Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 15.06.2025 uwzględniając wszystkie działy
-
rozsnuj mnie z mgieł, rozszczelnij - niech spłyną pasożytnicze obłoczki, kwilące wieczorzenia, śleposmutki współistne tylko po omacku... niech spłyną nim przemoknę, nim zgniję. słoneczko spójrz - chcę świtać i mrużyć oczy, chwilę namiętne rozkrzątać, kusić cię, aż się zarumienisz. aż mnie zrumienisz najgłębiej, rozwarstwisz promieniami, rozświetlisz do porostu, zapachu, mchu i paproci. aż wrośniesz w kości, rozkorzenisz w szpiku.6 punktów
-
mój perwersyjny biseksualizm już z nim nie walczę już się poddałem lecz czy sam siebie mam za co ganić gdy wciąż libido pełne pstrych marzeń zmienne w zachciankach jak kameleon co choć ślicznotką raczy się właśnie to głodne myśli gdzie indziej biegną by zakosztować co nieco przaśniej w tym drugim ego tkwi dziwny smaczek odkąd brzyduli popróbowało nic nie pomaga błagam tłumaczę że to w złym guście taka niestałość więc rozdwojony dzielę po równo czy te z urodą czy bez niej nawet bo przejedzona słodkością jurność woli czasami pikantną strawę6 punktów
-
tacy radośni tacy młodzi tacy szczęśliwi teraz on zgięty w pałąk idzie o dwóch kulach ona za nim z laską kochają się to widać choć postronni mogą uważać inaczej cierpienie to maska ciało - bolesny bagaż on prowadzi ona ufa6 punktów
-
Wściekłe psy ujadają wszystkim ubliżając, cielaki przytakują nic z tego nie mając. Dziś dorwał się do żłobu jakiś obcy źrebak, dewastuje wszystko i praw nie przestrzega. Tęczowi ekolodzy grzmocą w kuper kaczy, A kaczka: „Rozpieprzy się samo - spokojnie rodacy"4 punkty
-
jestem częścią naturalnego cyklu wrastam w ziemię wyrastam z wody w związku z księżycem bywam matką żoną kochanką przy nadziei pola pszenicy szeleszczą swoim językiem i wszystko wzbiera kręć się kręć wrzeciono i choć dłonie mam pełne gwiazd wyplatam życie miłość wkładając między zboża3 punkty
-
przemyciłem nielegalną miłość gestem i słowem nie przypadkiem całkiem świadomie może czeka mnie kara od niebios tego nie wiem w ciemno ją biorę3 punkty
-
Dystans bez dysonansów. Prosta droga po horyzont niczym sławetna Route 66, jeśli światła to tylko zielone i z obu stron drogi, prędkość prawie każda dozwolona tak do dwustu kilometrów na godzinę i żadnych złośliwych zawieszeniu, paskudnych zwalniaczek. Po obu jest stronach równia wspaniałych i wieloznacznych krajobrazów z co najwyżej dużymi, soczystymi i miękkimi kaktusami, które nie mają możliwości przekłuć blachy auta. Warszawa – Stegny, 15.06.2025r.3 punkty
-
Mroczne, smutne, depresyjne to nie alarm. Radosne, motywujące, słodkie, wręcz ckliwe nie łączy się z pozytywną energią emanujacą z duszy. Zahamuj zanim zatrąbisz i zastanów się nad właściwą reakcją. Może wówczas uznasz, że można było jechać dalej, a tam gdzie tego nie zrobiłeś - popełniłeś błąd. Czasem życie wymaga od Nas smutnych scenariuszy. Niejednokrotnie świadomie je piszemy, a ci, ktoŕych życie przeżuło się nimi ksztuszą, starając się Nas ratować. Tylko po co? .3 punkty
-
tu jest zbyt ciasno nad miastem brakuje gwiazd gasną rozległe łąki nie da się zasnąć myśl o wolności do szpiku przenikają twarde łamią kości dzieli nas nie płot raczej kod własne hasło na wielkiej przestrzeni zbyt wiele śladów tu jest zbyt ciasno na ciszę własną3 punkty
-
wpuszczam do domu zapach powietrza moje ciało kwitnie pastelowymi gerberami łodyżki lekko tańczą po plecach pocałuj muśnięciem zorzy3 punkty
-
Dwoje kochanków pędzi do źródła gdzie woda żywa przeczyste lustra kiedyś przysięgę tutaj składali wśród tataraków bez obaw brali. Pyszna natura szumi w oddali wiosna płomiennie pąki migdali a nad łąkami słychać koronnie ptaszek świergoli swe pieśni płonnie. I choć od dawna się spotykają słowne zaklęcia sobie wyznają wkrada się w ciszę eko oiom’u nieznośny szelest kombinezonów. W bieli ich ciała ze sobą zwarły i przez przyłbice miłością żarły a cienkie z gumy cud rękawiczki nie czuły piersi ani pieprzniczki. I tak zaraza się przyczyniła nie zdradza męża słodka dziewczyna a i kochanek mimo ochoty nie zdradza żony czując zew cnoty. Słońce ich muska miłość ich grzeje bliskość pobudza grzeszne nadzieje parzą ich krocza tętni im szyja jakże okrutnie chora ta chwila. Bo duch natury niewinnie sprawił bez penetracji dopięli sprawy i choć niebiosa nierade były w szczodrości swojej ich rozgrzeszyły.2 punkty
-
tam za domem gdzie stała lipa wysoka zaćwierkana wieża babel z której wróblowate zaglądały do okien i tam gdzie stała wierzba płacząca obudowana wianuszkiem drewnianych szopek muśniętych tajemną wiedzą w których pan Edmund parał się radosną alchemią przemieniając ostre kolory w pastelowe opowieści o drugiej wojnie światowej po czym zmęczony głaskał czule futerka królików a ja majsterkowałem przy słowie kultywator czym sprawiałem szczerozłośliwą radość swoim starszym kolegom2 punkty
-
@melorymy zainspirował/zainspirowała mnie do napisania tego pastiszu. Mam nadzieję, że mistrz Leśmian się o to nie pogniewa. Dwoje ludzieńków 2.0 Dwoje kochanków, sercem tak podobnych do siebie Się szukało nawzajem, razem mieszkać chcąc w niebie. Kiedy miłość poczuli, to od pierwszej już chwili Jeszcze się nie spotkali, już za sobą tęsknili. Dla niej bitwy by staczał, rwać pragnęła dlań kwiaty, Jakiż świat był w dążenia i marzenia bogaty. Bez poznania mijali z bliska się i z oddali – Nie wiedzieli o sobie, bo się przecież nie znali. Aż w niepoznawaniu żywot dożywocili, Pochłonęła oboje gleba w tej samej chwili. Nie spotkali się ciałem, więc szukali się duchem, Zaszumiały przestworza trochę czarne i głuche. Dusze hen uleciały, gdzieś do nieba czy piekła, Tylko pamięć za nimi grzmiała po grobach wściekła. A wściekała się wściekle, acz na koniec skończyła – Na wytartych nagrobkach opuściła ją siła. Wtedy ciała kochanków rozsypały się w prochy, Powiał wiatr przeznaczenia, mieszał wszystko po trochu. Proch przemieszał starannie, złączył pod głazu bryłą, Lecz ludzieńków na świecie już niestety nie było. Marek Thomanek 08.05.20252 punkty
-
dotknąć wspomnień dogonić marzenia być jak wiatr raz tu raz tam usmiechnąć sie do smutku uwierzyć w niebo być wolnym jak echo i ptak tylko o tyle proszę zagmatwany los może usłyszy i powie tak2 punkty
-
czasem część ciebie wciąż szuka błędów węszy usterki co w głowie mieścisz gdy ją pokąsasz to ślady zębów na warsztat weźmie pokaże w sieci gdy się zapomnisz lub coś przeoczysz data ci umknie godzina z tarczy strażnik sumienia i mistrz przemowy latarką ostro w oczy ci zajrzy tym się przekonasz żeś żył w ciemności co ci ją stworzył mózg osobisty więc się jej spytasz czemu z wielości nie da ci roli choć konformisty naraz zdziwiona obejrzy skronie zmierzy gorączkę zajrzy ci w gardło może skrótami neuron gdzieś pobiegł albo co szare w żołądek wpadło2 punkty
-
W sektorze pracy – strefa trzy, kwadrat A, Dwójka obiektów niezgodnie się mija. Kontakt wzrokowy trwał dłużej niż trzeba, Zarejestrował to skan obserwija. Nie padło słowo – to znana taktyka. Uczucie działa na prawie podprogu. Zgodnie z dyrektywą Ministra Dotyku, Myślozbrodniczy impuls był u progu. Nie złożyli skargi, nie wyszli z formatu, Ale ich myśli błądziły niezgodnie. Raport wskazuje: podczas testu danych Subiekty odczuły emocje pod spodem. Myślokalkulator zawiódł przy dodaniu, Ręka drżała przy odczycie norm z pracy. Subiekt B litery gubił na ekranie, A Subiekt A – zawiesił się bez racji. W bazie wspomnień (kod prywatny: “księżyc”), Zarejestrowano obraz zakazany: Chwila milczenia, bez kamery w zasięgu, Uśmiech. Dotyk. I brak śledztwa nad danymi. Kontakt wzrokowy trwał dłużej niż pięć, Nie odwrócili się zgodnie z rozkazem. To nie jest miłość. To rebelii cień, Bo miłość w Partii jest tylko wyrazem. Nie spojrzysz w oczy – bo wzrok jest jak nóż. Wielki Brat czuwa. Wrażliwość to zdrada. Nie czuj. Nie tęsknij. Nie buduj już dusz. Myśl w ramach. Kochaj, jeśli władza nada. Oczekiwali końca zmiany w milczeniu. Kiedy obserwokamera znów śpi, Wyjdą – jak zwykle – zgodnie z przeznaczeniem, Lecz może uciekną? Choć na dwie chwile? Zniknięcie grozi za gest nieregularny. Myślozbrodnia – lecz bez dowodu. W zapisie nic nie ma – lecz cały ich czyn Wykrzywia siatkę. Nie pasuje – fatal. W świecie, gdzie słowo jest własnością władzy, A twarz i serce podlegają cenzurze, Jedno spojrzenie – jak akt sabotażu – Jest buntem, który wybucha w kulturze.2 punkty
-
2 punkty
-
Na ogół wydajesz się zbędny. Już dziecko wie, żeby nie igrać z ogniem, czego dowodem są zwęglone patyki wrzucone do ogniska. Piasek w słońcu grzeje stopy najlogiczniej w świecie. Kolce róży kłują - nic prostszego. Śnieg nie bywa gorący, lód bez protestów przyjmuje swój chłód. Współpraca słuchu z czujnym wzrokiem załatwia niemalże całą robotę. Nie doceniałem cię, dotyku. Ale to właśnie ty mi mówisz, że póki co trzymam się ziemi, szepczesz do mnie w momencie zetknięcia się dłoni. Utrwalasz w pamięci wszystkie dreszcze ciepła, których wzrok nie widzi, słuch nie słyszy, węch nie czuje - a serce przecież tak ich potrzebuje, by bić trochę szybciej.2 punkty
-
Jacku drogi Jacku nie chcemy jeszcze spać tyś heros galaktyczny i myśliciel ...kurna mać... Beryl. Astat. I Bor. pierwiastki tu migocą na lody z Jackiem gigantem wybiorę się z ochotą on czyta tom za tomem i wiedzę swą pogłębia mądrości stu autorów to Jacka są oręża gwiazda żelazna milczy a galaktyka wiruje apeptyt rośnie wilczy na wiersze które pisuje Jacek jest super hero i w kinie blask świetlisty nad głową jak aureola jasnym światełkiem błyszczy!2 punkty
-
życie nas chciało przerosnąć o krok o włos o głowę ale trwaliśmy jak drzewa zginane tylko w połowie2 punkty
-
Przestań mówić bo, Nie mogę myśleć Nienawidzę słów Są tak oczywiste Daj mi poczuć więcej Prawdziwe emocje W pernamentnej ciszy Słyszę je najgłośniej Heban twoich oczu Zabił me koneksje Znowu mnie oszczędził Lecz połamał serce Lekki podmuch wiatru Muska moje skronie Gdyby miał pistolet Wybrałby zaś dłonie Nie może mnie zranić Choć ciągle próbuje Jak można mnie skrzywdzić Skoro nic nie czuję? A ty wciąż się łudzisz Wierząc moim słowom Muszę stąd uciekać Nie jestem już sobą Coraz bliżej sufit A zniknęło wyjście Ty już nic nie musisz Ja, Ci wszystko zmyślę2 punkty
-
@Marek.zak1 ... @Natuskaa :) Świetny filmik 👍 Dzięki @wierszyki :D ;) Dziękuję i również zdrówka (by nie obciążać nadto NFZ ;)) @Jacek_Suchowicz :)) 😊 @andreas :) dzięki2 punkty
-
Płynę (Nie zginę) I jak liście Na wietrze Uniosę się I wciąż będę grać W tej trudnej grze Zwanej życiem2 punkty
-
Om mani padme hum Nie obchodzi mnie złoto — pragnę o wiele goręcej, aby serce w człowieku wkrótce znaczyło najwięcej. Miłość sprawia, że mówię, w kwiecie lotosu klejnocie, om — przy pierwszym z zachłyśnięć, hum— przy ostatnimi wydechu. Nie mam wprawdzie nadmiaru zbytków życiowych i pociech, nie mam nawet spokoju ani wiecznego uśmiechu. Jednak kamień szlachetny trzymam przy sercu i noszę w sobie skarb nieprzebrany — mantrę: Om mani padme hum.2 punkty
-
2 punkty
-
a idź i zrób siku i przestań marudzić smutki same zasną bo nie chcą cię budzić a wiatr mgły rozwieje smucące obłoczki świat gdy się obudzisz klarowny i prosty słoneczko gdy wstanie przywita z ochotą rozświetli sentencje będą niby złoto zapachów i kwiatów odnajdziesz bez liku a teraz przed snem proszę idź zrób siku ;)))2 punkty
-
Mierz siły na zamiary Nie zamiar według sił Aż z planów srebrnozłotych Zostanie proch i pył Głową sięgaj wysoko Ponad powłokę chmur Aż zgubisz róg złocony I czapkę z pawich piór Pałace stawiaj nowe Wśród strzechą krytych chat Opiewaj w słowach wielkich Okrutny obcy bat Twórz księgi i obrazy Z marmuru rzeźby trzy Choć rzeczywistość szara Zewsząd swe szczerzy kły Wobec zagrożeń świata Modlitwy nowe pisz One mur stworzą gruby Nie przejdzie przezeń – mysz Gdy historia bezbronnym Znowu zaskoczy cię W plecaku miej butelkę Z wierszami kartki dwie Słów wielkich miej manierkę Jeden dziurawy but Gitarę poszczerbioną Medalik zestaw nut Kiedy nabojów braknie Weź waleczności wór Eposów starych komplet I gregoriański chór A gdy twa dusza w niebo Podążać będzie już Niech starczą wielkie słowa I bukiet polnych róż Gdy nie chcesz by z twych planów Szary pozostał pył Nie słuchaj romantyków Mierz zamiar według sił2 punkty
-
@Dagna autonomicznie — nie. Nie ucieknę od tego, że wszystkie moje teksty są ze sobą w jakiś sposób emocjonalnie powiązane. Ten wiersz to nie deklaracja, tylko marzenie, które z każdym „kocham się” staje się coraz bardziej realne. Rozumiem, że w zestawieniu z wcześniejszymi wierszami może się to wydawać niewiarygodne, jakby nagle: hop siup, z nienawiści do miłości... ale ja po prostu piszę to, co czuję. A że czasami czucie wyprzedza zmianę, no to mamy ten wiersz :) Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam. @Waldemar_Talar_Talar cieszę się, że to do Ciebie trafiło :) @FaLcorN nie potrafię się nie uśmiechnąć na Twój komentarz, dziękuję bardzo i również pozdrawiam :) @Naram-sin zapraszam :) piękna piosenka, nie spodziewałam się, że do mnie trafi, a jednak...2 punkty
-
Pożegnałam się z nim około szóstej nad ranem w Poniedziałek... mniejsza o datę. Impreza praktycznie dogasła; Amanda, pełniąc rolę gospodyni, podczas gdy ja byłam zajęta rozmową z Andrzejem, zamykała drzwi za kolejnymi gośćmi. Toteż, z osoby na osobę - czy też z wyjścia na wyjście - robiło się coraz bardziej pusto. Rozmawialiśmy aż do rana, do ostatnich chwil przed jego wyjazdem do swojego miasta i przed urlopem, który zaplanował - jeszcze przed poznaniem mnie - że spędzi w Chinach. Krótko przed tym, nim wyszedł, popatrzył do kalendarza w telefonie. - To jeszcze tyle dni, nim znów cię zobaczę... - powiedział markotnie. - Zleci - odpowiedziałam szybko obojętnym tonem, chcąc ukryć własny smutek. Zresztą: co da smucenie się? Wiedziałam, że z obiektywnego punktu widzenia mam rację. Minie ten czas nam obojgu: jemu szybciej niż myśli, a mnie... Właśnie: a mnie? Skreślałam na końcowo-majowej, a potem na czerwcowej, kartce ściennego kalendarza kolejne dni. Każdego dnia wieczorem, gdy kończył się, tuż przed pójściem spać. I patrzyłam na powoli malejącą liczbę tych, które przede nami pozostały. Istotnie, zlatywały. Myślałam, że będzie działo się to szybciej. Patrzyłam i myślałam, klnąc w duchu, że przez ostrożność nie podałam mu swojego numeru telefonu. - Nie, Andrzej, to za wcześnie - wykręcałam się, jak tylko mogłam. Z jednej strony zadowolona, że nie naciskał, a z drugiej zła, że tego nie robił. - Chcesz, żebym ci zaufała bardziej, to daj mi czas. Prosiłam: nie przyspieszaj. Tak, wiem: zostawiłeś mi swoje wizytówki. Ale z tobą jest inaczej. Ty... Wydawało mi się, że te dni miną ot tak. Jak klaśnięcie w dłonie. Jak powiedzenie: "Cześć". A najwyżej: "Dobrze, że jesteś". Mijały i zarazem nie. Dwunasty dzień Czerwca... trzynasty... czternasty. Och, Andrzej!... Myślałam. Jak jego podróż? Jak doleciał? Czy jest bezpieczny? To długa podróż. Szalony z niego człowiek, wybierać się tak daleko! Ale interesujący, ba! intrygujący. Także przez swoją ciekawość świata, nie tylko przez talent malarski i artystyczną działalność. Myślałam. Gdy wrócisz - jeśli w ogóle wrócisz, jeśli nie zmienisz zdania i nie okażę się dla ciebie mijalną znajomością, jeśli nie poznasz tam jakiejś Chinki, jak ja czarnowłosej - to co będzie z nami? Z naszą przyszłością? Zaangażujesz się naprawdę? Oddasz mi część swojego czasu, który dotychczas miałeś tylko dla siebie? Opuścisz swoje miasto i przeniesiesz się tu, aby być bliżej mnie tak, jak zapewniłeś? Jak daleko sięgnie twoje rozumienie moich problemów? Twoja cierpliwość? Jestem trudną osobą, o wielu sprawach wciąż nie zdążyłam ci powiedzieć! I wreszcie ja, ja sama! Tak dawno nikt był przy mnie blisko. Długo już jestem sama, tylko ze sprawami dnia codziennego, zdrowotnym kłopotem mojej mamy i z pracą. Czy jeszcze potrafię z kimś być?? Czy ty potrafisz?? Czas. Czekanie. Myśli. Dobrze, że kolejny dzień minął. Że chociaż jeden dzień bliżej do momentu, w którym zadzwonisz do moich drzwi umówionego dnia o umówionej godzinie. A gdy otworzę je z bijącym mocniej sercem, będziesz tam. Wręczysz mi kwiaty, moje ulubione goździki. A może peonie, jeśli jeszcze będą w sprzedaży. Wejdziesz, odsuniesz na bok trzymany bukiet, zapewnisz mnie: "Dobrze, że jesteś", obejmiemy się, przytulimy... Andrzej, zaczęło mi na tobie zależeć. Cholera, co narobiłeś?! Czekam twojego powrotu. Spotkania. Czas mija. Myślę. Lipiec się zbliża... Hua-Hin, 14. Czerwca 20251 punkt
-
Co moze sie stac w sekundę Można się narodzić Umrzeć Można spojrzeć przez okno Ułożyć rym Mozna się zakochać Nienawiść zabiera więcej czasu Można mrugnąć Można coś zacząć lub skończyć Wszystko i nic Świat się zaczął i zniknie w sekundę1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Rafael Marius A ja muszę Ci powiedzieć aż się rozmarzyłem na samą myśl o Route 66 dziś :)1 punkt
-
1 punkt
-
na takie dictum zażyje kropelki i przetrawi szare z zawartością chyba strawione wywali na wypadek wszelki zawartość zostawi bo się może przydać :))1 punkt
-
Ja bym się z tego wcale nie cieszył. Ciekaw jestem, jak mógłby wyglądać sequel Folwarku zwierzęcego. Np. zwierzęta mają dość świń i w końcu idą po rozum do łbów, prosząc o pomoc ludzi. Przez kilka lat na farmie jest spokój i porządek, wraca życie, zwierzęta zostają objęte opieką, folwark się rozwija. W tym czasie oczywiście świnie nie próżnują i podsycają ferment. Może nawiązują współpracę ze świniami z innych farm. Można zastanowić się nad ideologią, w imię której działają, chętnie zobaczyłbym właśnie wątki LGBT-owskie w orwellowskiej perspektywie. Z upływem czasu zwierzęta folwarczne, mimo że wiedzą, co oznaczają świńskie rządy, są tak omamione, że znów wypędzają człowieka i same poddają się dyktatowi. Orwell umiałby świetnie przedstawić mechanizm, który by do takiej sytuacji doprowadził. Interesujące wydaje mi się obstawianie, kogo można umieścić w fabule w charakterze użytecznych głupców, genderowców, ekoświrów, aborcjonistek i jak pokazać ich udział w demontażu tego, co dobrze funkcjonuje i przynosi dobrobyt folwarkowi i jego mieszkańcom. Ostatnie wybory skłoniły mnie do takiej refleksji, gdyż zadziwia mnie, jak to możliwe, że największe poparcie R. Trzaskowski, jako sztandarowa twarz PO-KO, zebrał w grupach społecznych (kryterium wieku), które najbardziej ucierpiały za rządów - najpierw lewicy, a później Tuska, E.Kopacz - dotknięte zapaścią gospodarczą, wyprzedażą majątku narodowego, dwucyfrowym bezrobociem, koniecznością emigracji zarobkowej (roczniki 40+ i 50+) Ponieważ nie mogę tego zrozumieć, może u Orwella zobaczyłbym dobrą analizę społeczną tego fenomenu. Uważam, że to jedyny umysł, który mógłby sprostać wyzwaniu.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Rafael Marius Chyba też takie znałem, ale wtedy nie zdawałem sobie raczej z tego sprawy.1 punkt
-
@[email protected] chciałam pobawić się słowem i przekombinowałam, już zmieniam, dzięki :) @andreas pomarzyć można :) piękne... dobrej niedzieli :) @violetta cieszę się :) @Łukasz Jasiński dzięki :)1 punkt
-
obiecaj mi solennie że stu gwiazd diamenty zobaczę wkrótce jak Zodiak na astralnej ścieżce i jutro i pojutrze w sposób niepojęty będzie po stokroć cieplejsze , boskie oraz lepsze strun kosmicznych wiązki i pęki tachionów powiodą mnie do raju ,błękitnej laguny a dzieża pełna neutronów i boskich protonów da powód do podziwu chwały i do dumy Astat. Wanad. I Brom.Układ okresowy lśni jak Zodiak srebrzyście wokół mojej głowy i z podziwem śmiem twierdzić - wiwat archimedes że Sezam się otwiera jak silnik Mercedes !! oto święto fizyków i matematyków Algebra emocji !! wiosna eksploduje zielenią w boskiej Kapadocji !!1 punkt
-
@Łukasz Jasiński nie stoję po niczyjej stronie, oni wszyscy są mordercami od lat. Pamiętam sprawę, jak Amerykanie załatwili Solejmaniego. A dlaczego to zrobili? Iran nie jest przyjacielem chrześcijan.1 punkt
-
Witaj - miło że ta widzisz - dziękuje - Pzdr. Witam - dokładnie tak jak napisałaś - dziękuje za czytanie - Pzdr.słonecznie. @Bcmil - dzięki -1 punkt
-
Na wschodzie wiatr zatoczył koło, zabrał wszystkie liście i połamał liche drzewa. Opustoszał krajobraz, tylko naga ziemia została i czerwień nieba która nad nią się unosi. Dwoje ludzi stroje prawnicze ubiera. Jeden będzie bronił drugi oskarżał. Rycerstwo drogą jedzie z pieśnią na ustach. Czerwone ślady zostawia Bóg im drogę toruje. Mężczyzna krzykiem kruszy mury inny kijem morze rozdziera. Obaj Bogu są wdzięczni. Ocaleni są szczęśliwi przegrani zginęli po jednej stronie Bóg stanął jednym życie darował. Nastąpi długie milczenie i nie kończąca się cisza. Potem tryumfować będą przegrani zamilknął. Woda w swych głębinach ich ciała ukryła. Swoje rydwany pozostawili. Wygrani Bogu świątynię budują. Obrońca krótką mowę wygłosił parę słów i tylko tyle. Bóg został ocalony, prokuratora nikt nie słuchał.1 punkt
-
Dzisiaj, Ty pełna wdzięku wytyczyłaś ściezkę wśród prawd. Kroczę z mocą by dotrzeć do Ciebie i znaleźć Cię; byś już się nie chowała By często spoglądać na Ciebie nagą, w swym pieknie jaśniejącą. Może ja światłością jestem, lecz czarnym aniołem byłem, dzierżąc w dłoni zagładę podłościom, prawo wieczne zwiastując, przyszłość jasną, niczym przebłysk objawiając. Moje imię - Gabriel Twoje to Gabriela Na skrzydłach, z mieczem schowanym w pochwie mojej, koloru srebrnego, przybyć pragnę czym prędzej ku świtowi. Ja, gwiazda poranna, Ty gwiazdo moja jutrzenki pełnych dni naszych niespełna zliczyć, mnożą się one, a każdy z nich to wieczność. Za nami wieczność bitew, przed nami - wieczność bitew. Tamte stoczone krwią i cierpieniem, te nowe toczone marzeniami i słowem. Słowem, które wśród ciał naszych niczym iskry skaczą, światło dając tej nocy, która trwa, która obudzi się na nowo, już nie taka ciemna, nie taka mroczna. Ten ostatni, tym pierwszym, ten wiersz tu przeczytasz. Wiersz niesiony wiatrem z czterech stron świata, by zdmuchnąć nas w miejsce pobytu wspólnego, na zawsze... Wszystko zaczęło się jednak w dniu zaślubin, czterech istot, które stworzyły ten raj nasz, w opiece będąc, parą wśród nich, dziećmi ich pozostaliśmy. Los rozdzielił nas jednak, gdy spod jeziora, na wschód od ziemi obiecanej, powędrowali nasi rodzice, idąc wśród lądu, w kierunku naszych domostw obecnych. Rozdzielił nas po tym dokładnie, gdy minęli siedmiu kościołów orszak, pokłon im składający. Tam między morzami dali nam życie, byśmy weszli w majestat ciał naszych. Mieszkali wśród nas na ziemiach Konstantynopola, prawo ojcostwa i macierzyństwa dzierżąc, władzy swej nie nadużywali. Daliśmy życie miłości naszej, gdy powoli zachód się zbliżał. W snach Twoich niepokój Cię trawił, gdy jeszcze w czarnych włosach spowita byłaś. Dziw jednak nastąpił - ona złote miała loki; czysta była od dnia narodzin, imieniem czystość jej uczciłaś. Mijały dni w murach miasta spokojnego, przemierzając czas, córka nasza trudów się podjęła, wpierw sprzątać zapragnęła braciom naszym domostwa ich szlachetne pielęgnując, by kolejno, jako goniec między domami na wierzchowcu wędrować, miłości słowa roznosząc. Tak zaoszczędziła groszy kilka by przekonać nas, żeby za miastem młyn postawić i żyć wśród drzew, pól, łąk, kwiatów, wszelkiego stworzenia kroczącego jak mrówki i pająki, jak wilki i owce, jak woły i warchlaki, jak kaczęta i łabędzie, jak pszczoły i skorpiony, jak biedronki i komary Wśród pól żyjąc, w zgodzie i miłości z nami, przechadzała się z osiołkiem swoim do miasta by zmielone ziarno na bazarku sprzedawać, nie potrafiąc znaleźć swego oblubieńca. Był tam jeden jednak taki, który nieprzekonany, ciągle sumienie jej dręczył, by miłość mu podarować, by miłością gniew jego bezpodstawny uśnieżyć, nie uniżając osoby jego. Ciemne szaty on nosił wciąż, z postury był - niczym wąż Jego posępne oblicze - wyglądało jak uderzające bicze Z ust jego płynęła piana, lecz mowa jego była śliska i, poniekąd lubiana Z oczu uderzał mrok nieprzenikniony - każdy wiedział, że to nie zasłony. Przybył z ziemi odległej, gdzie budowano domy bogom, wysokie, wyłupiste, strach budzące mówił rzeczy dziwne, niezrozumiałe; ona, apagogicznie go ująć chciała. Lecz wymykał się jej, niczym wąż w rękach osoby upośledzonej. Lecz ona rozum miała, wywód zawsze kończyła.. aż do wyczerpania puli. Więc rzekła "a kisz, etu!" i odeszła. On porzucony oddalił się i nie wrócił nigdy. Po tym, ona smutna, pozostała przy nas, spodziewając się lepszego dnia, spotkania dusz. Tu historię jej powiedział ojciec nasz, o tym, który ziemię obiecaną, przez najeźdźców określił mianem krzyża. Posmutniała wnet, lecz odetchnęła z ulgą, siadając przy lustrze, usmiechnęła się, w dłoń wzięła szklankę z wodą cytrynową, cukrem słodzoną i śpiewać poczęła: Aketa akita akata, akate astera... (Kocham jasną matkę, czystą gwiazdę.) Od tej pory, w jej sercu nie było ni smutku ni żalu, Ni dnia ni nocy, ni złości, nie było ciemności, a wszystko trwało jak .. w balu. Jej święte usta nie wyrzekły już żadnego przekleństwa poza tym, które padło do istoty ciemnej, by wyrzucić ją poza mury, wyczyścić miasto z niegodziwości. Katarzyna wiele poświęciła ucząc się tkać, Anno; ja, Łukasz pracowałem, życie nasze usprawniając by dni nasze nie były zaledwie młóceniem, bowiem monotonne okazuje się, że okropne jest. Tyś mi była inspiracją, fundamentem, o przeszłości przypominając, sekrety dni minionych dzierżąc, zamysły moje posiadałaś. Ciepłe dni lat 50. XV wieku mijały nam beztrosko i w radości, chociaż na murach naszego miasta wciąż wartowali nieposkromieni bracia, tam tętniło życie. Mateusz wraz z Agnieszką odwiedzali nas, swoje dzieci, w murach swoje życie tocząc w mądrości. Oni bowiem królowali nad Konstantynopolem. I przyszedł lipiec roku 1453, dzień 11. Nic nie zapowiadało tego, co nadeszło. Ot poranek rosą naznaczony, okapujące nocnym deszczem deski obicia dachu naszego. Potem lekkie chmurki powoli na północ wędrujące. Żar dnia i śniade cery ciał naszych. Lecz obowiązki wzywały i trzeba było się udać ku miastu z towarem, bowiem praca nasza częścią szczęścia była. Pożegnaliśmy Kasie na godzin kilka. Ona w domu pozostawszy pewien lęk odczuła, rozumiejąc, że oczekiwaniom jej pewien kres nastąpić musi. By zrozumieć ciemność, która w oczach jej ni to przyjaźni, ni nienawiści ciemniała bez przerwy, ciemniejszą stając się z godziny na godzinę, z sekundy na sekundę. Z dala tupot jeźdźców na koniu dał się słyszeć. Ot dwóch zwiadowców szukało zwady, masło maślane z ohydy w ustach tocząc. Na plac przybyli i zobaczywszy młyn do domu weszli niespodziewanie. Z przerażeniem Katarzyna spojrzała parszywym twarzom, pełnym pożądania, chęci zabawy dzikiej i skorzystać z niewinności spragnionych. Ich oczy jakby usmiechnięte, ciszą podstępu jawnego opętane, ich usta lekko po obu stronach uniesione. Ona w pierwszym momencie duże oczy zrobiła lecz ciszę zachowała, bowiem... szybko zrozumiała, co będzie dalej. Twarz odwróciła na drucikach dalej spokojnie pracując. Oni podeszli za ramie ją łapiąc, na stół rzucili, szaty zdarli, co było dalej, każdy wie. Długo trwały jej wzloty i upadki, umysłem niekontrolowane. Cierpienie w przyjemności, głupi to oksymoron. Machali sobie swoimi mieczami z pochwy powyciąganymi, historię swoich podbojów opowiadając w języku z moczu końskiego. Nastał wieczór, pracę ukończyć zapragnęli. Ze stołu ją zdjęli, czarny barwnik do tkanin zauważywszy w wiadrze, jej głowę weń pchnęli. Twarz obmyli i na stół znów ją połozyli. Czerń im nudna się zrobiła po chwili. Więc noże wzieli i gardło - podciął jeden, drugi w serce uderzył. Ciało wzięli, lokal opuścili. Wzięli pochodnie w dłoń i ogień rozłożyli. Jej ciało 30 króków dalej w polu porzucili... W Konstantynopolu trwała bitwa, lecz wróg liczebnie przemógł, jeden stu dał rady lecz więcej już sił nie było. My zbiegliśmy, a rodzice nasi w podróży wtedy byli. Biegnęliśmy ku naszemu mieszkaniu. Z dala płonące, białe skrzydła wiatraka dostrzegając w ogniu - przeklętej żółci, która przecież ciepło nam dawać miała. "Gdzie jest Kasia?1?" - znajdź w ciemności tych, którzy przecież jaśnieć mieli.. próżno szukać... Kwadrans, pół godziny, godzina.. jest.. leży. Bez namysłu pobiegłaś ku domu, ja nie zdążyłem zrozumieć po co, odwróciłem się tylko, lecz szybko się zorientowałem, głupi, i w bieg za Tobą ruszyłem. Za nóż chwyciłaś i do ciała pobiegłaś; w drzwiach powstrzymać cię nie zdołałem, lecz wolę Twoją próbując uszanować, uszanować jej nie mogłem. Całowałaś jeszcze jej włosy czarne, a ja stojąc już słowa rzucić nie mogłem; bez łez płakałem, bez głosu kwiliłem. Połozyłaś się na ciele córki naszej, spojrzałaś mi w oczy i powiedziałaś: "Łukasz, muszę odejść.". Wtedy wzięłaś nóż, lecz ja tego zaakceptować nie potrafiłem. Padłem próbując odsunąć od Twojej piersi ostrze.. "Ania, nie rób tego!" - krzyczałem, próbując rękę Twoją powstrzymać Cię przed ostatecznym, lecz sił, pomimo, że miałem ich dość.. Zabrakło. Na wszystko spojrzałem; na Ciebie leżącą na córce naszej ukochanej na wspak, z nożem w piersi. Co stwierdziłem, to stwierdziłem i życie oddałem. Tam płonęły dusze nasze - dom nasz, nasz dorobek, dorobek miłości. Lecz historii jest ciąg dalszy, bowiem Kasia wstała, włosy jej w złoto znów się przemieniły... Ciała nasze pochowała.. z zemstą w sercu, żyjąc po dziś dzień, pod opieką naszych rodziców i naszych dusz żywych. Bowiem dusza żyje i jest obok Ciebie, jak zło i żmija poniżej mojej szyi, by sięgnąć umysłu mojego. Krzyś jest znami.. I jeszcze ktoś.1 punkt
-
@andreas Komety będą zadowolone, że im warkocze będziesz splatał :) Dzięki, również pozdrawiam1 punkt
-
pamięć szuka wspomnień na niebie widzi jutro gotowe już dziś pokazać nowe sny złoty piasek Kolobrzeskiej plaży mieni się kolorami wczoraj wiatr układa mozaikę z myśli kąpiących się w słońcu szukają ochłody w morskiej bryzie wszystko jest blisko czeka na dotyk 5.2025 andrew1 punkt
-
1 punkt
-
Przyjdziesz do mnie dziwną porą. Porą dziwną jak ten świat. Ścieżką której nie wybiorą, gdyż ją znamy Ty i ja. Przyjdziesz do mnie dziwną porą. Pozamieniasz pustkę w smak. Będziesz sobą i ja sobą. Trochę miejsca — da nam czas. Przyjdziesz do mnie dziwną porą. Poprzestawiasz mi wskazówki. Pozasłaniasz, poodsłaniasz, nowe wkręcisz "serc żarówki". Przyjdziesz do mnie dziwną porą. Czas nadejdzie: każda dziwna. Gdy nie będzie Ciebie obok, każdy obłok straci skrzydła.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne