Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 04.01.2024 uwzględniając wszystkie działy
-
Zagonem rosły głowy kapusty stąd mamy brały śliczne pociechy jak babcię kocham szczera to prawda bywało bociek brzdąca przynosił W dzikiej Afryce dziatek bez liku stworzenia nazbyt tam pospolite duchy przynoszą je wczesnym rankiem wraz z biedą magią radośnie tańczą W raju nad Wisłą zachęty liczne plusy urlopy i cuda wianki w przedszkolach słychać wschodnie języki zachodni kryzys demograficzny8 punktów
-
Wspaniali nieszczęśliwi nie wiedzieli że są szczęśliwi, a czuli tyle co nic minęli spacerkiem parę (pary musnęły się lekko odczuciem) ładnych szczęśliwych, którzy nie rozumieli że są nieszczęśliwi, choć czuli tak wiele największe zastrzeżenia wobec powyższych miał spozierający obserwator wiedzący i rozumiejący i całkiem nijaki Zresztą ten nie zauważył ani trochę jak tam u nich jest z miłością Warszawa – Stegny, 03.01.2024r.7 punktów
-
Podążyć szlakiem, choć raz nieznanym, Naprzód, do morskich fal dopchnąć rzekę - Z balastem pełnym nie dałbym rady, Supeł mu wiążąc własną powieką. Więc słony nadmiar upuszczam w głębię, A kropla każda to czas, co podział W ruinach portów gdzieś to, co będzie, To, co już było - sadzając w łodziach. I mimowolnie w podróż odwrotną Wyruszam znowu, żywiąc się płaczem - W strachu, że droga pod twoje okno Gdy niekreślona łzą - nic nie znaczy.7 punktów
-
Na powiekach szadź... sprawy ciężkie niczym ołów krążą wokół przed upadkiem drapią głowę wchodząc w progi jakby chciały być tam panem żywot jednak krótki mają chociaż nieraz myśli zmącą pokrzyżują nawet plany wtedy drzemką wszystkie trącam wypoczęte sił nabiorą grafik w kalendarzu spuchnie niechże tylko dzień ciut dłuższy odwzajemni topografię i gdy zmierzchem w okno puka przemarznięty blady księżyc chyłkiem drwa w kominku stawiam tańczę walca - czegóż więcej... styczeń, 20246 punktów
-
gubisz się proszę jeszcze nie teraz łąka spójrz kwitną kwiaty łapiąc swoimi dłońmi promienie zza chmur5 punktów
-
bez okien otwartych na świat mój dom nie jest domem bez drzwi przez które do świata wybiegam a gdy o niebie zapomnę umieram4 punkty
-
nie ma już wspólnego punktu. ciemność — jasność, jasność — ciemność. są tylko chwile, przez które budzę się szukając szklanej kuli. przemierzam światy, by pokonać pryzmat, ominąć białe światło i dotrzeć na skraj czarnej tęczy. to jedyny punkt, by spowolnić czas tego co pomiędzy. nie rozszczepiaj światła, nie ma już miękkiej krzywej; pamiętaj jego kształt, kruchość, i ten zimny rodzaj ciszy, kiedy wszystko gaśnie.3 punkty
-
A tu Bing ogni buta Al Google czatu ta z cel Googla ;) No, Googla algo, ogon. Nogo o glany N alg o ogon Ja nie kod, nowy Bing, niby won do kei naj.3 punkty
-
Mnóstwo tych dzieci nie opuszcza dzieciństwa bo po prostu umierają z głodu. A co mają te wschodnie języki do zachodniego kryzysu demograficznego. Ja generalnie lubię jasne i jednoznaczne przekazy, i nie podoba mi się takie gmatwanie i wrzucanie wszystkiego do jednego kotła. Pozdrawiam.3 punkty
-
Rzeźba - Nie chcę jeszcze umierać! – wykrzyczała (a raczej wydusiła z siebie) w progu. Usiadła bezradnie jak albatros, pomyślałem, któremu dziób się wydłużył aż nad to, ale dalej jest piękny. Nie mówiła nic więcej. Tylko trzymała w ręce pocztówkę. Ekstaza Świętej Teresy. Spojrzałem przez jej ramię. - Co z tym wspólnego ma Bernini? No tak. To akurat jego rzeźba. Milczeliśmy dłuższą chwilę, aż wreszcie wydusiła: - Nikt już nie potrafi pokazać ostatniego tchnienia. Nie wiem, czy warto w takim razie tak po prostu odejść. Łza rozmyła jej makijaż. Siedziała skupiona jak rzeźba. Pięknie świadoma.3 punkty
-
Rok 2024. W starym roku przetarłam malinowe usta piołunem. Nie były grzeszne. Obroniła mnie tym razem teoria mimesis. W lustrze widzę zmęczonego wojnami Ptaka, ale zawiść i przemijanie nie mają znaczenia. Nadal patrzy ufnie. Fakt, zakłócona została wyraźnie moja erystyka - - sztuka prowadzenia sporów - tak ją (w) sobie ceniłam. Jestem sama wśród ludzi cieni. Myśli proste i ulotne odleciały, ale został on - Święty Spokój. Obsesyjny od pewnego czasu lęk przed śmiercią zmienił kształty, stał się moją własnością i odtąd będę go chronić. Jest moim skarbem i potrzebuje ciszy. Za oknem blaskiem jutrzenki Nowy Rok świta. Od chwili jestem sofistą.3 punkty
-
gdyby tak od nowa zbudować to co zburzyło życie stałaś w słońcu wpatrzona w dal z nadzieją w dłoniach przytuloną do piersi piasek na plaży budował dom wiatr meblował powstało piękne gniazdko zabrakło w nim marzeń morze długo czekało czy się pojawimy nadaremnie pierwszym przypływem zabrało wspomnienie uśmiechnełaś się to nie był ostatni sen 1.2024 andrew3 punkty
-
cześć, jestem nowa na forum, chętnie poczytam wasze opinie, podpowiedzi i rady. mogę porównać naszą relację z rozpalaniem w piecu i to nawet bez użycia kartek czy gazet rozpaliłaś coś we mnie spojrzeniem ale szum afer ugasił ten płomień pozostał po tym żar i tlił się długi czas uciszany przez rozum a potem w natłoku sytuacji i myśli żar znów zmienił się w płomień i nie wiem czy dbać aby nie zgasł czy zamknąć drzwiczki i odejść może ty znasz odpowiedź2 punkty
-
z nowym rokiem otwieram dłonie prostując myśli wzdłuż linii papilarnych wpuszczam światło w krwioobieg2 punkty
-
ścięłam sobie głowę pilnikiem matki była zamknięta na gwiazdy znaczy głowa przegrałam w statki los mam martwy zależy od mar twych ilu zje iluzje czasem myślę o sobie jak o wielkim wybuchu w popiole znalazłam obca sy rozjarzone założyłam na sto py za mało zarabiam za dużo rozrabiam wkładam na mój brak głowy proces milczenia a to mowy mamo albo dobra już nic2 punkty
-
Patrz mi w oczy bądź obecny rozmawiaj ze mną o niej tu i teraz Nie uciekaj myślami do miejsc w których nigdy jej nie było i nie będzie Nie zakrywaj twarzy - płacz przecież na szczerości rodzą się uczucia Uczucia których zadaniem jest zbliżać do siebie a nie oddalać2 punkty
-
To dlaczego przedstawiasz to jak przestępstwo, jak niedogodność? Twoje tłumaczenie wcale nie wynika z treści wiersza. Ale także i po prostu głodu. Aż tak cię to razi?2 punkty
-
- A dane żelu? - Żule, żenada. Kolego, mamle go. Kogel ma – mogel, ok?2 punkty
-
Maty żelatyna rodzi w Gwatemali. - Lila, meta w gwizd? O rany, ta leży tam. Meta za poryte RODO, KOD? - O rety, ropa zatem?2 punkty
-
2 punkty
-
Nie nie, nie :D A jeśli już, to 'zaganiaczem'. No cóż, z Wikipedii to nie jest, ale właściwie tuż obok: zagon - używany jako jednostka długości miał w staropolskim okresie 134 metry, był używany również jako miara powierzchni nazywany inaczej prętem większym kwadratowym, czyli około dzisiejsze 2 ary (200 m2).2 punkty
-
Sadzę drzewo, nie jedno, a dwa, W sercu ziemi, gdzie słońce jak złoto się mieni. Patrzę, jak wzrasta, z każdym dniem wyżej, Jak marzenia, które w mojej głowie się rodzą. Liście szepczą historie o czasach dawnych, O korzeniach, które sięgają epok zapomnianych. Każde drzewo to opowieść, która jeszcze nie dobiegła końca, To życie, które trwa, choć wiele już przemknęło. Lubię patrzeć, jak rośnie, jak sięga ku niebu, Jak czerpie siłę z ziemi, jak tańczy w rytmie deszczu. To więcej niż drzewo, to symbol, to znak, Że życie jest piękne, choć czasem trudne jak skała. Więc sadź drzewo, nie jedno, ale sto, I patrz, jak rośnie, jak przekształca się w coś wspaniałego. Bo każde drzewo to nadzieja, to obietnica jutra, To dowód na to, że życie zawsze znajdzie drogę.2 punkty
-
2 punkty
-
Ten dzień jest zimny, ciemny i ponury; Pada, wiatr przynosi deszczowe chmury; Winorośl wciąż trzyma się zmurszałej ściany, Lecz z każdym podmuchem spada liść urwany, A dzień jest ciemny i ponury. Mój los jest zimny, ciemny i ponury; Pada, wiatr przynosi deszczowe chmury; Moja myśl trzyma się zmurszałej przeszłości, Lecz wichury rozwiały nadzieje młodości, A czas jest ciemny i ponury. Ucisz się serce! niech skarga uleci; Ponad chmurami słońce wciąż świeci; Los taki jak twój wszyscy ludzie znają, W życiu każdego deszcze padają, I bywa dzień ciemny i ponury. I Henry: The day is cold, and dark, and dreary; It rains, and the wind is never weary; The vine still clings to the mouldering wall, But at every gust the dead leaves fall, And the day is dark and dreary. My life is cold, and dark, and dreary; It rains, and the wind is never weary; My thoughts still cling to the mouldering past, But the hopes of youth fall thick in the blast, And the days are dark and dreary. Be still, sad heart! and cease repining; Behind the clouds is the sun still shining; Thy fate is the common fate of all, Into each life some rain must fall, Some days must be dark and dreary.2 punkty
-
W piąteczek, tuż po szczycie, na Gran Canarii oświadczać kobicie miał się, wicie, Kali. Nie wyszło nic z tego, bo szczyt był wszystkiego, gdy klękły jej byłych gromady kanalii.2 punkty
-
Do alpinistki z miasta Gronau przyszedł raz we śnie lord, a ona, choć z trudem osiągnęła szczyt, bo Anglik się nie starał zbyt, orzekła, że jest zaszczycona.1 punkt
-
nie ma sensu w myślach o drugiej nad ranem, ku pokusie niesamowitej, bo mojej i nie ma prawdy w myślach o drugiej nad ranem, bo wtedy tylko kłębią się głosy, a odbicie nie przypomina siebie nie poczuję się inaczej o trzeciej nad ranem, po co to wszystko? zapiski umarlaka zmęczony o czwartej, ujrzałem wreszcie siebie, w domu bez osób, spojrzałem ku sobie i nie było rozbitej twarzy, a ja we śnie o piątej nad ranem jest coś dziwnego, niespotykanego jedyni w swoim rodzaju boją się dnia, nieprawdaż? herbato o szóstej, dobranoc1 punkt
-
Życie z takim łatwe nie jest bo on nigdy nie zdrowieje. To kolejne ostrzeżenie przed związaniem się z określonym typem faceta. Zapisujcie.1 punkt
-
to nie znaczy że nudno to nie znaczy że trudno to nie znaczy że zwykle to nie znaczy że zniknie dzień w nocy dzień to dzień i noc go omija więc bądź osobo w tym dniu szczęśliwa :)1 punkt
-
bo choć to prawda niektórzy chcieliby w związku z tym zawładnąć posiąść rozproszyć a ja chcę pozostać cała cała dla Nieba1 punkt
-
nie boje się losu jestem mu na tak co ma być będzie to tylko czas który zawsze będzie obok nas nawet gdy wieje i pada nie boję się losu gdy otwiera drzwi za którymi widać uśmiech i łzy więc nie narzekam kupuje to co mi w danej chwili da np. fajne sny1 punkt
-
1 punkt
-
@Ewelina :) dzięki Ewelinko :) również pozdrowienia:) @Tectosmith Pan Bóg się nie uraża w przeciwieństwie do Ciebie, który masz wciąż jakieś wąty1 punkt
-
Oj tam. Pisz co Ci na sercu leży, a nie co akurat jest modne. A co ci dwaj koledzy tutaj nagadali, tym się nie przejmuj. Jeden z nich jest nawet całkiem ok, tylko niestety o tej porze już najprawdopodobniej niezbyt trzeźwy. Cieszę się na następne Twoje kreacje. :-)) Pozdrawiam1 punkt
-
Hej ponownie :) Dzisiaj coś prostego do czytania ale jednak bardzo trudnego dla mnie. do oczu napływają mi łzy przysłaniają wyobrażenie szczęścia mogłabym utopić się w nich ale nie lubię się rozbierać co dalej? co teraz? pogubiłam się w tym świecie chociaż nie lubię się żegnać tak będzie lepiej wybacz że byłam ci kwiatem z kolcami że byłam ci światem ze łzami że nie umiałam pokochać naprawdę przepraszam kiedyś będzie nam łatwiej1 punkt
-
Tylko ostatnia zwrotka. A zwłaszcza ostatnie dwa wersy. Tutaj się tekst usamodzielnia. Jasne, że tego nie widzisz, w końcu Ty to napisałeś i wiesz co chciałeś powiedzieć. To jest całkiem normalne. Przeczekaj ze dwa, trzy dni i przeczytaj sobie z dystansem tylko tą jedyną ostatnią zwrotkę. To była moja pierwsza reakcja, czytając początek też się zastanawiałem, co mógłbym tutaj śmiesznego dodać1 punkt
-
a je nie bo wiem że wiekszość ludzi tam pracuje tylko po to żeby podnieść własne mniemanie o sobie , i poczuć się wartościowym że komuś pomagają nie starczyło by serwera żeby wpisać co mi babcia opowiadała1 punkt
-
kolorowy avatar i nick , RGB czy CMYK niedługo daltonizm nabierze nowego znaczenia @Tectosmith polecam film "blood diamond" taka gra słów , wszyscy teraz są wychowywani przez komputer . com comunikacja , puta czyli kurwa a R to sobie dopisz1 punkt
-
~~ Magister prawa namieszał - doktorek prawa zatwierdził. Obydwaj dziś nam dowodzą, że coś w ich dyplomach .. śmierdzi!! ~~1 punkt
-
Tak czytam Waszą dyskusję i chyba się nie zgodzę, bo przede wszystkim ułożenie krótkiego, sensownego palindromu bywa trudniejsze od długiego. Długi powstaje zazwyczaj, kiedy 'ratujemy się' właśnie z odnalezieniem odpowiednich wyrazów i oczywiście sensu zdania. Najczęściej jednak wychodzi z tego zdanie, które jest jakby wyrwane z kontekstu, ale sensowne. Faktem jednak jest, że i te bezsensowne się zdarzają, ale jeśli ktoś nie przykłada do tego wagi, to jak w każdej dziedzinie ma, na co zasłużył ;) Pozdrawiam - Ale noga, Ziuta! - A tu i zagon, Ela. - I nogę tę goni1 punkt
-
@Nata_Kruk ↔Nata_Kruk↔Dzięki:)↔Nawzajem składam życzenia→ Ci, te same, co powyżej złożone→mi→:~)↔Pozdrawiam:)1 punkt
-
dla mnie nostalgiczny z takik lekkim podtekstem czy aby tylko o podglądanie tu idzie - ten Ptak-Polak ale pomysł dobry Pozdrawiam1 punkt
-
1 punkt
-
Wiem, że to nie wada i że podzielasz mój pogląd. Ale nieustannie mam z tym problem. Ludzie raczej wolą skrajności - albo wiersze przekombinowane czy mocno enigmatyczne, albo takie, gdzie sens jest wyłożony całkowicie wprost. Staram się być ze swoimi gdzieś pośrodku, w związku z czym bywam upominany przez obie strony ;P Zgadza się, trzeba. Tylko że czasem łatwo zafiksować się na punkcie "załatwiania" przeszłości do tego stopnia, że każdy krok naprzód będzie jedynie pozorny, a faktycznie będą to dwa kroki wstecz. I chyba o tym właśnie chciałem opowiedzieć w wierszu. Dziękuję!1 punkt
-
@Leszczym I wcale się nie pomyliłeś. Ta deprecha będzie ze mną jeszcze długo. Dziękuję Ci i pozdrawiam serdecznie.1 punkt
-
@poezja.i.k.s. Przypomina mi się dzieciństwa jak paliłem u babci w piecu. Mieszkała w starej kamienicy i to należało do moich obowiązków. Lecz tutaj piec to tylko metafora rzecz jasna. Wątpliwości.1 punkt
-
Powiedz mi koleś coś przeskrobał że cię skazano na strych Powiem ci - tylko przyrzeknij mi że nie będziesz się śmiał - przyrzekam Więc szeptem mu odpowiedział - ktoś stwierdził iż wolniej chodzę od innych Ten mimo danego słowa takim wybuchł śmiechem że aż pękła pod nim nić Lecz po chwili podszedł do niego mówiąc - przepraszam cię bardzo miły kolego Ja się nie śmiałem z ciebie - lecz z tego który skazał cię na strych A wiesz dlaczego- nie Bo zamiast się złościć powinien się cieszyć że wolniej upływa mu bezcenny czas1 punkt
-
Czymże jest życie Jeżeli nie zbiorem przykrych chwil Przetkanych niedbale dobrymi Nie przypisuje sobie tych słów Powiedział je ktoś znacznie mądrzejszy ode mnie Na Facebooku zobaczyłem Twoje epitafium Cóż za niesprawiedliwy świat1 punkt
-
@Monia@Tectosmith@Kwiatuszek@Moona@A-typowa-b Serdecznie Wam dziękuję i życzę szczęśliwgo Nowego Roku! :)1 punkt
-
Siedziałem w przedziale pociągu, obserwując beznamiętnie rozpędzoną za oknem monotonię krajobrazu… Sady, pola, łąki… Lśniące stawy… Poprzetykane żółtymi kwiatami gęste kępy traw… Woń letniego powiewu… Po łagodnych, zalesionych zboczach wspinał się razem z cieniem giętki bluszcz, goniąc umykającą wciąż linię horyzontu… Ważyły swoje skrzydła płonące ptaki… Promieniowały tą jasnością niemą, której wtórowały kryształowe rozbłyski szemrzących strumieni… Pulsowały mi skronie od dudniących pod żelaznymi kołami drewnianych mostów, przerzuconych nad lśniącymi wstęgami ziemskiego krwiobiegu, niczym wielkie rezonansowe pudła… Usypiałem, oparty czołem o szybę… Białe obłoki, ścinane przez szkło, przybierały rozmaite, nietrwałe formy… Drżały od ciepła strumienie atmosfer… Coraz cięższe powieki… Kołyszący, jednostajny rytm… Tam-tam… Tam-tam… Tam-… Ta… T… Obudził mnie świdrujący, przeciągły gwizd hamowania. Rozwarłszy zlepione jeszcze, jakby zapiaszczone powieki, zobaczyłem ― jak przez mgłę ― parterową bryłę brudnego, zaniedbanego dworca. Otworzyłem okno, wychylając ostrożnie głowę. Nazwa miejscowości nic mi nie mówiła, więc zacząłem studiować mapkę trasy nad oparciem siedzenia, wodząc palcem po kolejnych, oznaczonych cyframi punktach. Otworzyły się niespodziewanie drzwi. Zobaczyłem kątem oka wchodzącego mężczyznę koło pięćdziesiątki. Nie wyróżniało go nic szczególnego, ot przeciętny obywatel… Po grzecznościowym, wymówionym półgłosem przywitaniu, usiadł sztywno naprzeciw mnie, kładąc sobie na kolanach czarny neseser. Przymknął oczy. Wyglądał niby zwyczajnie. Lekko łysiejący, szpakowaty z kilkudniowym zarostem. Ubrany przeciętnie, choć schludnie. Ciemno-szary garnitur, biała koszula, poluzowany u szyi czarny krawat, czarne, nieco zakurzone półbuty… Sprawiał wrażenie przybitego… Biła od niego jakaś trudna do zdefiniowania zagadkowość… Pociąg znowu ruszył, mijając wolno opuszczone, stacyjne zabudowania… Powiewały bezgłośnie zasłonki… Promienie zmierzchającego dnia okrywały podłogę przedziału pomarańczowymi smugami światła… Panował całkowity spokój… Mężczyzna najwyraźniej nie miał ochoty ze mną rozmawiać. Ja zresztą też. Głowa zaczęła mi powoli opadać… Już ogarniał mnie kolejny sen, kiedy nagle usłyszałem głęboki głos mojego współtowarzysza podróży: ― Wiem, że to pana wszystko nuży ― odparł spokojnie, aczkolwiek stanowczo. Spojrzałem na niego zaskoczony. A on ciągnął dalej: ― Zastanawiał się pan nad tym, co nas otacza? Nad sensem stworzenia? Jakie ma pan koncepcje? ― Szczerze mówiąc, nie mam chyba żadnych. Wie pan, codzienne obowiązki, problemy. ― Próbowałem jakoś uciec od tych nader zaskakujących pytań. ― To chyba sprawa dla filozofów. ― Ściekały mi po plecach krople zimnego potu. ― Ma pan rację. Myślało już wielu… Począwszy od Platona, poprzez Kanta… aż do teraz... ― Pisze pan książkę, artykuł albo scenariusz? ― Nie piszę żadnej książki, ani scenariusza. ― Zmarszczył brwi, jakby go chwycił bolesny skurcz. Wyraźnie cierpiał. Nie wiedząc czy nie przekroczę delikatnej granicy, zapytałem: ― Proszę wybaczyć moją niedyskrecję… Ma pan jakieś zmartwienie? Choć może nie powinienem… ― Nic nie szkodzi. Śmiało. Milczałem. ― Wyczuwam u pana lęk. ― Lekki grymas politowania wykrzywił mu spierzchnięte usta. ― No cóż… Każdy ma jakieś kłopoty, niespełnione marzenia… ― Wobec tego odpowiem panu, ale uprzedzam… ― dozna pan ogromnego szoku! ― Mianowicie? ― Spytałem zdziwiony. ― Słyszał pan o Wielkim Wybuchu? ― Owszem, słyszałem. Mężczyzna kontynuował dalej swój wywód: ― Pierwotna nukleosynteza nastąpiła dokładnie 14 mld lat temu. Była początkiem wszystkiego. Ów początek wyłonił się z niewyobrażalnie gorącej i gęstej osobliwości, czyli punktu, gdzie przyspieszenie grawitacyjne, gęstość, temperatura ― były nieskończone. Osobliwość miała zerową objętość, zerowy fizyczny sens. Nagle ― pod postacią gwałtownego rozbłysku światła ― zaistniały: czas i przestrzeń,. Ten najwcześniejszy moment jest tzw. Erą Plancka, bądź wczesnym wszechświatem kwantowym. Era ta trwała od t = 0 do t = 10 do minus 44 sekundy. Do jej zrozumienia aspiruje między innymi Pętlowa Grawitacja Kwantowa, M-teoria, czy Teoria strun… Nie będę tego rozwijał… Po niej nastąpiła Era wielkiej unifikacji, poprzedzająca Erę inflacji, jej istnienie opisał Alan Guth. Dopiero od tej chwili zaczynają obowiązywać prawa ogólnej teorii względności Einsteina. Kolejne etapy: Era elektrosłaba, kwarkowa, kwadronowa, leptonowa, promieniowania, materii, galaktyczna… Początek, zatem ― nie był zamianą materii w energię, tylko odwrotnie ― energii w materię. Wszystko kipiało od wysokoenergetycznego promieniowania gamma oraz Roentgena. Wielki Wybuch ogarnął od razu całą przestrzeń… Przestrzeń i czas tworzy materia i antymateria, czyli elektrony i pozytony. Podczas swoistego baletu śmierci ulegały one stopniowo anihilacji, stając się fotonami, czyli właśnie światłem. Ostatecznie zwyciężyły te pierwsze, dzięki czemu istnieje materialny świat i wszystkie żywe organizmy. Dzisiejsza ucieczka galaktyk nie następuje od jakiegoś wyróżnionego punktu, tylko każda odbiega od każdej, niczym rodzynki na rosnącym cieście. Wszechświat przypomina kształtem ogromny, puchnący balon. ― Zada mi pan pytanie: a co jest poza jego granicami? ― Otóż poza nimi istnieje coś zupełnie innego z kompletnie odmiennymi prawami fizyki. Doskonały absolut wszechistnienia. Zilustruję to prostym, obrazowym przykładem. Proszę sobie wyobrazić nieskomplikowaną myślowo grę, tzw. „Strzelankę” na automacie. Na pewno je pan pamięta. Były bardzo popularne w latach 80. Otóż można sterować w niej rakietką klawiszami albo joystickiem w górę, w dół, w bok. Obracać, strzelać do przeróżnych dziwadełek, które ją próbują atakować itd. Ale postanawia pan sprawdzić, co się stanie, gdy skieruje się nią, czy raczej przybliży do krawędzi monitora. I co się dzieje? Ku pańskiemu zdziwieniu (choć doskonale pan wie, że inaczej być nie może) nie wylatuje ona poza obręb monitora i nie lata panu po pokoju, tylko leci od przeciwnej strony ekranu, będąc cały czas w jego obrębie. Dlaczego tak się dzieje? Bo dla tej rakietki to właśnie ten ekran monitora jest prawdziwym wszechświatem, dostosowanym do jej, nazwijmy to, potrzeb. Nie wylatuje na zewnątrz monitora, bo to „zewnątrz”, jest dla niej zupełnie obcym wszechświatem, o zupełnie odmiennych dla niej prawach fizyki. To samo dzieje się z nami. Nie przeskoczymy do multiwszechświata, czy innego wszechświata w nim zawartym, bo panują tam zupełnie odmienne dla nas prawa fizyki uniemożliwiające nam wniknięcie… ― Zanudzam pana? ― Ależ nie. Niech pan mówi dalej… ― Tylko… ― Zatem, istnienie osobliwości zostało potwierdzone matematycznym założeniem, tzw. metryką Friedmana-Lemaitre'a-Robertsona-Walkera. Według niej wszechświat wykazuje jednorodność i izotropowość. Jego elementy: przestrzeń, czas, materia, antymateria, energia, oddziaływania słabe, elektromagnetyczne… ― Tylko? ― Właściwie, dlaczego mi to pan opowiada? Jest pan fizykiem? ― Zapytałem nieco poirytowany. ― Nie. Chociaż… czy ja wiem… ― Nie rozumiem? ― Widzi pan… jestem stworzycielem tego wszystkiego. ― Kpi pan ze mnie?! ― Mówiłem przecież o niewyobrażalnym szoku… ― Hahahaha! ― Parsknąłem nerwowym śmiechem, obejmując dłońmi brzuch, ale po chwili poczułem wściekłość, będąc przekonanym, że facet robi mnie w konia. ― Żarty!? ― Wrzasnąłem. ― Pił pan? ― Znowu ogarnął mnie śmiech. ― Nasze gwiazdy powoli gasną, nie ma dla nich ratunku. Materia ulega entropii, czyli stopniowemu rozproszeniu. Grawitacja słabnie. Zabije ją Wielkie Rozdarcie… Wszelkie molekuły, nawet te subatomowe, zostaną całkowicie rozerwane. Nie będzie nic. Zdębiałem do reszty. Miałem odczucie jakiegoś wariackiego snu. ― Nie, nieee! Dosyć! ― Zaprotestowałem, zasłaniając sobie uszy. ― Ależ tak! ― Zaszeptał, niemal rozsadzając mi czaszkę, jak czytający myśli telepata! ― Nasz wszechświat nie jest jedyny. ― Dodał już normalnym głosem. ― Słucham? Nie zwracał uwagi. Mówił dalej: ― Są ich miliardy. Każdy ma swojego Boga, istotę fizyczną i nie-fizyczną zarazem. Zrodzoną z osobliwości i jednocześnie nią będącą. Jestem jednym z miliardów ― odparł. ― Inne wszechświaty? ― Zapytałem, niemal łkając. ― Powstają w bezkresnym nad-wszechświecie albo inaczej, multiwszechświecie, którego nawet ja ― nie mogę ogarnąć rozumem. ― Multiwszechświecie? ― Puchną, pękają… niby bąble wrzącej wody… Wiecznie… ― Chce pan powiedzieć, iż… rozmawiam nie z człowiekiem, lecz… ― Bogiem? ― Tak. Uderzyła mi do głowy krew. Mężczyzna otworzył neseser, wyjmując dwie nieprzezroczyste fiolki. ― Jeśli te substancje połączę ze sobą oraz wstrząsnę ― nastąpi kres naszego wszechświata. Będzie nowy Wielki Wybuch, który go błyskawicznie unicestwi… Unicestwi razem ze mną... Pierwsza zawiera pramaterię, tzw. Ylem, nad-gęstą ciecz jądrową sprzed 14 mld lat. To zaczyn pierwszych pierwiastków chemicznych. Druga ― mieszankę wspomnianego wcześniej wysokoenergetycznego promieniowania gamma i Roentgena. Istnieje taka teoria Alfa-Beta-Gamma… ― Być może słyszał pan o niej? ― Jakiś absurd! ― Krzyknąłem. ― Żaden absurd ― syknął przez zęby, ściskając dłońmi obie fiolki. ― A więc, totalny idiotyzm! ― Przekonać pana? Mój czas upłynął. Każdy cykl ma swój kres. Powstanie nowe, lepsze... Wszyscy Bogowie tak czynią. To rodzaj ewolucji, rozumie pan? ― Ale, po co mi pan o tym mówi, znaczy, po co mi o tym mówisz… Boże? ― Nie mogłem wymyślić nic rozsądnego, więc wyszeptałem jedynie: ― Dlaczego? ― Zaczynał je powoli odkręcać. Bolesne pulsowanie rozsadzało mi skronie. Najpierw pomyślałem, że chcę, ponieważ byłem przekonany, iż z tego i tak nic nie będzie, gdyż rozum nakazywał mi traktować to wszystko jak jakieś bajdurzenia wariata. Jednakże zwyciężył pierwotny instynkt przetrwania. ― Niee! ― Wrzasnąłem, skacząc mu momentalnie do gardła. Doszło do szarpaniny. Fiolki spadły na podłogę. Wytrzeszczał przekrwione oczy, charczał… Moje palce coraz mocniej ściskały jego krtań… Miałem tego wszystkiego dość! Pociąg gwałtownie szarpnął. Poleciałem do tyłu, uderzając boleśnie potylicą o coś twardego. Usłyszałem trzask pękającej szyby… Zdążyłem jeszcze zobaczyć Boga, wstrząsającego szybko obie substancje i ― przeszywający wszystko potok jaskrawo-niebieskiego światła… Potem… ― nie było już NIC. (Włodzimierz Zastawniak, Sierpień, 2015) *** Bibliografia: 1. Alan Dressler (1995): Podróż do Wielkiego Atraktora (przekład: Jerzy Lewiński). Zysk i S-ka Wydawnictwo (1996) 2. John Gribbin (1986): W poszukiwaniu wielkiego wybuchu (przekład: Piotr Amsterdamski). Zysk i S-ka Wydawnictwo (2000)1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne