Ranking
- uwzględniając wszystkie działy
-
Wprowadź datę
-
Cały czas
8 Kwietnia 2017 - 13 Października 2025
-
Rok
13 Października 2024 - 13 Października 2025
-
Miesiąc
13 Września 2025 - 13 Października 2025
-
Tydzień
6 Października 2025 - 13 Października 2025
-
Dzisiaj
13 Października 2025
-
Wprowadź datę
11.03.2023 - 11.03.2023
-
Cały czas
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 11.03.2023 uwzględniając wszystkie działy
-
Miłość jest jak narkotyk czujem każdy jej oddech każdy dotyk Miłość to nie tylko smutek i wiatr to coś co zawsze racje ma Miłość to zapach to on ozdabia dzień i noc jest zawsze na tak nie błądzi Miłość to wygrana która nie boi się prawd jest lekiem na trudne rany5 punktów
-
nastała cisza między nami choć nie milcząca a szelestna soczysta w gesty i w ruchy gwałtowne nastała cisza między nami w kłębie wielkich zniszczeń szturchamy się czasem z rytmem naszych serc zgodnie z ust wyrzucamy oddechy obficie nastała cisza rozhulana niemilczeniem gniewna jakaś dziwna taka głośna a jednak cisza4 punkty
-
Szedłem śmiało przez park. Podziwiałem słońce. Narkotyzowała mnie woń kwiatów i krzewów. Pieścił lekko wietrzyk. Słyszałem orkiestrę ptaków oraz świerszczy. Nagle się potknąłem i opuścił mnie duch…4 punkty
-
zabić może zawał nim zabije cię wróg zarżnie codzienny trud obowiązków nawał zabija jedzenie picie zdrady donosy paszkwile i choćbyś do raju bilet na klęczkach zdobył za sprytnie zabije życie cóż poczniesz w znoju czy poniewierce chroń zatem miłość by serce zabić mogło najmocniej3 punkty
-
Mszę odprawiono w intencji Kacpra, którego zwłoki wyłowiono miesiąc temu z morza, niedaleko kamienistej plaży na cyplu Kaitorete. Przyczyną zgonu było utonięcie, hipotermia, bądź jedno i drugie. W nabożeństwie wzięła udział prawie cała okoliczna Polonia, chociaż znało go tylko kilku. Po mszy zorganizowano w polskim klubie obok kościoła wyprzedaż jego rzeczy osobistych. Były wśród nich narty, deska surfingowa, kilka książek… Zebrane pieniądze zamierzano przekazać jego rodzinie w Polsce, a zawieźć je miała narzeczona Kacpra, Oliwia, która zaprosiła go tutaj na wakacje. Zwlekała z wyjazdem, bo brakowało jej odwagi spojrzeć jego rodzicom w oczy, a jeszcze bardziej pokazać to, co schowała na dnie torebki: wycinek z lokalnej gazety z krótkim artykułem na temat tego wypadku. Przetłumaczyła na język polski cały tekst, z wyjątkiem nazwy plaży, dla której nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. O tym tragicznym zdarzeniu dawno przestałbym myśleć, gdyby nie obserwacje poczynione pewnego słonecznego, kwietniowego popołudnia. Wracałem z Marią do domu po całodniowej wycieczce do Akaroa. Wyjazd się opłacił, bo to co zobaczyliśmy przeszło wszelkie oczekiwania: malownicza miejscowość u wylotu największego fiordu, rzeźbionego przez miliony lat erupcją lawy z wulkanów na skalistym półwyspie; kolorowe domki o francuskiej architekturze wytyczające kierunek ulicom o nazwach nadanych przez pierwszych osadników: Rue Lavaud, Rue Benoit, … Cichy port, w którym kołyszą się uśpione łodzie, a jedynym odgłosem życia jest pisk mew i pobrzękiwanie lin o maszty żaglówek na przystani. W drodze powrotnej poprosiłem Briana, żeby zatrzymał samochód wysoko w górach, skąd ostatni raz mogłem popatrzeć na przytulone do brzegu zatoki miasteczko. Maria była w siódmym miesiącu i zanim ruszyliśmy w dalszą drogę uchwyciłem na kliszy wyraźną wypukłość pod bluzką, nie odwracając jej uwagi od panoramy, po której chwilę później nie było już śladu. Zjeżdżając krętą drogą, minęliśmy jezioro Forsyth i po pół godzinie dotarliśmy do nasady cypla, oddzielającego od oceanu o wiele większe jezioro Ellesmere. Byłem ciekaw, czemu tamtejsza plaża zawdzięcza nazwę i namówiłem Briana, żeby zboczył z głównej szosy. Początkowo sprzeciwił się mojej propozycji, ale kiedy powiedziałem mu, że niedaleko stąd utonął niedawno polski turysta, poczuł się równie zaintrygowany i nie miał nic przeciwko wydłużeniu trasy. Zaparkował auto na końcu polnej drogi, skąd wąską ścieżką doszliśmy do brzegu morza. Osłoniłem dłonią oczy i rozejrzałem się dookoła: zachodnia część plaży, znad której wciąż przyświecało słońce, ciągnęła się błękitną linią, aż po horyzont. Drugi koniec dotykał klifu, zwisającego stromo nad morzem. Od skał biło chłodem rozpylonej na wietrze morskiej piany. Woda kotłowała się w dole jak w pralce — pływać w niej to szaleństwo. Sam brzeg miał w sobie coś nieprzyjaznego: gdzie okiem sięgnąć zalegały kamienie, ułożone warstwami na głębokość metra, niewzruszone upływem czasu i milczące — szare jak popiół, gdy przyschły na słońcu, ale w czasie przypływu lśniące tysiącem barw. Maria podniosła leżący u jej stóp, a wtedy w jego miejscu natychmiast wyrósł następny. Plaża wyglądała wszędzie tak samo: szeroka, płaska, monotonna, jak dno wyschniętego jeziora. Usiadłem na kamieniach, na których wcześniej rozłożyłem bawełnianą bluzę, Maria usiadła obok mnie. Brian ściągnął klapki i zajął się przeszukiwaniem kamyczków nieopodal — widocznie czuł się nieswojo, kiedy rozmawialiśmy przy nim po polsku. Sięgał po nowe kamyki, wyrzucał te co trzymał w rękach. Patrząc jak uskakuje przed spienionym brzeżkiem fal, aby nie zamoczyć nogawek, usiłowałem cofnąć czas… Grudzień, niedługo przed świętami. Wiatr zmienił kierunek, przynosząc cieplejsze powietrze. Kacper i Oliwia musieli jechać tą samą drogą, choć nie sądzę, żeby wiedzieli o istnieniu tego miejsca. Może dokuczał im upał i w ostatniej chwili zdecydowali się szukać ochłody na plaży. Cokolwiek skłoniło ich do postoju, nie ujawniło znaków ostrzegawczych o czyhającej katastrofie. Łagodne wzgórza ukazywały podróżnym to samo co zwykle: kity płowych traw na tle bezchmurnego nieba. Wysiedli z samochodu nie obarczeni zbytecznym bagażem, a znajomych poprosili, żeby ich podebrać w powrotnej drodze. Odtąd byli zdani wyłącznie na siebie, lecz co to oznacza w praktyce stało się jasne, dopiero gdy było już za późno na ratunek. Pierwsze co rzuciło się im w oczy to potężne, szerokie na kilometr grzywacze, pchane niczym zwały lodu wiatrem z Antarktyki. W takich warunkach nikt nie jest dobrym pływakiem, zwłaszcza jeśli dobry pływak traci głowę. Był to ich pierwszy wspólny pobyt na plaży i nigdy przedtem nie czuł się tak podekscytowany: jakiś impuls ciągnął go ku wodzie, jakby był nie sobą, ale piaskiem, muszelką, kawałkiem suchego drewna wyrzuconym przez fale. Oliwia nie miała ochoty na kąpiel, a mimo to nie powstrzymała go. Ten sam instynkt, który ostrzegał ją przed niebezpieczeństwem, budził potrzebę przykładów męstwa. To jej kobiecość pragnęła widzieć go rozebranego, podziwiać w słońcu jego mięśnie, szerokie ramiona, wyrobione pośladki. Przypuszczalnie rozebrał się przy niej do naga, bo gdy go wyłowili, nie miał na sobie niczego. Tym szybciej uszło z niego życie. Woda mogła mieć najwyżej czternaście stopni i to tylko blisko brzegu, tam gdzie załamują się fale, gdzie dał nura, szorując brzuchem po kamieniach, bo nieco wyżej wściekłe bałwany połamałyby mu kości. Płynąc pod wodą, przedarł się przez pierwszą barierę fal, potem następną… Nie zatrzymał się, żeby zbadać dno, sprawdzić siłę i bieg prądu. Fale w tym miejscu napierały na plażę z olbrzymim impetem, zmuszając wodę do odpływu ruchem okrężnym, równolegle do linii brzegowej, ale jego umysł zaprzątnięty był czymś innym: myślał o swojej dziewczynie, obserwującej go z brzegu. Jednym szybkim ruchem uniknął zderzenia z kędzierzawą falą, wynurzył bokiem usta, aby zaczerpnąć powietrza, wzmógł pracę rąk, jakby walczył o największą nagrodę: zdobyć jej aprobatę. Gdy odpływał coraz dalej, patrzyła za nim i myślała jakim wspaniałym mężczyzną byłby dla niej — ojcem jej dzieci, kimś kto się nią zaopiekuje w późnym wieku… A może po prostu cieszyła się chłodną bryzą i nie myślała o niczym więcej. Brian skończył zbierać kamyczki i patrzył na nas zniecierpliwiony, jakby chciał już wracać. — Na co ci tyle? — Nie wiem, może podsypię pod kaktusy w ogrodzie. Siadł za kierownicą, ja obok niego, Maria z tyłu. Wyjęła znaleziony kamień i znowu mu się przyglądała. — Myślisz, że to kamień szlachetny? Opowiedziałem, że to bezwartościowy kamulec i żeby go wyrzuciła. Słońce się skryło za górską krawędzią, a po chwili szosę i okoliczne pastwiska okrył mrok. Brian włączył światła, w których pobocze drogi rozbłysło znacznikami: żółtymi po naszej stronie, czerwonymi po przeciwnej. Jak wcześnie odkrył, że zdradliwa woda wciąga go w morze? Prawdopodobnie stracił zimną krew i zmagał się z żywiołem, zamiast dać się ponieść fali, by wyrzuciła go na brzeg gdzieś dalej, a tak szarpał się bezskutecznie i niepotrzebnie tracił siły. A ona, kiedy się zorientowała, że morze jej go wydziera? Gdy pobiegła wzywać pomocy, wciąż walczył z wirem, choć był daleko od brzegu, coraz dalej. Zrozpaczona dobiegła do głównej drogi, zatrzymała pierwszy samochód, dojechała nim do pobliskiej osady, skąd zaalarmowała przybrzeżną straż. Bezcenny czas uciekał prędzej, niż się jej zdawało. Kiedy na czele gromady gapiów wróciła na plażę, jakimś cudem wciąż się utrzymywał na powierzchni. Pomachała mu ręką, żeby się nie poddawał, pomoc jest w drodze, lecz on chyba jej nie widział. Walczył ostatkiem sił, by móc oddychać i zachować odrobinę ciepła, podczas gdy ona się modliła, żeby helikopter nadleciał jak najprędzej, ale nim się to stało, jej chłopak zniknął pośród fal. Wyczerpany i sztywny, uległ siłom oceanu. Słona woda zdławiła ostatni krzyk, ustami wychodziła piana i bąbelki powietrza, drgawki przebiegały przez ciało, które prężyło się jeszcze chwilę, zmuszając płuca do daremnych wdechów, słabnących szybko, aż nastąpił krótki wstrząs, po którym ustało bicie serca. Czy jasność umysłu zachował do samego końca? A jeśli tak, czy myślał o niej? Był późny wieczór, kiedy zajechaliśmy do domu. Zaprosiliśmy Briana na herbatę i ciasteczko, ale nic więcej, żeby nie siedział, jak ostatnim razem, do białego ranka. Po jego wyjściu, położyłem się z Marią w łóżku. Sypialnię obok zajmowała moja matka, a ostatnią siostra. Ta ciasnota dokuczała nam coraz bardziej, ale jak na razie, nic na to nie mogłem poradzić. Gdy urodzi się dziecko, trzeba będzie wypłynąć w morze, zostawić Marii więcej miejsca. Nazajutrz przyjechał Jacek zabrać Marię do szkółki dla polskich dzieci, którą urządził w swoim domu. Maria nauczała w niej dwa razy w tygodniu. Jacek z zawodu był jubilerem i prowadził własny sklep w centrum miasta. Ledwie zdążył się przywitać i usiąść przy stole, Maria pokazała mu kamień. — Gdzie to znalazłaś? — Na plaży w Birdlings Flat. — Tam gdzie zginął Kacper? — Tak, tam — przytaknęła Maria. — Powiedz, czemu ta plaża tak się nazywa? Jacek popatrzył na nią zaskoczony. Nikt przedtem nie pytał go o to. — Bo na skałach wykluwają się pisklęta. Większość ginie w morzu. Ratują się tylko te, które nauczą się fruwać na czas. Założył okular i wyceniał wartość kamienia. — Agat oczkowy, ciekawy kształt pierścienia, środek trochę rozmazany… — Ile można za niego dostać? — Maria wstrzymała oddech. — Na pierścionek się nie nadaje — odparł Jacek. — Może jakiś wisiorek, ale nie sądzę, żebym mógł to odsprzedać z zyskiem. Oddał kamień Marii. — Ładny jest, trzymaj go na pamiątkę. Maria miała inny pomysł. Pojechała na cmentarz, odszukała świeżo wykopaną mogiłę i położyła na niej kamień. Leży tam do dziś.3 punkty
-
I świat i kraj i realia i czasy i czas i też on / ona wiem, że gryzą cię doprawdy skutecznie I ktoś i coś i niecała reszta momentami dogryza mocno tak, że nie potrafisz czegoś rozgryźć czasem ci nie wychodzi odgryzanie A teraz sobie myślę (bo jestem) że najwyższy już czas się otrząsnąć i wstać z rana w wyzbyciu się roztrząsania Warszawa – Stegny, 10.03.2023r.3 punkty
-
Ach, tak pragnienie pisać mam, o tym co tu, o tym co tam, co miało być a nie było, o tym co mi się dziś śniło. Czasem o bzdurach, o białych chmurach, o śpiewie ptaków, życiu ślimaków. O błahych sprawach, życiu, zabawach. Czasem poważnie a czasem wcale. Różnie wychodzi, wiem doskonale. Przejmować się tym? A niby po co? Skoro tak dobrze pisze się nocą...3 punkty
-
z uciułanych chwil niewiele pozostanie w szkicu znad morza potykamy się o nienamalowane fale gdzieś w błękicie nieosiągalnych słów cichuteńki łopot mew brakuje tylko wschodów i zachodów nad sekretnym brzegiem życia3 punkty
-
Z Krakowa komik mało zabawny Porównał rom-komy do pornografii Bo minimalizm jak fetysz I najlepsze puenty Wypisane na kamiennej twarzy3 punkty
-
W otchłani Czerni te Ciemne gwiazdy. Bilionem Refleksów niebo upstrzone. Dotykam Słońca martwą już dłonią. Mroczne Konary w lustrze zmęczone... Barwią i bawią w skali szarości. Niejednej Gwiazdy to są marzenia. Oprócz tej Ciemnej na skraju zazdrości, Co wszystko wchłania i życie Wyplenia. W otchłani Czerni jaśnieje poświata. Wcale nie prosi o czułość i troskę. Mroczne konary na skraju Wszechświata Budują Słońcu Wszech wieczną podporę. . .2 punkty
-
czarne łatwiej opuścić właściwie z ulgą ale różowym też można się porzygać chcę bieli nierozszczepialnej a jeśli kolory to w harmonii - wszystkie2 punkty
-
ubrania stosy ubrań wykorzystanych na dobre i na złe drzewko ławeczka płomyczek i ja jeszcze w ubraniu2 punkty
-
- moim Paniom Bella - Pozwoliłam mu się prowadzić... to znaczy Milowi. Claro, oczywiście: prowadziło mnie także moje pożądanie. Pragnienie, by go posiąść. Pomijając już ponad trzy stulecia przerwy od wieku szesnastego do dwudziestego, ostatni raz kochałam się z nim owej nocy, gdy wyruszył na tę swoją przeklętą wyprawę. Upartek! Gdyby mnie wtedy posłuchał... Wszystko byłoby inaczej, wszystko! Przepłakałam przezeń tyle czasu... moje serce, dusza i ja sama... Ma tę samą co wtedy chłopięcą niewinność, połączoną z... hm... samczością. To chyba najbardziej właściwe słowo. Obdarzać czułością, pieścić i brać. Zdobyć i pożreć. Powoli. Stopniowo. Kawałek po kawałku. Wiem coś o tym, bo i ja taką jestem. Usiadłam na mchu, udając zamyśloną i nieobecną, gdy tymczasem chłonęłam jego pożądanie i poddawałam się swojemu. Trawiły mnie jak żar, od wewnątrz. Aż chciałam krzyczeć! Jak to dobrze, że ten mech e tal macio, jest taki miękki. Mam delikatną skórę... Chociaż, gdyby chciał mnie wziąć opartą o drzewo, nie szukałabym któregoś z gładką korą... Mil - Ciekawe, które z nas bardziej prowadziło: Ona czy ja? Które z nas bardziej chciało, pożądało i pragnęło? Chyba jednak Bella bardziej. Jest taka południowa. Pełna słońca i tej swojej żywiołowości. Aczkolwiek, gdy coś robi, koncentruje się na tym bez reszty. Całą swoją uwagę. Perfekcjonistka. Zupełnie jak ja podczas pisania. Usiadła, wybrawszy wolny od paproci i innych leśnych roślinek fragment polany. Wybrała ostatni moment, Jej Obecność doprowadza już nie tylko uczucia, ale i duszę do wrzenia. Tak to jest, gdy kobieta łączy w sobie duchowe piękno, łagodność, delikatność i wrażliwość z niesamowicie boskim ciałem. Oh, Ona to wie! Dlatego jest właśnie taką. Zmuszałem się, by jak najwolniej rozpinać guziki Jej białej koszuli. Te Jej anielskie piersi jako pierwsze domagały się uwolnienia... Soa Od razu spodobał mi się ów Starszy. Po trosze dlatego, iż istotnie był ode mnie starszy, miał jakieś czterdzieści lat. Może trochę więcej. Niewysoki, ale dobrze zbudowany. Twarz spokojna, poważna, kontrastująca z iskierkami radości w oczach. Ciemne włosy i starannie przystrzyżona broda, poprzetykana tu i ówdzie nitkami siwizny. Silne ramiona i nogi. Powaga i władczość widoczne w sposobie poruszania się i w gestach. No i w mowie. Gdy zaproponował spacer, wiedziałam, że nie odmówię. Cokolwiek wydarzy się później. Zresztą, co miałoby się wydarzyć? Znam mężczyzn. A ten, jak czuję, jest uczciwym i pozytywnym. Gdyby tak nie było, czy książę nazwałby go dobrym i wiernym? Czy, obiektywnie rzecz biorąc, trzymałby go na wysokim stanowisku tak blisko siebie i księżnej? Cdn. Voorhout, 10.03.20232 punkty
-
Myśl delikatnie mnie porusza, A nawet łechce - mówię wam, Że strasznie pragnę mieć dzidziusia. Skąd mi to przyszło ? Nie wiem sam. Z prostego faktu, wprost wynika Wręcz imperatyw oraz chęć, Że czas mi słać do Naczelnika Podanie, aby zmienić płeć. Niniejszym Naczelniku, Panie, Pilnie donoszę w kilku zdaniach - W pośpiechu pisząc na kolanie - Mam chęć okrutną piastowania. Karmić z butelki - nie zagadka, Lecz bez podtekstów erotycznych, Ja pragnę karmić tak jak matka, A brak mi jeszcze cycków mlecznych. Bodajbym się na nogach słaniał, Bujać do rana - dla mnie pryszcz ! Mam dar bezcenny przewijania, A w prasowaniu jestem mistrz ! Na dowód heroizmu i oddania, Od dziś przyrzekam iść pod prąd. Ręczę, biorąc się do kąpania : Piwo plus pilot pójdą w kąt. Werandować potrafię na balkonie. Utworzę strefę „Sio!” od much. Wszystkie zabiję lub odgonię, W zasięgu kilometra albo dwóch. Lecz aby spełnić to marzenie, Przykład dać mężom, edukację, Na dwóch kolanach, z uniżeniem, Kornie upraszam, o dotację. I daję słowo, bez pokłonów, Że po konsumpcji raport zdam - Ze skromnych złotych trzech milionów. Niniejszym : Polak - pierwszy „mam”. YouTube - wersja dla leniuchów (wersja udźwiękowiona)2 punkty
-
Ależ tak, pamiętam ten śnieg na połaciach ziemi ruchomej za szybą kolei wzrok zatroskany dziesiątek tułaczy z ponurą nadzieją, że świat się zmieni Ależ tak, pamiętam oszronione buki, ściany kamienic otulone puchem trwożnym spojrzeniem badające wiosnę, nawiedzoną chłodu zmizerniałym duchem Ależ tak, pamiętam, pamiętam doskonale wszechobecną krzywdę obcego języka, gdy w myślach niepokój gnieździ się stale, niechęć narasta, nienawiść nie znika. Ależ tak, pamiętam Nietzchego z Teresą i łeb Karenina z nieobecnym wzrokiem Czy schodząc z drogi "panów, władców" świata przypadkiem ucieknę przed ludzkim wyrokiem?2 punkty
-
Czarnym, grubo krojonym, na cynowym talerzu. Obok kubek pełen mleka z wieczornego udoju. W tle milknące echa głosów ciepłych jak piec, w którym niedawno wygasł ogień. Pomarszczona dłoń z wolna rozsypująca okruchy, te układają się w znaki zwiastujące ciemność. Drżący palec wskazuje drogę wiodącą ku mirażom wzgórz poznaczonych kikutami drzew. Za nimi niekształtne plamy zawsze pustych domostw, już poza kruchą linią horyzontu zdarzeń. Później blask białej ściany i gwałtowne rozwarcie oczu. Sen pozostaje snem, tylko gardło wciąż dławi smak. Czarny, grubo krojony.2 punkty
-
Twardziel mający korzenie w Sienie skarży się znowu na zatwardzenie: "Doktorze, zdatny nawet bywa, lecz jednak dupy nie urywa ten nowy środek na przeczyszczenie."2 punkty
-
Odwróceni twarzą do ściany Tonący w mroku Czekamy na słaby odbłysk Rzeczy-cieni Cieszmy się, dziękujmy Za cienie Bo kiedy wzrok w stronę światła odwrócimy Ciężka nas spotka kara I spotyka ..2 punkty
-
@Tectosmith zabawne a z drugiej strony infantylne dość... No ale cóż... Mamy czasy, w których internet jest domorosłym specjalistą w wielu dziedzinach :) jeśli nie we wszystkich 🤔 @Rafael Marius tak wyjdzie jak wyjdzie :) dla mnie to droga na skróty... albo wróżenie z fusów :) czy teleporada 🤔 @Marek.zak1 dziękuję, też kiedyś robiłam, żeby moje przypuszczenia się sprawdziły i wyszło doskonale. Od razu poczułam się lepiej :) Pozdrawiam serdecznie2 punkty
-
na skraju krawędzi brudne istnienie kołyską czy chociaż zrozumiem by z ostatniej chwili nie upaść ściany za blisko1 punkt
-
Mój cień wie lepiej Dokąd pójść Jak schować się przed słońcem Jest ostrożny Unika bezpośredniego kontaktu Wie jak się nie poparzyć Cierpliwie czeka na tęczę Ubiera się pospolicie Ale to raczej moja wina Czarny kolor więzi koloryt nieba Mój cień wie lepiej Jak odejść w deszczową słotę Zapomnieć o błękicie1 punkt
-
@Tectosmith Oj, na podstawie moich snów możnaby dobrą książkę napisać;-)))) Dziękuję za czytanie i serduszko!1 punkt
-
@Ewelina Kumam, tak mi się też wydawało gdy go czytałem, może wreszcie zacząłem coś niecoś rozumieć':) Czyli jest ona jakby... niemym krzykiem? To znaczy milczeniem w przekonaniu, że słowa nic już nie pomogą, czy jakoś tak? Byłaby to dość beznadziejna sytuacja w przypadku komunikacji maszyn, ale ludziom udaje się przecież wybrnąć i z gorszych opresji. Czasem wystarczy się choćby "przespać z problemem", jakkolwiek trywialnie by to nie brzmiało... No ale już się nie zabawiam w "wujka dobra rada", przepraszam ;)1 punkt
-
@Kwiatuszek No i super. Miło przeczytać coś lżejszego. To co Ci się takiego śniło? :P Pozdrawiam serdecznie.1 punkt
-
Cisza nie jest taka zła... Przypomniało mi się, że Łysiak fajnie ją opisał we wstępie powieści Kielich:) "Cisza jest główną poezją, świętem między ludźmi. Dlatego nie unikaj milczków i melancholików — unikaj raczej wesołków i kłamców. Chyba że lubisz tańczyć przez życie. Wówczas będziesz tańczyć, płakać i kląć, by później znowu tańczyć i znowu kląć — miotać się bez końca. Lecz jeśli pragniesz trwałego gruntu i poezji spokoju — oddawaj się cichym marzeniom, nostalgicznym duchom"1 punkt
-
@Rafael Marius faktycznie tego rodzaju cisza może być z powodzeniem elementem cichych dni, choć ja miałam na myśli jednorazową sytuację. Z cichymi dniami nie mam do czynienia, choć wiem, że takowe istnieją.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Dwa skojarzenia. Pierwsze Van Gogh, jeśli chodzi o krajobraz. Drugie 'Konopielka', a może "Chłopi"? Poza tym, też o nim śniłem, dlatego czasem taki piekę, polecam :)1 punkt
-
Wybuchła zatem medialna wrzawa, Iż w diecie robaczanej przodować ma Warszawa, Przenigdy zacofana lecz zawsze postępowa, Szaleństwom C40 usłużnie posłuszna, Że surowo ograniczone mięsa limity, Na zawsze w Polsce mają zagościć, Mięsożerców zapędy skutecznie ukrócić, Do weganizmu opornych czym prędzej przymusić, Że nasze polskie nawyki żywieniowe, Dla bytu całej planety stanowią zagrożenie, Zaś karkóweczki i kiełbaski na grillach skwierczące, Podpalają o zgrozo całą atmosferę! Że apetyczne steki wołowe, Zastąpić mają ohydne zmielone świerszcze, Że pożegnać się mamy na zawsze z nabiałem, Zaś zastąpić go winno mleko sojowe, Lecz posłuchajmy co prawi poezja, O rzeczonych kuriozalnych niedorzecznościach, Zaś odpowiedzi na nurtujące nas pytania, Poszukajmy w starych polskich legendach… Legendarni Wars i Sawa, W życiu do ust tego by nie wzięli, Byłaby to dla nich podła strawa, Której przez gardła by nie przełknęli, Zapewne wolałaby legendarna Sawa, Ta nadobna mazowiecka dziewoja, Zjeść upieczonego przy ognisku rosłego tura, O brzasku dnia upolowanego przez Warsa, Upolowanego pośród rozległych mazowieckich kniei, Upieczonego w żarze wieczornych ognisk, Sycącego z nawiązką wszystkie bez wyjątku brzuchy, Zebranych przy ogniskach Mazowszan średniowiecznych… Zaświtała w mej głowie arcyspiskowa teoria, Iż Warszawa przenigdy by nie powstała, Gdyby to rzeczona niedorzeczna dieta, Zagościła niegdyś na Warsa i Sawy talerzach, Bowiem gdyby to taką oto dietę obrali, Wars i Sawa głęboko zniesmaczeni, Zapewne w młodości z głodu by pomarli, Nim zdążyliby małżeńskie łoże podzielić… Ponoć wegańscy aktywiści mącą dzieciom w głowach, Nie tylko w podstawówkach ale już od przedszkola, By przenigdy nie pić krowiego mleka, Gdyż jest ono własnością małego cielaczka, Zaś rzeczonego cielaczka nie wolno okradać, Bo pogniewa się na nas Matka Natura, I ucierpi na tym cała planeta, A krzywym okiem spojrzy na to wiadoma europosłanka… Dieta naszych przodków, Od pokoleń oparta była na mleku, Przeto nie dajmy wmawiać sobie banialuków, O szkodliwości a nikczemności dojenia krów procederu, Bo choć mleczko jest cielaczka, To niejedna poczciwa krasula, Z pewnością chętnie by się z nami podzieliła, Paroma wiadrami swojego cennego mleka…1 punkt
-
Dzięki, popatrzę, ale staram się unikać polityki. Jeżeli odniosłem się prześmiewczo do przedmiotowego tematu to tylko z tego powodu, że tak mi się chwilowo spodobało i raczej nie chciałbym sobie zaprzątać głowy sporami politykierów bo to oni z nich żyją, nie ja ;)1 punkt
-
@Kamil Olszówka Może nie po całości, ale cenię sporo z jego tez, chociaż raczej tych historycznych. Pozdrawiam.1 punkt
-
W każdym z nas tkwi jakieś piękno co od innych nas wyróżnia każdy inny talent dostał żadne życie nie jest próżnią. Czasem trudno znaleźć siebie i pokazać twarz prawdziwą trzeba wtedy maskę ściągnąć w kieszeń schować dumę fałszywą. Najważniejsze znać swą wartość dzielić się doświadczeniami wszyscy wszak jesteśmy darem tworzymy wszechświat cały. Więc się w sobie nie zamykaj by docenić mogli wszyscy twego światła nikt nie zgasi jesteś sobą jesteś silny.1 punkt
-
@Kwiatuszek Jeszcze mam kilka pomysłów niepopularnych światopoglądowo. Pozdrawiam Kwiatuszku.1 punkt
-
@Ewelina Masz rację. Zresztą może coś podobnego czujemy patrząc w górę, tylko inaczej nazywamy zjawisko będące przedmiotem naszego podziwu, nie ważne... Dzięki za wyjaśnienie i zrozumienie :)1 punkt
-
Nigdzie o przymuszaniu nie ma. To głos w dyskusji na temat jak wyżywić już niemal 10 miliardów ludzi. Rozumiem, że jesteś przeciwny wycinaniu Puszczy Amazońskiej pod hodowlę bydła. Dla wyjaśnienia, osobiście nie jestem wege i piję dużo mleka, ale połowa ludzkości głoduje.1 punkt
-
@tmp wiersz jest o pragnieniu ukojenia i spokoju po ciężkim chwilach. Nawiązuje do potrzeby obcowania z naturą, która działa jak aloes - koi smutek i ból. Tutaj przedstawicielem natury są obłoki, którymi się peelka zachwyca i które wzmacniają w niej chęć ucieczki z przyziemnej rzeczywistości. Sam ich widok działa jak balsam. To tak w skrócie :) ...choć wiersza nie zrozumiałeś to jednak zainspirował Cię do stworzenia własnego a to bardzo cenne. Ja też nie wszystkie wiersze rozumiem. Czasem jednak wystarczy, że je czuję i to że potrafią mnie wprawić w niepowtarzalny nastrój.1 punkt
-
W okowach postępu czekam na dziatwę Która mi żywić poleci się światłem Wówczas z własnym pomysłem wkroczę Ażeby popić je rannym moczem Cóż rzekłby Kohelet na głupstwa te? Nihil novi sub sole! ;)1 punkt
-
To jest całkiem fajne i chyba nieco dziś zapomniane, więc może warto przypomnieć. Pozytywne energetycznie, że tak powiem:)1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Dzisiaj stanęłam na drodze kaczce, ona się przekręciła i zwolniła mi drogę, to było zabawne.1 punkt
-
1 punkt
-
Każdy pisać może... jeden lepiej drugi gorzej. Psy szczekają, karawana jedzie dalej. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Powodzenia.1 punkt
-
1 punkt
-
- dla Belli Równie rozgorączkowany Mil pomyślał w odpowiedzi, że i on pragnie, aby Bella nie przestawała. Będąc, jak już domyśliłeś się, mój Czytelniku - współaktywną. Z całą bowiem swoją, wspomnianą poprzednio, południową czułością, współobdarzała Mila i dotykiem, i pocałunkami. Jednym i drugim wypełnionym delikatnością i łagodnością. - Nao paro... - powtórzył po Niej Mil. - Muito Doce Bella... *. * * Soa, udawszy się do sali biesiadnej, odnalazła poszukiwanego Starszego. Zgodnie ze słowami Jezusa, omawiał z księciem przygotowania do uczty. W swobodnymi tonie, stojąc obok niego przy jednym z wejść do komnaty. - Zrobimy wszystko tak, jak proponujesz, mości książę - usłyszała Soa, podchodząc do nich. - Będziesz zadowolony, jak zawsze - dworzanin ukłonił się lekko. - Wiem, mój dobry i wierny sługo - książę Jurij uścisnął mu dłoń, uśmiechając się. - Jak zawsze. - Ach, oto i Soa: dzielna uczestniczka naszej bitwy - władca księstwa Moskwy odwrócił się, widząc trzecim okiem, kto do nich podchodzi. I zarazem dając Starszemu do zrozumienia, że kończą rozmowę, aby mógł on swobodnie z nią porozmawiać. - A... tak, wasza książęca mość - dygnęła Soa. - Przyłożyłam się do zwycięstwa w miarę skromnych możliwości. - Nie takich skromnych, jak widziałem - odrzekł książę Jurij. - Nauki u Mistrza Jezusa nie poszły w las. Rozmawiajcie sobie - uczynił z uśmiechem przyzwalający gest, pokazując jednocześnie, że wie o wszystkim. - Jak mógłby nie wiedzieć... - pomyślała Soa. - Pani Soo - Starszy Nad Służbą skłonił się dwornie, postanawiając słowo po słowie przechodzić do rzeczy. Ale tak, by jej nie speszyć. - Może mogę zaoferować spacer po książęcych ogrodach? * * * - Nooo... - i książę, i księżna, biorąc udział w dokonywanych przez Jezusa oględzinach zdobycznego statku gwiezdnego, kręcili z niedowierzaniem głowami. Chociaż oboje byli osobami wysokiej świadomości. - I ta maszyna to potrafi, powiadasz? Osiągać takie szybkości? Znikać? Poruszać się także pod wodą? I to wszystko bezpiecznie dla ludzi w środku? Aż trudno uwierzyć... - A jednak to prawda - przytaknął Jezus. - I jak widzę wasze myśli, chcecie się przekonać... Cdn. Voorhout, 09.03.20231 punkt
-
- dla Belli - Moje żony, witajcie z powrotem! - Jezus pojawił się przed nimi, uśmiechając się promiennie. Po czym przytulił i ucałował czule każdą z nich. Po kolei, poczynając od tej, z którą żonaty był najdłużej - od Arweny. Otrzymując w zamian, rzecz jasna, powitania równie pełne czułości. Jedynie Mariko zachowała się nieco bardziej powściągliwie, zgodnie z samurajskim obyczajem. - Moje ukochane - obiecująco uśmiechnął się Mąż Nad Mężami - każdej z was należy się noc pełna czułości. I to wkrótce. - Jak zawsze - dopowiedziała Ewa, rumieniąc się także z powodu własnej śmiałości. Uśmiechnięty Jezus pokiwał głową w odpowiedzi... * * * Gdy odeszli dostatecznie daleko, Bella upewniła się przy pomocy duchowego wszechspojrzenia, że nikt ich nie widzi i nie słyszy. Oprócz dusz, zamieszkujących miejscowe ptaki i otaczające ich drzewa i pozostałe leśne rośliny. Zatrzymawszy się, objęła Mila, przytuliła go i zaczęła całować z całą swoją południową czułością - Mam na ciebie ochotę... - wyznała wprost, rumieniąc się. - Tu i teraz. Rozmowa o sprawach ducha może poczekać... * * * - Drogi Jezusie - książę Jurij razem z Mochaną podeszli do Jezusa odczekawszy taktownie, aż przywita się z żonami - wygraliśmy bitwę! Zadufek, jak go słusznie nazwałeś, pokonany! Znalazł się tam, dokąd swoimi myślami i decyzjami zmierzał. - Pora na radosną ucztę po zwycięstwie! - dodała księżna. - A co zrobimy ze statkiem i jego ocalałymi biorobotami? - zapytał książę. - Droga Mochano, na ucztę oczywiście zgoda - odparł Jezus. - Pewnie, że należy się ona nam wszystkim. Waszych poległych wojów wskrzeszę, a rannych uleczę - odpowiedział księżnej na pytanie, które właśnie zamierzała zadać. - Niech nadal żyją zdrowo i dobrze wam służą, jak dotychczas. Statek zaś i bioroboty mogą wam się w przyszłości jeszcze przydać. Dokonam tylko - o, już gotowe! - uczynił gest dwoma palcami prawej dłoni - zmiany w ich oprogramowaniu, by teraz wam służyły bez żadnych niespodzianek. - Chcesz nas nauczyć nim latać? - upewnił się książę. - Przecież już o tym pomyślałeś i chcesz tego - odrzekł mu Jezus. - Twoja księżna też. Będąc tak pozytywnymi osobami wykorzystacie go dobrze, a przecież przewaga wam się przyda... - dodał. * * * Soa, stanąwszy kilka kroków od rozmawiającego z książęcą parą Jezusa, czekała, aż skończy. Gdy Mochana i Jurij ukłonili Mu się i odeszli, zbliżyła się. - Mistrzu - powiedziała - gratuluję zwycięstwa. - Dziękuję ci bardzo, moja droga padawanko - uśmiechnął się Nie Do Pokonania. - Nic nie jest dla mnie trudne i ty o tym doskonale wiesz - przytoczył, ale z pozytywną emocją w miejscu negatywnej, słowa Wolanda. Słowa, które Mistrz Michaił zapisał w "Mistrzu i Małgorzacie" * . - Jak widzę, pragniesz zapytać o Starszego Nad Książęcą Służbą - uśmiechnął się ponownie. - Chcę, Mistrzu - Soa zarumieniła się lekko. - Właśnie rozmawia z księciem o przygotowaniach do uczty - odparł Jezus. - W sali biesiadnej. Pójdź tam, a znajdziesz go. - A straże? - zapytała. - Oczywiście, że przepuszczą cię bez żadnych pytań - odrzekł z uśmiechem. - Chyba nie pomyślałaś, że mogłoby być inaczej... * * * - Mil, nao pare... nie przestawaj... - wydyszała Bella. Była rozgorączkowana tak, że ledwie mogła oddychać, a przeplecione w jedno emocje z pragnieniami wypełniały ją i buzowały jak ogień. - Continuar... ** Cdn. * Przytoczone słowa znajdziesz, uważny i dociekliwy Czytelniku, w końcowych scenach wspomnianej Powieści Mistrza Michaiła. ** Tu, jak sądzę, dodawanie tłumaczenia jest zbyteczne. Voorhout, 07.03.2023 .1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Witam. Nie mój klimat, ale sprawnie napisane i sensownie (co na tym portalu spora rzadkość). Poda mi się rytm i gładkość w czytaniu, swego rodzaju rubaszność. Dobra satyryczna rymowanka. Jedyna uwaga to tytuł, moim zdaniem do zmiany. Pozdrawiam1 punkt
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne