Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 02.12.2025 w Odpowiedzi
-
znikasz w połowie myśli, twoje imię gaśnie powoli, jak iskra bez powietrza. wracasz echem, słowa dryfują między "kiedyś" a ciszą, próbuję zamknąć cię w wersie, złapać jak zgubiony rytm, lecz brzmienie przecieka mi przez palce. a ty - sylaba po sylabie- wycofujesz się w głąb siebie. otwieram dłoń - mieściła naszą pewność - został tylko popiół.9 punktów
-
tam gdzie kraniec wsi pod starą bieloną jabłonką co ją przed koziołkiem ojciec wapnem wysmarował porodziłam cię córko z boleści ty przyszłaś i znoju na nieszczęście w rodzinne strony mory i wiepierze przywołując mówili z czepka wyjęta Przeklęta drżąca jak wątłe źdźbło na wietrze w podkurczonej piąstce dzierżąca życiodajną pępowinę na cóż ci było świata ogladać po trochu ścierałam wnętrznicę wkładając do mleka proch cichoj no cichoj dziecino sześć sióstr sześć świec makiem obsypana sukienka5 punktów
-
Oficer wachtowy obrócił leniwo klepsydrę i rozkazał wybicie czterech popołudniowych szklanek. Wiało silnie od rufy. Nasz galeon odniósł prawie śmiertelne rany w walce z posejdonowym żywiołem. Za wschodni horyzont odchodziły, gnane furią zniszczenia, skołtunione, grafitowe i zimne bałwany burzowych chmur. Pierwszy oficer, przeciskał się ku mnie z trudem. Mijał pokład zaścielony resztkami żagli i luźnym już w większości olinowaniem masztów. Melduję, że Czarny Łabędź zatonął a z Zielonego Smoka nadano sygnałem, że przyjęli kilkanaście ton wody w ładownie przez uszkodzenie poszycia. Nie będą w stanie wyrównać stępki. Dodatkowo prawie powaliło im grotmaszt i zerwało z niego gafel. Woda i wiatr zablokowały ster i zerwały oba bakstagi. No i stracili dziesięć osób w tym szypra. Patrzyłem przez reling na bakburcie na szczątki Łabędzia, unoszące się na spienionych falach. Znów oszukałem widmo śmierci. A przepowiedziane mi umrzeć na morzu a nie ze starości gnuśnej lub krwawej zarazy. Podejść pod burtę Smoka! Pod wiatr podejść od dziobu! Rzucić liny i trap między pokłady Przejąć załogę! A żywo dranie! Co do metra! Później czekać na dalsze rozkazy. Pod mundurem, poprawiłem zawiniątko z Twoimi listami. Od łez i słonej wody były już nieczytelne. Usłyszysz kiedyś Miła, dzwięk dzwonków marynarskich za oknem. I ujrzysz wtedy w salonie, widmo swego kapitana. Wokół jego załogę przeklętą. Dla nich żegluga jest wiecznością. Tak jak pokuta za grzechy. Ostatnia psia wachta. Tam gdzie bezkresne oceany zaświatów. Cmentarzysko dusz i wraków piekielne.4 punkty
-
Osaczasz mnie - nieobecnością, pustką, odsuniętym ramieniem ... Szukam pomysłu na życie w koronach drzew, na myślowych wertepach, w szumie wody w publicznych ustępach ... A gdy już wreszcie znajduję właściwy ustęp w księdze losu - umieram ...4 punkty
-
3 punkty
-
Porwij moje sny I stwórz trochę Niepokoju w moim sercu Rozbij złe obrazy Nie bądź taka jak ja Wylej morze łez Obudź mnie w końcu I ten cały przeklęty świat!3 punkty
-
tam, gdzie powietrze pamięta kroki, których już nikt nie stawia, świat rozsuwa się jak zasłona i wpuszcza odrobinę ciemności, żeby dzień nie zapomniał, jak smakuje głębia czas stoi tam na jednej nodze jak ptak w połowie myśli, a każda myśl jest powolnym, ciężkim skrzydłem unoszącym się nad milczeniem wśród gałęzi przechodzą przez siebie cienie, jakby szukały wspólnego kształtu dla dwóch niespójnych godzin i tylko serce zawieszone na cienkiej nici zdziwienia bije w rytmie, którego nie da się zapisać — bo każda nuta jest próbą zrozumienia czegoś większego niż światło3 punkty
-
codzienność czasami … nie jesteśmy snem jesteśmy ogrodem ogrodem pełnym kwiatów dbajmy o nie aby nie było chwastów 12.2025 andrew3 punkty
-
Malutkie, świńskie oczka figlarnie zakręcony ogonek. Szorstka w dotyku skóra, z warstwą ukrytego sarkazmu. Nieustannie ryjesz w ziemi.! instynktownie żerując. Wszystkożerne… szybko rosnące, parzystokopytne zwierzę.!!! :(((( będę płakać.!3 punkty
-
Bladym okiem spoziera na dno przepaści. Jakże łatwe jest życie — dół lub góra! Już zmierzch się srebrzy — niby miękka chmura.3 punkty
-
Od płomienia, co malował cienie w jaskini, po maszynowe zapisy w matrycy z krzemu, prawda szuka swego ujścia, źródła problemu w uroku światła, które pamięta i wini. Ciemny czas wypala wnętrza liter pożogą słońca puchnącego agonią mlecznej czerni, w rzece krwi — w chwili, kiedy już życie przemogą siewcy upokorzenia i hodowcy cierni. Zostanie twój policzek w mej dłoni, łza krzywa w czułej miękkości języka męskiej czerwieni, i spojrzenie, które — bez zbędnych słów — nazywa, czym jesteśmy we dwoje dla siebie stworzeni.2 punkty
-
Tyle wspomnień przed nami, przed życiem całym, A ja w sercu mam gwar — niewypowiedziany żal mały. Bez pośpiechu, z pulsującą szyją na wietrze, Oddycham powoli, choć wciąż to nie lepsze. Jak oddychać mam, gdy drży każda rana, Skoro dopiero niedawno rytm swój złapałam? Czas mi płynie w dłoniach jak woda po skale, Wciąż uczę się tracić i ufać — niedbale. Pod powieką mam blask, co zgasł gdzieś nad ranem, Ale w ciszy go szukam, krokiem niepewnym, stłumianym. Więc gdy znowu świat krzyczy, ja milknę na chwilę, By poczuć, jak serce bije subtile. Bo choć w środku wciąż burza i pył po wichurze, To w rytmie tym nowym ja staję się — w naturze.2 punkty
-
Kimże jest ta, która świeci z wysoka jak zorza, piękna jak księżyc, jaśniejąca jak słońce (...) Pieśń nad Pieśniami, 6, 10. Jesteś gwiazdą. Ja - miastem-widmem, w którego zakamarki zapuszczasz lękliwe słowa. Migotanie zagląda do rumowisk przez szczeliny w zetlałych deskach. Dzień po dniu tego miasta ubywa; gwiazda nad nim śpiewa pieśni raz weselne, raz żałobne. Dziękuję, że to ty. W zielonych kołyskach traw usnęły wspomnienia, rojące się tu kiedyś nad każdą kałużą. Jesteś gwiazdą, językiem czystego blasku. Ja - miastem, gdzie dziś z każdego okna słychać krzyk narodzin. Jak zorza - ©Tie-break, listopad 2025 r.2 punkty
-
Dzisiaj ujrzałem twe kształty obłe w parku za ławką stałeś nadobnie i na wspomnienie romansów naszych poniżej krzyża dreszcz przeszedł masę. Twój męski profil zawsze mnie kręcił mózg mi z wysiłku mieszał w pamięci bo tylko Ciebie zawsze kochałem i innych damek posiąść nie chciałem. Stopy spocone ręce natchnione nie straszne były mi jęki Twoje męsko objąłem swoją osobą poprowadziłem przy sobie drogą. I już się mierzę z nowym wyzwaniem chcę cię ujeździć mój drogi panie i sapać z tobą przez dzionek cały by zazdrościły inne pedały. Nie musisz dzwonić jestem przy Tobie przesmarowane masz szparki w sobie więc się nie dąsaj i daj mi siebie . . . . . . . . . . . . . mój ty rowerku tak brak mi ciebie.2 punkty
-
że dziś albo jutro zresztą nie ważne aby lepiej było by chciał wiatr wiać który ciepłem częstuję żeby drzewo szumiało a nocą świerszcz upiększał sny by miłość nie kłamała by była szczera jak echo a prawda zawsze była prawdą by nie płakała by życie cieszyło nie było cieniem trudnych chwil może dziś albo jutro zresztą nie ważne ważne by być widzieć zachody czuć zapach ziemi umieć kolorowo śnić2 punkty
-
Przeczytałem pierwszy wers wysłał mnie do kolejnego był niewyraźny czwarty uciekł do piątego tutaj międzywersowa pogawędka przeszedłem do smutnego odczytał mnie moimi literami a to ja miałem czytać jego jak tu oko zarzucić każdy wygania widocznie je strofuje strofy nie miały nic do powiedzenia2 punkty
-
Wyszłam samotnie w mroczną noc; Młoda krew za morzem przelewana Przesiąkła skrzydła mojego ducha- Nosiłam swój smutek wyczerpana. Lecz kiedy w górę uniosłam głowę, Ponad cienie w zimnym śniegu drżące, Zobaczyłam na wschodzie Oriona, Znajome gwiazdy jak dawniej lśniące. Przez okna w domu mojego ojca, W zimowe noce bawiąc się snami, Jako dziecko widziałam Oriona Ponad innego miasta światłami. Mijają lata, sny, mija młodość, Wojny serce świata rozrywają, Wszystko się zmienia, tylko na wschodzie Te piękne gwiazdy niezmiennie trwają. I Sara: I went out at night alone; The young blood flowing beyond the sea Seemed to have drenched my spirit’s wings— I bore my sorrow heavily. But when I lifted up my head From shadows shaken on the snow, I saw Orion in the east Burn steadily as long ago. From windows in my father’s house, Dreaming my dreams on winter nights, I watched Orion as a girl Above another city’s lights. Years go, dreams go, and youth goes too, The world’s heart breaks beneath its wars, All things are changed, save in the east The faithful beauty of the stars.2 punkty
-
a więc stanął przy ganku pod domem w murawie jak gość z zamożnej świty z której bije krasa nowe koło dach światło i lusterko prawe błyszczący jak kareta królewska kolasa powóz godny uwagi szacowny nielichy nie żadna tam furmanka która ledwo stoi ale zaprzęg cud klasa w którym czeka cicho gotowe na skinienie posłusznych sto koni nie dla ulgi w wędrówce z niewygód podróży by cwałować po świecie – ach gdzieżby i po co ale by rozumiano i czuł jeden z drugim że pan ma złote ciżmy a plebs chodzi boso2 punkty
-
Wchodzę do Urzędu Skarbowego a powietrze stoi tu gęste, ciężkie, podsłuchujące, jak bigos po świętach, który ktoś próbował reanimować defibrylatorem - jak mgławica, która wciąga petentów niczym komety, mieli ich w czarnych księgach i wypluwa w postaci oświadczeń, jakby każda jego cząsteczka chciała mnie rozliczyć z własnego oddechu, wirując we własnej galaktyce czarnych dziur absurdów. Krzesła stoją rzędem, jak pluton meblościańskich egzekutorów, którym już na niczym nie zależy, nawet na własnym lakierze. Przy recepcji kobieta w okularach tak grubych, że NASA mogłaby przez nie badać słońce i jeszcze dostać premię za szczegółowość. Patrzy na mnie, jakby sprawdzała, czy jestem człowiekiem, czy tylko błędem w systemie. Patrzy tak przenikliwie, jakby miała w oczach rentgen, który potrafi rozpoznać grzechy podatkowe jeszcze z czasów, gdy byłem plemnikiem. - Numer, mówi głosem, który trzeszczy jak TERMINATOR 5000 przepychający historię podatkową narodu. Dostaję 666/B. numer jak sygnet diabła w księgach, który pieczętuje każdą myśl podatnika. „B” jak „Będzie bolać”. Siadam. Obok mnie mężczyzna w garniturze z PRL-u, tak sztywnym, że chyba jest zbudowany z rozporządzeń Jaruzela wprowadzonych w życie na zawsze. - Czekam trzeci rok, szepcze. - Okienka są czynne, mówię. - Są. Ale nieczyniące. Wyświetlacz miga jak alarm w elektrowni jądrowej, który wszyscy nauczyli się ignorować, taki alarm, przy którym nawet reaktor westchnąłby: dobra, jak nikt i tak nie przyjdzie Idę do okienka. Pięć kroków - a czuję się, jakbym szedł na pogrzeb własnego konta bankowego, w asyście komorniczej orkiestry dętej. Urzędnik siedzi jak kapłan, który połknął cały Dziennik Ustaw i teraz medytuje nad moim losem. Jego brwi mogłyby służyć bocianom za sezonowe gniazdo. - Dokumenty, komenderuje. Rozkłada je z precyzją chirurga operującego bez znieczulenia, bo znieczulenie nie jest kosztem uzyskania przychodu. Przegląda moje liczby jakby były księgą upadku cywilizacji. Nagle zamiera. Jakby w tych papierach zobaczył liczbę, której nawet kalkulator nie chce liczyć, tylko prosi o ostatnie namaszczenie. Jak człowiek, który wyczuł trzęsienie tych zimnych fal absurdów, co wyrywają dusze z orbit. - No… to mamy problem. Wstaje. Zdejmuje okulary. Urząd zamiera - Wygląda teraz jak arcykapłan biurokracji, który za chwilę otworzy kamienną tablicę z moim losem - tak ciężką, że nawet grawitacja zwalnia z szacunku. Drukarki wstrzymują wydruk, kserokopiarki zamykają paszcze. - Po analizie… - Z uwzględnieniem… - I po przeliczeniu współczynnika… Wręcza kartkę jak wyrok z zakurzonej wersji Hammurabiego. - Musi pan zapłacić, w ciągu czternastu dni… Pochyla się. Patrzy mi w oczy. Czuje oddech paragrafów. - trzydzieści siedem tysięcy… czterysta dziewięćdziesiąt trzy złote… i trzy grosze. Jakby moje życie zostało sprasowane w zakurzonej prasie prawa i wciśnięte w banknot, który nigdy nie dotrze do portfela, a tylko odbija się od ścian bezlitosnego świata. - Skąd taka kwota?! - Z pana życia... Z pana życia, proszę pana. Krzesło obok mdleje. Nie mam do niego żalu. W broszurze - zajęcie konta, - zajęcie mieszkania, - zajęcie marzeń. Punkt trzeci wytłuszczony. Wychodzę. Świat wydaje się lżejszy. Albo ja cięższy o trzydzieści siedem tysięcy i trzy grosze, które są jak śmiech losu odbijający się od szyby. Drzwi zamykają się za mną jak stalowe powieki olbrzyma, który śni o podatkach i połyka w snach tych, którzy próbują uciec. Jak paszcza rekina pożerającego ostatni kawałek wolności, mrucząc: „Do zobaczenia. Nawet jeśli tego nie chcesz.”1 punkt
-
1 punkt
-
@Lenore Grey poems Bardzo dziękuję @Waldemar_Talar_Talar Dziekuję za komentarz. :)1 punkt
-
Gdy świat w pomroce drżał bez granic, a łez ludzkich grad twardy spadł, w ubogiej stajni rodzi się Wygnaniec, co swoim płaczem niesie świat. Nad zimnym żłóbkiem Matka schylona drży, jakby słyszała przyszły jęk. U Jej kolan Syn — jak słomka krucha — a w Nim wieczności święty lęk. Pasterze idą w pokorze cichej, niosąc wspomnienia minionych bied. W obliczu Dziecięcia widzą iskierkę, która z ciemności budzi świat wnet. Za nimi królowie przez burze idą, a gwiazdy bledną w ich trudny ślad. Dary swe niosą — choć dobrze wiedzą, że Anioł spisuje człowieczy świat. A gdy godzina krwawą jest nocą, a winy ludzkie unoszą mgłę, wzrasta światełko, co mrok przebije, niby nadzieja w mroźnej pomroce. O Dzieciątko — naucz nas wybaczyć to, co boli, uleczyć ranę, co w sercu tkwi. W tej nocy głuchej bądźże nam światłem, by człowiek z powrotem ku miłości szedł.1 punkt
-
Rozpuszczam w ustach bryłę żalu roztapiam z chmury śnieżny koc tuszując rzęsy szkicem pragnień w spełnioną, rozświetloną noc. Lżejsza niż płatek w ciszę spadam w antracyt węgla, jeszcze lśniąc przełykam twardą kruchość pestki, w czerwieni bieli z zimna drżąc.1 punkt
-
Oczywiście, że są pewne reguły i różne gatunki literackie mają swoje cechy charakterystyczne, ale nigdzie nie jest powiedziane, że nie można tą konwencją grać po swojemu. oby umiejętnie. Gorzej, jak ktoś pisze gnioty i uzasadnia to twórczym podejściem do kanonu, ale w mojej ocenie to nie jest casus tego wiersza.1 punkt
-
@KOBIETA Lekka, humorystyczna miniatura z dobrze uchwyconym grymasem i przymrużeniem oka. Fajny kontrast między zoologicznym opisem a emocjonalną puentą. Czyta się to bardziej jako żartobliwy obrazek niż jako ciężką metaforę — i w tej formie działa najlepiej. Pozdrawiam serdecznie.1 punkt
-
@tie-break Ten wiersz ma w sobie bardzo cichą, mądrą czułość i poetycko rozpisany dystans między tym co przyziemne i tym co wieczne. Całość zostawia po sobie uczucie spokojnej wdzięczności, przyprawionej odrobiną smutku oraz nadziei.1 punkt
-
@Simon TracyTeraz to nie mogę o sobie powiedzieć, że umiem pływać. Paradoks polega na tym, że do jezior mam blisko. :) Ale już mnie przestały przyciągać. A co do basenów - trzymam się od nich z daleka. Nie będę pisać z jakich powodów. :)1 punkt
-
@Berenika97 Wymieniłaś bardzo dobre dzieła literackie w tej tematyce. Ja mam tak z pływaniem, że w rzece, jeziorze czy morzu pływam, za to zupełnie nie potrafię utrzymać się na wodzie w basenie.1 punkt
-
@Simon TracyBardzo dziękuję! Tak, to wycofywanie się w głąb siebie bywa nieprzeniknionym murem. Dziękuję, że podzieliłeś się tym spostrzeżeniem , bo właśnie to chciałam powiedzieć. @tie-breakBardzo dziękuję! Dziękuję za tak wnikliwe odczytanie. Rzeczywiście, język tu zawiódł podwójnie – i w relacji, i w próbie jej uchwycenia. Cieszę się, że dostrzegłeś tę grę między formą a treścią. :) @huzarc Dziękuję za te słowa – trafiają prosto w sedno. To właśnie ta przestrzeń między wiedzą a pogodzeniem się jest chyba najtrudniejsza do zniesienia. I do zapisania.1 punkt
-
Mnie tam się podoba. Odnośnie dyskusji pod wierszem - jeśli ktoś nieudolnością swą łamie reguły gatunku, bo inaczej nie potrafi, albo brakuje warsztatu - można mu wiele zarzucić. Ale jeśli ktoś te reguły przekracza umiejętnie - to jest zaleta, a nie wada utworu.1 punkt
-
@Berenika97 To jest wiersz z bardzo czułym, delikatnym nerwem wychodzącym synapsami w oplotu słów. Czuć w nich kogoś, kto jeszcze nie pogodził się ze stratą, ale już wie, że niczego nie uratuje.1 punkt
-
@Berenika97 Bardzo interesująco zbudowana paralela między rozstaniem, a bezradnością języka wobec jego nieuchronności. Mowa tu, oczywiście, o języku poetyckim, który sam staje się metaforą tej relacji.1 punkt
-
Pamiętać was za furtą wczoraj śino-barwny śpiew brzęczących skrzekiem plugawych zjaw kirowo patrzących oczodołów mgieł nienasyconych krwiożerczych mar znudzeniem obrzydliwych świerkowym nastrojem oświetlone nagrobki lampiony, znicze i przeróżne świece a stróż wieczności z ognistym mieczem postrachem dla cmentarnych hien przestrzega przed występkiem pamięć wyrazem jest szacunku dla nieśmiertelnych dusz ***************1 punkt
-
A tak poważnie, dziękuję za merytoryczny komentarz i ubogacenie go swoją kobiecą intuicją i wrażliwaością. Twoje piękno nie krzyczy, lecz gra subtelną melodią, kiedy zbliżasz filiżankę z herabtą do ust, kiedy poprawiasz sukienkę - tak swobodnie, kiedy rozkwitasz w rozmowie jak kwaity na wiosnę i kiedy jesteśmy ze sobą bez słów z blaskiem księżyca za oknem, a to dopiero początek ;) Pozdrawiam serdcznie i życzę dobrego dnia1 punkt
-
i wszystko jest jasne choć w oczach ciemnieje pacierze przygasły noc gęsta się śmieje dzień wcale nie wstaje ja na baczność stoję zakuta milczeniem w samotność się stroję przede mną jest droga kręta i nieznana nią pójdę na przełaj na wskroś zapomniana postawię pytanie które odpowiada tam gdzie stróż moj uciekł czart karty rozkłada przychodzę by zniknąć i znikam by przeżyć z zamętem swej duszy znów trzeba się zmierzyć lecz nie ma doń wejścia są mosty zwodzone a one jak ufność na popiół spalone gdziekolwiek nie spojrzę tam maski, zasłony rozdziobać chcą sępy zakrakać chcą wrony bezsilność naciska lubieżnie całuje i czeka aż życie wnętrzności wypruje lecz wszystko jest jasne choć ciemność dokoła płomyka w mej duszy nic zgasić nie zdoła tu można się ogrzać zaczerpnąć jasności i powstać ze zgliszczy w prawdziwej wolności.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@hania kluseczka malkontenci nie umieją się bawić . Nawet w wymyślonej formule trzymają się reguł pouczając z wyższością bo przeczytali jak ktoś to wymyślił. Dlatego właśnie nie napisałem w tytule erekcjato, ale dla hani kluseczki niedostrzegalna to subtelność.1 punkt
-
Zima tego roku sroga jak na podgrzewany klimat, muszę kupić buty, sweter i coś jeszcze, co wie tylko żona - targa mnie po kontuarze. Grubosz przemarzł, stojąc na tarasie. Nic mi się nie chce – poza piciem herbaty, wanilia wypełnia dom aromatem, miło. W lutym wybieram się na południe – tam wiecznie trwa koncert cykad i niebo przejrzyste – łatwiej ułowić Boga wzrokiem, tutaj pluskwiaki gryzą mnie w dupę w podrzędnym hotelu. Srogo – jak mówi profesor. Dostałem sms – kurier twardo wyznacza godzinę, czekam, patrzę na dziurę w ścianie, gdzie wieszałem obrazek, szkic nieudany, ale własny – jest coś miłego, jak wanilia, w tworzeniu. Myśli o samobójstwie leczę – odłożyłem odciętą głowę na półkę, niech stoi. Wygląda dobrze obok Lowella - w wierszach lubię niepokój; przeczuwał atak serca, jak każdy samobójca – nie zdążył, to pewne. Lit w normie – sprawdzałem, dudni mi w żyłach, drga, nie umiem nawet pisać. Lekarz gryzmoli coś, zanim wyda receptę. Niech pan da znać – na pożegnanie. Dam. Warto mieć klasę. Gorzej z Berrymanem. Oglądałem most, miasto skute – jak u nas – zimą. Minneapolis – etymologia złudna, piszą, że nazwa pochodzi od wody. Człowiek na starość wymaga opieki, nadmiernej dbałości, kąpania prawej, potem lewej nogi, to męczy. Jestem zmęczony, fakt – zakładam głowę na szyję i patrzę w lustro. Bruzda. Podbródek. Oczy. Całość nad wyraz logiczna – a jednak coś nie gra, utyka, próchnieje jak czas zgubiony, drobny receptor - niewydolny, skrzywiony. Serotoninowy skrzat w pięknym ogrodzie życia. Czytam, pijąc herbatę, pachnie wanilia, miło. Za oknem zima, dam znać, co dalej. Co? dalej.1 punkt
-
@violetta Każdy ma prawo wyrazić opinię tak o wierszu jak i twórcy. Moja poezja jest bardzo specyficzna. Ja sam jestem bardzo specyficzny. Ten wiersz nie przypadł Ci do gustu i ja to w zupełności rozumiem. Nie musisz przepraszać. @Christine Jak narazie chyba ostatni z motywem krain snu. Dziękuję bardzo. @Berenika97 Ja zazwyczaj toczę walkę najpierw o samą możliwość zaśnięcia. Jak już mi się uda to ostatnio nie jest tak tragicznie w moich snach. @Wiechu J. K. Pozdrawiam serdecznie!1 punkt
-
Z wierzchu chłop wszeteczny, a od wewnątrz mały chłopczyk pod sympatyczną opiekę jak się ładnie patrzy i jak mawiają w sam raz. Warszawa – Stegny, 30.11.2025r.1 punkt
-
Czerń modra polskich wód w fudze czasu płynie przez szczeliny przestrzeni. Żmijowisko komet nad cmentarzami. To nie przedmurze — to pęknięcie, wyłom w krawędzi, zlewnia naporu i kineza znaczeń, wciąż zrywanych i rozrzucanych. Pod pręgierzem losu, na partyturze przemocy, w najwęższym środku Europy.1 punkt
-
@Radosław dziękuję 🙂 @Berenika97 tak to jest o granicy którą jeśli się raz przekroczy to nie ma powrotu do tego co było W ogóle myślę sobie że my kobiety za często mówimy że coś jest najbardziej i na zawsze @Migrena odzyskać własną tożsamość jest niezwykle trudno Najgorzej jest wtedy kiedy Ktoś chce dorównać @Amber bardzo dziękuję Bursztynku 🙂1 punkt
-
@Berenika97 No coś Ty! Byłem jak aniołek. :)))) Dziwne czasy, raczej inne. Pierwsze biało - czarne telewizory, radia tranzystorowe, zimy mroźne i pełne śniegu, a takie opowieści pobudzały adrenalinę i zamiast klęczeć na grochu za niewinne przekroczenie, działały po prostu wyśmienicie - na krótki czas tylko hahahahaha @@@@@@@@@@@@@@@@@@1 punkt
-
Przeczytałem sześć wierszy – każdy dobry, lepszy od mojego. „Rozbiorę się całkiem i przejdę przez zimny trawnik”. Telefon oznajmił – umarł. Nosowym głosem, jak mówił literat - pisał o kocie - słabo znałem człowieka, mniejsza z nim. Poszedłem słuchać Dat Dere. Co to takiego? Ta śmierć. Widziałem wiele – w Lizbonie strach, mimo tabletek, szklanki whisky – irlandzki torf mam na języku, żaden ptak nie siada z podwiniętym skrzydłem. Lizbono, wielki prysznicu! Błądziłem, nie mogąc znaleźć Ginjinhy z shot-glass, chociaż zjechałem windą. Żadnego pisania! Cierpię na anhedonię. Nie ma na to leków, w każdym razie niewiele. Nie słyszę rymów, rytmu, nut. Bach jest Händlem Ginsberg Sosnowskim – mylę postaci, rytm, rym, bez dwóch zdań – Gefühllosigkeit! Potrzebny wam tłumacz – ins Polnische? Okres latencji snu, i snu REM wydłużyłem do granic, za nimi nic – urwisko. Małe statki zasypiają na Tagu, kołysząc fado na bakburtach. Kto wymyślił wyliczanie wstecz, jakby dni przed miały znaczenie? Przedwczoraj i jeszcze przed widziałem cię - niosłaś torby pełne szmat. Miałem podejść, zapytać, co słychać. Nie rozmawiamy od lat. Od 2 lat włóczę się, drażni mnie kolor – ta zima, zgasły liście i ptaki na drzewach, ślisko. Czasami myślę, że tutaj od zawsze i przede mną – wieczna zmarzlina, ludzie zamknięci na cztery spusty, dwie apteki – zwykłe „dzień dobry” jest obojętną grzecznością. Nic, chociaż w radiu każdy ma coś do powiedzenia. Zaprzyjaźniłem się z lokalną polityk – bez znaczenia, przypomina Ciebie – paplasz, dlatego nie odbieram: wyjdziemy, czy dziś, teraz? Twoja impulsywność męczy mnie. Wolę, gdy piszesz. Twoja pojedynczość jak u O’Hary, twoja mnogość. Wciąż Ty. Kocham obrazy, teatr, sztukę – przez jakiekolwiek s czy k, Kicz za 200 zł u kosmetyczki, nie ma Strzemińskiego, w muzeum dwie rzeźby Kobro pośrodku czegoś, co też jest suprematyzmem. Postawiłem lampkę na grobie obok upiornych, solarnych zniczy, potem u rodziców. Tli się, ostatkiem sił piszę dat dere, dat dere - jak u dziecka w głowie. Idę w kierunku trawnika zasypanego śniegiem. Zima. Słabo znałem człowieka, ktoś powie, grzebiąc nogą dołek. Możesz wziąć tamtego dużego słonia (you can have dat big elephant over dere). Możesz go wziąć, potem.1 punkt
-
Składam się na pół Na ćwierć Na kwadrat, rozkładam się równo jak mapa, ale starannie, symetrycznie wygnieciona. Otwieram się Czytany wielokrotnie Strona po stronie, rozdział po rozdziale I potem od końca do środka, od początku do końca -wymęczony lekturą Jak zużyta książka Mam poniszczoną oprawę i luźne strony. Odbijam świat Jak lustro potłuczone -starannie oddając kształt i kolor rzeczy, ale w rozproszonych luźno kawałkach. Byłem jak nierozłożona mapa, zadbana książka i czyste lustro Ale Papier nie wytrzymał nacisku rąk Tafla popękała odbijając cudzy świat. Jestem Materią wymagająca konserwacji Zużytą tkanką wymagającą starannej rekonstrukcji Wyglądem nowym Przekrywającą stare zniszczenia.1 punkt
-
Witaj - cieszy mnie że ciekawe połączenie - miło że czytasz - dziękuje - Pzdr.serdecznie. Witam - dziękuje za wierszowy komentarz - Pzdr.uśmiechem. @Andrzej P. Zajączkowski - @M jak Malkontent - @Rafael Marius @Alixx22 - @huzarc - dziękuje -1 punkt
-
Raz w świecie, gdzie stałość nic już nie znaczy, Kopało kamienie dwoje kopaczy. Pierwszy - rozrzutnik; wzrok ma rozbiegany, Gdzie spojrzy tam ciśnie szpadel posrebrzany. Nim skończy dobędzie kilof ze złota, Bo ciągnie go obok nowa robota. Ledwie zaczął, już biegnie, bo widzi w oddali Miejsce, gdzie nie wbił jeszcze żadnej stali. Drugi w jedno miejsce przychodzi co rano I bije w ziemię łopatą drewnianą, Więc rzecze raz doń rozrzutny kolega: ,,Czemu w miejscu pan siedzi i nic pan nie biega? Czy nie pora się pozbyć tej starej łopaty? Patrz pan jak u mnie arsenał bogaty! A od skarbów się zaraz nie zamkną drzwiczki!" ,,Pan tak zmieniasz i masz pan jedynie kamyczki." Usłyszał rozrzutny i ruszył z powrotem W świeżutkie miejsce ładować młotem. Znów znalazł, radość, tryumfu krzyki I rzuca głaz nowy na inne kamyki, By ruszyć znów szukać ku uciesze wzroku. Drugi zaś nawet nie zrobił kroku, Nie zmienił miejsca, ni łopaciny, Kopał i wykopał. Ten kamień. Jedyny. 06.08.20231 punkt
-
Czujemy gdzieś tam, w środku nas, ten biały, oślepiający blask. To euforia, która ogarnia nas jak ciernie oplatające się wokół gałęzi. Ten ogień, który rozpala nasze spojrzenie, ta tęsknota. Oh, euforio, euforio, ogarnij moje ciało sobą, chcę, abyś mnie pochłonęła, abyś rozpełniła moją twarz promieniem. Czuję ją, gdy patrzę na obłędne widoki natury: na niebo rozgwieżdżone gwiazdami, na fale, na wschodzące słońce, które rozgrzewa naszą twarz. Doczekać się pocałunku od księżyca, który muśnie moją twarz swoją szaro-błękitną aurą. Na wiatr, który śpiewa nam pieśni, na deszcz, który rozmywa nasze łzy boleści, na śnieg, który pruszy tak mocno, tworząc białe ścieżki prowadzące do raju. Gdy widzę sarny biegnące po polanie, ich łagodność, lisy szubrujące w pszenicy, ptaki w baletowym locie po niebie, stado wilków, które dba o siebie — każde małe stworzenie nadaje charakter jej matce, naturze. To jest moja euforia.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne