Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Enchant

Użytkownicy
  • Postów

    379
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Treść opublikowana przez Enchant

  1. Enchant

    *

    Cóż, to trochę taki bunt przed tym, że przed nią trzeba się czasem ukorzyć :) Tak to bywa, jak się jest upartym i ma się chorą ambicję. Przynajmniej u mnie tak jest.
  2. Jakoś tak mnie ujęło. Dla mnie to wiersz o Marzeniu skontrastowanym z rzeczywistością. I to rzeczywistością sterowaną.
  3. No właśnie, wędrówkę czas zacząć :)
  4. Bardzo mi przypadł do gustu. Wyobrażam sobie (nie wiem, czy słusznie) , że wiersz jest o ojcu, który tylko w dziecięcych wspomnieniach jest trzeźwy, a podmiot bardzo, ale to bardzo boi się, że nagle odkryje, iż tego ojca tak naprawdę nigdy zbyt wiele nie było.
  5. Nadal mi coś zgrzyta. Przy końcu. Ale to rytm, to już niewiele mogę pomóc. No Chyba żeby: "Kiedy ja te kilogramy zgubię? Legenda głosi: Pół godziny biegać trzeba. Będzie trudno. Lecz czas przestać marudzić I zacząć ćwiczyć -- Samo się nie zrzuci" Myślę że tak jest Chyba lepiej. Nie wiem, sama oceń :) Aha, a to -- miał być myślnik, ale mój telefon nie odróżnia :D
  6. Peel to bajera na dziewczyny? Hmm, w takim razie trzeba uważać :D
  7. Ja mogę się podzielić, sporo ich zostało, a u nas w domu 3/4 nie przepada :)
  8. Enchant

    Baśń o matce

    Jak dla mnie naprawdę wyjątkowy. Od strony technicznej, pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, były rymy. Bardzo ciekawie ułożone, nienachalnie i nie na siłę. Końcówka mnie rozłożyła, a jeszcze ta brzytwa czerwona jak śnieg - no właśnie, bajka. Nie próbuję nawet zinterpretować, bo jestem w tym naprawdę średnia, a i widzę, że poprzednicy mnie ubiegli :)
  9. Enchant

    Wielkosyt

    A mi właśnie te zakończenia zwrotek się podobają. Ta "nieskończoność" formą wyraźnie nawiązuje do "trzęsienia ziemi".
  10. Hmm... Myślę, że przede wszystkim można by tu po poprawić rytm. Ewentualnie rymy, ale jeśli przyjmiemy, że to rymowanka - można przymknąć na nie oko. A może by tak zamiast : Z serem również/także lubię Pączki zajadamy ? Dodatkowo radziłabym pominąć wers "by pączka spalić" . Niewiele wnosi, bez niego myślę, że dałoby radę zrozumieć o co chodzi ze spalaniem :)
  11. Befano, dziękuję za obecność i miło mi, że wiersz przemówił do Ciebie. Deonix, cieszę się tym bardziej. Ok dawno, dawno, ale matura zobowiązuje :) Marcinie, Ciebie również fajnie było zobaczyć. Miło, że się podoba. Bajago, nieskromnie powiem, że j'a ten fragment też lubię :)
  12. Dziękuję, Kocie. Miło Cię widzieć tutaj. Z tym wierszem mam taki problem, że chciałabym zrobić go regularnym, zachowując jednocześnie ostatnią zwrotkę. Ale nie potrafię. Szczerze mówiąc, liczyłam na to, że jakoś wpadnę na pomysł zmiany, jak wstawię do warsztatu. Cóż, może po prostu wiersze regularne nie są dla mnie.
  13. odnalazłam się w Twoich pejzażach malowanych ciężko lekką ręką tamże siebie nocą wyprowadzam w pościg za bezkształtnym pięknem i co więcej odnalazłam Ciebie w milionie kropel i słońc tysiącu pod prywatnym artystycznym niebem gdzie wbrew śmierci igrasz z końcem a z każdym moim stamtąd powrotem kradnę jakieś jasne wspomnienie by na jego kanwie potem stworzyć nowy okruch Ciebie
  14. Enchant

    Królowa

    Co do interpretacji - nie chodzi tutaj o Poezję, chociaż i ona leży na tym drugim biegunie :) Myślałam szerzej, raczej o samej Literaturze i wszystkim, co z nią związane, także poezją. Miłość, kobieta - cudne interpretacje, dziękuję Wam za pochylenie się i podzielenie się nimi :)
  15. Enchant

    Królowa

    Wobec tego co, według pana, należy poprawić? Jestem otwarta na sugestie.
  16. Enchant

    Królowa

    @czytacz Dziękuję Ci, tak to jest, jak się wkleja z telefonu.
  17. Enchant

    Królowa

    @Waldemar_Talar_Talar Fakt faktem, jest dość świeży, więc mogłam wrzucić go do warsztatu. Waldemarze, powiedz co i gdzie zgrzyta :) @Oxyvia Masz jakieś propozycje wyrównania rytmu? Co zmienić, uciąć, dodać?Zawsze mam z tym problem, dlatego unikam zwykle wierszy regularnych.
  18. Enchant

    Królowa

    Ach, ile słyszy się o tej Królowej, której dwór biega z nosem przy ziemi; mówią, że trzeba mocno ją cenić; Że ona Wszechświatem i na niej - Wszechświat; i że w ogóle, nikt większej nie znał; winniśmy wszyscy pochylić głowy, pokochać, ukochać jej świat liczbowy. Liczyć z nią w każdej sekundzie życia i głośno zawsze się nią zachwycać; nie liczyć jednak na j e j wzajemność, Bo ta Królowa jest dość wybredną. Nie myśleć o tym, że gdzieś daleko, jest jakaś inna, przy której piękno tamtej królowej - jak róża zwiędła. Że gdzieś daleko, czarem niewinnym, rzutem na zmysły prawie nachalnym; uwodzi Pani z przeciwbiegunu, z kochanków czyniąc sobie poddanych. Ona jest lśnieniem, gniewem, rozpaczą - wprost najszaleńszą odmianą życia; właśnie dlatego, państwo wybaczą - z nią los swój związać pragnę już dzisiaj.
  19. Też myślę, że tekst prędzej podciagnąć można pod prozę niż poezję. Ewentualnie, synkretycznie - prozę poetycką. Niemniej to całkiem przyjemny tekst. Wyczuwam lekką aluzję, ale się nie wychylam, gdyż długo mnie tu nie było.
  20. Fajne jak na początek. Wprowadza w temat, nie jest przydługie ani chaotyczne. Jest dobrze :)
  21. Enchant

    grzechotka

    Przepiękny wiersz. Ładnie ubrany w metafory - a właściwie mocno oparty na jednej - owocu, który tworzyły dwie połówki. Często się mówi o owocach miłości, ale jak rzadko (o ile w ogóle) słyszy się porównanie samej miłości do owocu! Cu-do-wny . Plus umiejętności niewątpliwe warsztatowe. Zazdroszczę :)
  22. Enchant

    Kolejna rymowanka

    Bardzo przyjemna rymowanka. Sprawna warsztatowo i treść też przednia. Pozazdrościć lekkiego pióra :) Nie napiszę nic więcej, bo byłyby to tylko puste przechwałki ;)
  23. Na początku cię nie zauważałam. Patrzyłam na las i widziałam las, ale nie potrafiłam ujrzeć drzew. A były tam, w niezmiernym bogactwie gatunków; wszystkie młode i smagane tym samym wiatrem, ale każde wyrosłe z innego ziarna. Drzewa rozproszyły się na niewielkim spłachetku ziemi. Tak małym, że wypadałoby wręcz nazwać go laskiem. Laskiem... Moim laskiem. Były tam giętkie sosny, bezlitośnie chłostane przez wiatr, które uginały się wprawdzie, lecz nigdy nie łamały. Były i brzozy; odarte z pozorów siły, ich klucz do bezpieczeństwa to nieustanna bliskość – symbioza z innymi, silniejszymi gatunkami. Tą szczęśliwie zawsze miały zapewnioną od samego początku. Dalej, wśród drzew stały dęby. Cały las był ich, chociaż one same nigdy nie ruszały się z miejsca; to zresztą też ich największy atut – owa nieustępliwość i hardość. Jedynie czasem drgnęła im gałąź, a kiedy wiatr przybierał na sile – kołysały się z niemym uporem, nigdy nie oddając ani centymetra siebie bez walki. I wreszcie, najważniejsze – w tym lesie rosły też modrzewie. A właściwie... tylko jeden modrzew. Na początku go nie zauważałam. Patrzyłam na niego,ale nie zauważałam go. Nie widziałam tego, jak bardzo różni się od swoich pobratymców. Minęło kilka zim, a ja wciąż nie dostrzegałam opadających mi na głowę igieł. Pewnie dlatego, że spadały pojedynczo. Wmawiałam więc sobie, że to deszcz. Chociaż już wtedy wiedziałam, że to ten z kategorii padających na pustyni. Długo bałam się unieść głowę i popatrzeć na twoje obnażone konary. Dopiero, gdy nadeszła t a zima, odważyłam się to zrobić. Podeszłam do ciebie z wolna i zadarłam głowę do góry. Musnęłam palcami twoje gałęzie. Byłeś młody – a jednocześnie tak nieskończenie stary, że przez chropowatą korę niemal czułam ciężar przeżytych przez ciebie zim. Chwyciłam najniższą gałązkę i wtedy... Wtedy zacząłeś śpiewać. Byłeś tym śpiewem i śpiew był tobą. Co jakiś czas zerkałeś na mnie kątem oka, ale ja z a w s z e odwracałam wzrok. Nie potrafiłam patrzeć na ciebie śpiewającego. Gdybym to zrobiła, z pewnością odkryłbyś moje łzy, które czaiły się tuż pod powierzchnią skóry. Modrzewie miały naprawdę przenikliwy wzrok. Leśnik nie może kochać tylko jednego drzewa; wówczas stopniowo zacząłby zaniedbywać pozostałe, a las zarósłby; albo przeciwnie - zacząłby zanikać pod dotykiem obcych rąk. Wiedziałeś o tym, ale nie rozumiałeś tego. Twój śpiew stale przybierał na sile. W miarę upływu czasu stawał się coraz bardziej nieznośny. Chciałeś, bym na ciebie spojrzała i wreszcie zobaczyła cię naprawdę. Chciałeś, żebym cię dotknęła. Ale nie mogłam. Wiedziałeś o tym. Tamtej zimy umieraliśmy długo. Razem, a mimo to – osobno. Każdego dnia, po obchodzie lasku, stawałam u twoich stóp i słuchałam, jak śpiewasz. Ta melodia weszła we mnie i przeniknęła aż do szpiku kości.. Była ze mną, gdy zostawiałam cię na pastwę lodowatych nocy; była, gdy kładłam się spać i gdy wstawałam. I noszę ją w sobie do tej pory. Nigdy nie spytałeś mnie wprost, ale słowa wyraźnie zamarzały na końcach twoich gałęzi. Wtedy wciąż uparcie odmawiałam im istnienia, mimo że kłuło mnie ono w oczy. Tak bardzo bałam się docenić czar słów dogorywających na mrozie...! Nie byliśmy. Chociaż tobie przez moment wydawało się inaczej. Ja za to nigdy nie miałam złudzeń. Wspólnie czekaliśmy na odwilż, którą już czuć było w powietrzu. I kiedy pojawiły się pierwiosnki, postanowiłam odejść. Porzucić ciebie i całą resztę mojego lasku. Najpierw pożegnałam się z dębami. Później podeszłam do giętkich sosen. Potem były brzozy. Rozstałam się z nimi z obietnicą stygnącą na ustach. Podarowałam ją im na pamiątkę. Na końcu podeszłam do ciebie. Bez obietnicy na ustach. Patrzyłeś na mnie z przeraźliwym smutkiem i wtedy wydałeś mi się prawie dojrzały. Wiedziałam, że umierasz i ty wiedziałeś, że ja wiem. Milczenie wwiercało się w nas, nieuchronnie pogłębiając rosnący między nami dystans. „ Nie chcę już zrzucać igieł, choćby to miało sprawić, że nigdy nie zaśpiewam.” - powiedziałeś. „ Nie możesz ot tak wyrzec się swojej natury.” - odparłam, wyciągając doń rękę, ale strach szybko cofnął mi ją do tyłu. „Dlaczego...?” „Bo jesteś modrzewiem. Ty jeden ze wszystkich drzew potrafisz śpiewać. Ale umożliwiają ci to twoje igły. Tak delikatne praktycznie nie występują w przyrodzie. Zrzucasz je na zimę, tym samym obnażając się. To rytuał, który cię oczyszcza. Bez niego twoje igły stwardniałyby, a ty wraz z nimi – i już nigdy nie mógłbyś zaśpiewać. Wówczas stałbyś się podobny innym drzewom i przestałbyś być tym, kim jesteś. A jesteś wyjątkiem. Tak pięknym, jak piękne mogą być tylko modrzewie. ” I zostawiłam cię tak. Odeszłam, a między nami rosła cisza. Pęczniała powoli i stawała się coraz bardziej natarczywa; zupełnie jak niegdyś twój śpiew. Odwróciłam się tylko raz. Uniosłam głowę do góry. Po raz drugi – a zarazem ostatni – popatrzyłam ci w oczy. Nie uroniłam ani jednej łzy. Jeszcze nigdy nie umierałam tak bardzo. Ale wiedziałam, że ty też umierasz. I ty wiedziałeś, że ja wiem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...