Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kamil Olszówka

Użytkownicy
  • Postów

    457
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Kamil Olszówka

  1. @aff Najserdeczniej dziękuję za tą opinię i gorąco pozdrawiam! @Łukasz Jasiński Dzięki za zwrócenie uwagi! Pisałem ten mój wiersz do północy z zapałkami w oczach i stąd ten głupi błąd... @Nata_Kruk W pierwotnym zamiarze ten wiersz miał być jeszcze dłuższy, ale sen mnie zmorzył... Najserdeczniej Dziękuję i Pozdrawiam! @Jacek_Suchowicz Specjalnie dla Ciebie fragment mojej niewydanej dotąd drukiem powieści... ,,Czym jest nasz dzisiejszy patriotyzm, w porównaniu z dawnym patriotyzmem naszych dziadów i pradziadów? Tamten niewątpliwie był niedościgłym wzorem… Obecnie nie przywiązujemy do patriotyzmu już tak wielkiego oddania, poświęcenia, gotowości do największych wyrzeczeń. Dawnemi czasy Polak dla Polski się rodził, Polsce oddawał każdy swój oddech, dla Polski umierał… Toteż patriotyzm dla dziadów naszych równie był ważny jak wiara w Boga. Kiedyś, kiedyś patriotyzm nie wyrażał się w potoku słów, próżnej gadaninie, lecz w wielkich czynach, o których przez lata zaświadczały blizny weteranów wojennych. Nasi dziadowie i pradziadowie w imię patriotyzmu zdolni byli do czynów tak wielkich, jakich nawet nie byli sobie w stanie wyobrazić ludzie z najodleglejszych zakątków świata." [[Fragment niewydanej drukiem powieści mojego autorstwa. Wszystkie prawa zastrzeżone]]
  2. @Łukasz Jasiński Dzięki za zwrócenie uwagi! Pisałem ten mój wiersz do północy z zapałkami w oczach i stąd ten głupi błąd...
  3. Szacunek dla Żołnierzy Wyklętych... W sercu każdego Polaka się tli, Choć świat ułudą nowoczesności zaślepiony, Zdaje się na złamanie karku pędzić… Gdy zbrodniczego komunizmu macki, Naszą ukochaną Ojczyznę oplotły, Oni niewzruszenie na posterunku trwali, Zawsze ideałom swym wierni… Zimna rękojeść pistoletu, Ostatni kęs chleba podniesiony do ust, Przemoczony jesiennym deszczem mundur, W partyzanckiej ziemiance dotkliwy chłód, Były często ich codziennością, Na którą niejedną księżycową nocą, W cichych pacierzach skarżyli się aniołom, Zwycięstwa nad komunizmem ufnie upraszając… Lecz w tych strasznych czasach okrutnych, Najbliżsi których musieli pozostawić, Przenigdy o nich nie zapomnieli, W sercach ich na zawsze pozostali, Przez matki i żony wyszeptywane modlitwy, W półmroku wielowiekowych kościołów gotyckich, Mroźnymi nocami synów ich strzegły, Przed strasznymi sowieckimi represjami… Gdy mrok ziemię otulił, Roniąc ukradkiem żołnierskie łzy, Najbliższej przyszłości niepewni, Wyszeptywali gwiazdom swe myśli, Jedni marzyli o ucieczce na zachód, W demokratycznym kraju bezpiecznym życiu, Z dala od sowieckich mordów, rabunków, Zarobionym w pocie czoła własnym groszu, Inni za krzywdy najbliższym zadane, Poprzysiągłszy komunistom krwawą zemstę, Znosząc przeciwności losu wszelakie, W uporze swym trwali niewzruszenie… Zarówno na jednych i drugich, W komunistycznym Raju na Ziemi, Czekał szereg okrutnych represji, Z ciężkim swym losem musieli się pogodzić, Często podstępne aresztowanie, Ponure ubeckie katownie, Sfingowane procesy sądowe, Dla wielu były śmierci wyrokiem… Lecz przenigdy się nie poddali, Strzegąc tej małej cząstki wolności, Jaką był leśny obóz partyzancki, W nieprzystępnych kniejach i borach ukryty… Gdy z wolna zarysowywał się świt, Wyruszali na kolejne zasadzki, Nękali przejeżdżające sowieckie kolumny, Toczyli z sowietami zażarte bitwy, Z zdobycznych rkm-ów serie, Dziesiątkowały sowieckie patrole, Odłamkowych granatów eksplozje, W rozległych polach niosły się echem, Przed sowieckimi szykanami Odważnie polskiej ludności bronili, Wymierzali kolaborantom kary chłosty, Pojmanych zakładników z rąk sowietów odbijali. Płonęły Urzędy Bezpieczeństwa, Gdy pod osłoną nocy w świetle księżyca, Zajmowali niepostrzeżenie otulone mrokiem miasta, Zabarykadowanym ubekom nie dając szans, Często z ubeckich katowni, Wydobywali wycieńczonych swych braci, Bez zawahania oddając strzał celny, Na okrutnych oprawcach wykonywali wyroki… Wielu z nich zapłaciło najwyższą cenę, Mężnie ginąc w nierównej walce, W obronie Ojczyzny poświęcili swe życie, Od Miłosiernego Boga otrzymując zapłatę... Dziś tak wielu z nich, Miejsc pochówku nawet nie znamy, Zalany wapnem dół głęboki Po wielu z nich zatarł ślad wszelki… Lecz na zawsze w naszej pamięci, Pozostaną niezłomni Żołnierze Wyklęci, Pamięć o nich niewzruszenie się tli, W duszy każdego szczerego patrioty... - Wiersz opublikowany 1 marca w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
  4. Przejdę od razu do sedna… Zbliża się wielkimi krokami okrągła 80 rocznica wyzwolenia przez oddziały Brygady Świętokrzyskiej NSZ niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Holiszowie w Czechach, które to miało miejsce 5 maja 1945 roku... Postawię sprawę na ostrzu noża i zapytam wprost…. Jakie patriotyczne uroczystości zaplanowane są na ten dzień? Czy w tym dniu prezydent RP wygłosi w Holiszowie okolicznościowe przemówienie? Czy w tym dniu będzie miała miejsce rekonstrukcja historyczna przedstawiająca wyzwolenie obozu z udziałem polskich grup historycznych i polskich rekonstruktorów? Czy będzie miał premierę jakiś pełnometrażowy film dokumentalny poświęcony temu wydarzeniu? Czy są na ten dzień zaplanowane jakieś patriotyczne koncerty? Innymi słowy... Jakie uroczystości czy wydarzenia kulturalne już zaplanowano dla uczenia okrągłej 80 rocznicy wyzwolenia przez oddziały Brygady Świętokrzyskiej NSZ niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Holiszowie???
  5. Niegdyś nadstrzępiony kalendarz stary, Okraszony licznymi czarno-białymi fotografiami, Przypadkiem na strychu znaleziony, Przestrzegł mnie niesłyszalnymi słowami… - Pamiętaj o przeszłości… Niedawno stara pożółkła pocztówka, Która przed laty kilkunastoma, Zapomniana pod biurkiem się zawieruszyła, Odnaleziona cichuteńko mi wyszeptała… - Wszystko ma swój czas… I mój pierwszy komputer 8-bitowy, Gdy przedwczoraj wyciągnąłem go z szafy, By bezcenne wspomnienia odświeżyć, Szepnął mi o dzieciństwa chwilach beztroskich… - Czas zatrzymany w wspomnieniach tkwi… I stara zabytkowa moneta, Gdy obracałem ją w palcach, Przez nikogo o to nieproszona, Czule do ucha mi szepnęła… - Historię całym sercem kochaj! Zbierając myśli rozproszone, Wszystkim im w duchu odpowiedziałem I starej nadpleśniałej pocztówce pożółkłej I błyszczącej niegdyś monecie zaśniedziałej… - Z całego serca wam obiecuję! O starym kalendarzu nie zapomniałem, W kącie wieszając go na ścianie, Starym komputerem się posłużyłem, By stukając w jego przybrudzoną klawiaturę, Taką oto napisać im odpowiedź… ,,Ja o Historii zawsze skłonny pisać jestem, Zarówno prozą jak i wierszem, Skrupulatnie, rzetelnie i obiektywnie, By rozradować niejednego pasjonata przeszłości serce, Zawsze oryginalnym tematu ujęciem. By odkryć grobowców faraonów sekrety, Zasnute mrokiem nieprzeniknionej tajemnicy, By chłodnym wieczorem jesiennym, O niezłomnych partyzantach choćby parę zdań skreślić, Pisząc o dalekiej i niedalekiej przeszłości. By ku Grunwaldu polom rozległym, Wędrując myślami natchniony, Usłyszeć w wyobraźni tamten szczęk mieczy, By rozmyślając o kamiennej Mysiej Wieży, Dociekliwymi domysłami legendę króla Popiela zgłębić. Pisząc o Historii zawsze jestem szczęśliwy I nad rozwikłaniem niejednej przeszłości tajemnicy, Z uśmiechem głowię się niestrudzony. Przeto zawsze dla szerzenia o przeszłości wiedzy, Gotów jestem ochoczo ofiarować uniżone usługi…”
  6. @Deonix_ Najserdeczniej Dziękuję! Ogromnie mi miło! Rzuć także proszę okiem na ten mój poniższy wiersz...
  7. Kamil Olszówka

    Korzenie

    @Marek.zak1 W pełni się zgadzam, ale w niej akurat ani razu nie pojawia się to jedno słowo klucz... Korzenie... Pozdrawiam!
  8. Kamil Olszówka

    Korzenie

    Dziś w dniu 21 lutego przypada Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego... O ważności tego międzynarodowego święta myślę nikogo tutaj nie trzeba przekonywać... Zdecydowanie warto jednak pokusić się w tym szczególnym dniu o refleksję nad tym jak dziś temat narodowych i rodzinnych korzeni postrzegany jest przez współczesnych muzyków z krajów zachodniej Słowiańszczyzny… Choć dziś współczesny nam świat zdaje się pędzić na oślep na złamanie karku ślepo zapatrzony w postęp technologiczny i cywilizacyjny, ogromnie cieszy dziś fakt licznego zainteresowania tematem ojczystych korzeni ze strony współczesnych muzyków polskich, czeskich i słowackich… Spośród wielu poruszających utworów muzycznych dotykających swą tematyką miłości do małych ojczyzn, wspomnień z odległej młodości, czy miłości do ojczystego języka i rodzinnych korzeni ze wszystkich trzech narodów zachodniej Słowiańszczyzny, na szczególną uwagę zasługują trzy następujące tytuły: Grupa Sukces – Korzenie Rodzinne Franta Uher – Kořeny Iconito & FS Zemplín – Korene Przepiękny, wzbudzający cudowne emocje i budzący liczne wspomnienia polski przebój ,,Korzenie Rodzinne"... Wspaniały, okraszony wielką miłością do ojczystych stron i dumą z miejsca urodzenia i dorastania czeski przebój ,,Kořeny”… I wreszcie wzbudzający najszczerszy zachwyt, przyprawiający o dreszcze, zachwycający swym niezwykłym mistycznym niemal pięknem, ściskający za gardło i poruszający najgłębsze emocje, przez wielu uznawany za najpiękniejszą słowacką piosenkę wszechczasów, wzbogacony o nakręcony z olbrzymim rozmachem i pieczołowitością teledysk, wielki, epicki, ponadczasowy słowacki przebój ,,Korene”… Każdy z nich zasługuje dziś na wyrazy najgłębszego uznania i szacunku! I w tekście każdego z nich wielokrotnie pojawia się to jedno słowo klucz... Korzenie... Trzy dumne narody zachodniej Słowiańszczyzny... Trzy wielkie przeboje muzyki współczesnej dotykające tematu narodowych i rodzinnych korzeni… Trzy różne spojrzenia na to samo zagadnienie wyrażone poprzez język muzyki... Dziś w tym szczególnym dniu, wszystkich którzy przeczytali ten mój niniejszy wpis gorąco proszę także o odsłuchanie tych trzech wybitnych utworów muzyki współczesnej i o obejrzenie tych trzech nakręconych do nich przepięknych teledysków... Każdy z nich jest absolutnie wyjątkowy i każdy z nich zasługuje na to by szczerze się nim zachwycić...
  9. @Łukasz Jasiński A czy nie uważasz że nazywanie Chrześcijaństwa sektą monoteistyczną jest jednak lekką przesadą???
  10. @Łukasz Jasiński No cóż... Z gustami się nie dyskutuje...
  11. Jeżeli podobają się Państwu moje teksty o tematyce historycznej i szanują Państwo moją pracę, mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! KRAKOWSKI BANK SPÓŁDZIELCZY 96 85910007 3111 0310 9814 0001
  12. W spowitych mgłą niepamięci pradziejach... Tli się inny dawno zapomniany świat Ukryty niczym w wielkiej jaskini czeluściach, Zasnuty pajęczynami bezcenny skarb. Pełen dumnych, wyniosłych książąt, Oddanych jednak wiernie swym ludom, Poświęcających całe życie rozległym ziemiom, Odziedziczonym po przodkach ojców wolą, Pełen chrobrych, walecznych wojów, Strzegących potężnych, rozległych grodów, Nasłuchujących bacznie kolejnych rozkazów, Wojewodów wiernie oddanych swemu księciu, Czczących zapomnianych bogów żerców, W nieprzebranych borów zaciszu, Składających swe ofiary duchom przodków, Dla uproszenia pomocy z zaświatów, Pełen chmurnookich młodzieńców, Wyruszających na spotkanie wielkich swych przygód, Kryjących się w lasach czartów i biesów, Czyhających na zbłąkanych wędrowców, Pełen roześmianych dziewcząt pięknolicych, Swymi delikatnymi smukłymi dłońmi, Z polnego kwiecia zaplatających wianki, By wybranek serca ochoczo je wyłowił, Z czcią zasiewających swe pola oraczy, Choć cierpiących niedostatek i ciałem ubogich, Mimo wszelakich losów przeciwności, O charakterach niezłomnych i duchem bogatych, Pełen zapomnianych dziwów, Niezgłębionych tajemnic i wielkich sekretów Żyjących niegdyś na naszych ziemiach ludów, Słowian, Lugiów, Wandalów czy Celtów... W spowitych mgłą niepamięci pradziejach... Kąpały się jasnowłose dzieci w czystych strumykach Pośród radosnych śmiechów i zabaw Częstych wzajemnych przekomarzań, Czasem doglądały ich okiem troskliwym, Czułe, kochające matki, Snując barwne swe opowieści Zasłyszane w dzieciństwie od żerców i wieszczy, O odległym dzieciństwie ich prababek, Zaklętym w niezwykłe historie, Kolejnym pokoleniom wnuków wyszeptywane, Do snu przed zmrużeniem powiek… Gdy nieopodal w rozległych grodach, Na zwoływanych gromadnie wiecach, Dumnych plemion siwowłosa starszyzna, Nad bliską i daleką przyszłością radziła, Gdy nieopodal na skrzących zielenią łąkach, Odbywały swe wiece bocianie stada, A na bezchmurnym niebie dumna orlica, Z szeroko rozpostartymi skrzydłami szybowała… Gdy daleko w dzikiej przyrody ostępach, W rozległych kniejach i borach, Na rosłego kryjącego się w zaroślach tura, Śmiały myśliwy cięciwę łuku napinał, Gdy daleko w gęstwinach nieprzystępnych, Znające tajemnice przyrody wiedźmy, Warzyły swe tajemne mikstury, Rzucały i odczyniały uroki… Tak to w cieniu wielkich dębów rozłożystych, Płynęły kolejne naszych praprzodków dni, Pozaplatane w kolejnych pokoleń losy, Burzliwe dzieje osad i podgrodzi… W spowitych mgłą niepamięci pradziejach... W oblepionych mrokiem pogańskich gontynach, Gdy płonęła bogom złożona w darze żertwa, By pomyślność i obfite plony wybłagać, A tajemniczy ognia blask, Wnętrza licznych gontyn oświetlał, Przywołując wspomnienia z odległych lat, Nad nadchodzącą przyszłością skłaniając do rozmyślań , Zamyślił się czasem stary żerca, Jak tu będzie za tysiąc lat, Czy w nadchodzących kolejnych pokoleniach, Przetrwa cechująca jego pobratymców duma, A niedosięgłe skrzące gwiazdy, Nocnego nieba tajemniczy strażnicy W rozmyślaniach jego mu wtórowały, Mrugając między sobą się przekrzykiwały, Choć starożytności znały niezliczone sekrety, Których zazdrośnie strzegły przed ludźmi, Obrazy mającej nadejść przyszłości, Nawet i przed nimi zakryte były, Przeto długimi księżycowymi nocami, Zastanawiały się wespół z celtyckimi druidami, Wraz z słowiańskimi żercami domysły swe snuły, W jakim kierunku ludzkość podąży, Lecz nie wywiedziały się gwiazdy od Aniołów, Ni druidzi od leśnych duchów, Nie zdradziły żercom posągi pogańskich bogów, Mającej nadejść przyszłości sekretów, Choć przed tysiącami lat, Ciała starców przykryła ziemia Nieśpiesznie płynąca historia, Z czasem odpowiedzi ich duchom udzieliła… W spowitych mgłą niepamięci pradziejach... Każda maleńka rosy kropla, Kryła w sobie własny swój świat, Kruchy niczym chleba kruszynka, A te tysiące światów maleńkich, Zaklętych w każdym ździebełku trawy Utaił w sobie ten jeden wielki, Nieodgadniony świat czasów zamierzchłych… A dziś niesłyszalny kamieni szept, Każdym przyjemnym letnim wieczorem, O tamtym jakże innym zapomnianym świecie, Wciąż zawiłe opowieści swe snuje… Gdzie starych druidów siwiuteńkie brody, Zroszone księżyca blaskiem srebrzystym, Jakby zatopione w pradziejów otchłani, Niczym w jeziorach młodzieńców wędy, Gdzie nagie lśniące miecze, Zroszone wschodzącym słońcem, Odbijały dumnych książąt oblicze, Wojennych triumfów będąc zwiastunem… I choć po podbitych, spalonych grodach, Najmniejszy nie został dziś ślad, Pamięć o nich zachowała ziemia, Na której to wznosiły się przez setki lat… A wszystkie te obrazy bezcenne, Zachowały w sobie zamierzchłe pradzieje, Przed każdym kolejnym nadchodzącym wiekiem, Jak kunsztownych skarbów strzegąc ich zazdrośnie, By nadchodzące kolejne wieki, Niczym na łupieżczych wyprawach zbójcy, Odchodzącym w niepamięć pradziejom dalekim, Wielkich sekretów ich nie wydarły… (Wróżba przed bitwą, Józef Ryszkiewicz, 1890)
  13. Kamil Olszówka

    Zima z pierza

    Najwierniejszym moim przyjacielem z dzieciństwa, Była pewna wesoła psina, Nie jakiś pudelek rasowy i mały, Lecz duży a silny mieszaniec okazały, Nie jakiś buldog brzydki i nieprzewidywalny, Lecz słusznych rozmiarów i zawsze wesoły, Bez przerwy prawie z wywalonym jęzorem, I zawsze wesoło merdał ogonem, Sierść jego czarna niczym najczarniejsze węgle, Lecz wszystkie łapy do połowy śnieżnobiałe, Zaś nad jego dużymi brązowymi oczami, Uroku mu dodawały dwie małe białe plamki, Nigdy nie był przez nikogo tresowany, Od narodzin do wszystkich przyjaźnie nastawiony, Od szczenięcia rozrabiaka był z niego nieprzeciętny, Przez co przez wszystkich zawsze uwielbiany. Za szczenięcia przypominał małego, Pociesznego misia pluszowego, Przez co w dzieciństwie ,,Misiek” go nazwałem I w tym postanowieniu niewzruszony pozostałem… I kiedy w latach się posuwał, Co dzień to nowe psoty uskuteczniał, Co dzień niemal nową psotę wymyślał, Bez przerwy czymś nowym domowników zaskakiwał. Polegając na swym niezawodnym węchu, Ciemną nocą przy księżyca blasku, Niepomny moich dziecięcych przestróg, wyruszał wciąż na poszukiwanie kolejnych przygód. I w końcu pewnego słonecznego lata, Postanowił wręcz nieziemskiego figla spłatać, Za jego bowiem sprawą ziściły się opady śniegu białego, W samym środku lata gorącego, Dajmy jednak tej historii początek właściwy, Opowiedzmy ją całą dokładnie po kolei… Stał bowiem stary drewniany dom opuszczony, Z szybami w oknach wszystkimi powybijanymi, W środku zaś jego kryły się graty niezmierne, Przez ludzi wszelkich dawno zapomniane. I oto pewnej nocy letniej, W pełni jasnym księżycem dobrze oświetlonej, Nasz rozrabiaka okazję nowej psoty zwęszył, Przez puste okno do drewnianego domu wskoczył, Z trudem przecisnął się przez ciasną framugę, Po drugiej stronie opadł na drewnianą podłogę I w ciemnościach szybko tylko się rozglądnąwszy, Od razu po podłodze nosem zaczął węszyć, Od razu zwiedził po omacku kuchnię opuszczoną, Zaraz potem odświętną izbę białym wapnem pobieloną, Pokręcił się w koło stary korytarz obwąchując I zaraz potem piwnicę z uchylonymi drzwiami znajdując… Przecisnął się przez piwniczne drzwi drewniane, spróchniałe I zaraz wywęszył skarby wspaniałe, Nosem coś miękkiego a puszystego wyczuł, Przyjazną materię zaraz zębami pochwycił. I z właściwą szczenięcym lat zawziętością, Miękki materiał usilnie zaczął ciągnąć, W zamiarze swoim usilnie się zawziął I wnet z piwnicy starą pierzynę całą wyciągnął. Całą tę scenę stary kocur ze strychu obserwował, Wielkimi oczami wielce się dziwował I wyjrzały zaraz małe myszki z nory, Zbudziły je bowiem w środku nocy rumory, I za ciasne wydały mu się izby domku stare, Zdobycz swą zapragnął wydobyć na pole rozległe, Pod wąskie okienko pierzynę przytargał, Do skoku przez okno z nią się zamierzył. Jakim cudem ta sztuka mu się udała? Po dziś dzień tego nie wiem... Jakim cudem przez wąskie okienko przeszła pierzyna cała? Może jeszcze kiedyś zagadkę tę zgłębię... Lecz kiedy starą pierzynę, Przez wąską i ciasną ramę, W pysku zawzięcie przenosił , Małym jej brzegiem o wystającego gwoździa zahaczył… I zaczęło się sypać pierze z pierzyny, Lecz w nocy nie dostrzegły tego oczy naszej psiny, Im szybciej ze zdobyczą w pysku uciekał, Tym dłuższy ślad z białego pierza zostawiał. I zatopił kły w przyjemnej i puszystej z radością, Wnet podniecony, stary materiał zaczął targać z zawziętością, I im większe kłami zaczął robić dziury, Tym większe jęły się wysypywać śnieżnobiałe pióra, Zajęty zdobyczą Misiek tego nie dostrzegał, Nie rozumiał natomiast dlaczego co chwilę wciąż kichał, Na puszystą zdobycz tak bardzo się zawziął, Że na nic nie zważając jeszcze usilniej gryźć począł, Gryząc tak bez opamiętania, Jedno za drugim białe pióra na zewnątrz uwalniał I zaraz rozsypały się wszystkie po łące, Jak silnym wiatrem ogołocone z nasion dmuchawce, I choć powoli zaczynało już świtać, Zawzięty urwis swej zdobyczy nie zaprzestał wciąż targać, I co chwila tylko bez przerwy ją włóczył, Po całym długim a rozległym podwórzu, I tak wnet całe podwórze pierzem się zapełniło, Że część jego nawet na sąsiednie działki doleciała I nie zauważył Misiek podwórza pierza pełnego, Od najczystszego śniegu bielszego… I tylko dziwiła się siedząca na gałęzi sowa, Skąd nagle w środku lata zima całkiem nowa, Lecz wszyscy sąsiedzi, którzy w okolicznych domach spali, Zimy w środku lata za nic się nie spodziewali, Jak co noc smacznie tylko spali, O czekającej ich niespodziance pojęcia nie mieli I po przebudzeniu wszyscy się zdziwili, Gdy zobaczyli w środku lata za oknami śnieg biały. I że śni nadal w łóżku niejeden pomyślał, Zanim po namyśle w materii tejże bieli się nie zorientował, I zaraz jakoś mój Misiek stał się głównym podejrzanym, Lecz ten ze świtem zasnął snem kamiennym, Całonocnymi wojażami wielce zmęczony, Poczynionego przez siebie zamieszania nieświadomy I mnie niezwykły ten widok zdziwił niepomiernie, Kiedy rano jak co dzień przed dom swój wyszedłem… Kiedy po latach do wspomnień z dzieciństwa się uśmiecham, Mojego wiernego druha ze łzą w oku wspominam, Wspominam zarazem tę w środku lata zimę I z dzieciństwa jakże wspaniałą przygodę... I ani Dziadek Mróz ani Królowa Śniegu, Nie dorównują mojemu psiemu druhowi wspaniałemu, Bo tylko on potrafił w środku lata słonecznego, Wyczarować całe podwórze puchu śnieżnobiałego!
  14. @Domysły Monika No właśnie to miała być taka tragi-komedia... Pozdrawiam! @andreas Też niezłe!... Pozdrawiam!...
  15. @Alicja_Wysocka Mój zbiór poetycki zawiera wiersze zarówno bardzo krótkie jak i bardzo długie. Do bardzo krótkich zalicza się na przykład ten: @Domysły Monika To satyra na starych zagorzałych PZPR-owców! Im więcej przytyków do starych komuchów, tym lepiej!
  16. Pewnego razu po starego komucha Z kosą naostrzoną przyszła kostucha, Z cienia na ścianie niepostrzeżenie wychynęła, By zaraz z tego świata go zabrać, Złowieszczy błysk niewidzialnej kosy, Odbił się w głębi starego komunisty źrenic, Zaraz dziwny niepokój odczuł w duszy, W której to istnienie przecież nie wierzył, Jakby nagle nie mógł złapać tchu, W pustej głowie dziwny ból odczuł, Wiercić zaczęło starego komuszka w brzuszku, Jakoś tak niedobrze się poczuł… A tymczasem przezorna kostucha, Niepostrzeżenie tuż za nim stanęła, Bezszelestnie kosę uniosła, By do swego przystąpić dzieła, Widząc głowę przyprószoną siwizną, Diabolicznym śmiechem złowieszczo chichocząc, Bezzwłocznie zaraz zamachnęła się kosą, Powstrzymana nagle jakąś tajemniczą siłą… To dłoń jakiegoś Anioła, Uniesioną kosę nagle powstrzymała, Niespodziewany wysłannik z Nieba Wstrzymania egzekucji natychmiast zażądał! To starego komucha cierpliwy Anioł Stróż, Choć miał go serdecznie powyżej uszu, Ostrożnie zrazu nabliżył się ku niemu, W ostatnich życia chwilach nie szczędząc przestróg: - ,,Nie ma już czasu ni chwili, Nim na wieki zamkną się powieki, Za ślepą wiarę w zbrodniczy komunizm, Bezzwłocznie zaraz uderz się w piersi! Za swe bezmyślne zaślepienie komunizmem, Błagaj Niebiosa o przebaczenie, U schyłku życia roniąc łzy rzewne, Przepraszaj za swą bezgraniczną głupotę! Choć wierzyłeś w komunizm przez całe życie, Teraz gdy nadszedł już jego kres, Niech choć nikłe wstydu uczucie, W duszy twej z wolna zakiełkuje… Za głoszenie zbrodniczej ideologii, Przez całe życie bez krztyny refleksji, Zanurz się teraz w wstydu otchłani, Przepraszaj Boga za błędy młodości!” Słysząc sumienia głos wewnętrzny, Stary komuch wielce obrażony, Zaraz cały się nabzdyczył, Miotając swe żałosne, groteskowe groźby: - ,,Ani myślę modlić się do Boga! Wezmę i pomodlę się do Lenina! Lenin prędzej mnie wysłucha, Bo przecież Boga tak naprawdę nie ma!” I zaraz zamglone swe oczy, Ku portretowi Lenina na ścianie zwrócił, Zadowolony, uśmiechem swym szpetnym, Starcze, pomarszczone oblicze okrasił. Widząc obraz wielkiej rewolucji wodza, Wzruszył się w głębi zatwardziałego serca, Uklęknął zaraz na oba kolana, Natchnionej swej przemowy wygłaszając słowa: - ,,Gdy w mej szarej, bezbarwnej młodości, Na pewnym postrzępionym plakacie starym, Po raz pierwszy ujrzały cię me oczy, O wielki wodzu komunistycznej rewolucji, Twa szpiczasta bródka, Wzrok mój zaraz przykuła, Oczu od niej nie mogłem oderwać, Taka wydawała mi się piękna… Ślepa i bezwarunkowa w komunizm wiara, Była odtąd esencją mego życia, Przeto jakby niesiony na skrzydłach, Do partii bezzwłocznie pobiegłem się zapisać! Poprzez zawiłe mego życia drogi, Zawsze wodzu rewolucji byłem ci wierny, Ponadczasowe komunizmu ideały, Przez całe życie mi przyświecały, Na pochodach pierwszomajowych, Niosłem zawsze sztandar czerwony, Krocząc dumnie na pochodu szpicy, Nie bacząc na reakcjonistów przytyki, Dziś pozostaję absolutnie przekonany, Że w kraju tym zaściankowym i zacofanym, Za wszelką cenę należało wprowadzić komunizm, Nie bacząc na tego uboczne skutki, Tylko, ach tylko komunizm, Prawdziwym zbawieniem jest dla ludzkości, Przenigdy dwulicowy kapitalizm, Nastawiony na zyski i wyzysk! Zagorzałym komunistą byłem całe życie I takowym u jego schyłku pozostanę, Nie przestraszą mnie brednie o piekle, Przez antysocjalistyczny kler zmyślone!” I tak przed portretem Lenina, Klęcząc z czcią na kolanach, Stary komuch rzewnymi łzami się zalał, Łzy połykając gorzko zaszlochał… Kontemplując ten niecodzienny widok, Śmiercicha w gołe popukała się czoło, Gdy mowę nagle jej odebrało, Kosę bezwiednie wypuściła z rąk… Zażenowana do szpiku kości kostucha, Kościstą dłonią w czachę się walnęła, Zbierając rozproszone myśli zaraz wyskrzeczała: - Ale obciach! Ale obciach!!! Widząc takowy rzeczy obraz, Licząca lat tysiące roztropna kostucha, Całą sprawę skrupulatnie przemyślała I do takowych wniosków doszła: - ,,Gdy opowiem to czartom w piekielnych czeluściach, Wieczność całą ze śmiechu będą się tarzać, Gotowi swego diabelskiego procederu zaprzestać, Dusz potępionych wyrafinowanego dręczenia, Nie będzie komu pod kotłami rozpalać, Potępieńców w kotłach widłami upychać, Gdy te będą ze śmiechu się zwijać, Zapomną jeszcze o swych obowiązkach. No przecież chyba piekło zamarznie, Gdy rozpowiem jego czarciej załodze, O tej niewysłowionej głupocie, Jaką widziałam na własne oczodoły puste! Olbrzymie biesy zanosząc się śmiechem, Powywracają jeszcze kotły osmalone, Z wywróconych kotłów smoła się rozleje, A w wrzącej smole całe piekło zatonie… Gdy swe poglądy zacznie tam głosić, Od diabłów śmiechów gromkich i głośnych, Gotowe jeszcze popękać piekła ściany, Przez starego komucha piekło się zawali… Co tu robić, co tu robić??? Na razie chyba pozostaje odpuścić... W oparach absurdu go pozostawić, Niech samotnie do Lenina się modli.... U mocy piekielnych nie chcę mieć przegwizdane... Na razie chyba w spokoju go zostawię... Na jego zwierzenia irracjonalne i szalone, Piekło chyba jeszcze nie jest gotowe..." Licząca lat tysiące stara kostucha, Która niejedno przecież już widziała, Z tego niewysławionego zażenowania, Zaraz pod ziemię się zapadła, Jak w pokoju niewidzialna stała, Tak w powietrzu się rozpłynęła, Roztropnie prędko nie wróciła, Nie chcąc ryzykować piekłu podpadnięcia…
  17. @Nata_Kruk Bardzo dziękuję za tak ciepły komentarz pod moim wierszem i jego ocenę... @Wiesław J.K. Święte słowa!... Pozdrawiam! @MIROSŁAW C. Najserdeczniej dziękuję... Włożyłem w ten mój patriotyczny wiersz całe moje serce... Pozdrawiam!
  18. Gdy przemocą odbierano je matkom, Łez nie starczało zapłakanym oczom, A bolesne uderzenie karabinu kolbą, Dziecięce twarzyczki siniakami znaczyło, Gdy pełen ciepła dom rodzinny, Był już tylko wspomnieniem odległym, Pośród nadchodzących strasznych chwil, W głębi serca jedynie się tlącym, Gdy Nadzieja z wolna już gasła, W tylu tysięcy niewinnych sercach, Niczym w popiołach maleńka skrząca iskierka, Podmuchem zimnego wichru zdmuchnięta… Z każdego niemal zakątka Polski, Szczęśliwe i roześmiane niegdyś dzieci, Z gwarnych, tętniących życiem miast ludnych, Często z chłopskich chałup ubogich, W wieku zaledwie kilku lat, Trafiły do wzniesionego ludzkimi rękami piekła, A z przerażeniem patrząc na podły świat , Nie rozumiały bezmiaru otaczającego je okrucieństwa… Przewożone w wagonach bydlęcych, Bez pardonu poddawane selekcji, Na zdolne do katorżniczej, nieludzkiej pracy, Na przeznaczone w objęcia śmierci, Odczuły głośne ujadanie psów, Przeszywający plecy zimny dreszcz strachu, W młodziutkich piersiach brak tchu, Stawianie nocami na baczność snów… Gdy co rusz brakowało sił, By wychudzonymi nogami powłóczyć, A głośne obozowych strażników krzyki, Nie pozwalały odpocząć ni chwili, Radosnego dzieciństwa chwil beztroskich, Przymuszone prędko zapominały, Odtąd były już tylko numerami, A życie ich wisiało na cienkiej nici… Odtąd kaprys okrutnego SS-mana, Wątłego kilkulatka pozbawić mógł życia, Gdy uderzona kolbą karabinu czaszka, Krwią tryskając na kawałki się rozpadała, Niekiedy przeszyte bagnetem, Umierały na oczach bezradnych matek, Gdy matczyne łomotało tak serce, A krzyki stłumione więzły w gardle… Gdy liche baraki obozowe, Noc litościwa oblepiła czarnym mrokiem, A sroga jesień przeszyła zimnym wiatrem, Nie bacząc na stłoczone w nich dzieci maleńkie, Jeden koc lichy, potargany, Na kilkoro przemarzniętych dzieci, Odmrożone w zimowe noce bose nóżki, Zaschnięte na policzkach gorzkie łzy, Przenikliwy chłód w barakach, Odbierająca zmysły za bliskimi tęsknota, Setek małych towarzyszy niedoli płacz, Do snu nie pozwalały zmrużyć oka… Niekiedy nadpleśniały, surowy ziemniak, Podłej polewki głodowa racja, Starczyć musiały za posiłek całego dnia, Choć nadludzkich wysiłków codzienna wymagała praca, Niekiedy jedynie nadpleśniałego chleba okruchy, Pusty żołądek musiały nasycić, By nabrać tak potrzebnych sił W tym ponurym i strasznym piekle na ziemi… Niekiedy zastrzyk z fenolu w serce, Niewysłowionych cierpień był kresem, Gdy padało bezwładnie na ziemię Kilkuletniego dziecka ciałko już martwe, A Anioły pochylając się czule, Ku niebu płacząc unosiły ich dusze, By odtąd mogły cieszyć się Rajem, Niewinne dzieci tak bestialsko pomordowane… Tylko nieliczne doczekały wyzwolenia, By poruszającym świadectwem być dla nas, Tak zapatrzonych w postępowy świat, O bolesnej historii nie chcących pamiętać, Tylko nieliczne doczekały Wolności, By dygocącym ruchem pomarszczonej dłoni, Niewielki choćby zapalić znicz, Tysiącom dzieci pomordowanych w obozach koncentracyjnych… - Wiersz poświęcony pamięci polskich dzieci bestialsko pomordowanych w niemieckich obozach koncentracyjnych.
  19. @Alicja_Wysocka Nie ma co ukrywać iż jest to jeden z moich mniej udanych wierszy... Polecam za to szczególnej uwadze mój długi wiersz zatytułowany „Niesłyszalna kołysanka i sny z dzieciństwa” @andreas Nie ma co ukrywać iż jest to jeden z moich mniej udanych wierszy, ale otrzymał także i pozytywne opinie... Pozdrawiam!
  20. Podarowało mi niebo błękitną wstęgę, Bym w swej wyobraźni oplótł rzeczoną, Barwnych i zawiłych Dziejów Świata księgę, Przez historii pasjonata księżycową nocą wyśnioną. Podarowało mi także i długi świetlisty promień słońca, Bym nawlókł na niego siwowłosych starców wspomnienia, Nim skryje ich do swego wnętrza ziemia, By pamięć o nich przetrwała przez pokolenia. Zesłało mi karocę z chmur śnieżnobiałych, Wypolerowaną nienagannie blaskiem jutrzenki, Bym pomknął nią pędem w minione wieki, Ku zgłębieniu tajemnic wielkich starożytnych cywilizacji. Dostałem w darze tuzin kruczoczarnych koni, Skrzących w słońcu niczym hematyt, Nie lękających się choćby najdalszej drogi, Przez pustkowia i uroczyska porośnięte chaszczami. Woźnicą mej magicznej karocy, Szpiczastouchy elf był pięknolicy, Każdemu słowu wyrzeczonemu jego usty, Rumaki ochoczo posłuszne były. Dobyłem z wyobraźni lśniącego miecza, Wykutego w żarze nigdy nie gasnącego słońca, By bezpieczniejszą była ma droga, Mrokami pradziejów skrzętnie spowita. Gdy zaczynało już zmierzchać, Czekała na mnie ma zaklęta karoca, A jej tajemniczy złoty blask, Z wieczorną szarzyzną wymownie kontrastował. Nieopisana radość niezmierna, Na mej twarzy zaraz się odmalowała, Nie zwlekając ni chwili, bez wahania, Gotów byłem w śnie przemierzyć cały świat… Jesienną porą znad zamglonych pól ornych, Rzewnie przywołał mnie wiatr historii, Bym w długą a daleką podróż wyruszył, Ku odkryciu wielkich przeszłości tajemnic, Dziesiątki legendarnych królestw, W pomroce dziejów skrzętnie ukryte, Przyzywały mnie wieszczów swych śpiewem, Z dalekiej przeszłości niosącym się echem… Stąpając po stopniach złotych, Zasiadłem dumnie w wnętrzu mej karocy, Dając zaraz polecenie woźnicy, By w drogę czym prędzej wyruszyć… I popędziłem w snach mą wyśnioną karocą, Ku zamierzchłej przeszłości dalekim tajemnicom, By wydrzeć je chytrze minionym wiekom, Niczego w zamian im nie ofiarowując… Nim nastał wytęskniony świt, Nim gęsty mrok się z wolna rozproszył, Zebrawszy naprędce rozproszone myśli, Mknąłem nocą ku wielkiej tajemnicy, Pozłocisty niedosięgłego księżyca blask, Oblepioną mrokiem drogę oświetlał, Ta zaś zdawała się nie mieć końca, Wijąc się w nieprzystępnych leśnych ostępach, Gnając wciąż przez zamierzchłe pradzieje, Pozdrowiłem przelotnie tęsknym wzrokiem, Dumne a niezliczone gwiazdy złote, Na nocnym niebie tajemniczo skrzące, I ku niedosięgłym gwiazdom złotym, Strwożony nieśmiało uniosłem oczy, By zdradzić im swe marzenia szeptem cichuteńkim, Który tylko one dosłyszeć potrafiły… A zaklęta karoca wciąż mknęła i mknęła, W zamierzchłej przeszłości zasnuty legendami świat, Po wyboistych dziejów zawiłych drogach, By sennym marzeniom mym sprostać, Pod koła mej karocy złote monety, Wyrzucały fale zamierzchłej przeszłości rzeki, By niesłyszalny brzęk ich cichy, Hołdem był mej ciekawości złożonym. Gdzie czerpiąc z opowieści o bohaterach sławnych, Spisano w średniowieczu potężne księgi, Tam mknąłem zaklętą karocą niepowstrzymany, Na wahanie nie tracąc ni chwili… Skąpały się promienie przedwiecznego słońca, W odmętach wielkiej rzeki zapomnienia, Oddając jej skrzący swój blask, Który ta łapczywie cały pochłonęła… Przez powiew wiatru dziejów wytyczona, Po dziejowych meandrów skalistych wertepach, Długa i zawiła ku pradziejom droga, Z każdą wiorstą jęła się zapętlać, W lepkim cuchnącym błocie, Grzęzły karocy koła złote, A tracąc blask swój nim oblepione, Wyrzucały jego grudy w powietrze, Trwożliwe konie niebawem spłoszyły, Majaczące w mrokach zapomnienia upiory historii, Gdy przelęknione nader gwałtownie wierzgnęły, Łamiąc diamentowe osie kół pozłocistej karocy! Oderwane od karocy złote koło, W ułamkach sekund skrząc i błyszcząc, W siną dal się potoczyło, Wkrótce z oczu mych niknąc, Uderzone podmuchami wiatrów dziejowych, Osunęły się z zawiasów drzwiczki karocy, A bezwładnie dotykając ziemi, Uderzały o polne kamienie krzesząc iskier potoki… Lecz magicznej karocy zaklęty woźnica, Na me przeraźliwe krzyki nie zważał, Wpadłszy w przedziwny niepojęty trans, Znarowione konie tym usilniej popędzał. I nikt mi nie mógł dopomóc, Ni powstrzymać szaleńczego zaklętej karocy pędu, A niepewny pozostając swego losu, Uniosłem przerażone oczy ku gwieździstemu niebu… W duszy mej trwożne zrodziło się pytanie… Czy nim nastanie podróży kres, Karoca w szaleńczym pędzie się rozpadnie, A wypadając z niej uderzę głową o kamień… Wtem nagły głośny trzask! Oderwały się od karocy wszystkie już koła, Pod ciężarem pokrywającego ją złota, Gwałtownie z hukiem o ziemię uderzyła! Gdy przez sen krzyknąłem przerażony, Zimny dreszcz strachu me plecy przeszył, Próbując panicznie zebrać rozbiegane myśli… W środku nocy rozwarłem powieki… Prysły senne obrazy, Nie było też złotej karocy, Gdy sennej wyobraźni pierzchły majaki, Szaleńczy pęd także już ucichł… Były tylko mojego pokoju ściany, Otulone smolistym mrokiem nocy, Zamglone oczy przecierając powoli, Ledwo zdołałem rozeznać ich kontury… W nocy zlany zimnym potem, Tkwiąc między tym co wyśnione a realne, Biorąc głęboki oddech, Zrozumiałem że to był jedynie sen… A choć wyśniony blask złotej karocy, Zastąpiła namacalna czerń nocy, Wciąż te same marzenia się tliły, Podróży ku wielkim tajemnicom przeszłości…
  21. @Nata_Kruk Ale prawdę mówiąc ten wiersz i tak jest jednym z najkrótszych jakie w życiu napisałem... Dziękuję za tak miły komentarz! @Jacek_Suchowicz Też pięknie!
  22. @viola arvensis Ogromnie mi miło... Bałem się że przez długość tego wiersza nie będzie miał on zbyt wielu czytelników... A tu taka niespodzianka! Polecam także szczególnej uwadze moje długie opowiadanie zatytułowane ,,Opowiem Wam legendę o czwartym mędrcu".
  23. @viola arvensis Tak... Polecam także szczególnej uwadze mój poprzedni wiersz zatytułowany ,,Tajemniczy perscy magowie".
  24. W cieniu smutnych drzew, Gdzie przydrożne kapliczki bestialsko zniszczone, Smagane nocami porywistym wiatrem, Rzęsistym deszczem o poranku obmyte, Niewidzialne anioły przystają, W smutku pogrążone rzewnie się modląc, A w skupieniu tajemniczych modlitw ich słowom, Stare drzewa się przysłuchują… Tak chciałyby swymi niewidzialnymi skrzydłami, Rozbite rzeźby Maryi osłonić, Przed nocnymi rzęsistymi ulewami, Szalejącymi bezlitośnie wichurami, Tak chciałyby móc uchronić, Rozbitych figur Maryi choć szczątki, By dało się je symbolicznie skleić, Gorliwą pobożnością ludzi dobrej woli… Niekiedy przy księżyca pełni, Stoją tak zadumane anioły, Nieznane ludzkości anielskie swe myśli, Kryjąc w wielkich tajemnic wszechświata skarbnicy, A choć nie słychać modlitw ich słów, Kryją one moc nieznaną umysłowi ludzkiemu, Krzewienia w świecie dobrych uczynków, Czyniąc zadość przedwiecznemu zamysłowi Bożemu… Choć widziały całej Polski maryjne sanktuaria, Bazyliki liczące kilkaset lat, Tym szczególniej zwyczajnie im żal, Wiejskich kapliczek zniszczonych ręką wandala, Choć nie były wpisane do rejestrów zabytków, Zbudowanie ich wiele nie zajęło czasu, Świadectwem były pobożności ludu, Trwając na rozdrożach mimo lat upływu… Widząc bezlitośnie zniszczone kapliczki, Będące niezatartym śladem pobożności, Niejeden anioł skrycie łzę uronił, Ofiarowując Bogu swe gorące modlitwy. I nad bestialsko zniszczonymi wiejskimi kapliczkami, Smutne anioły w niebie ronią łzy, Poruszone do głębi widokiem tym strasznym, Nie mogąc cofnąć tych czynów haniebnych… A skrzące aniołów łzy, Podobne bywają gwiazdom niedosięgłym, Tak bliskie im w swej tajemnicy, Zakrytej przed pysznych ludzi umysłami… A skrzące aniołów łzy, Mają moc kruszenia w sercach nienawiści, Wrogich Bogu grzeszników zatwardziałych, Podnoszących rękę na przydrożne kapliczki…
  25. @peter26 Najserdeczniej Dziękuję... Polecam także szczególnej uwadze mój poprzedni wiersz zatytułowany ,,Tajemniczy perscy magowie".
×
×
  • Dodaj nową pozycję...