Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 19.08.2023 uwzględniając wszystkie działy

  1. Bliskość tak bliska odebrana Zgrzytliwie pociągu kołami Przez dzień, noc całą, do rana Wciąż razem, a jednak sami Obecność tak obecna, krucha Porcelana, jej dotyk ostrożny Tęsknota na wszystko głucha Samotna jak krzyż przydrożny Miłość tak gorąca, wzajemna Widzi Cię, szepcze i pamięta I wspólna wiedza tajemna I Ty ku mnie uśmiechnięta
    5 punktów
  2. Z książki: Wspólna jazda. Wiersze o Bogactwie i Biedzie 26 moneta zadłużenia Bieda czeka aż samo się stanie Z niczego coś powstanie Próbuje i skutkuje W nic nierobieniu przoduje Próbuje i się kida Samym sobą, i bida Staje się zapadliskiem Staje się zepsutym łożyskiem Które by mogło działać A niestety Które by mogło pomagać A przeszkadzają monety Walka, kolejne starcie Biedy, która chce być biedna uparcie Walka, co komu ona da Na pewno nie biedzie, która ma Pełno pomysłów Same niespełnione Pełno przysłów Biegnij pozdrowić żonę Bo po co bieda sobą zostaje Rodzina lekarstwo na biedę podaje Rodzina wyciąga gdy w dół lecisz Chyba że jej istnieniu z uporem przeczysz //Marcin z Frysztaka Wszystkie moje książki Za darmo Znajdziesz na stronie: wilusz.org
    5 punktów
  3. Wydawałam się być lekko pyszna Nieczysta A Ty chciwym mnie byłeś Podałam się więc na tacy, I pozwoliłam ci wykosztować się na mnie Do syta Przestrzegając figlarne byś umiar zachował Nie rozpieszczał mnie przesadnie Zgrzeszyłeś.
    4 punkty
  4. przerywaną wiatrem deszczem świerszczem trelem i Twoim kojącym głosem
    4 punkty
  5. Zapach Czeremchy zapach w ogrodzie wyostrzył życia smak Zatrzymał jak przechodzień i teraz znowu myślę tak: Granice stawiać czy forsować Burzyć czy wolno puścić je Mosty rozwalać czy budować Jaki kształt życia moim jest Czy zapach mój się mnie wypiera Gdzie jest mojego życia kres Czy to ja miejsce swe wybieram Czeremcha z nocą kłócą się. Czy mieć dwa domy to dwa groby Czy może jeden lepiej mieć W końcu się budzę zbyt zmęczona by odpowiedzi znaleźć sens…
    4 punkty
  6. Fraszki nałogowe (sieciowe) Dlaczego nazwy substancji uzależniających są w większości rodzaju żeńskiego...? 1. Na KochaInę wciąż mi za mało hołdów zapewnień bo tylko wtedy czuję się pewnie gdy mówią "kocham" Czuję, że jestem. 2. Na KoffAnkę byle jak byle z kim kawę na ławę: Koffam!! byle był 3. Na HeroInkę awatarem (się) przegina zmysłowym jak wagina choć już dawno przekroczyła barierę wdzięku bidna 4. Nick: Otyna "Żyję, bo piszę!" (świata nie widzi) "Piszę - nie zniknę!" Zginęła, w sieci.
    3 punkty
  7. Ze snu w sen zapadać By jedynie pory roku Powieki przecierały Bo wtedy Brak nie usiądzie na ramieniu I nie powie, że znów Odjechałaś
    3 punkty
  8. Jeśli od pęknięcia uchronię jedno serce, Nie na próżno me istnienie; Jeśli jednemu życiu znajdę ulgę w męce, Lub jednego bólu ukojenie, Lub jednego omdlałego wróbla zwrócę W gniazda schronienie, Nie na próżno me istnienie. Ot, taka miniaturka. Krótko i pięknie - oryginał znaczy się, bo ja bidny muszę napisać ze trzy sylaby więcej. A Dickinson niczym Juliusz Cezar ćwiczy lapidarność stylu. (Kto pamięta z czyjej to piosenki?) I Emily: If I can stop one heart from breaking, I shall not live in vain; If I can ease one life the aching, Or cool one pain, Or help one fainting robin Unto his nest again, I shall not live in vain.
    3 punkty
  9. Zmęczenie jak przez słomkę Wysysa ostatnie chęci do życia Chciałoby się zamknąć oczy I zapomnieć o powinnościach bycia W końcu ma się dzień cały Rosa jeszcze nie obmyła trawy Aż człowiek tak leży i leży Czekając od strawy do strawy "Warto było wstawać?" Myśli wciąż drążą pytanie Zza rogu słychać głos "Rusz dupę i wyciągnij pranie!"
    3 punkty
  10. chodnik cały w liściach to nie jesień to w lato oberwanie chmury
    3 punkty
  11. - dla Siostry Soa, pod rękę z Olegiem, wędrowała od pomieszczenia do pomieszczenia i od komnaty do komnaty. Niewielki pokój oddzielony ścianą od wejściowego korytarza, znajdujący się zatem po jej drugiej stronie, mający charakter taki, jak korytarz: czyli wejściowy. Zarazem przeciwległym końcem przylegający do dużego salonu, z którego przechodziło się do sypialni z centralnie ustawionym łożem. Łożem niemalże królewskim, a na pewno godnym książęcej pary: szerokim, z baldachimem na słupkach i z przejrzystymi zasłonami. Oraz z mnostwem poduszek: większych i mniejszych, na co Soa natychmiast zwróciła uwagę. W dodatku stojącym na wysokich nóżkach, stąd dwustopniowe schodki z jego lewej i prawej strony, prawie tej samej długości jak całe łoże. Na ten widok Soa zaniemówiła po raz kolejny. - Panie mężu... chodźmy dalej, dobrze? - wysiłkiem woli otrząsnęła się z wrażenia. Wywołanego częściowo także myśloobrazem przedstawiającym jej samej ją samą, jak doznaje seksualnej rozkoszy w bezpośredniej bliskości Olega. - Chodźmy dalej, pani żono - Oleg, będac tyleż cierpliwym, ile dyskretnym, przeszedł do przysłowiowego dziennego porządku nad zmieszaniem żony. Które i zobaczył i które wyczuł, jak z pewnością domyśliłeś się, mój drogi Czytelniku. - Dalej są dwie garderoby, twoja i moja - nazywał kolejne komnaty. Te akurat były średniej wielkości jasnymi pomieszczeniami - z wytyczonym miejscem na szafę na prawo od okna, a z lewej na odzieżowe kufry. I z podręczną umywalnią do twarzy i dłoni oraz dużym, stojącym swobodnie w ramach zwierciadłem. Dla pełnego obrazu dodać należy, że obie garderoby byly ze soba połączone wąskim przejściem bez drzwi. Ostatnie pomieszczenie stanowiło komnatę kąpielową: przestronną, z wielką, umieszczoną w ceglanym obramowaniu blaszaną wanną, do której wchodziło się wygodnie po również uczynionym z cegieł - ale odpowiednio szerokim - trójschodku, zabezpieczonym małą, ale solidnie wykonaną drewnianą poręczą, umocowaną na żelaznych wspornikach. Sama wanna była, co Soa zauważyła od razu, wyposażona w odpływ wody. W komnacie znajdowała się także ogromna balia oraz dwa wielkie blaszane dzbany na wodę i kilka mniejszych, do użycia także przy czynnościach natury kąpielowej. Niedaleko zaś od drugiego wejścia - dla służby, jak odgadła Soa - przy jednym z zewnętrznych kątów mieściło się odosobnione parą drzwi dwupomieszczenie. - Przeznaczenia tychże, pani żono, dobrze się domyślasz - powiedział Oleg, zobaczywszy, na co spojrzała Soa. - Ale, jako że co innego jest w tym pokoju znacznie ważniejsze, tedy co powiesz, pani żono, na wspólną kąpiel? - Mm... - Soa udała zamyśloną, dawszy przez to sobie chwilę na przezwyciężenie kolejnego, zrozumiałego przecież, onieśmielenia. - Co prawda, słońce stoi jeszcze wysoko na niebie, ale brać kąpiel i przed wieczorem można - uśmiechnęła się zgodnie do męża, sięgajac wolnym ruchem do zapięć sukni pod szyją. - Z tą czynnością - poprosił Soomąż - poczekaj, droga żono, kilka chwil. Pragnę sam ją kontynuować - okazał małżeńską bezpośredniość, na co Soa uśmiechnęła się lekko. - Nareszcie - pomyślała radośnie, pozwalając zmysłowym myślom coraz bardziej przejmować nad sobą panowanie. - Widzę twoje myśli, moja śliczna - pomyślał Oleg, nie zdradzając się wszak ani z tym, że widzi myśl zony, ani z własną myślą. Jednocześnie zaklaskał w dłonie, wzywając oczekujących najwidoczniej tuż za drzwiami dworzan. - Służba! Wody! Gdy tylko wezwani skończyli napełniać wannę gorącą wodą, przelewając szybko tę ostatnią dzbanami z wtoczonej na kółkach wielkiej balii i gdy wnieśli w przyniesionych dzbanach zimną wodę dla uzyskania pożądanej temperatury oraz gdy pozostawili starannie złożone bawełniane ręczniki (które Soa, korzystając z Mocy swego Mistrza dostarczyła z przyszłości uznając, że są znacznie lepsze od płóciennych), wtedy natychmiast, ukłoniwszy się, opuścili komnatę. Oleg, jak latwo sie domyślić, nie pozwolił upłynąć chwili dłuższej niż konieczna, by podejść do żony. Oczekującej na wiadome, jak domyślić się łatwo. - Słodycz twoich warg, moja pani - uśmiechnąl się po pierwszym pocałunku, pokonujac wystudiowanie wolno kolejne zapięcie sukni - może być porównywalną wyłącznie z twoją urodą. I z gładkością twojej skóry. Nie trzeba specjalnie dodawać, że i Soa podążyła dłońmi tam, gdzie trzeba. Dokładnie tam: bez najkrótszej chwili najmniejszej zwłoki. Cdn. Voorhout, 19. Sierpnia 2023.
    2 punkty
  12. a jednak cię kocham na swoją modłę - chudymi literkami choć to fraszka oddycham lżej gdy jesteś i głębiej myśli mi płyną daleko za udem daleko stąd - jestem tęsknotą chcę cię budzić co noc
    2 punkty
  13. Miesiąc mnie nie było wierszy nie pisałem Serce bardzo mocno biło o minionym rozmyślałem Świat stracił kolory w głowie smutek żal Białego koloru bardzo mocno żem się bał Dziś jestem już w domu do zdrowia dochodzę Uśmiecham się do życia o lepsze dni proszę Znowu piszę wiersze ciepłe czułe zrozumiałe Które swym światłem zagoją mą ranę
    2 punkty
  14. Niby nic a jednak coś gdy mówi do ciebie ktoś I nieważne cicho czy głośniej ważne że szczerze i radośnie Bo najgorsze jest milczenie nie chciane na siebie patrzenie Które donikąd prowadzi które niepewność gromadzi Codzienność naszą kaleczy stan ducha pogarsza nie leczy Dlatego niby nic a jednak coś gdy rozmawia z nami ktoś
    2 punkty
  15. co to jest ból zapytał raz król bo w życiu króla to raczej miód z ula zamyślił się król miodowy mówią ul niech się ktoś odważy ile ta korona waży znalazł się jeden taki co łowił w nocy raki założył ze złota koronę nie patrząc włożył na głowę bronę zaśmiał się król z tej pomyłki i zamiast byka dał mu w nagrodę dwie kobyłki uradowany z takiego obrotu sprawy przeznaczył cały rok na zabawy bawił się król i ten co raki łowił tylko biedny lud ciągle się nad tym głowił dlaczego on dostał dwie kobyłki i nie były mu potrzebne nijakie wysiłki a my lud biedny w ciągłej harówce i myśl słodka nigdy nie zawita nam w główce (ciąg dalszy może nastąpić) **********************
    2 punkty
  16. Mam dosyć już tej wojny polsko-polskiej tej brudnej walki którą widzę wciąż mam dosyć już pomruku starych knurów gdy im koryto chce odebrać ktoś mam dosyć już gdy za mnie decydują bo wiedzą lepiej co potrzeba mi Mam dosyć też Prawdy Orędowników nieskazitelnych kochających świat mam dosyć też własnego konformizmu że nie potrafię głośno krzyknąć - nie mam dosyć też gdy zegar północ bije bo wiem że jutro nic nie zmieni się
    2 punkty
  17. Gdy ci sprzyja los korzyścią, Czerpać garścią czy kopyścią ❓ Czy brać lepiej na łyżeczkę, Na ogarek mieć i świeczkę ❓
    2 punkty
  18. rozwiąż mnie jak pęk róż rozsyp wokół siebie rozchyl płatki okiełznaj kolce... a nie łam rozwiąż mnie proszę
    2 punkty
  19. Cisza kocha dźwięk :)
    2 punkty
  20. @Leszczym raczej już ich nie będziesz miał, bądźmy szczerzy:)
    2 punkty
  21. @EwelinaTo jest fraszka, a więc pół żartem pół serio. Wiadomo, że król to również człowiek i przeżywa swoje 'bóle', jednakże będąc królem łatwiej uporać mu się z bólem. ;-))) Dziękuję! taki miodowy redbull @Konrad KoperPrawdziwie rymowany! ;-)
    2 punkty
  22. historia świata jest makabryczną układanką ludzkich kości dwie ścieżki jedna rzeka stos trupów w Tollense to najstarsza europejska wojna od wczoraj milczy w okopach najważniejsze są odruchy zacięty żołnierz prędzej sobie strzeli w łeb naród to powinowactwa wspólny język pamięć i prawo co jeśli to definicja jakich wiele wciąż możnowładcy wysyłają drużynników na rzeź mój brat poślubił Ukrainkę kuzyn Litwince rozszerzył biodra ich angielska córka nie zna ziemi przodków ale po co literacki język polski użyty przez Białorusina do napisania ,,Litwo, Ojczyzno moja" pochodzi spod poznańskich miasteczek na niemieckim prawie lokowanych być może Jagiełło i Sobieski znali kilka słów pierwszy był wodór potem czciliśmy Słońce a dziś kończy nam się tlen
    2 punkty
  23. Zaraz Zaraz proszę mamy pokój będzie posprzątany, poogarniam I omiotę. Zaraz zszyję, poceruję, poukładam, zreperuję. Zaraz kotu dam do miski i pojadę do dentystki. Kwiaty zerwę, mąkę kupię abym mogła placek upiec. Wezmę prysznic, włos uczeszę. Oczywiście się pospieszę! A po drodze do apteki pójdę kupić babci weki - cały stos ogórków leży dziś zakisić je należy. W grządkach chwasty powyrywam i talerzy stos pozmywam Zaraz będzie porobione ułożone, naprawione….. I tak zaraz od zarania aż do końca dnia się plącze obiecuje, mami, plecie…. Czy z obietnic się wywiąże? Czy jak zwykle obietnicą pozostanie bez pokrycia, miarą czasu nieskończoną zaplątaną w prozę życia.
    2 punkty
  24. Gdzie Ty tam i ja I nasza historia Opisana we łzach Która prowadzi mnie W Twoje objęcia Nocną porą I nie zmienia się nic Nawet ten cholerny czas Gdy potem odchodzisz ode mnie Gdzieś tam w siną dal
    2 punkty
  25. Trochę inna wersja, dawnego tekstu Pierwszą, dziwną sytuacją w owej krainie, która rzuca misie w oczy. No właśnie. Misie, a właściwie jeden. Dostrzegam białą chmurkę na zielonym niebie. Zmienia misiowe kształty, molestując baranka na wszystkie strony, gniotąc cumulusową wełnę. Nagle ogłusza ślimaki uszne, zdecydowany ryk mrożonego niedźwiedzia, z ogromnym banerem: lodowce topnieją! –– Zaraz cię zjem, ludziu –– misiuje paszczą. –– A takiego –– odczłowieczam swoją, pokazując środkowy ząb. Pewnie pragnie zaatakować, gdyż zrobił przysiadł startowy na tłustym, zimnym zadzie, zapewne w celu spożycia mej skromnej osoby. Nie może jednak, gdyż promienie słoneczne, plotą trzy po trzy płonące ogrodzenie, okrążając agresora wokół. Zniewala go wrzącymi prętami, a ponadto łańcuszkami przelatujących, nadpalonych puszek, z konserwami pieczonych fok wewnątrz. Szamocze futrem, wygina pręty z apetytem, parząc łapy, aż kłaki wychodzą na zewnątrz oraz małe morsy z odstających uszu, z nadgryzionym, nie wiadomo czym. Możliwe, że misiu jest teraz głuchy, jak lodowy, topniejący pień. A wspomniane morsy właśnie wystukują wielkie kropki na nieboskłonie, wiadomym alfabetem. Stukanie płoszy coś, lecz nie wiem, co, a jedna z krop, ćmi krągłością słońce. Wrze całkiem wściekle, wywołując burze oraz wnerwione pioruny. Szary mrok ogarnia wszystko lub nawet więcej, jeśli da radę, ciemnym całunem. Nie wiele myśląc, zwijam pulsującego paskuda w rolkę i wyrzucam do skośnego świata, schowanego w strunie gitary z chwytami. Pragną mnie złapać, rozczłonkować gryfem i zaprosić misia na obiad, wreszcie po ludzku przyrządzonego. Lecz nagle martwa wstęga rzeki, zmartwychwstaje z koryta, a jej ruchy są bardzo płynne. Ogromny rozszalały diabeł marski w kształcie młyńskiego koła, szaleje niczym pijany chomik, co to biega w kołowrotku. Trzyma w trzeciej łapce parasol, bo z pozostałych wyskakują białe myszki, których więcej i więcej. Nagle pyk pyk znikają, tylko jasne dymki z ogonkami zostają. Czarci obszar wodny, nadal bulgocze po łukowatych bokach, a ryby oprócz gadania, zyskują możliwość śpiewania, strasznie fałszując historię, aż skołowane raki, biegają do tyłu, przodem. –– Tra la la –– rybują wesoło. –– To już lepiej gadajcie –– ludziam ustami. Wtem zyskuje pewność, że cała planeta spłaszczona niemiłosiernie, robiąc siebie nie w konia, jeno w cienki talerzyk. Zatem biegnę z ciekawością podwieszoną do gałek ocznych, na kraniec świata. Siadam na krawędzi. Dostrzegam bezmiar kosmosu i dwa walczące – twist w twist – słoiki truskawkowych konfitur. Poprzez wycelowane dziury, wyrzucają ze słodkich wnętrz, różowy gęsty mus, by zakleić przeciwnikowi nalepkę, żeby stracił tożsamość i nie wiedział, co jest grane na wszechświatowych harpiach, zgniłych jabłek. Nagle dostaję odłamkiem bitwy. Zawieruszoną szypułką z dyndającym, cukrowym barankiem. Wierzga rogami tak, aż mechaci własną wełnę. Widzę też wirującą galaktykę spiralną, opaćkaną słodką mazią i wykręcaną Drogę Mleczną, z której wycieka mleko, z dodatkiem ciemnej materii, robiącej za kakao. Ponadto czuje podmuch i muskające gwiazdy. Zauważam też kometę z reklamą: „Pij piwo, póki nie ma odlotu, tak jak ja.” Po chwili bezczasu, przywala mi ogonem prosto w dziurkę od nosa, tak figlarnie, że zaczynam chichrać jak głupi do ciała niebieskiego. –– Cha cha cha –– chacham sobie. Chachanie przerywa supernowa. Bezczelnym wybuchem, tłamsi karłem chachanie, aż go zmienia w zwykły półgębek. W tle zwisających stóp, majaczy błękitna planeta. A zatem jestem tu. Daleko od domu, lecz bliżej kosmicznego szaleństwa. Sytuacja raptowne przybiera pozę, wcale nie kuchni, lecz niepokoju. Nie ma góry i dołu, w sensie stricto. Czuję za sobą ciężkie stąpanie i łapczywe sapanie. Przekonany, że to zamrożony niedźwiedź, płoszę umysł trwogą. A to tylko pan ze skarbówki. Pragnie podatku od możliwości podziwiania dziwów. Płacę kartą zbliżeniową do białego karła – tego samego, co mi uśmiech pokancerował – ale za bardzo, bo ją przegryza zgryzem, wyciosanym z bieguna południowego, aż biedny konik pada jak długi, których nie spłacił. Rozjeżdża go spychacz skarbowy, a mnie chce zepchnąć z krawędzi świata. Kieruje nim mucha o trzech skrzydłach ściągających, a wielooczne oczy niczym kiście winogron, zwisają po bokach, oblane czekoladą, płynnym karmelem i musem jabłkowym, z ledwo zipiącymi robaczkami, co marudzą wesoło: –– E tam… w zwykłym sadzie, było spoko. A tu co? –– marudzi pierwszy. –– Tu nawet pytanie: co, nie ma sensu, nie ma sensu –– dodaje drugi. –– Nie dodaje trzeci, gdyż wpadł pani szofer w oko, by utonąć w źrenicy Na szczęście atak spychacza uniemożliwia linijka. Przecina jadącego agresora ostrą dziurką, bo pragnie zmierzyć długość swoich wspomnień, tęsknot, niezapłaconych podatków oraz innych, wszechświatowych głupot. Jakoś nie może tego zrobić, gdyż ryby przeraźliwym wrzaskiem, pękły jej słuch na całej długości. Nie zostaję zepchnięty poza krawędź, ale buty mi odpadają i wlatują do czarnej dziury, z której próbuje wychynąć świetlisty ludzik, gdyż uczciwy i chce zgubę oddać właścicielowi. Nie może biedny. Nieruchomieje na horyzoncie zdarzeń, co mu przywala martwym czasem po twarzy. Po kawałku bezczasu, uderza go drugi i za chwilę są pogniecioną kulką światła. –– Pieprzone czarne dziury. By tylko wciągały. –– słychać spłaszczone, cienkie głosiki. –– Z czasem jej minie. –– Akurat. Nie tu. –– No tak. Niespodziewanie planeta wraca do kulistości. Kulam trochę ciało, a gdy wstaje obolały, widzę ogromny, zawzięty spinacz. Lśni srebrzyście, między biurkiem, a czasoprzestrzenią do ucieczki. Coraz bardziej wyprostowany, w krwiożerczy szpikulec, pobudza do odlotu. Nagle nieboskłon zniża nieprzyzwoicie pułap. Czuję jak włosy pieszczą frywolnie przelatujące śmieci, meteoryty oraz inne satelity. Aż mi staje na ten widok. Przed oczami, ostatnia wizyta u fryzjera oraz lecąca tubka pasty do zębów, z podwieszoną sztuczną szczęką oraz babcią wrzeszczącą niewyraźnie, która chce ją złapać i włożyć, by ugryźć kawałek karmelu z resztek spychacza oraz zlizać cukrowe futerko rybobarankom i pobiegać w pierścionku wody, by schudnąć. Dziadek też szybuje na fajce, a z cybucha wystaje kawałek dymu i dziadkowe, pykanie na strunach. Z wnętrza słychać wnerwione pokrzykiwania, zawiniętych światów. –– Proszę nam nie stukać w łukowate sufity. Kultury trochę. –– To o nas? –– pytają kulturalnie, kultury bakterii. –– A wy tu skąd? –– pytam grzecznie. –– Z Gminnego Środka Domu Kultury. –– A nie przypadkiem z innego? –– Przypadkiem nie. –– Aha. Wtem mrok jasny nastaje i sytuacja powraca nie ta sama. Ogrom pomarańczowej łąki, przygniata ciężko od dołu. Błękitne łany pyrozbóż, falują dobrodusznie, lecz coś w powietrzu wisi. Widzę zwykłego trupa na kłosie. Taki tyci malutki, obgryzany przez motyle. Czuć zapach inny niż zazwyczaj i słychać przemożny, klekoczący hałas. Na horyzoncie dostrzegam szarą, falującą masę. W miarę jak jest bliżej, już wiem co to. Horda wysokich, przystojnych pod chmury, kroczących szkieletów z dyndającymi resztkami ciał, niebieskich też. Mają kolorowe, żółte czapeczki na kosmoczaszkach i sztywnych włosach i hula hop na wspomnieniu bioder. Przytłaczają wiecznie taneczną postawą. Co racja,to racja. Faktycznie groźnie tańczą, aż woda chlupocze w miednicach. Biały misiu, ucieka w popłochu na tyły klatki. Jeden ze szkieletów wyciąga zwierzątko kościową dłonią. Wydusza mięso i gnaty, by po chwili ofiarować wybrance, mówkę na twarde dłonie, gdyż chłód atakuje, cienkie rączki, ślicznej trupcianki. A taniec trwa nadal. Niektóre grają na piszczelach, skoczne takty marszu żałobnego. Tak bardzo skoczne, że z wielu spadają mięsiste szczątki, z głośnym plaśnięciem, aż dostaje odłamkiem ślepej kiszki w oko. Przez chwilę, niewiele widzę. Wtem jeden pieszczoch przytula kościanym klekotem, rozkład jazdy pociągów. Widocznie czuje w nim bratnią duszę. Rozkład wierzga niemożliwie i przywala agresorowi opóźnieniem o sto dwadzieścia minut. Inny kościotrup robi przysiad. Może pragnie defekacji. Tylko nie wiem, skąd mu wyleci i co. Nagle dostrzegam ogromną czaszkę. Rosną na niej wskazówki zegara, a z oczodołu wyskakuje kukułka, w połowie rozłożona na sprężynce i kuka przeraźliwie północ. Aż przychodzą, o dziwo, zwykłe bociany, gdyż chcą sobie poklekotać do rytmu, ale klekot luźnych gnatów, je całkowicie zagłusza. Odlatują wnerwione do wrzących krajów. Na szczęście niestosowna sytuacja, rozmazana po kościach, szybko znika. Tylko łąka zostaje i ocalałe żaby miodne, marynowane w ciemnej, gęstej próżni. Trochę spokoju, myślę sobie. Ale gdzie tam. Atakuje mnie wielka księga, nie wiadomo skąd. Otwiera i zamyka szeleszczącą paszczę. Wewnątrz nie straszą zębiska. To jakiś głupawy tekst. Nie wiem, co gorsze. Na wszelki upadek, uciekam spłoszony, gdyż chce mnie pożreć, ostrymi jak brzytwa akapitami oraz durnowatą treścią. Wylatują z niej literki, przecinki i krwiożercze orty. Okrążają ze wszystkich stron. Nie mogę złapać oddechu, nawet łapką na motyle. Wirują wokół i zaczynają dusić oraz szarpać jabłko Adama, chociaż tak naprawdę, moje. Kartki też są agresywne. Na szczęście rzeka przypływa i rozmacza część wroga, na wilgotną miazgę. Nagle widzę barany. Zaczynam liczyć lub one mnie. Chyba zasypiam na ćwierć gwizdka. One na pół. Widzę tytuł atakującej książki, lecz niezupełnie wyraźnie. Spływa z lepkiej okładki i strasznie cuchnie. Ktoś mnie szarpie za rękę. To ogromny biały karzeł, jeszcze bielszej mysz oraz chomik , spychacz i mgławice uplecione z podatków. Biorą wspólny ślub na łyżce. Co? Jaki ślub? Na jakiej łyżce? Nadal jestem szarpany. Przestańcie mi zawracać gitarę. Skąd ta żółta mgła? Biało wokół. Mogę ruszać rękami, mogę ruszać nogami, na szczęście inne członki działają, chociaż coś użądliło mi rączkę, cienkim czymś. Co ja w ogóle gadam? Słyszę głosy o jakimś autorze i ogólne zamieszanie. Widzę białe anioły. Falujące, oskubane skrzydła. Czuję podmuch na wszystko i jest mi nagle, błogo, ciasno, spokojnie, a miękkie ściany kosmicznej pustki...
    1 punkt
  26. przychodzę garściami słonecznych soczystych pomidorków ledwo mieszczących w dłoni przed tobą otwieram się bo miękki i przytulny każdy kęs
    1 punkt
  27. @Rafael Marius w wierszach szukamy odniesień, metafor i odczytujemy je zgodnie z własną wizją i wrażliwością, a także dużo zależy od tego, w jakim momencie życia jesteśmy.
    1 punkt
  28. @Rafael Marius może lepiej nie rozmawiać o religii...
    1 punkt
  29. @Rafael Marius przykro mi...
    1 punkt
  30. @poranki Dziękuję, taki był zamysł :) @Rafael Marius @sowa @duszka @iwonaroma Dziękuję za słowo, pozdrawiam :)
    1 punkt
  31. @duszka Naprawdę wychodzi!!!!! Tomik, powtarzam się, byłby ekstra z tych kompozycji ;))
    1 punkt
  32. @violetta dziękuję, Wiolu 😊 pozdrawiam
    1 punkt
  33. Tęczo, co marzenia moje bierzesz w obronę Co burze w gniewie silne na pół rozłamujesz I ducha zbolałego z czarnych wstęg kurujesz Pomóż mi tę wieczną Jej założyć koronę Niech zielenie po wieczność w moją idą stronę Gdy godzinki oczek na zawsze już ustały Co wicher spełnienia wciąż mocniej poganiały Ratunku wołam kiedy nagle spowolnione Daj mi czcić Ją, aż woda dawno szczyty zmyje Aż wszelki czas ustanie, aż ziemia spróchnieje I smutek precz sprzed oczu w dali gdzieś ukryjesz Dać się olśniewać pięknu, co wciąż w Niej pięknieje By mogła poczuć jak mocno me serce bije Przez zachwyt swój kleknę, zapłaczę, oniemieję...
    1 punkt
  34. @Wiesław J.K. To łoże księżniczki...
    1 punkt
  35. Na niebie księżyc wschodzi i świecą gwiazdy ozdabiając niebo. Pozostawiamy ślady na śniegu i ciągle się oddalamy. Nikt nikogo nie zmuszał i mając wybór został porządnym. Kolejny dzień minął, szedłeś spać trzeźwym wstajesz pijanym. Podejmij decyzję, może będzie dobra chociaż nie planujesz. Ciągnąc trumnę za sobą, możesz do niej wejść gdy będziesz miał dosyć.
    1 punkt
  36. Niech ta róża sobie rośnie w spokoju:)
    1 punkt
  37. istotą uwodzenia taka miła chwila gdy róża sama płatki swe rozchyla a potem to tylko zapylać zapylać :) Gucio
    1 punkt
  38. Było za zimno, By podarować Ci pocałunek. Chociaż mógł to być ratunek. Ta myśl rozrywa mnie od środka, Bo niegdyś Twa twarz radosna Spoczywa pod gruzem. Pochowana pod marmurem. Było za zimno, by złapać Cię za rękę Chociaż to mogło skończyć mękę. I zapobiec ranom na mym ciele Co stanowiło dla duszy celę. Było za zimno, By do Ciebie przylgnąć. Bo robi się widno, A nakrycie To dla nas smutne przeżycie. Było za zimno, By kochać się bez granic. Co potrafią tylko ranić.
    1 punkt
  39. @Wiesław J.K. Wiesławie ^(*_*)^ , bardzo mi miło znów Ciebie gościć. Dzięki wielkie za wizytę, wspomnieniowy komentarz i wspaniałe zdjęcie. Serdeczne pozdrowienia ^(*_*)^ . @Wiesław J.K. To się nazywa "pochwała, jak się patrzy". Proszę Czytelnika Wiesława, autorowi jest bardzo miło takową otrzymać ^(*_*)^ . Serdecznie Cię pozdrawiam.
    1 punkt
  40. @EwelinaDobrze zrozumieć, gdy nie jest za późno. Myślę, że wiele czynników wpływa na taką dramatyczną i nierzadko tragiczną decyzję. Łatwiej dobremu pływakowi uratować tonącego, niż najlepszemu psychologowi zapobiec samobójstwu.
    1 punkt
  41. ślepa jest nie widzi głucha jest nie słyszy humor cięty jak żyleta i drwi z bólu jak tabletka czy ją znasz? oczywiście zna ją cały świat o kim mowa? o iskierce która jest gotowa aby spłonął świat w ogniu żar w żarze żal lecz czy ona szczęście da? krótkotrwałe czy na lata jak to szczęście figle płata lecą lata lecą dni jesień przyjdzie a z nią dym czy przygaśnie wieczna ta iskierka marność marna to rozterka wciąż rozpala młode stare serca
    1 punkt
  42. za miodem szedł w ruch redbulla - też duch
    1 punkt
  43. @sam_i_swoi Sugerujesz, że gdybym nie miał "Villi plus", tych "milionów" i kutasa po kolana to by do mnie nie wróciła? No cóż nigdy się nie dowiem czy faktycznie chodzi o pieniądze, bo przecież bez pieniędzy nie da się żyć, a dopiero co być i próbować na nowo... Z tym jabłkiem jest jak z BicMackiek z McDonald's niby każdy wie, że jest to najgorszy wybór jedzenia na świecie, ale jest szybko podane i smakuje. Smakuje dopóki nie uświadomisz sobie, że jesteś uzależniony od fast foodów, produkowanych wyłącznie z myślą o szybkim zysku. Jabłko, które symbolizuje grzech i pożądliwości to najbardziej spaczony i mylny tego syblmbol, co ma piernik do bigosu? Weź już może mów o BicMacku ok? Bo na Boga, sugerujesz, że jestem naiwny, a moje szczęście to efekt omamienia. W pewnym sensie tak jest, ale po tak długim czasie rozłąki, każdy Jej kroczek w moją stronę i podejmowane trudu naprawy związku jest powodem do radości. Łatwo być z kimś kiedy jest łatwo, a kiedy przychodzi burza, to warto mieć chociaż dom na solidnym opartym na skale fundamencie i takie tam bla bla bo później przychodzi huragan, który nawet bunkry na najtwardszej skale niszczy i obraca w ruinę. Niektórym przeszkadza drzazga w oku Oblubienicy, a sami mają belkę, której nie dostrzegają w swojej ignorancji opartej na płytkim postrzeganiu rzeczywistości. Znam Jej historię, znam Jej problem, znam lekarstwo i nawet zakończenie, mówiące, że żyli długo i szczęśliwie. Znam tą bajeczkę. Ja wtedy byłem w horrorze i jakoś ominęły mnie szczegóły, a najbardziej zakończenie. Była bajka-horror gdzie królewna szukała w kawałkach swojego księcia, a potem go posklejała, żeby jeszcze chwilę byli razem, zanim pójdzie do świata umarłych. Czasami zdarzało się, że się spotykali, a wtedy zawsze była przy nim i robiła wszystko aby przy nim trwać. Nie znam prostego i banalnego zakończenia, a bardzo bym chciał przeżyć, chociaż raz, te mówiące, że żyli długo i szczęśliwie...
    1 punkt
  44. @Giorgio AlaniŻyciowe... ;-)))))
    1 punkt
  45. @Corleone 11Pracowałem wiele lat temu w muzeum jako 'Collections Maintenance Aid' i pamiętam, że były tam takie łoża z baldachimami. Lubiłem tą pracę, a będąc tam w środku w muzeum czas 'cofał' się w przeszłość i było to wspaniałe uczucie. Pozdrawiam Cię serdecznie Michale. :) Poniżej, zdjęcie jednego łoża z tegoż muzeum.
    1 punkt
  46. @poezja.tanczy Pięknie to ująłeś...
    1 punkt
  47. A owszem to szczególnie wśród nastolatków się spotyka. Też znałem takie osoby. Pomagałem kiedyś tak zwanej trudnej młodzieży. Również w mojej szkole byli, też próbowałem coś zaradzić. Za tym najczęściej stoi alkoholizm rodziców.
    1 punkt
  48. Idealizm polega na błędnym myśleniu i inaczej już dawno poległ od takiego myślenia, przykład rodzina z jednym dzieckiem i wielodzietna dostają mieszkania - nierówne? może po równo? czyli jedno pokojowe - jedni się będą gnieździć , drudzy mieć komfort - to tylko przykład błędnego myślenia "po równo", idealizm przejadł sam siebie - wymyślili partię zielonych - a nie da się zatrzymać zmian klimatycznych to tak jakby chcieć zatrzymać epokę lodowcową w jej stadium. Jednym zdaniem; mrzonki wewnętrznego idealisty są bardziej niebezpieczne od zewnętrznego wroga bo to co przychodzi od zewnątrz można strawić. Pozdr.
    1 punkt
  49. Przez łąki ukwiecone w maju Przez życie samoistne w raju W końcu wracam do ciebie W odpowiednim momencie I daje ci cząstkę siebie W tym wybranym fragmencie Mając tą ostatnią nadzieję Że zapomnisz to co złe wszystko I będziesz w końcu Przy mnie blisko Bo moc przyjaźni Potrafi wybaczyć wiele Bo w końcu ty i ja To najlepsi przyjaciele!
    1 punkt
  50. W tym rzecz cała się zasadza, Kto w co, swoje palce wsadza. Tak trza gmyrać pypciem w dziury, Żeby z grubej walnąć rury.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...