Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 23.12.2025 w Odpowiedzi
-
Niech będzie biało nieskazitelnie zachwycająco aż po horyzont Niech wiatr rozwiewa włosy i lęki wrogość i pogardę Niech bezkresny błękit cierpliwie czuwa nad arką pełną nadziei Niech pochłonie nas oczekiwanie na Słowo które stało się ciałem16 punktów
-
senne obrazy spakowane w słowa pojawiasz się bardziej jako przeczucie niż maszyna złożona z elementów wypełniona krwią limfą i mlekiem jak hybryda ze wspomnień projekcja poprzednich kobiet pustka w tle wypełnia się treścią jestem kroplą rozpuszczoną w tobie światłem załamanym przez pryzmat kosmosem szukającym własnego przeciwieństwa nasze samotności nie karmią się wzajemnie ciszą między końcem zdania a spojrzeniem w którym odbijają się słońca kolejnych dni10 punktów
-
Nie będzie chleba Po nowym roku Dla przykładu Trzeba będzie powiesić Jednego lotra I z tuzin starych senatorów Z przeciwnego plemienia Ludzie będą patrzyli na szubienice A nie na młyn Nam masła do niego Nie zbraknie I tak Byle do kolejnych żniw9 punktów
-
Gdzieś w głębinie umysłu ślepca. W ciemnościach nieruchomego oka. Gdzie dźwięk rozmów jest podobny do szczebiotu zarażonych lodowym wichrem wróbli. Siedź sobie w niewiedzy ślepcze. Nie dawaj w ten świat kroka. Świat jest już pustynią. Pozbawioną ludzi, techniki i kabli. Całoroczna polarna tundra. Bez nawet chwili temperatury dodatniej. Wszystko zdziczało i tylko w sidła śmierci zaprasza. A w sercach ocalałych jest jeszcze chłodniej. Z zimna umarła moja dusza. We flakonie zaschnięty róż bukiet. W którym niegdyś chowały się trzmiele. Nic teraz nie znaczą. Stary pakiet. Umiera rasa ludzi. Kurczy się wegetacji pole. Nie uchronią od śmierci mikstury, czary, najgrubsze tkaniny. A życiodajny ogień będzie niczym waluta. Umiera świat bez modlitwy i winy. A oto boża kara i ludzka pokuta. Ślepcze, Twój wyraz twarzy tak surowy. Umrzemy razem. Ja do końca Twój sługa. Ostatnia wieczerza. Zapach śledziowy. Śmierć z głodu i zimna jest jak noc polarna długa. Wiersz pisany w roku 2013 przy utworze "Freezing Moon" zespołu Mayhem8 punktów
-
Kiedy nerwy cię zżerają, a stres już nie daje żyć, leki trują, osłabiają, na ratunek pędzi miś. On jest miękki, taki miły, weź na ręce, przytul go, da ci spokój, więcej siły, lekiem jest na całe zło. On cię nigdy nie zawiedzie, co bez niego zrobiłbyś? Wesprze w każdej cię potrzebie, twój przyjaciel - duży* miś. *Wg chatu GPT kojący wpływ mają misie od 80 do 150 cm.8 punktów
-
zima tego roku ma odcień błękitnej szarości jak lekko przybrudzony skrawek nieba prócz chłodu przejmuje nas jeszcze tęsknota ciało w ciało kurtką odkryte pragnienia spójrz jak na szybie skroplony oddechy tworzy dziwne ornamenty na zenątrz śnieg a we mnie wodospad rozgrzanych myśli i słów przerwany nagłym krzykiem patrz silny dotyk spoina ściśle przyległa do brzucha po krawędzie bioder aż do zatonięcia przecież wiesz że potrafię bardziej7 punktów
-
Raz ją widziałem, w skosie okienka: gołębie spojrzenie, gołębia boginka. Widziałem ją raz — jak w bluszczu całunie wiatr muska, a on odpowiada: "Szumiałem dla ciebie! — I będę szumieć…"6 punktów
-
być ze sobą w łączności jak ptaki na linii wysoko lecz nie pod wysokim napięciem nie dziobać a karmić słowem bliskości dać otwartą przesrzeń6 punktów
-
A kogóż tam diabli nadali wieczorową porą? „To ja, Herod, król okrutny, otwierać!” – łubudu! „Turoń niech wam tu harcuje i kłapie paszczą!” Hej, kolęda, kolęda! kolędnicy idą, winszują I śpiewają: „daj, gospodarzu, grosika, nie dasz, To cię okradniemy z koni, owiec i baranów!” Diabeł poprawia rogi, stuka widłami i wymachuje Czarnym ogonem, a dzieciarnia zmyka do szafy. Hej, kolęda, kolęda! dziadek przybiega z piwnicy Ze słojem ogórków kiszonych i płatem słoniny. Czym chata bogata, a i paluszki się znajdą. Sam, jako przebieraniec, okradałem TIR-y, takie hobby. Chwali się i pierś wypina do orderu uśmiechu. „Na szczęście, na zdrowie, żeby się wam darzyło, W stodole się rodziło, w komorze nie brakowało, A w domu wesoło było – hej, kolęda, kolęda!” Wesołych Świąt!5 punktów
-
w pizdu od domu mleczarze dzwonią bańkami na roraty na klatce schodowej stoją w wojskowym szeregu drzwi bez klamek ze ślepymi judaszami na tle szarej ściany niezmienny pejzaż ogrzewam lampionem z trzema świecami w cieniu galaktyk tam gdzie chowa się dusza nasionko gorczycy delikatnie muśnięte promieniem słońca połyskuje ultrafioletem5 punktów
-
O nocy! W cichej i bezgranicznej wibracji przywodzisz nas na pokuszenie w mistycznej drodze orzeźwiasz a grudniowym porankiem przepajasz. Idąc gwiazdy gubisz a czerń blednącej na horyzoncie materii rozświetla porannym blaskiem drogę idącym na modlitwę. Błądząc po świecie naszych cierpień, ujmij pod rękę ludzkie słabości, odczaruj świt i wróć do życia wraz ze wstałym brzaskiem. Rozpal zmysły i w kruchości poranka rozepnij nić pajęczą w bladoróżowych tkankach wykwitłych pod powiekami. Ułóż utrudzonych by spać się kładąc snem wieczornym w śmierci nie struchleli rano spraw by przy przebudzeniu grzechy swoje utracili. Usiądź przy wigilijnym stole mocą swoją chroń obecnych a przywołaj zmarłych połącz nas duszami racz przyjąć błagania nasze. Zgaś żądze i rozpal wiarę ogrzej całkiem nie umarłe kości oczyść ciało by dusza szła przez wieczność z Twoim błogosławieństwem. Amen4 punkty
-
Zaraz przekroczę próg Piekła, gdzie niewiedza jest jedyną stałą. Za złotymi klamkami kryją się zwolnienia, nienawiść do tych, co przychodzą bez ratunkowej kamizelki, oni najczęściej czują sztylet między spojrzeniem. Zaprowadzenie Raju pośród kołyszących się ptaków na tęczy buków i brzóz jest bardzo proste, ale problemem jest człowiek, który nie szuka Stwórcy, aby oddać mu pokłon, lecz żeby go zabić i zadeptać ślady na skrzyżowaniach, z których każda ścieżka prowadzi Nas do nieśmiertelnych wakacji w Edenie. Dla większości, niestety, ta droga jest odbiciem Piekła w lusterku wstecznym. Tajemnica tego Świata, bowiem, jest ukryta, i dzięki Bogu, inaczej człowiek zrobiłby to, co zrobił z jego Pięknem – kazał płacić bliźniemu za jego zwiedzanie.4 punkty
-
@tie-break @hania kluseczka @Berenika97 @wierszyki @Kwiatuszek @Marek.zak1 Chciałbym bardzo podziękować wszystkim, którzy poświęcili czas na przeczytanie tekstu „Magia świąt – czy jestem fiutem?” oraz tym, którzy zostawili po nim dobre słowo, komentarz lub uśmiech. Przyznam szczerze – byłem zaskoczony tak życzliwym odbiorem. To nie był tekst „pod publikę”, lecz zapis autentycznego zdarzenia, bez upiększeń i bez literackich sztuczek. Tak po prostu było. Po sześćdziesięciu latach życia zaczynam zauważać coś, co wcześniej traktowałem jak oczywistość albo wręcz drobną irytację: moje życie nigdy nie było nudne. Zaskakująco często jestem uczestnikiem zdarzeń, które jakimś dziwnym trafem omijają innych. Czasem są zabawne, czasem absurdalne, czasem nieco nerwowe. Bywa, że marzę o spokojnym, przewidywalnym życiu bez adrenaliny – takim, w którym nic się nie dzieje. Ale los, odkąd pamiętam, chyba ma wobec mnie inne plany. Dopiero teraz, dość późno, uświadomiłem sobie, że te drobne epizody, spotkania i sytuacje są czymś więcej niż tylko anegdotą na chwilę. Są zapisem czasu, ludzi i świata, który się zmienia. Dlatego może warto je opisywać , bez zadęcia, bez udowadniania czegokolwiek komukolwiek. Nie po to, by się chwalić – bo nie ma czym – ale dlatego, że tak po prostu wyszło. To są wspomnienia dla rodziny i przyjaciół, choć wiem, że często trudno im sobie wyobrazić, jak ciekawe były – i nadal są – czasy, w których żyjemy. Może właśnie dlatego warto je zapisać. Dla pamięci. Dla uśmiechu. Czasem dla refleksji. Tekst „Magia świąt – czy jestem fiutem?” urodził się wczoraj , tak jak całe wydarzenie. Jeszcze raz dziękuję za życzliwość, uwagę i dobre przyjęcie tego tekstu. To bardzo motywujące – i daje odwagę, by spróbować dalej.4 punkty
-
wschodząca gwiazda gładka i lśniąca w buduarze beżowych mgieł podobno niesie miłość i dobro ale nie boi się korzystać z życia3 punkty
-
Złamany Moje niegdyś tętniące życiem serce zostało wypłukane z człowieczeństwa. Bolą kości od ciągłego stania za spraną, spoconą bawełną koszulki. Jarzące nadzieją światło przebiega bez iskry. Jak mam przebaczyć ludziom, gdy oni, w poliamidowych kurtkach, odłączyli mnie od własnej krwi? Płakałem między kruchym, zziębłym tynkiem a własną biologiczną ścianą, bo zrozpaczona matka straciła syna, gdy spojrzała mu prosto w oczy. Porwała mnie własna skóra, złamała mój drewniany podest. Więc zerwę na samym dnie, plakaty ze swoją podobizną. Nie chcę, by świat mnie szukał.3 punkty
-
Kobiety unoszą świat na palcach żeby nie zbudzić dzieci, nie płosząc ciszy, ani światła na kuchennym blacie. A potem logują się do "rzeczywistości", która zawsze jest głodna: raportu, śniadania, empatii. Mężczyźni piszą o przyszłości, one już ją cerują - godzina po godzinie - w kalendarzu, gdzie nawet sen jest tylko notatką na marginesie. Nocą, kiedy dom przechodzi w tryb uśpienia kobiety pozostają zalogowane - do troski, do niepokoju, do „jeszcze tylko chwilę”. A potem gaszą lampy tak delikatnie, jakby poprawiały dziecku kołderkę i szeptem mówią światu: „śpij, jeszcze damy radę”.3 punkty
-
A tymczasem w rzeczonym Betlejem od gospody zawarte wierzeje. Blada Maria się słania, idzie czas rozwiązania. Mocniej siąpi i zimny wiatr wieje. Blask komety rozświetla przez chmury skryte w mroku dotychczas kontury. Szopa! Wrota pchnąć te i próg przechodzą nadziei. Trzeszczą deski od parcia wichury. Mocne skurcze i Maria zaczyna rodzić – na świat przychodzi dziecina. -Zdrowy syn, Mario, patrz! Pod strop wznosi się płacz. Józef sam pępowinę przecina. Milknie wiatr, deszcz nie bije o ściany, bobas do piersi jest przytulany. Wtem ktoś puka we wrota. Józef woła: A kto tam? -Trzej magowie! Skąd wschód przybywamy. Wchodzą czujnie, cichutko jak trusie. Słychać szept: O najsłodszy Jezusie! Jednocześnie klękają, hołd głęboki składają. -Józek, wiesz, co wyprawia nam tu się? -Oto dary dla Ciebie, nasz Boże: mirra, złoto, kadzidło. I może przyda się Ci maskotka, plastikowa grzechotka? Tu buciki na rzepy położę. Z niebios płynie huk trąb, śpiew aniołów. "Niebo, Ziemia się cieszą pospołu!" A pastuszków już hordy biją w bębny, drą mordy. Osłów ryk im wtóruje i wołów. W szopie tumult i wciąż nowi goście, Józef mówi, jak umie, najprościej: -Jest noc, późna godzina i chce zasnąć dziecina, więc, tentego, no, pa, się wynoście. Nim komety ostatni blask zgaśnie, Jezus jeszcze zakwili i zaśnie. Niech się przyśni mu świat kolorowy, bez wad. I w tym miejscu baśń kończy się właśnie. * Podziękowania dla tych, którzy całość przeczytali. A podziękowania razy dwa tym, którzy podczas lektury się uśmiechnęli. :)3 punkty
-
w poszukiwaniu złotych myśli znalazłem złoto gwiazd karmiących planety sokiem z żelaza to chyba nasza wieczność tutaj zostanę na święta jak myśl przed myślą3 punkty
-
Kolęda kolęda! Niech się niesie! A aniołek dobrą Nowinę niech przyniesie! O Bożej dziecinie! Urodzonej w tej świętej rodzinie! W ubogim żłóbku w Betlejem...3 punkty
-
BITWA MRÓWEK Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale. Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę. Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki. Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska. Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn. *********************************3 punkty
-
Igiełki Ubrana w choinkę świecę betlejemską gwiazdą, migoczę świętymi ognikami, kołyszę zaspaną lametą, wzdycham anielskim włosem, dzwonię pobladłymi bańkami, zapachami cukierków wabię. Spod świątecznej sukienki wystają igiełki, skrapiane poranną rosą, całowane mgłą, utulane wiatrem. Uczę się miłości do ludzi od nowa2 punkty
-
Gdy okna przecierają senne oczy Rozkwitasz kroplami deszczu Nie wiem jeszcze, czy przy mnie stoisz Chociaż noc jest z nami i w nas gości Lubię gubić się w twoim uśmiechu Gdy samotność leczy lęki Siadamy na peronie wszechświata Obserwując zbliżające się pragnienia A marzenia jak słowa piosenki Zapisują się w naszych spojrzeniach Tych nie ujawnionych jeszcze Niepewnych wspólnego istniena2 punkty
-
bycie bogiem musi być nudne, raz że nie ma się zbyt wielu kumpli dwa że nigdy nie wiadomo co wpadnie do łba po grubszej imprezie gdy wytłukło się kometami wszystkie dinozaury na jakiejś planecie ile można się bawić zderzając galaktyki jak własne jaja albo gasić słońca w popiołach mózgów, które i tak zrobiło się przedtem dla beki żeby zaimponować nie wiadomo komu, a może samemu sobie wyrzeźbione fotonami rebusy i tak nie zostaną rozwiązane Nietzsche wiedział swoje, można poudawać martwego zalany w trupa ciemną materią jak wiewiórka tanim miodem pitnym pokazywać środkowy paluch długi jak ogon komety i śmiać się w nos dwunogiej małpie z wąsami z jej modlitw wdzięczności za cały ten bajzel z upierdliwą grawitacją, w którym nic nie wychodzi gwiazdy przecież wirują po swojemu, modlitwy nigdy nie zostaną wysłuchane, można udawać trupa i wciągać krechę długą jak droga mleczna, myśląc kto przejmie ten cały burdel po śmierci i jak w ogóle strzelić sobie w łeb z czarnej dziury gdy jest się śmiertelnie chorym na nieśmiertelność2 punkty
-
Już pierwsza gwiazda wzeszła – zimna i szklana, Jak oko Boga, co patrzy z nicości na pana. Śnieg otulił ten dworek całunem milczenia, Zgasły dawne hałasy, zgasły uniesienia. Stół stoi biały, wielki – jak lodowa kra, A na nim drży płomykiem samotna łza. Obrus lśni krochmalem, sztywny jak sumienie, Pod nim siano nie pachnie – lecz kłuje jak ciernie. Jest talerz dodatkowy... dla wędrowca, mówią? Lecz dzisiaj cienie zmarłych w nim usta swe lubią Zanurzać bezszelestnie. Nikt nie puka w drzwi. Tylko wiatr w kominie swą kolędę brzmi. Biorę w dłoń ten opłatek, kruchy chleb anioła, Lecz komu go połamać? Gdy pustka dookoła! Wyciągam rękę w przestrzeń – dłoń w powietrzu wiśnie, I czuję, jak ten mróz mi serce w kleszcze ściśnie. „Wesołych...” – szepczą usta do ściany, do cienia, I kruszy się ten chleb w pył... w proch zapomnienia. Choinka w kącie stoi, strojna jak na bal, Lecz bombki w niej odbijają tylko wielki żal. Patrzę w nie jak w zwierciadła – widzę twarz starca, Co przegrał życie swoje w te karty u szulera, u marca. Gdzie gwar dziecięcy? Gdzie matki krzątanie? Jest tylko „Bóg się rodzi” – i moje konanie. O, Panie, co tej nocy zstępujesz na ziemię, Czemuś mi włożył na barki to samotne brzmię? W stajence było zimno, lecz byli pasterze, A ja tu, w ciepłej izbie, w swą pustkę nie wierzę. Więc siedzę i czekam, aż świeca dopali, Aż noc mnie tym czarnym płaszczem, jak kir, przywali.2 punkty
-
Kocham święta. Naprawdę. Kocham tę przedziwną, coroczną metamorfozę ludzi, którzy przez jedenaście miesięcy potrafią się nie zauważać w windzie, a w grudniu nagle mówią sobie „dzień dobry” z intonacją jak z reklamy margaryny. Bóg się rodzi, moc truchleje, a człowiek – choć na chwilę – udaje lepszą wersję samego siebie. W grudniu nawet ja jestem łagodniejszy. Uśmiecham się do kasjerek, nie przeklinam pod nosem w korkach (no, przynajmniej nie głośno), a na widok choinek w marketach czuję coś na kształt wzruszenia, pomieszanego z lekką irytacją cenową. Ale generalnie – atmosfera miłości przedświątecznej działa. Przynajmniej do momentu, kiedy trzeba zaparkować samochód. Od lat wigilijne potrawy rybne to moja działka. Nie dlatego, że tak bardzo się na tym znam, tylko dlatego, że ktoś musi. A skoro ktoś musi, to padło na mnie. Kupuję ryby od dwudziestu lat w tym samym sklepie rybnym na rynku w Pruszczu Gdańskim. Jem to, co kupuję, i – co ważne – wciąż żyję. To, moim zdaniem, najlepsza możliwa rekomendacja. Jedyny problem, jaki pojawia się co roku, to kolejki. Przed świętami nie są to kolejki – to są procesje. Ludzie stoją w nich z minami męczenników, jakby zakup karpia był formą pokuty za całoroczne grzechy. Parking przy rynku? Zapchany. Samochód przy samochodzie, każdy w trybie „polowanie”. Krążę więc jak sęp nad sawanną. Kółko. Drugie. Trzecie. I nagle – cud. Audi wyjeżdża. Jest miejsce. Widzę je jak objawienie. Czaję się. Wjeżdżam. Parkuję. Tradycyjnie – łamiąc przepisy ruchu drogowego, ale w sposób elegancki, z wyczuciem i świąteczną intencją. Wyłączam silnik i czekam na tę błogą ciszę po walce o byt. I wtedy… KLAKSON. Nie taki zwykły „pik”. To był klakson z pretensją. Z żalem. Z oskarżeniem. Wysiadam, odwracam głowę i widzę ją. Atrakcyjna blondynka. Wzrok bazyliszka. Taki, którym w średniowieczu można było zamieniać ludzi w kamień albo przynajmniej w poczucie winy. – Nie widział mnie pan? Chciałam tu zaparkować – mówi głosem, który jednoznacznie sugeruje, że widziałem. I że zrobiłem to specjalnie. Mam alergię na podniesiony głos. Ale kiedy podnosi go kobieta, uruchamia mi się tryb dyplomatyczny. Więc odpowiadam łagodnie, z nutą autoironii: – Gdyby to było dwadzieścia lat temu, na pewno bym panią zauważył… ale dziś? I tu popełniłem błąd komunikacyjny dekady. Bo ja mówiłem o sobie. O wzroku. O wieku. O tym, że człowiek nie jest już tym samym drapieżnikiem parkingowym co kiedyś. Ona natomiast zrozumiała to tak, że właśnie nazwałem ją starą. Zimne spojrzenie. Cisza. Emocjonalny mróz. Powiedziała „dziękuję”. Ja – odruchowo – odpowiedziałem „nie ma sprawy”. I rozeszliśmy się w poczuciu kompletnego nieporozumienia. Poszedłem do sklepu rybnego. Kolejka – trzydzieści metrów. Wtedy przypomniałem sobie, że nie mam karteczki z listą zakupów. Żona mi napisała, co mam kupić. Zapomnę – zmieni zamki. To nie jest metafora. To realna groźba. Wracam do samochodu. I wtedy zauważam napis. Na moim brudnym, zimowym aucie, palcem, z godnym podziwu charakterem, ktoś napisał jedno słowo: FIUT. Natura i pogoda tego nie zrobiły. To był czyn ludzki. I nagle skojarzyłem twórczynię. Nie obraziłem się. Nawet trochę mi zaimponowała. Krótko. Dosadnie. Bez interpunkcji. Biorę kartkę, wracam do kolejki… I kogo spotykam? Moją blondwłosą znajomą z parkingu. – Dzień dobry. Znów się spotykamy – mówi głośno. A potem ogłasza całej kolejce: – Ten pan bezczelnie zajął mi miejsce na parkingu. Nie mogłem zostać dłużny. – A ta pani – mówię – napisała mi na samochodzie „fiut”. Ale nie mam pretensji. Urodziłem się w ubiegłym wieku, w środku szóstej dekady. Mogła napisać „stary fiut”. Skoro tego nie zrobiła, uważam, że jesteśmy kwita. Kilka osób się zaśmiało. Reszta nie zrozumiała albo nie słyszała. Śmiałem się ja. Śmiała się ona. Złożyliśmy sobie życzenia świąteczne. I wtedy pomyślałem: można się pokłócić, można coś o sobie napisać, można kogoś nazwać fiutem, a potem… podać sobie rękę. I może właśnie na tym polega magia świąt. Nie na tym, że jesteśmy idealni. Tylko że potrafimy się z siebie pośmiać, zanim zdążymy się znienawidzić. A czy ja jestem fiutem? Być może. Ale przynajmniej świątecznym2 punkty
-
@KOBIETA gdy się uderzyła, to chciała, żebym ja ją ratowała i do mnie szła na ręce w płaczu:) @Rafael Marius dzięki, to duży trud, ale lubi słuchać i rozumie co się do niej mówi:)2 punkty
-
Godzinami zlizujemy pożądanie. Mam już język zraniony całkowitym zaćmieniem. Rozkładam noc w szerokiej linii siebie spełniając słońce, księżyc i ziemię. W ustach mam tylko ciebie wilgotny smak palonej umbry. Opadamy zniewoleniem światła w głęboką, kostną czerń.2 punkty
-
Gwiaździsta pożoga przegarnia łan podnieba, pnącze ognia rozciąga się w mętną kolumnę powietrza szczelnego jak czerń tuląca trumnę, nad jaką wisi słońca wykluta maceba. Jestem tu — w owalu światła, u brzegu kresu, niemy, choć głośny; ślepy, choć nadal widoczny; bladym palcem naznaczam szept na ustach mroczny, jak zapis dni ludzkich na krawędzi limesu.2 punkty
-
Pomiędzy warstwami skóry chłonę, wilgoć orzechowych wodorostów. Poruszasz się we mnie i znikasz. Po mojej stronie chmury pobudzone ślinianki i drapieżny smak ciebie, zapamiętany głęboko… pod językiem.2 punkty
-
@KOBIETA A... Może będzie :) Jeśli niebo będzie choćby tak przejrzyste jak dzisiaj, to przypuszczam, że będzie co podziwiać :)) Dziękuję bardzo za obecność i podobanie :) Serdeczności :) Deo @iwonaroma A to jest bardzo ciekawe zakończenie :) Aczkolwiek mnie na ten wiersz natchnęło, gdy siedziałam w wannie (wiadomo - Wenus/Afrodyta - piana - te sprawy :D :)) Ale w sumie... Jako gwiazda płonąć by mogła :) Dzięki wielkie za czytanie :) Zdrówka również :))) Deo2 punkty
-
otrzymał od Boga dar tworznia nie malowania każdy lepiej lub gorzej maluje prawdziwe malarstwo to tworzenie to cud zapisał myśli w obrazach rzeźbach instalacjach w formie zamkniętej w zaszyfrowanych wzorach tylko wyobraźnia potrafi je rozszyfrować robiłem to wielokrotnie jego spojrzenie na świat pozwala na różne interpretacje nawet sprzeczne z sobą taki miał dar sztuka bezwymiarowa sięgająca nieskończoności 12.2025 andrew Hasior,artysta zostawił swój dorobek w Zakopanem, w Szczecinie, zapraszam jest instalacja Płonące Ptaki, obecnie odnowiona.2 punkty
-
W moim mieście pada deszcz pada też ludziom na głowę z przygnębienia Ktoś rozwiesił swoje życie na sznurze żeby było radośniej ksiądz kazał śpiewać w chórze nie umiem Marian też nie notorycznie gapi się w okno jakby miał dostrzec coś niezwykłego przychodzę czasem do Mariana, bo nie może chodzić siedzimy razem gapiąc się w okno Widzimy swoje odbicia odbicia też mamy choć czasem chce mi się ryczeć no to rycz! krzyczy Marian nie! odkrzykuję a potem robimy głupie miny i przedrzeźniamy przechodniów A w czwartek Mariana zabrali myślałam, że kiedyś oddadzą ludzie mówią, że Marianowi padło na głowę, bo gapił się w okno i coś zobaczył W końcu zaświeciło słońce.2 punkty
-
@infelia @Berenika97 Super dzięki! Wiec piszmy, piszmy, a świat niech się cieszy naszymi wierszami!2 punkty
-
miłość nie zawsze miłością bywa że umie kłamać jest nie tylko wiatrem potrafi płakać miłość nie zawsze prawdą umie brzegi podmyć jest niewiadomą umie kłamać miłość to nie tylko słońce to burza i zaćmienie to horyzonty spełnienia miłość to nie tylko cień to droga do prawdy w niej zawsze to czego szukamy2 punkty
-
Witaj - dzięki za przeczytanie - Pzdr. Witam - tak bywa z miłością - nie zawsze jest prosta - Pzdr.serdecznie. Witaj - nie koniecznie - czasem świeci fajnym światłem - Pzdr.ciepło. @hollow man - @Robert Witold Gorzkowski - @Rafael Marius @Andrzej P. Zajączkowski - @huzarc - uśmiechem wam dziękuje -2 punkty
-
Obiecałeś że znajdziesz klucz do kłódki. Ale nie zauważyłeś że była otwarta. A może zauważyłeś? Nie chciało ci się sprawdzać, prawda? Łatwiej było mówić. Słowa były łatwiejsze niż czyny.2 punkty
-
Zawsze zbyt późno gdzieś przychodzę. Latarnia dławi się od światła. Przynoszę moje śmieszne słowa i karmię nimi obce gniazda. Dawne ogniska wciąż się jarzą, nie pozwalają mi wejść dalej, niż do zacisza wiatrołapu, gdzie tylko letarg zerka na mnie. Wpatrzony w ślady innych cieni, które tu przecież są u siebie; słyszę ich głosy, gdy gorąco pragną się splatać z twoim śmiechem. Zawsze rozumiem, zawsze czekam, z niewidzialnością pogodzony, bo może jeszcze, może kiedyś - ktoś szerzej jasne drzwi otworzy. A to co moje, deszczem spływa, jak mgliste krople - z drzew bezlistnych, a to co daję - na stracenie - skrzętnie upycha noc w klepsydry. Byłem pomyłką od początku, będę pomyłką aż do końca, zawsze zbyt późno gdzieś przychodzę, by odbić blask cudzego ognia.2 punkty
-
Chwała tym osobom, Którzy nie poddają się, Pomagają, czynią dobro, Nawet kiedy świat im się wali, Na nich nie zasługujemy, Za mało ich szanujemy, Świat do nich należeć powinien, Bo to oni dają nam nadzieję, Że życie jednak ma jakiś sens, Chwała naszym bohaterom, Którzy zwyczajnymi ludźmi są, Takim szacunek się należy, Dlatego też podziękujmy im, Za to, że są i robią to co chcą, Czy to święta, czy też nie, Pokażmy im, iż nam na nich też zależy!1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Deonix_ Wenus…:) może jutro będzie widoczna? W roli pierwszej gwiazdki:) podoba mi się! Pozdrawiam Deo :)1 punkt
-
@Berenika97 Dzięki za miłe słowa. Są różne misie, ważne, żeby były skuteczne. Ja w czasie wczorajszej rozmowy o terapeutycznych własnościach misiów, powiedziałem, możecie się śmiać, ale zobaczycie, co powie chat gpt, no i potwierdził moje przypuszczenia. Sam się zdziwiłem i zaraz napisałem ten wierszyk:). Cieszy mnie dostrzeganie tych humorystycznych wtrętów, to pewnie dla nich też sam do niej czasami wracam, podobnie, jak do Nagiej broni, jak leci na jakiś kanale TV. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i rodzinę.1 punkt
-
Słucha, nie słyszy – serce zaklęte. Choćby jeden z dali głos, A nie ciszy szepty przeklęte – Zbyt duży dla serca cios! I minie jesień, nadejdzie zima, Skute zostanie w twardy lód. Ile chwil zmrożone przetrzyma W wyczekiwaniu na cud? Biło gorące, jesień smutkiem napełniła, Teraz brakuje i woli, i sił, Została rozpacz co w sercu żyła, I ból, który zamrożony żył. I zima przyjdzie, minie niespostrzeżona – Serce przetrzyma i taki trud, A mozaika na szybach złożona Odejdzie w świat mar i złud. I przyjdzie wiosna, wszystko rozkwitnie – Słońce nieskończony rozpostrze blask, Nadzieja na nowo zakwitnie, I powróci do serca łask. Lód co serce gorące i żywe W znieruchomieniu skuł, Minie jak mrozy zapalczywe, I minie rozpacz i ból.1 punkt
-
@Marek.zak1 Świetny wierszyk! Na mnie działa tylko jeden miś - o wiele większy i to on bierze mnie na ręce. :))) A reszta się zgadza. Pozdrawiam. ps. zostawiłam sobie 40 stron - nie chcę kończyć Twojej książki, rozbawia mnie i ma moc terapeutyczną! Świetna ta przepychanka między Pentagonem i CIA - kochać będziesz tę, którą ci wskażemy - rewelacyjne!1 punkt
-
1 punkt
-
Bardzo wciągające opowiadanie. Wyszło bardzo dobrze :)) (U nas taka kolejka to jeszcze chyba tylko w najtańszej aptece w mieście) :) Pzdr 🌼1 punkt
-
@Marek.zak1 Bardzo dziękuję! Poruszyłeś bardzo ważny temat. Rzeczywiście, tradycyjna historiografia koncentrowała się głównie na wydarzeniach polityczno-militarnych, podczas gdy codzienne życie, praca kobiet i dynamika demograficzna były często traktowane jako tło, nie główny temat. Masz rację, że wzrost liczby ludności polskiej w XIX wieku miał ogromne znaczenie dla zachowania tożsamości narodowej i późniejszego odzyskania niepodległości. Kobiety odgrywały w tym kluczową rolę - nie tylko jako matki, ale też jako nauczycielki (domowe i na tajnych kompletach), strażniczki języka i tradycji, organizatorki życia społecznego. Warto jednak pamiętać, że kobiety długo nie miały równego dostępu do edukacji, archiwów, publikacji naukowych. Pisały pamiętniki, listy, prowadziły salony literackie - ale te formy były traktowane jako "mniej poważne" niż akademicka historia. Dopiero w ostatnich dziesięcioleciach historycy zaczęli systematycznie badać te źródła i pokazywać pełniejszy obraz epoki. Dziś rzeczywiście potrzebujemy więcej opowieści o codziennym heroizmie - o tym, jak w trudnych warunkach zaboru utrzymywano gospodarstwa, wychowywano dzieci po polsku, organizowano życie wspólnoty. To historia równie ważna jak ta o powstaniach. Pozdrawiam. Ps. Bardzo podoba mi się książka - świetnie się przy niej relaksuję! Poznałam Janka - mentalnego bliźniaka Marka i tak samo go polubiłam. Wyobraziłam sobie Ciebie na kortach Florydy. :)) Ciekawa jestem, dlaczego znowu pojawiła się piękna Niemka - one nie mają dobrej opinii, jeżeli chodzi o urodę. Przeczytałam 60% i już sie martwię, że niedługo skończę - a lubię się czasami delektować fajnymi opowieściami. @hollow man Bardzo dziękuję! :)1 punkt
-
Patrz ostatnia w życiu ciemna noc jaśnieje w zwykłych śmiertelnikach wzbudza ukojenie i przez zgasłe oczy w tajemnej godzinie wraca na cmentarze darń z grobu odwinie. Duchy rozproszone nad skrzydłami niesie Anioł co w świętości ludzkie zwidy wskrzesza nad płonącym światem w szaty proch ubiera i świecą się na nim jak boskie stygmaty. Patrzę z góry świta w głąb duszy spoglądam pamiątki przeszłości palą wszystko tłumnie oby już nie myśleć łzami nie zalewać wieńców nie zawieszać w grobowej kolumnie. Mikołaj z Gorzkowa ród swój ustanowił Jachnie siostrze swojej majętność zapisał aby dzieci z Paszka i związku drugiego dziedziczność na wieki w Dominium objęli. Potomstwo to dało zalążek rodzinie Gorzkowskich sukcesji dom herbu Tarnawa funkcje przyjmowali na lubelskiej ziemi i dostojnie liczne dzierżyli urzędy. Jan z siostrą Elżbietą mieli Wielopole które po nieboszczyku Żółkiewskim dostała później ród ten wydał hetmana sławnego miarą swej wielkości Moskwę okupował.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne