-
Postów
421 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Kamil Olszówka
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 17
-
W spowitych mgłą niepamięci pradziejach...
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jeżeli podobają się Państwu moje teksty o tematyce historycznej i szanują Państwo moją pracę, mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! KRAKOWSKI BANK SPÓŁDZIELCZY 96 85910007 3111 0310 9814 0001 -
W spowitych mgłą niepamięci pradziejach...
Kamil Olszówka opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
W spowitych mgłą niepamięci pradziejach... Tli się inny dawno zapomniany świat Ukryty niczym w wielkiej jaskini czeluściach, Zasnuty pajęczynami bezcenny skarb. Pełen dumnych, wyniosłych książąt, Oddanych jednak wiernie swym ludom, Poświęcających całe życie rozległym ziemiom, Odziedziczonym po przodkach ojców wolą, Pełen chrobrych, walecznych wojów, Strzegących potężnych, rozległych grodów, Nasłuchujących bacznie kolejnych rozkazów, Wojewodów wiernie oddanych swemu księciu, Czczących zapomnianych bogów żerców, W nieprzebranych borów zaciszu, Składających swe ofiary duchom przodków, Dla uproszenia pomocy z zaświatów, Pełen chmurnookich młodzieńców, Wyruszających na spotkanie wielkich swych przygód, Kryjących się w lasach czartów i biesów, Czyhających na zbłąkanych wędrowców, Pełen roześmianych dziewcząt pięknolicych, Swymi delikatnymi smukłymi dłońmi, Z polnego kwiecia zaplatających wianki, By wybranek serca ochoczo je wyłowił, Z czcią zasiewających swe pola oraczy, Choć cierpiących niedostatek i ciałem ubogich, Mimo wszelakich losów przeciwności, O charakterach niezłomnych i duchem bogatych, Pełen zapomnianych dziwów, Niezgłębionych tajemnic i wielkich sekretów Żyjących niegdyś na naszych ziemiach ludów, Słowian, Lugiów, Wandalów czy Celtów... W spowitych mgłą niepamięci pradziejach... Kąpały się jasnowłose dzieci w czystych strumykach Pośród radosnych śmiechów i zabaw Częstych wzajemnych przekomarzań, Czasem doglądały ich okiem troskliwym, Czułe, kochające matki, Snując barwne swe opowieści Zasłyszane w dzieciństwie od żerców i wieszczy, O odległym dzieciństwie ich prababek, Zaklętym w niezwykłe historie, Kolejnym pokoleniom wnuków wyszeptywane, Do snu przed zmrużeniem powiek… Gdy nieopodal w rozległych grodach, Na zwoływanych gromadnie wiecach, Dumnych plemion siwowłosa starszyzna, Nad bliską i daleką przyszłością radziła, Gdy nieopodal na skrzących zielenią łąkach, Odbywały swe wiece bocianie stada, A na bezchmurnym niebie dumna orlica, Z szeroko rozpostartymi skrzydłami szybowała… Gdy daleko w dzikiej przyrody ostępach, W rozległych kniejach i borach, Na rosłego kryjącego się w zaroślach tura, Śmiały myśliwy cięciwę łuku napinał, Gdy daleko w gęstwinach nieprzystępnych, Znające tajemnice przyrody wiedźmy, Warzyły swe tajemne mikstury, Rzucały i odczyniały uroki… Tak to w cieniu wielkich dębów rozłożystych, Płynęły kolejne naszych praprzodków dni, Pozaplatane w kolejnych pokoleń losy, Burzliwe dzieje osad i podgrodzi… W spowitych mgłą niepamięci pradziejach... W oblepionych mrokiem pogańskich gontynach, Gdy płonęła bogom złożona w darze żertwa, By pomyślność i obfite plony wybłagać, A tajemniczy ognia blask, Wnętrza licznych gontyn oświetlał, Przywołując wspomnienia z odległych lat, Nad nadchodzącą przyszłością skłaniając do rozmyślań , Zamyślił się czasem stary żerca, Jak tu będzie za tysiąc lat, Czy w nadchodzących kolejnych pokoleniach, Przetrwa cechująca jego pobratymców duma, A niedosięgłe skrzące gwiazdy, Nocnego nieba tajemniczy strażnicy W rozmyślaniach jego mu wtórowały, Mrugając między sobą się przekrzykiwały, Choć starożytności znały niezliczone sekrety, Których zazdrośnie strzegły przed ludźmi, Obrazy mającej nadejść przyszłości, Nawet i przed nimi zakryte były, Przeto długimi księżycowymi nocami, Zastanawiały się wespół z celtyckimi druidami, Wraz z słowiańskimi żercami domysły swe snuły, W jakim kierunku ludzkość podąży, Lecz nie wywiedziały się gwiazdy od Aniołów, Ni druidzi od leśnych duchów, Nie zdradziły żercom posągi pogańskich bogów, Mającej nadejść przyszłości sekretów, Choć przed tysiącami lat, Ciała starców przykryła ziemia Nieśpiesznie płynąca historia, Z czasem odpowiedzi ich duchom udzieliła… W spowitych mgłą niepamięci pradziejach... Każda maleńka rosy kropla, Kryła w sobie własny swój świat, Kruchy niczym chleba kruszynka, A te tysiące światów maleńkich, Zaklętych w każdym ździebełku trawy Utaił w sobie ten jeden wielki, Nieodgadniony świat czasów zamierzchłych… A dziś niesłyszalny kamieni szept, Każdym przyjemnym letnim wieczorem, O tamtym jakże innym zapomnianym świecie, Wciąż zawiłe opowieści swe snuje… Gdzie starych druidów siwiuteńkie brody, Zroszone księżyca blaskiem srebrzystym, Jakby zatopione w pradziejów otchłani, Niczym w jeziorach młodzieńców wędy, Gdzie nagie lśniące miecze, Zroszone wschodzącym słońcem, Odbijały dumnych książąt oblicze, Wojennych triumfów będąc zwiastunem… I choć po podbitych, spalonych grodach, Najmniejszy nie został dziś ślad, Pamięć o nich zachowała ziemia, Na której to wznosiły się przez setki lat… A wszystkie te obrazy bezcenne, Zachowały w sobie zamierzchłe pradzieje, Przed każdym kolejnym nadchodzącym wiekiem, Jak kunsztownych skarbów strzegąc ich zazdrośnie, By nadchodzące kolejne wieki, Niczym na łupieżczych wyprawach zbójcy, Odchodzącym w niepamięć pradziejom dalekim, Wielkich sekretów ich nie wydarły… (Wróżba przed bitwą, Józef Ryszkiewicz, 1890)-
2
-
Najwierniejszym moim przyjacielem z dzieciństwa, Była pewna wesoła psina, Nie jakiś pudelek rasowy i mały, Lecz duży a silny mieszaniec okazały, Nie jakiś buldog brzydki i nieprzewidywalny, Lecz słusznych rozmiarów i zawsze wesoły, Bez przerwy prawie z wywalonym jęzorem, I zawsze wesoło merdał ogonem, Sierść jego czarna niczym najczarniejsze węgle, Lecz wszystkie łapy do połowy śnieżnobiałe, Zaś nad jego dużymi brązowymi oczami, Uroku mu dodawały dwie małe białe plamki, Nigdy nie był przez nikogo tresowany, Od narodzin do wszystkich przyjaźnie nastawiony, Od szczenięcia rozrabiaka był z niego nieprzeciętny, Przez co przez wszystkich zawsze uwielbiany. Za szczenięcia przypominał małego, Pociesznego misia pluszowego, Przez co w dzieciństwie ,,Misiek” go nazwałem I w tym postanowieniu niewzruszony pozostałem… I kiedy w latach się posuwał, Co dzień to nowe psoty uskuteczniał, Co dzień niemal nową psotę wymyślał, Bez przerwy czymś nowym domowników zaskakiwał. Polegając na swym niezawodnym węchu, Ciemną nocą przy księżyca blasku, Niepomny moich dziecięcych przestróg, wyruszał wciąż na poszukiwanie kolejnych przygód. I w końcu pewnego słonecznego lata, Postanowił wręcz nieziemskiego figla spłatać, Za jego bowiem sprawą ziściły się opady śniegu białego, W samym środku lata gorącego, Dajmy jednak tej historii początek właściwy, Opowiedzmy ją całą dokładnie po kolei… Stał bowiem stary drewniany dom opuszczony, Z szybami w oknach wszystkimi powybijanymi, W środku zaś jego kryły się graty niezmierne, Przez ludzi wszelkich dawno zapomniane. I oto pewnej nocy letniej, W pełni jasnym księżycem dobrze oświetlonej, Nasz rozrabiaka okazję nowej psoty zwęszył, Przez puste okno do drewnianego domu wskoczył, Z trudem przecisnął się przez ciasną framugę, Po drugiej stronie opadł na drewnianą podłogę I w ciemnościach szybko tylko się rozglądnąwszy, Od razu po podłodze nosem zaczął węszyć, Od razu zwiedził po omacku kuchnię opuszczoną, Zaraz potem odświętną izbę białym wapnem pobieloną, Pokręcił się w koło stary korytarz obwąchując I zaraz potem piwnicę z uchylonymi drzwiami znajdując… Przecisnął się przez piwniczne drzwi drewniane, spróchniałe I zaraz wywęszył skarby wspaniałe, Nosem coś miękkiego a puszystego wyczuł, Przyjazną materię zaraz zębami pochwycił. I z właściwą szczenięcym lat zawziętością, Miękki materiał usilnie zaczął ciągnąć, W zamiarze swoim usilnie się zawziął I wnet z piwnicy starą pierzynę całą wyciągnął. Całą tę scenę stary kocur ze strychu obserwował, Wielkimi oczami wielce się dziwował I wyjrzały zaraz małe myszki z nory, Zbudziły je bowiem w środku nocy rumory, I za ciasne wydały mu się izby domku stare, Zdobycz swą zapragnął wydobyć na pole rozległe, Pod wąskie okienko pierzynę przytargał, Do skoku przez okno z nią się zamierzył. Jakim cudem ta sztuka mu się udała? Po dziś dzień tego nie wiem... Jakim cudem przez wąskie okienko przeszła pierzyna cała? Może jeszcze kiedyś zagadkę tę zgłębię... Lecz kiedy starą pierzynę, Przez wąską i ciasną ramę, W pysku zawzięcie przenosił , Małym jej brzegiem o wystającego gwoździa zahaczył… I zaczęło się sypać pierze z pierzyny, Lecz w nocy nie dostrzegły tego oczy naszej psiny, Im szybciej ze zdobyczą w pysku uciekał, Tym dłuższy ślad z białego pierza zostawiał. I zatopił kły w przyjemnej i puszystej z radością, Wnet podniecony, stary materiał zaczął targać z zawziętością, I im większe kłami zaczął robić dziury, Tym większe jęły się wysypywać śnieżnobiałe pióra, Zajęty zdobyczą Misiek tego nie dostrzegał, Nie rozumiał natomiast dlaczego co chwilę wciąż kichał, Na puszystą zdobycz tak bardzo się zawziął, Że na nic nie zważając jeszcze usilniej gryźć począł, Gryząc tak bez opamiętania, Jedno za drugim białe pióra na zewnątrz uwalniał I zaraz rozsypały się wszystkie po łące, Jak silnym wiatrem ogołocone z nasion dmuchawce, I choć powoli zaczynało już świtać, Zawzięty urwis swej zdobyczy nie zaprzestał wciąż targać, I co chwila tylko bez przerwy ją włóczył, Po całym długim a rozległym podwórzu, I tak wnet całe podwórze pierzem się zapełniło, Że część jego nawet na sąsiednie działki doleciała I nie zauważył Misiek podwórza pierza pełnego, Od najczystszego śniegu bielszego… I tylko dziwiła się siedząca na gałęzi sowa, Skąd nagle w środku lata zima całkiem nowa, Lecz wszyscy sąsiedzi, którzy w okolicznych domach spali, Zimy w środku lata za nic się nie spodziewali, Jak co noc smacznie tylko spali, O czekającej ich niespodziance pojęcia nie mieli I po przebudzeniu wszyscy się zdziwili, Gdy zobaczyli w środku lata za oknami śnieg biały. I że śni nadal w łóżku niejeden pomyślał, Zanim po namyśle w materii tejże bieli się nie zorientował, I zaraz jakoś mój Misiek stał się głównym podejrzanym, Lecz ten ze świtem zasnął snem kamiennym, Całonocnymi wojażami wielce zmęczony, Poczynionego przez siebie zamieszania nieświadomy I mnie niezwykły ten widok zdziwił niepomiernie, Kiedy rano jak co dzień przed dom swój wyszedłem… Kiedy po latach do wspomnień z dzieciństwa się uśmiecham, Mojego wiernego druha ze łzą w oku wspominam, Wspominam zarazem tę w środku lata zimę I z dzieciństwa jakże wspaniałą przygodę... I ani Dziadek Mróz ani Królowa Śniegu, Nie dorównują mojemu psiemu druhowi wspaniałemu, Bo tylko on potrafił w środku lata słonecznego, Wyczarować całe podwórze puchu śnieżnobiałego!
-
Przyszła kostucha po starego komucha
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Domysły Monika No właśnie to miała być taka tragi-komedia... Pozdrawiam! @andreas Też niezłe!... Pozdrawiam!... -
Przyszła kostucha po starego komucha
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Alicja_Wysocka Mój zbiór poetycki zawiera wiersze zarówno bardzo krótkie jak i bardzo długie. Do bardzo krótkich zalicza się na przykład ten: @Domysły Monika To satyra na starych zagorzałych PZPR-owców! Im więcej przytyków do starych komuchów, tym lepiej! -
Przyszła kostucha po starego komucha
Kamil Olszówka opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Pewnego razu po starego komucha Z kosą naostrzoną przyszła kostucha, Z cienia na ścianie niepostrzeżenie wychynęła, By zaraz z tego świata go zabrać, Złowieszczy błysk niewidzialnej kosy, Odbił się w głębi starego komunisty źrenic, Zaraz dziwny niepokój odczuł w duszy, W której to istnienie przecież nie wierzył, Jakby nagle nie mógł złapać tchu, W pustej głowie dziwny ból odczuł, Wiercić zaczęło starego komuszka w brzuszku, Jakoś tak niedobrze się poczuł… A tymczasem przezorna kostucha, Niepostrzeżenie tuż za nim stanęła, Bezszelestnie kosę uniosła, By do swego przystąpić dzieła, Widząc głowę przyprószoną siwizną, Diabolicznym śmiechem złowieszczo chichocząc, Bezzwłocznie zaraz zamachnęła się kosą, Powstrzymana nagle jakąś tajemniczą siłą… To dłoń jakiegoś Anioła, Uniesioną kosę nagle powstrzymała, Niespodziewany wysłannik z Nieba Wstrzymania egzekucji natychmiast zażądał! To starego komucha cierpliwy Anioł Stróż, Choć miał go serdecznie powyżej uszu, Ostrożnie zrazu nabliżył się ku niemu, W ostatnich życia chwilach nie szczędząc przestróg: - ,,Nie ma już czasu ni chwili, Nim na wieki zamkną się powieki, Za ślepą wiarę w zbrodniczy komunizm, Bezzwłocznie zaraz uderz się w piersi! Za swe bezmyślne zaślepienie komunizmem, Błagaj Niebiosa o przebaczenie, U schyłku życia roniąc łzy rzewne, Przepraszaj za swą bezgraniczną głupotę! Choć wierzyłeś w komunizm przez całe życie, Teraz gdy nadszedł już jego kres, Niech choć nikłe wstydu uczucie, W duszy twej z wolna zakiełkuje… Za głoszenie zbrodniczej ideologii, Przez całe życie bez krztyny refleksji, Zanurz się teraz w wstydu otchłani, Przepraszaj Boga za błędy młodości!” Słysząc sumienia głos wewnętrzny, Stary komuch wielce obrażony, Zaraz cały się nabzdyczył, Miotając swe żałosne, groteskowe groźby: - ,,Ani myślę modlić się do Boga! Wezmę i pomodlę się do Lenina! Lenin prędzej mnie wysłucha, Bo przecież Boga tak naprawdę nie ma!” I zaraz zamglone swe oczy, Ku portretowi Lenina na ścianie zwrócił, Zadowolony, uśmiechem swym szpetnym, Starcze, pomarszczone oblicze okrasił. Widząc obraz wielkiej rewolucji wodza, Wzruszył się w głębi zatwardziałego serca, Uklęknął zaraz na oba kolana, Natchnionej swej przemowy wygłaszając słowa: - ,,Gdy w mej szarej, bezbarwnej młodości, Na pewnym postrzępionym plakacie starym, Po raz pierwszy ujrzały cię me oczy, O wielki wodzu komunistycznej rewolucji, Twa szpiczasta bródka, Wzrok mój zaraz przykuła, Oczu od niej nie mogłem oderwać, Taka wydawała mi się piękna… Ślepa i bezwarunkowa w komunizm wiara, Była odtąd esencją mego życia, Przeto jakby niesiony na skrzydłach, Do partii bezzwłocznie pobiegłem się zapisać! Poprzez zawiłe mego życia drogi, Zawsze wodzu rewolucji byłem ci wierny, Ponadczasowe komunizmu ideały, Przez całe życie mi przyświecały, Na pochodach pierwszomajowych, Niosłem zawsze sztandar czerwony, Krocząc dumnie na pochodu szpicy, Nie bacząc na reakcjonistów przytyki, Dziś pozostaję absolutnie przekonany, Że w kraju tym zaściankowym i zacofanym, Za wszelką cenę należało wprowadzić komunizm, Nie bacząc na tego uboczne skutki, Tylko, ach tylko komunizm, Prawdziwym zbawieniem jest dla ludzkości, Przenigdy dwulicowy kapitalizm, Nastawiony na zyski i wyzysk! Zagorzałym komunistą byłem całe życie I takowym u jego schyłku pozostanę, Nie przestraszą mnie brednie o piekle, Przez antysocjalistyczny kler zmyślone!” I tak przed portretem Lenina, Klęcząc z czcią na kolanach, Stary komuch rzewnymi łzami się zalał, Łzy połykając gorzko zaszlochał… Kontemplując ten niecodzienny widok, Śmiercicha w gołe popukała się czoło, Gdy mowę nagle jej odebrało, Kosę bezwiednie wypuściła z rąk… Zażenowana do szpiku kości kostucha, Kościstą dłonią w czachę się walnęła, Zbierając rozproszone myśli zaraz wyskrzeczała: - Ale obciach! Ale obciach!!! Widząc takowy rzeczy obraz, Licząca lat tysiące roztropna kostucha, Całą sprawę skrupulatnie przemyślała I do takowych wniosków doszła: - ,,Gdy opowiem to czartom w piekielnych czeluściach, Wieczność całą ze śmiechu będą się tarzać, Gotowi swego diabelskiego procederu zaprzestać, Dusz potępionych wyrafinowanego dręczenia, Nie będzie komu pod kotłami rozpalać, Potępieńców w kotłach widłami upychać, Gdy te będą ze śmiechu się zwijać, Zapomną jeszcze o swych obowiązkach. No przecież chyba piekło zamarznie, Gdy rozpowiem jego czarciej załodze, O tej niewysłowionej głupocie, Jaką widziałam na własne oczodoły puste! Olbrzymie biesy zanosząc się śmiechem, Powywracają jeszcze kotły osmalone, Z wywróconych kotłów smoła się rozleje, A w wrzącej smole całe piekło zatonie… Gdy swe poglądy zacznie tam głosić, Od diabłów śmiechów gromkich i głośnych, Gotowe jeszcze popękać piekła ściany, Przez starego komucha piekło się zawali… Co tu robić, co tu robić??? Na razie chyba pozostaje odpuścić... W oparach absurdu go pozostawić, Niech samotnie do Lenina się modli.... U mocy piekielnych nie chcę mieć przegwizdane... Na razie chyba w spokoju go zostawię... Na jego zwierzenia irracjonalne i szalone, Piekło chyba jeszcze nie jest gotowe..." Licząca lat tysiące stara kostucha, Która niejedno przecież już widziała, Z tego niewysławionego zażenowania, Zaraz pod ziemię się zapadła, Jak w pokoju niewidzialna stała, Tak w powietrzu się rozpłynęła, Roztropnie prędko nie wróciła, Nie chcąc ryzykować piekłu podpadnięcia… -
Tylko nieliczne doczekały Wolności...
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Nata_Kruk Bardzo dziękuję za tak ciepły komentarz pod moim wierszem i jego ocenę... @Wiesław J.K. Święte słowa!... Pozdrawiam! @MIROSŁAW C. Najserdeczniej dziękuję... Włożyłem w ten mój patriotyczny wiersz całe moje serce... Pozdrawiam! -
Tylko nieliczne doczekały Wolności...
Kamil Olszówka opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Gdy przemocą odbierano je matkom, Łez nie starczało zapłakanym oczom, A bolesne uderzenie karabinu kolbą, Dziecięce twarzyczki siniakami znaczyło, Gdy pełen ciepła dom rodzinny, Był już tylko wspomnieniem odległym, Pośród nadchodzących strasznych chwil, W głębi serca jedynie się tlącym, Gdy Nadzieja z wolna już gasła, W tylu tysięcy niewinnych sercach, Niczym w popiołach maleńka skrząca iskierka, Podmuchem zimnego wichru zdmuchnięta… Z każdego niemal zakątka Polski, Szczęśliwe i roześmiane niegdyś dzieci, Z gwarnych, tętniących życiem miast ludnych, Często z chłopskich chałup ubogich, W wieku zaledwie kilku lat, Trafiły do wzniesionego ludzkimi rękami piekła, A z przerażeniem patrząc na podły świat , Nie rozumiały bezmiaru otaczającego je okrucieństwa… Przewożone w wagonach bydlęcych, Bez pardonu poddawane selekcji, Na zdolne do katorżniczej, nieludzkiej pracy, Na przeznaczone w objęcia śmierci, Odczuły głośne ujadanie psów, Przeszywający plecy zimny dreszcz strachu, W młodziutkich piersiach brak tchu, Stawianie nocami na baczność snów… Gdy co rusz brakowało sił, By wychudzonymi nogami powłóczyć, A głośne obozowych strażników krzyki, Nie pozwalały odpocząć ni chwili, Radosnego dzieciństwa chwil beztroskich, Przymuszone prędko zapominały, Odtąd były już tylko numerami, A życie ich wisiało na cienkiej nici… Odtąd kaprys okrutnego SS-mana, Wątłego kilkulatka pozbawić mógł życia, Gdy uderzona kolbą karabinu czaszka, Krwią tryskając na kawałki się rozpadała, Niekiedy przeszyte bagnetem, Umierały na oczach bezradnych matek, Gdy matczyne łomotało tak serce, A krzyki stłumione więzły w gardle… Gdy liche baraki obozowe, Noc litościwa oblepiła czarnym mrokiem, A sroga jesień przeszyła zimnym wiatrem, Nie bacząc na stłoczone w nich dzieci maleńkie, Jeden koc lichy, potargany, Na kilkoro przemarzniętych dzieci, Odmrożone w zimowe noce bose nóżki, Zaschnięte na policzkach gorzkie łzy, Przenikliwy chłód w barakach, Odbierająca zmysły za bliskimi tęsknota, Setek małych towarzyszy niedoli płacz, Do snu nie pozwalały zmrużyć oka… Niekiedy nadpleśniały, surowy ziemniak, Podłej polewki głodowa racja, Starczyć musiały za posiłek całego dnia, Choć nadludzkich wysiłków codzienna wymagała praca, Niekiedy jedynie nadpleśniałego chleba okruchy, Pusty żołądek musiały nasycić, By nabrać tak potrzebnych sił W tym ponurym i strasznym piekle na ziemi… Niekiedy zastrzyk z fenolu w serce, Niewysłowionych cierpień był kresem, Gdy padało bezwładnie na ziemię Kilkuletniego dziecka ciałko już martwe, A Anioły pochylając się czule, Ku niebu płacząc unosiły ich dusze, By odtąd mogły cieszyć się Rajem, Niewinne dzieci tak bestialsko pomordowane… Tylko nieliczne doczekały wyzwolenia, By poruszającym świadectwem być dla nas, Tak zapatrzonych w postępowy świat, O bolesnej historii nie chcących pamiętać, Tylko nieliczne doczekały Wolności, By dygocącym ruchem pomarszczonej dłoni, Niewielki choćby zapalić znicz, Tysiącom dzieci pomordowanych w obozach koncentracyjnych… - Wiersz poświęcony pamięci polskich dzieci bestialsko pomordowanych w niemieckich obozach koncentracyjnych. -
Podarowało mi niebo…
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Alicja_Wysocka Nie ma co ukrywać iż jest to jeden z moich mniej udanych wierszy... Polecam za to szczególnej uwadze mój długi wiersz zatytułowany „Niesłyszalna kołysanka i sny z dzieciństwa” @andreas Nie ma co ukrywać iż jest to jeden z moich mniej udanych wierszy, ale otrzymał także i pozytywne opinie... Pozdrawiam! -
Podarowało mi niebo błękitną wstęgę, Bym w swej wyobraźni oplótł rzeczoną, Barwnych i zawiłych Dziejów Świata księgę, Przez historii pasjonata księżycową nocą wyśnioną. Podarowało mi także i długi świetlisty promień słońca, Bym nawlókł na niego siwowłosych starców wspomnienia, Nim skryje ich do swego wnętrza ziemia, By pamięć o nich przetrwała przez pokolenia. Zesłało mi karocę z chmur śnieżnobiałych, Wypolerowaną nienagannie blaskiem jutrzenki, Bym pomknął nią pędem w minione wieki, Ku zgłębieniu tajemnic wielkich starożytnych cywilizacji. Dostałem w darze tuzin kruczoczarnych koni, Skrzących w słońcu niczym hematyt, Nie lękających się choćby najdalszej drogi, Przez pustkowia i uroczyska porośnięte chaszczami. Woźnicą mej magicznej karocy, Szpiczastouchy elf był pięknolicy, Każdemu słowu wyrzeczonemu jego usty, Rumaki ochoczo posłuszne były. Dobyłem z wyobraźni lśniącego miecza, Wykutego w żarze nigdy nie gasnącego słońca, By bezpieczniejszą była ma droga, Mrokami pradziejów skrzętnie spowita. Gdy zaczynało już zmierzchać, Czekała na mnie ma zaklęta karoca, A jej tajemniczy złoty blask, Z wieczorną szarzyzną wymownie kontrastował. Nieopisana radość niezmierna, Na mej twarzy zaraz się odmalowała, Nie zwlekając ni chwili, bez wahania, Gotów byłem w śnie przemierzyć cały świat… Jesienną porą znad zamglonych pól ornych, Rzewnie przywołał mnie wiatr historii, Bym w długą a daleką podróż wyruszył, Ku odkryciu wielkich przeszłości tajemnic, Dziesiątki legendarnych królestw, W pomroce dziejów skrzętnie ukryte, Przyzywały mnie wieszczów swych śpiewem, Z dalekiej przeszłości niosącym się echem… Stąpając po stopniach złotych, Zasiadłem dumnie w wnętrzu mej karocy, Dając zaraz polecenie woźnicy, By w drogę czym prędzej wyruszyć… I popędziłem w snach mą wyśnioną karocą, Ku zamierzchłej przeszłości dalekim tajemnicom, By wydrzeć je chytrze minionym wiekom, Niczego w zamian im nie ofiarowując… Nim nastał wytęskniony świt, Nim gęsty mrok się z wolna rozproszył, Zebrawszy naprędce rozproszone myśli, Mknąłem nocą ku wielkiej tajemnicy, Pozłocisty niedosięgłego księżyca blask, Oblepioną mrokiem drogę oświetlał, Ta zaś zdawała się nie mieć końca, Wijąc się w nieprzystępnych leśnych ostępach, Gnając wciąż przez zamierzchłe pradzieje, Pozdrowiłem przelotnie tęsknym wzrokiem, Dumne a niezliczone gwiazdy złote, Na nocnym niebie tajemniczo skrzące, I ku niedosięgłym gwiazdom złotym, Strwożony nieśmiało uniosłem oczy, By zdradzić im swe marzenia szeptem cichuteńkim, Który tylko one dosłyszeć potrafiły… A zaklęta karoca wciąż mknęła i mknęła, W zamierzchłej przeszłości zasnuty legendami świat, Po wyboistych dziejów zawiłych drogach, By sennym marzeniom mym sprostać, Pod koła mej karocy złote monety, Wyrzucały fale zamierzchłej przeszłości rzeki, By niesłyszalny brzęk ich cichy, Hołdem był mej ciekawości złożonym. Gdzie czerpiąc z opowieści o bohaterach sławnych, Spisano w średniowieczu potężne księgi, Tam mknąłem zaklętą karocą niepowstrzymany, Na wahanie nie tracąc ni chwili… Skąpały się promienie przedwiecznego słońca, W odmętach wielkiej rzeki zapomnienia, Oddając jej skrzący swój blask, Który ta łapczywie cały pochłonęła… Przez powiew wiatru dziejów wytyczona, Po dziejowych meandrów skalistych wertepach, Długa i zawiła ku pradziejom droga, Z każdą wiorstą jęła się zapętlać, W lepkim cuchnącym błocie, Grzęzły karocy koła złote, A tracąc blask swój nim oblepione, Wyrzucały jego grudy w powietrze, Trwożliwe konie niebawem spłoszyły, Majaczące w mrokach zapomnienia upiory historii, Gdy przelęknione nader gwałtownie wierzgnęły, Łamiąc diamentowe osie kół pozłocistej karocy! Oderwane od karocy złote koło, W ułamkach sekund skrząc i błyszcząc, W siną dal się potoczyło, Wkrótce z oczu mych niknąc, Uderzone podmuchami wiatrów dziejowych, Osunęły się z zawiasów drzwiczki karocy, A bezwładnie dotykając ziemi, Uderzały o polne kamienie krzesząc iskier potoki… Lecz magicznej karocy zaklęty woźnica, Na me przeraźliwe krzyki nie zważał, Wpadłszy w przedziwny niepojęty trans, Znarowione konie tym usilniej popędzał. I nikt mi nie mógł dopomóc, Ni powstrzymać szaleńczego zaklętej karocy pędu, A niepewny pozostając swego losu, Uniosłem przerażone oczy ku gwieździstemu niebu… W duszy mej trwożne zrodziło się pytanie… Czy nim nastanie podróży kres, Karoca w szaleńczym pędzie się rozpadnie, A wypadając z niej uderzę głową o kamień… Wtem nagły głośny trzask! Oderwały się od karocy wszystkie już koła, Pod ciężarem pokrywającego ją złota, Gwałtownie z hukiem o ziemię uderzyła! Gdy przez sen krzyknąłem przerażony, Zimny dreszcz strachu me plecy przeszył, Próbując panicznie zebrać rozbiegane myśli… W środku nocy rozwarłem powieki… Prysły senne obrazy, Nie było też złotej karocy, Gdy sennej wyobraźni pierzchły majaki, Szaleńczy pęd także już ucichł… Były tylko mojego pokoju ściany, Otulone smolistym mrokiem nocy, Zamglone oczy przecierając powoli, Ledwo zdołałem rozeznać ich kontury… W nocy zlany zimnym potem, Tkwiąc między tym co wyśnione a realne, Biorąc głęboki oddech, Zrozumiałem że to był jedynie sen… A choć wyśniony blask złotej karocy, Zastąpiła namacalna czerń nocy, Wciąż te same marzenia się tliły, Podróży ku wielkim tajemnicom przeszłości…
-
Gdzie przydrożne kapliczki bestialsko zniszczone...
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Nata_Kruk Ale prawdę mówiąc ten wiersz i tak jest jednym z najkrótszych jakie w życiu napisałem... Dziękuję za tak miły komentarz! @Jacek_Suchowicz Też pięknie! -
Tajemniczy perscy magowie
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@viola arvensis Ogromnie mi miło... Bałem się że przez długość tego wiersza nie będzie miał on zbyt wielu czytelników... A tu taka niespodzianka! Polecam także szczególnej uwadze moje długie opowiadanie zatytułowane ,,Opowiem Wam legendę o czwartym mędrcu". -
Gdzie przydrożne kapliczki bestialsko zniszczone...
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@viola arvensis Tak... Polecam także szczególnej uwadze mój poprzedni wiersz zatytułowany ,,Tajemniczy perscy magowie". -
W cieniu smutnych drzew, Gdzie przydrożne kapliczki bestialsko zniszczone, Smagane nocami porywistym wiatrem, Rzęsistym deszczem o poranku obmyte, Niewidzialne anioły przystają, W smutku pogrążone rzewnie się modląc, A w skupieniu tajemniczych modlitw ich słowom, Stare drzewa się przysłuchują… Tak chciałyby swymi niewidzialnymi skrzydłami, Rozbite rzeźby Maryi osłonić, Przed nocnymi rzęsistymi ulewami, Szalejącymi bezlitośnie wichurami, Tak chciałyby móc uchronić, Rozbitych figur Maryi choć szczątki, By dało się je symbolicznie skleić, Gorliwą pobożnością ludzi dobrej woli… Niekiedy przy księżyca pełni, Stoją tak zadumane anioły, Nieznane ludzkości anielskie swe myśli, Kryjąc w wielkich tajemnic wszechświata skarbnicy, A choć nie słychać modlitw ich słów, Kryją one moc nieznaną umysłowi ludzkiemu, Krzewienia w świecie dobrych uczynków, Czyniąc zadość przedwiecznemu zamysłowi Bożemu… Choć widziały całej Polski maryjne sanktuaria, Bazyliki liczące kilkaset lat, Tym szczególniej zwyczajnie im żal, Wiejskich kapliczek zniszczonych ręką wandala, Choć nie były wpisane do rejestrów zabytków, Zbudowanie ich wiele nie zajęło czasu, Świadectwem były pobożności ludu, Trwając na rozdrożach mimo lat upływu… Widząc bezlitośnie zniszczone kapliczki, Będące niezatartym śladem pobożności, Niejeden anioł skrycie łzę uronił, Ofiarowując Bogu swe gorące modlitwy. I nad bestialsko zniszczonymi wiejskimi kapliczkami, Smutne anioły w niebie ronią łzy, Poruszone do głębi widokiem tym strasznym, Nie mogąc cofnąć tych czynów haniebnych… A skrzące aniołów łzy, Podobne bywają gwiazdom niedosięgłym, Tak bliskie im w swej tajemnicy, Zakrytej przed pysznych ludzi umysłami… A skrzące aniołów łzy, Mają moc kruszenia w sercach nienawiści, Wrogich Bogu grzeszników zatwardziałych, Podnoszących rękę na przydrożne kapliczki…
-
Opowiem Wam legendę o czwartym mędrcu
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@peter26 Najserdeczniej Dziękuję... Polecam także szczególnej uwadze mój poprzedni wiersz zatytułowany ,,Tajemniczy perscy magowie". -
Opowiem Wam legendę o czwartym mędrcu
Kamil Olszówka opublikował(a) utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Opowiem Wam legendę o czwartym mędrcu... Który jak i inni wyruszył w daleką podróż, Nie szczędząc swych ofiarnych wysiłków, Dla poskromienia długiej drogi trudów… Ta stara chrześcijańska legenda, Choć w tak różnych wersjach przetrwała, Kryje w sobie pewien szczególny morał, Wciąż aktualny pomimo upływu lat... Choć nie zapisał się w tradycji Kościoła, A w barwnych szopkach całego świata, Nie stoi upamiętniająca go gipsowa figurka, By cieszyć oczy niejednego malca… Trafił on do licznych tajemniczych legend, By z kolejnych stuleci upływem, Swym zasnutym pomroką dziejów życiem, Inspirować wciąż pokolenia kolejne… Jak i pozostali był mężem uczonym, Kształconym w medycynie, astrologii, Przeto odległe niedosięgłe gwiazdy, Nie miały przed nim żadnych tajemnic… Lecz on tylko tej jednej, Jaśniejącej u zarania naszej ery Gwieździe Betlejemskiej, Poświęcił swoje domysły niezliczone, Próbując rozwikłać jej zagadkę… Trzech planet tajemnicza koniunkcja, Ciekawość młodego uczonego roznieciła, A rozmyślając wciąż o niezwykłości tego zjawiska, Nocą do snu nie mógł zmrużyć oka... Trzy planety ustawione w jednej linii, Mars, Saturn i Jowisz, Zwiastunem być miały wydarzeń przełomowych, Mających odmienić oblicze ludzkości… Nowa na firmamencie nieba gwiazda, Łącząca się z nią prastara przepowiednia, Oznaczać miały narodziny króla, Któremu hołd odda cały świat… Przeto ku ziemiom dalekiego Izraela, Zapragnął zaraz w drogę wyruszać, Nie straszną mu była naga pustynia, Czyhające zewsząd w łańcuchach gór niebezpieczeństwa… Zaraz też dorobek całego życia, Bez wahania cały wyprzedał, By możliwą była daleka droga, W miejsce, które wskaże mu gwiazda… Tak bardzo pragnął tam dotrzeć, Nie bacząc na tak dalekiej podróży cenę, By ujrzeć przyszłego króla oblicze, Śpiące snem kamiennym niewinne dziecię… W wyszywanej złotymi nićmi sakwie, Ukrył skrzętnie dary swe wyszukane, Najdrogocenniejsze kamienie szlachetne, Przez możnych starożytnego świata pożądane… Już widząc oczyma duszy, Jak oddając dziecięciu pokłon uniżony, Ofiaruje mu w darze wszystkie te skarby, Dotykając zarazem wielkiej ludzkości tajemnicy… Przepiękny czerwony rubin, Będący symbolem wielkiej nieogarnionej miłości, Niepojętego Boga do ułomnych ludzi, Będących jedynie pyłem marnym, W promieniach słońca cudnie się skrzył, By wkrótce w darze złożony, W oczach niemowlęcia także się odbić, W tej jednej szczególnej, doniosłej chwili… I mieniący się w barwach morskich głębin, Tajemniczy, cudowny szafir, Będący symbolem wierności i czystości, W głębi sakwy skrzętnie ukrył… Także choć niewielka, najdrogocenniejsza perła, Stanowić miała kolejny wyszukany dar, Dla przyszłego wszystkich królów króla, Przepowiadanego przez stulecia Mesjasza… Zaraz też zakupione wielbłądy, Bez wahania pośpiesznie objuczył, Wszystkim co niezbędne do dalekiej drogi, Przez rozległej pustyni złote piaski… Lecz szydzący z ludzi los przewrotny, Do pełnej niebieskiej chwały betlejemskiej stajenki, Na czas dotrzeć mu nie pozwolił, Rzucając go w wir wydarzeń rozlicznych… Choć nie zdążył na umówione spotkanie, Z czcigodnymi Kacprem, Melchiorem, Baltazarem, By dzielić z nimi trudy podróży dalekiej, Obfitującej w niebezpieczeństwa wszelakie, Wciąż po śladach Chrystusa, Wiodły go kręte drogi jego życia, A on niestrudzony w uporze swym trwał, Ujrzenia na własne oczy Zbawiciela… Przeto za blaskiem tajemniczej gwiazdy, Sam jeden postanowił w drogę wyruszyć, Długimi nocami ciesząc nim swe oczy, Pragnąc urzeczywistnić niezliczone swe sny… I wciąż wędrował za swoją gwiazdą, Dając posłuch marzeniom, Na trudy dalekiej drogi nie bacząc, Przeciwnościom losu się nie kłaniając… Gdy dotarł utrudzony do pustej stajenki, Nie było w niej już Józefa i Maryi, Nocą przestrzeżeni snem proroczym, Udali się w daleką drogę ku Egiptowi… Zastał tylko już pusty żłóbek, W którym w rąbek z głowy matki zawinięte, Z czcią złożone było Boże Dziecię, Tamtej cichej a tajemniczej nocy powite… Niedbale wyciosanego, pustego żłóbka, Delikatnie, z szczerą czułością dotykał, Podświadomie bowiem dobrze rozumiał, Iż złożonym był w nim król całego świata… A kiedy pośród tej mizernej stajenki, Z zimna cichuteńko zakwilił, Zarzewiem nowej ery był niemowlęcia krzyk, Dając początek nowemu dziejów biegowi… Zostawiając za plecami ubogie Betlejem, Przeszyte niczym mieczem przeraźliwym krzykiem, Bezbronnych niemowląt zgładzonych okrutnie, W czasie biblijnej rzezi niewiniątek… Zawzięty tak bardzo w swym uporze, To jedno szczególne dziecię, Odnaleźć zamierzył za wszelką cenę, Nie oglądając się za siebie! Gotów był zawędrować i na świata kres, Byle nowonarodzonego króla odnaleźć, Nabyte za wyprzedany majątek kamienie szlachetne, Oddając uniżony pokłon złożyć mu w darze… I nic już nie miało dla niego znaczenia, Prócz tego najskrytszego marzenia spełnienia, Ujrzenia na własne oczy Zbawiciela, Przepowiadanego przez proroków od setek lat… Lecz drwiący ukradkiem los przewrotny, Rzucił go między samotnych i opuszczonych, By nad ich losem się ulitowawszy, Wzroku od nich nie śmiał odwrócić… Odtąd już jego dola, Przez długie lata miała być spleciona, Z tymi o których zapomniał świat, Zepchniętymi na margines społeczeństwa… W niekończącej się swej wędrówce, Widząc wokół siebie nędzę i biedę, Choć początkowo odwracał głowę, Jakiś niesłyszalny w duszy szept, Cichuteńko nakazał mu przystanąć, Zastanowić się nad obraną w życiu drogą, Wsłuchując się w płynący z głębi serca głos, Wbrew dumnemu światu postąpić na przekór… Gdy kolejne jasne dni, Płynęły nieśpiesznie w objęcia kolejnych nocy, On pędząc życie między chorymi i nędzarzami, Nikomu nigdy nie odmówił pomocy… Nie bał się leczyć trędowatych, Każdemu napotkanemu swą wiedzą służył, Znając sekrety starożytnej medycyny, Wiele chorób trawiących nędzarzy uleczył… Ci od których starożytnego świata możni, Wzgardziwszy nimi się odwrócili, Ku niemu z nadzieją kierowali swe kroki, Prowadzeni szeptem Nadziei… Cierpiący na wszelkie możliwe choroby, Zawsze znaleźli u niego słowa pociechy, Każdego podług swej wiedzy leczył, Nigdy od nikogo nie biorąc zapłaty… Swymi sekretnymi maściami, Sporządzonymi podług receptur tajemnych, Ofiarnie leczył nędzarzy wrzody, Nikomu nigdy nie okazując pogardy… Naszykowanymi starannie z ziół okładami, Leczył stare jątrzące się rany, Nawet najpaskudniejszym, zaropiałym i zakażonym, Wytrwale pomagając się zabliźnić… Gdy tak rok za rokiem, Uświęcony codziennym znojem i trudem, Na cierpiącym bliźnim pomocy ofiarnej, Kolejny mijał niepostrzeżenie… Nie dostrzegał na twarzy kolejnych zmarszczek, Pojedynczych siwych włosów na głowie, Ni tego jak z każdym kolejnym miesiącem, Z sił z wolna opadając stawał się starcem… Temu którego wytrwale wciąż szukał, Tak bardzo zarazem podobnym się stawał, Dzięki zawziętości i hartowi ducha, Miłosierdziu okazywanemu bliźnim każdego dnia… Każdy swój Miłosierdzia uczynek, Kładł na codziennych wyrzeczeń szalę, Wierząc że kiedyś nastąpi dzień, Gdy spotka się z wszystkich królów królem… Gdy czas włosy siwizną przyprószył, A kolejne lata upłynęły jak z bicza strzelił, Kiedyś przypadkiem doszły go słuchy, O świętym mężu liczne cuda czyniącym… Potrafiącym jedynie mocą swego słowa, Ślepców, chromych, trędowatych uzdrawiać, Opłakiwanych przez bliskich, zmarłych wskrzeszać, Złożonych na marach do życia przywracać… Choć tak bardzo już się zestarzał, Odżyła w nim dawna Nadzieja, Choć przez krótką chwilę ujrzenia, Tego którego całe życie szukał… Zamyślił tedy czasu nie tracić I pomimo późnej wieczornej pory, Czym prędzej udać się do Jerozolimy, By widokiem króla królów swe oczy nasycić… Choć wszystkie jego skarby przepadły, Nim dotarł utrudzony do celu podróży, A rozdawszy wszystko głodnym i ubogim, Nie miał czym swego Zbawiciela uczcić… Wciąż mógł mu ofiarować najcenniejszy dar Swego przepełnionego dobrocią serca, Wspanialszy niż skrzącego rubinu blask, Cenniejszy niż najwyszukańsza perła… Gdy dotarł nocą do wieczernika, Nikogo w nim już nie zastał, Pustą była odświętna izba, Dawno zakończyła się Ostatnia Wieczerza… Od napotkanego apostoła Piotra, Nie zdołał zasięgnąć języka, Gdy ten pomimo uporczywych pytań, Strwożony swego Mistrza się zaparł… Teraz gdy tak daleko już dotarł, W głębi ducha naprawdę zrozumiał, Choćby teraz sprzeciwił mu się cały świat, Absolutnie nie wolno mu się poddać… Choć na chwilę musi się zbliżyć, Do tego, poszukiwaniom którego całe życie poświęcił, By nim życie bieg swój zakończy, Wielkie marzenie swe ziścić… Choć tajemniczym zrządzeniem losu, Nie danym mu było w betlejemskiej stajenki półmroku, Maleńkiemu królowi wszystkich królów, Oddać swego uniżonego pokłonu, Mesjasza dźwigającego Krzyż, Pośród mąk i cierpień niewysłowionych, Los okrutny ujrzeć mu pozwolił, Dopiero w późnej życia jesieni… Na wzgórze nieopodal Jerozolimy, Niczym pogrążony w półśnie lunatyk, Przerażony z wolna skierował swe kroki, Podążając za tłumem pełnym nienawiści… I dziwiła się uczonego mędrca dusza, Jak zapomniawszy w amoku swego człowieczeństwa, Kipiąca złością prymitywna tłuszcza, Szydzić potrafi z jednego tylko człowieka… Gdy tego, którego całe życie szukał, Dostrzegł z daleka przybitego do krzyża, W oku mimowolnie zakręciła się łza I po policzku starca spłynęła… Wnet łzy wielkie jak drachmy, Zaszkliły przerażone starca oczy, A dotknąwszy siwiuteńkiej brody, Zapomniane na ziemię padły… Choć nie dostrzegł z oddali twarzy, Człowieka przybitego do Krzyża gwoździami, Naraz pojął w jednej chwili… Jest on tym, którego szukał latami… Myślał że już wszystko stracone, Przenigdy nie ujrzy go więcej, Przenigdy nie powróci na Ziemię, Człowiek na tak haniebną skazany śmierć… Nieopisany gorący smutek, Pryśnięcie pielęgnowanych latami marzeń, Przeszyły bezlitośnie starca duszę, Bolesnych rozczarowań ostrzem… A bezlitosny nieubłagany czas, Zdawał się szydzić z przygnębionego starca, U kresu jego ofiarnego życia, Za nic mając jego wieloletnie starania… Stojąc tak utrapiony samotnie, Oczu zapłakanych nie śmiąc podnieść, Pojął że takim cierpień krzyżem, Naznaczone było całe jego ofiarne życie… Wtem w głębi duszy swej utrapionej, Próbując zebrać myśli rozbiegane, Posłyszał jakby cichuteńki Boga szept, Przyodziany w słowa rzeczone: ,,Otrzyj już swe łzy, Porzuć całego życia troski, Ten, którego poszukiwaniom niestrudzonym, Poświęciłeś pozaplatane w lata swego życia dni… Naprawdę jest przepowiadanym Mesjaszem, Który najodleglejsze świata krańce, Oczyści wnet z nieprawości wszelakiej, Gdy nastanie tego świata kres! Wszystkim co najuboższym bliźnim uczyniłeś, Nikogo nie porzucając w potrzebie, Tym króla wszystkich królów uczciłeś, Okazując Mu największy szacunek! Za twe ofiarne życie, Kiedy na wieki oczy już zamkniesz, Nagrodzi cię w swym niebiańskim Królestwie, Biorąc w ramiona swego najwierniejszego sługę…” Tekst zainspirowany filmem ,,Czwarty król” z 1985 r. będącym adaptacją opowiadania Henry'ego van Dyke bazującego na biblijnej historii o trzech królach. Gdy w te święta po raz pierwszy w życiu obejrzałem rzeczony film, zrobił on na mnie spore wrażenie, a poruszony jego fabułą zapragnąłem także wkrótce napisać zainspirowane nim długie wierszowane opowiadanie... Pozostając urzeczony tym szczególnym filmem, włożyłem w to moje długie napisane wierszem opowiadanie całe moje serce… https://pl.wikipedia.org/wiki/Czwarty_król_(film_1985) -
Tajemniczy perscy magowie
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@poezja.tanczy Dzięki! Dopracowywałem ten wiersz do północy, ale i tak nie ustrzegłem się kilku drobnych błędów. Już dziś polecam łaskawej uwadze mój kolejny tekst, który zamieszczę tutaj niebawem... -
Trzech króli
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na andrew utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@andrew Ogromnie mnie cieszy że nie byłem jedynym, który napisał dziś wiersz poświęcony pamięci Mędrców ze Wschodu… Ja w temacie biblijnych Mędrców ze Wschodu nie powiedziałem jednak jeszcze ostatniego słowa! Już dziś polecam łaskawej uwadze mój kolejny tekst, który zamieszczę tutaj w najbliższych dniach... Uprzedzam jednak że będzie o wiele dłuższy od tego... Ale ciii... Na razie to tajemnica! -
Tajemniczy perscy magowie
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@aff W temacie biblijnych Mędrców ze Wschodu nie powiedziałem jednak jeszcze ostatniego słowa! Już dziś polecam łaskawej uwadze mój kolejny tekst, który zamieszczę tutaj w najbliższych dniach... Uprzedzam jednak że będzie o wiele dłuższy od tego... Ale ciii... Na razie to tajemnica! -
Tajemniczy perscy magowie
Kamil Olszówka opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Tajemniczy perscy magowie … Znali gwiazd niedosięgłych sekrety najskrytsze… Niegdyś przed wiekami w starożytnej Persji, Starzy siwobrodzi uczeni mędrcy, Pracując wytrwale długimi latami, Nad rozwikłaniem świata tajemnic, Meandry starożytnej astronomii, Zgłębili swymi dociekliwi umysłami, Śledząc bacznie zawiłe planet ruchy, Wytrwale kreśląc gwiazdozbiorów mapy… Przez lata w starożytnych obserwatoriach, Spędzali niemal cały swój czas, Starając się nieustannie swą wiedzę poszerzać, Robiąc zapiski na glinianych tabliczkach… By starożytna astronomiczna wiedza, Owoc pracy dziesiątków ich lat, Przetrwała przez przyszłe pokolenia, Dziś będąc przydatną także i nam… Tajemniczy perscy magowie… Poświęcili swą ciekawość jednej gwieździe szczególnej… Gdy jedna tylko gwiazda na niebie, Jaśniejąc bardziej niż wszystkie inne, Przełomowych zdarzeń była zwiastunem, Mających nadejść z kolejnych dni biegiem Nie były już kwestią lat, Spełnienie prastarego proroctwa, W tygodniach należało odmierzać czas, Narodzin przepowiedzianego przez proroków króla… Trzy planety ustawione w jednej linii, Mars, Saturn i Jowisz, Uwagę bacznych magów przykuły, Rozniecając zarzewia domysłów niezliczonych… trzech planet tajemnicza koniunkcja, Nowa gwiazda na firmamencie nieba, Oznaczać miały narodziny królów króla, Przed którym pokłoni się cały świat… Tajemniczy perscy magowie… Wyruszyli w daleką pełną niebezpieczeństw drogę… Pośpiesznie objuczywszy wielbłądy, Wszystkim co niezbędne do dalekiej podróży, Ku rozległej pustyni śmiało wyruszyli, Na kres świata zawędrować gotowi… Za skrzącym blaskiem niedosięgłej gwiazdy, Urzeczeni pięknem jej niewysłowionym, Oni niestrudzenie wciąż wędrowali Ku dalekiego Izraela ziemi… Nie straszna im była naga pustynia, Mimo dojmującego długą drogą znużenia, Ani na chwilę nie osłabła ich wola, Ujrzenia nowonarodzonego wszystkich królów króla… Czyhające w łańcuchach gór niebezpieczeństwa, Nie zdołały osłabić hartu ich ducha, By za wszelką cenę dotrzeć do miejsca, Które wskaże ta mała skrząca gwiazda… Tajemniczy perscy magowie… Mędrcy starożytnego świata, ducha monarchowie… W cieniu wielkich wydarzeń przełomowych, Mających wnet odmienić oblicze ludzkości, By nic nie było już takim samym, W historii świata biegu dostojnym… Ich wspaniałe orientalne szaty, Wyszywane pieczołowicie złotymi nićmi, Nocą w świetle betlejemskiej gwiazdy, Tak tajemniczo się skrzyły… A kiedy tej chłodnej nocy, Głośny niemowlęcia krzyk, Zarzewiem był nowej ery, Dając początek nowemu dziejów biegowi… Zwieńczenie dalekiej pełnej trudów podróży, U progu lichej, mizernej stajenki, Odzwierciedleniem było ich wiary i pokory, W drodze do wytyczonego celu niezłomności… Tajemniczy perscy magowie… Oddali swe uniżone pokłony w lichej stajence… Widząc niedbale zbity żłóbek, Słysząc dobiegające z niego cichuteńkie kwilenie, Zebrawszy prędko myśli rozproszone, Padli na twarz przed maleńkim dziecięciem… Ubodzy pastuszkowie odziani w owcze skóry, Z dalekiego kraju uczeni mędrcy, Tej jednej cichej a świętej nocy, Spotkali się w wnętrzu ubogiej stajenki… Choć pochodzili z dalekiej krainy, Studiowali latami najstarsze w świecie księgi, Nurzając się w oceanach starożytnej wiedzy, Nie danej nigdy zwykłemu śmiertelnikowi… Będąc między wzgardzonymi przez świat biedakami, Nie zawahali się ni chwili, By kwilącemu z zimna nowonarodzonemu malcowi, Oddać z czcią hołd uniżony… Tajemniczy perscy magowie… Ofiarowali maleńkiemu dziecięciu dary wyszukane… Najczystszego złota blask skrzący, Z uniżoną czcią ofiarowany, Królowi nad wszystkimi królami, W oczach niemowlęcia się odbił… Kadzidło w wnętrzu ozdobnej szkatuły, Którego przez wieki tajemniczy dym, Symbolem był zanoszonych do Boga modlitw, Złożyli w darze kapłanowi nad wszystkimi kapłanami… Wonna i gorzka mirra, O konsystencji skrystalizowanego miodu żywica, Ze wszystkich darów najbardziej tajemnicza, Lecz w symbolice swej szczególnie poruszająca… Choć symbolizowała śmierć, Przypominała i o wcielonego Boga ludzkiej naturze, W starożytności zaś będąc lekiem, Obrazowała świata duchowe uzdrowienie… Tajemniczy perscy magowie… Wlali w swe serca niegasnącą Nadzieję… Choć wnętrze lichej stajenki, Dalekim było od wspaniałych pałaców Persji, Z ociekającymi złotem ścianami, Posadzkami zdobionymi przez kunsztowne mozaiki… Będących siedzibami szachów możnych, Władających swymi rozległymi ziemiami, Jednym tylko skinieniem dłoni, Wydającym rozkazy zastępom sług wiernych… To tam potężniejszy od wszystkich szachów, Narodził się w ubóstwie król wszystkich królów Wzgardziwszy przepychem ziemskich pałaców, By wywyższyć pogardzanych i biedaków… By oczytani w wszelakich księgach mędrcy, Tej świętej nocy sercem pojęli, Iż z przedwiecznego Boga woli, Każdy w Jego oczach jest ważnym… Tajemniczy perscy magowie… Co powiedzieliby o współczesnej nauce… Nam tak bardzo dziś zabieganym, Ślepo zapatrzonym w postęp technologiczny, Ci tajemniczy ze wschodu mędrcy, Na kartach Biblii na wieki unieśmiertelnieni, Dali ponadczasowy przykład pokory, Którego tak brakuje naukowcom dzisiejszym, Dążącym zawzięcie by z pomocą nauki, Podstawy Chrześcijaństwa zuchwale obalić… Lecz to z biblijnej historii o mędrcach, Ponadczasowa płynie nauka, Że ludzka mądrość nie wystarcza, Wobec tajemnicy wcielenia Boga… Nie wystarczy dziś badać obce planety, Z pomocą teleskopów zaawansowanych, Trzeba spojrzeć w serc ludzkich głębiny, A szeptu Boga poszukać w swej duszy… Mozaika bizantyjska Trzej Magowie, bazylika Santi Apollinare Nuovo, Rawenna -
Unikatowe w skali świata polskie odkrycia archeologiczne!.. Książka popularnonaukowa o tematyce historycznej idealnym prezentem pod choinkę!... Dla każdego!... Dziś urzeczonym do głębi współczesnością i ślepo zapatrzonym w przyszłość ludziom o lewicowych bądź nijakich poglądach po prostu nie starcza wyobraźni, aby zdać sobie sprawę o absolutnej wyjątkowości historii osadnictwa na ziemiach polskich w skali całego świata! Wraz z kolejnymi radosnymi świętami Bożego Narodzenia i upływem kolejnych lat, niektórym ludziom ślepo zapatrzonym w postęp cywilizacyjny i bezkrytycznie łaknącym wszelakich wygód może się wydawać, że nasza współczesna cywilizacja, nauka i kultura względem niegdysiejszego życia naszych przedchrześcijańskich przodków stoją na bardzo wysokim poziomie. Jednocześnie z upływem kolejnych lat tym bardziej pogardzają oni tymi wspaniałymi epokami jakimi były Średniowiecze i Starożytność… gdyby jednak się uprzeć, to można by nawet zaryzykować tezę że... Nic podobnego! Bo przecież… Dziś setki YouTuberów i blogerów na całym świecie chętnie tworzy swoje listy najbardziej nieudanych samochodów w historii, czy też najgorszych samochodów wszechczasów... A tymczasem najstarszy znany na świecie wizerunek pojazdu kołowego pochodzi z wazy znalezionej w Bronocicach niedaleko Krakowa (słynna waza z Bronocic) i datowany jest nawet na 3600 lat przed naszą erą(!) wyprzedzając o co najmniej 500 lat wizerunki pojazdów kołowych mezopotamskie i syryjskie! Dziś wielu pasjonatów militariów z całego świata chętnie pisze artykuły o takich czy innych nieudanych modelach karabinów maszynowych czy pistoletów, chętnie wytykając im ich wady produkcyjne, liczne usterki, zawodność na polu walki czy niewygodę użytkowania… Tymczasem to w Polsce w województwie zachodniopomorskim w okolicy jeziora Świdwie w Bolkowie odkryto bogato zdobioną, obrzędową drewnianą włócznię sprzed około 9000 lat(!) i jest to znalezisko unikatowe w skali całego świata! Nim pierwsza broń palna pojawiła się w Europie, nim wreszcie pierwsze na świecie karabiny maszynowe zeszły z taśm produkcyjnych wielkich światowych mocarstw, ta zapomniana przez ludzkość misternie zdobiona włócznia obrzędowa przez tysiące lat przeleżała w ziemi, by dopiero w XXI wieku odkryta przez wspaniałych polskich archeologów mogła zachwycić swym pięknym świat nauki… Od 1988 roku na całym świecie rozgrywane są mistrzostwa świata w rzucie bumerangiem... Tymczasem najstarszy na świecie bumerang liczący ponad 30 000 lat odkryto w Polsce(!) w Jaskini Obłazowej w 1985 roku! Koniecznie podkreślić trzeba że podczas gdy najstarszy bumerang znaleziony w Australii liczy (tylko) ponad 10 000 lat, najstarszy bumerang znaleziony w Polsce liczy aż ponad 30 000 lat!!! Jestem głęboko przekonany, że każdy Polak choć raz w swoim życiu powinien spróbować przeczytać jakąkolwiek książkę lub przynajmniej artykuł popularnonaukowy o Polsce przedchrześcijańskiej i zasnutych mgłą wielkiej tajemnicy pradziejach naszych ziem... Bowiem moim zdaniem wydaje się być rzeczą niemal niemożliwą, by człowiek zakochany w wielowiekowej historii swojego kraju (zarówno tej chrześcijańskiej jak i przedchrześcijańskiej), przeświadczony o jej wyjątkowości i znający wiele chlubnych kart z historii swojego kraju, o których obcokrajowcy nie mają najmniejszego pojęcia, łatwo pozwolił uwieść się zwodniczym ideologiom postmodernizmu, marksizmu kulturowego, czy ślepego pędu za nowoczesnością... Jako pasjonat historii ale także i patriota jestem głęboko przekonany, że nie tylko w ponad tysiącletniej historii Polski chrześcijańskiej ale także i w zasnutej pomroką dziejów historii osadnictwa na ziemiach Polski przedchrześcijańskiej tkwi klucz to zrozumienia tożsamości kulturowej i mentalności naszego Narodu... Wielokrotnie doszedłem do tego wniosku na drodze licznych rozważań i dociekań, a także badania krytycznym okiem i porównywania ze sobą licznych publikacji popularnonaukowych i powieści historycznych dotykających swoją tematyką historii osadnictwa na ziemiach polskich... Nie chodzi tu bowiem o to byśmy wykuwali na pamięć podręczniki uniwersyteckie z dziedziny archeologii… Rzecz w tym, że w bogato ilustrowanych, przepięknie wydanych książkach popularnonaukowych o tematyce historycznej i archeologicznej drzemie potężna moc rozbudzania wyobraźni przeciętnych, szarych zjadaczy chleba... Ja sam z takimi właśnie kunsztownie wydanymi i okraszonymi setkami barwnych fotografii publikacjami popularnonaukowymi o tematyce historycznej i archeologicznej mam wiele bezcennych wspomnień z dzieciństwa… Podarowana mi niegdyś w dzieciństwie przez ojca wspaniała, genialna wprost, obszerna publikacja popularnonaukowa o tytule ,,Egipt” autorstwa Charlesa Freemana, dzięki swojej bogatej szacie graficznej i setkom wzbogaconych o liczne opisy barwnych fotografii bezcennych zabytków, rozbudziła niegdyś moje zainteresowania starożytnym Egiptem i wszystkim co z nim związane… Podarowana mi niegdyś w dzieciństwie przez ojca monumentalna, przepięknie wydana, licząca kilkaset stron okraszonych barwnymi fotografiami i lustracjami ,,Kronika dziejów Polski" wydawnictwa Kluszczyński, roznieciła niegdyś moje zainteresowania zarówno historią Polski w okresie po przyjęciu Chrztu przez księcia Mieszka I, jak i liczącą ponad 100 tysięcy lat historią osadnictwa na ziemiach polskich… Z obydwiema tymi wspaniałymi książkami po dziś dzień jestem silnie emocjonalnie związany i obydwie po dziś dzień zajmują honorowe miejsca na moich półkach! Takich popularnonaukowych książek o tematyce historycznej, które w dzieciństwie zapadły mi w pamięć było oczywiście dużo więcej, ale zabrakłoby tutaj miejsca gdybym chciał je wszystkie wymienić... Gdy kultywując tę przepiękną polską tradycję oddamy się już całym sercem przygotowaniom do kolejnej Wigilii Bożego Narodzenia, pobiegnijmy choć na chwilę w ten dzień naszymi myślami ku odległym pradziejom ziem polskich, by oddać hołd tym, którzy niegdyś przed wiekami tak jak i my dzisiaj kochali całym sercem tę ziemię, poświęcając jej całe swoje życie i wszelkie trudy codziennych dni... A jeśli mamy w naszej rodzinie kilkunastoletniego pasjonata historii, bądź ciekawskiego świata rezolutnego kilkulatka, przepięknie wydana okraszona licznymi fotografiami i barwnymi ilustracjami książka popularnonaukowa o tematyce historycznej z pewnością będzie najlepszym prezentem pod choinkę!... Zresztą bezdyskusyjnie jest to idealny prezent świąteczny dla ludzi w każdej grupie wiekowej!
-
Diament o grubości kilkunastu kilometrów
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@violetta Co ciekawe na terenie gór Naica, niedaleko miasta Chihuahua w Meksyku, znajduje się niesamowita kryształowa jaskinia – Cueva de los Cristales. Występują tam największe naturalne kryształy, które osiągają nawet 15 metrów długości! https://www.pazola.com/blog/krysztalowa-jaskinia-w-meksyku/ -
Diament o grubości kilkunastu kilometrów
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@violetta A według mnie spośród wszystkich kamieni szlachetnych najbardziej intrygującym i tajemniczym jest chyba Onyks... Pozdrawiam! @Kamil Olszówka Nie ma co ukrywać iż jest to jeden z moich mniej udanych wierszy... Pozdrawiam! -
Zachodniosłowiańscy historycy dosadnie o Putinie!
Kamil Olszówka odpowiedział(a) na Kamil Olszówka utwór w Hydepark
@Łukasz Jasiński Zajrzę w wolnej chwili... A dlaczego ten mój tekst na innych portalach nagle miał po kilkadziesiąt nowych wyświetleń? Pisałeś o mnie coś w Internecie? -
Diament o grubości kilkunastu kilometrów
Kamil Olszówka opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Niedawno pośród medialnego zgiełku, Podały nagłówki naukowych miesięczników, Poczytnych wysokonakładowych tygodników, Jak i zwykłych niszowych dzienników, Że ponoć istnieje w Merkurego wnętrzu, Diament o grubości kilkunastu kilometrów, Rozniecając tym tysiące domysłów, Z całego świata pasjonatów kosmosu, Gdy ta niewielka planeta, Ogromem swych tajemnic wszystkich zaskoczyła, Wprawiając w osłupienie nauki świat, Niejednego powszechnie szanowanego naukowca. Zaraz też liczni YouTuberzy, Filmy w rzeczonym temacie ochoczo nakręcili, Które przykuwającymi wzrok krzykliwymi tytułami, Dla zwiększenia liczby wyświetleń celowo opatrzyli… A mnie taka naszła refleksja, Gdy tylko ukończyłem czytać te słowa, Że z perspektywy nieskończonego Wszechświata, Jakże mikre są nasze ziemskie bogactwa… Gdyby zebrać wszystkie wypełnione złotem kufry, Z ziemskich królestw lochów i piwnic, I poustawiać wszystkie jeden na drugim, Nie dorównałyby tego jednego diamentu grubości. Wszystkie ziemskich królów bogactwa, W całej swej wspaniałości nie mogłyby się równać, Z jednym tylko diamentem z Merkurego wnętrza, Wspanialszym niż skarby naszego starożytnego świata. I czymże były ziemskich królów skarby, Wypełnione po brzegi złotem kufry, Wobec tych we wszechświecie ukrytych, Po dziś dzień dla ludzkości niedosięgłych, Gdy ta jedna tylko planeta, Sama jest niczym wielka szkatuła, Kryjąca w sobie bezcenny skarb, Diament jakiego przenigdy nie widziała Ziemia, A władający rozległymi ziemiami królowie, Strzegący skrzyń swych wypełnionych złotem, Sami byli jedynie marnym pyłem, Zmiecionym niegdyś wiatru dziejów powiewem… A wszystkie nasze ziemskie wieżowce, Nie mogą się równać z jednym diamentem, Ukrytym przez Boga na planecie tajemniczej, Przed chciwego człowieka zawistnym spojrzeniem. W tej naszej pogoni za ziemskimi bogactwami… - Jakże w oczach Boga musimy być śmieszni! I jakże żałośni są biznesowi magnaci, Za każdy milion gotowi dać się pokroić… I brylujące w mediach damulki wykwintne, Z ustami wypełnionymi botoksem, Prezentujące dumnie kunsztowne swe kolie, Z najkosztowniejszych kamieni sporządzone pieczołowicie, Eksponujące pierścionki i kolczyki z diamentami, Będące niby wyznacznikiem wysokiej pozycji, Jednocześnie tak bardzo mające za nic, Ludzi z rzekomych nizin społecznych, Same zapewne w oczach Wszechświata, Który z upływem setek tysięcy lat, Najniezwyklejsze skarby widział, Budzą jedynie uśmiech politowania. I nieskończony Wszechświat śmieje się czule, Z wykwintnych wyniosłych damulek, Wymownie zbywając ich pychę, Odwiecznym milczeniem przyodzianym w mistyczną ciszę…
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 17