Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 31.10.2022 uwzględniając wszystkie działy
-
jesteś ciszą która szeptem wypełnia moje ciało jesteś milczeniem dla jakiego mogę niepokornie krzyczeć jesteś dopóki nie przekraczasz progu mojego pożądania chwila kiedy istniejemy tylko ty i ja jest wiecznością wypożyczoną na czas nieokreślony moment kiedy pozbawiasz moją duszę balastu codzienności staje się tęsknotą za czymś co na co dzień dotyczy naszych snów i choć zamiast krwi w żyłach płynie namiętność i choć obojętne myśli tłoczą się do wyjścia w powietrzu pozostanie woń naszych rozpalonych zmysłów pozostanie ballada której słów nigdy nie poznam5 punktów
-
ci którzy załapali się na okno pogodowe a potem zeszli o właściwej porze przekonują że wysoko w chmurach można ujrzeć własną twarz bez pomocy lustra i że szczęście daje wszystko i zarazem nic wychodząc na przeciw tym słowom postanowiłem na jakiś czas zrezygnować z windy dla nieba5 punktów
-
Nie w smak panience z grodu Kraka, zaloty kumpla z pośredniaka. - Mógłby - narzeka dziewczyna - fundnąć choć bilet do kina. Miast tego ciąga mnie po krzakach.5 punktów
-
Codzienna kawa w małej kuchni W filiżaneczkach jak dla lalek W maleńkim radio zacny śpiewak Daje nam koncert niebywały Zjadamy małe kanapeczki Chociaż jesteśmy najedzeni Codzień karmimy się pieszczotą Oraz widokiem naszych źrenic Pójdziemy razem na przechadzkę Źródełko, taras, łęg maleńki Zerwiesz mi bukiet pelargonii W tycieńkim świecie marzeń pęczki Niewielki metraż – wielka miłość Rozkwitająca na potęgę Maluczki człowiek zdoła unieść Ogromne serce i przysięgę4 punkty
-
Tak dawno nie byłam tutaj z tobą. Przeszukuję cienie wspomnień spacerując w tłumie cmentarnych krzyży. Znalazłam tylko zapach topionego wosku, drżenie zziębniętych kwiatów i szelest spadających liści. Wsłuchuję się w szepty, szemranie tłumu. Pragnę choć przez moment poczuć twe ciepło Gdy tuląc się muśniesz mój policzek. Ale nic się nie dzieje. Tylko płomienie świec uchylają się przed myśli dotykiem. 31.10.22r.4 punkty
-
Mały wredny Stephen z miasteczka Derry Odstawiał w Halloween niezłe numery Czy dostał cukierek Czy tylko papierek To zawsze był psikus od niego szczery. *Przewrotne i zabawne życzenia.4 punkty
-
Kolejny dzień przywitał nas piękną, słoneczną pogodą. Mój mąż i synek mieli w planie wybrać się do miasta na drobne, męskie zakupy. Nie przepadałam za miejskim gwarem, więc postanowiłam wykorzystać chwilę wolnego czasu na spotkanie z przyjaciółką. Nie musiałam jej długo namawiać na odwiedziny. Mieszkałyśmy tylko kilka kilometrów od siebie, jednak zabieganie dnia codziennego powodowało, że rzadko się widywałyśmy. Przyjechała zaraz po obiedzie. Zaparzyłam kawę i pokroiłam chlebek bananowy, który zdążyłam upiec z samego rana. Jeszcze niedawno nie znajdowałam czasu na pieczenie. Teraz, kiedy większość zysków czerpię ze sprzedaży książek, mam zdecydowanie więcej czasu na delektowanie się życiem. Tak, tak , zaraz ktoś powie : -Jak to? Nie masz czasu na spotkanie się z przyjaciółką a za chwilę chwalisz się jego nadmiarem, który wykorzystujesz na upieczenie chlebka bananowego, tak bez okazji? - Otóż sprawa jest bardzo prosta. Do tanga trzeba dwojga, jak to mawiają. Ciężko było nam się zgrać, bo kiedy jedna miała chwilę wolną druga akurat była zajęta. I tak potrafiło minąć trochę czasu. Usiadłyśmy wygodnie na czekoladowym, welurowym narożniku. Otoczone niezliczoną ilością kremowych, miękkich poduszek. Na szklanej ławie postawiłam kubki z kawą, której aromat roznosił się chyba po całej okolicy. Świeżo upieczony chlebek bananowy świetnie się z nim komponował. Monika wzięła łyk kawy i położyła sobie na talerzyku kawałek ciasta. Jej wzrok zatrzymał się na szklanej ławie. - Aga... Kiedy byłam tu rok temu na tej ławie miałaś zawsze stosy kartek - przypominajek. Przeniosłaś swoje karteczki pamięciowe w inne miejsce? - zaśmiała się. - Pamiętam, że na lodówce też było ich pełno a dziś zauważyłam tylko kilka. Odwzajemniłam jej uśmiech : - Powiem Ci , że ciekawa historia z tymi kartkami. Kiedyś faktycznie musiałam wszystko na nich zapisywać. Ciągle wmawiałam sobie, że jak nie zapiszę to na pewno zapomnę - tłumaczyłam przegryzając świeżo upieczony chlebek bananowy. - Zrobiłam sobie jednak pewien test. Raz i drugi celowo nie zapisałam czegoś na kartce powtarzając jednocześnie w myśli " będę pamiętać, będę o tym pamiętać... " . I wiesz co? Ku mojemu zdumieniu te rzeczy same przychodziły mi na myśl w idealnym dla nich momencie. Myśl o kupnie płynu do mycia naczyń pojawiała się w sklepie zanim skręciłam w alejkę z artykułami chemicznymi. Załatwianie ważnych spraw również dawało o sobie znać odpowiednio wcześnie bez spoglądania na kartkę. - To aż niewiarygodne! - zdziwiła się Monika poprawiając mięciutką, pluszową poduszkę. - Spróbuj - powiedziałam. - Nie masz pojęcia jaką fajną zabawą mogą być ćwiczenia z własnym umysłem. Cały czas robiłam błąd, bo sama programowałam go mówiąc " na pewno zapomnę " . A wystarczyło zamienić to na proste " będę pamiętać "...3 punkty
-
Sprawiedliwy podział świata Jednych liżą po ich rękach, innych gryzą psy Czasem piękny, szczery uśmiech to drugiego łzy Tutaj biały, święty anioł a tam dziki zwierz Złote pawie na murawie, tam ciernisty kierz Błyszczy pierścień swym klejnotem, czerstwy chleba kęs Czarna sadza na policzku, tusz do brwi i rzęs Z zapinkami pantofelki, tupot bosych stóp Luksusowa niedosytość, zaropiały strup Szaty modnej wykwint srogi, brudnej szmaty strzęp Nad padliną taniej biedy krąży zbytku sęp Tutaj bogacz, tam żebraczy, niepozorny byt Słodki piernik, lukrowany, ciężkich kajdan zgrzyt W imię boga i mamona kiepskich doktryn moc Jeszcze dzień się nie rozpalił, znów zapada noc Marek Thomanek 20223 punkty
-
Marzenie Ach gdyby tak Choć nie wiem jak Się podnieść i pokonać Ten bytu trud Tak pełen złud Nim bóg mi każe konać I gdyby tak Jak piękny ptak W dal wzlecieć i nie wrócić Nie patrzeć w tył Ciężarem trosk I nigdy się nie smucić Ogarnąć świat Ramieniem swym Zaśpiewać pieśń radosną W żywocie mym Być kwiatem tym Kwitnącym wczesną wiosną Marek Thomanek 20223 punkty
-
ziemia paszczę swą otwarła gdy ostatni ruch metalu uderzył o dno podniebienia świerszcz cykał księżyc migotał oparta o cień dotykałam natury istnienia wierzchem ciała otarłeś pot i krew ze zmarszczki nad myślą prowadząc mnie w paszczy gniew zachłannie ale nieprzesadnie doskoczyłam w półmroku byś zniknął raz na zawsze w wykopanym pod siebie amoku3 punkty
-
Ciesz się ... radością! Zdyszany czas przekornie ciska - iskrami przenaczenia Wychodzisz z domu wprost pod koła rozpędzonego świata Nie znacie się praktycznie wcale, więc ... ofiar śmiertelnych nie ma ...3 punkty
-
Jesień przybiera rozmaite formy — wpierw przypomina lato, dopóki woda w stawach i rzeczkach jeszcze nie ostygła, a słońce wciąż przygrzewa mocno; potem ziemię spowija mgła, podnoszą się z traw jakieś szepty i nawoływania, leśne skrzaty budzą się z bezczynności i zabierają do dzieła: malują na kolorowo liście. Taki pomalowany liść to niechybny zwiastun krótkich dni i nadchodzących chłodów: wkrótce zeschnie i pofrunie na wietrze, a wówczas wszystko zamiera, jakby w oczekiwaniu na zmiany przynoszące początek ciemniejszej połowy roku, kiedy zanika granica między światem żywych i umarłych. W taką to porę dzieją się dziwne, okropne rzeczy, o czym się przekonali mieszkańcy wioski na kresach, za puszczą i bagnami, gdzieś w połowie drogi donikąd… Adrian miał straszny sen: śniło mu się, że odrąbał głowę koledze z klasy, który był chory na covida, a później popełnił samobójstwo, żeby nie zarazić innych. Poszedł do szkoły w podłym nastroju, bo przecież dobrego kolegi się nie zabija, nawet we śnie. Podczas zajęć siedział w ławce wyłączony i tylko patrzył przez okno, jak dozorca grabi liście ze szkolnego podwórka. Dopiero na ostatniej lekcji jego uwagę zwróciła nauczycielka pytająca uczniów, co takiego zamierzają przygotować na nadchodzące święto Halloween. Dzieci wyjawiały ciekawe pomysły, które pani zapisywała na tablicy. Wszyscy mieli dobrą zabawę. Wszyscy, za wyjątkiem Adriana. Wstał nagle i rzucił ze złością: — Żaden Halloween, tylko Wszystkich Świętych! Pani odwróciła głowę i spojrzała na Adriana bez cienia zażenowania na twarzy. — Wszystkich Świętych było świętem komunistycznym, a teraz mamy demokrację i dlatego obchodzimy Halloween. — Kłamstwo! — zaperzył się Adrian. — Tutaj zawsze obchodziliśmy Wszystkich Świętych i Zaduszki. Halloween to kult Szatana, który przyszedł do nas z Ameryki. Na imię Szatana pani nauczycielka się roześmiała i potrząsnęła rudymi włosami, związanymi w figlarny kitek. — Ależ Adrianie, kto ci naopowiadał takich bzdur? Halloween znaczy po angielsku: wieczór świętych. To pradawny chrześcijański obrządek, sięgający czasów rzymskiego imperium. Tylko obecnie obchodzimy ten dzień na wesoło, przebierając się w fantastyczne kostiumy, wymyślając śmieszne kawały. To co, jaką zabawę planujesz? Adrian się nie odezwał. Patrzył na nauczycielkę z nienawiścią, aż wszystkim zrobiło się nieswojo. Wracając ze szkoły postanowił odwiedzić dziadka, który mieszkał samotnie w starej chacie na skraju lasu. Był wściekły, że dziadek tak długo go oszukiwał. Boże Narodzenie, Wielkanoc, a teraz Wszystkich Świętych — wszystko komunistyczna propaganda! Pani nauczycielka wie lepiej, bo ukończyła anglistykę na lubelskim uniwersytecie, a co takiego skończył dziadek? Dziadek siedział na ławce przed domem, wystawiając pomarszczoną, zarośniętą twarz do bladych promieni popołudniowego słońca. Na widok Adriana nie odezwał się słowem, tylko pokiwał nieznacznie głową. — Dziadku, robimy Halloween? — Co takiego? — zapytał dziadek i nie czekając na odpowiedź, dodał — dziś sobota… W istocie była to środa, lecz Adrian nie zaprzeczył, ani nie skorygował, gdyż dobrze znał dziadkową przypadłość, któremu myliły się dni. W sobotę dziadka odwiedzała matka Adriana: gotowała obiad, prała bieliznę, sprzątała mieszkanie, dlatego dziadek myślał częściej o sobocie, aniżeli innych dniach tygodnia. Dziadka bolały dziś płuca i plecy, mimo to poczłapał do kuchni, otworzył lodówkę, wyjął z zamrażarki słoiczek pełen banknotów. — Masz tu na urodziny… — Wręczył Adrianowi sto złotych. Wprawdzie urodziny chłopca były w czerwcu, lecz Adrian nic nie powiedział, tylko schował pieniądze do kieszeni. Pomyślał, że warto by kupić za nie pizzę, którą dziadek tak uwielbiał, ale nie chciało mu się iść kawał drogi do sklepu, tam i z powrotem. Zamiast tego poszedł rozglądać się po ogrodzie. Zdawało mu się, że rosła pod płotem olbrzymia, czerwona dynia, ale ziemię wszędzie pokrywało ściernisko zbutwiałych, zeschniętych roślin, a pod płotem leżały tylko bambusowe tyczki do pomidorów. To wtedy właśnie ujrzał twarz pani nauczycielki, a po chwili usłyszał stanowczy głos: — Nie musi być dynia. Lepsza jest prawdziwa głowa. Słowom zawtórowało skrzypienie drzwi w pobliskiej szopie, które uchyliły się zapraszająco. Adrian zajrzał do środka i po chwili wyszedł z siekierą w ręku. — Co zamierzasz zrobić? — wymamrotał dziadek na jego widok. — Narąbię drewna — odrzekł Adrian nieswoim głosem. Siekiera była mocno styrana i tępa, bo nikt jej nie ostrzył od wielu lat. Adrian przyłożył osełkę do środka szlifu i posuwistymi ruchami zaczął jeździć po metalu. Rozległ się nieprzyjemny, metaliczny jazgot, przechodzący jednak w miły dla ucha dźwięk w miarę przyspieszania ruchu osełki. Adrian kręcił osełką coraz prędzej, aż trudno było nadążyć za ruchem jego drobnych rąk. Dziadek patrzył na to wszystko w milczeniu i tylko kiwał z aprobatą głową, bo w życiu naostrzył mnóstwo siekier oraz innych narzędzi i cieszył go widok wnuka, robiącego to równie fachowo. Na koniec Adrian podwinął rękaw i przejechał lśniącym ostrzem po włosach na przedramieniu, wciąż jeszcze jasnych i miękkich. — Myślisz dziadku, że wystarczająco ostra? — Sądzę, że tak — odparł dziadek. — Idź porąb suszkę za rowem, co ją zeszłego roku powalił wiater. Ale Adrian nie poruszył się z miejsca, a wtedy dziadek uniósł brwi i zrozumiał wszystko, bo również usłyszał mowę głosów. — Ty chcesz mnie zabić… — Zabij! — wrzasnął głos. Siekiera spadła z prędkością błyskawicy dziadkowi na kark, a nim dziadek zdążył się zorientować, zgasła w nim świadomość. Martwa głowa z obróconymi bielmem gałkami i wywalonym językiem potoczyła się do stóp Adriana. Na ławce pozostał koszmarny, bezgłowy tułów z podniesioną, zesztywniałą ręką, zdającą się oskarżać: — Ty mi to zrobiłeś! Adrian zepchnął nogą korpus na ziemię. Zamierzał go utopić w studni, ale ciało było zbyt ciężkie, więc je tam zostawił, siekierę również, wetkniętą w ręce i zakrwawioną; starł jedynie odciski palców, żeby wyglądało na nieszczęśliwy wypadek. Wrzucił głowę do worka i rozglądając sie bacznie dookoła, ruszył do domu, odprowadzany krakaniem krążących nisko wron. Adrian wiedział, tylko on wiedział, że to nie jest krakanie, lecz chichot rudowłosej nauczycielki. Nazajutrz skoro świt pognał do szkoły, ale w ostatniej chwili zdecydował się zboczyć z drogi i zajrzeć do domu dziadka, czy trup wciąż leży tam, gdzie go zostawił. Obszedł dookoła ławkę, zlustrował całe mieszkanie, zajrzał w każdy kąt — ciała nigdzie nie było. Wpierw to go ucieszyło, bo jeśli nie ma ciała, nie ma również morderstwa, ale zaraz poczuł strach przed czymś nieznanym, czego nie mógł zrozumieć. Starał się zagłuszyć wyrzuty sumienia wmawianiem, że dziadek był nieuleczalnie chory, miał demencję i zabijając go, wyświadczył mu jedynie przysługę. „Pewnie dziki zaciągnęły ciało do lasu i tam je pożarły” — pomyślał i nieco uspokojony, że skrócił dziadkowi cierpienie, zawrócił na drogę wiodącą do szkoły. Było wciąż wcześnie i długo nie mógł się doczekać aż otworzą bramę. Nauczycielka zdziwiła się widząc go o tej porze, bo zazwyczaj przychodził spóźniony, a ostatnio pod jego nazwiskiem zanotowano kilka nieobecności, o czym zamierzała powiadomić jego rodziców. Wyglądała piękniej niż zazwyczaj; Adrian wierzył, że się ubrała i umalowała specjalnie dla niego. Nauczycielka popatrzyła na płócienny worek, który Adrian trzymał pod pachą i uśmiechnęła się nieznacznie, jakby odgadła cel w jakim go przyniósł. Tego dnia lekcje wyglądały zupełnie inaczej — dzieci prześcigały się w pomysłowości: Iwona o zaropiałych wiecznie oczach ufarbowała sobie włosy na węgiel, pomalowała zęby czarną kredką i przebrała się za wiedźmę; Leszek-złota rączka skonstruował z kapsli do piwa i drutu po siatce ogrodzeniowej monstrualnego pająka, Pleksik-niedojda o trójkątnej twarzyczce i bladej cerze udawał pirata i wyglądał straszniej niż zwykle. Tylko Adrian nie wyróżniał się niczym szczególnym, może za wyjątkiem ironicznego uśmieszku, dlatego oczy wszystkich pobiegły do worka, z którym się nie rozstawał. Spodziewano się, że wyciągnie stamtąd halloweenową lampę z wydrążonej dyni, ale Adrian nie otwierał worka, dopóki pani go nie zapytała: — Co tam przyniosłeś? — Sama zobacz. Zrobiłem to tylko dla ciebie, dokładnie tak, jak mnie prosiłaś — wyznał z nieskrywaną miłością w oczach. Pani nauczycielka sięgnęła ostrożnie do worka i wyjęła głowę, a właściwie kościsty czerep pokryty pożółkłą, woskową skórą i pajęczyną siwych włosów, klejący się i obślizgły, z czarnymi plamami zamiast ust i oczu. Przyjrzała się jej bliżej i zadrżała z przerażenia: to była ludzka głowa! Halloween przestał być zabawą, stał się celebracją śmierci. Upuściła głowę na podłogę i rzuciła się do drzwi, które w tej samej chwili rozwarły się na oścież i wtoczyła się przez nie jakaś bezkształtna, cuchnąca masa w łachmanach. Uczniowie zakryli nosy i wstrzymali oddech, ale obrzydliwy odór docierał do nich ze wszystkich stron, drażnił zmysły mdłym, słodkawym zapachem. Masa toczyła się po podłodze do miejsca gdzie leżała głowa, a wtedy obydwie części utworzyły jedno, upiorne ciało, które momentalnie się wyprostowało i rozłożyło szponiaste ramiona trzymające siekierę, dobrze naostrzoną przez Adriana. W oczach potwora zaświeciły latarki, z góry dobiegł nieziemski głos: — Wesołego halowena, gówniarze! Uczniowie rozbiegli się w popłochu, lecz mściwy topór nikogo nie oszczędzał, nie wyłączając nauczycielki, którą dosięgnął rzutem tomahawka równo między łopatki. Rzeź trwała w najlepsze dopóki nie nadjechała ochrona i nie spaliła zombie miotaczem ognia. Zwęglone szczątki wywieziono do pobliskich kamieniołomów i zalano na wszelki wypadek grubą warstwą betonu. Adrian wyskoczył przez okno, uciekał szkolnym podwórkiem i dalej przez park, nie oglądając się za siebie. — To tylko sen! To musi być sen — powtarzał. — Obudźcie mnie! Na ulicy biegnącej równolegle do szkoły zauważył ekipę arborystów usuwających konary drzewa wyrwanego podczas ostatniej burzy. Jeden odcinał piłą łańcuchową gałęzie, dwóch pozostałych podnosiło ścięte gałęzie i wrzucało je do rębaka stojącego z boku jezdni. Adrian bez namysłu odepchnął wrzucających, a zanim zdążyli się domyślić, co zamierza zrobić, wskoczył jednym susem do wnętrza maszyny: dokładnie w środek tarczy z wirującymi nożami, rozdrabniającej wkładany materiał na nieduże zrębki. Rozległ się przeraźliwy, wibrujący świst, po czym na końcu sterczącej wysoko rury wylotowej ukazał się obłok czerwonej mgły, ale tego Adrian już nie widział. Ostatnim uczuciem jakiego doznał był ekscytujący dreszcz: orzeźwiający i bezbolesny.2 punkty
-
2 punkty
-
W odwiedziny do menela przyszła stała klientela a więc Rycho przykuśtykał bo ze starą się poprztykał. Bolek, który spalił akta mówiąc teczka ta niewarta garści kłaków i mamony bo on został w to wrobiony. Pan dyrektor, sekretarka czyli nierozłączna parka, która czuje się bez winy choć rozbili swe rodziny. Poprzestanę na tej czwórce, plasującej się na górce swoich posad i zaszczytów sięgających górskich szczytów. Podupadli ci idole, wiodą prym, lecz już na dole po upadku i po szoku gdyż sięgnęli dna rynsztoku. Zaś gospodarz, choć menelem to stabilność jego celem bo choć nędza go otacza on już niżej się nie stacza.2 punkty
-
więc pukam do bram przeszłości zarzuconej dawny odźwierny wygląda znajoma jego niechęć wystawia swoją twarz tam nic się nie zmieniło w oknie firanki i przeciąg trzydziestoletni parapet pretensje nie dostrojone tam czas zbyt wolno chodzi zatrzymał się na piątku a u mnie jest sobota słońce w zenicie stoi gdy zaspana przyjmuje do salonu prowadzi jak to w odwiedzinach rozmawiamy o tym tamtym mówię że u mnie jest tyle wszystko przyprowadziłam wtedy kapie wzruszeniem a kiedy przestaje myślę że z tego byłoby ładne zdjęcie ale przecież jest sobota można już tylko pisać2 punkty
-
Płoną znicze na mogile i jesienny spada liść przeminęły wspólne chwile nie ma ciebie przy mnie dziś Tak nam dobrze było razem wspólny spacer chabrów woń w świecie pełnym różnych zdarzeń najważniejszy był nasz dom Teraz stoję nad twym grobem i zapalam w ciszy znicz słowa bolą to ci powiem leczy ty mi nie powiesz nic2 punkty
-
Różnica czasów... ona istnieje.! Jest treść, ładna forma oraz wypracowane frazy.. dobra, super puenta. Pozdrawia,.m2 punkty
-
Czy pamiętasz już pewnie tego nie pamiętasz kiedy to było ale byłaś przecież małą śliczną dziewczynką z warkoczykami pięknie wyglądałaś z kolorowymi balonikami unoszacymi się nad tobą w ładnej pełnej falbanek sukience i sandałkach byłaś taka urocza radosna roześmiana ten uśmiech pozostał ci do dziś ile było w tobie energii bawiłaś się i z chłopcami w niczym im nie ustępowałaś i w przepychaniu dawałaś sobie radę byłaś dzielna to był piękny twój czas czy zdarza ci się go wspominać 10.22 andrew Jeżeli miałaś inne dzieciństwo pomyśl, że takie właśnie było.2 punkty
-
szelest wplątany w ciszę wypływasz na łódce z miodu rzeźbionej piołun oddechu zakłóca biel napędu kryształki skrzepłej krwi stukają o przyszłość napraw nuty zanim je wchłonie muzyka po co słyszeć fałszywe dźwięki spragnione fale unoszą samotne złudzenia nie wszystkie utoną w spełnieniu poza spojrzeniem patrzysz sercem jeszcze możesz mimo utraty słodkiego owocu w postrzępionej torebce marzeń proszę odklej się od horyzontu póki ono jest wysoko bierz wiosła płyń dalej chyba że chcesz nie wątpisz pragniesz spłonąć gdy szczyt góry owiewa wiatr z podnóża pierwszych śladów2 punkty
-
W nieznaną wylewa się przestrzeń Ciąg dalszy, nieznany nam jeszcze Wykracza nad wielkie pytania Wyłaniać się lubi z kontekstu Zdań długich, pozornie bez sensu I zgłupieć mądremu pozwala Lecz dobrze pozostać w tej matni Tam człowiek w człowieku potrafi Tak długo, dobitnie się przejrzeć Rozwiązać niezbędne równania Ogarnąć umysłem arkana Aż pojmie, że lepiej nie wiedzieć2 punkty
-
Rzecz miała miejsce nad Czarną Hańczą kiedy pokłony biłem poddańczo błagalnym głosem prosząc o względy ona mi rzekła, że to nie tędy. Kobieta musi przejść przez żołądek żeby z facetem zrobić porządek chłop zaś mieć konto w banku otwarte powinien lubej wyrobić kartę by mogła, kiedy chce zaszpanować tą kartą z konta forsę wyjmować a to na ciuszki, na biżuterię lub jakieś inne jej fanaberie. Szczerość za szczerość rzekłem dziewczynie niech me marzenie rzeką popłynie bo choć wyglądam dziś na krezusa to wszystko brata, co wrócił z USA jego garnitur i jego glany samochód lśniący, wypucowany portfel od niego też pożyczony pusty, bo nie chciał dać mi mamony co do mnie skarbie nie jestem sobą w rzeczywistości jestem osobą mniej wartościową, ja jestem kupiec w obecnym czasie to gołodupiec. Zaległa cisza po zdań wymianie bo co innego mieliśmy w planie a odwołując się do sumienia rozstaniem była magia milczenia.2 punkty
-
@Rolek Pewien importer cukierków z Chin, bawiąc hotelu Holiday Inn, wysłał do Derry same papierry by Stefek miał czym czcić Halloween. Pozdrawiam świątecznie2 punkty
-
@Kapistrat Niewiadomski @Kapistrat Niewiadomski @Marek.zak1 Zmieniłem zgodnie w Waszymi sugestiami. Niech będzie dobrać. Dobrać zwycięża:)2 punkty
-
Wędrowiec Po zachmurzonym niebie leciały czarne ptaki, Polami kroczył człowiek, swój los miał byle jaki. Wiatr kurz mu w oczy ciskał, kamieni pełna droga, Trzy dziury w dwojgu butach, kulawa jedna noga. Po bokach owej drogi kolczasty głóg, pokrzywy – Kuśtykał człowiek wolno, lecz naprzód, bo był żywy. Tam w dali światło widział, niewiele więc się smucił, Z nadzieją w swoim sercu pieśń błogą sobie nucił.2 punkty
-
Wiersz Edwarda Stachury „Nie rozdziobią nas kruki” zainspirował mnie do napisania tej piosenki Wstań Życie jest trochę za krótkie By w jednym miejscu stać Trzeba iść szlakiem przed siebie Po śmierci można spać Ja pieśń tą wznoszę do ciebie Tobie na skrzypcach gram Gwiazdy zostaną na niebie Słońce nie zgaśnie nam Nie daj się szujom i hienom Na fałsz ich słowa spluń Wzleć nad ciemnotę do góry Na własnych skrzydłach fruń. Ja pieśń tą wznoszę do ciebie Tobie na skrzypcach gram Gwiazdy zostaną na niebie Słońce nie zgaśnie nam I wyrwij zęby obłudzie W rany syp słoną sól Niechaj poznają ciebie Im pokaż prawdy ból Ja pieśń tą wznoszę do ciebie Tobie na skrzypcach gram Gwiazdy zostaną na niebie Słońce nie zgaśnie nam Marek Thomanek lato 20221 punkt
-
powietrze otulone nutką nostalgii deszcz za oknem a na stole gorąca herbata przywołują wszystkie barwy wspomnień mam wenę odmaluję je na płótnie tworząc obraz własnych myśli w abstrakcyjnych kształtach ukryję ciebie przynajmniej nie muszę udawać jesień zna moje rozterki wychwytując nastroje operuje kolorami przynosi słońce rozjaśniając ciemne miejsca w duszy dziękuję jej za przyjaźń która swoją siłą wydobywa melancholię na zewnątrz i znów jestem sobą1 punkt
-
Andrzej Metaforyczny zagadkowy gość uczłowieczona myśl czy wymyślony człowiek postanowił zostać poetą statystycznie biorąc pisał trzy słowa na dobę nieopłacalna produkcja został pasjonatem1 punkt
-
Sentymentem darzę tę sosnową szafę, co skrzypi w piwnicy, gdy zamykam drzwi. Lalka bez ubranek, w potarganych włosach. Dotknięta małą rączką, jak nowa blaskiem lśni. Poszarzały misiu z wytartym już pluszem, za uśmiechem dziecka tęsknotą w szafie łka. Rozrzucone klocki, bez lakieru bączek... Wszystko jest w tej szafie, w oku kręci się łza. Sentymentem darzę tę sosnową szafę, zamknę lepiej już drzwi. Zabiorę z niej misia, niech ucichnie płacz. Lalka w niej zostanie i klocki i bączek. Wrócę jutro znowu, misiu dziś ze mną śpi.1 punkt
-
zostałem skazany na śmierć nie znam dnia ani godziny często piszę o odroczenie nie mając pojęcia czy ktoś to czyta mam wrażenie czas biegnie coraz szybciej uciekło mi kilka cennych lat w moim wieku nie dam rady ich dogonić ile bym w nich zmienił zaczął nowe życie niestety teraz jestem facetem w średnim wieku nie to nie to co młody Franz Kafka ja się tak nie stawiam nie chcę by ktoś zastukał do drzwi i siłą wyciągnął z mieszkania nie mam takich ambicji spokojnie żyć to wszystko wiem to niemożliwe póki co będę apelował pracuję płacę podatki przyznaję czasem piszę to znaczy wątpię zadaję pytania ale… nie teraz nie teraz1 punkt
-
1 punkt
-
Nie zamierzam :) ale zrozumieć go, to jest dopiero coś. Dziękuję i pozdrawiam. Może nie za często, ale też mi się zdarza wracać w różne miejsca :) Dziękuję i pozdrawiam. Jakoś kilka dni wcześniej przyszło mi powspominać... czas. Dziękuję i pozdrawiam :)1 punkt
-
1 punkt
-
... :)) zobacz, co masz w wersie.. dopiero teraz dostrzegłam... Dla mnie jest dobrze... załapałam się.. na dobre okno pogodowe.. te słowa wiele razy padały "ze mnie". ps. uwiera.? może kamyk w bucie.. po szlaku..1 punkt
-
@Nata_Kruk Dziękuję Nato. Chociaż sformułowanie "załapali się" nieco mnie uwiera. Pozdrawiam1 punkt
-
Nasze najukochańsze zabawki zostają w zakamarkach pamięci, bez nich nie bylibyśmy sobą1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Witam - cieszy mnie ta ładność - dziękuje za nią - Pozdr. Witam - cieszy mnie twoje podobanie - Pozdr. Witam - dziękuje za ten plusik jest miły - Pozdr.uśmiechem. @Natuskaa - @sisy89 - @TylkoJestemOna - @Rafael Marius - dziękuje -1 punkt
-
Nie radzi dziś sobie Hilary z Nieradzi: "Gdzie są okulary? Gdziem je, kurtka, wsadził? Brak ich na nosa osi, więc nos musi donosić, jak od dobrej strony dobrać się do Jadzi.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Rafael Marius Na dnie jest spokój i cisza błoga bowiem pod nami tylko podła nikt nie zastuka w sufit od spodu jedynie w kiszkach burczy lecz z głodu. Pozdrawiam1 punkt
-
@Lahaj A korpo zarabia, bo wciąż tam jesteś. portal randkowy cieszący się nie najlepszą sławą, ale najpopularniejszy.1 punkt
-
@Natuskaa Te impulsy to chyba każdy tak ma a przynajmniej większość:-) Oby u Ciebie było ich jak najwięcej, chętnie poczytam jeszcze.1 punkt
-
Miałam romans Na dwa dni Z pewną rodziną Nieczystej krwi Czy dawać to Także Wziąć coś dla siebie Ta Niezwykła pustka Która następuje Jakiś czas Po Mój nieprzemijający Dance macabre Czy to jeszcze ja Czy tylko Iluzja Ze jest Coś wartego ocalenia Odkrytego w słowie Ty1 punkt
-
Pochód czerwienił się na ulicy, w tłumie uśmiechów płynęły flagi, nad głowami pieśni z megafonów wpadały w okna pełne machających rąk. Palce wystukiwały rytm piosenek, przy wódce z mety śmielej snuły się prawdy, pisane pałką przyznawały słuszność władzy. Brodząc w błocie szłam do szkoły, chowając się przed deszczem w sklepie, śniłam o cukierkach sprzedawanych spod lady podziwiając półki udekorowane octem. Cukier topiony na łyżce osładzał dni. Chwytając chmury czekałam na ręce wczepione w plastikowe kółka toreb, przynosiły zawsze uśmiech. Jak lato w sadzie gryzłam niedojrzałe jabłka, zanurzona w rozkołysanej trawie biegłam z psem. W promieniach niesmak przełkniętych łez zapominał się.1 punkt
-
1 punkt
-
po kostki kolana szyję w miłości brodzi płynie - tak żyje aż kiedyś się zagłębi cały rozpłynie tak odchodzi1 punkt
-
@OloBolo@Rolek@TylkoJestemOna@aisDziękuję za polubki. @OloBoloNa Twoje ręce składam podziękowania tym wszystkim, którzy znajdują czas by się uśmiechnąć. Uśmiech ozdobą świata!!! Pozdrawiam WSZYSTKICH Czytelników.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne