Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kamil Olszówka

Użytkownicy
  • Postów

    454
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Kamil Olszówka

  1. Kopuła na Skale i Żelazna Kopuła, Są niczym biała i czarna królowa, Na czarno-białych równomiernych polach, Wielkiej szachownicy światowych geopolitycznych uwarunkowań, Jedna i druga instrumentalnie dziś traktowana, Jedną i drugą próbuje się zaszachować, Znienawidzonego do głębi jego jestestwa wroga, By polityczne korzyści trwale uzyskać… Mówią dziś SZACH Palestyńczycy, Strzegąc wiernie wielowiekowej Złotej Kopuły, Na niegdysiejszym Wzgórzu Świątynnym, Blokując plan biblijnej Świątyni Jerozolimskiej odbudowy, Mówią dziś SZACH Izraelici, Gdy Żelaznej Kopuły przechwytujących rakiet smugi, Przecinają nocnego nieba chmury, Rozpościerającego się nad zabytkami miast starożytnych… Jest kością niezgody Kopuła na Skale, Nieprzerwanie przez dziesięcioleci już wiele, Przyczyną jakże krwawych izraelsko-arabskich wojen, Będących kolejnych konfliktów zarzewiem, W świecie geopolitycznych zawirowań dziś dwie kopuły, Strzegą dwóch wielkich ludów biblijnych, Jedna wielowiekowej historii blaskiem swym złotym, Druga mnogością najnowocześniejszych rozwiązań technicznych… Gdy tej wiekopomnej nocy, Liczne przechwytujących rakiet smugi, Rozświetliły nieprzeniknione hebanowe mroki, Pod niebem pamiętającej wiele tysiącleci Jerozolimy, Zaś miliony ludzi w każdej świata stronie, Trwożnie zadaje sobie w duchu pytanie, W jakim o poranku obudzimy się w świecie, Gdy noc nieśpiesznie już się rozpłynie, Kopuła na Skale i Żelazna Kopuła, Na politycznego sporu są przeciwległych biegunach, Gdy geopolitycznych szachów partia, Na naszych oczach nieprzerwanie wciąż trwa, Gdzie krwią znów zroszona biblijna ziemia, Nie zdążyła zagoić rozjątrzonych ran, Po niedawnych okrutnych wojnach, Tlących się wciąż w bolesnych wspomnieniach… - Wiersz napisany w nocy z 13 na 14 kwietnia 2024 r.
  2. I. Gdy ludzkość skażona grzechem pierworodnym, W historii świata na wieków przestrzeni, Toczy między sobą wciąż krwawe wojny, Wiedziona ku zatraceniu szatańskimi podszeptami… Gdy pogłoski o kolejnych zbrojnych konfliktach, Niosące się w światowego formatu mediach, Zasiewają wciąż niepokoju ziarna, W duszach milionów bogobojnych Chrześcijan, A widmo globalnej wojny nuklearnej, Jawiąc się nam wszystkim realnym zagrożeniem, Jak upiór z przeszłości krąży nad światem, Lekceważone skrzętnie w politycznym dyskursie… A my z biblijnego Edenu wygnańcy, Nieszczęśni synowie Ewy, Tułając się po bezdrożach codzienności, Wikłamy się wciąż w rozliczne konflikty, Gdy na uczucia innych nie bacząc, Ludzie wciąż wzajemnie się krzywdzą, Kierując się jedynie zysków żądzą, Tak bardzo zaślepieni współczesnością… Niewinny Baranek bez skazy, Symbolem będąc Najdoskonalszej Ofiary, A zarazem doskonałym Kapłanem Przedwiecznym, Bez najmniejszego grzechu i najmniejszej wady, Gdyż podług Bożego Słowa, Zarówno kapłan jak i ofiara, Nie mogli mieć w sobie ni najmniejszych wad, Doskonałość winna obojga cechować, Posłuszny Woli Ojca złożył swe życie, Jako za ludzkość całego świata zapłatę, By za plugawe nikczemne grzechy nasze, Ofiarnie męczeńską śmierć ponieść, By ofiarą swej Krwi odkupić, Winy grzeszników z każdej świata strony, Dobrodziejstwa wyzwolenia z grzechów udzielić, Każdemu jednemu bez wyjątku człowiekowi… II. Gdy los niepewny naszych przyszłych dni, W cieniu trawiącej Ukrainę wojny, Zależny od przywódców mocarstw atomowych, Katowskim toporem na cienkim włosku wisi… Gdy kolejne doniesienia ze Strefy Gazy, W natłoku medialnych informacji, Mieszają się z relacjami płynącymi z Awdijiwki, Powodując w głowach staruszków mętlik, Przywołując niekiedy bolesne wspomnienie, Tamtych strasznych lat okupacji hitlerowskiej, Naznaczonych tak bardzo bólem i cierpieniem, Na każdym kroku powszechnym bezprawiem… To nie w krzykliwych nagłówkach brukowców, Bijących po oczach z ulicznych telebimów, I nie w ofertach telewizyjnych kanałów, Kabaretowych rewiach czy zwierzeniach celebrytów, Lecz w odwiecznej mądrości płynącej z Ewangelii, Na pożółkłych kartkach modlitewników starych, Winniśmy dzisiaj szukać pociechy, Jak i przed wiekami pradziadowie nasi… Gdyż niewinny Baranek bez skazy, Ofiarowanym był za winy ludzkości, By z biegiem czasu w wiekach kolejnych, Uśmierzać wciąż nieustannie Miłosierdziem Bożym, Tlące się zarzewia kolejnych wojen, Kładące się wywiedzionym z przeszłości cieniem, Ogromnych pożarów trawiących miasta wielomilionowe, By pozostawić zgliszcza zionące smutkiem… I choć wszystkie znane nam w dziejach wojny, Wypaliły swe piętno na losach ludzkości, Rozpleniając rozliczne grzechy, Pychy, chciwości, rządzy, Niewinny Baranek bez skazy, W obfitości swego Miłosierdzia gładzi grzechy, Tych, którzy z Nim chcą być uwielbieni, W nieznającym niesprawiedliwości Królestwie Bożym... III. Gdy dziś ojców naszych Wiarę, Usiłują wciąż ośmieszać media fałszywe, Swym zakłamanym medialnym przekazem, Zafałszowanym misternie rzeczywistości obrazem, Sączącym się w nasze głowy z plazmowych telewizorów, Karcącym nas z ust lewicowych propagandystów, W zawiłościach technik pedagogiki wstydu, W potokach słów ,,New Age"-owych proroków, Mnogością wykluczających się wzajemnie przekazów, Płynących ściekiem z radiowych odbiorników, Pośród dnia codziennego natłoku obowiązków, Docierających często do naszych uszu… Ponadczasowe dziedzictwo Dwunastu Apostołów, Otoczone troskliwą pieczą aniołów, Pozostaje nam igłą duchowego kompasu, Mimo upływu kolejnych wieków, By bój między Niebem i piekłem, O każdego jednego człowieka duszę, Zawsze Niebios kończył się triumfem, W cieniu piekieł porażki sromotnej… A niewinny Baranek bez skazy, Osaczony przez nieprzyjaciół Prawdy, Tysiące ateistów i antyklerykałów wojujących, Współczesnych proroków fałszywych idei, Szermujących wciąż tymi samymi, Godzącymi w Kościół licznymi paszkwilami I powielającymi wciąż te same błędy, Kolejnymi pseudonaukowymi publikacjami, W toku licznych burzliwych dyskusji, Toczonych między teologami i antyklerykałami, Gdzie pośród ciągnących się latami waśni, Sypią się wciąż najostrzejsze argumenty i przytyki, Broni się wobec niewiernych i złośliwych, Przez wieki kolejnych apologetów słowami, Nie ustępując w boju pola szatanowi, Walcząc orężem Prawdy przeciw oszczerstwom fałszywym… IV. Dziś gdy zmasowane ostrzały rakietowe, Obracają w gruzy sięgające chmur wieżowce, Równolegle z zbrojnymi konfliktami szalejącymi na świecie, Toczy się wojna i o ludzkie dusze… Lecz tej duchowej wojny orężem, Nie są wcale arsenały śmiercionośne, Lecz w odwiecznym boju z sobą skrzyżowane, Niczym lśniący i zardzewiały dwa obosieczne miecze, Inspirujące ludzkość Boże Natchnienie, Niesione przez wieki anielskim szeptem, I pętające sumienia pokusy piekielne, W ludzkie dusze przez czartów sączone… Gdy krople Najdroższej Chrystusa Krwi, Broczące niegdyś spod cierniowej korony, Padają dziś w ludzkich sumień głębiny, W każdym nabożeństwie wielkopiątkowym, Zaś bezwzględnych dyktatorów wypaczone sumienia, Pozostają wciąż zabawką w ręku szatana, Niczym w wielkiej grze o losy świata, Znaczone karty w dłoniach szulera… Niewinny Baranek bez skazy, Nasz obrońca, pośrednik, orędownik, Przenigdy samych nas nie zostawi, Choćby w śmiertelnych grzechach pogrążonych, By w półmroku starych kościołów drewnianych, Dotykając każdego z nas duszy, Na skruszonych w Sakramencie Pokuty, Wylać dobrodziejstwa płynące z Jego życia i śmierci, Sprawując pieczę nad wszystkimi stworzenia dziełami, Ten Arcykapłan Przedwieczny i Sędzia Sprawiedliwy, Kiedyś świat cały z wszelkich grzechów oczyści, U schyłku dziejów na Sądzie Ostatecznym, Rozkazując zastępom aniołów niebiańskich, Niczym oddanym żeńcom swemu panu posłusznym, Chwasty grzechów powiązane w snopki, Wrzucić na wieki w ogień piekielny… V. Gdy o duszę każdego jednego człowieka, Toczy się najważniejsza w dziejach świata wojna, Pomiędzy anielskim orszakiem Baranka, A przebiegłymi zastępami piekła… By gdy czas każdego się dopełni, A spowite snem wiecznym zamkną się powieki, Do Domu Ojca na powrót sprowadzić, Wszystkich ludzi prawdziwie wiernych… By u schyłku czasów w oczach Ojca Przedwiecznego, Osądzeni sprawiedliwie podług Prawa Bożego, Pokrzepieni zmartwychwstania nadzieją, Uniknęli kary ognia piekielnego… By przez nieprzyjaciół Kościoła o sercach nieprawych, Za ziemskiego życia często wyszydzani, Dumni Chrześcijanie z każdej świata strony, Najrozliczniejszym szykanom wciąż poddawani, Kiedyś na Sądzie Bożym, Podług ziemskich uczynków sprawiedliwie osądzeni, W blasku chwały stanęli szczęśliwi, Jako pokorni słudzy żarliwie Bogu oddani… Niewinny Baranek bez skazy, Mimo upływu wieków kolejnych, Symbolem pozostaje wciąż dla nas wymownym, Wielkiej Ofiary za grzechy ludzkości, Jako niewielki baranek z masła bądź cukrowy, W przystrojonych bukszpanem koszyczkach wielkanocnych, Ciesząc oczy wszystkich bez wyjątku dzieci, Pośród dnia tego licznych chwil radosnych, Gdy w oku mimowolnie zakręci się łza, Kciukiem jedynie ukradkiem otarta, Przywołuje także i nasze wspomnienia, Z odległego minionego już świata dzieciństwa, Tamtych licznych minionych Wielkanocy, Które przez życie nas ukształtowały, Z nieśpiesznym biegiem lat kolejnych, Czyniąc nas tymi kim dzisiaj jesteśmy...
  3. Gdy druty kolczaste obozów koncentracyjnych, Wyzierające z czarno-białych fotografii, Zamieszczanych na rozkładówkach publikacji naukowych, By pochłoniętych współczesnością ludzi sumienia poruszyć, Zdają się krzyczeć szeptem niesłyszalnym, O okrucieństwie nieznanym w historii ludzkości… Łykając z kominów gorzkie dymy, Mroźnym wieczorem zimowym, Gdy chłodny wiatr przeszyje me plecy, Będąc zimnym oddechem przeszłości… Do mrocznych kart historii, Pośród setek pytań w głowie się kłębiących, Gdy w bólu serca niewypowiedzianym, Zdławione płaczem słowa w gardle uwięzły, Wyszeptuję wtedy czasem trwożne swe myśli, Szukając tak niewysłowionego okrucieństwa przyczyny… Gdy wypaliła się niegdyś ofiarność matek, Pragnących w obliczu straszliwej wojny, Na największą choćby nie bacząc cenę, Ratować od cierpień własne swe dzieci, Które przymuszone niekiedy bolesnym rozstaniem, Patrzyły trwożnie w załzawione ich oczy… A dziś na wspomnienie tamtej ofiarności, Szklą się łzami starych historyków oczy, Wspominających niekiedy własne swe matki, Z którymi w tamtych czasach nie znających litości, Obozów koncentracyjnych drut kolczasty, W dzieciństwie na zawsze już ich rozdzielił… Do mrocznych kart historii, Wraz z starymi historykami siwowłosymi, Zanoszę i ja także pytań swych dziesiątki, O sens tamtych czasów niewysłowionym bólem naznaczonych… Gdy przygnębienie pochwyci mą duszę, Przebijając na wylot upiorów historii szponem, Niczym w straszliwej przepaści czeluście, Wpadam czasem w rzewną melancholię… Która to niekiedy gdy zmrok zapadnie, Przyobleka się czasem w koszmarny sen… Gdy pojawią się pierwsze znamiona odwilży, I topnieje już ostatni brudny śnieg, Nadzieja pisze do ludzkich sumień listy, Nadejścia wiosny będące milczącym zwiastunem… Do mrocznych kart historii, Wyszeptuję wtedy czasem trwożne swe myśli, Dziwiąc się ludzkiego okrucieństwa bezmiarowi, Zatopionemu niegdyś w morzu bezkresnej nienawiści, Która to milionów ludzi przecięła życia nić, Która to zrodziła niegdyś koncentracyjne obozy… 1 marca 1942 roku miał miejsce początek funkcjonowania obozu Auschwitz II-Birkenau i rozpoczęcie masowej zagłady Żydów w komorach gazowych. Pamiętajmy o tej strasznej dacie w historii Polski...
  4. @poezja.tanczy Ale heca! Też właśnie piszę długie wierszowane opowiadanie zainspirowane moim pamiętnikiem z dzieciństwa... Co za niesamowity zbieg okoliczności!
  5. Polecam także łaskawej uwadze mój wiersz zatytułowany ,,Płoną cerkwie na Ukrainie".
  6. Już o dwa lata za długo… Nie wierzy świat ukraińskim łzom, Skrywającym w sobie gorycz zaklętą, Przez przekrwione oczy strasznymi nocami opowiadaną… Gdy bezradne padają na śnieg, Przeszyte ostrym zimowym chłodem, Duchom przeszłości zanosząc swą skargę, Nim wiatr dziejów je nocą rozwieje… Być może płynęły z oczu zbyt wielu, By zaprzątać nimi uwagę mainstreamowych mediów, Zajętych tak bardzo skandalami celebrytów, Śledzeniem gwiazd filmowych licznych ekscesów… I choć ukraińskich uchodźców rzesze, Dla świata pozostają sumienia wyrzutem, Woli on śledzić nadchodzące premiery kinowe, Niż pochylić się nad realnym cierpieniem… Już o dwa lata za długo… Światowych mocarstw dumnym prezydentom, Kaźń Ukrainy jawi się zbyt odległą, By dostrzec zagrożenie światową wojną… I zwlekają miesiącami z wiążącymi podpisami, By zatwierdzić niezbędnej broni kolejne dostawy, Bojąc się wiekopomnymi swych piór pociągnięciami, Szans na interesy z Rosją trwale zaprzepaścić… Gdy wielomilionowych miast ostrzały rakietowe, Na ciele Ukrainy tysiącami ran wykute, Wojennych zniszczeń szatańskim rylcem, Nie zabliźnią się z kolejnych dziesięcioleci upływem… I smugi po seriach z przeciwlotniczych działek, Choć z czasem nikną na nocnym niebie, W pamięci ukraińskich żołnierek pozostaną zapisane, Wojennych emocji niewidzialnym piórem… Już o dwa lata za długo… Ofiarowując swe życie nieprzespanym nocom, W poczuciu życiowej misji się spalają, Z niewyobrażalnego zmęczenia na nogach słaniając, Zastępy bohaterskich ukraińskich ratowników i strażaków, Dla tamowania jak krwotoków wojny skutków, Ocierając z czoła krople zimnego potu, Co noc nie szczędzą nadludzkich wysiłków… A gdy zburzonych ukraińskich miast ruiny, Chwytają za serca widokiem straszliwym, Wyzierając z ekranów telewizorów plazmowych, Ustawionych w wolnego świata zaciszach domowych… Mroźnymi nocami przy świec płomieniach, Ukraińskich dzieci tlą się ciche marzenia, O powrocie do beztroskiego dzieciństwa, Którego nie naznaczyła tak boleśnie wojna… Już o dwa lata za długo… Zabytkowe ukraińskie cerkwie płoną, A posłuszne szalejących pożarów płomieniom, Bezbronne ulegają nieodwracalnemu zniszczeniu… Gdy rosyjskich bombowców naloty, W ramach zbrodniczej wojennej strategii, Podług rozkazów generałów cynicznych, Nie szczędzą także i miejsc Bogu poświęconych… Lecz mimo upływu wieków na ziemi ruskiej, Bólem i cierpieniem tak bardzo naznaczonej, Średniowiecznych kniaziów tli się wciąż sen, O Rusi bezpiecznej, szczęśliwej i wolnej… Lecz z zamierzchłych pradziejów utracone dziedzictwo, Spopielone na zawsze wojenną zawieruchą, Dla przyszłych pokoleń pozostanie inspiracją, Gdy odbudowie Ukrainy swe życie poświęcą… Już o dwa lata za długo…
  7. Krótki i genialny zarazem!
  8. @Corleone 11 Dziękuję po tysiąckroć! Bardziej jest to opowiadanie w formie wiersza, aniżeli wiersz. Zauważ proszę że celowo zaklasyfikowałem ten tekst jako opowiadanie, a nie jako wiersz. Tematowi bezmyślnego niszczenia przyrody także kiedyś poświęciłem jeden z moich wierszy...
  9. @poezja.tanczy Kreml wzniesiony na krwi, Gdy płyną wciąż kolejne wieki, Rozniecając w świecie kolejne wojny, Żąda wciąż krwi ofiary... Stokrotne dzięki za inspirację do kolejnego wiersza!
  10. @jan_komułzykant Jak najbardziej słuszne skojarzenie... Lektura wiersza potwierdzi Twoje domysły...
  11. Co się stało z ich ukochanymi synkami? Czy bezlitosna zawierucha straszliwej wojny, Starła ich z oblicza Matki Ziemi, Niczym podmuch wiatru bezbronny pył… Co się stało z ich ukochanymi synkami? Czy może bezwzględnymi rozkazami generałów cynicznych, Posłano ich w bój zziębniętych i niedozbrojonych, Pod ogień ckm-ów na ukraińskie okopy… Może wiedzą choć Aniołowie! Dlaczego z tysięcy młodych twarzy starto uśmiech, Spowijając je trwale śmierci bielmem... Może wiedzą choć Aniołowie! Dlaczego tysiącom matek przerwano spokojny sen, Tajemniczym w okolicy serca ukłuciem… Pytając w rzewnych modlitwach Boga, Dlaczego w gruzach runął cały ich świat, Niczym od gwałtownego w stół codzienności uderzenia, Domek z znaczonych przez szulera kart… Wciąż nie starcza im jednak odwagi, By zatapiając się w serc swych głębiny, Spojrzeć także i w oczy Prawdy, Pytając o sens tej nieludzkiej wojny… Ciskając swymi modlitwami o mury Kremla, Rosyjskie matki w niezgłębioną popadają wciąż rozpacz, Gdy żadna nie zobaczy już swego syna, Którego na zawsze odebrała jej wojna, Ciskając swymi modlitwami o mury Kremla, Podświadomie w niespokojnych swych duszach, Żądają odpowiedzi na nurtujące pytania, O sens śmierci swego ukochanego dziecka… Może wiedzą choć Aniołowie! Jaki będzie tej strasznej wojny kres, Czy zakończy się ona trwałym pokojem, Czy naprędce tylko wymuszonym rozejmem, Gdy rosyjskim matkom nie starcza odwagi, By zatapiając się w serc swych głębiny, Spojrzeć także i w oczy Prawdy, Pytając o sens tej nieludzkiej wojny… Ciskając swymi modlitwami o mury Kremla, Gdy w ich skołatanych matczynych sercach, Wciąż jeszcze tli się nadzieja, Że Bóg ulitowawszy się cofnie czas, I każda jeszcze zobaczy swego ukochanego syna, Gdy wróci z wojny z uśmiechem na ustach, Biorąc ją szczęśliwą w ramiona, Pośród serdecznego wyciskającego łzy wzruszenia… Czy rosyjskich matek rozpaczliwe modlitwy, Wykute w żarze tysięcy serc głębin, Z kruszcu cenniejszego od rodu czy platyny, Bowiem z szczerych i poruszających łez matczynych, Twardszych i od damasceńskiej stali, Zdołają mury Kremla rozkruszyć, Skuteczniej niźli artyleryjskie pociski, Oblegających niegdyś Moskwę hitlerowskich dywizji… I czy modlitwy tysięcy zrozpaczonych matek, Na ziemskich uczynków Ostatecznym Sądzie, Spadną na Putina tysięcy kamieni ciężarem, Strącając na wieki w piekielne czeluście, Bezwzględnego dyktatora nieszczęsną duszę, By cierpiała przez wieki męki zasłużone, Aż po doczesnego świata kres, Gdy nie będzie w wieczności żadnych już wojen… Gdy ciskając swymi modlitwami o mury Kremla, Nie przestają błagać Miłosiernego Boga, By skończył się w Rosji czas bezprawia, By umęczona przez lata Ojczyzna odetchnęła, Ciskając swymi modlitwami o mury Kremla, Błagają by po drugiej stronie życia, Spotkała każda swego poległego syna, Którego z winy Putina zabrała jej wojna, Ciskając swymi modlitwami o mury Kremla… - Wiersz opublikowany w Internecie w nocy z 16 na 17 lutego.
  12. I. W cieniu wielkich metropolii, W wnętrzach stareńkich kościołów drewnianych, Gdzie niejeden kapłan rokrocznie popiół święci, By posypać nim głowy parafian skruszonych… Najsampierw samemu pochylając swą głowę, Przed ulotnego popiołu wielowiekowym symbolem, Niekiedy wiedziony Bożym natchnieniem, Po Mszy w skupieniu przed kościół wyjdzie… I niekiedy przed kościołem choć symbolicznie, Część poświęconego popiołu na wietrze rozsypie, By dla ludzkości było to znakiem, Iż każdy kiedyś stanie się prochem… Niech wiatr rozwieje na wszystkie strony świata, Popiół rozsypany przez starego kapłana, By wszystkim kontynentom i narodom przypomniał, O kruchości i przemijalności ludzkiego życia… Niech jego maleńkie drobiny, Niesione wiatrem Bożej Mądrości, Opadając niezauważone na głowy zabieganych ludzi, Krzyczą szeptem o potrzebie pokuty… Ta symboliczna drobina popiołu, Na głowy biznesowych magnatów, Właścicieli międzynarodowych koncernów, Rozmiłowanych tak bardzo w luksusie i zbytku, Opadając delikatnie niech będzie przypomnieniem, By życie podporządkowane pogoni za pieniądzem, Ukierunkowali także i na sprawy Boże, Nim zakończy ono swój ziemski bieg… Ta symboliczna drobina popiołu, Świecących łysin skorumpowanych polityków, Uwikłanych w sieci rozmaitych układów, Pokątnych szemranych interesów, Niech niezauważona przez nikogo dotknie, By w zgiełku sejmowych korytarzy im przypomnieć, O każdej złamanej obietnicy wyborczej, O każdego oszukanego wyborcy nadziei zawiedzionej… II. Gdy mury europejskich gotyckich katedr, Przez buldożery na proch dziś starte, Z miejsc ich dawnych dziś pustki ziejącej, Pozostały tylko niemym świadectwem… Tamtych z zamierzchłych czasów Śród Popielcowych, Służących niegdyś krzewieniu pobożności, Wśród pogrążonej w grzechach ludzkości, By stanęła ufnie przed Bogiem Miłosiernym… A dziś same często będąc jedynie prochem, Tamte wspaniałe kościoły strzeliste, Z zamierzchłej przeszłości niemym są krzykiem, Byśmy posypali głowy popiołem w pokuty akcie… Bo ta maleńka poświęconego popiołu drobinka, Większą ma wartość w oczach Boga, Niźli pobrzękujących srebrników sakiewka, Tak w starożytności jak i w naszych czasach… Gdy dziś każdy Judaszowy srebrnik, Ukryty jest pod postacią sum wielomilionowych, Na tajne konta antykatolickich organizacji przelewanych, By służyły walce z Kościołem Chrystusowym… Ta symboliczna drobina popiołu, Na głowy wojujących ateistów, Odmawiających istnienia przedwiecznemu Bogu, Nie szczędzących ludzkiemu rozumowi uniżonych pokłonów, Opadając delikatnie niech będzie przypomnieniem, Że nie wszystko w zasnutym tajemnicami wszechświecie, Zdoła wyjaśnić człowiek rozumowym poznaniem, Bez zrozumienia ogromu Miłości Bożej… Ta symboliczna drobina popiołu, Głów zagorzałych antyklerykałów, Pochłoniętych bez reszty pisaniem kolejnych paszkwilów, Na księży, zakonników, biskupów, Niech dotknie przynosząc rozumu otrzeźwienie, Nim życie zakończy swój bieg, I przyjdzie stanąć przed Najwyższym i Wiecznym Kapłanem, Na ziemskich uczynków ostatecznym Sądzie… III. Choć nie oszczędziła ich bolszewizmu nawała, Czasem kamień na kamieniu nie został, Niekiedy pozostała jedynie smętna ruina, Przez dziesięciolecia mchem zapomnienia porosła… W zburzonych polskich kościołach na kresach, Gdy dzień w objęcia nocy podąża, Zawsze gdy północ nieubłaganie wybija, A kończy się już Środa Popielcowa… Duchy zmarłych proboszczów dokonują popiołu poświęcenia, Jak i w minionych wiekach za ziemskiego życia, Gdy nie zamknęła się jeszcze powieka, Bielmem śmierci na zawsze zasnuta… I z tych naszych ukochanych kresów dalekich, Bólem i cierpieniem tak bardzo naznaczonych, Z miejsc gdzie niegdyś przed straszliwymi wojnami, Stały piękne polskie kościoły… Popiół poświęcony przez kresowych kapłanów dusze, Niech wiatr burzliwych dziejów rozwieje, Na ruskiej ziemi krańce wszelakie, Naznaczone wojen, biedy i nędzy piętnem… Ta symboliczna drobina popiołu, Na głowy ruskiej ziemi dyktatorów, Nie mających nigdy najmniejszych skrupułów, W realizacji krwawych swych celów, Niech opadnie cichutko a niepostrzeżenie, Wielkiego głazu ciężarem, Dla rozbudzenia fałszywych ich sumień, Wypaczonych przez ubzdurane wielkomocarstwowe idee, Miotana huraganem po ulicach Mińska, Niesiona obok złotych kopuł moskiewskiego Kremla, Niech cichutko a niepostrzeżenie dotknie czoła, Janukowycza, Łukaszenki, Putina, By szepcząc cicho do ich sumień przypomnieć, O niewysłowionych cierpieniach zadanych Ukrainie, O tysięcy cywilów krwi przelanej, O ogromie nieodwracalnych wojennych zniszczeń… IV. Gdy z zamierzchłej przeszłości pęknięty garniec z popiołem, Rzucony przed postępowej ludzkości pychę, Przez naszych zapomnianych przodków cienie, Pośród codziennego zgiełku rozbije się z hukiem, By rozsypany na bezdrożach codzienności popiół, Przypomniał nam o przemijaniu naszych czasów, Tak ulotnych niczym obrazy ze snów, Rozpływające się z wolna o brzasku… Pamiętajmy, że kiedyś z woli Bożej, Gdy świat nasz swego kresu dobiegnie, Gwałtowny wiatru dziejów powiew, Niezliczonych pokoleń ślady trwale rozwieje… Gdy w starych kościołach powietrze wciąż drży, Od naszych pradziadów gorących modlitw, Które i my dzisiaj dosłyszeć możemy, Wsłuchując się bacznie w szept przeszłości… Z zamierzchłych czasów klekot wielkopostnych kołatek, Dla współczesnej ludzkości niech będzie przypomnieniem, Iż na tym pogrążonym w konfliktach świecie, Nic nigdy nie trwało i nie trwa wiecznie… I ta symboliczna drobina popiołu, Niech dotknie głów sławnych w świecie naukowców, Powszechnie szanowanych siwobrodych profesorów, Renomowanych uczelni wieloletnich wykładowców, By w gąszczach zawiłych równań chemicznych, Gdy usiłują tajemnice początków wszechświata zgłębić, Zatapiając się w swych umysłów głębiny, Zrozumieli że niezbędny jest pierwiastek duchowy. I by świat materialny w doskonałym stopniu zrozumieć, Winni duchowo zespolić się z Bogiem, Ofiarując Wszechmocnemu umysłów swych pracę, Swe doktoraty, habilitacje, wszelkie naukowe dysertacje, A wówczas wszechświat niezbadany i tajemniczy, Profesorskim ich umysłom stanie się bliższy, Gdy potęgą cichej i żarliwej modlitwy, Poszerzą także myślowe swe horyzonty… V. Gdy ludzkość przed wiekami Chrystusowi zaślubiona, Wyrzekła się swego Oblubieńca, Miast szczerozłotej obrączki, gdzieś w czeluściach piekła, Naszykowała popielcową kłodę szatanów zgraja… A wyciosana przez czartów popielcowa kłoda, W nieznanych ludzkiej wyobraźni piekielnych czeluściach, Straszliwą ma wagę artyleryjskich dział tysiąca, Zdolnych wielomilionowe miasta z ziemią zrównać… A kolejnych konfliktów tlące się zarzewia, Są niczym piekielnych łańcuchów ogniwa, W które kolejne pokolenia ludzkości zakuwa, Wielkomocarstwowa wizja każdego dyktatora… Lecz na szali Bożej Sprawiedliwości, Te maleńkie poświęconego popiołu drobinki, Większą mają wagę i od bomb atomowych, Zdolnych ludzkość całego świata unicestwić… I większą mają wagę ubogiego kapłana słowa, Gdy garstkę wiernych wzywa do nawrócenia, Od rozkazów bajecznie bogatego dyktatora, Zasiewających trwogę w milionów ludzi sercach… I ta symboliczna drobina popiołu, Na głowy gangsterów, dilerów, sutenerów, Tkwiących latami w przestępczym półświatku, Mimo gorących modlitw życzliwych im osób, Niech niesiona wiatrem łagodnie opadnie, Tysiąca kamieni ciężarem, Dla rozbudzenia przestępczych ich sumień, Choć krzywd wyrządzili ludziom tak wiele… Ta symboliczna drobina popiołu, Dla pijanych na live’ach patostreamerów, By z deprawacji młodzieży nikczemnego procederu, Przenigdy nie czerpali parszywych swych zysków, Niech będzie kamieniem młyńskim, Który pociągnie ich w wyrzutów sumienia głębiny, By tlącym się z wolna żalem za grzechy, Wypalili niczym rozżarzonym żelazem parszywe nałogi… VI. Co roku dnia tego do popielcowej kłody, Przykuwają kolejne pokolenia grzeszącej ludzkości, Chichoczący zuchwale w zaświatach czarci, By po bezdrożach rozlicznych grzechów pędzić, Poprzez wszelakie znane dziejom wojny, Biedę, nędzę, poniżenie i wyzysk, Zawinione przez człowieka kataklizmy, Tragizm głodu i klęsk żywiołowych… I choć ciąży ludzkości ta popielcowa kłoda, W odmętach grzechu od wieków pogrążona, Ciągnąć ją musi przez kolejne lata, Aż po horyzont doczesnego świata… Byśmy zostali wykupieni przez aniołów, Drobinkami poświęconego przez kapłanów popiołu, Cenniejszymi od złotych dukatów, Służącymi bowiem dusz ludzkich nawróceniu… Jak wykupywali niegdyś starsi bracia, W sypiących się na rozstaju dróg karczmach, Swe krnąbrne siostry spod popielcowych kłód jarzma, Z ręki niejednego cudacznego maszkarona… I ta symboliczna drobina popiołu, Niech dotknie głów wszystkich grzeszników, Dla rozbudzenia sumienia wyrzutów, W wieczornym półmroku starych kościołów, A popiół dnia tego przez kapłana poświęcony, Szepcząc cicho do każdego z nas duszy, Z dala od zgiełku wielkich metropolii, Każdemu z nas cichutko przypomni, Iż gdy życie bieg swój zakończy, I zamkną się już nasze powieki, A wydając ostatnie tchnienie na łożu śmierci, Z woli Boga zaśniemy snem wiecznym, Z dniem pogrzebu do ziemi złożeni, Gdy wyschną już żałobników łzy, Jak z prochu niegdyś powstaliśmy, Tak w proch się obrócimy…
  13. @Kościół Zbawienia Słów A zatem udaj się także i ze mną mój Szanowny czytelniku w tajemniczy i inspirujący świat Starej Baśni...
  14. @Kościół Zbawienia Słów A ja przeczytałem sporo wierszy J.I. Kraszewskiego i uważam że są równie dobre jak te Kochanowskiego, Słowackiego czy Mickiewicza! Na niektórych wzorowałem się nawet pisząc swoje własne... Pozdrawiam! https://pl.wikisource.org/wiki/Poezye_J._I._Kraszewskiego
  15. @duszka Wszystkie Twoje wiersze są tak bardzo poruszające... Nawet nie masz pojęcia jak bardzo żałuję że nie mam czasu czytać wszystkich Twoich wierszy na bieżąco...
  16. @aniat. Bardzo piękny i bardzo poruszający wiersz... I o dziwo także bardzo podobny do mojego wiersza zatytułowanego ,,Modlitwa księżniczki Wandy". Pozdrawiam!
  17. @Kościół Zbawienia Słów Kraszewski założył w 1868 własną drukarnię w Dreźnie, zaciągając w tym celu spore długi. Nie był to dobry interes – aby spłacić długi, musiał w następnym roku wystawić na licytację swoją wielką bibliotekę, a i tak w 1871 został zmuszony do odsprzedania drukarni ze stratą finansową. Najważniejszym działem twórczości Kraszewskiego są powieści: w ciągu 57 lat napisał ich 232, w tym 144 powieści społeczne, obyczajowe i ludowe, 88 historycznych! Moim marzeniem jest przeczytać je wszystkie, choć nie wiem czy starczy mi na to życia... Polecam także szczególnej uwadze mój długi wiersz zatytułowany ,,Oddychając Kraszewskim…" Celowo napisałem ten wiersz tak by przypominał XIX-wieczny styl J.I. Kraszewskiego.
  18. Wiersz ten planuję w przyszłości włączyć do powstającego właśnie zbioru kilkudziesięciu wierszy mojego autorstwa opatrzonych wspólnym tytułem „Oddychając Kraszewskim…". W zamierzeniu moim ma to być zbiór kilkudziesięciu wierszy zainspirowanych twórczością Józefa Ignacego Kraszewskiego i będących zarazem hołdem dla tego arcywybitnego polskiego pisarza. Spoiwem łączącym wszystkie te moje wiersze będzie chęć oddania hołdu szeroko rozumianej twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego będącej fenomenem w skali całego świata... Każdy z wchodzących w skład niniejszego zbioru moich barwnych wierszy będzie hołdem dla jakiejś powieści, opowiadania lub poematu autorstwa tego wielkiego Mistrza polskiej literatury. Od czasu przeczytania przed kilkoma laty z wypiekami na twarzy Starej Baśni, to właśnie J.I. Kraszewski pozostaje jednym z moich ukochanych pisarzy, a każda przeczytana przeze mnie kolejna powieść Jego autorstwa zachwyca mnie jeszcze bardziej… Dlatego też pomysł stworzenia zbioru wierszy dedykowanego pamięci tego jakże wybitnego pisarza zrodził się we mnie z potrzeby serca, by w ten sposób wyrazić mój szacunek i uznanie dla tego jednego z najwybitniejszych Polaków w dziejach naszej Ojczyzny i dla Jego wieloletniej działalności pisarskiej i wydawniczej… Niestety nie mogę ze swojej strony obiecać że uda mi się rzeczony zbiór kilkudziesięciu wierszy mojego autorstwa szybko ukończyć, ani też nie mogę obiecać że uda mi się kiedykolwiek wydać go drukiem...
  19. Pośród przyjemnego wieczoru letniego, Nastrojem swym wyobraźnię rozbudzającego, Pachnącego najrozmaitszym kwieciem i ziołami, Zamierzył pióra Mistrz Kraszewski, Napisać powieść o czarnoksięstwa Mistrzu Twardowskim, By pokrzepić serca czytelników pod zaborami, Urzeczony starymi ludu legendami, Kryjącymi się w nich od wieków prawdami, Wyłuskując co najistotniejsze z ich treści, Pochylając się nad pożółkłymi kartkami, Rozbudzając uśpione moce wyobraźni, W duchu mówił do bohatera swej powieści: „Zapomniany, legendarny Mistrzu Twardowski, W starego powieściopisarza duszy, Legenda twa zasiała ziarno ciekawości, By zapełnił nią swej powieści karty, W mrokach burzliwych polskich dziejów, Nie brakło także i tajemniczych czarnoksiężników, Za zasłoną ludzkiej niepamięci ukrytych, W naszej pięknej cudownej historii, Zasiewających skrycie ziarnko tajemnicy, By po latach w legendach ciekawość rozbudzić, Zdarzało się że i samym królom, Służyliście wiernie czarnoksięską swą radą, By wpływ na Rzeczypospolitą podstępem zdobyć. Przypisywane wam było odwracanie nieurodzajów, Zmarłych z zaświatów przywoływanie duchów, By w rozpaczy potężnych monarchów utulić… Gdy króla Zygmunta Augusta zżerały smutki, Ty odmalowałeś mu ducha Barbary Radziwiłówny, Przeto ja zaraz zapomniane twe losy, Odmaluję na kartach mojej powieści, Przeto już same twe narodziny, Opiszę w aurze nadprzyrodzonej tajemnicy, Naznaczonej diabelskim piętnem, By ciekawość czytelników rozniecić, Od pierwszej strony do lektury zachęcić, Rozbudzić w każdym z nich nieznane mu emocje, Przeto opiszę mój Mistrzu jak to mężnie, Młodzieńcem będąc powędrowałeś w piekielne czeluście, By naznaczony los swój odwrócić, By odzyskać stary cyrograf ojcowski, Przez samego Belzebuba podstępem zdobyty, Nowe drogi swemu życiu wytyczyć… Żyłeś przed wiekami w aurze tajemnicy, Jako spowity domysłami królewski czarnoksiężnik, Unieśmiertelniając swe nazwisko w polskiej historii, Jako wielkiej tajemnicy niewidzialny pomnik, Gdy na sabaty na Łysej Górze, Zlatywały się na miotłach swych czarownice, By całonocne harce wyprawiać, Ty tajemniczy Mistrzu późnymi wieczorami, Siedziałeś wciąż pochłonięty swymi licznymi księgami, By wszelkie tajemnice wszechświata zbadać… Zdobyć zapragnąłeś wszelaką wiedzę, Zakrytą starannie przed człowieka rozumem, By utrudzonej ludzkości oddanie służyć, A dla zdobycia wiedzy tajemnej, Nie zawahałeś się zaprzedać diabłu duszę, By skarby rozumu swego pomnożyć… Służyłeś ludziom cenną radą, Choroby zawsze leczyłeś wszelakie, Zawsze niestrudzenie śpieszyłeś z pomocą, Gdzie ubogi brat twój był w potrzebie, Aż w końcu pochwycili cię czarci, W przebiegle nazwanej Rzymem karczmie, Uciekając się do zuchwałego podstępu, By strasznego swego dzieła dopełnić, Duszę twą podstępnie uprowadzić, A ofiarować ją niezwłocznie ognistemu piekłu, Gdy z karczmy porwali cię diabli, Wysoko ponad ziemski padół unieśli, Ty zawierzyłeś Przedwiecznemu Bogu legendarny Mistrzu, A z nabożeństwem śpiewałeś godzinki, Przez co czarci po drodze cię upuścili, I wylądowałeś na księżycu zuchwały szlachcicu…” I napisał niezrównany Mistrz Kraszewski, Przepiękną powieść o legendarnym Mistrzu Twardowskim, Wzbudzającą u wszystkich bez wyjątku czytelników zachwyty, Rozbudzającą uśpione w siwowłosych starcach pokłady wyobraźni. I uczynił Kraszewski Twardowskiego polskiego szlachcica wzorem, Sarmackiej dumy niezrównanym ponadczasowym przykładem, Zamierzchłej przeszłości mistycznym cichym szeptem, Dla kolejnych pokoleń powieściopisarzy natchnieniem. I wciąż kolejne pokolenia polskiej młodzieży, Rozczytywały się w powieści o sławnym Mistrzu Twardowskim, Marząc skrycie by przeżyć jegoż przygody, Przewracając z rozrzewnieniem ostatnie powieści strony. I wciąż wielu czytelników młodych, Dla rozbudzenia swych emocji, Sięga po legendarne Mistrza Twardowskiego przygody, Zachwycając się ich autora geniuszem pisarskim… – Wiersz zainspirowany powieścią „Mistrz Twardowski” autorstwa J.I. Kraszewskiego.
  20. @Corleone 11 Kolejny wiersz mojego autorstwa zaskoczy Cię jeszcze bardziej! Ale ciii... Na razie to tajemnica... Pozdrawiam!
  21. Wiersz ten planuję w przyszłości włączyć do powstającego właśnie zbioru kilkudziesięciu wierszy mojego autorstwa opatrzonych wspólnym tytułem „Oddychając Kraszewskim…". W zamierzeniu moim ma to być zbiór kilkudziesięciu wierszy zainspirowanych twórczością Józefa Ignacego Kraszewskiego i będących zarazem hołdem dla tego arcywybitnego polskiego pisarza. Spoiwem łączącym wszystkie te moje wiersze będzie chęć oddania hołdu szeroko rozumianej twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego będącej fenomenem w skali całego świata... Każdy z wchodzących w skład niniejszego zbioru moich barwnych wierszy będzie hołdem dla jakiejś powieści, opowiadania lub poematu autorstwa tego wielkiego Mistrza polskiej literatury. Od czasu przeczytania przed kilkoma laty z wypiekami na twarzy Starej Baśni, to właśnie J.I. Kraszewski pozostaje jednym z moich ukochanych pisarzy, a każda przeczytana przeze mnie kolejna powieść Jego autorstwa zachwyca mnie jeszcze bardziej… Dlatego też pomysł stworzenia zbioru wierszy dedykowanego pamięci tego jakże wybitnego pisarza zrodził się we mnie z potrzeby serca, by w ten sposób wyrazić mój szacunek i uznanie dla tego jednego z najwybitniejszych Polaków w dziejach naszej Ojczyzny i dla Jego wieloletniej działalności pisarskiej i wydawniczej… Niestety nie mogę ze swojej strony obiecać że uda mi się rzeczony zbiór kilkudziesięciu wierszy mojego autorstwa szybko ukończyć, ani też nie mogę obiecać że uda mi się kiedykolwiek wydać go drukiem...
  22. Tam gdzie cichy powiew wiatru dziejów, Skryła ziemia liczne zwaliska potężnych grodów, Tam gdzie niosła się ulotna piosnka, Niezliczone młode dziewczęta wiodły swe życia, Tam gdzie głośny krzyk przeszłości, Miały one swe niezapomniane swaćby, Tam gdzie prastara, pogańska Słowiańszczyzna, Kryła się pewna wielka tajemnica, Tam gdzie spowite mrokami zapomnienia pradzieje, Nosiło w sobie smutek swój młode dziewczę, Tam gdzie cichy szept Historii, Odmalowywały się w snach Słowianek tajemnicze obrazy… W starego kmiecia Ryżca chacie, Wieczorami rozniecało swe marzenia młode dziewczę, Rozmyślając o przyszłym swym losie, Zamysłem bogów wplecionym w pogańską słowiańszczyznę, Gdy po wieczerzy uprzątniętą była już ława, Licznym rozmyślaniom oddawała się Lublana, I nie chcąc budzić starego Ryżca, Cichutko na posłaniu swym siadała, Spoglądając nocą na złoty sierp księżyca, Skrycie się modliła do swego towarzysza, By radosną była przyszła jej dola, W ramionach ukochanego kmiecia Mirka… Sklecone w myślach słowa prostej swej modlitwy, Nanizywała na nici potajemnych swych myśli, By kędy płyną po niebie chmury, Zawiesić je nocą na sierpie księżycowym, A we wszystkich jej marzeniach, Odmalowywał się obraz młodego kmiecia Mirka, W którym to pokładała się jej nadzieja, Zobaczyć kiedyś swego przyszłego męża, By kiedyś przed chatę starego Ryżca, Na pięknym siwym koniu zajechał, Wyszywaną piękną chustę ukochanej ofiarował, A o rękę swej umiłowanej niestrudzenie się starał, By spracowane kmiece ramiona jej ukochanego, Uchroniły ją zawsze od niebezpieczeństwa wszelakiego, Od wszelkiego zła zewsząd czyhającego, Z ręki ludzkiej czy od świata nadprzyrodzonego, By nie porwały jej wodnice, Gdy śpiewać będzie nad rzeki brzegiem, By nie dręczyły jej nocnice, Gdy snem kamiennym spoczywać będzie, By udając się nad rzekę, A w myślach swego ukochanego pozostając zarazem, Zanurzając się w wodzie głębokiej, W głębi swego uczucia zatopiła się namiętnie, By zasypiając w spracowanych jegoż ramionach, Zapomnieć mogła o nocnych zmorach, By w cieniu męża ukochanego oblicza, Nigdy już niczego się nie obawiała… By strasznego knezia Leszka oczy, Przenigdy nie znalazły dziewczęcej jej twarzy, By spojrzeniem swym nigdy nie spoczęły, Na obrysie młodych jej piersi, By uciekła choćby i na kraj świata, Przed gniewem srogiego knezia Leszka, By młodzieńcza jej natura, Ku wolności niechybnie ją poprowadziła, By nie była nigdy jego służącą, I nie zbudziła się nigdy jego nałożnicą, By nie uczynił jej swą niewolnicą, Wszelkim jego rozkazom powolną, By w sercu jej nie zagościł smutek, Po wszystkie życia jej dnie, By duszy jej nie przygniótł kamień, Oddający troski wszelakie, By licznych bogactw przysięgą, Nie uczynił jej Leszek swą żoną, Zwiódłszy starego Ryżca troskę ojcowską, Zaszczytów wszelakich fałszywą obietnicą, By w przeklętym dniu swaćby niechcianej, Nie przygniotło duszy jej brzemię, By nie spowiła się wewnętrznym mrokiem, Gdy żegnać się będzie z beztroskim dzieciństwem, By zmuszoną nie była dać nu słowa, Przyrzec kneziowi swemu wiernego posłuszeństwa, Jako powolna słowom męża żona, Wydać na świat srogiego knezia potomstwa… Gdy tak nocą na posłaniu leżała, W dziewczęcej swej modlitwie pogrążona, Przenigdy by nie pomyślała, Iż w obaleniu knezia Leszka będzie jej zasługa, Iż wkrótce okrzyknięta upiorzycą, Powiedzie na gród knezia armię kmiecią, Iż tenże powierzy swe życie płomieniom, Nie chcąc ugiąć karku przed niewiastą, Iż zawzięte jego twarzy rysy, Spopieli moc ognistych płomieni, By nikomu nie był już strasznym, By popioły jego były powiewem przestrogi, Iż jej młode dziewczęce dłonie, Porwie ukochany Mirko całując nieprzerwanie, Iż uprzednio samemu obwołany kneziem, Za żonę swoją bezzwłocznie ją pojmie, Iż na zawsze będą już razem, Przez słowiańskich żerców złączeni małżeńskim węzłem, Iż szczęśliwie powiodą dalsze swe życie, W spowitej mrokami niepamięci pogańskiej Słowiańszczyźnie… – Wiersz zainspirowany powieścią „Lublana” autorstwa J.I. Kraszewskiego.
  23. @Corleone 11 W temacie wędrówki dusz wypowiedziałem się już w moim wierszu zatytułowanym ,,Alfabet wypisany na duszy", którego lekturę także gorąco polecam...
  24. @Corleone 11 Najserdeczniej Dziękuję... Twoje opinie zawsze są dla mnie wyjątkowo cenne! Chociaż nasze życie jest osadzone w teraźniejszości i ukierunkowane na przyszłość i na światło jutra, zawsze będziemy żyć w cieniu naszych przodków, w cieniu naszej przeszłości i historii wielu pokoleń...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...