dymu Londynie. Nie mogłaś uchronić tego którego, bezstronnie i w pełni pokochałaś Przed losem mu przesądzonym. Wiesz? Jego grób leży niedaleko mojego. Jest piękny tak jak piękne było jego życie. O zgrozo! Można by wręcz rzec, że pełen jest życia. O nim ludzie pamiętają nawet po śmierci. O mnie nawet ja chciałem zapomnieć jeszcze za życia. Dziwi mnie tylko że tak długo go szukano i dopiero nocą późną po trzech dniach od zabójstwa odnaleziono ciało. Zgotowaliście mi prawdziwe tortury swoim związkiem. Jego też okrutnie torturowano. Jedna kobieta. Dwóch samców walczących o jej względy. Dwa ruchy kosy. Rozstrzygające. Litościwej śmierci. Wiesz nawet chciałem się przyznać. Lecz zwlekałem aż nadeszła pierwsza mroźna pełnia listopadowa. Przemieniła mnie w bestię na zawsze. Stałem się wilkiem bez uczuć. Nie martw się nie wyruszę już więcej na łowy. Moje serce kiedyś Cię kochało, teraz gnije w moim wnętrzu plugawym przebite osinowym kołkiem. Za życia pętał mnie ograniczeń i upodleń łańcuch. Po śmierci również mnie nim spętano. Teraz mnie znienawidzisz jeszcze bardziej. Lecz moja śmierć da ci choć częściowe ukojenie. Śpij spokojnie od dziś Najdroższa. I wyrzuć wraz z pierwszym marzeniem sennym. Imię prześladującego Cię aż do dziś. Imię prawdziwej bestii.
  3. Ja wolę błogą samotność i palenie za sobą mostów.
  4. @Berenika97 Raczej nie potrafiłbym odnaleźć sie w świecie gdzie mógłbym trafić na swoje tomiki gdzieś na półkach w empiku. Tacy jak ja żyją w mroku, tworzą w mroku i tylko za mgłą anonimowości czują się sobą
  5. @Berenika97 "Lalka" jest gotyckim poematem epistolarnym choć akcja zakorzeniona jest w okolicach 1920-22 roku. Faktycznie tytuł nawiązuję do bardziej znanej "Lalki". Przedstawiam to do czego może doprowadzić zatracenie się w uczuciu, które nie może być odwzajemnione. U mnie zazwyczaj trzeba czekać na finał utworu. Jak u Hitchcocka :) Sporo osób na przestrzeni lat mnie namawiało do publikacji i nawet już prawie byłem zdecydowany by wysłać swoje najlepsze teksty. Ale czy ktoś by to dzisiaj w ogóle czytał? Sto dwadzieścia lat wstecz to bym napewno zrobił karierę :)
  6. Zważajcie błagam Was na los tych, którzy dotknięci ciężką chorobą umysłu czy po prostu szaleństwem. Wracają w struktury społeczne jakby zupełnie odmienieni. Wraca im chęć do życia i zdawać by się mogło, że żyją jak dawniej przed chorobą. Śmieją się i korzystają z dobroci młodzieńczego wieku. Lecz kto wie czym żyją i czym karmią swe umysły udręczone latami straconymi, barykadując się po zmierzchu w swych ciemnych, trąconych zimną grozą domostwach. Kto wie czy w korytarzach nie czają się duchy przeszłych, tragicznych zdarzeń, sącząc im do uszu i serc kłamliwe podszepty. Bo kto trucizny miłości choć raz zaznał, ten nie będzie szukał półśrodków by się ratować a sięgnie po rozwiązania skuteczne i nieodwracalne w swoim następstwie. "Lalka” Witaj przyjacielu! Piszę do Ciebie niezwłocznie po powrocie do domu i swego owalnego gabinetu, pachnącego drażniącym nos, lakierem do drewna, kwasowością rozlanych chaotyczną wstęgą niczym kontynenty na bezkresie oceanów, plam zapleśniałej, czerniejącej miejscami pęcherzykami zarodników, spękanej latami całemi skruszenia ścianie. Wilgną słodyczą na dębowej mozaice i wąskim zielonym chodniku. Skołtunionej okrutnie, zaplątanej w trwałym uścisku, mętlice uchowanego wszędzie wokół kurzu i brudu. Wedle lekarzy jestem już zdrowy i dalibóg takim się czuje. Pobyt najpierw w klinice a później uzdrowisku bardzo mi pomógł. Nieprzejednanie wielkie i skuteczne są zalecenia w terapii pana profesora J. To Ty sam poleciłeś mi terapię u niego. Leczyłeś się wtedy z traum i bezsenności, które powstały u Ciebie po pierwszych latach wielkiej wojny. Ach! Jakież to są dwie największe niesprawiedliwości tego świata! Miłość i wojna! Ach tak! Jeszcze obłęd do którego obie ich ścieżki prowadzą. Dasz wiarę że panna D. jest już szczęśliwą mężatką, w ramionach naszego wspólnego znajomego, choć dla mnie jest on bardziej frantem ostatnim i złodziejem. Pana N. Widziałem ich dziś w kościele, siedzących na czele rzędów ław, na wprost samego ołtarza. Jak dwa białe gołąbki, cicho gruchające, zapatrzone w siebie pod wpływem tej trucizny. Żaru uczucia, co pali trzewia, zmysły paraliżuje, cały mózg. Zabija wolną wolę i prowadzi nagminnie w standardy i pokłady służalstwa i utraty męskiej godności. Ach! Wielki Boże! Jaki ja jestem szczęśliwy nie czując już nic, ponad wzgardę okrutną i błysk mam w oczach przy tym taki nienaturalny nieodgadniony. Powiesz mi przyjacielu, że to zazdrości ukłucie w serce kołacze. Być może. Lecz to już nie boli jak dawniej. A bolało tak jakby kto wyrwę w miejscu serca wywołał, płożącą się gangrenicznym zakażeniem na członki i umysł do tej pory lekki i lotny. Pojedynkowałem się w obronie jej godności i o mało co nie zginąłem. Kula wymierzona we mnie, przez jej teraźniejszego męża strzaskała mi żebra. Lecz to jej wzrok obojętny, zastygły ledwie przelotnym mgnieniem, na mym skrwawionym obliczu, strzaskał mi serce na śmierć. Pamiętasz przecież dobrze. Biegałem za nią jak wierny i głupi pies. Spełniałem zachcianki. Obsypywałem srebrem i złotem. Suknie strojne, zamorskie słałem. Zapraszałem do opery i kina. Mój Boże! Ta zdradziecka zimna Gorgona, pozbawiła mnie zdrowia i fortuny. Popadłem tylko w długi i nędzę. Dlatego dom tak wygląda. Musiałem odprawić gosposię i sługę. Teraz posiadłość przypomina bardziej opuszczony nawet przez duchy cmentarz. Ciemno w nim. Pusto i głucho, Przywdziałem swój najlepszy surdut i odpaliłem spokojnie fajkę. Pulsujący dzwon ciszy, rozległ się w korytarzach utopionego w maraźmie domostwa. Rozszedł się po wszelkich zakamarkach. Znalazł mikroskopijne ujścia przez ściany i podłogę od strychu po główny hall. W pokoju byli ze mną moi ostatni przyjaciele oczywiście oprócz Ciebie. Małomówni i nie rzucający się w oczy. Nie narzucający też swojego towarzystwa, bez zgody gospodarza. Na stole stał rubinowy, pełen smaku i dobrego gustu, zamknięty w grubym butelkowym szkle John Jameson. A w szufladzie hebanowego biurka, groźni wybuchowi i nieokiełznani, naładowani jak ciasto świąteczne bakaliami, ostrą amunicją. Ci którzy pomogą mi rozwiązać moje problemy. Panowie Smith i Wesson
  7. Lubię czytać tak sensualną poezję. Choć zupełnie jej nie rozumiem ani nie potrafię wczuć się w jej klimat.
  8. @Berenika97 Dokładnie tak przedstawiałem "Spóźnione nekrologi" na innych portalach. Jako opowiadanie w stylu weird fiction i noir z klasą godną epoki lat 30-tych. Piszę bardzo mało prozy bo przez niewielkie zainteresowanie i zasięgi zawsze tracę wenę i ochotę ale nieliczne opowiadania będę tu publikował. Może również te niedokończone których jest sporo. Może kogoś tu zainteresują i znajdą drugie życie. Bardzo Ci dziękuję za czas, który poświęcasz na czytanie moich tekstów.
  9. @EsKalisia Dziękuję bardzo i również pozdrawiam
  10. @Berenika97 A ja za to zupełnie nie potrafię komentować poezji. I czasami mi przez to bardzo głupio, szczególnie gdy widzę tak wspaniałe i długie komentarze jak Twoje.
  11. @MIROSŁAW C. Również pozdrawiam i dziękuję za ocenę
  12. @Berenika97 Dziękuję za recenzję i ocenę. Jest to jeden z najlepszych warsztatowo moich wierszy. Nie będzie to zaskoczeniem kiedy przyznam się, że najbardziej w swoich wierszach lubię ich ostatnie strofy
  13. @Berenika97 Bardzo Ci dziękuję za czytanie również mojej mini-prozy. Powyższe zdanie reklamowało "Było nie minęło" na moim pisarskim koncie na tiktoku. Ale masz rację, że zdanie o zgonie za życia jest kluczowe dla mnie samego jak i historii
  14. @Gosława Ja jako dzieciak rokrocznie wręcz miałem jakiś pogrzeb w rodzinie w tym pogrzeb ojca. Na wsi nigdy na takowym nie uczestniczyłem ale znam niektóre obrzędy z nimi związane.
  15. Wjechaliśmy w sam środek porannego szczytu. Taksówkarz, który był tak miły by mnie zawieść na miejsce, już od dobrych kilkunastu minut skupiony był naprzemiennie to na obserwacji otoczenia zza lekko zaparowanej i mokrej szyby swojego czarnego Buicka to na rozmowie ze mną mimo, że ukryłem dość obcesowo swe oblicze za najświeższym wydaniem gazety. Był tym typem człowieka, który zamęczyłby skutecznie słuchacza, solidną dawką plotek, wiadomości z lokalnego życia miasta, osobistymi spostrzeżeniami na tematy polityczne i gospodarcze i okrasił to wszystko warstwą dość płytkiego w odbiorze lecz i sielankowego humoru, tak dalece rozbieżnego z pochodzeniem jegomościa. A był on bez dwóch zdań Irlandczykiem. Miał zapewne około pięćdziesiątki. Aparycję dość nieprzyjemnie zdradzającą, młodzieńcze konszachty z uliczną huliganerią. Jednak uniform taksówkarza miał schludny i czysty. Język płynny i ukierunkowany na zaznajomienie się przynajmniej z podstawowym poziomem wykształcenia. Jego głęboko błękitne oczy co rusz uciekały, pełnymi źrenicami do wstecznego lusterka. Z pewnością widział mur jaki naprędce ustawiłem z wydania dziennika, pomiędzy nami ale nie był on dla niego nie do sforsowania. - Nadal patrząc na Pana, nie mogę się nadziwić temu co sprowadza Pana na powrót pod adres Mountain Street 5? - jego wesoły acz zbyt słodki głos przyłapał mnie akurat na odczytywaniu strony poświęconej nekrologom - Czyli chcę mi Pan powiedzieć, że kupił Pan tam mieszkanie? Proszę mnie źle nie zrozumieć, bynajmniej. Lecz uważam, że tak dystyngowana osoba będzie tam pasować jak rasowy chart do budy. Złożyłem gazetę i dopiero drugi raz od wejścia do kabiny objąłem wzrokiem postać taksówkarza. Siląc się na spokojny i obojętny ton rzuciłem - Lecz nie może Pan zaprzeczyć że jest to idealny wskaźnik porównawczy, świetnej lokalizacji z dogodnymi cenami na każdą w zasadzie kieszeń. Gdybym był tylko etatowym pracownikiem uniwersytetu, wtedy zamieszkałbym w domu na przedmieściach i woził się własnym Fordem a kto wie może i Cadillakiem. Taksówkarz znów wlepił wzrok w drogę i przepuścił ruszający z przystanku tramwaj. Szybko tego pożałował bo torowiskiem za umykającym po szynach pojazdem wlokło się kilkanaście postaci robotników pobliskich fabryk, skutecznie blokując pasy w obie strony. Chodniki były zatłoczone więc chcieli widać sprytnie wykorzystać szyny do dużo sprawniejszego przedostania się we właściwe sobie miejsce. Taksówkarz mocniej ścisnął kierownicę i zmiął w ustach przekleństwo. - Ale na swoje widać nieszczęście wybrał Pan dziś podróż moją taksówką - robotnicy na dźwięk klaksonów rozpierzchli się na pobocze - A jeśli tak dalej będziemy więcej stać niż jechać to skończą mi się tematy do rozmowy a nie lubię jechać z pasażerem w niezręcznej ciszy. - Niestety - pomyślałem, starając się mimo to przybrać minę jakoby podróż w całkowitym milczeniu byłaby mi koszmarem a nie wybawieniem. Taksówkarz skręcił na prawy pas, za plecy jakiegoś furgona, który jak głosił napis na brezentowej pace przewoził beczki z piwem. - Właśnie Mountain Street… a wie Pan … bo ku temu zmierzam jakoby od początku… mieszkałem kiedyś zaledwie przecznicę dalej przy Michigan Way. Straszne czasy dla mnie i mojej rodziny. Lecz rodzice robili co mogli by zapewnić mi dach nad głową i choć kromkę chleba na kolację. Chodziłem jednak do szkoły na rogu Mountain i Angelo. - widać wspomnienie dzieciństwa nie było mu jedynie przykrą traumą bo po chwili wybuchł krótkim śmiechem - Wie Pan co było najlepsze? Przy Mountain Street mieściła się jak już wspomniałem szkoła, za nią kościół adwentystów a w jego najbliższym sąsiedztwie burdel dla robotników i wszelkich brudnych szelm i złodziejaszków. Za burdelem była piekarnia i cukiernia starego Hoovera a później już tylko stare kamienice i obskurny, ciemny park przy Atlantic Road. - kawalkada pojazdów znów ruszyła tym razem żwawiej, skręciliśmy w Jefferson Street a taksówkarz nadal ciągnął temat - A te sąsiedztwo w tamtych czasach, mój Boże… muszę Pana rozczarować, teraz z pewnością nie ma co liczyć na poprawę, bynajmniej. W całym mieście sytuacja jest coraz gorsza. Bieda, głód i gangi to trąd który rozkłada prawo i porządek na gnilne resztki … ale Mountain Street to jest nadal tętniące ropnym guzem występku miejsce, które winno być spalone do cna i zaorane. - zamilkł na chwilę, wyciągnął ze schowka papierosa, włożył go między wargi, wystawił przedramię przez otwarte okno i już poważniejszym tonem dodał - A jakże miły Panie były tam i morderstwa i pożary mieszkań. A może te dwa zdarzenia w jednym… przypomniał mi Pan stare czasy. W suterenie akurat przy numerze pięć mieszkało młode małżeństwo Michael i Elsa Lagenfeld. Trudno o bardziej zgodną i szczerą miłość między partnerami. Elsa była piękną kobietą o rdzaworudych włosach i absolutnie idealnej talii a Michael miał wspaniałe korzenie rodzinne. Jego dziadek służył w armii generała Jacksona w trakcie secesji Południa a ojciec był szanowanym urzędnikiem miejskim. Michael nie poszedł jednak w ich ślady. Podobno już od dziecka okazywał postawy, które zdradzały jego szaleństwo lub rozstrój psychiczny. Mówiło się, że może trauma wojny secesyjnej osiadła w genach i ujawniła się u wnuka bohatera. Pił gorzałę i chadzał grać w pokera z typami spod ciemnej gwiazdy. Elsa wielokrotnie persfadowala mu te uciechy, lecz nie umiał uwolnić się od tych demonów. - zapalił papierosa i ominął zgrabnie jakąś głęboką przerwę w nawierzchni drogi - Aż przyszedł dzień gdzie przegrał wszystko. Nawet żonę. Uwierzy Pan że zastawił jej względy dla jednego z towarzyszy? Bydlak - dodał mściwie po chwili gorzkiej przerwy - A ten facet ochoczo przybył z nim pod drzwi mieszkania w środku nocy. Uwierzy Pan? Pozwolił zgwałcić swoją żonę i sam był przy tym i patrzył na to. Po wszystkim facet wyszedł jakby nigdy nic a Michael upił się do nieprzytomności w kuchni. A Elsa? - Buick mknął teraz na pełnej prędkości prawie opustoszałą Atlantic Road, za kilkaset metrów mieliśmy mijać park - Elsa pobita i zhańbiona, wstała z łóżka i odnalazła sejf Michaela, znała szyfr. Wyciągnęła z niego rewolwer kaliber 38. Podeszła do śpiącego na fotelu Michaela i oddała tylko jeden strzał prosto w głowę. Później nim na miejsce dotarły zaalarmowane służby. Rozlała pojemniki z naftą na siebie i łóżko a także po całej kuchni i podpaliła. Na koniec nim dosięgły ją języki ognia. - urwał i pokiwał głową ze smutną aprobatą - Strzeliła sobie w usta. Takie oto są sekrety dawnej Mountain Street. Mam nadzieję, że nie wystraszyłem Pana na śmierć tą historią. Jesteśmy prawie na miejscu. - I faktycznie przed nami było skrzyżowanie Atlantic z Mountain. Gdy skręciliśmy w ulice przez otwarte okno kierowcy wpadł do środka pojazdu charakterystyczny swąd spalenizny po pożarze. Przed jedną z kamienic, akurat tą w której przyszło mi rychło zamieszkać, zaparkowały auta straży pożarnej i dwa policyjne Fordy. Posterunkowi, próbowali zapanować nad sporym zbiegowiskiem usytuowanym u wylotu jednej z bram. Tłum naciskał lecz policjanci byli niewzruszeni. Z konieczności sytuacji, taksówkę zatrzymać kazałem na chodniku po drugiej stronie. W oknach kamienicy pod którą stanął Buick, nagromadziło się sporo, łaknącej sensacji gawiedzi. Wreszcie gdy uiściłem opłatę za przejazd w postaci trzech dolarów i pożegnałem serdecznie kierowcę, który chyba nie zamierzał być tu dłużej niż wymagała tego sytuacja bo nie nawracając nawet, zjechał w dół w stronę Angelo Street, mogłem wreszcie rozeznać się trochę w zaistniałym chaosie. Miałem objąć mieszkanie na poddaszu a spłonęło widać mieszkanie na parterze, najpewniej suterena. Gdy właśnie miałem zamiar dołączyć do grupki mieszkańców odpychanych przez posterunkowych, zatrzymał mnie w pół kroku obraz wynoszonych właśnie z bramy ciał. Noszy była para, oba nakryte grubą, białą plachtą. Spod jednej z nich wystawała szczupła kobieca dłoń, ze złotą obrączką na serdecznym palcu. Kobieta która zginęła musiała być młoda, na to wskazywała jędrna skóra jej dłoni. Drugą ofiarą musiał być mężczyzna i to dość postawny bo niosący go noszowi, widocznie odczuwali ciężar zwłok. Gdy ciała zniknęły w karetce, podszedłem do jednego z policjantów. - Dzień dobry. Czy może mi Pan udzielić choć skrawka informacji na temat tego co zaszło. Będę mieszkał w tej kamienicy na poddaszu. Nazywam się Tracy. - Ciężko stwierdzić Drogi Panie - lewą ręką zamaszyście zaczesał pokaźny siwy na wpół wąs - Mamy jak Pan widzi do czynienia z pożarem lecz I morderstwem lub samobójstwem. A ofiarami padło młode małżeństwo Lagenfeldów, gdyby Pan tu mieszkał od lat to znałby ich Pan z pewnością bardzo dobrze. Sądziłem z początku, że słuch dotąd wręcz idealny tym razem zawiódł mnie na całej linii, lub, że przekręciłem w myślach nazwisko, skupiony jeszcze podświadomie na opowieści taksówkarza. - Lagenfeldowie? Michael i Elsa Lagenfeld? Drogi Panie, prosze się nie naigrywać z majestatu śmierci. Oni nie żyją od prawie czterdziestu lat - ciężko mi było zachować spokój więc podniosłem ostro głos - Jak Pan widzi dopiero co przyjechałem tutaj czarną taksówką a taksówkarz znając cel mej podróży opisał mi ich historię umarli gdy był dzieckiem a może mi pan wierzyć że nie miał mniej niż pięćdziesiąt wiosen na karku. Policjant niepewnie zrobił krok w tył i przybrał bardzo podejrzliwą minę oceniając mnie od stóp do głów świdrującym spojrzeniem. Jednak po chwili odetchnął i schwycił mnie delikatnie za ramię - Nie bardzo rozumiem o czym Pan mówi, lecz staram się zebrać to jedynie pod rozstrój Pana nerwów nagłym zajściem i głębokimi emocjami. Nie przyjechał Pan z pewnością tutaj żadnym pojazdem a wyszedł Pan spokojnie gdy tylko zjawiły się na miejscu służby z tej oto bramy - wskazał na bramę przy której wysiadałem z taksówki - Wie Pan co mieszkałem tutaj niedaleko przy Michigan Way i jedynym taksówkarzem jakiego stąd znałem był Andrew Linsley, niegdyś mój kompan za młodu. Pochodził z rodziny irlandzkich imigrantów. Miał czarnego Buicka, którym jeździł dla miejskiego przedsiębiorstwa. Lecz nie mógłby Pan jechać z nim dziś bo Andrew nie żyje od dwóch lat. Zginął w karambolu. W jego taksówkę uderzył inny pojazd i oba spadły z mostu Corley. Lepiej będzie jak odpocznie Pan na ławeczce i da pracować służbom. Odprowadził mnie te kilkanaście kroków ku jedynej w okolicy ławeczce. Będąc w szoku usiadłem i dopiero teraz dostrzegłem w dłoni złożoną w rulonik gazetę, którą miałem ze sobą w taksówce. Traf chciał że otworzyła się znów na kartach nekrologów. Lecz tym razem i tu zaszły zmiany. Wszystkie dotychczasowe nekrologi zniknęły a ich miejsce zajęły jedynie trzy. Z nazwiskami Elsy i Michaela Lagenfeld i Andrew Linsley’a
  16. @Gosława Nie mogę oderwać oczu od kunsztu z jakim piszesz każdy kolejny wers. Jest to realizm otoczony obrazem chwili. Czasami pięknym i nostalgicznym a innym razem mgielnym i przerażająco chłodnym. Piszesz doskonałą poezję.
  17. @Amber Bardzo dziękuję
  18. @Alicja_Wysocka Wiem przesłuchałem. Na szczęście mam wszystko w życiu czego mi potrzeba. A część rzeczy, które odeszły bezpowrotnie jak ludzie wokół, miłość czy zdrowie... no cóż trzeba nauczyć się bez tego żyć
  19. @Alicja_Wysocka Okudżawy się pod moimi wierszami nie spodziewałem. W ogóle nie słuchałem jego utworów od liceum a więc juz szmat czasu minął.
  20. @huzarc Po prostu wiersz o niepowetowanej nigdy stracie. Rozpaczy równej obłędowi. O ranach, które zadaje śmierć i czas, które nigdy się nie zabliźnią
  21. Zastygłem pełen niemocy. Niepohamowanej żałości. Rozpaczy, rozległej jak ta noc lodowata, kwietniowa, płacząca jękiem wichru wściekłego, nad mym zgubionym, bez zmysłów jestestwem. W półmroku, dusznej alkowy. Gdzie ogień życia, rozpala już jedynie, nie Twe lico a świecy rozżarzony knot. Leżysz cicha i blada na dębowym, solidnie zbitym łożu. W malignie, przeszłych, kolorowych snów. W bezdechu, cicho nadchodzącej śmierci. Pragnę odejść wraz z Tobą Aniele, na druga stronę tej tęczy szerokiej. W takiej chwili nie chcę być, czującą gliną człowieczą. Bo taka miłość to dopust i przekleństwo zarazem. Do ścian marmurowych grobowca, od podchodów głupich i niewinnych za małego dzieciaka. Z moich ramion Cię wyrwą i ułożą w mrok, świeżo heblowanej trumny. Jako triumf marności naszych pragnień. Jako ofiarę dla Zwycięzcy Robaka. Czas nie rzuci nas na powrót w chwile beztroski. Czarem miłości i szczęścia upojone. Nie. On nas coraz mocniej szykuję do snu wiecznego. Przeklęty. Bezduszny złodziej. Żegnasz się dziś ze mną. A witać się będziesz z alejami cmentarnymi, Starymi, powykręcanymi wiązami. Strażnikami zmarłych. Z kryptą rodzinnego grobowca, gdzie czekać już na Ciebie będzie duch, naszego przedwcześnie zgasłego malca. Zasnąłem w fotelu przy komínku. Dojrzałem ukradkiem, Twą twarz i kibić na tle wesoło trzaskającego ognia. Dobranoc. Słyszałem. Twój głos czuły. A może to tylko nadal dusza łka? Dogasam. Przy mrugającej smutno naftowej lampie. Dziś zostawiam Wam mój kolejny gotycki wiersz w estetyce grozy E.A.Poe i jego motywu "Zwycięzcy Robaka".
  22. Piękna, lekka i uniwersalna poezja. Czytając Twoje wiersze można czerpać z ich słów optymizm pełnymi garściami.
  23. @Berenika97 Zrozumiałem tą mądrość o której piszesz zbyt późno w swoim życiu. Ale jest to najlepsze co można zrobić
  24. @Berenika97 Napisałem tak bo były już osoby, które miały koszmary po przeczytaniu moich wierszy :) Staram się nie kopiować stylu ale tematyka i aura XIX - wiecznej estetyki poetyckiej jest dla mnie absolutnie naturalna jak oddychanie
  25. @Berenika97 Wydaję mi się osobiście, że Poe ma mocniejsze utwory grozy niż "Ligeja" ale każdy ma inny poziom graniczny makabry i grozy w swej wewnętrznej potrzebie strachu. Nie wiem czy moje utwory przerażają mniej ale nie chcę żebyś później miała koszmary :) Szczególnie dziękuję za słowa o tym że sam Poe chętnie by zerknął na "Cmentarna zgubę". Dziękuję za komentarz
×
×
  • Dodaj nową pozycję...