Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 16.08.2022 uwzględniając wszystkie działy
-
Wolność rozkuła nam rozumy, patrz, mogę wszystko co pragnę, mentalność słowiańska została, myśl porysana przez wieki. A skrzydła innych na uwięzi, genetycznie świat daleki, co nam mocno na mózg uwiera, chyba wielkości fragmenty. Czemu nie jesteśmy bogaci, a sąsiedzi w ciszy mogą, czyżby bezwzględna konsekwencja i żelazna dyscyplina? Polsko, obijana przez cynizm, strach się nad tobą nachyla, gdzie Średniowiecze, twoja siła... nie masz za sobą nikogo. Mała jesteś, a wielka... nasza - rozmawiajmy o przyszłości, dlaczego inni mają pewność, czego nam samym potrzeba. Kiedyś Hitler, Stalin... no właśnie, pociąg apiat się rozpędza, kierunek zawsze wschód-zachód, zdawać by się mogło... swojscy. Sami im dajemy amunicję, mdła elita miasteczkowa, oni wiedzą lepiej - uczeni, roztyci lekkim żywotem. Śnią im się dawne proszlacheckie, rubensowskie czasy złote, został na stołecznej ławeczce, za dwa euro marny browar. Zwyciężaliśmy pod Cedynią, pytam zatem - co dalej? Grunwald wskazał właściwą drogę, powiesz, dzisiaj nie możemy. Obiliśmy Turka pod Wiedniem, aż z popiołów zstąpił Feniks, a na końcu bitwa Warszawska... znowu narodowy alert! "Amor patriae nostra lex".3 punkty
-
Przemijasz już od pierwszych chwil, kiedy przy piersi cicho kwilisz. Młodzieńczych słodycz czujesz dni, kobiety dotyk wśród motyli. Pamiętał będziesz pierwszy krzyk, gdy twoje dziecko świat ujrzało. Zapisał szczęście zmierzch i świt, lecz życie z tobą przemijało. A gdzieś w oddali czekał On - czasem się smucił, czasem cieszył. Obdarzył cię miłością swą, musiałeś poznać gorycz grzechu. Przemijasz idąc pośród gór, w szumie strumienia, zboczem turni. Związało życie z myśli sznur, bo sensu bycia nie rozumiesz. Kiedy sumienie wrzeszczy dość, a ty jak ślepiec brniesz uparcie - wulgarnym słowem tłumisz zło, co takie przemijanie warte. A On cierpliwie w dali tkwi, czeka na dzięki oraz prośby. Klęcząc Mu poświęć kilka chwil, pychę i hardość włóż do torby. Aż nagle cię dopada ból, przygniata oddech swym ciężarem. W końcu pojąłeś dzisiaj tu i życia sól zasmakowałeś. Kamieniem w sercu żałość tkwi, oczy ci wreszcie ktoś otworzył. Sens zrozumiałeś lat i dni - życie inaczej byś ułożył. Zapewne to tak miało być: słodkie radości, kolce cierni. On z góry wciąż pomagał ci, byś swe zadanie tu wypełnił.3 punkty
-
zapachniało lawendami lato upomina się koniec wiosny już za nami w żyłach wrze zanęciło malinami miłość upomina się pocałunki wspomnieniami w żyłach wrze tak naprawdę najzwyczajniej kocham cię3 punkty
-
Piękne chwile z tobą, przy świetle księżyca Jak cichy wieczór i gwiazdy na niebie Twój zapach skóry mnie zachwyca Chciałabym żeby ta chwila nie zabrała mi ciebie Bo życie miedzy palce czas przemyca Przytul pocałuj i bądź wiecznie przy mnie.3 punkty
-
życie nudne i przewidywalne jest jutro trzeba wstać znowu do pracy piąta rano to świt nie zmierzch wszystko znowu wygląda tak samo a miłości jak nie ma tak nie ma przenizała się między palcami matka mówi-różaniec weź będziesz modlił się w kółku z nami nas jest tutaj więcej niż pięć zainteresujesz się jakąś panią coś wyniknie z tego kto wie będziesz tańczył ze swoją damą przestań synu w końcu wybrzydzać Jezus umarł za twoje grzechy weź otrząśnij i otrzep się a Maryja ciebie uleczy -fotka z netu.3 punkty
-
Tysiąc myśli pulsująca głowa nie śpię może książka tysiąc myśli brak skupienia może ciepłe mleko nietolerancja laktozy liczenie baranów barany połamały nogi śpią zamiast biec może strzał w głowę myśli się rozleją nie będzie żadnych mnie też nie będzie ale barany zaczną biec2 punkty
-
zaczęło się w oczach turkus rozbił smętki niebieskiego miałam sukienkę w panterkę i opal na skórze przegubów wśród słów bywają różne twoje mnie uniosły stałam się żywa płonął bałwan z chrustu piję więcej niż połowę zamilczam parszywą walkę niekanonicznych dni kocham cię małe okienka światła kropelki ciepła czasem otchłań morza miłości między moimi twoje palce kwitną ustami gorące twarze rozkosz kąpieli zmysłów srebro złotych pieszczot bez ciebie jestem w stanie skrajnie krytycznym2 punkty
-
2 punkty
-
Z oddali słychać pieśń kilku wojów, którzy wracają z nocnej wyprawy czekam być może dadzą odpowiedź na me pytanie bom jest ciekawy jak poradzili sobie tym wrogiem, który zamknięty w butelce czyhał jak na komendę stanęli wszyscy ale już różnie każdy z nich wzdychał. Potem głos zabrał znany wodzirej chyba najstarszy z nich wszystkich rangą świadczyły o tym otarcia skóry siniak w kolorze śliwki nad fangą. Po wojskowemu, choć mu się czkało i słowa w krtani lub w gardle grzęzły próbował oddać obraz tej bitwy i jak ciąć trzeba gordyjskie węzły. Sprytnie, sposobem otwarto flaszki by każdy skupił się na swym celu i tak walczyli po samo denko kilku z nich legło, jednak niewielu. Sanitariuszek przy tym niebyło więc ci, co legli leżą pokotem lecz bez histerii przyjdą władczynie odbiorą swoich, nie teraz, potem. Kto mógł to taszczył wojenną zdobycz choć niedopitą zdobyczną flaszkę na dowód tego, że było ciężko, że nie chodziło tu o igraszkę. Nie wszystkie panie wiem to z praktyki gotowe witać wojów kwiatami wtedy w ruch idą kuchenne wałki lub okładają wojów laczkami. Takich powitań nikt z nich nie lubi za trud zapłata to bardzo licha a trzeba było wziąć na swe barki zawartość flaszki pitej z kielicha. Zapoczątkuję i prekursorem stanę się pisząc właśnie te słowa wojowie walczcie, walczcie do końca choć to dopiero pierwsza połowa.2 punkty
-
dorosłość to gdy nie czujesz siebie a cierpienie świętem nakazanym zaobrączkowane dłonie ich samotne serca oddzielone zwałami żółtego tłuszczu krzykami dzieci co się stało z ludźmi dwa podbrzusza kalafior ud czy to trwanie z koleżanką depresją i przyjacielem Hashimoto życia nie ma samobójstwo z opóźnionym zapłonem2 punkty
-
Chwila nadeszła sam ją wybrałem Na przekór świata infrastrukturze W niej się zanurzam duszą i ciałem Wezmę ją zanim ten moment umrze Uwalniam zmysły zamykam oczy Widzę jak serce w jej rytmach tańczy Oddech głęboki już mnie opuścił Na skórze iskrzy od stóp do dłoni Wznoszę się wolno tak pięknie nuci Ciało układa wedle harmonii Melodią pieści karku okowy Bym czuł się lekko na powrót zdrowy Umysł otworzył skryte podwoje Nurt się rozpłynął odmętów zadań Bym ujrzał co naprawdę jest moje Bym sens dostrzegał i smaku nadał Żmudnym rutynom gdy pochłonięty Jej nie dostrzegam strojnej zachęty2 punkty
-
siły ducha nie można zmierzyć ale piękno widać gołym okiem tutaj sukces wypisany na ciele pogodny spojrzeniem ignorujesz ciężar wyrzeczeń a matczyną troskę zasłaniasz potrójną warstwą uśmiechu to nie przeszłość a twój styl i przepis na jutro stąd ta hardość kadzimy sobie nawzajem w zdrowych zwyczajach i chociaż nie jest to być albo nie być każda liczy na siebie młodszej rywalce (szybsza nie byłaś, Długonoga Bruneto, ale to Ty skradłaś serca wszystkim fotoreporterom) fot.internet1 punkt
-
Każdego ranka, oczekując na przyspieszony serwis do dworca centralnego, obserwowałem dwójkę ochroniarzy stojących na przeciwległym peronie: jeden był niski, brzuchaty i łysy; drugi wysoki i mocno wysuszony, za to z bujną czupryną. Nie znałem ich imion, ani żadnych innych szczegółów, więc pozwoliłem wyobraźni stworzyć ich postacie na podobieństwo tego, co widziałem, tak jak na blogu ludzie wymyślają szablony, widżety i motywy. Zapamiętałem ich jako Gus i Harry, lecz gdyby komuś te imiona nie pasowały, mogę z chęcią je zmienić. Gus był nieśmiały i nadrabiał ten niedostatek nadmierną gadatliwością. Jednak Harry nigdy na to nie narzekał, jako że sam był małomówny, chociaż z zupełnie innego powodu. — Zróbmy tak: Pójdziemy schodami na dwójkę, bo jedynka cała zawalona trzodą. Od strony miasta, bo tam jest teraz trochę słońca. Dopijemy kawę, pogadamy, a później przejdziemy na drugi koniec peronu. OK? — Yup. — Nie lubię tu wystawać, bo może nas ktoś zaczepić, zapytać o pociąg… Poza tym jest mi tu zimno, a nie chcę się przeziębić. — Yup. Gus i Harry przeszli bez pośpiechu na wschodni koniec peronu numer 2. Faktycznie, o tej porze ten peron był pusty, bo obsługiwał pociągi jadące w kierunku Gór Błękitnych, dokąd jechać w poniedziałkowy poranek nikomu nie wypadało. Po południu role peronów się odwrócą i nietrudno odgadnąć, na którym peronie nasi bohaterowie będą dopijać kawę. — Harry, czy słyszałeś o tym nowym rozporządzeniu? — Nope. — Jakiś baran w dyrekcji wpadł na idiotyczny pomysł, żeby w przerwach między komunikatami puszczać muzykę. Harry nie zareagował, wobec tego Gus odczekał chwilę, żeby dać mu czas na przetrawienie tej nowiny. — A może ty myślisz, że to jednak jest dobry pomysł? — Nope. — No, ja też myślę, że ten pomysł jest kompletnie poroniony. Ale tam w zarządzie nie mają pojęcia jak to jest dwanaście godzin chodzić po stacji i wysłuchiwać na okrągło tych samych komunikatów. Czy człowiek nie może mieć w pracy odrobiny spokoju? Harry nic nie odpowiedział, tylko mruknął coś pod nosem. — Zresztą, żeby puszczali muzykę dla ucha, jak 2DayFm albo MIX106.5, to niech im będzie, ale ABC Classic? Przecież tego nie da się słuchać! Mam rację? — Yup. — Najzabawniejsze jest to, że nawet ci w dyrekcji nie słuchają ABC Classic. Nikt tego nie słucha. Gdyby nie rządowe dotacje, to tę stację dawno już by zamknięto. Nie lubią, a jednak będą puszczać! A czy wiesz dlaczego, Harry? — Nope. — Ja też nie wiedziałem, nawet w tym rozporządzeniu nie ma na ten temat jednej wzmianki. Na szczęście mam znajomego w zarządzie, który mi wszystko wyłożył, czarne na białym. Powiedzieć ci? — Yup. — Otóż słuchaj, Harry… — Gus przerwał na moment, nie mogąc znaleźć właściwych słów. — Nie wypada mówić źle o miejscu, w którym pracujesz, ale choćby nie wiem ile cukru nasypać, to i tak nie osłodzimy cierpkiej prawdy, że ten dworzec, shopping mall i całe Blacktown to jest jedna wstrętna, zasrana dziura. Gus stanął niespodziewanie, spojrzał w dół na tory, jakby miał zamiar splunąć, po czym złapał Harry'ego za ramię. — Pamiętasz jak w zeszłym tygodniu obrobili sklep Deli, ten który prowadzi jeden Syngalez ze Sri Lanki? Jak oni ten sklep zwą… No wiesz, ten za parkingiem, koło pośredniaka? Harry potakująco kiwnął głową. — Dwóch gówniarzy, uzbrojeni, w biały dzień. A o tej kobiecie, która wychodziła z shoppingu i jakiś typek w kominiarce zagroził nożem, słyszałeś? — Yup. — Wiesz co powiedzieli jej później na policji? — Nope. — Powiedzieli, że nie powinna stawiać oporu. Powinna oddać torebkę, to wziąłby pieniądze, ale ją zostawił w spokoju. A tak wylądowała w szpitalu. Myślisz, że dobrze zrobiła? Harry znowu wymamrotał coś pod nosem, co trudno było uznać za jednoznaczną odpowiedź. — Masz rację, Harry: źle zrobiła. Ale z drugiej strony pomyśl tylko — gdyby tak żaden człowiek nie stawiał oporu, to taki zakapior mógłby molestować kogo zechce zupełnie bezkarnie: „Oddaj pieniądze, to ci nie poderżnę gardła”. Harry najwyraźniej nie był zainteresowany tymi wywodami. Jego uwagę przyciągnął mały ptaszek, który przycupnął na przewodzie sieci trakcyjnej nad torem. Przewód wciąż dygotał, bo przed chwilą przejechał tamtędy pociąg elektryczny. „Jak to jest, że prąd go nie poraził” — usiłował rozwiązać zagadkę Harry. Widząc zamyślenie na twarzy kolegi, Gus zwlekał przez moment, po czym rzekł cicho: — Wiem o czym myślisz, Harry: od takich spraw jest policja. I masz rację. Zawsze wiedziałem, że niegłupi z ciebie gość. Ale powiedz Harry, kiedy ostatni raz widziałeś policję na stacji w Blacktown? Harry nie wydał żadnego dźwięku, zahipnotyzowany widokiem malutkiego stworzenia, ocierającego dziobek o miedziany drut, jakby to była gałązka, z której można uwić sobie gniazdko. Gus odsapnął, nabrał powietrza i dokończył: — Tak… Byłaby policja, nie mielibyśmy głupich rozporządzeń. A tak tylko podejrzany element gromadzi się na dworcu. Teraz to za wcześnie, ale podczas nocnej zmiany, sam wiesz czego tu pełno: kompociarzy i bezdomnych kotów! Ale pójdźmy stanąć koło windy, bo mi to zimno już odeszło, a teraz słońce pali jak na patelni, choć dopiero dziewiąta. To jest jedyna rzecz, jaką lubię w Blacktown: słońce co wschodzi szybko i grzeje tak mocno, nawet zimą! Na każdy peron prowadziły dwa zejścia schodami i dwie windy, po jednej z każdej strony budynku, rozkraczonego nad torowiskiem. Ostatni peron usytuowany był nieco dalej, ponieważ obsługiwał linię lokalną, biegnącą skośnie do torów głównych. Z lotu ptaka układ dworca przypominał kształtem literę V. Strona przylegająca do Westfield shopping mall była nieco lepiej zagospodarowana: tam znajdowała się biblioteka publiczna, a także urząd rady dzielnicowej. Część przeciwległa miała luźniejszą zabudowę, obejmującą obszerny parking, oraz szereg niskich budynków pełniących funkcje handlowo-administracyjne. Miejsce to było pozbawione jakiegokolwiek uroku — nic, tylko węzeł komunikacyjny, gdzie ludzie dojeżdżający do pracy przesiadali się z pociągu na autobus lub transport prywatny. Było już po dziesiątej i szpaler ludzi stojących ramię przy ramieniu na peronie 1 został niemal całkowicie wchłonięty przez nowoczesne, piętrowe zestawy Tangara i Waratah, oraz wysłużone składy typu K i C z lat 80-tych. Jednocześnie napływali na peron 2 podróżni wracający z centrum aglomeracji. Dla Gusa był to sygnał do przejścia na antresolę, żeby się czegoś napić i przekąsić. Miejsce to stanowiło znakomity punkt obserwacyjny z widokiem na całą okolicę. O tej godzinie nie zastali w sklepie wielu kupujących. „Najgorsze mamy już za sobą” — odetchnął Gus. „Ci, którzy będą wracać po południu, nie zaglądają tu, tylko pędzą prosto do domu”. Zamówił fantę i podwójną porcję placka nadziewanego mięsem z mikrofalówki; Harry poprosił o butelkę niegazowanej wody mineralnej, a do tego nieduży kawałek tortu z marchewki. Jedli i popijali przez chwilę w milczeniu, aż Gus chrząknął z lekkim zniecierpliwieniem i rzekł: — Sam widzisz, że w takiej sytuacji nie ma innego wyjścia. Policja, która powinna chronić obywateli przed elementem, woli marnować czas na zabawę z panienkami. Zresztą, ja im się nie dziwię, a ty? — Nope. — A teraz przypomnij sobie: Ilu czarnych widziałeś na peronie dziś rano, wtedy kiedy jest największy tłok? Dwóch, trzech… Powiedzmy, że nie było więcej niż pięciu, zgadza się? — Yup. — No to popatrz, ilu ich jest teraz… — i Gus wskazał ręką w kierunku ulicy ciągnącej się wzdłuż dworca i sklepów pod arkadami. — Jeszcze nie ma przerwy na lunch, a oni tam wysiadują od kilku godzin. Niedługo pół Sudanu tutaj sprowadzą, na koszt podatnika oczywiście. Nie jestem rasistą, ale uważam, że asfalt powinien leżeć na swoim miejscu. A ty jak się na to zapatrujesz? Harry zapatrywał się jedynie w okruszki po marchewkowym torcie, rozsypane na papierowej tacce. Pomyślał, że dla tej ptaszyny siedzącej na drucie, jeden taki okruszek byłby jak cały torcik. Z tych rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu imitujący jęki kobiety w orgazmie. Gus wyprostował się i wyciągnął z kieszeni komórkę. — Tak, rozumiem… Zaraz tam będziemy. Harry wstawaj, problem na postoju taksówek. Jakiś fagas odmawia należności za kurs, śpieszmy się. Ruszyli szybkim krokiem w kierunku ruchomych schodów, łączących dworcową halę z shoppingiem: Gus przodem, Harry nieco za nim. Rzecz jasna w tym czasie byłem już od kilku godzin w biurze, a dokładnie na spacerze po drugim śniadaniu i nie mogłem wiedzieć co robią moi bohaterowie, lecz wyobraźnia nie zna granic: maluje obrazy, dopisuje skrypt, niezależnie od miejsca i pory dnia. Czasem jednak obraz staje się mglisty i rozmazany, pozbawiony konturów. Tak jak w sztuce, nie wszystko co piękne da się wymalować, tak w opowiadaniu, nie można wyrazić całej prawdy. Luki w treści musi wypełnić sam czytelnik. Gus i Harry zjawili się ponownie w tym samym mniej więcej miejscu, w którym straciłem ich z oczu. Podłogę dworcowej hali ułożono przynajmniej dziewięć metrów powyżej poziomu zatoki z postojem dla taksówek, dlatego schody wznosiły się pod stromym kątem. Patrząc z wnętrza hali, wyglądało to tak, jakby ludzie wjeżdżali stojąc na palecie unoszonej przez niewidzialny dźwig. Gus wjeżdżał pierwszy, Harry nieco z tyłu, ale że był on wyższy o ponad głowę, wpierw ujrzałem rozwichrzoną na wietrze czuprynę, a dopiero potem połyskującą w promieniach słonecznych łysą glacę. Gus, gdy tylko dotknął podłogi, przyspieszył nagle, jakby był czymś bardzo wzburzony. Kontrastowało to z sylwetką Harry'ego, kroczącego powoli na sztywnych nogach, niczym blaszany drwal, któremu zardzewiały stawy. — To niesamowite, Harry! Że też dałeś mu uciec. Już bym go przyskrzynił, a ty stanąłeś mi na drodze. Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że jesteś jego wspólnikiem! Przerwał na moment, po czym kontynuował, już spokojniejszym głosem: — A zresztą, może i lepiej, że dał nogę. Mógł mieć kosę. Daleko nie zwieje, policja dopadnie go wkrótce. A zauważyłeś, ile czasu upłynęło zanim nadjechały smerfy, chyba dwadzieścia minut? — Yup. — Ha, a komisariat niecałe dwieście metrów stąd! Powiedz Harry, bałeś się, co? — Yup. — Ja też… no ale czym ja mogę się bronić, kluczami od kibla? Gdyby chociaż dali mi ten taser, wystrzeliłbym mu w dupę elektrodę, żeby go sparaliżowało do końca życia… Doliniarz jebany! Harry słuchał w milczeniu, ale jego uwagę pochłonęło coś zupełnie innego: w oddali, na tle plątaniny rdzawych szyn, zagrzebanych w szarej podsypce, ukazało się czoło pociągu towarowego. Cztery lokomotywy spalinowe, sprzężone w jedną całość, ciągnęły kilkadziesiąt węglarek wypełnionych miałem o wysokiej zawartości antracytu. Był to transport węgla z kopalni w Górach Błękitnych, przeznaczony do załadunku na jeden z masowców w porcie Kembla. Za miesiąc węgiel dotrze do Chin, zostanie spalony w elektrociepłowniach i spowoduje zaćmienie słońca. Gdy pierwsza z lokomotyw zbliżyła się do krawędzi peronu, powietrze rozdarł przeraźliwy dźwięk, a sunące za nią wagony wprawiły cały budynek dworca w rytmiczne kołysanie. Harry liczył wagony, lecz po czterdziestu stracił rachubę, chociaż pociąg jechał z niedużą prędkością. Po lewej stronie toru, przy drugim końcu peronu, sygnalizator pokazywał dwa światła: zielone u góry, bursztynowe nieco niżej. Harry dobrze wiedział co oznacza ten sygnał, dlatego jego myśl pobiegła do skrzydlatego przyjaciela: „Pewnie się przestraszył i odleciał”. W międzyczasie na dwójkę wjechał pociąg, którym zazwyczaj wracałem do domu. Zazwyczaj, bo nigdy nie kończyłem dokładnie o tej samej porze. Czasem pociąg uciekał mi sprzed nosa, innym razem przyjeżdżał opóźniony. O siedzące miejsce zawsze było trudno. Drzwi otwierano automatycznie i strumień ludzkiej masy wypływał na peron. Stamtąd tłum atakował schodami wąskie gardło, zastawione rzędem kasowników i wyłaził na antresolę. Ludzi nagliło do domu na obiad; ich zmęczone twarze wyrażały otępienie od dźwigania ciężaru kolejnego nudnego dnia. Gus i Harry cofnęli się na zaplecze sklepiku z drobiazgami. Stojąc twarzą do przeszklonej ściany, mogli obserwować czerwoną tarczę słońca. Tarcza pęczniała, zniżała z każdą minutą lot, aż dotknęła krawędzią górskich grzbietów, które momentalnie przybrały purpurowy odcień. Obłoki również pociemniały, jakby wchłonęła je czerń nieba. Widok miał w sobie coś magicznego: dokładnie tak samo, kilkadziesiąt tysięcy lat temu, zachód słońca obserwowali Aborygeni. Żadna ilość postępu, ani technologii, nie były w stanie osłabić tego efektu. Gdy tylko słońce znikło nad horyzontem, ulice rozświetliły latarnie. Nad torowiskiem szybko zapadał zmrok; tylko gdzieniegdzie mrugały tajemniczo światełka semaforów. Ostatnim komunikatem była zapowiedź pociągu jadącego na Północne Wybrzeże. Później zapadła cisza, głucha cisza, aż nagle senną atmosferę przerwało brzmienie smyczków: pary skrzypiec, altówki i kontrabasu, grających w doskonałej harmonii. — Co do cholery!? — Gus potrząsnął głową, jakby coś wpadło mu do ucha. — Czy ty też to słyszysz? — Yup — potwierdził Harry. — Tego już za wiele. Uciekajmy na koniec jedynki, jak najdalej od tych przeklętych głośników, to będzie mniej słychać. Przeszli wzdłuż peronu 1, który był teraz nieomal tak pusty co peron 2, kiedy zaczynali pracę. — Masz coś zapalić? — Nope. — Pewnie, skąd byś miał; przecież nigdy nie paliłeś. Ale tak się zdenerwowałem, że już nie wiem, co gadam. Wpierw ten przydupas, teraz to cholerne rzępolenie, jakby mi piłę łańcuchową zapuszczali przy uszach. To jest gorsze niż muzyka w windach. Tamta relaksuje, aż raz nieomal zasnąłem. A te jazgoty? Mam alergię i jeszcze dostanę wysypki. Harry! — Yup? — Będę żądać kompensaty. Dodatku za pracę w szkodliwym dla zdrowia środowisku. Tak jak pirotechnicy, którzy zakładają ładunki wybuchowe i wysadzają skały w kopaniach żelaza. Oni mają za to płacone i są zabezpieczeni. A ten dupek żołędny z zarządu, czy pomyślał o nas? Czy zadbał o jakieś nauszniki, żeby wytłumić ten nieznośny hałas? Muzykę przerwał komunikat, żeby nie pozostawiać bagażu bez opieki, a widząc taki bagaż, nie dotykać go, tylko natychmiast powiadomić obsługę dworca. Następnie miała miejsce krótka zapowiedź pociągu, który właśnie zakończył bieg przy peronie szóstym i uprasza się pasażerów o opuszczenie wagonów, a czekających na peronie, żeby nie zajmowali miejsc, ponieważ za kilka minut pociąg zostanie odstawiony na tory postojowe. Muzyka zabrzmiała ponownie, lecz w wolniejszym tempie na trzy czwarte i nieco smutniejszej tonacji. Po niej nastąpiły dalsze części, na przemian: szybka, wolna, a ostatnia grana w żywiołowym tempie presto. Dla Gusa było to tempo zabójcze. — Słuchaj, Harry. Dobrze byłoby, gdybyś sporządził notatkę, że ta muzyka przeszkadza ci w wykonywaniu pracy. Jest ona źródłem stresu, przez co nie możesz spać i ma to zły wpływ na twoje życie rodzinne — w tym miejscu Gus urwał, bo wiedział, że Harry od dzieciństwa żył samotnie. — Najlepiej załatw sobie raport od psychologa. Znam jednego co ma gabinet niedaleko stąd, to bardzo rezolutny człowiek. Zabukuj u niego wizytę, powiedz, że to ja go polecam, a on już zrobi co trzeba. Dawniej mało miał pacjentów i ledwo wiązał koniec z końcem. Ale od kiedy rząd zaczął pokrywać część kosztów za wizytę, ma forsy jak lodu. Nie płać gotówką, to rachunek wyślemy tym cwelom w zarządzie. To jak, Harry, zrobisz o co cię proszę? — Yup. — Tylko broń boże nie działaj na własną rękę. W pojedynkę nic nie wskórasz, tutaj potrzebna jest akcja klasowa. Od czego są związki zawodowe? A nawet jeśli związki kładą na to lachę, będę pisać do kancelarii samego premiera, bo sprawiedliwość musi być! Głosowałem na niego, to niech teraz stanie w mojej obronie. Ty także poparłeś jego kandydaturę, nie? Harry milczał. — Nie chcesz chyba powiedzieć, że oddałeś głos na tych aferzystów z Labor… Gus zamilkł i dłuższą chwilę przyglądał się koledze, jakby nie był do końca pewien czy rozmawia z właściwą osobą. W końcu kiwnął głową i rzekł: — Tak, Harry. Ja ciebie doskonale rozumiem: masz dobre serce, nikomu nie chcesz sprawić przykrości, ale w życiu nie można być ugodowym! Na takich jak ty żerują oportuniści i karierowicze. Trzeba być twardym, bo w przeciwnym razie nie będą okazywać ci należnego szacunku. Przerwał, żeby pokonać zadyszkę i już bez emocji, dokończył: — No dobra, na dziś wystarczy. Późno jest, więc zróbmy krótki obchód, sprawdźmy czy dworzec stoi na swoim miejscu, czy peronów nam nie ukradli — zaśmiał się. — Ja zacznę od dwójki, ty idź na siódemkę i spotkamy się tam gdzie zawsze, obok tytoniowego, zgoda? — Yup. Rozeszli się w przeciwnych kierunkach. Siódemka to był najrzadziej uczęszczany peron stacji. Późną porą nadciągały tam trolle z najciemniejszych zaułków miasta. Po piętnastu minutach Gus i Harry spotkali się w wyznaczonym miejscu. — No i co, wszystko w porządku? — Yup. — Widziałeś kogoś na peronie? — Nope. — Obok windy? — Nope. — A do klopa zajrzałeś, sterylny? — Yup. — Był tam ktoś? — Nope. — A pod kładką dla pieszych, tą która prowadzi na przystanek autobusowy, też pusto? — Yup. Gus się zamyślił. — Nic nie rozumiem. Gdzie te degeneraty wstrzykują sobie kopa? Przecież co wieczór zmiatają z siódemki stosy igieł. Na pewno dokładnie sprawdziłeś? — Yup. — Prawdziwa magia. Odkąd tu pracuję, nic podobnego nie miało miejsca. Dworzec czysty jak strefa wolnocłowa na lotnisku. Zabrakło amfy, czy wszyscy uderzyli nagle w kalendarz? Harry powiedz, co się tu dzieje? Harry otworzył usta, nieco szerzej niż zwykle i pierwszy raz w ciągu całego dnia odpowiedział inaczej: — Mozart!1 punkt
-
Na górze, niezbyt wysokiej, w klasztorze z wyniosłą wieżą, zmumifikowane zwłoki w szklanej skrzyni, w krypcie leżą. Czy Jeremiego to szczątki? Od dawna toczą się spory, których do końca nikt mądry nie rozstrzygnął do tej pory. Trwały w klasztorze przez wieki, pośmiertnych doznając przygód, ich los się dzisiaj nie zmienił - atrakcją są dla turystów. W krypcie rodzice i dzieci, młodzież w podartych spodenkach. Głośne rozmowy i śmiechy, żarty, dowcipy i sarkazm. Trup leży w kostium okryty, jak przybysz z innego świata, nieświadom co go spotyka, jak tego, co stanie się zaraz. Lecz gdyby teraz się ocknął i spojrzał na kryptę z boku - Z was przecież tylko zostaną - krzyknąłby - prochy i popiół!1 punkt
-
Wymedytowałeś jedno z najcięższych więzień - świadomość swojego losu na Ziemi przekraczając wszystkie bramy poznania zatrzymałeś się przed ostatnią- śmiercią teraz żyjesz utrzymując siebie przy najprostrzych funkcjach życiowych mieszkasz w lesie, twoje potrzeby są podstawowe zjeść, pić, spać w ciepłym jednak głowa z małpim umysłem nie daje wytchnienia medytujesz powtarzasz swoją filozofię i znosisz kolejny dzień zabiłeś swoje wszystkie lęki stoisz przed ostatnią bramą i czekasz spokojnie aż ci otworzą... twoje zadanie to cierpliwość tocz swój uroczy głaz powolutku go tocz1 punkt
-
Odeszłam zmalałam a wracam powoli Nie zważam po drodze na to co mnie boli Słucham grania świerszcze zagrały mi ciszę Na tle dnia pogłosu świerszcze... koncert słyszę Grają i cykają od rana do nocy a kiedy odlecą będę pełnią mocy1 punkt
-
No któż by w to uwierzył I szklane przetarł oczy Wracała stara Charlotte Z kursu na Płaskie lake No któż by się ośmielił Silnika zaprząc moce Stara Charlotte sunęła Neptuna burząc krew Szkarłatem zapłakała Na jego chmurny gniew Charlotte wypięła żagle Na wiatru mężny zew Prawie dotknęła brzegu Spuściła kotwic sto Za rufą starej łajby Szkwał biały - najbielsze zło W Siemianach czternastego Nie roku i nie pańskiego Zabrał i połknął gorzko Charlotte w ciało odmętu..1 punkt
-
prawda jak to prawda czasami cieszy ale bywa że boli prawda to nasz świat ubrany w nadzieje smutek i łzy prawda to światło uśmiech a czasem ciemność prawda to prawda jej nie wypada się wstydzić prawda to drzwi za którymi tylko lepsze prawda to potęga to nie grzech który łże1 punkt
-
Deszcz znowu monotonnie w parapet stuka pojedyńcze krople przegoniły złe sny On zmęczony dniem czegoś wciąż szuka wspomnienia w myślach wyciąga z szarej mgły Promienie słońca nikną bo cienkie pajęczyny cierpliwie pracowity pająk cały czas tka Na stole dzbanek z gałązkami jarzębiny z gramofonu płyną melodie które dobrze zna Senny pokój zasypia już w wieczornym mroku w kubku pachnie ciepłe jeszcze kakao On nie usłyszy za drzwiami jej kroków bo kiedy wracała to wszystko wtedy odżywało A tak bardzo wierzył że są sobie przeznaczeni niespełnione marzenia goni wspomnienie Nic już nie wróci co los na zawsze odmieni tak mu przemijają kolejne wiosny lata jesienie Bo potem już nadchodzi pora obojętnej zimy śnieg wszystko jako białą pierzyną pokryje On siedząc przy kominku składa nowe rymy i wierzy w prawdziwą miłość dopóki serce bije1 punkt
-
Są poranki, które nawet myśl zakłóca ciszą Nie śpię już, ale wiem, że nie chcę wstawać Za oknami umysłu wirujące kosmosy, rozpędzona przystań pełna kotwic z różu, aksamitny kandelabr rozświetlający zmianę ... Na ... nie najlepsze? Stałość - nie włącza się do kontaktu. Idę, myślę, stoję, nie wiem, spieszę się by zdążyć na ostatni pociąg do horyzontu Śmieszne: zadeptują mnie wszelkie drogowskazy. Jednak dziarsko idę dalej - bez powitania mija mnie własny los . Już dzień ... ... Dobry?1 punkt
-
Spikevax zdobyty w grze o wysoką stawkę na 3/3 odbieram certyfikat po upalnym dniu kosz/m(a)rna noc a miało być nic znaczącego nie chcę więcej1 punkt
-
sennie wrosłam w nocną szatę nie pozostawiając przestrzeni dla przebijającego się światła cisza składa się w kostkę i chowa do szafy tam gdzie jej miejsce palcami rozdzieram mrok szukam sama nie wiem czego od wczoraj minęło już tysiąc lat a chciałabym wierzyć że czeka mnie jutro z tobą lub bez1 punkt
-
Uwielbiam wiosnę,soczystą zieleń Lasy gdzie mieszka zając i jeleń Pola na których zbóż cudne łany Łąki z kwiatami , niczym dywany Ptaków na drzewach śpiewy miłosne I właśnie za to uwielbiam wiosne Kocham też lato, wszystko dojrzewa Złoto w około, ten błękit nieba Zachody słońca, gdy świercza słyszę I nawet burzę, a po niej ciszę Zapach owoców, gwiazdy na niebie Och jakże lato nie kochać ciebie Miłuję jesień z jej kolorami Ziemię zoraną, poranki z mgłami Babiego lata nici jedwabne Rosę na trawie, liście powabne Odlot żurawi i wiatr miłuje Za to ci jesień bardzo dziękuje Lubie też zimę w białej koronie Mroźne poranki choć marzną dłonie Długie wieczory, sople wiszące Puszystość śniegu, kry dryfujące Rześkie powietrze, zaspy przy płocie Zimo tyś piekna w swym białym złocie Droga Kobieto, to wiersz o Tobie Z czterech pór roku masz wszystko w sobie ....1 punkt
-
pewna emerytka z gminy Boguchwała w półmaratonie dziś wystartowała zapięła na kolanie ortezkę wróciła cała tylko protezkę wypluła gdzieś po drodze bo uwierała (prawda to...tylko miejscowość nie ta)1 punkt
-
Wiek już dość zapomniany, rozwiany włos, na szklance purpura szminki Jeszcze się nie dobudził - uśpiony firmament młodości, kiedy poranków było jakby więcej, a szczęście brzęczało kluczami w podziurawionej kieszeni ... Nie doceniamy życia. Szastamy nim na lewo i prawo, owijamy wokół palca, strzelamy nim z procy i nie zawsze we własne okna, zapominamy, że nawet najdroższy zegarek nie odmierzy czasu tak, aby jeszcze coś pozostało - na zapas ... Pochylona nad talerzem zimnych frytek zapisuję - pretensje do tej złodziejki, wiosny. Kradnie uczucia, wieczory, zachody słońca, pióra z roznamiętnionych od potu pierzyn ... Nawet depresje i złudzenia! A może to dobrze? Może trzeba pozwolić zakwitnąć tęsknocie nieobecności? Bo za nadzieją nie tęsknię. Choć to zawsze - udana zima ...1 punkt
-
Skułam lodem przestrzeń między nami ... Przejdź po mnie - jak po zwodzonym moście Karm miodem i mięsistymi malinami I daj nam umrzeć - tak będzie prościej ...1 punkt
-
Zacząłem regularnie podglądać “moją” instruktorkę. Każdą prywatną sesję zaczynałem od wizyty na Moretonie. Na początku interesowało mnie wyłącznie nurkowanie z Evą. Jeśli nie nurkowała, to dawałem jej spokój. Ale po pewnym czasie życie prywatne Evy również mnie wciągnęło. Zacząłem podglądać ją nawet wtedy, jak nie nurkowała. Dowiadywałem się o niej coraz więcej. Fascynowała mnie prostota jej codzienności. Żyła bardzo skromnie. Cały jej czas wypełniała praca, która również była jej pasją. Ktoś, kto zarabia na szkoleniu nurków, pewnie miałby rafy i nurkowania dosyć w swoi prywatnym życiu, ale ona wręcz przeciwnie. Większość czasu spędzała w wodzie. Albo snorkując swobodnie z rurką albo nurkując z butlą. Jak miałem szczęście i trafiałem z transmisją w czasie gdy nurkowała sama, to miejsca które odwiedzała były najbardziej interesujące. W miarę jak poznawałem ją coraz lepiej, zaczęła fascynować mnie jej osobowość. Urzekła mnie prostota jej myśli. Pojęcia przebiegłości, cwaniactwa, podstępu czy nawet kłamstwa, były jej zupełnie obce. Ponieważ miałem możliwość konfrontacji jej słów z jej myślami, stwierdziłem z wielkim zdziwieniem, że Eva zawsze jest szczera. Nigdy nikogo nie oszukuje, nawet w najdrobniejszych sprawach. Jej myśli były proste i zbyt naiwne, można by powiedzieć, infantylne, jak na kogoś to ma odpowiedzialną prace i jest już dojrzałą, choć młodą osobą. Życie w jej pojęciu było zbyt łatwe, zbyt wyidealizowane. Myślałem o niej wtedy: - “Eva to nie tak, dziewczyno jesteś naiwna. Ktoś cię wykorzysta, oszuka. W końcu za to oberwiesz. Ludziom nie zawsze warto ufać.” Dziwiło mnie również, że Eva jest sama. Jej codzienność, choć przebiegała w gwarze śmiechu i krzyku dziesiątków turystów z całego świata, to tak naprawdę była bardzo samotna. Wprost z mariny jechała do wynajętego przez siebie domu i żyła tam niemal jak pustelnik. Całymi dniami z nikim nie rozmawiała. Jej rodzina też jakby o niej zapomniała. Może rodzice do niej dzwonili, ale musieli robić to rzadko, bo ja nigdy tego nie zaobserwowałem. Raz byłem świadkiem jej rozmowy z koleżanką z hotelu. Eva dzwoniła do recepcji i prosiła żeby poprosić koleżankę, bo chciała z nią uzgodnić na którą zmianę ma przyjść w przyszłym tygodniu. Koleżanka powiedziała jej, że jeszcze nie wie, bo planuje jakieś spotkanie i powiedziała, że do niej oddzwoni. Poprosiła, żeby Eva podała jej numer. Eva to zrobiła, a ja, nie wiem po co, go sobie zapisałem na jakimś skrawku papieru. Eva była bardzo ładna i wielu młodych kursantów próbowało ją podrywać, ale ona, choć niektórzy jej się podobali, nie wiedziała jak i co ma im odpowiadać, żeby nawiązać znajomość. Jednak po krótkim czasie sytuacja się zmieniła. Eva przestała być sama. Eva dorabiała dodatkowo jako kelnerka w hotelu. Była bardzo lubiana przez pracujący tam personel. Zawsze grzeczna, nad wyraz uprzejma i zawsze uśmiechnięta, wzbudzała sympatie współpracowników. Nigdy nie zaobserwowałem, żeby wpadła w gniew i na kogoś krzyczała albo nawet mówiła do kogoś podniesionym głosem. Już wcześniej wiedziałem, że Evie podoba się jeden z pracowników hotelu. Był to młody Szwed o imieniu Nils. Jednak na samą myśl o tym, że miałaby go jakoś podrywać, robiła się zawstydzona. Coś musiało się jednak wydarzyć bo sytuacja nagle się zmieniła i Eva zaczęła spotykać się z Nilsem. Nie wiedziałem co się wydarzyło, ponieważ nasz sprzęt nie dawał nam możliwości czytania ludzkich wspomnień. Transmisja dotyczyła wyłącznie zdarzeń w czasie rzeczywistym i dotyczyła tylko tego, co działo się w danej chwili i tylko to w czasie krótkiej transmisji mogliśmy zobaczyć. Jeśli człowiek przywoływał w danej chwili wspomnienia z pamięci i o nich myślał, to mogliśmy to obserwować na monitorze, ale nic więcej o zawartości pamięci nie wiedzieliśmy. Nils zaczął odwiedzać Evę w jej domku, aż w końcu po kilku tygodniach, zakochana w nim Eva zaprosiła go do siebie na kolację. Czuła że on tego oczekuje. Widziałem jak wiele ją to kosztowało i jak bardzo to przeżywała. Eva zakochała się w Nilsie i zaplanowała z nim seks. Chciała to zrobić, ale ja, w przeciwieństwie do Nilsa, wiedziałem że będzie to jej pierwszy raz i wiedziałem jak bardzo się denerwowała i wstydziła. Trudno mi powiedzieć dlaczego, ale ja też chciałem przy tym być. Chciałem się tam bezczelnie wprosić, choć nikt sobie tego nie życzył i nikt mnie nie zapraszał. Łapałem się na tym, że jestem głupio, bezsensownie zazdrosny. Myślałem: - “Nils, nawet nie wiesz jak ci chłopie zazdroszczę.” Oglądanie tej transmisji nie było prostą sprawą. Musiałem nawiązać połączenie bardzo wcześnie. O piątej rano nikogo jeszcze w instytucie nie było. Nocny strażnik mnie wpuścił, bo dobrze go znałem, ale był podejrzliwy. Ustanowiłem połączenie. Na Moretonie było po 22. Na wyspie, pomimo tego że było już ciemno, musiało być bardzo gorąco, ponieważ okna były szeroko pootwierane. Słyszałem szum fal oceanu. W pokoju panował mrok. Nils był z Evą. Musiał być już dłuższą chwilę. Siedzieli razem przy stoliku na którym stała zapalona świeca. Oboje w rękach trzymali duże lampki, pełne czerwonego wina. Cicho szeptali sobie czułe słowa. Eva była w krótkiej kolorowej sukience z cienkiej bawełny z dużym dekoltem. Nic pod nią nie miała a Nils nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała bardzo seksownie. Połączyłem się w samą porę. Nils przystąpił do działania. Podszedł od tyłu do siedzącej dziewczyny i zaczął delikatnie, ale namiętnie całować jej szyję i ramię. Odstawiła lampkę z winem, a Nils włożył rękę za dekolt i objął ręką małą dziewczęcą pierś. Następnie podniósł ją z krzesła tak aby wstała i zdjął z niej sukienkę. Eva ulegle podniosła ręce żeby mu to ułatwić. Pod sukienką nie miała niczego. Przełączyłem transmisje na Nilsa żeby móc ją zobaczyć. W świetle świecy wyglądała pięknie. Opuściła ręce i stała z pochyloną głową. Jej długie, rozpuszczone włosy przysłaniały jej zawstydzoną twarz i małe dziewczęce piersi, dotykając przy tym nabrzmiałych, podnieconych sutków. Nils ściągnął koszulę i przytulił ją do siebie a następnie ukląkł przed nią dotykając ustami jej łona. Eva namiętnie wzdychając objęła jego głowę rękami. Następnie Nils rozebrał się do naga i położył ją na łóżku. Ja w międzyczasie zresetowałem transmisję i przełączyłem z powrotem na Evę. Byłem świadkiem najbardziej zmysłowych scen, jakie mogłem sobie wyobrazić. Wprawiony Nils dobrze wiedział jak rozpalać zmysły dziewczyny. Nie śpieszył się, ale był konsekwentny. Eva rozłożyła nogi i zamknęła oczy a ja słyszałem szybkie bicie jej serca. Westchnęła w chwili połączenia z Nilsem. Nils spokojnymi ruchami doprowadził ją do długiego orgazmu. Eva cicho wzdychała, mocno go obejmując a następnie nagle zamilkła a ja na monitorze wyobraźni zobaczyłem dziwną psychodeliczną wizję. Zobaczyłem powoli wirującą, przejrzystą toń błękitnego oceanu, a w nim bardzo szybko zmieniające się obrazy morskich kolorowych stworzeń o dziwnych wydłużonych kształtach z długimi mackami i płetwami, których próżno by szukać w naturze. Podobnie jak w snach Roseline, obrazy płynnie przechodziły jeden w drugi. Ale Eva nie spała, była w transie. Przeżywała orgazm. Była z mężczyzną. Swoim ukochanym, jedynym, nadzwyczajnym mężczyzną, Nilsem. Byłem tak podniecony, jak nastolatek, któremu pierwszy raz udało się dorwać pornola. Tego wieczora, a właściwie mojego wczesnego ranka, jeszcze dwa razy resetowałem transmisję, żeby móc dalej się z nią łączyć. Aż zacząłem się obawiać o to czy nie przegrzeję aparatury. Pomyślałem, że Eva ma szczęście, że swój pierwszy raz przeżyła w rękach fachowca a właściwie artysty. Nie jedna dziewczyna chciałaby inicjować swoje życie seksualne w taki właśnie sposób. Mój erotyczny ranny seans gwałtownie przerwał Georg. Przyszedł wyjątkowo wcześnie i był trochę wystraszony, że pracownia jest otwarta już tak wcześnie rano. - Ej, Thomas, co to ma być? Co tu robisz tak wcześnie, co? Nie wiedziałem jak długo się przyglądał zza mojego ramienia. - E, nic, nic. Nie umiałem spać i chciałem sobie coś zobaczyć. - Coś zobaczyć. Coś tu kręcisz. Ty coś za często tu przychodzisz ostatnio. Co cię tak zainteresowało? Gadaj no prawdę. - No przecież ci powiedziałem, chciałem coś zobaczyć. - Coś albo kogoś? - A co to za różnica? - Thomas nie mówili ci rodzice, żebyś zanadto nie uzależniał się od komputerów. Jeszcze coś nabroisz i tyle będzie. - Przemyślę twoje uwagi. Thomas miał racje. Za często chciałem ją podglądać. W końcu zacząłem się łapać na tym, że uzależniam się od tych transmisji. Przed każdą transmisją czułem łaskotanie w okolicach brzucha i wzrastał mi puls. Po głowie chodziła mi natrętna myśl, której nie chciałem do siebie dopuszczać. Ale w końcu ona zwyciężyła i powiedziałem w myślach sam do siebie: - “Co ty głupku wyprawiasz. Przecież się w niej zakochujesz, a właściwie już się zakochałeś.” Postanowiłem, że muszę ograniczyć transmisje z Evą. To przecież do niczego dobrego nie doprowadzi. To zwykła dziewczyna jakich wiele, do tego zajęta i mieszkająca na drugim końcu świata. Łączyłem się z Australią jeszcze przez kilka tygodni, ale coraz rzadziej. Zresztą te transmisje przestały być dla mnie miłe. Za każdym razem obserwowałem jak Eva coraz mocniej zakochuje się w Nilsie i jak bardzo się od niego uzależniła. Słyszałem jak często o nim myśli i powtarza w myślach odmienione na wszystkie możliwe sposoby: - “Mój Nils. Mój kochany Nils.” W końcu dałem sobie z tym spokój i przez dwa tygodnie w ogóle nie łączyłem się z Moretonem. A właściwie to z nikim się nie łączyłem. Zająłem się pracą a sprzęt zostawiłem Georgowi i Jackowi. Jednak pewnego popołudnia, jak już miałem iść do domu i zostałem sam w pracowni, znowu ciekawość zwyciężyła. - “Tylko jedna krótka sesja.” Pomyślałem. Ustanowiłem połączenie i zobaczyłem że Eva leży w łóżku. Zdałem sobie sprawę, że tam jest środek dnia. Słyszałem, że ma bardzo wysokie tętno. Usłyszałem, że ciągle płacze. Płakała bez przerwy a w myślach, zapłakanym, słabym głosem, powtarzała mantrę: - “To już koniec. To już koniec.” Na monitorze wyobraźni zobaczyłem wskaźnik niepokoju, który sygnalizował maksymalnie silny sygnał. Pomyślałem: - “Czego koniec?! Jaki koniec? Czego się tak boi?” Wstała z łóżka i ubrała piankę. Wzięła maskę i rurkę, wyszła z domu i podjechała samochodem do pobliskiego molo nad oceanem. Zostawiła otwarty samochód, przekroczyła barierkę i wskoczyła do wody. Byłem przerażony. Nigdy wcześniej w tym miejscu tego nie robiła. Tak, jakby nie obchodziło ją, czy nie ma w wodzie jakiś ukrytych przeszkód. Eva zawsze wchodziła na tym molo do wody w miejscu specjalnie do tego przeznaczonym, ale dzisiaj zachowała się inaczej. Szybko płynęła w stronę rafy i brzegowego klifu. Trzy razy musiałem resetować transmisję, żeby ciągle ją obserwować. Była w wodzie od godziny. Oddychała z coraz większym trudem, słyszałem jej bardzo wysokie tętno, czułem że jest bardzo zmęczona. Uczucie niepokoju ciągle jej nie opuszczało. Wskaźnik na monitorze ciągle wskazywał maksymalną wartość. To było do niej zupełnie nie podobne. W myślach powtarzała ciągle: - “To już koniec, to już koniec, Nils to już koniec.” Nie była w stanie skupić myśli na niczym innym. Nie rozumiałem co jej się stało i o co chodzi. W końcu na monitorze wyobraźni, zobaczyłem jej wspomnienie. Przez chwilę zobaczyłem Nilsa leżącego nago na łóżku a na nim jakąś młodą kobietę, siedzącą na nim okrakiem i poruszającą biodrami. Wtedy zrozumiałem, że nakryła Nilsa na zdradzie. Było mi jej bardzo żal, bardzo jej współczułem. Eva podpłynęła do brzegu pod skalistym klifem. Nie miałem pojęcia co planuje. Zostawiła płetwy i maskę i zaczęła boso, tylko w piance wspinać się na klif. Znowu usłyszałem jej myśl: - “To już koniec.” Czerwony pasek na monitorze nie znikał ani na moment. Za chwilę usłyszałem kolejną myśl. która wzbudziła we mnie grozę: - “Nie chce więcej żyć!” Zrozumiałem wreszcie co to wszystko może znaczyć. Krzyknąłem na cały głos: - Eva, nie!!! Co ty chcesz zrobić?! Eva nie!!! Patrząc jak wspięła się na półkę skalną i stanęła na jej skraju, zacząłem intensywnie myśleć: - Co zrobić, co zrobić! Thomas, myśl!! I wtedy doznałem olśnienia. - “Telefon, ku..a telefon! Może ma go ze sobą? Przecież gdzieś tu jest numer, gdzieś tu leży. Gdzie ta kartka, gdzie jest ku..a ta kartka!” Zacząłem nerwowo przerzucać papiery na naszych biurkach. Znalazłem. - Jest, jest, numer, numer! Szybko! Drżącymi rękami zacząłem wybierać numer. Pomyliłem się, znowu spróbowałem, znowu się pomyliłem. Eva zaczęła przechylać się do przodu w stronę przepaści, a monitor wyobraźni pokazał obraz wizji podobny do tego, który już widziałem, lecz woda w oceanie wirowała bardzo szybko i była bardzo ciemna, granatowa, prawie czarna. Zamiast wodnych stworzeń pływały w niej czarne rozciągnięte stwory. W głośnikach słyszałem ostatnią myśl Evy: - “...Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie...” W końcu udało mi się wybrać numer. Usłyszałem sygnał. Wydawało mi się, że w głośnikach słyszę lekkie brzęczenie wibrującego telefonu. - “Ma go! Ma go przy sobie!!! Co jej powiem, Boże, co jej powiem?! Odbieraj, Eva nie skacz, odbieraj! Jak ją powstrzymać?!” Nie miałem pojęcia co mam jej powiedzieć. Dziesiątki myśli przelatywały mi przez głowę. Nic sensownego do głowy jednak mi nie przychodziło. W końcu przypomniałem sobie, jak przy piwie, Jack i Georg instruowali mnie, co mówi się kobietom, żeby poprawić im nastrój i przychylnie je do siebie usposobić. Georg i Jack zgodnie twierdzili, że to uniwersalna formuła, która działa niezawodnie na wszystkie kobiety świata, w wieku od lat pięciu do stu pięciu. Nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy. Widziałem na monitorze, że Eva przykucnęła i się cofnęła, a słuchawce telefonu usłyszałem znajomy zapłakany głos: - Słucham. Wziąłem głęboki oddech i cały wysiłek skupiłem na tym, aby w moim głosie nie było słychać żadnych emocji i żeby brzmiał jak najbardziej oficjalnie. - Dzień dobry. Czy to pani Eva Ryan? - Tak słucham? - Czy pani jest instruktorką nurkowania na wyspie Moreton w Australii i pracuje pani w firmie “Blue Reef“? - Tak, pracowałam tam, już nie pracuję. - Pani Evo, jestem sekretarzem Uniwersyteckiego Międzynarodowego Towarzystwa Nurkowania Swobodnego w mieście San Jose w Kalifornii w Stanach Zjednoczonych. Czy pani mnie słyszy? - No słucham. - Zarząd klubu zobligował mnie do przekazania pani informacji, że została pani zwyciężczynią corocznego plebiscytu, organizowanego przez nasz klub. - Jakiego plebiscytu? - Na najładniejszą nurkę, instruktorkę na świecie. - Cooo takiego??? - No tak, nasi członkowie nurkują na całym świecie i korzystają z usług rożnych firm związanych z nurkowaniem. Kapituła plebiscytu w tym roku wybrała panią, jako zwyciężczynię. - Mnie??!! - No tak, zostałem zobowiązany do osobistego przekazania pani nagrody. - Jakiej nagrody? - Nagrodą jest pięć tysięcy dolarów amerykańskich, dyplom... i puchar. Plotłem bez sensu. - Chcesz mi dać pięć tysięcy dolarów? - No tak, a do tego dyplom... i puchar. I muszę to zrobić osobiście, takie mamy reguły. Czy mogę przylecieć do pani w przyszłym tygodniu, czy znajdzie pani dla mnie chwilę czasu? - Co takiego? No nie wiem. Przylecisz specjalnie do mnie z Kalifornii? - Niech się pani zgodzi, bardzo proszę. Jeśli znalazłaby pani dla mnie trochę czasu, to bardzo chętnie bym ponurkował na rafie. Nigdy nie byłem w Australii. - Nurkujesz? - Tak, oczywiście. Za wszystko zapłacę. Pani Evo, chciałbym poinformować panią również, że kapituła przewidziała dodatkową nagrodę. - Jaką nagrodę? - Tygodniowy pobyt w San Jose. W tym zwiedzanie Kalifornii i wykład w naszym towarzystwie. Całkowicie na koszt towarzystwa, włącznie z biletami lotniczymi i kosztami hotelu. Zwiedzanie z przewodnikiem. - Z przewodnikiem tak? Słyszałem, że ton głosu Evy wyraźnie się zmienił. - Tak z przewodnikiem. - No niech zgadnę, a kto nim będzie? - No... ja. - A... ty. No jakoś akurat... tak pomyślałam. W tym momencie oczy Evy wypełniła przedziwna mieszanka substancji łzowej. Łzy smutku i rozpaczy pomieszały się gwałtownie ze łzami śmiechu i radości a Eva nie mogła się już powstrzymać i zaczęła się śmiać, czerwony pasek zniknął z monitora, a ja poczułem się jak bohater. - To wiesz co, ja mam teraz dużo czasu, przywieź najpierw tą nagrodę i ponurkujemy a potem się zobaczy, jak będzie ze zwiedzaniem Kalifornii. - Oczywiście pani Evo. Na początku przyszłego tygodnia zgłoszę się do pani. Zadzwonię, jak już będę w Brisbane. - Skąd masz mój telefon? - Nasz nurek, który z panią nurkował w tym roku, zgłosił panią do plebiscytu i dał mi pani numer telefonu. - No dobra już dobra, nie nawijaj, przyjedź zobaczymy. - To do zobaczenia. - See you soon. Eva przerwała rozmowę a ja zobaczyłem, że zaczyna ostrożnie schodzić z klifu. Teddy przerwał połączenie a ja pomyślałem: - “Jesteś wielki.” I zaraz potem: - “Ja pierniczę... co ja narobiłem?!” ............................ Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów ......... www. Ebookowo.pl1 punkt
-
@Henryk_Jakowiec Masz polubienie moje od razu Choć nie wyróżnił mnie Ty mnie ni razu1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@[email protected] Raczej sądzę, że położenie geograficzne i to nie tylko ze względu na sąsiadów, lecz również panującą aurę: jesień ma w sobie coś z wiosny i lata, a nawet i zimy; poranek przypomina wieczór. Czy jakaś postać się skrada, czy to mgła zawirowała na wietrze? Z takiej pogody bierze się największy dylemat polskiego narodu: nie wiemy, kim jesteśmy naprawdę. Lecz nie walczmy z własną naturą, nie małpujmy innych, polubmy siebie razem ze swoimi przywarami, bo jest w nas duma, i pragnienie wolności, i wielka siła, jak w żadnym innym narodzie… Tak mnie Twój wiersz pięknie nastroił. ?1 punkt
-
1 punkt
-
@Kapistrat Niewiadomski Masz rację jesteśmy niezastąpieni w wychwalaniu innych, ale sami nic do tej narodowej spółki nie wrzucamy, tak jakbyśmy się tej przynależności wstydzili. A z takim podejściem do rzeczy już tylko krok do następnego rozbioru. "Skłóconym narodem" - zawsze jak pamiętam tak było, teraz i kiedyś próbowano nas podzielić przez pieniądze na które Polak zawsze był łasy. Robią to ościenne państwa /jest o tym w wierszu/. Dlaczego nie mamy wpojonej tożsamości narodowej, jak Niemcy, Francja, Rosja, Anglicy? To chyba genetyczna, narodowa przypadłość. Pozdrawiam pięknie.1 punkt
-
@Kapistrat Niewiadomski Żywot od linijki to w moim rozumieniu nieciekawe życie w zgodzie ze schematami i stereotypami i regułami zachowań. To życie, od którego bez przerwy uciekam, a i tak uciec nie mogę. Kanapa jest dobrym miejscem na zastanowienie ;) Również pozdrawiam ;)1 punkt
-
NATKA - Z SAMOSIEJ - NA NIBY PŁACZE; ZAMIAST CUKINII - WYRÓSŁ... KABACZEK. ŁKAĆ... NIE WYPADA, CHOĆ TRUDNA RADA. MENU ZMIENIŁA; WIĘC LECO... JAKŻEŻ.1 punkt
-
Widzisz, wielokroć zastanawiam się dlaczego życie wcina się pomiędzy zakochane osoby tak zawzięcie. Zawsze doceniam zakochanie opisane wierszem. Jest magiczne, delikatne, nieskończone i... nieskażone troskami.1 punkt
-
My dates with cultures of Russia, China, Brazil, Iran and Japan continue. Moje randki z kulturami Rosji, Chin, Brazylii, Iranu i Japonii trwają dalej! But it's not me! Meet Mr. Bronislaw Winogrodski, Moscow taoist, sinologist, philosopher and owner of the Club of the Tea Culture. Ale to nie ja! To Pan Bronisław Winogrodski, moskiewski taoista, sinolog, filozof i właściciel "Klubu Kultury Herbacianej". THE UNFORGETTABLE DECISIONS NIEZAPOMNIANE DECYZJE FORGET-ME-NOTS An old lady decided to celebrate her 95th birthday. She bought cakes, invited her lady friends (of the same age as that of hers). In order not to forget about her birthday party, she wrote a note for herself: "To serve tea for my guests. To feed them with cakes" and stuck it onto the wall in her kitchen. Her lady friends came, and they had tea together. After they'd drunk it, she took the cups back to the kitchen and saw the note "To serve tea". She poured tea in cups and brought up them to her guests again. She repeated this act six times at once. At last the guests went home. When in the elevator, one of the old ladies commented, "Our mutual friend has become completely out of order. We'd been there for three hours, but she didn't even offer us a cup of tea". The other old lady in the elevator asked, "Had we really been to our lady friend?" The third just wondered, "But who the fuck is our lady friend?" At that very time their ladyfriend entered her kitchen, saw the untouched cakes and concluded with satisfaction: "Old bitches, they didn't come to celebrate my birthday! Unlike me they no longer can remember anything at all!" Such more! Takiego więcej! NIEZAPOMINAJKI Staruszka postanowiła uczcić swoje 95. urodziny. Kupowała ciastki i zapraszała przyjaciółki (również w jej wieku). Aby nie zapomnieć o uroczystym wydarzeniu, napisała sobie notatkę: "Podać gościom herbatę. Nakarmić ich ciastkami" i przykleiła ją do ściany w kuchni. Przyszły jej przyjaciółki, i podała im herbatę. Wypili, zabrała filiżanki z powrotem do kuchni, gdy zobaczyła notatkę "Podać herbatę". Nalała herbatę do filiżanek i znowu zaniosła do swoich gości. Powtórzyła ten akt sześć razy naraz. W końcu goście wrócili do domów. W windzie jedna z nich powiedziała: "Nasza przyjaciółka kompletnie niezdrowa. Byliśmy tam od trzech godzin, ale nie zaproponowała nam nawet filiżanki herbaty". Druga starsza pani w windzie zapytała: "Czy naprawdę byliśmy u naszej przyjaciółki?" Trzecia po prostu zastanawiała się: "Ale kto do сholery jest naszą przyjaciółką?" W tym samym czasie ich przyjaciółka weszła do kuchni, zobaczyła nietknięte ciastki i podsumowała z satysfakcją: "Stare kurwy, w ogóle nie przyszły poświętować moich urodzin! W przeciwieństwie do mnie, już nic nie pamiętają!" WHAT'S IN A NAME? A young man decided to have his name changed. He was inquired: "What's wrong with your name? What is your name?" His reply was: "John Arsehole". -Well, it's all clear now. How would you like to be called, Sir? - Carol. Reference/Odniesienie: https://bucketbook.pl/pl/p/Gowniarz-e-book/248 CO JEST W IMIENIU? Młody mężczyzna postanowił zmienić nazwisko. Zapytano go: "Co jest nie tak z twoim nazwiskiem? Jak się nazywasz?" Jego odpowiedź brzmiała: "Jan Gówniarz". -Cóż, teraz wszystko jasne. Ale jak pan chciałby być nazywany? - Karoliną! "Nezaboodka" (The Forget-me-not). Sung by Jon [ɪˈon] Suruceanu [`tʃɑː], bachata [`tʃɑː] danced by Jorge [`horhe] Ataca and Tanya La Alemana. "Nezabudka" (Niezapominajka). Śpiewane przez Jon Suruceanu [`cia], bachata [`cia] tańczona przez Jorge [`chorche] Ataca i Tanya La Alemana. Lyrics by Mikhail Ryabinin (Meierowich) Tekst przez Michaiła Riabinina (Meierowicza) Music by Vyacheslav Dobrynin Muzyka przez Wiaczesława Dobrynina THE FORGET-ME-NOT NIEZABUDKA Greek Goddess Grecka bogini We have met each other in the middle of summer, There was the season of blue skies and bloom. I'll be always grateful to my fate for therefor, For our sudden meeting in that afternoon. My s toboju wstrietiliś posriedinie leta. Byli gołubyje niebo i cwiety. Ja skażu spasibo słuciaju za eto, Szto pieriedo mnoju pojawilaś ty. Ty i ja poznaliśmy się w środku lata, Były błękitne niebo i kwiaty. Podziękuję okazją za to, Że pojawiłaś się przede mną. Then I made a joke out of [outta] my being coward And besides this also reflected on the spot That I would have [woulda] named you only a wild flower, A delicate and sunny, and blue forget-me-not. Ja swojo smuszczenńje priukrasił szutkoj I jeszczo podumał pro siebia tajkom, Szto nazval ciebia by tolko niezabudkoj, Gołubym i nieżnym sołniećnym cwietkom. Upiększyłem swoje zakłopotanie żartem I pomyślałem sobie potajemnie, Że bym nazwał tobie tylko niezabudką (niezapominajką), Bo jesteś jak ten nebieski i delikatny, słoneczny kwiat. CHORUS My forget-me-not, forget not That sometimes even a moment That sometimes even a moment May mean more than time of life. My forget-me-not, forget not, I live like in a fairy story, My forget-me-not, forget not I'll forget you at no time. Niezabudka, niezabudka, Inogda odna minutka Inogda odna minutka, Znacit bolsze, ciem goda! Niezabudka, niezabudka, W skazkie ja żiwu kak budto I ciebia ja, niezabudka, nie zabudu nikogda Niezabudko, niezabudko! Czasami nawet jedna minutka, Czasami nawet jedna minutka Oznacza więcej niż wiele lat! Niezabudko, niezabudko! Żyję teraz jak gdybym w bajce, I ciebie, niezabudko, nigdy nie zapomnę! Then the fate befell us that we'd had to break up. There left unknown even your name to me. I had just to meet you during the starlight, And even then as always in my own dreams. Tak sud'ba nam wypała, szto priszłoś rastaca, Daże twojo imia nieizwiesno mnie. Tolko ostajoca mnie s toboj wstrieciaca Zwiozdnymi nociami, da i to wo snie. Tak się złożyło, taki los przypadł na nas, Że musieliśmy się rozdzielić. Nawet twoje imię zostało mi nie znane. Pozostaje mi teraz tylko spotkać się z tobą W gwiaździste nocy, a nawet wtedy we śnie. I'm in agitation before I'm going to [I gonna] call you. [In the original literally: "I'm standing excited in the phone booth", since the song is of 1989] Your number has been found somewhere by the guys. I'm dialing your number, "Forget-me-not, hello! It's me who'd like to call you like this for all my life". Ja stoju, wołnujaś, w telefonnoj budkie, Telefon twoj gdie-to mnie naszli druz'ja. Nabiraju nomer: "Zdrastwuj, Nuezabudka! Tak wsiu żizń chotieł by zwać cebia lisz ja. Jestem podekscytowany, zanim do ciebie zadzwonię. [W oryginale dosłownie: "Stoję podekscytowany w budce telefonicznej", bo to piosenka z 1989 r.] Znajomi gdzieś znaleźli twój numer telefoniczny dla mnie. Wybieram numer: "Witaj, Niezabudko! To tylko ja chciałbym tobię tak nazywać przez całe moje życie!" СHORUS (x2) Some men look at my face, some look at smth much lower! In any case, I am a forget-me-not! Niektórzy mężczyźni patrzą na moją twarz, niektórzy patrzą na coś znacznie niżej! Ale w każdym razie jestem niezapomniana!1 punkt
-
@A-typowa-b Aniu masz rację jeszcze nic nie pokazaliśmy jako Polacy a na siłę chcemy być /jak piszesz/ Europejczykami, najpierw trzeba zbudować silne państwo Polskie... nie takie od rozbioru do rozbioru. Ale mocno zakorzenione w strukturach światowych i europejskich. Unia Europejska jest, a za chwilę jej nie będzie, natomiast Polska musi być... zawsze. Miłego dnia.1 punkt
-
@[email protected] no powiem Tobie, że wiersz przypominający o mentalności dawnych Polaków. Nie jestem za śmiercią w imię czegoś, co się nie uda, ponieważ to jest marnotrawstwo. Jednak są takie historyczne dzieje, zrywy, i Polska pełna swoich dzieci, że łezka kręci się w oku. Młodym trzeba mówić, przypominać. Mam wrażenie, że dziś króluje świadomość Europejczyka, coraz mniej Polaka. A najgorsze, że sami tak chcemy.1 punkt
-
@Sylwester_Lasota https://mnki.pl/sienkiewicz/pl/edukacja/cykl:_prawdziwi_bohaterowie_trylogii/czesc_7:_ksiaze_jeremi_wisniowiecki Sylwku co innego ocena historii, a co innego szacunek do niej co ukazałeś w wierszu. Magnateria jako taka jest źle postrzegana przez historyków i to się obecnie przenosi na młodzież. Sprawa trudna do oceny. Pamiętam jak zwiedzaliśmy jako młodzież muzea, nasza szkolna wychowawczyni instruowała nas jak mamy się zachować. Miłego dnia.1 punkt
-
1 punkt
-
oddechem omiatasz pierś kładąc się na płatkach a ja na twojej skórze w nocy będę deszczem łaknij mojej wilgoci1 punkt
-
@Kapistrat Niewiadomski Bardzo popularne Cztery Pory Roku. A Stabat Mater, oczywiście odłożony na półkę, mimo, że jest genialny. No cóż "walka z kościołem".1 punkt
-
To nie matka Cię na wojnę posłała synu. To nie matka zło czynić Ci kazała. Wczoraj bracie dziś wrogowie, stanąłeś z bronią na przeciw człowieka którego wczoraj szanowałeś. Dziś strzelisz żeby przeżyć. Nim godzina minie sporo ludzi odejdzie. Czy Ty do tego się przyczynisz synu? Gdy kula Cię dosięgnie serce matki pęknie. Jeden strzał dwa życia się skończą.1 punkt
-
kilka metrów pod ziemią środowisko nie jest aż tak zmienne temperatura w miarę stała wilgotność w normie i znacznie ciszej niż na powierzchni gdyby mnie ktoś zapytał o zdanie zostałobym tu gdzie jestem gdzie brakuje ognia nie ma pożarów gdzie brakuje wiatru nie ma huraganów po co miałobym się narażać życiu, które zawsze prowadzi do śmierci1 punkt
-
Jeśli masz chwilę Dystans - widzę Dopiero, jak obok Twoich Przemykam - czuję Dziel się ze mną, oddawaj Nawet jak nic nie wiesz Gdziekolwiek jesteś, cokolwiek myślisz Wierzę, że trochę tego wszystkiego to pozory A kochasz mnie po prostu powoli1 punkt
-
"Głód nie testuje jakości chleba." - Antoni Regulski. W krzywym zwierciadle strach się odbija, żałość na twarzy, jak blizna życia. Powiedz, czy możesz - gdzieś ziarno wysiał? Wiesz, w moich górach... opodal krzyża! Źdźbła jakże rącze, dziewczęce, chyże, w niebo ruszyły z promieniem słońca. A korzeń płochy, wodę w mig wsącza, ktoś z boku krzyczy - leć coraz wyżej! Kalendarz ziewa, lecz nie narzeka, klepsydry wtórem - liczą godziny. Kłosy coś mówią... od wiatru drżymy, kochasz te pola, przepastna wstęga. Kiedy kombajny przejadą rzędem, wtedy oddacie nam swoje smaki. W spokoju ducha do spichrza nasyp, a w przyszłym roku, od nowa wzejdę. Rytmem natury w cyklu zegara, siejmy, zbierajmy - ziemia niech rodzi. Abyś nie przeszedł już nigdy grozy, żeby o kromkę trzeba się kajać! "Ogień chce płonąć, woda chce pływać, powietrze się unosić, ziemia chce rodzić, chaos chce pożerać." - Cassandra Clark.1 punkt
-
0 punktów
-
0 punktów
-
@Lidia Maria Concertina Witaj! W co? Otworzę Planetariat - czy to zbieg okoliczności, czy też nie? - uśmiech śmiało możesz poprawić, i nie gniewaj się na mnie. Tekst prawdziwy z dozą goryczy. Pozdrowienia!0 punktów
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne