Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Migrena

Użytkownicy
  • Postów

    1 000
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    11

Treść opublikowana przez Migrena

  1. @Alicja_Wysocka Alu. Rytmiczny i plastyczny Twój wiersz. A ode mnie: A sikorka się skrzy — iskierką podsłyszy, szpak zaszumia deszczem, co w liściach się mieni.
  2. @Toyer Gorzki i świetny !!!
  3. @Annna2 Aniu. Nigdy dobrze nie było, ale tak jak jest teraz....to można powiedzieć, że lepiej to już było. Cała rzeczywistość wokół nas jakby się skurczyła. Jakaś powolna implozja. Kolaps grawitacyjny. Niedawno wspominałaś Trójkę. A gdzie teraz są dobre powieści, filmy, muzyka ? Gdzie są nowe myśli filozoficzne ? Nowe antybiotyki ? (Już doszliśmy do ściany). Gdzie dobry chleb ? Eeee, niech to diabli !
  4. Przed wojną podkarpacki nafciarz kupił od galicyjskiego żyda ozdobną kamienicę. Kamienica była wielopiętrowa i rozległa a stała na Starym Mieście w Krakowie. Ostatnie, trzecie piętro kamienicy na które składało się pięć pokojów zajął nafciarz ze swoją żoną. Na parterze znajdował się wytworny sklep jubilerski. Wojną nie odbiła się na kamienicy ani jej właścicielu żadnymi negatywnymi skutkami, bo wyżsi oficerowie niemieccy którzy zajęli pierwsze i drugie piętro mieszkali tam w zgodzie z kulturą i dobrym wychowaniem czego brakowało im zapewne kiedy pełnili służbę w okupowanej Polsce. Po wojnie nowo powstałe państwo robotników i chłopów przejęło kamienicę we władanie, co skutkowało zamianą wytwornego salonu jubilerskiego w pospolitego rzeźnika, na piętro wyżej wprowadziło się małżeństwo sędziów którzy dopiero uczyli się mówić po polsku, na piętro zaś drugie kilkoro dziwnych ludzi którzy nie okazywali sympatii nikomu. Wkrótce po wojnie umarł nafciarz pozostawiając w mieszkaniu żonę z małą córeczką. Lokatorzy z kamienicy zmieniali się niespecjalnie często i tylko konieczność podpisywania druczków meldunkowych przypominała żonie nafciarza o tym, że jakby na sprawę nie spojrzeć dom jest dalej jej, chociaż nie ma w nim nic do gadania W roku 1995, w kilka lat po upadku komunizmu żona nafciarza wywalczyła w sądach formalny zwrot kamienicy po czym zmarła na atak serca. W latach powojennych córka zmarłego właściciela wyszła za mąż za lotnika. Ze związku urodziła się córeczka. Nazywała się Irena K. i jej poświęcam tę opowieść. Rodzice pani Ireny zginęli wkrótce w makabryczny w wypadku samochodowym we Włoszech dokąd wybrali się na zażywanie morskich przyjemności i wypoczynek. Jeszcze przed odzyskaniem kamienicy pani Irena wyszła za mąż za kapitana żeglugi wielkiej. Żona kapitana miała własne biuro handlu nieruchomościami i była osobą bardzo obrotną. Kiedy jej mąż pływał po morzach i oceanach świata jego żona wyprowadziła z własnej kamienicy lokatorów z poprzedniego systemu zasiedleń i przeprowadziła remont po lokatorach którzy mieszkań nie szanowali bo zgodnie z ówczesną logiką myślenia mieszkania w prywatnej kamienicy były niczyje, chociaż przecież lokatorzy sami tam mieszkali. Mieszkanie po małżeństwie sędziów zza wschodnich rubieży przedwojennej Rzeczpospolitej przedstawiało obraz jak z impresjonistycznych malowideł mistrzów pędzla. Konieczny więc był remont wielozakresowy. Podczas tego remontu w którąś niedzielę kiedy robotnicy wynajęci do przeprowadzenia remontu wypoczywali poza miejscem pracy pani Irena weszła do jednego z remontowanych mieszkań. Dotykała tego i owego aż dziwnym trafem poruszyła jednym z kafli wyjątkowo pięknego pieca. Kafel był w cokole i został poruszony szpicem eleganckiego buta. Kobieta odkryła, że wysuwa się on po nacisku w określonym miejscu i pod pewnym kątem. Irena K wzięła drewnianą, metrową poziomicę robotników remontowych, klękła i z niedużej skrytki wygrzebała kilkanaście woreczków. W każdym z nich były kunsztowne wyroby ze złota, złote monety, kolie, bransolety i pierścionki wysadzane kamieniami szlachetnymi. Gdyby tak kosztowności liczyć na kilogramy to pani Irena córka polskiego nafciarza i żona kapitana żeglugi wielkiej stała się nagle posiadaczką prawie 10 kg precjozów. Kiedy po miesiącu mąż Ireny K. wrócił z rejsu bardzo w nim zakochana żona z kokieterii i własnego poczucia dobrego smaku położyła mu pod kołdrą w małżeńskim łożu kilogramy kosztowności jakich nawet on kapitan wielkiego statku morskiego nigdy w życiu nie widział. Mijają lata w których zakochani małżonkowie żyją miłością, czerpiąc z życia przyjemności jakie dane są jedynie bogatym i pewnym siebie ludziom. Ale któregoś dnia kiedy mąż pływał po morzach południowych przyszedł do niego, ale na adres małżonków list z Francji od francuskiego armatora. Ponieważ małżonkowie mieli takie zwyczaje Irena K. list otworzyła. Było tam pytanie czy kapitan Andrzej Władysław K. jest skłonny objąć stery na liniowcu oceanicznym bo jak armatorowi jest wiadomo od prawie roku kapitan nie przyjmuje żadnych ofert. Irena K. pomyślała tak. Skoro mąż nigdzie teraz nie pływa a okłamuję ją, że to właśnie robi to znaczy, że ma kochankę. Kiedy mąż wrócił z rejsu godzinami opowiadał żonie o całej podróży dzieląc się z nią wrażeniami i opowiadając rozmaite jej szczegóły. Na okazany list armatora francuskiego wybuchnął śmiechem. Ponieważ kobieta nie potrafiła rozwiązać tej mocno trapiącej jej tajemnicy męża sama pobiegła do prywatnego detektywa. Kiedy w trzy tygodnie po powrocie mąż znowu wyruszał w rejs dyskretnie towarzyszył mu detektyw. Wrócił po kilku dniach i zdał Irenie K. relację ze śledzenia męża. To prawda, że mąż jechał nad morze ale do niego nie dojechał bo zacumował w Bydgoszczy, a konkretnie w uroczym podmiejskim domu z okazałym ogrodem. Statek zaś na którym objął stery nazywa Marzena W. Detektyw sprawdził też specjalny wykaz obsad statków morskich i okazało się, że nazwisko kapitana figuruje tam po raz ostatni prawie 2 lata temu . Po zasłyszeniu tych rewelacji właścicielka pięknej kamienicy, wnuczka przedwojennego polskiego biznesmena, córka lotnika, absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego wybrała się za swoim mężem do domu Marzeny W. do miasta Bydgoszcz wkładając w elegancką torbę LOUISA VUITTONA wykonaną ręcznie ze skóry warana z Komodo, używany młotek murarski. Przedmiotem prawniczych rozważań jest to czy Marzena W. działała w obronie własnej kiedy nożem kuchennym ugodziła Irenę K. w serce powodując jej śmierć, czy też dźgała rywalkę nożem bo ta przyjechała zabrać jej człowieka do którego już bardzo się przyzwyczaiła. Na krzyk obu bliskich sobie kobiet przybiegł z ogrodu zażywający akurat kąpieli słonecznej kapitan żeglugi wielkiej. Irena K. zmarła w przedpokoju rywalki do względów męża. Marzena W. stanęła przed sądem który zajął się rozwikłaniem zawiłości prawniczych związanych z zakwalifikowaniem zabicia wymachującego młotkiem człowieka w przedpokoju własnego domu. Takiego przecież człowieka do którego żywi się emocjonalną niechęć związaną z próbą odebrania sobie swojego własnego wybranka serca. Z tego co wiemy kapitan żeglugi wielkiej pan Andrzej Władysław K. definitywnie zerwał z morzem. Jest dzisiaj bardzo zamożnym człowiekiem bo bardzo bogata żona zostawiła jemu jedynemu ogromny majątek. Na marginesie sprawy o zabójstwo, kiedy badano jej okoliczności, policja dowiedziała się o niezwykle wartościowym znalezisku Ireny K. Nic policji jednak do tego. Bo jeżeli ktoś lata temu znalazł coś we własnym domu to jest to tylko jego własne szczęście. Upływ lat czyni takie znalezisko niedostępnym również dla organów finansowych. Nie warto za niewiernym mężem latać z murarskim młotkiem bo można stracić na zawsze nie tylko jego samego ale również własne życie.
  5. @Alicja_Wysocka Alu. To ja dziękuję Tobie za ciepły komentarz :)
  6. @huzarc bardzo mi się ten wiersz podoba ! Pokazuje, że bycie redukowanym do przedmiotu doświadczenia innych jest równocześnie tragedią egzystencjalną i oporem wobec cyfrowej obojętności świata. Świata który zaciska swoje szpony na naszym delikatnym życiu.
  7. @lena2_ Piękna liryczna refleksja. Miłość ustaje dopiero wtedy, gdy w głębi serca odnajdziemy akceptację i miłość do własnego życia. Świetnie napisane :)
  8. @sam_i_swoi Rozumiem. Te pierwsze Twoje komentarze jak gra wstępna :) Lubię sugestie bo otwierają nowe perspektywy. Ale dzisiaj... Ten mój tekst.... Więc dzięki, widzę, że mój wiersz zaczął żyć własnymi mutacjami ale zostanę przy oryginale. Nic nie umniejszając Twojej wersji.
  9. @sam_i_swoi wskaż prolog ! wskaż co skrócić ! wskaż co poprawić !
  10. @sam_i_swoi Dawaj ją :)
  11. @sam_i_swoi Sadź !!!!
  12. @sam_i_swoi Proszę bardzo :) Każdy komentarz jest cenny. Najwyżej podyskutujemy :)
  13. Polityk wdziera się do przychodni NFZ jak tornado w złotej marynarce, jak kapsułka witamin z huraganem w środku. Drzwi skrzypią jak stare respiratory na kredycie. Kolejka pacjentów cofa się w popłochu – czują, że zaraz zniknie im nie tylko limit refundacji, ale i resztki nadziei. Rejestracja mdleje, bo wszystkie miejsca są już „tylko prywatnie”. Krzesła jęczą i próbują schować się pod podłogą. Termometr robi fikołek i udaje martwego. Plakaty o zdrowiu rwą się same – wiedzą, że zdrowie to luksus. Lewatywa rzuca się pod nogi pielęgniarki, błagając o ratunek przed uzyciem politycznym. Polityk siada. Fotel pęka jak budżet po wyborach, jak złamana obietnicą wyborcza. Kroplówki skaczą jak kibice na stadionie – każda kropla to podatek, każdy worek – dotacja dla kolegi z partii. Pacjenci chowają się pod stołami. Stoliki robią salta. Gabinet drży jak cały system ochrony zdrowia. Lekarz blady jak recepta bez refundacji. Stetoskop na jego szyi dygocze jak bankomat przy pensji minimalnej. Biurko ginie pod brzuchem polityka – Zeppelin absurdu unoszony na naszych składkach. Oczy – dwa rentgeny pychy. Oddech – inhalator z piekła, co dmucha na półki z lekami. Syropy bulgoczą jak marszałek sejmu w amoku. – Co panu dolega? – pyta lekarz drżącym głosem. Polityk śmieje się jak rezonans magnetyczny na dopalaczach, śmiech rozdziera gabinet na części pierwsze. – Wszystko mnie boli, doktorze! Plecy od noszenia władzy, ręce od brania kopert, żołądek od darmowych bankietów, nogi od omijania kolejek do specjalistów… A sumienie? – tu wybucha rechotem – Nie pamiętam, gdzie je zgubiłem! Lekarz nie cofał się, nie drżał. Patrzył na polityka w absolutnej, nienaturalnej ciszy. Na jego policzku, tuż pod okiem, pojawiła się linia – pojedyncza, lśniąca kropla, która sunęła wolno w dół. Nie była słona. Była lepka jak zaschnięty tusz, gorzka jak brak refundacji. Ciśnieniomierz na biurku zaczął dziwnie syczeć, jakby łapał ostatni oddech tuż przed krzykiem. Wtedy eksplodował. Skala kończyła się na słowie „EGO”. Rentgen pokazuje wnętrze: katastrofalnie rozdęte ego za publiczne miliardy. Widać przerzuty władzy na wszystkie organy, metastazy stanowisk w każdej tkance, a w sercu – pustą salę sejmową. W środku wakacje na Krecie, darmowe kotlety, kilometrówki, premie, premie, premie. Dookoła – zadłużone szpitale, pacjenci czekający latami na operacje. Długopis lekarza wybucha w dłoni. Tusz wsiąka w sufit i układa napis: „Naród zapłaci”. Szafka na leki płonie ze wstydu. Pielęgniarka mdleje, rejestratorka śpiewa hymn w omdleniu. Kroplówki robią falę. Pacjenci salutują jak w Sejmie. Polityk wspina się na wagę i czyni z niej tron. Ze stetoskopu – berło. Z kart pacjenta – nową ewangelię o sobie. Każdy kilogram jego ciała to nasze podatki. Każdy oddech – kredyt wzięty w naszym imieniu. Każde mrugnięcie – nowa ustawa na jego korzyść. Wstaje i woła: – Tu nie ma przychodni! To moje żarowisko! A wy wszyscy jesteście moimi sponsorami! Pacjenci uciekają przez okna. Stoliki robią fikołki. Strzykawki latają jak ptaki apokalipsy. Lekarz chowa się w szafce, która rozpada się z hańby. Na podłodze rozsypane tabletki i recepty układają się w napis: „Tu był Polityk. I już nikt… nigdy nie wyzdrowieje.” Ostatnia tabletka toczy się po podłodze, zatrzymuje w kałuży krwi i wykwita na niej napis: „REFUNDACJA = 0 zł”.
  14. @Berenika97 Bereniko. Poruszył mnie Twój wiersz głęboko. Przypomina mi, że pamięć jest ogrodem i jeśli się jej nie pielęgnuje, porasta ciszą i cierniem. A jednak nawet w zapomnieniu tli się iskra obecności, czekająca, aż ktoś zechce ją nazwać żywą. Twój wiersz to żywy obraz utkany z pięknych wersów.
  15. @violetta Wiem :) Zima jest beznadziejna. Uciec by gdzieś do ciepłych krajów. Jak ptaki. Ale im lżej bo bez walizek i plecaków.
  16. @violetta O matko :) Podarowałaś nam zmysłowy liryk, który buduje intymny, niemal alchemiczny obraz bliskości, łącząc rzadkie kolory z pragnieniem trwałego i świetlistego połaczenia.
  17. @violetta Absolutnie :) Wersja minimalistyczna :) Ja co to masz swoją miłość do kwiatów i przyrody :) Tyle tylko, że nawet największy bukiet kwiatów nie przytuli zakochanej dziewczyny :)
  18. @violetta jedyny nałóg jaki może mieć to tylko miłość do Ciebie. Prawda ? Ładnie to napisałaś - co mi Bóg da. Niech Cię obdarowuje bogato :)
  19. @Annna2 Aniu. Mam przyjaciela który ma czwartą żonę. Z każdego poprzedniego związku ma dzieci. Płaci ogromne alimenty. Jest na posadzie państwowej i ma zakaz dorabiania. Nie pytam go już jak się z tym wszystkim czuję. Nie pytam żeby nie zwymiotować. Facet inteligentny bardzo. Ale ma jedną niemiłą cechę. Brak empatii. Nie lubię jego obecnej żony. Zapraszają mnie na Święta ale zawsze odmawiam. A to naprawdę wspaniały przyjaciel. Takie już Aniu jest to życie. Piękne i wstrętne. Szczęśliwi ci co dostali od Boga piękno. Drogę życia prostą, szeroką, jasną. A inni...... @violetta I takie jest Twoje święte prawo. Prawo do życia takiego jakie sobie wybierasz sama. Pamiętam, pisałaś kiedyś o tym wybranym przystojnym gościu. Niech Ci się szczęści :)
  20. @Annna2 Aniu. Miłość to jedna z najtrudniej definiowanych stanów człowieka. Miłość może ewoluować. Ale honor człowiek ma albo go nie ma. Jeżeli założył rodzinę to jest to sprawa jago honoru przy niej trwać. Nawet jakby miał sobie interes uciąć nożem. Pod warunkiem, że w domu obiektywnie rzecz ujmując jest chciany. Tak Aniu myślę !
  21. @violetta "coś w rodzaju dyni " = to musiało być smaczne :) Kasa, kasa, kasa. Nie szukam lepszej pracy. Nie potrzebuję. Ale czasem porywa mnie przyjemność zatańczenia upiornego twista. Z cygarem w zębach. Ze szklaneczką niebieskiego jasia wędrowniczka w ręku. Z partnerką która ma miłość w oczach. Przyjemności nie biorą się z forsy która czasem rozszerza możliwości ale czasem robi z człowieka niewolnika. Przyjemności biorą się z osobowości, ze zdrowia fizycznego i fantazji. Biedak może być ludzkim kwiatem a bogacz beznadziejnym ponurakiem. @Annna2 Aniu. "Kocha się tylko raz".
  22. @Berenika97 Bereniko. Wszyscy przegrali chociaż nierównomiernie. Najgorzej wyszedł na sprawie awanturnik, czyli hydraulik. Jest młody a już z rogami jak dorodny jeleń. Próby odzyskania dziewczyny drogami formalnymi muszą się kiedyś skończyć katastrofą. Stres spowodowany zdradą żony musi się odbić na jego stanie zdrowia - serce, wątroba, mózg, przedwczesne siwienie itd. Gdybym był jego przyjacielem, poradziłbym mu machnąć ręką już po drugim dniu nieobecności żony. Tyle pięknych dziewczyn wokół. Jak śpiewał Fogg [podobno wciąż żyje :)] "...ja wszystkie was dziewczyny, całować chcę". Bereniko. Dziękuję :)
  23. @Annna2 Aniu. Ładnie to napisałaś ! Cały świat poruszyłem banalną zdradą małżeńską która po narcyzmie jest najczęstszą "przypadłością" ludzką. Zaszalałem :) Dziękuję Aniu.
  24. @Berenika97 Bereniko. Niezwykle plastyczne są te Twoje opisy :) Wzruszony się uśmiecham. Cenię sobie naprawdę bardzo Twoje komentarze bo są merytorycznie pełne. Uzupełniają mnie. Myślę nad nimi. Zapadają mi w pamięć. Nie wiem czym się zajmujesz ale masz wielki dar przekazu myśli. To wspaniała cechą ! A sam wiersz ? Metafory przychodzą mi z łatwością, ale czasem jak szwankuje mi rytm, to czuję jak mi "metrami" skracają się telomery w mózgu. Moje biedne DNA :) Bereniko. Pięknie dziękuję :)
  25. @Nata_Kruk Nata. "jak", "co". To nie jest błąd – w tym tekście powtarzalność buduje rytm i pasuje do obsesyjnego tonu. To daje efekt intensywności, rozedrgania, natarczywosci obrazów - każde doświadczenie natychmiast otwiera kolejne porównanie. To trochę jak lawina skojarzen, która pasuje do emocji w wierszu (miłość totalna, bolesna, obsesyjna). Ale Twoja krytyka ma sens = gdybym czasem „jak” zastąpił czystą metaforą tekst zyskałby na różnorodności. Wybrałem taką drogę jako świadomy zabieg stylistyczny chociaż zdaję sobie przecież sprawę, że umiar w poezji ma głęboki sens :) Tyle mojej amatorszczyzny :) Za komentarz uśmiechami dziękuję :)))))) @Alicja_Wysocka Alu :) Przecież kiedyś dałaś mi już nazwę właściwą - Czaruś !!! To się tego trzymam :) I dopóki sił starczy..... Ale to przecież wiesz :) Dziękuję pięknie :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...