Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 07.10.2024 uwzględniając wszystkie działy

  1. śpiewa za mnie mój brat który ma boski głos kiedy nie potrafię umierać umiera za mnie Bóg a ja tylko słucham a ja tylko żyję
    4 punkty
  2. dotyk snu sprzed lat obudził łzę krople zastygły w krysztale myśli przypomniały marzenia gdyby wtedy... 10.2024 andrew
    4 punkty
  3. gdzie jesteś? na dole przyczepiony do kulki? czy trzymasz się Góry i kulka już cię nie dotyka...
    3 punkty
  4. Ludzie w każdym miejscu umierają tak samo. Wieczorem, gdy dzień milknie, albo przed ósmą rano. Gasną jak świecy ogarek lub jak w kominku płomienie. I zostawiają po sobie długie, nieme wspomnienie. Za bramą stają się ciszą, co w każdym miejscu tak samo chłodem wita i pustką. I nie wypuszcza z ramion. Ludzie w każdym miejscu odchodzą w bezmiar tak samo. Kochani czy niekochani, żegnają się za bramą. A brama cicho skrzypi Z każdym ostatnim westchnieniem. I potem już tylko cisza okryta łzą i milczeniem. Ludzie w każdym miejscu umierają tak samo, Mgłą się kładą przy ziemi za zimną, stalową bramą.
    3 punkty
  5. przyjdź do mnie w ten rześki poranek robiąc proste rzeczy ze mną późno- letnią melancholią będę ekscytująca delikatnym wschodem i ciszą na jawie
    3 punkty
  6. miasto schwytane czapą wieczoru sapie tchem nocnej zmiany fabryki wciąż czuwają pałąki dymów grzebią miękko irytując księżyc wiatr w chaosie zabudowań i wynaturzone szeregi okien jak zbiorowe mogiły dusz
    3 punkty
  7. czasem i nieboskłon pęka
    3 punkty
  8. Oka prawie zmrużyć się nie da Czy coś jeszcze miłego dziś przyśnię A ty mówisz że dłużej nie można Przypadkowo uwiązłeś na wyspie
    3 punkty
  9. Pałac. Fresk już przetarty i farba znika, by wrócić z promieniem słońca. Prosta technika. Ludzka technika Wielkiego Mistrza każe zatrzymać czas. Są miejsca, o których nie sposób zapomnieć. Niebieskie migdały, co wracają w snach. Anioły bez skrzydeł, Niebieskie Anioły uwodzicielsko zatrzymują czas. Jeszcze muzykę słyszę w murach. Nie…nie…- to stangret konie ucisza. Stajni już nie ma. Rżenie ustaje. Wstrzymuję oddech. Wsłuchuję się w ciszę. Chcę poczuć więcej i więcej. Fresk nasycony, choć farba znika. Czekam na słońce - promyk nadziei. Prosta technika Wielkiego Mistrza zatrzymuje czas. Choć pałac świętością dziś już nie grzeszy, stare butelki i butów w nadmiarze… wciąż tajemnice posiada.
    2 punkty
  10. stalowomodre chmury niebo i wieczór oczy wpatrzone
    2 punkty
  11. zasypana złotem jesień w lesie cieszy się sikorka bogatka
    2 punkty
  12. Każdego dnia zwyczajnie po ludzku mnie kochaj A nie od Święta w tle bukietów innym na pokaz Tylko o tyle miły o nic więcej bardzo cię proszę
    2 punkty
  13. woda rwąca brzegi jak twoje dłonie ja - pośród traw kwitnących i chaos liści szarpanych wiatrem - niby twoje oczy niebieskio-zielone czuciem niemym, przyszłości niepewnym biegniemy wciąż do siebie bez ładu i z roztargnieniem ponad głowami istot ziemskich
    2 punkty
  14. za tobą wędruję zamarzniętą rzeką pośród jałowej równiny znaczonej reliktem palonych ogni jesteś talizmanem eliksirem piękna skupieniem świata zakopuję zgniłe jabłko w ziemi rosnę warstwa po warstwie by zatopić usta w twojej czerwieni po dziadach jesiennych przed mrokiem przesilenia niemożliwy taniec wewnętrznego światła prześwit nieba nad lasem pożera mnie pełzająca niska energia rozkołysanych bioder nie ma znaku odległości ciało namiętnością otwarte bardzo pragnie
    1 punkt
  15. W miarę upływu czasu nawiedzają mnie duchy z przeszłości i wypełniają pustkę, w której niegdyś gościła radość i nadzieja. Prawda, są to piękne, niezapomniane chwile, ale nie pomagają stać konsekwentnie na kursie, prowadzącym do nieznanej przyszłości. Powtarzam duchom, żeby wróciły na swoje miejsce, ale nie słuchają, nie chcą zostawić mnie w spokoju. Siadam wtedy do komputera i piszę o tym, co miało miejsce dawno temu. Ufam, że pisanie pozwoli mi wyrzucić wspomnienia z pamięci, lecz sceny nabierają życia i są intensywniejsze niż przedtem. Chyba głęboko w sercu pragnę, żeby takie były. Czyż nie o to chodzi duchom — aby zawładnęły naszym życiem? Był środek zimy, całkiem ciepły i słoneczny. Minęły zaledwie dwa miesiące odkąd wylądowałem na lotnisku Kingsford-Smith z całym dobytkiem spakowanym w jednej torbie i dwudziestoma dolarami w kieszeni znoszonych dżinsów. Zatrzymałem się na dalekim przedmieściu u kuzyna, który skusił mnie ofertą pracy, lecz prędko wyszło na jaw, że była to obietnica złudna. Na szczęście zdołałem wkrótce znaleźć robotę w niepozornej firmie produkującej światłowody i sprzęt komunikacyjny. Zarobek, choć niewielki, pokrywał kwotę płaconą kuzynowi za pokój i śniadanie, a resztę pieniędzy wpłacałem na bankowe konto. U kuzyna w domu panowała napięta atmosfera, toteż wolałem zostawać w pracy po godzinach, dzięki czemu stan konta rósł systematycznie. Co tydzień drukowałem wyciąg bankowy na małej, błyszczącej kartce, budzącej zadowolenie i optymizm. Miałem wciąż sporo wolnego czasu i krążyłem bez celu po okolicy. Tygodnie mijały powoli i żeby je czymś wypełnić, złożyłem podanie o dodatkową pracę w supermarkecie w czwartkowe popołudnia i weekendy. Stanowiska ekspedientów i menedżerów układających towar na półkach były obsadzone tymczasowo przez uczennice i studentki z miejscowych szkół, ale potrzebowali młodego, silnego faceta, który dałby radę dźwigać ciężkie ładunki z furgonetek i ciężarówek. To była najszybciej zatwierdzona i najłatwiejsza praca, jaką kiedykolwiek wykonywałem, a do tego płacili mi gotówką w grubej, zapieczętowanej kopercie, co do jednego centa. Nadszedł zatem dzień nie tylko pogodny, ale również dzień wypłaty. Otworzyłem kopertę i wrzuciłem wszystkie banknoty do bankomatu, a za drobniaki kupiłem sześć butelek Victoria Bitter. To były dobre czasy, kiedy picie piwa na ulicy nie ściągało baczności stróży porządku, lecz na wszelki wypadek owijano w sklepie butelki szarym papierem, aby promować kulturę picia i nie gorszyć widokiem spożywania alkoholu w miejscu publicznym, chociaż cóż innego u diabła spracowany człowiek mógłby robić w sobotnie popołudnie? Wracać do domu kuzyna nie miałem ochoty, wobec tego poszedłem na stację i wsiadłem do piętrowego pociągu jadącego do centrum. Gdy tylko pociąg ruszył, zauważyłem atrakcyjną dziewczynę siedzącą po przeciwnej stronie. Nie zwróciła na mnie uwagi, gdyż była pochłonięta wyglądaniem przez okno, chociaż trasę musiała znać na pamięć, bo cały czas patrzyła zamyślona w jeden punkt na szybie. Pociąg zwalniał na zakrętach, omijając liczne zatoczki i pagórki stworzone przez naturę, aby najbogatsi z bogatych mogli tam budować rezydencje swoich marzeń. Przejechaliśmy tunelem na drugą stronę wzgórza, gdzie pociąg miał następny postój. Dziewczyna i osoba siedząca obok niej wstały z miejsca i wyszły na peron. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale tuż po sygnale do odjazdu moje ciało zmieniło nagle pozycję i przeskoczyło przez wąską szczelinę w drzwiach, w ślad za kobietami. Dziewczyna i towarzysząca jej niewiasta, chyba jej matka, odeszły bezzwłocznie, jakby dobrze znały to miejsce. Przeczytałem nazwę przystanku na tablicy, kilka razy, żeby dobrze ją zapamiętać. Z peronu prowadziły dwa wyjścia: jedno schodami na wiadukt nad torami i ulicę, wzdłuż której stały jednakowe bloki z czerwonej cegły; drugie z boku, brzegiem wąskiej doliny opadającej ku zatoce. W tym kierunku wypadło mi iść. Pośrodku doliny zawieszono kładkę, żeby skrócić drogę przechodzącym. To na tej kładce postanowiłem wyminąć dziewczynę, która przystanęła na chwilę, aby dać odpocząć starszej pani. Przechodząc obok niej, nie wytrzymałem i rzuciłem jej przelotne spojrzenie. Była naprawdę piękna. Piękniejszej kobiety nie mogłem sobie wyobrazić, ale nim zdążyłem upaść z zachwytu, coś bardziej nieoczekiwanego podcięło mi nogi — mówiła moim językiem! Nie byłem dla niej kompletnie obcy. Mógłbym zagadać: „Cześć, jak dobrze spotkać rodaczkę na drugim końcu świata. Proszę, wskaż mi drogę do lunaparku. Widzisz, straciłem orientację w tym labiryncie ulic”. A ona na to: „Czemu nie? Chętnie ci pomogę, a może nawet pokażę gdzie chodzimy na dobrą kawę, jeśli nie masz nic przeciwko temu” i zrobi to z uśmiechem na twarzy, bez niemiłych uprzedzeń, jakie żywimy wobec ludzi, z którymi nic nas nie łączy. Jej polski był dobry, zbyt dobry, by go opanować za granicą, chyba że mówiła w domu językiem swoich rodziców. Tyle wydedukowałem na podstawie obserwacji, ale wolałem milczeć. Lepiej pozostać anonimowym przechodniem, przynajmniej na razie. Wiedziałem teraz o niej więcej niż jeszcze pół godziny temu i zamierzałem wykorzystać tę wiedzę na swoją korzyść. Szedłem za nimi w nie budzącym podejrzeń dystansie prawie do końca półwyspu. Teren był luźno zabudowany willami na dużych działkach. Nie zauważyłem żadnych sklepów, biur ani budynków przemysłowych. Miejsce wyglądało na osiedle mieszkaniowe dla ludzi, którzy preferują wygodne życie i prywatność. Patrzyłem, jak dziewczyna i jej matka znikają w wejściu do jednego z domów. Była to okazała posiadłość z przestronną werandą i podwójnym garażem, otoczona dobrze utrzymanym ogrodem — sama działka warta milion. Ceny znałem z broszur, które przeglądałem nieraz w agencjach nieruchomości. Tylko zamożna rodzina mogła sobie pozwolić na taką majętność, chyba że kupili ją w czasach, kiedy ziemia była tutaj tania jak barszcz. Rozmyślałem o tym przez chwilę, po czym zawróciłem tą samą drogą i po krótkim marszu natrafiłem na ścieżkę wiodącą do małego parku oddzielającego jezdnię od plaży. Usiadłam na drewnianej ławce i patrzyłem z ciekawością przed siebie. Zza sylwetek kilku łodzi o zwiniętych żaglach, wyzierał podobny, nieco mniejszy cypel. Woda po lewej stronie odbijała czerwień zachodzącego słońca. Jedynym szczegółem psującym znakomity widok był zardzewiały zbiornik paliwa na przeciwległym brzegu. Dobrze, że szpetotę maskowała choć częściowo bujna zieleń otoczenia. Otworzyłem plecak i wyjąłem butelkę wciąż zimnego piwa. Odkręciłem kapsel i pociągnąłem solidny łyk, potem jeszcze jeden. Wtedy pomyślałem o dziewczynie. Przynajmniej wiem gdzie mieszka i mogłem bawić się myślami, kiedy zobaczę ją znowu. Odtąd przyjeżdżałem do parku każdej soboty, mniej więcej o tej samej porze. Kupowałem sześć butelek piwa koło stacji, lecz nigdy nie wypijałem więcej niż dwie i resztę zawoziłem do domu. Park był rzadko odwiedzany; nawet mój kuzyn nie wiedział o jego istnieniu. Początkowo wydawało mi się to dziwne, aż wreszcie ustaliłem przyczynę — miejsce leżało na uboczu i nikomu nie wypadało po drodze, a mieszkający tu ludzie woleli siedzieć w domach, albo jeździć gdzieś dalej. O ślicznej dziewczynie byłbym już zapomniał, gdyby nie przyszła do tego samego parku z koleżanką. Usiadły na ławce z tyłu, poza zasięgiem mojego wzroku, dlatego zszedłem na dół, a stamtąd chyłkiem, wzdłuż płotu wdrapałem się na górę, między drzewa, skąd mogłem je swobodnie obserwować. Zima już dawno minęła, słońce przybrało na sile, a powietrze było coraz bardziej wilgotne. W kraju o klimacie umiarkowanym, bezlistne gałęzie, odsłoniłyby moją kryjówkę, ale tutaj drzewa zachowują oliwkową zieleń przez cały rok. Dziewczyny siedziały nadal w tym samym miejscu i rozmawiały tak cicho, iż nie mogłem usłyszeć jednego słowa, dopóki nie wybuchły głośnym śmiechem. Wtedy się zorientowałem, że obydwie mówią bezbłędnie po angielsku, a skoro tak, to ta, którą spotkałem, musiała tu dorastać od wczesnego dzieciństwa. Druga dziewczyna była niższa i masywniejsza, miała rude i krótko przycięte włosy, do których założyła spodnie i brązową skórzaną kurtkę, kontrastującą z obcisłą, zieloną sukienką jej koleżanki. Pochylały się ku sobie, aż dziewczyna o rudych włosach dotknęła dłoni drugiej. Tamta w odpowiedzi położyła głowę na jej ramieniu. Nie widziałem w tym nic zdrożnego: ot, typowo dziewczęce zachowanie. Jeszcze im zazdrościłem, że potrafią wyrażać uczucia w tak intymny, subtelny sposób. Mniej więcej w tym momencie sprawy zaczęły zmierzać w niespodziewanym kierunku. Ruda pocałowała tę w zielonej sukience, tylko nie był to przyjacielski pocałunek w policzek lub czoło, ale mocny, głęboki pocałunek w same usta, trwający długą chwilę. Kobiety siedziały teraz zwrócone bokiem i przylgnęły do siebie blisko, jakby ich ciała chciały podążyć za grą ust. Patrzyłem na to ze zdumieniem, lecz bez odrazy. W głębi ducha to nawet poczułem ulgę, że była z dziewczyną. Lepsza dziewczyna, aniżeli pozwolić to samo robić facetowi, bez względu na to, kim on jest. Tylko mnie wolno ją pocałować, oczywiście w wyobraźni. To nie była zdrada, bo jakże mógłbym rywalizować z jej przyjaciółką? Próbowałem się postawić na jej miejscu, ale nie miałem pojęcia, jak to jest być kobietą; wiedziałem tylko co takiego chce mężczyzna i czego oczekują od niego kobiety. Widząc z jaką przyjemnością oddaje się pocałunkom, zadawałem sobie pytania: Czy kiedykolwiek kochała się z chłopakiem? Czy kobieta może stracić dziewictwo z inną kobietą? Teraz żałowałem, że nie otworzyłem ust, kiedy zobaczyłem pierwszy razem. Bylibyśmy prawdziwymi przyjaciółmi, nie tracilibyśmy nerwów na egoistyczne podjazdy, rozgrywane przez oszukujące się nawzajem pary. Mogła wyjawić mi wszystkie sekrety, bez obawy, że wykorzystam je przeciwko niej, co więcej, może zechciałaby udzielić mi cennych wskazówek, jak dotrzeć do serca kobiety. To był ostatni raz, kiedy ją widziałem. Zaraz po Nowym Roku pożegnałem bez żalu kuzyna i wynająłem dwupokojowe mieszkanie bliżej pracy. Zamieszkiwałem tam do czasu, kiedy właściciel nie wystawił mieszkania na sprzedaż. Potem czekała mnie daleka przeprowadzka do zachodniej części miasta. Nigdy więcej nie odwiedziłem parku nad zatoką. Dopiero niedawno, całkiem przez przypadek, jechałem drogą przecinającą dolinę i wówczas ją zobaczyłem: stała przy barierce i uśmiechała się do mnie, tylko piękną twarz pokryły zmarszczki, kasztanowe włosy zabrała siwizna, niebieskie oczy straciły kolor… Zastanawiam się, jakie było jej życie — czy wyszła za mąż, miała dzieci, czy pozostała samotna? Czy wciąż spotyka rudowłosą partnerkę, chodzi z nią do nocnego klubu, czy zawiązała podobną przyjaźń z inną kobietą? Cokolwiek się stało, zawsze będę ją widzieć, jak tamtego dnia, gdy razem jechaliśmy pociągiem.
    1 punkt
  16. Trwa burda do rdzenia sumienia-bebechów prowadzi na skróty przez spektrum przebarwień załażąc za skórę zaznając kontekstu wiesz wszystko o ludziach, lecz boisz się dotknąć to tylko zwiedzanie zwiastunów rozpadu – pokryte patyną częściowo zmurszałe sterane, uciekaj gdzie jeszcze beztrosko gdzie wschody, zachody i względna normalność
    1 punkt
  17. kosztując lekko strawne słowa delektujemy się przypływem czasu
    1 punkt
  18. strugami deszczu zapadam się w moją przestrzeń wiem jeśli zechcesz złapiesz mnie i uświęcisz strumienie tej wody wtedy ja, człowiek tak bardzo niewzorowy stanę przed Tobą jak nowy
    1 punkt
  19. babcia opowiadała mi o takim miejscu gdzie pod kuchnią nigdy węgiel nie gaśnie i malując rodzinne strony farbami świętego Łukasza próbowała kształtować moją duszę dziś gdy coraz chłodniejsze mgły dotykają mnie szadzią na tle ciepłego błękitu dzierga na drutach obłoki a ja w srebrze pajęczyn cicho przywołuję twarze głosy i zapach powietrza z Kamionki Strumiłowej
    1 punkt
  20. Czy śmierć lekiem na samotność prawda to czy fałsz a może to tylko gra wymyślona przez czas Czy miłość jest dla wszystkich a może tylko dla wybranych dla których łaskawe gwiazdy pola łąki drzewo motyl ptak Czy prawda zawsze jest prawdą czy w niej tli się to coś a może to tylko moment za którym nie ma nic Czy te moje rozważania mają sens - czy to tylko pomysł na zabicie połamanych chwil które pukają do mych drzwi
    1 punkt
  21. Odwaga Zobaczenia prawdy Miast kojącej Brzytwy iluzji Trzymanej oburącz By nie utonąć Nie zapaść się Nie spalić Nie zmiażdżyć W sobie Spójrz Czerwone krople Kapią
    1 punkt
  22. zbliża się wieczór niebo uśmiechem żegna kończący się dzień
    1 punkt
  23. świąteczny wieczór serce z piernika w dłoni kardiochirurga
    1 punkt
  24. ,, Nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam,uczynię ...,, Rdz. 2 samotność zasłania horyzont zamyka drzwi do cudowności świata Dobry Bóg ozdobił go Kobietą klejnotem ponad wszelkie stworzenia daje Ona nie tylko życie jest światłem drabiną do szczęścia wspinając się doznamy nieznanych wcześniej uczuć obdarza miłością gdy dajemy jej siebie w czystości duszy Boże jesteś wielki ufam Tobie 10.2024 andrew Niedziela, dzień Pański
    1 punkt
  25. wracam do miasta las oddalił się o kilka dni teraz chodzę po ludzkich śladach błądzę w sobie ujadają wykrzykniki
    1 punkt
  26. Kiedy umrę, a kwiecień jasny rozpuści swe Deszczem mokre włosy nad ciałem mym, Choć wypadnie ci okazać serce złamane, Nie przejmę się tym. Będę spokojna tak, jak spokojne są drzewa Gdy w deszczu prężą gałęzie swoje, Me usta będą cichsze, a serce zimniejsze, Niż teraz twoje. I Sara: When I am dead and over me bright April Shakes out her rain-drenched hair, Tho' you should lean above me broken-hearted, I shall not care. I shall have peace, as leafy trees are peaceful When rain bends down the bough, And I shall be more silent and cold-hearted Than you are now.
    1 punkt
  27. Pieniądze, klejnoty, oraz obligacje. Firmy, samochody… Gigantyczny awans. Szczęście, małe szczęście. Słońce, chmury, tęcza. Rozkwiecona łąka… Artystyczne życie : „ piosenka, poezja…” Szczęście, duże szczęście.
    1 punkt
  28. Tobie to dobrze. Jeszcze masz koleżanki z dawnych lat. Na pewno.
    1 punkt
  29. Ja też pamiętam i to nie tylko z dzieciństwa. Ostatni raz takie panie widziałem, gdy zbliżałem się do 30tki, końcówka lat 90tych. Bardzo ładna i film też ciekawy. Ja też gdzieś mam takie zdjęcie. Jeszcze na kliszy.
    1 punkt
  30. Ulubione kwiaty twe Rosną wiesz zapewne gdzie. Ulubione kwiaty twe Znów przypominają cię. Ten ich kolor i ta woń Twoje oczy, twoja dłoń. Wszystko to w pamięci mej Ciągle żyje, ciągle jest. Tak jak kiedyś rosną sobie I nie myślą , co kto powie O ich wdzięku, czy zapachu, O dziewczynie i chłopaku. Ulubione kwiaty twe rosną wiesz zapewne gdzie, ulubione kwiaty twe znów przypominają cię. Tak bym chciał powrócić tam, Kiedy wiosna, kiedy maj. Chociaż jesień na mej głowie, Tęsknię bardzo dziś po tobie. Chociaż pora już nie taka, by rozmyślać o tych kwiatach, Piotr woła do nieba bram, Przecież.... ja już byłem tam... Ulubione kwiaty twe.....
    1 punkt
  31. @violetta Cztery wersy, którym trudno się oprzeć. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  32. @Adaś Marek Najczęściej... właśnie tak Pozdrawiam:)
    1 punkt
  33. Wiersz pokazuje dwie ludzkie grupy, ci u góry raczej nie mają czasu żeby to dostrzec Pozdrawiam Adam
    1 punkt
  34. @Yavanna Silny !
    1 punkt
  35. wielka sława to żart książę błazna jest wart a złoto toczy się w krąg z rąk do rąk z rąk do rąk Mars. Jowisz. Saturn. srebrzyste ramiona Drogi Mlecznej otulają mnie jak wilczyca Remusa i Romolusa .... czy tak karczma Rzym się nazywa? nie jestem panem Twardowskim chyba? ale..ale... niedługo wiosna radosna i śnieżnobiałe stokrotki.... wystawią swoje pyszczki ku słońcu! zazieleni się staruszek świat !
    1 punkt
  36. jesienny podmuch wzbił się z nagich gałęzi z ostatnim liściem
    1 punkt
  37. @Ewelina Niestety tak i groźna do tego...
    1 punkt
  38. Ludzie w każdym miejscu umierają tak samo, ale do końca żyją w nas gdy ich wspominamy bramy nikt na noc nie zamyka przychodzą w snach miedzy wierszami rozpalą nadziei płomyka że jeszcze jest życie przed nami :))
    1 punkt
  39. późnoletnia melancholia jak wczesno gorąca pani niby taka dziś nie modna a rozpali zakochaniem albo zapowiadająca jesień w barwach liści roznamiętni z nią październik gna mi przecież i listopad nie jest smętny :)
    1 punkt
  40. czy to neologizm ? raczej wyspa mnie sama wstrzymała puchatością wąwozów i wzgórków więc mi wybacz nie będę dziś z rana spenetruję pojawię się jutro :)))
    1 punkt
  41. Witaj - dziękuje za wierszowy komentarz - jest miły - Pzdr.
    1 punkt
  42. @Rafael Marius ja pamiętam tylko praczki:) Moja rzeczka z dzieciństwa :)
    1 punkt
  43. @Leszczym inflacja to prawdziwa jędza;)
    1 punkt
  44. @kwintesencja Powiedziałbym wolna wola z ograniczeniami, ale tak raczej prawidłowo, inaczej chaos mógłby być dewastujący. ____________________________________
    1 punkt
  45. @Corleone 11Michale, jako całość na piątkę. 🙂
    1 punkt
  46. Dymy bujne i rude, w ostrej barwie cegły, Albo lutowym smutkiem zszarzałe i sine, Podbarwione różowo – bo rumieńcem winy I pąsowym rozbłyskiem wstydliwie podbiegłe Spowijają zburzonych kościołów szkielety Czaszki zwalonych domków – w alejce lipowej, Otulają w muzeum – rzeźb strzaskane głowy Pod gruzami księgarni spalone sonety. A gdy kłęby te bólem nabrzmiałe i ciężkie Z łzami deszczu się złączą w pokutnej jedności Krople goryczy zroszą cierpienia i klęski I w ruinach szpitala - garść dziecięcych kości. Ziemia hukiem stukrotnym – jak mieczem – zraniona Przyjmie w siebie żałoby popielate grona…
    1 punkt
  47. @Jacek_Suchowicz Komentarza tu nie trzeba odskoczni szukamy sami urodzajna dla niej gleba jest w hotelu "Po różami" Potrzebna jest pamięć o tym jak rozsądnie pobyt skrócić i nie wpędzić się w kłopoty tak by mieć do czego wrócić. Wygląda tak, że wiersz napisało samo życie, albo Ogrodnik z hotelu "Pod różami" Pozdrawiam Adam
    1 punkt
  48. Bardzo ładny, wzruszający a i gorzki wiersz. Z jednej strony stabilność, wygoda, poczucie obowiązku, z drugiej namiętność żądza, czułość, miłość. W Kamiennych Tablicach też było o tym, tylko na kilkuset stronach, a Ty w paru zwrotkach. Brawo autorze.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...