Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 29.11.2025 w Odpowiedzi

  1. W poczekalni pachnie strachem i miętą, co tylko udaje miłosierdzie, jakby same anioły tortur szykowały kołysankę dla niewinnych. Siadam na fotelu - tron zbrodni, który drży pod ciężarem wszystkich moich lęków. Zza maski wychyla się on: uśmiech jak zęby rekina, oczy jak dwa lśniące wiertła, przenikające do rdzenia mojego istnienia. Otwórz szerzej - mruczy, - szerzej, jeszcze, aż zajrzę ci do samej duszy, aż zobaczę, co bije w samym środku ciebie. Wkłada metal jak zimowy świt, który tnie niebo na pół. Świdruje powietrze, boruje ciszę, aż język ucieka w popłochu jak chomik z wnętrza planety, rozrywając krajobraz mojego świata na drobne kawałki. Ooo, piękny kanał - zachwyca się, jak malarz podglądający koszmarne pejzaże snu. A potem nagle mruży oczy i tonem badacza, który właśnie odkrył nowy gatunek życia, mówi: — Proszę pana… ja takich korzeni to nie widziałem od piętnastu lat! To jest… arcydzieło. Jakby panu w zębie wyrósł bonsai. I patrzy na mnie z tą ekstazą kolekcjonera, jakby mój ból był trofeum, które można wystawić w muzeum osobliwości. obok eksponatu „Skręcony wiertłem kot w kosmosie”. Trzeba oczyścić. Do samego rdzenia. Nie bój się, nic nie poczujesz… No… może poczujesz wszystko, jakby ktoś wziął koszmar i zamknął go w twoich nerwach, a potem przypalił na grillu emocji. Zgrzyt. Wiertło tańczy walca na nerwie, a świat wiruje szybciej niż turbina piekła, a ja płynę w górę, do sufitu, gdzie lampy wyglądają jak martwe anioły, które próbują grać w chińczyka z moją czaszką. Dentysta nuci pod nosem, jakby śpiewał kołysankę swojemu umiłowanemu wiertłu, i każda nuta jest krzykiem bólu w mojej czaszce. - Proszę nie zaciskać dłoni na podłokietnikach, mówi z troską. - One niczemu nie są winne. Potem bierze haczyk. Delikatnie. Z czułością chirurga i temperamentem kata, jakby wyciągał gwiazdy z nieba, żeby rozpalić w nich pożar. i przy okazji zrobił małą pizzę z moich nerwów. A teraz usuniemy… to, co cię boli. Może trochę więcej, żeby nie wróciło. Czuję, jak wysnuwa ze mnie nici, jakby wyciągał z pajęczyny ostatnie resztki człowieczeństwa… i razem z nimi mój krzyk rozbija się o ściany gabinetu jak rozżarzona lawa o przestrzeń świata. Na koniec klepie mnie po ramieniu. Cudownie współpracowałeś. Przyjdź znów. Twoje zęby mają w sobie coś… inspirującego, jakby były fragmentem gwiazdozbioru zgubionego w mroku, i odrobiną konfetti po imprezie kosmicznych krasnali. Wychodzę. Szczęka drży jak źle sklejony świat, który kołysze się jak łódź po oceanie zapomnienia, a woda odbija moje przerażenie jak lustro piekielnej rzeki. Za mną zatrzaskują się drzwi, a on już wita następnego - szczerząc swoje doskonałe, nienaganne, dentystyczne zęby, które migoczą jak ostrza światła w tunelu koszmaru.
    9 punktów
  2. Wbijają się nagle - jak banda z zaułka. Nie pukają, nie proszą. Frontowe drzwi wylatują z zawiasów, a one siedzą w środku, pewne siebie. Rozkręcają myśli jak stare płyty, szorują igłą po nagim nerwie. Potrafią podpalić krew od środka, zmieniając ciszę w krzyk. Czasem jednak miękną. Zrzucają płaszcze, odsłaniają drżącą skórę wstydu, płoną słodkim zakłopotaniem. Ale nocą - są dzikie, nieokiełzane, splątane jak złocona arabeska. A potem - po prostu znikają, z trzaskiem drzwi i cieniem po sobie. Nie mówią "żegnaj". Nigdy nie odchodzą naprawdę. Zawsze wracają z tą samą bezkarnością, z nowym bukietem pokus i lęków - moje emocje.
    8 punktów
  3. Autorzy: Michał Leszczyński plus AI. Pieśń portu Atlantydy Ref. Atlantydo niechaj twoich trzystu trzech żeglarzy nigdy nie ustanie w podniebnym żeglarstwie żagle ich łodzi są przeto podwójnie kolorowe pływają po wzburzonych falach mroków, tęsknot i świateł i rozminowywują wszeteczne lądy ludzkie Gdzieś tam na przestrzeni wielkiego oceanu wdzięczy się ten wspaniały niezmordowany port a w nim trzysta trzy piękne i doniosłe łodzie które jeszcze przed chwilą szlusowały po niebie Trzystu trzech żeglarzy teraz nieco odpoczywa ratowali ten świat przed nudą, tępotą i zgryzotą atlantydzi podbili łaską wszystkie dusze i serca aby tylko promieniami odpędzić smutne katusze Ref. Atlantydo niechaj twoich trzystu trzech żeglarzy nigdy nie ustanie w podniebnym żeglarstwie żagle ich łodzi są przeto podwójnie kolorowe pływają po wzburzonych falach mroków, tęsknot i świateł i rozminowywują wszeteczne lądy ludzkie Gdy tylko będą trwać Atlantyda tutaj nie zginie a człowiek pozostanie chociaż odrobinę ludzki uratowali i mnie i ciebie bratku, ziomku i siostro delfinami przesyłam im codzienną wdzięczność Zostawili po sobie świat wiersza, pieśni i tańca byli niczym trójkąt bermudzki za zawiłych zmartwień trzystu trzech atlantydów teraz chwilunię znów planuje regenerują się po potyczkach walecznych utrapień Ref. Atlantydo niechaj twoich trzystu trzech żeglarzy nigdy nie ustanie w podniebnym żeglarstwie żagle ich łodzi są przeto podwójnie kolorowe pływają po wzburzonych falach mroków, tęsknot i świateł i rozminowywują wszeteczne lądy ludzkie Atlantyda jest wiecznie żywa i rozbraja żywoty gromi liczne hordy, które tęsknią za dużą wojną portowe żagle zaraz ponownie zatelepią na wietrze by oszczędzić wam i nam ogromnych ciężarów mordęg Ref. Atlantydo niechaj twoich trzystu trzech żeglarzy nigdy nie ustanie w podniebnym żeglarstwie żagle ich łodzi są przeto podwójnie kolorowe pływają po wzburzonych falach mroków, tęsknot i świateł i rozminowywują wszeteczne lądy ludzkie
    7 punktów
  4. kostka lodu zatrzymała się tam gdzie twoje ciało zaczęło drżeć pod moją ręką
    7 punktów
  5. Wielki marsz i lunarna smuga krwi krawędzią nocy dobija się do platynowych domów. Koniec niewinności — głos przecięty łabędzią pieśnią obrasta szprychami błękitnych gromów. Psy was nie pochowają, tylko zjedzą głodne, u kresu dnia przedartego kobiecym krzykiem gwałtu, gdy bagnet oprawcy zdejmie bezpłodne znamię beztroski, przybitej do stołu językiem.
    7 punktów
  6. A kiedy noc mnie dotyka, śnię. Rozmazany malachit źrenic. Czułością pióra z lekkością spływam w bezgwiezdną otchłań siebie. W każdej sekundzie srebra rozświetla mnie, szyprowy aromat lęku. Żywicą wysycam stęsknione usta. Słodkie kochanie, nie uciekniesz. Nie uciekniesz przed samym sobą.!
    6 punktów
  7. miłość to brama piękne okno na świat ona strażnikiem tego co się śni to uśmiech i łzy miłość to kochanie to prawda która wciąż się tli miłość to nie pogrzeb ani czas trudnych chwil to niebo pełne gwiazd oraz czułych słów miłość to kwitnący sad to las pełen wzruszeń tak moi drodzy taka jest miłość radości czas
    6 punktów
  8. Słowa poety — podobne są do odłamków komety. Zobaczy je ten, kto potrafi, dostrzec w nich drżenie warg, z których spadły. I z duszy jego pierzchnie heban — zdawałoby się — na dobre tam osiadły.
    6 punktów
  9. -Mistrzu, czemu o chuci aż dwa przykazania? -Jako zapora przeciw sile pożądania, bo te inne wystarczy raz tylko wymienić, a chuć kusi niezmiennie, do życia jesieni. więc dla wielu być może, że dwa to za mało, i gdyby było miejsce, trzecie by się zdało.
    5 punktów
  10. Trzymałam Cię za rączkę Nie pozwalam Tobie Kochane dziecko moje Odejść w zapomnienie Mimo złudnych obietnic Codziennych spotkań naszych Wyszarpnęłaś swą rączkę Z wspólnych planów naszych Widziałam Cię coraz mniej Ty się nie obejrzałaś Czemu moja dziecino Dłużej nie pozostałaś? Przynosiłaś beztroskę Zostawiłaś dorosłość Wróć proszę, malutka Przeszłość powspominamy
    5 punktów
  11. i wszystko jest jasne choć w oczach ciemnieje pacierze przygasły noc gęsta się śmieje dzień wcale nie wstaje ja na baczność stoję zakuta milczeniem w samotność się stroję przede mną jest droga kręta i nieznana nią pójdę na przełaj na wskroś zapomniana postawię pytanie które odpowiada tam gdzie stróż moj uciekł czart karty rozkłada przychodzę by zniknąć i znikam by przeżyć z zamętem swej duszy znów trzeba się zmierzyć lecz nie ma doń wejścia są mosty zwodzone a one jak ufność na popiół spalone gdziekolwiek nie spojrzę tam maski, zasłony rozdziobać chcą sępy zakrakać chcą wrony bezsilność naciska lubieżnie całuje i czeka aż życie wnętrzności wypruje lecz wszystko jest jasne choć ciemność dokoła płomyka w mej duszy nic zgasić nie zdoła tu można się ogrzać zaczerpnąć jasności i powstać ze zgliszczy w prawdziwej wolności.
    4 punkty
  12. słucham mantry południowych wiatrów a chmury płyną bajdewindem parne albatrosy i petrele wspomnieniem lipcowych nocy układają się w mapy sztormów na wielkich niebieskich oczach ziarnka piasku
    4 punkty
  13. może myślałem że ktoś umarł w Kamerunie połknął kulkę 9mm oparty o jurtę zostawioną przez turystów z Mongolii :sam się martwiłem czy uda mi się nie umrzeć przed końcem życia oparty o gałkę loda czekoladowego może liczyłem siniaki na sercu :sam kupowałem Alantan w aptece na wagę licząc cierpliwie aż farmaceutka pochyli się przy najniższej szufladzie i rozchyli poły kitla; podliczając ile by zarobiła pokazując własne dwie nogi może wysiadałem z jakiegoś autobusu z papierosem w zębach gotowym do odpalenia :sam myślałem że wcale nie lubię tytoniu ale lubię truć innych na wszystkie możliwe sposoby za karę za to że wysysają szpik z kości i jedzą niezdrowo może czekałem cały dzień na ciebie :sam
    4 punkty
  14. Na falach eteru Tak bardzo gubię się I już nie słyszę cię Bo jest tylko mrok I wieczna noc A krzyk zdławiony W gardle Nie potrafi I nie wypłynie na wierzch Juz nigdy...
    4 punkty
  15. Jej oliwkowo zielone, lekko zmrużone, za zasłoną krótkich acz grubych rzęs, oczęta. Wpatrywały się we mnie z cichym uwielbieniem. Szybko doskoczyła, jeszcze nie ostygłym po niedawnym spełnieniu ciałem ku mojej piersi. I złożyła na moich zamkniętych na głucho ustach, pocałunek zbyt lubieżnie gorący bym mógł nadal ignorować z wyższością samca alfa jej próby zwrócenia na siebie uwagi. Wczepiłem palce w jej ciemne pukle, dziś wyjątkowo pofalowane. Może to sen tak spokojny. Dziecięcy wręcz. Rozrzucił je na świeżej pościeli. A potem żar zespolonych ciał nadał im tego nęcącego blasku i kształtu morskiej fali. Mając ją w ramionach czasami zapominałem o całym świecie. Żyłem w jej blasku i cieniu. Dla jej głosu i ciepła słów miłosnych. Dla jej oczu. Wzroku anioła. Ona mną władała. Choć nie chciała tego. Chciała być. Leczyć mnie. Rekonstruować moją duszę. Z każdym dotykiem i pocałunkiem, odrastało mi serce. Kiedyś wyjedzone przez mrok. Otoczyła je opieką i troską. Nie musiałem mówić. Nasze myśli zawsze były jednością. Czasami śmiała się, że mnie usidliła magią. Zaklęcia z jej ksiąg, pozwoliły mnie przywołać i ujarzmić. Czy kiedykolwiek chciałem od niej odejść? Przenigdy. Już nie migruję wśród leśnych mokradeł i zapomnianych nawet przez szeptuchy bagiennych borów. Mroźny księżyc ma jednak potężny zew. Tej klątwy nie zakończy nawet moja śmierć. Więc przemieniam się w jej ramionach. Samotny wilk, który dzięki ludzkiej czarownicy, jest choć trochę zrozumiany. Poddany nie ocenie a wysłuchaniu. Lecz pamiętam i te noc czerwcową przed laty. Gdy świeżo porzucony na skraju polany. Wyłem aż do utraty głosu. Padłem w wystające ponad ściółkę, korzenie prastarego dębu. Moje żale obudziły go ze snu. Schwycił mnie w swe starcze konary i umościł wygodnie na listowiu gałęzistych dłoni. Zapytał kim jestem. Samotnym wilkiem odpowiedziałem. Drzewa myślą i odpowiadają dość długo. Wreszcie odparł z wielką rozwagą. Nie wyglądasz na wilka. Bo kiedyś byłem człowiekiem, lecz pobratymcy z wioski nałożyli na mnie klątwę. Wypędzili mnie z granicy siół. Stałem się bestią. Znasz ludzi? To podły gatunek. Dąb zasępił się lub nawet przysnął myśląc nad odpowiedzią. Wreszcie odrzekł z powagą. Nic nie wiadomo mi o gatunku ludzi. Młody to zapewne szczep lub plemię. Znam dobrze ptaki co zamieszkują przestworza i korony moich pobratymców. Znam ryby srebrzyste i prędkie co płyną w nurtach górskich i leśnych strumieni. Znam jaszczurki, pająki czy ślimaki co wędrówkami swymi po korze. Wywołują łaskotanie i uczucie świądu. Znam łosie, jelenie czy dziki. Co chadzają w ostępy. Zniżają łeb w ukłonach ilekroć widzą mą postać przechadzająca się po lesie. Czasami rozmawiam z wilkami. O wolności. Lecz Ty nie wyglądasz na szczęśliwego i wolnego. Rzucono na mnie czar. Klątwę, której ani czas ani pokuta nie zdejmie. Dąb znów długo myślał. Czar… klątwy… magiczne konszachty. Runy, pergaminy, konstelacje. Drzewa nie znają się na tym. My rośniemy w ciszy prastarych puszcz. W miejscach świętych, dotkniętych jedynie stopą Pierworodnego. Naszymi braćmi są chmury i skały. Słuchamy pieśni wichru. A kołysze nas do snu szemrząca dziko Atrubre. Pani wszystkich wód, której źródło spłynęło z nieba przed eonami. Ale znam kogoś kto mógłby zaradzić na Twą niedolę dziwny wilku. Zabiorę Cię do czarownicy, która może będzie potrafiła zdjąć klątwę. Las jest wielki i dziki. Pełen parowów i dolin. Nie zbadają go w połowie nawet tak śmiesznie mikre łapy jak Twoje. Zresztą nieroztropnie byłoby wysyłać Cię tam samopas. Zaniosę Cię zatem wilku. Ku dawnemu kręgu rady. Do magicznych wrót Dok Natt. Tam jest dom czarownicy. Mieszka w wysuszonym cielsku trolla. Ona będzie umiała pomóc. I ruszył ku kniei z moim ciałem uwięzionym w gałęzistym uścisku. Dopiero szóstego dnia stanęliśmy u celu. Dąb wyszedł zza ostatniego szpaleru świerków. Każdy z nich zaszumiał w ich drzewnym języku, oddając hołd władcy lasu. Moim oczom ukazał się przepołowiony światłocieniem zmierzchającego słońca krąg polnych głazów, pokrywały je wyżłobione linie runicznych, elfickich zaklęć. W centrum okręgu stała budowla prawie tak wysoka jak Dąb, Złożony z kamieni i księżycowego srebra łuk Dok Natt. Miejsce gdzie Pierworodny śpiewał swym dzieciom pieśń o powstaniu życia. Gdzie nauczył ich miłości i dobra. Bo zła wtedy w krainie nie było. Nie było elfów, ludzi ani krasnoludów. Był tylko Pierworodny, jego głos i zrodzone ze śpiewu dusze. Ognie natchnienia. Które dały początek życiu. Dąb ułożył mnie delikatnie w kręgu. Dopiero wtedy dostrzegłem osobliwe domostwo na lewo od nas. Było to cielsko trolla. Zamienione w kamień. Naruszone eonami opadów i erozji, pełne wgłębień i pieczar, prowadzących wgłąb jego martwych trzewi. Jedno z nich prowadziło do domu czarownicy. Dąb z zaciekawieniem krążył wokół cielska trolla. Z pewnością kiedyś go znał. I nie myliłem się. Kelljoon Maczuga… pomiot magii która zatruła pieśń. Zabił go przed wiekami Jannii, Bóg góry. Była to era jaką pamiętamy już tylko my, strażnicy lasu i skały górskich zboczy. W jego wnętrzu uwiła swe gniazdo czarownica. Bywaj wilku. Obyś w świętym Dok Natt, odnalazł to czego szukasz i zmazał klątwę swego rodu. Ludzi jak ich nazywasz. Odszedł w las a za nim udały się dwa najwyższe świerki. A ja ruszyłem niepewnie do trollowej jaskini. By szukać ratunku. I znalazłem go w objęciach czarownicy.
    3 punkty
  16. odkurzam stare bibeloty które układają się w perfekcyjne zdania nie zostawiając odcisków palców co raz rzadziej tęsknię za odrobiną istnienia z kości i krwi menstruacyjnej jakbym zardzewiał od środka albo się zepsuł siedzę w damskich spodniach z wyhaftowanym fuck you na tylnej kieszeni zapięty na ostatni guzik dziki i nieprzewidywalny obrażony na cały świat zdradzony przez wszystkich upajam się sobą tańcząc z botami
    3 punkty
  17. miasto mam u stóp patrzy na mnie z czułością wypłycam oddech próbując objąć każdy uliczny kamień każdy podmuch wiatru wszystkich przechodniów szukam domu w sobie plączę nici które łączą mnie ze światem zło jest bliżej niż kiedykolwiek a mimo to staję się przezroczysty i nietykalny otulony znajomymi dźwiękami szczekaniem psa radosnymi krzykami bawiących się dzieci widzę jak horyzont zbliża się nieuchronnie i już wiem że dopełnił się czas na Golgocie
    3 punkty
  18. wczoraj wystarczyła chwila przeistoczyliśmy się w bezimiennych podróżników odnalezione ulice zapaliły gwiazdy przerażona noc szła za nami w ciemnych zakamarkach pulsowało miasto w bezbarwnej przestrzeni recytowaliśmy kolory wiersze włóczyły się za nami
    3 punkty
  19. Witaj - fajnie że zakończenie się podoba - dzięki - Pzdr. Witam - miło że pogodny - zgadzam się że miłość ma moc - Pzdr.usmiechem. Witaj - cieszy mnie twoje podobanie - dziękuje - Pzdr.serdecznie. @Rafael Marius - @MIROSŁAW C. - @Czarek Płatak - @huzarc @acatiiia - dzięki -
    3 punkty
  20. moja bielizna z białymi bratkami ze srebrzystą listkową koronką zimą tęskniąca do jej wdzięku chcę kontrastować z czarną plażą
    2 punkty
  21. -Mistrzu, mam zmartwienie i chciałbym gdzieś wyjechać. -Twoje demony będą tam na ciebie czekać. Podróżowanie nie przyniesie ci ulgi, ponieważ podróżujesz w towarzystwie swoich demonów, które śledzą cię na każdym kroku. - Seneka.
    2 punkty
  22. deszcz niedbale bije szybę za oknem krwawią głogi wsparta o parapet wypatruję jaskółek nasycając oczy nefrytową zielenią puch ze srebrnych topoli sponiewierał podwórze nie podchodź cierpkość dzikiej wiśni zastąpiłam goryczą złamana w pół jak trzcina układam pod powiekami obraz by zachować błędny błękit w jasnym świetle oglądam dłonie spójrz linie papilarne nachodzą jedna na drugą nie chcę już być bardziej twoja Ta piosenka jakoś mi szczególnie tu pasuje 🙂 i jej retro wykonanie No kocham ❤🧡💛💚💙
    2 punkty
  23. do bramy o szeroko otwartych wrotach wlaliśmy się jak plankton do paszczy wieloryba z pobliskiego budynku w którym okna miały rozszerzone źrenice dobiegał do nas dźwięk z gramofonu co na swój niezrozumiały sposób dodawało splendoru tej tragicznej chwili podczas białych nocy w ogrodach wschodu igliwiem przechodzą ciarki a pragnienie szczęścia prostuje aniołom skrzydła bez nadmiaru słów na pożegnalnej ceremonii mocno zaciskamy powieki i gdy ciche sekrety zachwycają prostotą w obłokach waciaków rozbijamy przestrzeń jak nuty i przychodzi ciemność (2025)
    2 punkty
  24. Bardów potrzebują nawet barbarzyńcy. Ich stolica na rozległej wyspie, pośrodku jeziora ludzkich łez. Stosy ofiarne płoną u szczytu, kobaltowych piramid. W krainie snu są ludy bardziej okrutne od prekolumbijskich Indian. Podróżuje na świetle gwiazd Syo i Lys. Nie zakłócamy innych krain snu. Ich kojącego wszelki stres odbioru. Minęło tyle ziemskich wieków. Dla krain snu to nie była nawet sekunda. Odkryłem już wszelkie rody i rasy. Gatunki i gromady. Planet, nieskończoną ilośc. Mnogość gwiazd, wykraczającą poza umysł ludzki. I ja mam swoją wyspę. Na której spędzam, nie upływający czas. Nie obchodzą mnie tu kłótnie ani ból. Nie boję się tutaj wojen i głodu, pełzającego nowotworu. Wszystkie tutejsze zamki i pałace zbudowałem sam. Ogrody mienią się blaskiem szlachetnych kamieni. Złotem i srebrem. Kłaniają mi się w pas, napotkane zwierzęta i rośliny. Jestem za horyzontem zdarzeń. Nie dotrze tu Wasz ziemski głos ani list w kopercie. Ten świat jest wieczny. Po Was zostanie pył i skamieliny. Jeśli kiedyś zaśniesz i znajdziesz się nagle w Celephais, mieście złotych kopuł i stu tysięcy, strzelistych, alabastrowych wież. Zejdź bez strachu po jadeitowo-diamentowych schodach na nabrzeże. Znajdziesz tam galeon, który zamiast żagli, prowadzą anielskie skrzydła. Będę czekał przy trapie. Zabiorę Cię w wieczną podroż, po każdym krainy snu porcle.
    2 punkty
  25. mądre pytanie zakłopotaniem
    2 punkty
  26. Grabarz nienawidzi swojej pracy wciąż przybywa nowych trumien niezliczone bez krzyży groby bez żadnej emocji zakopie czasem pije wódkę bezsmakową nikogo nie obchodzi że zakopał wiarę kolejną miłość zamroził najstarszy cmentarz świata na którym nie ma ludzi przekleństwo każdego człowieka który zbyt późno się obudził ciężka jest praca grabarza żyją nie składając zażaleń niespełnionym też żyć trzeba pełnym pogrzebanych marzeń
    2 punkty
  27. Dotyk elektryzuje zmieniając horyzont wysyłam światło na słońce. Więcej nie będzie takiej okazji.
    2 punkty
  28. marchewkowy nos czarne węglowe oczy cieszą się dzieci
    2 punkty
  29. łatwo przeoczyć wiatr w silnych ramionach poczuć jak przegania zmęczone zasłony zbieram w sobie siłę trzeba będzie stać ze sobą twarzą w twarz potarganym przez wiatr boje się przespać czas zbyt szybko czujemy pod stopami zimny piach który rzucamy się na wiatr
    2 punkty
  30. Czy śmieje się przez łzy, czy płacze, opowiada O radości życia, trwałej lub nikłej jak sen. Oprowadza nas po swoim kwiecistym ogrodzie Wspomnień, gdzie można zerwać bukiet nadziei, Odurzyć się jego wonią, potrafi bawić słowem, A nawet uderzyć w stół głośno i boleśnie dla ucha. Alicja z krainy teraźniejszości, bardzo realna, Ona mieszka, nawet nie wiesz, tutaj, tuż obok. Choć niewidoczna, rozmawia z nami, Zadaje pytania, a na nasze chętnie odpowiada. Taką samotną postać z posiwiałymi skroniami Znajdziecie za ścianą swojego mieszkania. Czy mam, niczym niewidzialna ręka, Postawić jej pod drzwiami kosz otuchy? A w nim, przewiązaną wstążką, wiarę. Talon na wieczne życie – cichutko zapukam. Poczekam tylko na skrzypienie podłogi, Wrócę niebawem i przyniosę cały karton radości, Uśmiechów, a może z niego wyskoczy I przytuli się do ciebie kłębiasty mruczuś. Ogonem połaskocze zziębnięte dłonie. Usiądziemy przy aromatycznej kawie, Ty rozłożysz na stole swoje rulony zapisków, A ja wyłożę swoje rysunki węglem. Znajdziesz chwilę na wspomnienia, Zagramy w grę zwaną „ulotność” Nie muszą paść żadne słowa, wystarczy Podać dłoń, a na niej serce szukające przystani.
    2 punkty
  31. zęby w ustach ziemi gryzą ciało - chleb a żywe plantacje plemników miażdży w pieprzowym moździerzu Ewa - na krew przeżuta wiara jak resztki po posiłku na szpicach wykałaczek i ta krew jednym haustem wypita śmiech grzech
    2 punkty
  32. Zaczaruj ciszę. Niech rozpłynie się we mgle, przez moment nie oddychaj. Powietrze zaproś do płuc, o nic nie pytaj. Naucz się istnieć w tej swojej jednej chwili. Zatrzymaj się w zatrzymaniu. Niech twoje tu i teraz trwa w zasłuchaniu. Zaczaruj ciszę. Zbierz szron z zimowej trawy, wraz z chłodem otul szyję. Ciepło oddaj przestrzeni. Poczuj, że żyjesz.
    2 punkty
  33. @Leszczym Dywizjon 303 tribute. Szacun, świetny tekst.
    2 punkty
  34. @violetta @violetta Wiem, ale w jakim sensie... 🤔
    2 punkty
  35. @Łukasz Wiesław Jasiński Panie Łukaszu, może wystarczy. Czuję, że Pan się ze mnie nabija...
    2 punkty
  36. @Berenika97 Dzięki, przekażę pryncypałowi:). @Migrena Tak, to o uporczywości namiętności z rozumem, wolą, moralnością i etyką. Dzięki za wpis.
    2 punkty
  37. @Marek.zak1 Berenika przedstawiła już uwagi w kontekście religijnym a ja spojrzę na wiersz z perspektywy filozoficznej. filozoficznie, tekst "Pokusa" jest głęboką refleksją nad trwałością i uporczywością namiętności w walce z rozumem i wolą. a także nad ograniczeniami samego prawa moralnego w obliczu wrodzonej słabości ludzkiej natury. ciekawie napisany :) ciekawe sprawy podnosi :)
    2 punkty
  38. @Marek.zak1 Bo Bóg wiedział, że z tym akurat ludzie będą mieli największy problem! Jedno przykazanie to za mało - trzeba było powtórzyć dla pewności. Ale to nie są dwa różne przykazania o tym samym. Szóste dotyczy konkretnych czynów - zdrady, niewierności w związku. Dziewiąte idzie głębiej - do myśli, pragnień, patrzenia na drugiego człowieka jak na przedmiot. To trochę jak różnica między "nie kradnij" a "nie zazdrość innym rzeczy". Jedno przykazanie mówi "trzymaj ręce przy sobie", a drugie "trzymaj wyobraźnię na wodzy". Bóg lubi być dokładny!
    2 punkty
  39. jestem pusty niemal pusty chociaż niemal wyklucza pustkę to tak się czuję w nocy wstaję dwa razy sikając widzę stopy strużkę spod prysznica potem siebie w lustrze bez okularów - jak przez mgłę rozmazany obraz ma bruzdę pomiędzy oczami i napięte łuki brwiowe ta pustka taka cicha - czy spuścić wodę?
    2 punkty
  40. @Berenika97 Stworzyłem te określenia na samym początku swojej przygody z pisaniem gdy miałem 16 lat. Podmiot pokutuje wiecznym potępieniem za grzechy jakich się dopuścił za życia a szczególnie za grzech samobójstwa jakiego się dopuścił. Dlatego te wiersze są pisane jakby zza grobu przez martwego acz żywego bohatera. Podmiot jest bestią, która służy samej śmierci. W zaświatach ma postać przerażającego upiora lub puchacza a w świecie ludzi jest krwiożerczym samotnym wilkiem, który z rzadka i na krótko potrafi przyjąć dawną ludzką postać. Wraz z pierwszym mroźnym księżycem w pełni wyrusza na tułaczkę po bezkresach bagien i kniei. Chadza wtedy jedynie ścieżkami umarłych. Odprowadza dobre dusze bezpiecznie ku portalom zaświatów a nęka i atakuję tych którzy pragną wrócić do świata żywych lub tych którzy przemienili się w demony czy upiory. Zaciąga ich zamęczone postaci przed oblicze samej śmierci, której wyrok może być tylko jeden. Zagłada. W nagrodę za dobrą służbę zyskuję opiekę śmierci a zarazem nieśmiertelność i nietykalność. Nie można go zranić ani zabić. Nawet czas nie ma na niego wpływu. Jest wieczny jak jego królowa Śmierć. @Christine Jeśli ktoś lubuję się w takiej tematyce to u mnie zawsze znajdzie coś dla siebie. Dziękuję za ocenę i komentarz.
    2 punkty
  41. Wczoraj zaśpiewałem przyjaciołom, dlaczego serce krwawi w półnutach; gitara — niczym wierna powiernica — rozszlochała się w moich dłoniach. O miłości mówiłem: tej gorącej, co rani jak ostrze w jedwabiu, o zdradzie, która w milczeniu rozpina swoje ciemne skrzydła. Cienka granica — jak cień miecza — dzieli pokorę od ślepego lęku, a odważny dialog od prawdy, której nikt nie chce wysłuchać. Wtem ktoś zanucił refren, zbyt lekki, by unieść tragedię: „To przecież nic nie znaczy… kocham tylko inaczej.” Lecz echo zdradziło fałsz — tak gra sumienie zagubionych. A świat, jak Tytanik w głębinach, osuwał się ciężko i cicho; nawet upadek potrafi błyszczeć, kiedy tonie w oczach tych, którzy nie umieją odejść.
    2 punkty
  42. Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona, W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę, Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący… Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę, Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada, Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników, Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem, Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki… Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz, Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt, Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić, Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie, A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych, Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola, Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty… Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła, Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami, Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie. A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza, A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi… Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki, Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli, Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji… Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni, Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni. Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty, Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka, Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku, Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie… Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty, Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole, Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy, Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę, Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze… Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada, Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach… I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy, Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…
    1 punkt
  43. Kawalera zacnego spod Broku dręczy jęczmień i serca niepokój, Junak rady: "Parz żeń szeń, panny szukaj i żeń się." zbywa krótkim: "Już mam coś na oku."
    1 punkt
  44. @Lenore Grey poems Cudeńko ! Pozdrawiam.
    1 punkt
  45. @huzarc dziękuję huzarc :) A malachit to amulet. @Leszczym Leszczym :) jak zwykle komplikujesz …;) oczywiście, nie mam na myśli zaburzeń psychicznych ( człowiek zawsze ma możliwość pracy nad sobą). Uciekamy w mechanizmy obronne i nie tylko…przecież ja o czymś ważniejszym piszę ;) pozdrawiam Ciebie z uśmiechem:)
    1 punkt
  46. @iwonaromaNiepewność istnienia, może to, kim jesteśmy, jest tak ulotne jak dym? :)
    1 punkt
  47. * * * milknie stukanie dzięcioł chowa się w dziupli noc szuka ciszy * * * zachód zbyt kusy wielu wraca z powrotem karta w tarocie listopad, 2025
    1 punkt
  48. Patryk cofał się coraz bardziej i cofał, aż w końcu zatrzymało go drzewo. - I co teraz szczypiorku...? Narysujesz magiczną drabinkę, po której wejdziesz na drzewo? Hahaha...- Nad głową patyczka, zaśmiał się dużo większy i grubszy od niego, patyk Radek. - Stawaj do walki... Dużo mówisz, a teraz się boisz..- - Nie boję się ciebie. Po co miałbym z tobą walczyć? Niczego ci nie zrobiłem, więc zostaw mnie w spokoju i idź swoją drogą. - Śmiało odpowiedział Patryk. - A tak...Niby jaką drogą i dokąd mam iść? Jestem u siebie. Odkąd spadłeś z drzewa, tylko się wymądrzasz swoimi rysunkami i opowiastkami o leśnej harmonii. Ja jestem tutaj szefem, i nikt na moje miejsce nie będzie nami rządził. - - Nikim się nie rządzę. To są tylko rysunki, innym się podobają, więc rysuję. - Bronił się mały patyczek. - Mi się nie podobają. Nie ma tutaj miejsca dla nas obojga, więc odejdź albo walcz. - - Jesteś nieracjonalny, zostaw go w spokoju!- -Tak, zostaw Patryka...- Do dyskusji wtrąciły się żołędzie i kasztany, które od początku obserwowały całe zajście. - Nie wtrącajcie się! Narysował was parę razy i wzbudził w was niepotrzebną próżność...- - Patryk jest przemiłym chłopcem. Każdemu pomaga w potrzebie, wzrusza i rozbawia tym co rysuje. Dzięki niemu, wielu z nas, pierwszy raz zobaczyło swoją twarz...- Do rozmowy wtrącił się jeden z listków dębu. - Dosyć tych głupot! - Zdenerwował się jeszcze bardziej Radek. Gwałtownym gestem złapał patyczka i odrzucił go kilka kroków dalej. Patryk, uderzony o niewielki kamień, złamał się na pół. Las przeszyła przejmująca cisza. - Okrutnik! - Najbliżej stojące żołędzie, podbiegły do Patryka próbując go poskładać, liście wachlowały nad jego głową, aby go ocucić. Pozostali rzucili się w stronę Radka. -Odejdź stąd, nie chcemy abyś z nami został! - Krzyczały liście, kasztany i żołędzie. - Precz! - To jest moja ziemia i nikt nie będzie mnie pouczał jak mam postępować. Patryk sam jest sobie winien. Powinien odejść...- Krzyknął gruby patyk, odpychając wszystkich od siebie. - Co się tutaj dzieje? - Zamieszanie przerwał łagodny, choć stanowczy głos. Małe leśne towarzystwo, pokrył wielki cień. Przy Radku usiadł lisek. - Mieszkam obok tego drzewa. Dużo piszę i lubię mieć spokój. Las jest wspólnym domem dla jego wszystkich mieszkańców. Nie podoba mi się twoje zachowanie. Mnie również teraz złamiesz na pół? - Rzekł lis, spokojnie patrząc Radkowi w oczy. Oniemiały z wrażenia patyk, niemal wrył się w ziemię. - Tak myślałem. Dużo łatwiej atakować słabszych od siebie, prawda? - Odpowiedział na jego milczenie lisek. - Niedaleko za tą ścieżką, jest niewielka piaszczysta polanka. Lepiej będzie dla ciebie jeśli się tam przeprowadzisz. Nikt nie będzie Ci przeszkadzał, a ty będziesz mógł robić co ci się podoba. - Dodał, stawiając niewielki krok stronę Radka. Patyk, bez słowa odwrócił się na pięcie i pobiegł we wskazanym kierunku. Lis podniósł Patryka z ziemi i zabrał go ze sobą. - - Nie martwcie się. Pomogę mu. - Uśmiechnął się lekko do jego zmartwionych przyjaciół. W domu, skleił go leczniczą mieszanką żywicy, oraz zrobił mu delikatny manicure... Po paru dniach, Patryk ożył. Kiedy lisek wszystko mu opowiedział, natychmiast pobiegł do przyjaciół, aby pokazać im szczęśliwą nowinę. W podziękowaniu zaś za pomoc, podjął z lisem współpracę. Teraz już nie tylko rysuje. Wieczorami, przy małej lampce, z nowym przyjacielem bajki o leśnych stworzeniach pisze.
    1 punkt
  49. @Tomasz Kucina piękna interpretacja, choć mało szczegółowa ???. Pozdrawiam. Ps. Tak jakoś mnie wzięło na kodyfikowanie. Chociaż przez chwilę myślałam o rymowance. ?
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...