Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 31.01.2024 uwzględniając wszystkie działy
-
Zmierzcha w głowie potyczki myśli przed kominkiem fotel buja się z własnym cieniem w szarościach futryn kot przemyka cichcem kaprys na kawę tymczasem sowy nawołują północ znużony sekundnik tka między godzinami podwórko i... dorastanie gdy rozgarniam cukier do filiżanki wpadają słowa styczeń, 20247 punktów
-
lecz je do bólu rozpala i myśli w popiół zamienia a z jego chmur się wyłania wiara - to miłość zwycięża5 punktów
-
Złoty warkocz splatała na łące, co wstążką jedwabną się rumienił. Potem w potoku się przeglądała, jak czas łagodnie lica jej zmienił. Kolejne wiosny twarz jej okryły. Już pora, by oddać swe kochanie komuś kto równie mocno pokocha i u jej progu o rękę stanie. Z ciepła istnienia swego wyniosła tylko naiwność i sznur korali, który się mienił matczyną troską, ale też lica dziewczyny chwalił. Na cóż to wszystko, jak sznur czerwieni na szyi z każdym rokiem uwierał. Jarzmem smutku pochylał ku ziemi. Troskami kolejny rok otwierał. Na sznurek bowiem zamiast paciorków nieszczęście i łzy ponawlekały stróżki tradycji, dziedziczki smutku. Wkładały korale i płakały. Ona jednak korale nosiła, choć wiatr nie tańczył już w jej warkoczach. Pogodziła się z żalem i bólem, z beznadzieją, co tkwiła w jej oczach. A kiedy przyszedł czas na kolejne rozdanie paciorkowej czerwieni. Pochwyciła sznur trosk nawleczonych i myśl taka - że może coś zmieni. Nie złoży w wianie kolejnych nieszczęść. Przerwie zły los co tchnął pokolenia. W potok przejrzysty rzuci korale, by nie nosiły już nigdy cienia.3 punkty
-
3 punkty
-
Zagraj ze mną w co sobie zapragniesz tylko nie zagrajmy w grę na wzajemne wykończenie To prawdziwa mielizna myślenia która przemienia marzenia w monstra i demony a męstwo w siłę rażenia. Dopiero wtedy doświadczysz zupełnie solennie wszystkich soli tej gry... Warszawa - Stegny, 30.01.2024r.3 punkty
-
przy ludziach błagam o śmierć ich jaźń wykrawa z mojej co chce nie ma granic cierpienia bezsilna rozwłóczone po polu kości wiecznie ogryzane przegrałam życie rzadko tu bywam częściej późną porą na północy w krótkim dniu bez słońca samotnica zostałeś na mojej skórze nad ranem budzi mnie pocałunek czuję kształt dotyk ust jedynie tak cię mam3 punkty
-
Pewną puszystą kobietę z Poznania oczarowały z wystawy ubrania. Przymierza i oczom nie wierząc, krzyczy: " to przekręt z tą odzieżą!” Manekin cud-miód, a ona jak bania! (opisana sytuacja zdarzyła się kilka lat temu w pewnym sklepie z odzieżą, w centrum Poznania)3 punkty
-
Za każdą chwilą Tęsknić potrafię; Przygodną milą, Wrytą w biografię! Małym majątkiem Jest dla krwiobiegu; Każda wyjątkiem, Jak płatek śniegu! Dla niepoznaki Zamknięta wnęka; Wciąż daje znaki, Do dziś mnie nęka! 20.10.20232 punkty
-
2 punkty
-
gdy cię nie ma pogrążam się w białej ciemności w jednorodnych brzmieniach kwilą skargi przerzuty złowrogiej kafkowskiej aparatury jak daleko nieobecny wydaje się twój żywioł a przecież wiem że jesteś za tą martwą ciszą2 punkty
-
2 punkty
-
Medycy tak dalece się wycwanili tak dalece weszli z butami w życie pacjenta wodząc za nos wyższością wyższego dobra rodzinie że nie będzie już Wojaczków i nie uświadczysz Białoszewskich tylko szumne popowe poeny na cześć nie bardzo nawet wiadomo czego ale zapewne jakiejś sprawnej układanki jakiejś odczłowieczonej mizerii prawdopodobnie słowem mięsiwa słów już nie dla nas i nie dla nich i nie dla mas Nakrywają szumnie do stołu z powyłamywanymi zębami kryjąc uśmiech bo bezzębny i ciepły że aż głowa boli a nie ma już nam czym zgrzytać... albo chwalisz dostojnie albo cię nie ma Muncha wiadomo przegonili zawczasu psami właściwie tylko po to żeby nie nauczył się malować wściekłych wieców bez leków Warszawa – Stegny, 30.01.2024r.2 punkty
-
Uparta cisza wypełnia strony porzuconej książki i kubek z niedopitą kawą, za oknem nieznajomi spowici w śliską szarość miarowo kiwają głowami. Nad losem ptaków. Uwięzionych w betonie, tych nadaremnie trzepoczących skrzydłami, aż czuć swąd przypalonych lotek. Zbieram bezładnie rozrzucone fragmenty nocy, z pokorą czekając na kolejny sen, w nim zamajaczą niespełnienia i obietnice wieczności. Uparta cisza pozwala oddychać tylko dymem unoszącym się znad zniczy. Bladym światłem wypełniających wszystkie niepotrzebne myśli.2 punkty
-
Witam - dokładnie tak - dziękuje że czytasz - Pzdr.serdecdznie. Witam - dzięki że zajrzałeś - Pzdr. Witaj - miło słyszeć że się udał - dziękuje - Pzdr.uśmiechem. @Tectosmith - @Sylwester_Lasota - dziękuje -2 punkty
-
2 punkty
-
@Somalija a dla mnie najlepsza kawa jest z takiego małego czajniczka zaparzanego na gazie:) nie ma lepszego aromatu kawy, wszystkie ekspresu na świecie mogą się chować:) uwielbiam kawę parzoną metodą pour over:) czy są zwolennicy takiej kawy?:)2 punkty
-
to zwykły pionek może stać się wszystkim a król... wciąż potrzebuje ochrony i ruchy ma mocno ograniczone w dodatku bez przerwy straszony szach mat szach mat szach mat... i stracony1 punkt
-
Zwabiła wdziękiem swym Złotoryja turystę, wszak dziś dzień włóczykija. Do Kii wrzucił kij, i wij się drogo wij. "Włóczyć się lubi Kia jak i ja."1 punkt
-
Owsiki od dzisiaj już w cenie, lecz jeszcze nie na wagę złota. Spróbujmy owsika docenić, bo przed nim koszmarna robota. On zawsze potrafi się znaleźć, tam wlezie, gdzie taka potrzeba. Z nim sprawy już pozałatwiane i zaparć po drodze już nie ma. Zna swoją rolę dokładnie i miejsce stałego pobytu. Gdy trzeba pomoże przytaknie poprawi czynności (od) bytu. Spróbujmy owsika docenić, wspomóżmy choć dobrym go słowem, bo w chwile partnerskie odmienia. Jest nawet łożyskiem kulkowym. Tekst wyłącznie o owsikach - uprasza się o nie zamieszczanie komentarzy politycznych, bo administrator przeniesie do innego działu1 punkt
-
Pewien fizyk jądrowy z spod miasta Lublina, Zwątpił, że to dobra jest nauki dziedzina. Jako dziekan nie robił hałasu, Wysłał naukę chyłkiem do lasu. Aby jej miejsce wzięła, dość grzeszna Malwina. *Limeryk z cyklu nauka i wiedza. Dla @Nata_Kruk1 punkt
-
Kwietniowa noc jest cicha i miła Krzewy otwierają kwiaty swe; Aura spokoju do nich przybyła, Lecz do mnie nie. Mój spokój kryje się w sercu jego Gdzie nigdy nie będzie mnie; Dziś miłość przyjdzie do każdego, Lecz do mnie nie. I Sara: The April night is still and sweet With flowers on every tree; Peace comes to them on quiet feet, But not to me. My peace is hidden in his breast Where I shall never be; Love comes to-night to all the rest, But not to me.1 punkt
-
Z cyklu: Dwóch czy jeden Być CZŁOWIEKIEM A może cały świat jest zahipnotyzowany I chodzimy wszyscy wkoło jak barany A może cały świat nie wie czego chce Zarabiać-wydawać, tyle tylko wie A nie rozwój duchowy A gdzie rozwój umysłowy Ćwiczenie człowieka To na co Bóg czeka Żeby było sprawnie, żeby było pięknie A nie odfajkowane, a nie ciągle pokrętnie Sprawa za sprawą Ciągle na sile przybiera Oblałem się kawą Ona to oczy przeciera Jak mogłem to zrobić Nie rozumie w ogóle Przecież nie jest od tego Aby rozcierać ją na koszulce czuje I tak jest z nami Wszystkimi prostymi pomysłami I tak to jest na dnie Gdy człowiekowi nic nie chce się Bo zajmuje się tym co puste Bo woda w nim powoli wre Jakie było przykazanie szóste I kto od kogo odwraca się Cudzołożyć można nie tylko z człowiekiem Cudzołożyć można nie tylko we śnie Hipnoza, tylko kto ją stosuje I do czego doprowadzi mnie Hipnoza człowieka psuje Ocknij wreszcie CZŁOWIEKU się //Marcin z Frysztaka Piszę opowiadania, dialogi i wiersze Wszystkie moje książki Za darmo Znajdziesz na stronie: wilusz.org1 punkt
-
Napisałam ogólnie... nie kierując słów bezpośrednio do Ciebie. Druga część wypowiedzi.. ,,Tygrysie ciepło" , ,,zaparzam kawę" , to nie są dobre słowa, to desperacja. Wyrazy kominek, fotel, wino w dowolnej kombinacji nie tworzą wiersza... .... widocznie inaczej odbieramy tzw. poezję.. to co dla Ciebie, jw. jest ..desperacją.. innym może wydać się "ciepłym" połączeniem słów w jakiejś 'kompozycji'. "Tygrysie ciepło".. było w poprzednim... "Przygasa dzień". Dobranoc.1 punkt
-
@Tectosmith Napisała o tym w wierszu Nata. I dopisała jeszcze bardzo wyraźnie, co nieco trochę powyżej. I nie wierzę, że nie zrozumiałeś, każdy był kiedyś dzieckiem.1 punkt
-
1 punkt
-
Tej w nocy, w której kwiaty zakwitną tajemnicą świtu, horyzont będzie bliżej niż zazwyczaj.1 punkt
-
@et cetera Nie przeczę, w każdym tłumaczeniu kryje się mnóstwo pułapek. Samodoskonalenie jest tu istotne, dlatego dziękuję za wszystkie uwagi. Zaciekawiły mnie znaczenia słowa "lecz". Słownik języka Polskiego PWN podaje nawet trzy: lecz «spójnik wyrażający przeciwieństwo, kontrast lub odmienne treści» leczo «potrawa węgierska z papryki duszonej z pomidorami i cebulą, z dodatkiem kiełbasy, wędzonego boczku i przypraw» leczyć «przywracać komuś zdrowie za pomocą leków lub zabiegów» Raczej nie chodzi o leczo, zatem zgaduję, że o "lecz" jako tryb rozkazujący 2.os. l. p. od "leczyć"? Zatem mamy tu polecenie: lecz! w połączeniu ze zwrotem "nie dla mnie". Tak, to ma sens; tak mógłby odpowiedzieć ordynator lekarzowi, na pytanie - Co mam robić i dla kogo? Choć po słowie lecz, spodziewał bym się przecinka, spójnika, może wykrzyknika. Humorystycznie wszystkie trzy znaczenia można połączyć w jednym zdaniu - Zjedz pięć lecz, lecz lecz. - oznaczającym - Spożyj pięć porcji leczo, ale prowadź praktykę medyczną. To oczywiście żart, nie drwina. Mimo zastanowienia nie widzę, w jaki sposób zadrwiłem ze zmarłej poetki i będę wdzięczny za wskazówkę. Życząc miłego wieczoru, pozdrawiam serdecznie, A.1 punkt
-
1 punkt
-
Kazio Wielki! Kazio wielki Ruszył cegły! Wstrzymał belki! (rytm piosenki, rytm piosenki) formatować for-ma-to-wać według po-trzeb i na ośle-p nie poddawać się mądremu przeciwstawiać wprost myśleniu abyś otrzeć o nie nie mógł się samo-trzeć ani w menu żeby dotrzeć było prościej by nie ostrzegł jeśli spostrzegł ten czy ów co zamiast pytań trudnych woli troglodyta zadać owszem te najprostsze bo jak wypadł źle ma przypał ani w kupach ani w grupach byś nie szczypał się w czas wyparł swej przeszłości lecz nie w złości a z miłości jak i z troski Bolek Bolek jak po stole moc pokoleń w szczere pole więc nie poddasz się mądremu przeciwstawisz przemyśleniu aby otrzeć o nie nie móc by rozpostrzeć skrzy ty spoczniesz w tuj gdzieś cieniu1 punkt
-
1 punkt
-
Komu to zawdzięczam?… nie prosiłem o to, przyszło samoistnie, jak wypadanie włosów i zmarszczki na twarzy. Pamiętam natomiast dziewczynę, która chciała mnie z tego wyleczyć. Właściwie nie była to moja dziewczyna, tylko córka znajomych moich rodziców, ale zawsze odnosiłem wrażenie, że byłem dla niej kimś więcej aniżeli zwykłym kolegą. Stanęła tuż przy krawędzi dachu, lecz pomimo łatwości z jaką to zrobiła, za żadne skarby świata nie ruszyłbym za nią. Widok pustki otaczającej jej drobną postać przyprawiał mnie o mdłości, moje ciało instynktownie przywarło do ściany, a ona drwiła sobie z najmniejszych oznak bojaźliwości: — Nie bądź tchórzem, zobacz jaki stąd wspaniały widok! Prosiłem, żeby przestała stroić żarty, ale nie zwracała uwagi na prośby. Uniosła jedną nogę i pochylona nad czeluścią rozłożyła dla równowagi szeroko ręce, jak baletnica w Jeziorze Łabędzim, tylko w tej chwili nie było to jezioro, lecz podwórko ze śmietnikiem i trzepakiem. Spojrzałem w dół i od razu poczułem zawrót głowy. Dziesiąte piętro lub wyżej, a ja, niezdara dokonałem niemożliwej sztuki: zrobiłem kilka kroków i postawiłem ostrożnie stopę obok jej malutkiego czółenka. Stała pewnie na jednej nodze, ja na obydwu, a mimo to czułem jak kolana mi miękną, plecy oblewa pot, serce podchodzi do gardła. Dopiero gdy zamknąłem oczy, uczucie lęku odeszło nieco. Czułem powiew wiatru, słyszałem szum pojazdów jadących ulicą, dookoła huczał zgiełk miasta w najbardziej ruchliwym momencie dnia. Nagle naszła mnie myśl: czy spadając na chodnikowe płyty zginąłbym na miejscu, czy może umarł po drodze ze strachu, albo stracił przytomność uderzając głową w balkon? Dotknęła mojej ręki, a wówczas zapomniałem gdzie jestem. Tańczyliśmy wysoko na dachu świata. Pozwoliła bym niósł ją w obłokach, a ja trzymałem ją mocno, dopóki czar nie prysł. Wtedy zjechaliśmy windą na klatkę schodową, odszedłem bez słowa, przestałem myśleć o niej. Przypomniałem sobie tamten dzień dopiero lecąc na wczasy do Bułgarii. Nikt na sąsiednim miejscu nie siedział, nie było komu złapać mnie za rękę. Po drugiej stronie korytarza jakiś starszy pan ruszał bezgłośnie ustami, siedzący za nim przesuwał w palcach różowe koraliki, ktoś zakreślił kilka razy znak krzyża. Nad rzędami siedzeń panowała grobowa cisza, nikt nawet nie zakaszlał. Samolot kołował po płycie lotniska, jeszcze za szybą widać było błękitne kwiaty chabrów na łące, lecz moment oderwania kół od ziemi nadchodził niepowstrzymanie. Nie mogłem zrozumieć czemu w takich chwilach ludzie przystępują do modlitwy. Skoro wierzą w Boga, żadna ryzykowna czynność nie powinna ich przerażać. Bóg zapewni im bezpieczną podróż, choćby nad lotniskiem zawisła burza, nadeszło gradobicie pociskami wielkości arbuza, diabeł urwał silnik… Wszystko idzie zgodnie z bożym zamysłem; gdyby nawet z malutkiego turbo-śmigłowca zostały tylko drobne szczątki, byłby to akt miłosierdzia, bo jakże dobry Bóg mógłby uczynić człowiekowi coś złego? A jednak ludzie nie dowierzają Bogu, powątpiewają w jego doskonały plan, a nawet chcą ten plan zmienić, wybłagać dla własnych korzyści wyjątkowe traktowanie: niech będzie wola boska, żebym tylko ja i moja rodzina ocalała. Ci co wierzą naprawdę, siedzą cicho, o nic nie proszą, ufają stwórcy i czekają spokojnie aż samolot łagodnym ruchem uniesie ich w przestworza… Podobne medytacje towarzyszyły mi przed odlotem w czeskiej Pradze, bo nie miałem szczęścia kupić biletu na bezpośrednie połączenie. Dwa starty, dwa lądowania, za każdym razem te same emocje. Tym razem leciałem odrzutowcem Tu-154, któremu uśmiechnięty dziób podskoczył raptownie na starcie, podrzucając nas jak na huśtawce, żebyśmy przypadkiem nie zawadzili na końcu rozbiegu o coś twardego. Składających rąk w modlitwie nie zauważyłem, za to po niespełna dwóch godzinach lotu, widok mijanych brzózek i murawy pod spodem lądującego samolotu przyniósł pasażerom wyraźną ulgę, choć wtenczas właśnie pacierz należy odmawiać jak najgorliwiej, gdyż zatrzymanie rozpędzonej masy samolotu jest najbardziej niebezpiecznym manewrem. Tak to mądry Bóg postanowił, że katastrofa przychodzi zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie. Samochody wpadają w poślizg, pociągi wyskakują z szyn, statki walczą z wściekłymi falami, podczas gdy samolot idealnie stabilnym ruchem pokonuje przestrzeń w sterylnej atmosferze, a mimo to ludzie odczuwają paniczny lęk podczas lotu. Na pierwszy rzut oka Sofia sprawiała wrażenie miasta obfitości, lecz gdy górską drogą dotarłem do Kozłoduju, gdzie mój ojciec pracował przy budowie reaktora numer pięć tamtejszej elektrowni, szybko zdałem sobie sprawę, że na potrzeby stolicy ogołacano cały kraj. Mój stary wczesnym rankiem pojechał do roboty, a ja wyruszyłem na zakupy: od placu do placu, szlakiem marmurowych promenad, którym ojciec oprowadził mnie poprzedniego dnia. Pierwszy napotkany sklep był zamknięty z powodu przyjęcia towaru, którego nigdy nie przywiozą, w drugim rozpoczęto jak na złość remont generalny na niby, następny był chwilowo nieczynny z powodu przerwy śniadaniowej trwającej cały dzień, w kolejnym miała miejsce fikcyjna inwentaryzacja, a do ostatniego sklepu stała tak długa kolejka kołchoźników, że dałem sobie spokój i resztę upalnego dnia spędziłem odbijając piłkę rakietką o betonowy mur przed apartamentem ojca. Wracając z wakacji odkryłem, że lęk przestrzeni łatwo można uśmierzyć dużą ilością wina polewanego przez dobre wróżki przebrane za stewardessy. Niebawem po starcie miejsce wcześniejszego lęku zastąpiło wzruszenie: myślałem z żalem o ojcu, z którym popadłem w kłótnię już pierwszego dnia o to, że pomimo najszczerszych chęci nie zdołałem kupić mu mleka. Za karę ojciec wyekspediował mnie do Złotych Piasków i nie widziałem go, aż do dnia odlotu. Zawiodłem jego oczekiwania, co gorsza wyrządziłem mu przykrość, a wypijane wino tylko umocniło mnie w przekonaniu własnej winy. To nieświadome, a całkiem miłe topienie smutku w kieliszku zaprowadzi mnie w przyszłości nad przepaść alkoholizmu, tylko wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Na razie cieszyłem oczy słoneczną pogodą i towarzystwem kumpla, który przywitał mnie na warszawskim Okęciu. Większość musującego wina zakupionego w Sofii nie doczekała planowanej zabawy w Sylwestra — kilka butelek wypiliśmy tamtego gorącego wieczora przy śpiewach i muzyce. Dwa lata później kolega poleciał do Londynu pracować jako pomoc w restauracji, a mnie czekał najtrudniejszy test w locie długodystansowym. Dwa okropne wypadki w krótkim odstępie czasu, po których Ił-62 zyskał miano latającej trumny. Tylko czekać aż „trumną” poleci na śmierć więcej bogobojnych ludzi. Patrzyłem przerażony na rozchwianie skrzydła, nasłuchiwałem monotonnego buczenia turbin, a najmniejsza zmiana natężenia dźwięku budziła we mnie alarm. Z tyłu w ogonie, towarzystwo kilku osób podróżowało na wesoło. Asystentki bez szemrania podawały wódkę w nadziei, że pasażera to znieczuli i da im odpocząć. Byłem chyba jedynym z niepijących. Na szczęście wkrótce zapadła noc i koszmar urwanych skrzydeł chwilowo przeminął. Powoli zaczynałem wierzyć, że bezpiecznie dolecę do celu. Widząc jak stewardessy wynoszą nietrzeźwych gości z samolotu, nabrałem nawet przekonania, iż jestem kimś lepszym: zostałem stworzony do wykonania jakiejś ważnej misji i choć nie znam szczegółów, muszę przeżyć szczęśliwie do samego końca. Z lekkim sercem zająłem miejsce w Boeingu 747, wynalazku najwyższej technologii, ale po kilku godzinach przyjemnego lotu poderwały mnie na nogi sygnały ostrzegawcze i komunikat pilota: „Turbulencje, proszę wracać na miejsca i zapiąć pasy!” Jak na ironię, na ekranach leciał właśnie film science-fiction o skazanym na zagładę statku kosmicznym. Większość lubi takie filmy, bo mogą przeżywać lęk z dala od niebezpieczeństwa, w komforcie własnego mieszkania. Gorzej oglądać coś takiego we wnętrzu jumbo jeta rzucanym na wszystkie strony: jedno piętro do góry, dwa piętra w dół… Powietrzem też można nabić sobie guza. Wyjrzałem przez okienko: dookoła ciemność, widać tylko zielone światło pulsujące na końcu skrzydła. Ten zielony punkt to była teraz latarnia morska, jedyne źródło zbawienia. Byłoby mi bezpieczniej gdyby tysiące metrów pode mną przelewał wody ocean, ale mapa pokazywała niezmiennie suchy ląd: olbrzymi, surowy, niezaludniony… Powinienem mieszkać przez wszystkie lata w jednym miejscu: ponurym, czteropiętrowym bloku usytuowanym w połowie drogi między przystankiem tramwajowym i budką z piwem, pod którą mógłbym wystawać z gitowcami i zaczepiać dziewczyny, ale dziewczyny widywałem codziennie, a dalekie kraje, egzotyczne wyspy wabiły mnie samą tajemnicą istnienia. Ptaki migrują nieustannie pomiędzy kontynentami, a ja, cóż takiego miałbym zrobić, żeby latać jak one? Podróżowałem samolotem tak często, aż pokonałem strach. Pomagała mi w tym obserwacja żeńskiej części personelu, bo przecież spędzają w powietrzu połowę życia i nic sobie z tego nie robią: wykonują rutynowo obowiązki, dowcipkują, opowiadają sprośne kawały, zabijają czas wspólnie z koleżankami układaniem rankingu najprzystojniejszych facetów na pokładzie… — Czy mogę usiąść obok? — Proszę bardzo, a co złego z pańskim fotelem? — Nic, nie lubię latać samemu… — Niech pan nie będzie dzieckiem. Samolot to najbezpieczniejszy środek transportu. — Możliwe, ale rzadko kto wychodzi bez szwanku. Jak w tym francuskim co runął tydzień temu na dno Atlantyku. Wszyscy zginęli. — Po co pan to ogląda? Nas nic takiego nie spotka. — Skąd ta pewność? — Bo jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą, wystarczy to panu? Faktycznie, trudno jej nie wierzyć: szansa spotkania takiej wynosi jeden na tysiąc lub rzadziej. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, gdy nagle coś mnie ścisnęło w dołku. — Słyszałaś ten podejrzany zgrzyt… Co to może być? — Wysuwane podwozie, podchodzimy do lądowania. Minęło kilka sekund… — Silnik w ogniu! Patrz, kłęby czarnego dymu, chyba coś wleciało do turbiny… — To tylko strzępy chmury. Podać panu coś do picia? Lepiej być nie może. Strach jest nieodłączną częścią życia. Trzeba do niego przywyknąć, a najlepiej traktować jak dobrego znajomego i wyjść mu naprzeciw. Może dlatego jednego dnia wpadł mi do głowy szalony pomysł: pójdę na kurs dla pilota, otrzymam licencję prywatną, zostanę lotnikiem! Kierowanie samolotem też dla ludzi, zwłaszcza w kraju, gdzie nie wszędzie można zdążyć na czas samochodem lub pociągiem. Awionetkami transportują chorych do szpitala, farmerzy używają ich do uprawy dużych obszarów rolnych, kowboje tropią z wysokiego pułapu stada dzikich koni, to czemu ja nie mogę polatać sobie raz na jakiś czas dla czystej przyjemności? Siedzę w kabinie za panoramicznym oknem, ramiona wrastają mi w skrzydła zamocowane wysoko nad głową, nic nie przesłania widoku, wyczuwam w drążkach pod stopami opór powietrza na sterach, jestem zespolony z maszyną! Moja Cessna ma wyraźną tendencję do skręcania w lewo, pracuję nad utrzymaniem steru na linii środkowej, potem dobra robota przy przepustnicy prędkości, trochę więcej nacisku, jeszcze więcej, no i już jest prawie tak jak powinno być, wtedy pcham lekko do przodu, bo dziób musi dotykać linii horyzontu i sprawdzam piłkę: piłka jest szczęśliwa, ale żeby utrzymać wysokość wycinam dziobem nieco w dół i gotowe: uzyskuję poziome położenie, znowu pcham, przycinam, nieźle jak na drugi lot, całkiem fajnie mi to idzie, świetnie nawet… Spoglądam z wysokości pięciu tysięcy stóp na szachownicę pól, pastwisk, lasów, ale nie odczuwam lęku. Bojaźń dokucza tylko tym, których los spoczywa w rękach innych ludzi. Szybując samotnie na bezkresnym niebie myślę o dziewczynie z wieżowca. Pewnie wyszła za mąż, mają dziecko, może nawet więcej niż jedno. Czy mnie jeszcze pamięta, czy miałaby ochotę lecieć teraz ze mną, czy chciałaby przeżywać to samo co ja?1 punkt
-
1 punkt
-
@staszeko Już od dawna sobie planuję, żeby przeczytać Twoje pozostałe teksty. To jest niestety ściśle związane z kondycją mojego mózgu. Rzecz w tym , że mimo iż tematy, które poruszyłeś nie bardzo mnie interesują to i tak przedstawiłeś to w sposób, który nakłania do dalszego czytania. Stąd moja ciekawość Twoich tekstów. Zdecydowanie powinieneś dać się poznać szerszej publiczności (tutaj nie da rady), ale nie wiem niestety co musiałbyś zrobić. Jesteś w każdym razie na bardzo dobrej drodze. Pozdrawiam ponownie.1 punkt
-
O! Tutaj to mnie bardzo zaciekawiłeś. Powiesz mi, kiedy były takie czasy? To poważne pytanie.1 punkt
-
@Nata_Kruk bardzo dziękuję za komentarz i opinie ❤️ wiara czasem jest fajna, zwłaszcza w tym przypadku. Pozdrawiam ciepło.1 punkt
-
Jestem kawoszką... zwróciłam uwagę na słowo .. Viola przyjmie zaproszenie, ja niekonieczne...1 punkt
-
@Somalija@violetta Mój sposób jest nieco inny: biorę do buzi pół garści nieprzemielonych ziaren kawy🫘, przeżuwam dwie minuty, wypluwam łuski i inne zbyteczne drobiazgi, a następnie wypijam szklankę wrzątku i kawa jest gotowa☕, tylko muszę otworzyć usta, żeby wypuścić nadmiar pary, a jak sssyczy!😮💨1 punkt
-
@violettaNie zaparzam kawy w ten sposób jak powyżej opisałaś, ale wsypuję łyżeczkę kawy do kubka, trochę cukru, zaparzam gorącą wodą, przykrywam pokrywką na kilkanaście minut i piję smaczną kawusię jak się patrzy. Pozdrawiam!1 punkt
-
@Nata_Kruk dziękuję za przystanięcie ! Miło mi, że akurat ten mój limeryk został wygrzebany z kufra pełnego oryginalnych i zabawnych utworów :)1 punkt
-
lubię szachy i Twój tekst świetnie personifikuje tą grę :) w szachach bije ko wieżą w życiu jak koń wierzga melino-skoczek z Zegrza a szachy w kącie leżą1 punkt
-
próbowałem zmierzyć, ale z tym cha coś nie bardzo idzie :) Wracamy do czasów, kiedy człowiek czuł się bezpiecznie i nie myślał, tzn. myślał, ale o zupełnie innych rzeczach nie zdając sobie nawet sprawy z zagrożeń i podłości tego świata. Smutna perspektywa, ale z drugiej strony przyjemnie powspominać. Pozdrawiam.1 punkt
-
@[email protected] :) no tak... królowa... Choć specjaliści od szachów ją wyeliminowali przekształcajac w hetmana :) Coś ich ta królowa uwierała ;) Również zdrówka najlepsze i dziękuję:) @Radosław :);) Dziękuję:) @Nata_Kruk :) cóś się tam uczę;) Dziękuję:)1 punkt
-
@Nata_Kruk Jest nastrój. I wspomnienia. Niektórych, cykanie zegara wkurza. Mnie uspokaja. Dobranoc pchły na noc.... Dalej znasz.1 punkt
-
@Marek.zak1 :) zgadza się. Dziękuję @poezja.tanczy dokładnie! Dzięki:) @staszeko :) może pionek wcale nie chce być królem wiedząc jaka jest sytuacja... Profity realnego króla de facto są mniejsze niż straty a przykład króla Stasia aż nadto wymowny... Bity to w pewnym sensie stracony, ale mniejsza o nazewnictwo i szczegóły - to tylko wierszyk :) Bardzo dziękuję:) @Jacek_Suchowicz :) prawda :) Dziękuję @Monia @Klip @Rolek @Sylwester_Lasota Podziękowania:)1 punkt
-
1 punkt
-
@Andrzej P. Zajączkowski Takie to wiatru doradzanie Słuchasz, nie, jedno skaranie A wiersz smukły, Zmieściłby się w butelce :) Pozdrawiam, M.1 punkt
-
Tam, gdzie dmie halny, czapki zrywając, Spokojne czasy nastały wreszcie - Oto po kilku latach pojmano Łotra, co postrach siał w górskim mieście. Za dnia pozował dzieciom do zdjęcia, Czyszcząc rodzicom z dutków kieszenie, Nikt zaś nie wiedział, jakim zajęciem Co noc plugawił swoje sumienie. Gdy z Gubałówki zwijał swój stragan, Morderczy instynkt rychło się rodził W jego umyśle. Krwawa ciupaga Szła w ruch, by w czaszki niewinnych godzić. Sprytnie powiększał ofiar szeregi, Gdy bezszelestnie po śniegu sunął, Wszak ręcznie szyte miał cichobiegi, Kaftan głuszony baranim runem. W lesie bacówkę miał - tam dziurawił Głowy denatów drewnianym kołkiem, Bryndzą wypełniał czaszki, mózg trawił, Resztki porzucał pod Morskim Okiem. Terror skróciły okoliczności niesprzyjające - pod Siklawicą Za damą w szpilkach rzucił się w pościg - Wierzgając, but mu wbiła w tchawicę. Wnet na Giewoncie go ukrzyżujmy! - Pragnąca zemsty krzyczała gawiedź, Lecz to dla krzyża na szczycie ujma, Hańbiący pogrzeb trzeba mu sprawić! Tak więc złożono bestię do grobu Bez krzty litości szykując leże, Niczym turyście w szczycie sezonu, W ciasnej, jak pałac drogiej kwaterze.1 punkt
-
wróci rzymski salut i granica na Odrze uciekająca w prawo Europa zgubi nas na zakręcie ślady carskiej korony odciśnięte na skroniach wrócimy do siebie to będzie zasługa Armii Rosyjskiej Tramp wycofa chłopców stary kontynent nie rokuje czas utrzeć nosa arystokracji patrzą z góry a kasy nie mają afrykańską młodzież Macron wcieli do wojska on już nie ma złudzeń że Putin odpuści wkopałam fundamenty na wschód od Wisły moje dzieci znają tylko żałobę chciałam kto przeżyje napisze piosenkę wiersz1 punkt
-
Znany polityk pod Ostrołęką wczoraj na szczycie, dziś przędzie cienko, w celi głoduje, nie podsłuchuje, a to największą jego udręką.1 punkt
-
cisza - zmięta i niepewna... dźwiękiem chce być wypełniana dotykana i pieszczona cisza - pragnie być... szeptem, głębokim oddechem, westchnieniem - szarpana... cicho najciszej i wciąż bez śmiałości cisza jak igła kłuje wyszywa głębię - nićmi złotymi cisza... nie głucha a niema spętana bezdźwiękiem1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne