Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 23.09.2023 uwzględniając wszystkie działy
-
a może jesteś w zakamarkach wszechświata w pudełku na zawsze zmierzony w cyfrach co zdradzają upływ czasu policzony w pajęczynie własnych myśli które tka ktoś inny uwięziony i tylko marzenia twoje wolne są od przeznaczenia7 punktów
-
6 punktów
-
Jurto otworzę mój wiersz tysiąc razy, jako niezalogowany. Pojutrze napiszę nowy i otworzę tysiąc pięćset. We wtorek biorę finał po dwóch tysiącach będę swoim najwspanialszym czytelnikiem. Komu, jak komu...6 punktów
-
Mam coraz bardziej zamglone oczy, choć to nie mgła. Czuję, że jestem tylko fragmentem, pozorem tła. Przerysowany świat mnie odpycha, uciekam w dal. Tam gdzie skowronki piją z kielicha, kwietniowy czar. Dostrzegam wieczność w małym kwiatuszku, co kwitnie sam. Światło jest blisko czuję wyraźnie, więc spieszę tam. I jeszcze tylko oczy obetrę, na co mi łza. Z błękitnym wiatrem wzlecę na wieczność, cicho jak mgła.6 punktów
-
Warto kochać warto marzyć warto żyć Bo to wszystko razem spięte tworzy nić Nić po której się wspinając nigdy nie spadniemy w dół5 punktów
-
myśl nerw wyczekiwanie papier zniecierpliwiony nudny tani stawiam przeciągam zarysowuję... nie – to znowu będzie do bani wdech wydech okno deszcz listowie przemokłe bezbarwne wilgotne szumi dzwoni wzdycha kołacze... stoję – mówi – czekam i moknę ścisk konsternacja i prychnięcie ironiczne śmieszne urocze wypycham wypełniam zaklinam... i tą myślą tak naprzód kroczę 19 IX 20235 punktów
-
-Mistrzu, czy masz radę jak uniknąć porażek, oraz innego typu nieprzyjemnych zdarzeń? -Bardzo będzie pomocne, jeśli zrobisz wszystko, by dać odpór wrogowi, własnemu lenistwu.4 punkty
-
zmuszasz mnie do życia, którego nie chcę do powietrza, którego nie pragnę, do słów, których nie chcę wypowiedzieć zmuszasz mnie do oddychania do mówienia do bycia nie rozumiem nie chcę zrozumieć jestem pęknieta na pół może na trzy czwarte nie zmuszaj mnie do pragnienia boli mnie to boli mnie boli połowa może nawet trzy czwarte4 punkty
-
Zerwał się wiatr Poleciało piórko w przestworza Modli się o kroplę deszczu Chciałoby im ciążyć Lecz nie może Może tylko poddać się sile Która chciałaby być siłą Dachy zrywać z ołowianych powiek A to raptem Ciepły wiatru powiew Zdolny unieść I zapalić jak zapałkę Dawne uczucie4 punkty
-
Z cyklu: Śpiewnik pielgrzyma Na sto trzydzieści osiem Jesień zastała Cię W głębokim lesie Jesienią świat jest kolorowy Wiesz co to znaczy zawrót głowy Jesienią na żółto Mieni się świat Możesz dowiedzieć się Ileś jest wart Bo podróż swą Kontynuujesz Z dalekiej północy Do celu drałujesz Dzień za dniem Do przodu idziesz Dzień za dniem Skraca się cień Widzisz że warto Że w dobrą stronę Pomimo, że natura Kładzie się spać Ty w jednym miejscu Nie musisz stać Jesień to wolność Jesień to smak Tego co się kończy Tego co wspak Jesień to wolność Jesień to smak Tego co się kończy Tego co wspak //Marcin z Frysztaka Wszystkie moje książki Za darmo Znajdziesz na stronie: wilusz.org3 punkty
-
gdy po odcięciu kotwicy zaczynam płynąć i daję się nieść dalej - znów biała chmurka tańcząca z wiatrem aż mnie rozwieje3 punkty
-
deszcz złotem się staje gdy pada nieustannie w potop zamieni sawannę nawet pustynię kiedy woda spłynie cieszmy się urodzajem3 punkty
-
Mądrość jest milcząca, Nie chce dużo mówić. Woli w ciszy usiąść, pomyśleć, poczytać. Mądrość bacznie patrzy, obserwuje, czeka. A gdy nie rozumie, poszuka, popyta. Mądrość miłosierna, odważna zarazem. Swym zasadom wierna, dba o wartość duszy. I gdy przyjdzie moment dać swoje świadectwo, żadną mocą, siłą, mądrości nie skruszysz.3 punkty
-
