Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 18.06.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. mgiełki o poranku w promienistej aureoli po źdźbłach trawy czmychają między drzewa owocowe jak postacie z księgi o niewidzialnym a wiekuistość rosą sznuruje mi buty i zanim cebulka zarumieni się przed główną ceremonią z naturą zagram w zielone pietruszka koperek seler i lubczyk do którego zwyczajowo puszczam oko
    5 punktów
  2. Czy to wystarczy, że coś jest piękne? I czy pobudzi do ruchu dusze? Kiedy kluczowa jest pajda chleba, to czy o piękno też zadbać muszę? Dzisiaj kupiłam w ciuchach kimono, którego raczej w życiu nie włożę. A radość w sercu, bo jedwab pieści. Pokłony składam Pięknu, w pokorze. Bywa, że Piękno jest nieprzydatne, zaskakujące i nie wiem po co. Ale jak miłość - zostaje w sercu, zawłaszcza duszę całą swą mocą. I szukasz wkoło tej chwili wzruszeń, harmonii kształtu, zachodu słońca. Jak wierny giermek, co nie odpuści by swojej Pani wpół uklon oddać.
    5 punktów
  3. Gdy się obawiasz w domu złodzieja, Módl do świętego się Bartłomieja, Gdy za śmiecenie boisz się kary, To się do świętej pomódl – Barbary, Kiedy zaś śniegiem droga zawiana, Westchnij do Kosmy oraz Damiana. Kiedy w ogródku schną twe maliny, Módl się do Zofii oraz Krystyny. A kiedy paczka przyjdzie zza morza, To dziękczynienie zmów – dla Grzegorza. Gdy zaś z wycieczki wrócisz po mieście, To się o rozum pomódl nareszcie…
    3 punkty
  4. gdy jutro się skończy pojutrze początkiem
    2 punkty
  5. tu się nie rozmawia, tu się mówi, szepcze i krzyczy bez echa. więc klękają, słowo przy słowie i mówią, usławiają na wzór i podobieństwo, podszywają niewypowiedzianym błamem. niektóre udają, że mają moralność inną niż kurewską - szeptuchy, którym chciałabym wierzyć, że gdy robią mi dobrze moimi ustami, to tylko z miłości. a pod językiem odrzutki - abiektalne prośby, wgryzają się pod niebienie. w ciemności, na oślep zrastają w sacrum - święty wiersz. w imię moje. z ich woli.
    2 punkty
  6. nie mam żalu do losu że czasami gorzej jest próbuje to zrozumieć nie gniewać się bo wiem że i tak nie wygram z nim nie przekupie go choć pieniądze mam pogodziłem się z tym myśląc jakoś to będzie przecież nie zawsze wieje zimny wiatr bywają lepsze dni
    2 punkty
  7. wiwat krokusy wiosenne igrce niech żyje nam kolega maj! Lato Lubański Deyna przy piłce lećmy nad galaktyki kraj! czy czarna dziura cię wciągnie kamracie czy ci Zorgoni statek zabiorą... Droga to Mleczna kurtka na wacie na komandora wojsk cię wybiorą ! Bal to nad bale....Mars. Jowisz. Saturn. terraformujmy planet korale jestem ci birbant dandys i buffon kostuchy wrednej nie boję się wcale!
    2 punkty
  8. Za oknem, krok po kroku, kruki zasiadają, Nie drą się o resztki, tylko narzekają. Szare jak chodniki, ciężkie jak niedziela, Głodne nie mięsa, a sensu i dzieła. Z dziobów nie słychać krakania bojowego, Tylko dźwięk pustki znajomy, coś ludzkiego. I każdy z nich dziobie w tej samej donicy Myśli, co cuchną dymem i polityką ulicy.
    2 punkty
  9. Dawniej każdy poranek pachniał złotem. Słońce wschodziło nad wzgórzami i bez słowa kładło na dachach ciepło, które otulało serca jeszcze przed pierwszą kawą. Ale od jakiegoś czasu coś się zmieniło. Niektórzy mówili, że światło stało się zbyt białe, inni że zbyt blade. Starzy ludzie w wioskach patrzyli na nie z lękiem, dzieci – z obojętnością. A ono wciąż tam było. Na niebie. Zawsze na niebie. I właśnie to było najbardziej niepokojące. „Nie czuć go” – mówiła codziennie staruszka Maja, siadając na swojej drewnianej ławce. „Kiedyś czułam, jak przechodzi przez skórę i dociera do duszy. A teraz… tylko patrzę, ale nie widzę.” Ludzie zaczęli snuć domysły. Czy to przez dymy, które wznosiły się z fabryk po drugiej stronie wzgórz? Czy może przez coś bardziej niewidzialnego? Przez rzeczy, których nie da się zmierzyć – jak strach, obojętność, rozpad miłości? Niektórzy szeptali, że prawdziwe słońce już dawno zgasło. Że to, które świeci teraz, to tylko replika – sztuczna kula światła stworzona przez tych, którzy chcieli kontrolować nie tylko czas, ale i nasze nastroje. „Zamienili nam światło serca na światło technologii” – pisał ktoś na ścianie opuszczonej stacji meteorologicznej. Ale pewnego dnia przyszedł chłopiec. Miał na imię Elian. Pojawił się znikąd, w butach z błota i z patykiem zamiast laski. Nie zadawał pytań. Siadał pod drzewami i mówił do liści, do wiatru, do kamieni. Ludzie uznali go za dziwaka, ale dzieci zaczęły go słuchać. A potem coś się wydarzyło. Pewnego ranka, kiedy Elian stał na wzgórzu, zamknął oczy i rozłożył ramiona. Słońce – blade i nieruchome – zaczęło wypełniać się ciepłem. Powoli, bardzo powoli, niebo poruszyło się z westchnieniem. Jakby przypomniało sobie, że kiedyś umiało kochać. W ciągu kilku dni ludzie zauważyli zmianę. Ptaki zaczęły śpiewać wcześniej, a cienie drzew znowu stały się miękkie. Staruszka Maja płakała z radości: „To ono. Prawdziwe. Wróciło.” Ale Elian powiedział tylko: – Ono nigdy nie zgasło. To my przestaliśmy świecić od środka.
    2 punkty
  10. @MIROSŁAW C. Jeszcze o splątaniu kwantowym znalazłam takie wiadomości: Splątanie to zaburzenie świadomości, w którym pacjent wydaje się w pełni wybudzony, przytomny, ale jego myślenie i działania są niezborne i chaotyczne. Osoba w stanie splątania może mówić bez sensu i zachowywać się w sposób nieadekwatny i dziwaczny. No i to jest wreszcie wyjaśnienie i usprawiedliwienie na takie pisanie, mam nadzieję, że zostanę rozgrzeszona :) Proszę mi nie dokuczać, bo jestem pacjentką :P @Rafael Marius, @Roma, wszystkim serdecznie dziękuję :)
    2 punkty
  11. Czerwiec mija: zostało go już mniej, niż więcej. Jeszcze trzynaście dni, nie licząc dzisiejszego. I pięć dni Lipca, bo zobaczę Martę w tę Sobotę dopiero wieczorem. Razem osiemnaście odcinków czasu, umownie nazywanych dniami. Wiem: ona też patrzy w kalendarz i też odlicza. I myśli. Wróci? Nie wróci? Prawda, że do tej pory zawsze dotrzymywał słowa i zawsze, gdy umawiał się, przyjeżdżał. I zawsze z kwiatami. Ale między nami zmieniło się wiele, ba! wszystko - odkąd zaproponowałem, żeby z mną wyjechała. Odpowiedziała, że nie może, podając szczerze prawdziwy powód. Odpowiedziała, jakby już wcześniej wszystko było między nami jasne, oczywiste i wiadome. Jak gdyby propozycja ta była całkowicie naturalna. Bo przecież było - i była. Bo czy mężczyzna umawia się ot tak, przychodzi ot tak, przynosi kwiaty i prezenty ot tak? Czy ot tak spędza długie godziny na rozmowach? A czy kobieta, która nie chce umawiać się, umawia się? Czy kobieta, która nie chce z danym mężczyzną spędzać czasu, czeka nań i rozmawia godzinami? Odpowiedź jest jedna - jej nazwanie jest apotrzebne. Zbędne. Jak wypowiedziane szybko stwierdzenie, że domyślała się niczego. Chociaż prawda: propozycji wspólnego wyjazdu mogła się nie domyślić. Ale "nie mogę" zasadniczo różni się od "nie chcę". Tak samo jak szczerość od jej zaprzeczenia. Myśli. Przyjadę czy nie? Dotrzymam słowa czy nie? Zmodyfikuję swój pomysł ze względu na okoliczność, że Marta nie może na stałe opuścić Polski, a przynajmniej, że nie może uczynić tego na razie? Zastanawia się: Andrzej, jak bardzo jesteś słowny? Na ile twoje pomysły i czyny podążą za deklaracją? Na ile pokażesz mi, że mogę śmiało postawić istotny krok na ścieżce zaufania? Nawet, jeśli miałabym postawić go z pewną obawą? Myśli. Robi to, co do niej należy, wypełnia codzienność urzeczywistnianiem obowiązków zawodowych i rodzinno-domowych: pracą, pomocą mamie, spacerami z psem - i myśli. Czeka. Zrobiłem tak, że Marcie zaczęło na mnie zależeć? Tak. Z pełną świadomością, czego chcę i do czego zmierzam. Ale po odpowiednio długiej obserwacji. Po odpowiednio długim, spędzonym razem czasie. Po rozmowach, które pozwoliły mi dowiedzieć się o niej wiele. Podczas których otwierała się i sama oczekiwała zaufania. Po rozważeniu wreszcie, wystarczająco czasochłonnym i należycie dogłębnym. Wręcz kalkulacji. Mam swoje lata, czytaj: swoje doświadczenia. Mam też dosyć rozczarowań. Podjąłem decyzję. Poczyniłem kroki dostatecznie zdecydowane, dostatecznie daleko idące, aby mogła być mnie pewna - i to nie tylko na początek. Ale z ujawnieniem zaczekam do spotkania. Do rozmowy. Bo ja też chcę móc być jej pewien. Dość mam kobiet, które nie wiedzą, czego chcą. Kobiet nie szanujących mężczyzn, bawiących się ich uwagą i uczuciami. Podstępnych, mówiących kłamstwa prosto w oczy. Czekam na kolejny czas z Martą. Na rozmowę w terminie, ustalonym podczas ostatniego spotkania. Krótko przed naszym rozstaniem o poranku po przerozmawianej nocy, tuż przed szóstą rano w tamten Poniedziałek... mniejsza o datę. Czekam, by wrócić z Chin. Dotknąwszy kraju, tchnącego przeszłością, kulturą i tożsamością. Dumnego z tego, co było i z tego, co będzie. Dobrze, że Chińczycy mówią po angielsku. Czekam, aby znaleźć się przy Marcie. I oczywiście na jej reakcję, gdy... Uspokajam i wyciszam myśli, odliczając dni. Lipiec się zbliża... Phuket, 17. Czerwca 2025
    1 punkt
  12. sznur samochodów płynie ulicami jak stado szerszeni lecących na łowy zżerają zachłannie paliwo wypluwjąc zgorszenie przyroda krzywi się ledwo oddycha rozedmą wygodnictwo pochłonie ludzi jak rdza żelazo wolniutko kawałek po kawalku jak się rozsmakuje zostaną tyłko ślady wspominać będą nas owady one … przeżyją 6.2025 andrew jeśli wyrzucasz butelki przez okno samochodu wylej płyn i nie zakręcaj. Łatwiej zgnieść przy zbieraniu. Wracając rowerem z trasy dwa razy w tygodniu zbieram dużą reklamówkę odpadów. Na krótkim odcinku przed domem, nigdy ich nie brakuje. andrew Zawszę myślę, że powinni zacząć o bombonierek. Opakowanie większe od towaru,ale z czego żyłyby wladze towarzystw ekologicznych. Powinni publikować co rok swój osobisty majątek. Pozdrawiam serdecznie
    1 punkt
  13. nie, nie chodzi o pokój lecz o twoje serce by nie było puste lub odwrócone do góry nogami a więc tak jednak chodzi o pokój :) w Nim
    1 punkt
  14. W wannie. Jak już zdołasz ją przekonać, szmaty rozłóż dookoła, bo gdy potem zaszalejesz to sąsiada nie zalejesz. Pod prysznicem* Ona jej nie lubi, nawet gdy pożąda, bo ma mokre włosy, a w czepku źle wygląda. *Ilustracja do wiersza w filmie "Specjalista" z S. Stallone i S. Stone. To ostatnie z wakacyjnej serii "W wodzie". Dzięki za czytanie i wpisy.
    1 punkt
  15. Raz, albo dwa na dziesięć lat, raz na trzy poznane od środka bary, często nazywane właściwiej knajpami, bo wrażenia są tam uroczyście radosne więc knajpiane, raz na całe tabuny używek tych, czy innych, a różne są, najróżniejsze i raz na plejadę rozmów zresztą podobno o życiu i podobno interesujących i prawdziwych, natrafi człowiek na parę co sobą wzrasta wzajemnie i niemalże bez żadnych wątpliwości. Na parę która siebie nie podważa tak dalece, że wielką obrazą majestatu miłości i przywiązania byłoby ich wspólność kwestionować. Warszawa – Stegny, 18.06.2025r.
    1 punkt
  16. tuż przed zaśnięciem lubię sobie na jutro z nieba coś wywróżyć a że się znam jak wilk na gwiazdach to mi wychodzi złoty guzik trochę podobny do księżyca jakbyś go tylko dla mnie przyszył taki landrynek anyżowy na okrąglutko w oknie wisi a zanim zasnę proszę jeszcze ale już o tym pewno nie wiesz żebyś miał drugi identyczny na rozmarzonym swoim niebie
    1 punkt
  17. aż gęsto od tej całej telepatii. istny pumptrack między nami, pofałdowana przestrzeń, po której skaczą świetlistsi endurnie. co i rusz łamią się zdania, rączki, urywają myśli-linki. dlatego chcę ci opowiedzieć bajkę o zamkniętej na świat, niczym Korea Północna, wsi. o spłachetku ziemi otoczonym strzeżonym betonem, chatach przystrojonych kolczastymi druciskami. kiszono się tam we własnym sosie. i grało, tańczyło w każdym dziwaczne uczucie przynależności. i zjawił się on. miał miejsce błąd dozoru, przez źle pilnowany mur przeniknął albo został wrzucony górą, Węgier. czy też Czech, mniejsza o to. stary ochlaptus z alkoholową demencją, mózgiem rozmiękczonym latami denaturatowania, do tego – w łachmanach. lecz był sensacją, istnym prezydentem, aniołem, Michaelem Jacksonem w marynarce-liberii z epoletami. obcym, a więc lepszym. zrazu zobaczono w nim posłańca. skąd? z samych Niebios? może. lub z Kalkuty, Wadowic, Indiany. i odkrawano od niego uświęcone części, darto znoszone ubranie na kawałeczki-relikwie. widziano w nim wielką metaforę, bo był spoza smolnej i dusznej wsi. każdy centymetr jego postrzępionej kurtki, przesikanych spodni, zaczął kosztować majątek. przybysz bełkotał w sobie tylko znanym języku, czasem igła w jego głowie natrafiła na właściwą ścieżkę i rzucił coś o krajach, gdzie pospolite niegdyś skody favorit są osobliwością i rarytasem. czuł się taką skodovką. zjedzono go szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. delektowali się, wieśniacy, tym, co uznali za komunikant. przełykali z namaszczeniem. ...teraz przydałby się jakiś morał, co nie? jeszcze lęgnie mi się w zwojach, jeszcze tworzy przyszła treść. taka urocza, choć do wykrzyczenia. wmyślę ją w ciebie, jak będzie gotowa.
    1 punkt
  18. życie to nie tylko smutek żal płacz ma dni które cieszą są na tak życie to nie tylko trudne drogi ma miłe horyzonty które nie bolą na przykład pola łąki ozdobiony ciszą las ma kuchnie w której na stole pachnie chleb tak moi drodzy życie to wspaniały dar warto go szanować być zawsze na tak
    1 punkt
  19. Anna wchodzi w lato bosymi stopami przez mech i rosę wzdłuż parceli ogrodzonej kolczastym drutem to na wypadek gdyby cielna jałówka próbowała posmakować wolności cicho zamilkły ptaki na Borku czai się licho pełznie między bujnymi paprociami strącając kropelki wilgoci wprost na ziemię zwierzęta są czujne stawiając uszy na sztorc przepoczwarzone motyle ocierają skrzydłem mimozy i tylko szept szelest trzmieli i zdziczałych os niespokojna rzeka szarpie smukłe pałki czasami wchodzi na pola tuląc zielone źdźbła szeroko rozkłada wilgotne ramiona dziewczyno ugrzęzłaś w trzęsawisku mokrego torfu
    1 punkt
  20. Uratować rodziców swoich chciałem, Nie udało mi się, porażkę poniosłem, Dzięki zdolnościom które posiadam, Powinienem zmienić los, pomóc tym, których kocham, A jedynie śmierć przyniosłem, Tak bardzo żałuję, że na mordercę finalnie wyrosłem... ***** Rodzice zawsze mówili mi, jak bardzo wyjątkowy jestem, Nigdy im nie wierzyłem, zwyczajnym byłem dzieckiem. Jak każdy uczyłem się, miałem swoje zainteresowania, Nie czułem bym się wyróżniał, aż do pewnego dnia, Lat wtedy skończyłem szesnaście, Wtedy bowiem miało miejsce nieprzyjemne zajście. Zchodziłem ze schodów, chcąc się udać do szatni, Ciasno było, czułem się jak w matni, Każdy się przepychał, byli jak dzikusy, A najgorzej mieli tacy jak ja, czyli konusy, No ale cóż, finalnie na dół zszedłem, Szybka akcja, kurtkę ubrałem, plecak na plecy zarzuciłem i wyszedłem. Kolejnym zadaniem było dostać się na górę, Tym razem zaczekałem jednak na swoją turę, Pusto na schodach, "no to w drogę" - pomyślałem, I to tu niemal doszło do tragedii - szkoda, że wtedy tego nie wiedziałem, Ktoś na mnie wbiegł, spadłem, bo straciłem równowagę, Sprawca uciekł, a ja - mocno walnąłem głową o podłogę. ***** Odzyskałem po jakimś czasie przytomność, Ale coś było nie tak, jakby szwankowała mi świadomość, Miejsce w którym byłem, wyróżniało się, Pierwsze co mi przyszło na myśl to to, czy umarłem, czy może śnię, Obiekty dookoła mnie latały, I zabrzmi to głupio, ale jakby... Wokół mnie orbitowały. Stałem jak wryty, podziwiając krajobraz, Ciężko było wychwycić wszystkie te szczegóły naraz, Toć to wylądowałem w jakimś filmie sci-fi, Albo jest to jakiegoś rodzaju raj, W głowie taki straszny mętlik miałem, "Wszystko będzie dobrze" - sobie cały czas powtarzałem. Nie wiedziałem już co zrobić, byłem trochę zmieszany - czułem się dziwnie, Czas płynął w tym miejscu jakoś nienaturalnie, Odnosiłem wrażenie jakby każda sekunda trwała z godzinę, Jak nie dłużej w sumie, jakbym się władował w czasową minę, Z każdym krokiem jaki robiłem, było chyba gorzej, Aż zdałem sobie sprawę, że nie mogłem już zawrócić, więc po prostu szedłem dalej. Na horyzoncie dostrzegłem lustro wolno stojące, Wokół nie było niczego, co było dosyć zadziwiające, Zatrzymałem się tuż przed nim, jakby za sprawą niewidzialnej siły, Przyjrzałem się jemu - było ładne - kamienie szlachetne go zdobiły, Tylko, co ciekawe, nic się od niego nie odbijało, Ani ja, ani cokolwiek innego, co mnie mocno zszokowało. Usłyszałem jakiś głos, z nikąd pochodzący, Był niski, surowy, osądzający, Ciarki mi po plecach przeszły, Emocje jak nigdy dotąd na wyższy poziom weszły, Nie dość, że się bałem, to zacząłem w dodatku płakać, Kazał mi podejść do lustra, chciał coś mi pokazać. Tak też zrobiłem, podszedłem bliżej, Aura tego przedmiotu sprawiła, że się poczułem znacznie lżej, Ze środka jakieś światło się wydobywało, Które mnie mocno oślepiało, Nagle poczułem w potylicę uderzenie, Straciwszy równowagę wpadłem do środka lustra, zmieniając znów otoczenie. ****** "O mój Boże, ja latam!" - wtedy pomyślałem, Nie było pode mną jakiegokolwiek gruntu, po prostu w powietrzu wisiałem, Byłem w środku tunelu czasoprzestrzennego, I nie ukrywam, nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak pięknego, No i znowu były te wszystkie latające skały, Tym razem jakoś inaczej się zachowywały... Wyciągnąłem rękę, żeby jednej z nich dotknąć, Nie zdążyłem nawet dłoni zbliżyć, a udało mi się ją popchnąć, To było dziwne, ale wtedy się tym nie martwiłem, Mózg wyłączyłem i się jak dziecko bawiłem, Udało mi się nawet kilka nowych trików nauczyć, "Gdyby tylko rodzice mogli mnie teraz zobaczyć..." Usłyszałem ponownie ten tajemniczy głos, Tym razem był spokojny, ale mimo to dalej jerzył mi się włos, Opanowałem moc, która uśpiona była we mnie, Nie dowierzałem temu co mówił, toć to brzmiało zbyt obłędnie, "Po co mi ten dar skoro ja wciąż tu tkwię?" - spytałem, Wkrótce potem, odpowiedź na moje pytanie uzyskałem... ***** Odzyskałem ponownie przytomność, tym razem byłem w swoim świecie, Głowa mnie bolała jak nie wiem, Leżałem w swoim łóżku, co mnie zdziwiło, Wstać powoli próbowałem, ale nie dałem rady, za bardzo mnie mdliło, Rozejrzałem się dookoła, wyglądało jakby wichura tędy przeszła, Na podłodze leżały: ciuchy, telewizor, półki, a nawet krzesła. Zawołałem swoich rodziców, z całych sił krzyczałem Nic, głucha cisza, raz jeszcze spróbowałem, Ponownie nic, żadnej odpowiedzi, Zastanawiałem się o co kurdę chodzi, Usłyszałem za drzwiami kroki, które nagle przyspieszyły, Dreszcze całe moje ciało wtedy przeszyły. Ktoś raptownie otworzył drzwi, To był Konrad - mój przyjaciel bliski, Przez chwilę stał jak osłupiały, Nie dowierzał, że mi oczy się jednak otwarły, Podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy i przytulił, Powtarzał jak się cieszy, że jednak żyję i po chwili mnie puścił. Podniósł jedno z leżących krzeseł i usiadł na nim, Spytałem co tu się stało, kiedy odpowiedział byłem w szoku wielkim, Cały ten bałagan to ja zrobiłem, W jego oczach iskrę podekscytowania dostrzegłem, Kiedy leżałem nieprzytomny, wszystko wokół dosłownie latało, Moi rodzice nawet oberwali, jakby tego było mało... Spróbowałem po raz kolejny wstać, Konrad mnie powstrzymał, powiedział, że mam się nie ruszać, Miał rację, omal nie zwymiotowałem, Tak bardzo swoich rodziców zobaczyć chciałem, Uspokajał mnie, że nic im nie jest - akurat gdzieś wyszli, Po około pięciu minutach, do domu wrócili i do mojego pokoju przyszli... Powiedzieli, że tydzień byłem nieprzytomny, I byli pod wielkim wrażeniem, do czego jestem teraz zdolny, Ja byłem szczęśliwy, że ich mocno nie skrzywdziłem, Na prawdę się ogromnie cieszyłem, Chcieli bym się nauczył nad nowymi mocami panować, I jak się w kryzysowych sytuacjach zachować... ***** Minęło sześć miesięcy od tamtych wydarzeń, Musiałem niestety dokonać wielu wyrzeczeń, Żeby móc w miarę spokojnie żyć, Chowam swoją twarz za maską - wiadomo - po to by tożsamość ukryć, Stałem się miejscowym bohaterem, Z niesamowitym wręcz charakterem. Nauczyłem się panować nad swoimi nowymi mocami, Potrafię za pomocą myśli poruszać różnymi przedmiotami, W skrócie - posiadam zdolności telekinetyczne, Moje życie dzięki temu stało się na prawdę fantastyczne, Współpracuję teraz z policją, strażą, pogotowiem ratunkowym, I stałem się ich wsparciem nieocenionym. ***** W końcu nadszedł weekend, mogę kolejny trening rozpocząć, A po dwóch godzinach organizm mój musi odpocząć, Choć zabrzmi to śmiesznie, To fizyczne najbardziej odczuwam zmęczenie, Trenuję dzisiaj z tatą, będzie do mnie z pistoletu strzelać, A ja mam za pomocą myśli wszystkie kule zatrzymać. Ale zanim to, chcę pójść do sklepu, Żeby nie na pusty żołądek robić "występu", Wychodzę zatem z domu, biorę ze sobą torbę, No i jak ja to lubię zawsze mówić - "no to w drogę!", Mam ochotę na chipsy, colę i coś słodkiego, Typowe przekąski nastolatka przeciętnego. ***** Idąc wolnym krokiem doszedłem na skrzyżowanie, Wydaje się być w miarę spokojnie, Ptaki sobie śpiewają, słońce ładnie świeci, Aż do życia pojawiają się chęci, Dobrze jest sobie głowę czasami przewietrzyć, I dłużej na świeżym powietrzu pobyć. Osiedlowy jest już w moim polu widzenia, Nagle ktoś wybiegł z niego bez ostrzeżenia, Ekspedientka krzyczy - "złodziej, niech ktoś go zatrzyma!", To był dla mnie sygnał - schowam się w zaułku, przebiorę i się zacznie zadyma, Będąc szczerym, zawsze o tym marzyłem, Jak z komiksów zostać bohaterem... Kostium zakładam w ekspresowym tempie, Jest luźny, więc bez problemu przebiorę się wszędzie, Mam ze sobą też deskę skateboardową, Dzięki czemu wyglądam jeszcze bardziej odjazdowo, No, ale dobra, dość już zbędnego gadania, Mam w końcu przestępcę do złapania! ***** Wściekłem się, skubaniec mi zwiał, Od dobrego kwadransu go szukam - sprytny plan ucieczki miał, Wszystkie ulice i alejki przeszukałem, I jedynie Konrada na przystanku widziałem, Muszę przekazać niestety źle wieści tej ekspedientce, Że nie udało mi się łupu oddać w jej ręce. ***** Godzina osiemnasta właśnie wybiła, Dzisiejsza sytuacja cały czas mi w głowie tkwiła, Wyjątkowo słabo trening mi poszedł przez to, Czuję się jakbym upadł na samo dno, Nie mogę o tym zapomnieć, Ani nawet sobie w twarz spojrzeć... Mama mi mój ulubiony sernik z czekoladą przygotowała, Doceniam to, że mnie pocieszyć chciała, Ale no kurczę, ogromne wyrzuty sumienia miałem, Ni to pić, ni to jeść ja nie chciałem, Rozrysowałem sobie plan miasta i wszystkie możliwe drogi ucieczki, I według mnie, złodziej żeby mi umknąć musiałby być mega szybki... Eureka! Że też wcześniej o tym nie pomyślałem, Kanały - musiał tam na pewno zejść, a ich nie przeszukałem, Tylko no właśnie, są one rozległe, mógł wyjść wszędzie, Odnalezienie go, cóż, toć to misja ciężka będzie, Ale się nie poddam, jakiś trop znajdę, I może w końcu przestanę się postrzegać jako niedorajdę... ***** Kurdę, ktoś na komórkę do mnie dzwoni, Zostawiłem ją u siebie - chwilę się tylko skupię i już leci w kierunku mojej dłoni, Oho, to mój znajomy ze straży pożarnej, Dobra, odbieram - ugh, wrzasnął do mojego ucha jak nigdy wcześniej, Kamienica się pali, w środku zostali jacyś ludzie, Mam się zjawić jak najszybciej, nim ona z dymem pójdzie. Nie mam czasu do stracenia, więc strój szybko zakładam i lecę, Wybijam się z chodnika i wskakuję na moją deskę, Do centrum miasta pięć kilometrów mam, Bez szwanku dostanę się tam, Prędkość dobrą obrałem, kierunek z resztą też, Korki mi nie straszne, gdyż nad nimi sobie śmigam tak jak pewien znany nietoperz. ***** Jasny gwint, nie wygląda to dobrze, Cały budynek trawi ogień, mój Boże, Strażacy na mój widok zaczęli do mnie machać, Obniżę lot i podlecę do nich, chyba chcą mi coś przekazać, Jeden z nich krzyknął, że mam się dostać na ostatnie piętro, nim dojdzie do tragedii, Nie mam czasu obmyśleć już porządnej strategii... Dlatego też będę musiał improwizować, Stresuję się jak diabli, ale muszę wziąć się w garść i za robotę zabrać, Uniosę się szybko do góry i zobaczymy co dalej, A im wyżej jestem, tym robi się chyba cieplej, Słyszę już jakieś głuche wołanie z oddali, Mam ogromną nadzieję, że wszyscy się dobrze schowali... Wszystko jest zawalone, nie mam nawet jak wejść, Jednym ruchem ręki przesuwam wszystko, teraz mogę swobodnie przejść, Wlatuję do środka, krzyki stały się wyraźniejsze, "Gdzie oni są?" - jest to pytanie najważniejsze, Fale dźwiękowe się dziwnie tu rozchodziły, Przez to wydaje się, jakby wołania z każdej strony dochodziły. Szukam ich i szukam, nikogo tu nie ma, Czuję jakby miała znowu wyjść z tego sytuacja haniebna, Przecież do jasnej... wszystko się zaraz zawali, Gdzieście wy się wszyscy schowali? Filtr w masce za długo już nie wytrzyma, A jak nie zdążę, płuca się zapadną, a serce zatrzyma... Już do naprawdę desperackich ruchów się posunąłem, Wziąłem kilka szafek przesunąłem, A za nimi... leżą magnetofony, Nie no, teraz to ja jestem serio wkurzony, Ale nic to, zabiorę ze sobą je, I stąd czmycham, nim coś mi się stanie. ***** Udało mi się jakoś wylądować, Ale ciężko było całą tą złość opanować, Po chwili podeszła do mnie policja, pytając co się stało, Powiedziałem im, co tak na prawdę tam się odpierniczało, Dałem również te magnetofony, żeby je mogli przeanalizować, A gdy się dowiedzą czegoś więcej, mają mnie o tym poinformować. Postanowiłem przeszukanie kanałów na dzisiaj odpuścić, Jedynie czego chcę to do domu wrócić, Udzieliłem jeszcze paru wywiadów, Oraz uspokoiłem zaniepokojonych sąsiadów, Którzy myśleli, że ktoś mógł w kamienicy być, A to podpucha, ktoś chciał się mnie pozbyć... ***** Jeszcze trochę i będę u siebie, Z rodzicami będę musiał omówić pewne kwestie, Staram się z nimi zawsze na każdy temat rozmawiać, A po dzisiejszym dniu, zaczynam się o swoje życie obawiać, Sytuacja u mnie się tak mocno skomplikowała, Że przez to wszystko głowa mnie rozbolała. W końcu na miejscu, drzwi od razu zatrzasnąłem, Kostium cały z siebie ściągnąłem, Spocony jestem jak świnia, Przydałby się teraz zimny prysznic, oraz coś dobrego do picia, I w końcu też ten sernik zjem, Jak o siebie nie zadbam, to z wycieńczenia padnę całkiem. Spokojnie coś jest wyjątkowo, Rodzice gdzieś wyszli? Zgaduję, że chwilowo, Po wejściu do kuchni moje nozdrza zaatakował specyficzny smród, To perfumy Konrada - na samą jego myśl przeszył mnie chłód, Wszystko tutaj jest porozrzucane, "Boże... porwał ich... muszę ich uratować, nim będą mieli bardziej przerąbane..." Odkąd dowiedział się, że posiadam moce, Zrobił się zazdrosny, z czasem zawistny - stało się to przerażające, Staram się o nim myśleć sporadycznie, Lecz zawsze, gdy go mijam, czuję się wręcz idiotycznie, Nie dlatego, że mu nie pomogłem, Tylko dlatego, że go chyba jako przyjaciel zawiodłem... ***** Pierwsze co, to polecę do domu Konrada, W głowie mam tylko: "niech no ja dorwę tego dziada", Wszechobecny stres nie daje mi spokoju, "Dlaczego ty mi to robisz ty przebrzydły gnoju!", Ciężko mi jest nie myśleć negatywnie, Zwłaszcza, kiedy może im coś zrobić definitywnie... ***** Dotarłem na jego posesję szybciej niż myślałem, W kierunku drzwi poszedłem i dzięki moim mocom je z zawiasów wyrwałem, A w środku co? Nic - nikt tu już od dawna nie mieszka, Każdy mebel pokryty białym prześcieradłem... "Cholera ciężka", Zaczynam się cały ze strachu trząść, Muszę szukać dalej, nie mam czasu teraz usiąść... Już chyba wiem gdzie szukać! Kanały - tam musi się na pewno ukrywać, Podbiegam do włazu, Otwieram go od razu, I wskakuję do środka, licząc, że tu go znajdę, Są strasznie rozległe, mam nadzieję, że się szybko jakoś odnajdę. ***** Zgubiłem się - totalnie racji nie miałem, Poczułem taką niemoc, że aż się popłakałem, Nie ma go tu przecież, a rodzice pewnie już nie żyją, Przyjście tutaj było jednak złą decyzją... Mimo tego, jeszcze w jedno miejsce zajrzeć chcę, Skoro tu jestem, to głupio byłoby wycofać się. Im głębiej się zapuszczam, tym większy słyszę hałas, Chyba jestem blisko; w głowie już sobie powtarzam: "zaraz uratuję was!"... W zawrotnym tempie doleciałem do kryjówki jego, Tylko, że nikogo tu nie ma, ani też niczego, Nie rozumiem, to skąd te dźwięki dochodzą? Czy może jednak moje komórki mózgowe już zawodzą? Dobra, raz jeszcze skupić się spróbuję, Za dużo mam w sobie emocji, przez nie się fatalnie czuję, Zamknąłem oczy, uspokoiłem oddech, Wdech - wydech - wdech - wydech - głęboki wdech... Im bliżej jednej z ścian jestem, tym szmery wydają się wyraźniejsze, Macając ją czuję, jak niektóre cegły są luźniejsze. Na pięcie się odwracam i kawałek odsuwam, Machnięciem ręki przeszkodę całkowicie usuwam... Tajne przejście! Na deskę wskakuję i czym prędzej dalej lecę, Jest tu tak ciemno, że przydałaby się zapalić latarkę albo świecę, Ale jakoś sobie poradzę, za źródłem - teraz uderzeń - podążać będę, "Nie martwcie się, z odsieczą za chwilę przybędę!" ***** "Już jestem!" - widok związanych rodziców zmroził mi krew w żyłach... Mama z oddali krzyknęła: "uważaj" - kiedy to ona w jakiś pusty punkt za mną patrzyła, Po chwili usłyszałem strzał, patrzę na swoją klatkę piersiową - krew mi leci... O szlag, nie jest dobrze, w głowie się już kręci, Nogi posłuszeństwa odmówiły i czuję jak upadam, "Pożałujesz, że przyszedłeś" - kolejne strzały padły z broni Konrada... ***** "Ż... żyję? Jakim cudem?" No chyba, że... "Obym się mylił, obym się mylił...", podnoszę głowę, i... "O Boże..." "Mamo! Tato!" - próbuję wstać, choć jest ciężko, Za dużo krwi straciłem, nie mam siły, czuję jak szaleje mi tętno, Nie wierzę, że to zrobił... Ja... Mam tego dość! Czuję jak opanowuje mnie ogromna złość. Konrad... On wymierzył swoją bronią w kierunku ich głów, Bez najmniejszego wahania strzelił znów, I wszystko to na moich oczach... Spojrzał się teraz na mnie i się zaśmiał, on już nie wie co to współczucie czy strach... Następny strzał we mnie chciał oddać, Przez kipiący w środku gniew udało mi się go zastopować. Kontrolować się próbuję... Nie mogę, Ścisnąłem swoją dłoń, łamiąc mu ręce i jedną nogę, Powoli unoszę się nad ziemię, mój oddech jest niesamowicie przyspieszony, "Nie zasługujesz na tę moc! To ja powinienem być niezwyciężony!", Ta złość.... Jest jej za dużo, dochodzę do momentu, w którym zatracam się, Cały nabuzowany, nawet nie wiedziałem, kiedy powiedziałem: "zabiję cię"... ***** Ocknąłem się wreszcie, mam mroczki przed oczami, Coś we mnie pękło, zalałem się łzami, Moja klatka... Krew przestała lecieć, a rana całkowicie zniknęła, Po chwili jakaś substancja w moje nozdrza głęboko wniknęła, To był kurz... Mnóstwo tu tego, Obawiam się, że zrobiłem coś porypanego. Wszędzie dookoła leżą cegły oraz gruz, Co ja zrobiłem... Jezus... Nie mam za dużo energii, ale postaram się drogę udrożnić... Udało się! Trochę niepotrzebnie swoją siłę staram się sobie udowodnić, Teraz tylko... Ehh, się do końca tunelu doczłapać, Będzie ciężko, ale chcę bardzo spróbować się w tej sytuacji połapać. ***** To na prawdę byłem ja? - Tyle zniszczenia, Jakim cudem ja na to pozwoliłem, widok wręcz nie do zniesienia, Od porozrzucanych kończyn, Po zawaleniu całego pomieszczenia - wszystko to był mój czyn, Nie mogłem powstrzymać znowu łez, co ja najlepszego zrobiłem, Ja... Jak do takiego czegoś dopuściłem? Jestem skończony - stałem się wrogiem publicznym numer jeden, Na dożywocie siedzieć pójdę, albo mnie uśmiercą, nie wiem, Zasłużyłem sobie na taki los, Całemu społeczeństwu zadałem haniebny cios, A ukrycie się nawet nie wchodzi w grę, Uwierzcie mi, najbardziej to ja umrzeć teraz chcę... Koniec. Jest to jak dotad najdluzsza historia, którą napisałem, ponad 3 miesiące pisałem, dla tych, którzy zechcą ją przeczytać życzę miłej lektury
    1 punkt
  21. zdumiewa cisza ponad niebiem męczy za to miejski jazgot im dalej jesteśmy od siebie tym mniejszy serca warkot
    1 punkt
  22. Witam - ano czasem męczy - dlatego wole wieś - Pzdr.
    1 punkt
  23. Podoba mi się twój wiersz o pięknie, o jego pozornej nieprzydatności, choćby w tym kimonie. Najbardziej zachwycające piękno jest w kobiecie. Teraz to trochę niepoprawne, bo uroda, mówią, że powierzchowna, nieistotna, a liczy się charakter, dusz, dobroć, czy mądrość, ale przecież to nie ma nic wspólnego z zachwycającym pięknem, które bije z twarzy, oczu. Kiedyś wrzuciłaś tu swoje zdjęcie - to jest piękno, przewyższające piękno kimona i wszystko, co człowiek stworzył. To taki męski punkt widzenia. Pozdrawiam
    1 punkt
  24. Parę słów Na pożegnanie I tęsknota Głęboko w sercu Bo przecież Nikt tak do końca Swojej drogi Naprawdę nie zna
    1 punkt
  25. Witam - czysta prawda z tą drogą - Pzdr.
    1 punkt
  26. Dwie strony powoju Patrzę głębiej Ci w oczy, widząc w nich prawdy kamuflaż, kiedy bardziej i bardziej ślepca – mnie – kłamstwem poruszasz. Śpiewał psalmy tramwajów na czas i niewczas przybyłych. Drżąc na każde z zawołań rdzawo czerwonych torowisk, był nieważnym kompletnie wśród cielsk grubiańsko olbrzymich. Jego biały kieliszek z mocą tysiąca królowych, kropli nie uroniwszy, przez stal i rdzawe obrzyny przeszedł, krzycząc w nieboskłon – mogę to zrobić od nowa!
    1 punkt
  27. Witam - ciekawe pisanie - Pzdr.
    1 punkt
  28. motyl u drzwi lato rozłożyło skrzydła wyjęłaś martwą pomadkę usta milczały
    1 punkt
  29. Marku, tu kram Na nim mina N Tu ta - atut Ja tu tyły, te tyły tutaj Mam
    1 punkt
  30. @BITTERSUITE Do mnie też mega trafia, txs !!!
    1 punkt
  31. @BITTERSUITE Boski i warsztat dobry !!
    1 punkt
  32. @Alicja_Wysocka Bo ludzie mówią za dużo. Nie wiem, jak było dawniej, np. w XIX wieku, ale mam wrażanie, że żyjemy w czasach wszędobylskich small-talków. Nawet w pracy u siebie, kiedy kupię sobie obiad i wejdę do windy, słyszę np.: "o, pierożki", zamiast po prostu: "dzień dobry" i koniec. No tak, pierożki i co to w ogóle ma do rzeczy, że powiedziałeś/powiedziałaś "pierożki"? Czy ludziom robi się wtedy lepiej? Nie rozumiem tego w ogóle. Poza tym, za fasadą dobrych słów, siedzi wielokroć hipokryzja i to taka właśnie przez te słowa domyślnie wdrukowana, ponieważ ludzie wiedzą, do czego używa się takich a takich fraz (literalnie pozytywnych), a mimo wszystko wciąż ich używają. Nielogiczne.
    1 punkt
  33. przemyciłem nielegalną miłość gestem i słowem nie przypadkiem całkiem świadomie może czeka mnie kara od niebios tego nie wiem w ciemno ją biorę
    1 punkt
  34. @andreasTo może zbyt małej wiary jesteś :) lub znasz życie :)) Pozdrawiam:) @Jacek_SuchowiczNa kacu jest wszystko możliwe :) Dziękuję i pozdrawiam:) @LeszczymJuż się pogubiłem:)) Dziękuję i pozdrawiam:)
    1 punkt
  35. https://pl.wikipedia.org/wiki/Kutas_(ozdoba)
    1 punkt
  36. Ptaki są gromadą ;)) Jednym słowem od wróbli po żurawie :)) Takie bardzo "luźne" to haiku ;)) pzdr 😁
    1 punkt
  37. @Rafael Marius @piąteprzezdziesiąte Dziękuję za serduszko.
    1 punkt
  38. nadzieja nie boli jest lekiem na zło jak miły sen to czysta prawda która nie smuci uśmiecha się nadzieja to droga która nie kłamie to coś co cieszy bo każda nadzieja ma w sobie to coś co pomaga żyć widzieć lepsze jutro dlatego warto obok niej być
    1 punkt
  39. @Kamil Olszówka Wiersz pełen bólu i pamięci, ale też ciężaru słowa, które może przytłaczać. Historia, którą trudno udźwignąć w długich rozprawach, czasem potrzebuje krótszego oddechu — prostych gestów, cichego szacunku i przestrzeni, by każdy mógł ją nosić w sobie na swój sposób. Nie każda rana musi być rozdrapywana, by pozostać żywa. To moje przemyślenia, które pozwalam sobie zostawić tutaj.
    1 punkt
  40. @Roma Ten wiersz robi na mnie przytłaczające wrażenie. Pokazuje, że ludzie często mówią do siebie, ale tak naprawdę się nie słuchają. Wszystko jest trochę na pokaz, niby zbliżenie, a jednak bardzo daleko od prawdziwej rozmowy. Słowa nie służą tu zrozumieniu – są grą, manipulacją, udawaniem. Nawet to, co ma być święte, jak wiersz, jest stworzone z fałszu, nie z potrzeby serca. Nie wiem, dlaczego ludzie tak ze sobą rozmawiają. Może boją się bliskości, może prawda ich przeraża. Ale po takim wierszu zostaje poczucie smutku – że język, który miał nas łączyć, potrafi też ranić i oddalać. Pozdrawiam serdecznie :)
    1 punkt
  41. Dziękuję za radę, poszukam pozdrawiam :)
    1 punkt
  42. Trwa wesele. Tańczą tango. Robią piruety. Gości ograniczają ściany. Znajdziemy także podobne lustra. Przemawiają uczuciowo i mentalnie… Wielu poznaje siebie!
    1 punkt
  43. Za gumę doda ład, odę mu, gaz.
    1 punkt
  44. Miły mój, czy miłość prawo posiada Rozmazać wokół drzewa W mgłę nieważką Czy wolno jej tak znienacka dopadać Porządek świata gniewać Czy stać się porażką Miła ma, nikt jej nigdy nie zapytał Dlaczego oczy zmienia W studnie głębokie Czemu przed poznaniem tak skryta Loty wysokie docenia Z zielonych okien Miły mój, czy poświęceń jest warta By przed sobą klękać W zapomnieniu Czy prawda to, że jej siła nieodparta Sprawia, że stal pęka W okamgnieniu Miła ma, powiedz czy klucz staje mierzy Czy gna przez błękity Pomiędzy snami Pozbądź się leku, gdy ku tobie przybieży Wtedy zachody i świty Po kres roku porami
    1 punkt
  45. zmieniasz zdanie, z tobą grawitacja. i już nic nie wiem. spadam? frunę? co moment, chwile letalne, wadliwe, w chorym czasie. w międzyczasie, gdy nadal nic nie wiem, ale chcę, zawisam. zanim spadnę? zanim pofrunę?
    1 punkt
  46. @Wędrowiec.1984 nie mam zdania w sprawie sztuki. Wyczuwa się ją intuicyjnie. Podobnie jak piękno. Adekwatnie do poziomu wrażliwości. Dzięki za lekturę. Pajda chleba i ciuchy sprowadzają na ziemię, ale to też istotne. Ściskam Cię, bb
    0 punktów
  47. @Piotr Samborski I właśnie dlatego czas na przebudzenie tym, którzy jeszcze śpią: aby zaczęli "(...) świecić od środka." A dla tych, którzy już obudzili się, przyszedł czas, aby zaczęli świecić jeszcze bardziej. 🙂 Pozdrawiam, Piotrze.
    0 punktów
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...