astronomiczna jesień zapukała do drzwi weszła bez pytania rozsypując tęczowe liście a wiatrem wilgotnym smugała ściany chciałam na próżno za drzwi wyprosić katarem i kaszlem sypnęła po oczach bez słowa usiadła w rogu jak nimfa zrobiłam herbatę z cytryną i miodem dla siebie bo ta odmówiła jakby zachowała resztki kultury gdzieś w kieszeni pod kałużą deszczu odchodząc zapomniała kasztanów i jarzębiny trudno przywłaszczę i zrobię z nich wianek dla siebie a z liści uplotę sukienkę mieniącą się jak konfetti rzucone w otchłań z radością Klaudia Gasztold3 punkty
-
Rozległ się głośny, zbyt donośny również płaczliwy ależ rozpaczliwy. Krzyk na sali, gdzieś tam w oddali. Wszyscy spojrzeli ku sobie, ale nikt go nie słyszał. Niczym czapka niewidka. Bo po co patrzeć, skoro lepiej nie widzieć i tak gwar dnia codziennego wszystko rozmył jakoby nic nie było.3 punkty
-
#OPOWIADANIE_Z_PAMIĘTNIKA_BOGA_CZ_III Z PAMIĘTNIKA BOGA - PRZYJAŹŃ LICZONA W LATACH ŚWIETLNYCH (CZ.III) Zawsze chciałem mieć przyjaciela. Mimo, że miałem wielu kolegów i koleżanek w Niebie, którymi byli święci i święte oraz anioły, to wydawało mi się, że ludzkość, ten zlepek genów, odruchów i szaleństwa, to takie harpaganowe stworzenie surwiwalowe, niezwykle silne istoty i prowadzące swoje prawdziwe życia - to bardzo intrygująca grupa, dlatego zapragnąłem mieć w człowieku przyjaciela. W pewien sposób im tego zazdrościłem, że są tacy wolni, że iskrzą jak ogień, że ulegają namiętnościom i mierzą się z konsekwencjami. Są takim statkiem, który dobrze czuje się w sztormie i celowo bujają nim biegając z lewa na prawo - ciesząc się strachem, że morze może ich przewrócić. W niebie było bezpiecznie, wręcz zbyt bezpiecznie. Czysta pościel, anielskie śpiewy i dyskusje o zasadności dekalogu, uczty, kiedy nikt nie upija się i nie ryczy do księżyca - nie, to nie dla mnie - pachnie to nudą. To wtedy, gdy sobie to uświadomiłem - postanowiłem zrobić coś, co będzie na poziomie mojej siły i wielkości, ale jednocześnie ukaże, że człowiek jest mi bliski, bliski do każdej kropli krwi, do każdej rany, które miały być dowodem tej bliskości. Po naukach Ojca Niebieskiego i sielance istnienia tam, postanowiłem zrobić coś skrajnie niemożliwego. Postanowiłem umrzeć. Umrzeć prawdziwie i uczynić prawdę śmierci - misterium. Ostatecznym aktem miłości, której bliski jest akt przyjaźni i oddania. Gdy miłość jest alfą to śmierć jest omegą, ale tak jak ziemia kręci się w koło wokół słońca, podobnie jest z cyklem życia i śmierci, początku i końca i między alfą a omegą. Wieczność to bezkres czasu, a cykle pozwalają czuć się bezpiecznie, bo gwarantują przewidywalność, pozwalają mieć los pod kontrolą. Zanim jednak urodziłem się na Ziemi, zanim dokonałem ostatecznego aktu przymierza z ludźmi, obserwowałem. Z gwiazd patrzyłem na Ziemię i Izrael, na lud wybrany. Wiedziałem, że samotnie misji nie wykonam, a jedynie w towarzystwie ludzi mi oddanych. Miało być ich dwunastu. Ładna liczba, bardzo ostateczna i kosmiczna. Jest symbolem ważnym. O ile ma się udać, to muszę znaleźć taką materię istot, które uniosą ciężar filarów nowego kościoła, nowej a jakże oddanej starej - wiary. Wielu było potencjalnych kandydatów, ostatecznie znalazłem wszystkich. Byli niemal stworzeni do tego zadania. Ludzie szanujący wiarę, pracowici o dobrych sercach, ale też o sile charakteru. Spodobał mi się Judasz. Człowiek o pewnej tajemnicy, która w nim była jak róża, ale taka skryta w mroku cmentarza nocą, róża z kolcami - ściskana dłonią, która wyraża miłość do krwi. Był jak piorun, który wydaje się przypadkowy, a przecież na świecie nie ma przypadków, przynajmniej nie dla mnie... Mistyka jego istoty była ukryta w kubraku chwiejności i słabości. Tak, on udawał ofiarę, ale to pobudza ludzką dobroć, pozwala na dostęp i wsparcie - co zasadniczo przybliża ludzi. Judasz miał bliskich przyjaciół, jednak trudno mu było zaufać. To prawda. Miałem dla niego zadanie, którego nikt nie zrozumie, przynajmniej niezbyt prędko. Miałem dla niego misję tragiczną i przeklętą. TAK! To ZDRADA. Któż mógłby wbić gwóźdź do trumny, jak nie najbliższy, najukochańszy - a tylko on stał się taki dla mnie. Brzemię, jakie podniósł mogło równać się niemal z tym, co sam miałem dokonać. Różniło nas tylko to, że ja byłem Bogiem, a on człowiekiem. Ale brzemię i jego konsekwencję poniósł i dziś, gdy na to patrzę oczami przeszłości - jest dla mnie tym, kogo szukałem. Jest dla mnie prawdziwym przyjacielem. Długo siedziałem nad planami mojego poświęcenia człowieczeństwu. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale przecież żadne wielkie dzieło nie jest łatwe, musiałem zachować poziom. Betlejem - tak, tam będzie początek. To będzie małą alfą mojego życia. Koniec na Golgocie - to będzie omega mojego życia ziemskiego. Długo się zastanawiałem, kogo wybrać do zdrady. Judasz był wielkim kandydatem, ale kochałem go mocno i bałem się bólu, jaki wywoła we mnie jego zdrada i ciężar, jaki historycznie będzie na niego zrzucony, bałem się, że mogę nie unieść ciężaru wybaczenia. Kiedyś odwiedzałem Judasza i spędzałem z nim czas, jako przypadkowi ludzie, których poznawał na swojej drodze. Graliśmy razem w gry i chodziliśmy do Synagogi modlić się. Pamiętam, jak śmialiśmy się razem patrząc jak mewy kołują nad jeziorem Genezaret i polują na małe skaczące ryby ponad taflą wody. Gdy graliśmy w gry, zawsze przegrywał, bo biedak nie potrafił oszukiwać. Dawało mi to coś, czego nie sposób opisać. Odnalazłem bratnią duszę. Ostatecznie pomyślałem, że skoro ja mam być wiecznie uniesiony do rangi Boga wśród ludzi, to on jak przeciwwagą będzie potępiony, a w moich oczach będzie jedynym prawdziwym przyjacielem, bo cóż się nie robi dla najbardziej ukochanych, jak nie niesie najgorsze ciężary, jak nie robi rzeczy wielkie. Ciężar zdrady, ba! Za czterdzieści srebrników - cóż za kwota..., był ogromny i czas przeklęcia też przeogromny, ale na końcu, gdy nastanie ostateczne Niebo na ziemi, zaraz po końcu świata, karty odwrócę i z najbardziej poniżonego, stanie się numerem jeden. Wydaje mi się, że mierząc latami świetlnymi, Judasz stał się najbliższy mi, najjaśniejszy, mi będącym w kosmosie i poza nim - jednocześnie, mi będącym - królem Izraela i Bogiem jego. Ta miłość powinna mieć kontynuację. Może już miała, skoro rzeczy już się wydarzyły, nie wydarzyły się nigdy i dopiero się wydarzą. Gdy czas istnieje, gdy jesteśmy jego świadomi, a nie ma go, kiedy nie będziemy o nim wiedzieć. W świadomości Judasza trud zadania niemal go pozbawił rozumu, wiedziałem, że zrozumie, jak posłuszna owieczka, ale dojrzeje do zadania dopiero po fakcie. Tak też było. Jednak zdrada, na którą miłość nie pozwala i która generuje ogromny ból - były cementem naszej wieczności. Judasz stał się gwiazdą krążącą między alfą i omegą mojego jestestwa. Najczulej odczuwał puls mojego serca. Jeszcze chwilę poczekamy na jego chwałę, ale jest to punkt główny mojego porządku nowego świata. Autor: Dawid Daniel Rzeszutek3 punkty
-
@duszka Cieszę się, że wyłapałaś coś ciekawego Miło że jesteś :) @Rafael Marius Prawdziwe bogactwo jest w nas Choć nie zawsze to dostrzegamy Dzięki :) @Tectosmith Dzięki za czytanie :)3 punkty
-
Rasta harmonia losem kołysze Gan Dża zielenią myśli maluje złocista miłość rytmicznie wabi wiara czerwienią roznieca dusze Trójkolorowo tańczą spojrzenia na luzie uśmiech dymkiem się snuje ciepłym zbliżeniem muśnięciem tuż tuż przyjęta fala niesie najczulej Babilon został za bramą troski barierę stopił ekstazy płomień złączeni szlakiem do obiecanej na skrzydłach ziela odlecą do mgieł Gan Dża - ogród Boga Jah(we)2 punkty
-
takie bilety zazwyczaj rozdają nic szczególnego bez ornamentów ani ramek prawie ulotka jednak bilet nikt by nie pomyślał że wartościowy taki bilet się ogląda długo sprawdzając gramaturę teksturę i kolor nawlekając na zwoje mózgu niczym partyturę wieszaną przed orkiestrą taki bilet nie ginie zaczepia się o codzienności kłuje nawet kiedy się śpi w piętę i paznokieć a te nawet zgrubień nie mają dnia jutrzejszego taki bilet niespodzianka to bombonierka i skarpetki kakao na śniadanie które lubi zamykać etap spania bo bierze za dłonie i ciągnie do słońca taki to bilet2 punkty
-
2 punkty
-
na stenogramie wzrost waga kolor oczu w dźwiękach uderzanych klawiszy spisany inwentarz niezbyt imponujących wzlotów i upadków na kilku kartkach papieru suche dane tymczasem czuję jak podchodzisz oddech na karku przyjemnie mierzwi włoski szepczesz z tryumfem do ucha a mi się udało uciec Eh cholero wzdycham z uśmiechem bo cóż innego można zrobić2 punkty
-
Kiedyś krzyczałem całkiem tak jak oni "No future" i bez wątpienia miałem coś na kształt racji. Dużo później przysiadłem na kamieniu nad morzem i odrobinę uważniej wsłuchałem się w chwilę obecną. I ktoś nawet mi pomógł, bo tutaj czasem pomagamy sobie. Może również dorzuciło swoje cztery grosze. Na kwaterę wróciłem niemalże kontent i z odrobiną nadmorskiego kontentu. Władysławowo, 23.09.2023r.2 punkty
-
Biblioteka Otulona książkami bezpieczna w róży cieniu… za zamkniętymi drzwiami. z oknem otwartym na świat. próbuje odnaleźć szuka wzorów które prowadzą w świat Przedszkola jakby nie było, bo inny to byt czas W szkole – fakt – było miło, ale inny to blask… I był pan od przyrody (którego Herbert znał) ale skurczył się szybko pośród historii kart... i nagle jest! Olśnienie Ta Pani od książek długa spódnica w kratę w kolorze smutnym bo jak… W książkach przecież całe życie przeżyła i to jej cały Świat Horyzont się zawęża, postaci coraz mniej Pani wśród książek na półkach jest pewnie dzisiaj lżej2 punkty
-
ile dróg trzeba przejść żeby się przekonać która najlepsza? co poczuć by wiedzieć że coś jest i serce poszerza - jak głęboko zabrnąć...? jak płytko się uśmiechać by smutek zakryć - lecz nie całkiem? czy nasłuchiwać gdy z oddali - milkną dźwięki echa? ile zakrętów ominąć łukiem szerokim? ile zerwać owoców jabłoni żeby zmysły pokrzepić? Ile wody w usta nabrać by się w końcu wylała? jak często tańczyć walca? jak długo stąpać po krawędzi by poczuć ostrość pod stopami?2 punkty
-
Spacerując parkową alejką nic nie mówiąc rozmawiali o miłości. Rozmawiali o niej pięknymi gestami serc oczu i dłoni. Spacerują parkową alejką czuli że inni pożerają ich wzrokiem. A przecież tak naprawdę nikt nie ma prawa drwić z miłości2 punkty
-
Nie od pałki pęka serce, Ni kamieni; Bicz, zbyt mały by go widzieć, Znany jest mi By chłostać magiczną istotę, By ją zabić, Lecz zbyt godna jego nazwa By wyjawić. Wspaniałomyślnie kiedy ptak, Przez chłopca wypatrzony, Swym śpiewem wysławia kamień, Którym był trafiony. Od tłumacza: większość stron publikuje ten wiersz z trzema powyższymi strofami, ale czasem pojawia się czwarta. Niestety jestem tylko początkującym dickinsonistą i nie wiem dlaczego. Pewnie kryje się za tym jakaś historia. Czwarta strofa brzmi tak: Wstyd nie musi się kryć Na świecie takim jak nasz - Wstydzący się - stójcie prosto - Ten Wszechświat jest wasz. I całość u Emily: Not with a club the heart is broken, Nor with a stone; A whip, so small you could not see it, I ’ve known To lash the magic creature Till it fell, Yet that whip’s name too noble Then to tell. Magnanimous of bird By boy descried, To sing unto the stone Of which it died. Shame need not crouch In such an Earth as Ours – Shame – stand erect – The Universe is yours.2 punkty
-
Morze choć ogromne i wszechwładne nigdy nie przesadza. Nie przegina. I nawet jeśli je burze rozszaleją i gdy fale pójdą w wielometrowe kołtuny przypływy niejedno zaleją i podtopią wszystko można z łatwością wytłumaczyć. Niezmienny rachunek zawirowań pogodowych. Co innego człowiek. Ponoć nadrzędny. Ten zapalczywie przesadę wytyka palcem. Zwalcza ją do imentu ścierając zęby i dłonie a sam samodzielnie lub w grupie co krok przesadza. Ba, przesadza nawet w przesadzaniu... (niniejsze stwierdzenie nie jest przesadą). Ma jeszcze czelność - zamiast spokojnie szumieć warczeć - wrrr "bez przesady" lub pretensjonować - brrr "bez przesadyzmu". Władysławowo, 21.09.2023r.2 punkty
-
Gorzki wybór Na suchych wargach smak pocałunku w zgliszcza pamięci spłynął goryczą W krtani uwięzły splątane słowa milczę zarazem bezgłośnie krzycząc. W oczach obrazy chwili minionej płoną boleśnie choć łzą zroszone. Tęsknota trzewia trawi od środka Rozum powtarza: ”wszystko skończone”. Gdy obojętność w nicość obraca miłości wzniosłej ulotną postać choć serce wyje jak ranne zwierzę lepszym wyborem odejść niż zostać.2 punkty
-
Moje dłonie Blisko twoich Szukają schronienia Przed gromami z nieba I nie ma nic więcej Oprócz twojego płaczu (Łez radości) A my wszyscy dalej Chowamy się przed deszczem (W ten ostatni dzień)2 punkty
-
Skąd by się tam wzięła, w raju? Zapytasz. Całe dnie leżeć na chmurce, zero zakłóceń w sercu. Ile dałoby radę wytrwać? Po jakim czasie wystąpiłaby nuda? Pozostając tą samą istotą w życiu pozagrobowym, co w tutejszym, zabraknie nam celu. Wieczność bez celu? To jest raj? Być jak letzter mensch, nie ubermensch? Bóg nie żyje! Nasz koński przyjaciel miał rację! To upadek ludzkości. Trzeba im zabrać co ich, a potem oddać i stado owiec będzie szczęśliwe. Tak, Misza? Ale czy na pewno, czy na pewno? Dzisiejsze badania psychiatryczne wykazują, że gnuśność prowadzi do depresji! O tym, który myśli cytatami z poetów, o mnie Platon pisał. Przecie w arkadii aniołki do końca świata dmą w trąbki Panu od wieczora do wieczora, od wtorku do wtorku. Diabeł miał punkt, woląc rządzić piekłem, niż służyć w niebie.2 punkty
-
pytamy dlaczego i po co gdy ból dosięga i trwoga tak trudno o prostą ufność gdy chcemy zrozumieć Boga2 punkty
-
Drzewa nie chcą jeszcze spać Kołyszą namiętnie Targają myśli sobie Leniwie echo Nie musi odpowiadać Wszystkim Jutro jest we mgle Szeptem Nie mym krzykiem Niemym Gest znaczy więcej niż słowo Potargane Wyrzucony z warg Miedziany grosz Jest skarbem Już wiesz dlaczego Drzewa nie chcą jeszcze spać Targają myśli sobie W cieniu2 punkty
-
Światło przenika Przez moje palce I czuję cię (gdzieś daleko tam) Ciało skąpane w letnim deszczu A dla mnie nie ma nic Poza chłodem samotnej nocy I uderzeniem szumiących fal Blisko mojego domu A potem wracam na gorący rejon Ale ty już odeszłaś I twój czuły pocałunek Był tylko wspomnieniem2 punkty
-
Usiłowałem coś. Nadal usiłuję… Co? Spogląda na mnie z lustra obojętna albo przejęta smutkiem twarz. Trochę podobna do mnie i trochę do nikogo… Kto tu jest? Osacza mnie okrutna noc. Mruga do mnie oczami. Całymi rojami zimnych gwiazd… Noc i nic. I znowu nic, bądź noc… Ktoś tu był. Zniknął w otchłani czasu. Ktoś, coś albo ono… Szalejący wir samotności mży drobinkami kurzu w mdławej poświacie wiszącej lampy. Wspina się po ścianie skrzydlaty cień, porusza odnóżami. Dotyka czułkami plątaniny żeliwnych rur, która rozpierzcha się pod wybrzuszonym stropem. Żeliwna plątanina rur, bulgocząca i pełna jęków. … Ktoś się przechadza na poddaszu w tę i z powrotem. Słychać wyraźnie powolne, ciężkie stąpania… …. Otwieram powieki, zamykam… Trzepotanie powiek trwa przez kilka minut. Coś mnie oślepia, coś przenika… Słońce? Nie. Jakby powiew przeciągu. Przepływają przez pokój widma, lecz jakieś zmechanizowane, stechnicyzowane.. Podejrzanie nowoczesne jak na pradawny sen somnambulika. Podają sobie ciężkie przedmioty od ramienia, od czoła… Czaszki, nie-czaszki, stalowe obręcze, zębate koła… Roznoszącą woń elektryczności podręczną maszynerię. … I znowu się wszystko od nowa tworzy, ale tym razem od końca do końca. I znowu od końca. Nie wiadomo po co. … Uchwyty, przekładnie, powyginane pręty… Zeskorupiałe, rdzawe plamy. Poprzecierane tabliczki znamionowe… Frezarki podpierają ściany w jakiejś dawno opuszczonej fabryce niepotrzebnego złomu ze zwisającymi, pozbawionymi wrzecion głowami. Niczym strudzeni w dworcowej hali, co czekają na Godota. … I znowu do końca… … Rozsypujące się truchła, maszkary… Leżące szkielety koni, psów, hipopotamów? Pełno tu tego, aż po horyzont siny i mokry, jak u Beksińskiego… … To jeszcze nie wszystko. … Jeszcze się zrywa skądś rozjuszona bryła i stacza się z łoskotem po zboczu sennego masywu na wyobraźnię. … Jestem tu jeszcze? Odpływam. (Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-21)2 punkty
-
Wrześniowy spacer Barwami drzewa już zajęte, Czerwień rozpala bujną zieleń, Dzień jeszcze parzy świat gorącem, Noc sny śni coraz bardziej chłodne. Kluczące ptaki pod obłokiem Żegnają, inne przylatują. Złocisty promień na polanie, Cieszę się pysznym tym widokiem. Borowik duma w mchu wygodnie, Wiewiórka orzech chowa w norze, W poszyciu skrzypi coś, chrobocze, To chyba skrzaty i krasnale. Szkoda troszeczkę, że nie widzisz, Za nostalgicznym skryta głazem, Zaszyta w liście butwiejące – Piękniej by tańczyć było razem. Flamenco szaleć, krew gorąca, Zrywać te słodkie z drzew owoce, Nie zważać na to czego nie ma, Roznamiętnieni aż do końca. Marek Thomanek 15.09.20231 punkt
-
- dla Siostry - Expectavi, expectavi - pokiwał głowa Poncjusz Piłat, Iudeae procurator, podnosząc się zza marmurowego stołu. - Oczekiwałem, oczywiście... Jezusie - z niejaka trudnością zwrócił się Doń bezpośrednio, po chwili wahania wyciągając ku Gościowi prawicę. - Może spoczniesz? - po kolejnej chwili wahań wskazał miejsce naprzeciw tego, które jeszcze przed momentem sam zajmował. - Chętnie - odrzekł Wszechświat. - Ale i on - tu wskazał na trzymane wciąż zwłoki Olega - potrzebuje przybrać wygodniejszą pozycję. - Zatem... połóż go tutaj - Piłat pokazał stojące tuż obok łoże biesiadne, nadal wracając do siebie pomimo gorączkowych starań. Jezus zrobił, co Mu zaproponowano: ułożył ostrożnie martwego w pozycji na wznak. - Olegu - powiedział, spojrzawszy na Piłata - jeszcze trochę. - Czekaj cierpliwie, czas jest już bliski. Gospodarz patrzył, sam nie wiedząc, co powinien myśleć o tym, czego doświadcza. Jezus uśmiechnął się, widząc jego myśli bardzo wyraźnie. - Wydaje mi się, że wy, Rzymianie, znacie pojęcie duszy czy też ducha - zaczął. - I że także dla was śmierć następuje w chwili rozstania się jej z ciałem. Na przykład w wyniku trafienia strzałą - popatrzył znacząco po raz drugi. - Przyznaję, że powtórnie wydałem rozkaz zabicia Ciebie, tym razem świadomie narażajac swoich ludzi - odpowiedzial wolno Piłat. - Skoro za pierwszym razem się nie udało - myśli w jego glowie, raz świetlnoduchowe, raz cyniczne i zimne, poszukiwaly właściwego tonu. - Ale taki ich los: jakie zycie, taki poziom ryzyka - dodał sentencjonalnie. - I taki mój: decydowac i rozkazywac w imieniu cesarza i w imieniu Imperium. Nawet szafując i ryzykując czymś życiem. Na przykład życiem twojego towarzysza, jego wszak śmierci nie planowałem. Wracając zaś do losu, mam go taki, jaki sobie wybrałem - dorzekł. - Tu masz rację - zgodził się Gość Nad Gośćmi. - Jak widzę, wykonałeś całkiem spory myślowy wysiłek, co dobrze świadczy o tobie i o twojej woli. Wzrosłeś także duchowo, co z przyjemnością stwierdzam. Dlatego - uśmiechnął się ponownie - niech przestanie cię kusić ten krótki miecz, ukryty pod togą. Jego stal mówi do ciebie, słyszę to wyraźnie: użyj mnie, użyj - on przecież ci zagraża. Chachacha! - roześmiał się swobodnie. - Nie zagrażam tobie ani twojej władzy. Gdyby było odwrotnie, nie żyłbyś już - i to od dawna. Czego już się domyśliłeś, o ile wiem. Bardziej natomiast, jak z kolei ty wiesz, zagrażają ci twoi poddani. Szczególnie ci z wysokich stanowisk. Są dwujęzyczni, podstępni i marzy im się niepodleglość - tego też z pewnością jesteś świadom. Ale... - specjalnie zawiesił głos. - Sed, ale to się nie stanie! - podjął powoli, z naciskiem i szczególnym uśmiechem procurator. - Aha - teraz uśmiechnął się WszystkoWiedzący. - Ten blysk w oku! Skąd ja to znam? - zapytał retorycznie. - Właśnie: skąd? - zaciekawił się Poncjusz. - Z innych wcieleń, jak zaczynasz się domyślać - odrzekł Jezus. - Z minionych oraz z tych z innych światów i wymiarów - znowu zawiesił głos. - Stop, stop Jezusie - powiedział Piłat. - Mimo wszystko nie nadążam... - Zostawmy więc tę kwestię - przytaknął Ten, Który Dawno Miał Nie Żyć. - Bo i faktycznie długie to - albo rozległe - zagadnienie. Wrócmy lepiej do spraw tego życia. - Istotnie, tak będzie lepiej - zgodził się namiestnik. - Co zatem z ową wymarzoną niepodległością - tu uczynił znaczącą przerwę, podkreśloną równie czytelnymi miną i gestem - od Rzymu? Kiedy niby to nastąpi? - Nastąpi - Wszechwiedzący rozwiał wątpliwości. - Ale w bardzo odleglej przyszlosci, pełnej dla ciebie rozmaitych wcieleń. Pomedytuj - zalecił mu Dostojny Rozmówca. - Poprzytulaj swoją duszę* , animam tuam, albo swego ducha, animum - jak wolisz. A wtedy zobaczysz przyszłość. - To może być niezmiernie ciekawe - zastanowil się Poncjusz. - Niezmiernie - powtórzył. - Przyszłe wcielenia u władzy... - Brawo - Jezus znów się uśmiechnął. - Częsta władza jest ci pisana, nadajesz się do rządzenia - wypowiedział słowa, które Jego rozmówca słyszał już wiele razy. - Bo pamiętasz o zasadzie, że jeśli masz władzę, twoją powinnościa jest z niej korzystać** . - Tak, słyszałem - i uwielbiam z niej korzystać o - Poncjusz Piłat uśmiechnął się szeroko. Jego serce i dusza też się uśmiechnęły. Tak szeroko, że aż sam to poczuł. - Marzą mi się kraje do panowania. Im większe, tym lepiej - jeszcze szerszy uśmiech pojawił się na jego twarzy. Aż złagodniala na chwilę surowość jego rysów. Władca Czasu również uśmiechnął się. Odpowiadając i zapewniając: - W przyszłości będziesz rządził naprawdę wielkim krajem. Ale - obiecał - łatwo nie będzie. Wrócmy jednak do teraźniejszosci - zasugerował. - Tym bardziej, że wszyscy trzej zgłodnieliśmy, a twoja służba, z racji pory dnia, na pewno coś przygotowała. - Wszyscy trzej? - w częściowo zrozumiałym odruchu chciał zapytać Piłat. Rozmyślił się wszakże i zrezygnował z urzeczywistnienia pomysłu. - Sic, omnes tres - WszystkoMogący potwierdził mu po łacinie. - Po tym wszystkim, o czym słyszałeś od swoich ludzi i po tym, co sam dziś zobaczyłeś, wciąż chcesz dowodów, że nie śnisz i że to wszystko dzieje się naprawdę. Ale cóż, rozumiem: pozytywna energia w tobie potrzebuje ugruntowania. Powiedziawszy to, nachylił się nad ciałem, spoczywającym na biesiadnym łożu. - Olegu - potrząsnął go lekko za ramię. - Obudź się! Pora skosztować rzymskich dań i wypić trochę miejscowego wina. Piłat, chociaż zdążył domyślić się tego, co zobaczy, na wszelki wypadek przytomnie uchwycił mocno róg stołu. - A więc to tak wygląda? - spytał, blady jak blat marmurowego mebla, którego przytrzymywał się przed momentem. - Dokładnie tak - odparł mu Jezus z lekkim uśmiechem. Po czym, ciągle uśmiechnięty, uprzedził pytanie ze strony Olega. - Chodzi o to, że chciałeś porozmawiać z naszym gospodarzem. * Skąd, drogi Czytelniku, pomysł na to właśnie zalecenie, wyjaśni fotografia pod niniejszym rozdziałem. ** Owa maksyma jest z pewnością znana czytelnikom "Ostatniego Dona" autorstwa Mario Puzo. Cdn. Voorhout, 22. Września 20231 punkt
-
@Leszczym Tacy jesteśmy " my" - ludzie. Niby element natury, a tak bardzo czasem od niej odbiegający. Bardzo trafnie ujęte;-) Pozdrawiam!1 punkt
-
Przynoszę różę, klęcząc ofiaruję Tobie. Przyniosę bukiet róż, idąc rzucę pod Twoje stopy. Będąc w moich ramionach różę trzymasz w dłoni. Przed nami pole róż, nad białym potokiem wychodowane. Wszystkie róże są dla Ciebie ozdobię nimi Twoje ciało. We włosach masz różę wyjątkowo piękną bo czerwoną.1 punkt
-
1 punkt
-
Ja zasadniczo też dawno. Potem było mniej, a teraz znowu się nasiliło. Choć ja to mam zawsze sporo wątpliwości, aż do pewnego momentu Na ten moment to właśnie piszę komentarze, jak zwykle wieczorkiem. Dzisiaj wiele wierszy mi się spodobało.1 punkt
-
1 punkt
-
Ja też, gdy byłem punkiem. To jedno z haseł tej subkultury. Widzę, że Cię fascynuje to morze. Ciekawe, że aż tak... w roli głównej. Dla mnie to raczej było tło dla bardziej namacalnych wypadków...1 punkt
-
@Leszczym i co? Ten tekst mi się podoba, morze uwielbiam ( bo nie przesadza, robi co ma do zrobienia) Pozdrawiam serdecznie.1 punkt
-
@Dragaz Oszczędź nam gromów bo prądu dostatek a Miłość niech iskrzy jak w Święta opłatek wiersz ładny -- za krótko pozdrawiam Korneliusz Karol1 punkt
-
;) Dzięki Tak, ciepło na być długo - też się cieszę:) Dzięki U nas lało rzęsiście:) ale też przestało - i pierwszy dziś jesienny chłód... jednak znów na być ciepło:) Dzięki Oj tak ... a gdzie to Cię wywiało, jeśli można spytać? Dziękuję 😊 @Klip :) dzięki1 punkt
-
@Manek jesienią pięknie się tańczy w parze że spadajacymi liśćmi, zimą z płatkami śniegu...1 punkt
-
gulasz nie gulasz zatrzymać się warto ten gulasz już się dawno spalił i swąd gdzieś odszedł w zapomnienie a ciebie nie ma żeś nawalił tych faków już się nie da zmienić a za to inny jest motylek swą nieśmiałością aż mnie peszy co rusz przyfrunie lecz na chwilę sam paź królowej na mnie leci i cóż mam robić sama nie wiem ślubny odfrunął i nie wraca paź nnade mną gna po niebie a ja mam moralnego kaca :)1 punkt
-
Projekt Takamoya, chwila 91 Szczęście to huśtawka Doliny i góry I dni, dla których Każda jest stawka. Palce są walcem ciepłych półcieni, Jaskółki słów i uśmiechy. Wszystko inne jest echem, Płynącym po twoim ramieniu. Nie ma już "jeszcze". Razem nad rzeką, Razem serdecznie szaleni. Szczęście to stos kamieni I puch Twoich ust, I świat, który się zmienił.1 punkt
-
Moja mama lubiła tańczyć Męczyła tym każdego faceta Moja mama lubiła mnie niańczyć Taka była Moja mama lubiła handlować Stać na rynku z ciuchami Czasem ją zawoziłem Starymi Ładami Moja mama lubiła piwo I uwielbiała palić Kochała życie Ale życie nie umiało jej ocalić Moja mama była moja Jedyna i niepowtarzalna I taka schorowana Moja matka wariatka Moją mamę zostawiła rodzina Ale wciąż miała syna Który złościł się i przeklinał Że przez nią nie może iść do kina Moja mama płakała Otwierała okno Skakała Anielskie skrzydła ją trzymały A nie córki dyrdymały Moja matka była przebojowa Ciągle coś zmieniała A najchętniej mieszkania W nich swe meble przestawiała Jakby ich nie chciała Moja mama była ignorowana Młodość moją zabierała Potem znów się wybielała Krakowiaki odstawiała Moja mama nie była jak Nieskończoność Choć tak żyła i myślała Jeden raz została sama Pod pierzynę się schowała Zostawiła w szafie Kolorowe ubrania Papierosy I skończoność I mnie w fotelu bujanym W kapeluszu panama1 punkt
-
Kiedyś przeczytam wszystkie twe wiersze, podelektuję się każdym wersem. Powoli sącząc za słowem słowo, będę je czytać długo, miarowo. Napełnię głowę twoim myśleniem, metaforycznym, nowym spojrzeniem. Omiotę ludzi i wszechświat cały, barwą twych pojęć mądrych, wspaniałych. A jeśli zechcesz zajrzeć mi w oczy , być może prawda cię ta zaskoczy, że z nich wyczytasz własne cierpienie i wypełnione są twym marzeniem. I jeśli zechcesz być rozczytanym, będę jak balsam, opatrzę rany. I nie żałując swojej czujności wszystko podkreślę kreską miłości.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne