Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 21.05.2022 uwzględniając wszystkie działy
-
Stojąc przed lustrem Dostrzegam kompleks meduzy Węże zamiast włosów Opadają na ramiona Spojrzeniem zamieniam Każdy złoty liść w kamień Bo jakie inne ma być serce Skoro rzeczywistości stało się zadość Chmury gęstnieją Woda twardnieje A źdźbła trawy się plączą Syndrom obecnego bólu Dławi mnie od środka A lustro popękane Przymuszone do ściany Tak bardzo jest podobne do mnie A jednak dostrzec w nim można Odbicie złamanego światła Klaudia Gasztold7 punktów
-
jeśli masz kształt misy będą tam wrzucać wszystko co dobre i co złe a ty to przyjmiesz aż cię wypełnią jeśli masz kształt góry nikt cię nie dotknie spłyną łzy i łakocie jednak trzeba dokonać wypełnienia od środka bo będąc pustym zawalisz się pełna misa wypełniona góra złączone w doskonały kształt6 punktów
-
Zbierałem kiedyś znaczki pocztowe dzisiaj nic już nie zbieram może wybiórczo wspomnienia takie bez kancera twarz ojca matki dłonie braci grających ze mną w nogę dzieci nasze gdy przytulasz je do piersi swojej wymiotuję krwią schudłem wszystko wokół mnie nudne nie cieszy mnie już nic nie uskrzydla jak Ikar pikuję w dół czmychłaś6 punktów
-
Pięknie ci z kłamstwem na ustach z płaczem i prawdą jesteś starsza i brzydsza Kłam mi kłam Zakłam wszystko Puder zadowolenia z kolejnego bukietu Zamiast Tamta nie była ważna Przecież wiesz Na wieszaku nowa sukienka Nie utopiłem jak widzisz Wszystkiego Więc nie płacz Jesteś wtedy starsza I brzydsza5 punktów
-
wieszasz pranie a ja wzrok na twoich plecach czujesz przyjemny dreszczyk podniecenia jak kotka ściągasz łopatki przekrzywiasz głowę przeciągasz się dla mnie delikatnie wypinając pośladki powietrze pieści wilgotną wyobraźnię z uśmiechem diabła obracasz się zanim zdążę cmoknąć hej miałeś pomagać no przecież nie przeszkadzam podchodzę bliżej kradnąc przestrzeń i już dalej wiesz co będzie moje ręce na twoim kształtnym tyłku wariat5 punktów
-
nie wlewam wódy w gardło palić nawet w kominku zaprzestałem mięsa nie rzucam ni w ludzi ni na talerz przybijam żółwika z czterolatkami o dziwo oni też już pamiętają gdy było się małym a połezja zdradza mnie na prawo i lewo4 punkty
-
Sprint to także pociąg no to co weźmiem po jednej że na drogę nie - przed obrobimy no to mi tą większom ja tylko dwie małe coby dać radę a coś do... weźmiem dwie bułki i po parówie osobliwości przesiadek czyli teren znaczony przy wyrwie krawężnika wysypisko petów udają niedokończone myśli tuż obok powietrze w szkle płacę za małą czarną w filiżance - kaprys dla podniebienia ale w pociągu już z gwinta muszę syrop od kaszlu maj, 20224 punkty
-
Przylegam twarzą do poduszki i zachłannie wciągam twój ulatujący z wolna zapach. Rękoma obejmuję resztki ciepła parujące z prześcieradła okrywającego zasłoną milczenia nasze madejowe łoże. Wypełniam płuca powietrzem przesiąkniętym tobą. Chcę je trzymać jak najdłużej. Czuję jak mi ulatujesz...4 punkty
-
najczęściej pojawia się na stole trzeba ją pić umiejętnie małymi łykami syn jedzie do częstochowy bo innych miast już nie ma tak samo jak stółow stolistych ciał strzelistych łaknień łaknących orgii ognistych serc smutnych i oczu samotnych4 punkty
-
źli ludzie kują silnych co nie zabije to wzmocni tak po prostu jest silni ludzie murują lepsze czasy mierz siły na zamiary tak po prostu jest lepsze czasy krzeszą złych ludzi co za dużo to niezdrowo tak po prostu jest3 punkty
-
krople jesieni znów odbijają się smutkiem na mojej twarzy wciąż czekam na noc gdy księżyc utuli do snu z kołysanką na ustach wyszepcze dobranoc a rano pozbieram senne godziny i oprawię w ramki zachowam twoją obecność3 punkty
-
Wiersz który można by nazwać erotycznym gdyby nie rymy męskie Kiedy palca opuszką muskam twój smutek świat kurczy się do rozmiaru dłoni skrzysz jak śnieg nocą z sopla języka kropla spada do kałuży ust sycząc pijesz ten ból stężający nasze niepewności w przeświadczoną krew słowami parzysz mi wargi schładzam w cieniu wzgórza twojego podbrzusza scałowując strach świat jak owocnik wybucha gdy bierzesz w siebie moją śmierć.3 punkty
-
na pełnym morzu... wśród kilku kierowców cieżarówek na słonecznym pokładzie MF Skania stoję nieco z boku palę papierosa piję pszeniczne za 12 złotych (dzisiaj już 15) prosto z kija wiesz, mówi jeden z nich w naszej firmie młodzi Ukraińcy powyjmowali zza szyby imienne tabliczki narodowe flagi nie mają ochoty na okrągło wysłuchiwać od obcych dlaczego nie na wojnie ten kraj nic mi nie dał mówią niektórzy młodzi ludzie z Ukrainy przed wjazdem na prom na terminalu w porcie Ystad Turek na paleciarze zrobił jajecznicę pokroił pomidory na równe ćwiartki stoję obok ciężarówką machnął do mnie ręką Turkish czai jest very very good zabrałem ze soba kubek zaprosił na jajecznicę Turcy tak mają thanks mówię wróciłem do kabiny otworzylem internet w telefonie Iga Świątek wygrała kolejne WTA lubię ogladać Świątek wygrywa przegrywa tak bardzo naturalnie czasem mocno zaciska pięść podnosi do góry na koniec płacze albo uśmiecha się tym swoim łobuzerskim jakby chłopięcym szczerym uśmiechem niektórzy ludzie są tak bardzo szczerzy i naturalni przegrywają wygrywają docierają na sam szczyt spadają z tego szczytu zawsze tak zwyczajnie po ludzku niektórzy ludzie strzelają z karabinu innym ludziom prosto w tył głowy kula przechodzi na wylot grzęźnie głęboko w ziemi. Z daleka nie widać ziaren piasku ledwo co widać ludzi cieszą się słonecznym dniem na plaży w Świnoujściu oglądają za wielkim statkiem robią zdjęcia dopływając do brzegu zawsze jestem pełen nadziei wierzę w siebie i ciebie a ty kim jesteś tak naprawdę pamiętasz swój pierwszy wiersz żadnego warsztatu żadnego oczytania napisany tak po prostu od siebie na pełnym morzu... Świnoujście, 21. 05. 22.3 punkty
-
to będzie najpiękniejszy wiersz na świecie żeby nie było że nie będzie wiersz o miłości i o wiośnie o ptaszkach żeby było nam radośnie wiersz o magnoliach i żonkilach rododendronach i glicyniach triumf kolorów nad szarzyzną bezpłciowość już nam zbrzydła i o tej parze co w parku siedzi na ławce wśród gołębi trzymają lekko się za dłonie a w sercach ogień ich już płonie chcą się marcować jak te koty lecz nie ma gdzie -a ona-co ty? gdy on ją łapie za cycuszki ona odgania nachalne muszki... to miał być najpiękniejszy wiersz na świecie nie ma takiego i nie będzie3 punkty
-
Pociągi wciąż wracają Zataczają koła Szyny nabrzmiale jak żyły pulsują krwią zakrzepłą wszystkich pożegnań A jednak wciąż coś woła Chcę dokądś biec kogoś spotkać Doznać pociechy Cokolwiek by nie czuć Spadania bez spadochronu w te dni na zawsze bez Matki3 punkty
-
kto mi odpowie nikt mi nie odpowie tylko cisza jak w zamkniętym grobie grobem moje serce uczucie me skostniałe Panie czekam na Zmartwychwstanie...3 punkty
-
Jestem szumem morza, w muszli zaklętym, Zawsze tu byłem, od zarania dziejów, Podnieś mnie z piasku i do ucha przyłóż, Usłyszysz delikatny szum mórz i wiatru, zamknięte w moim wnętrzu. Jest we mnie, niczym w magnetofonie, zamknięta Muzyka od początku świata – nie możesz jej skasować, Zresztą, nawet mimo prób, i tak nie możesz, Zapisała się na trwałe – i tak już pozostanie. Melodia nieco jednostajna, piski i trzaski, Wsłuchaj się we mnie, zapraszam Cię do wnętrza, To odwieczny numer jeden na liście przebojów, Niczym fale bijące o brzegi z wapienia. Wsłuchaj się dobrze – a wówczas usłyszysz Prastare dźwięki pradawnej melodii Była tu, jeszcze nim powstała Ziemia, Nim jeszcze powstało ziarenko materii. Warszawa, 21.05.20223 punkty
-
Pewien góral spod Zakopanego wiatru bał się panicznie halnego. Kiedy wicher buszował, on do szafy się chował; ludzie w śmiech – a on: „Nic wam do tego!”2 punkty
-
burza przeszła ponad nami pierwszy raz nie zagrzmiało nie strzeliło piorunami cicho tak się zrobiło trochę smutno ale słońce w końcu wyjdzie może jutro2 punkty
-
2 punkty
-
Slowa Nie mowia Co chca Ci powiedziec Mecza sie z trescia Choc tak oczywista Jakosc tej prawdy Wrozy Zdziwienie wrozki Dlatego spie niecierpliwie Zamydlone oczy Wzdychaja o ciemnosc A wzrok Szuka dalej usmiechu na twarzy Zgubiles moj sens Szarej kurtki Zapietej Cieply deszcz zmyje Bloto na twoim zegarku2 punkty
-
Jego ojcowie Bob Kane i Bill Finger wiedzieli, że jeśli już, to z umiarem. Żadnej dyspensy od praw fizyki, może batlina i batmobil, lecz ani trochę nadludzkich mocy. Pracuje na swoje sam pan Batman, bo z jego nieba nie spada manna.2 punkty
-
Maj umajony… Maj mój jedyny, pachnący bzami… Zawsze było w tobie tyle smutku i milczenia, melancholii utkanej łzami, kropelkami drżącymi na srebrnej pajęczynie, lekkim powiewem na skroni… Byłeś we mnie i jesteś od kiedy żyję, a kiedy umrę zapłaczesz tkliwie… I zapłaczesz cicho. Spod gałęzi wywiniesz się gwiazdą. I zieleń zatrzepocze, zaszeleści, załka, herbaciane wiechy otumanią omdlewającą wonią. Maj mój jedyny, pachnący bzami… Czy mnie znów słyszysz? Idę parkową aleją, którą szliśmy, idziemy… I jeszcze… W słońcu zatopieni jak wtedy… Czy pamiętasz jeszcze? Ja pamiętam, mimo niepamiętania i czasu rozdzierającego duszę, i czasu zacierającego ślady. Pamiętam i słyszę, choć nie mogę, choć słyszeć przecież nie powinienem… Maj mój’ jedyny, sperlony rosą… Ukochany, nasycony miłością… W cieniach gałęzi na drodze, w słonecznych prześwitach… Zatrzymuję się i chłonę, ściskam twoją dłoń niewidzialną. Obejmuję próżnię… (Włodzimierz Zastawniak, 2022-05-20)2 punkty
-
Diament i ja znaleziony diament niezbyt ładny taki sobie kamień dlaczego wzbudza tyle zainteresowania wszyscy chcą go oglądnąć podziwiać czym on sobie na to zasłużył chyba tylko tym że jest ja także jestem i Ty jesteś 5.22 andrew2 punkty
-
... aff... wg mnie, nie jest do kitu, ale to kwestia upodobania... wiele w życiu można wypełniać, a wiersz na pewno refleksyjny... 'Nowy' tytuł.? nie przeszkadza mi absolutnie, że tytułowe słowo powtarza się w treści, to dodaje smaczku, wg mnie... wypełnianie mas (masą pierdółek) oraz... wypełnianie samego siebie (czymś wartościowym), tak to czuję.... Oczywiście nikt nie ma monopolu na tytuły, ale one ważne są, gdy za bardzo "dziwolągowe"... odstraszają.2 punkty
-
Banco de Gaia... ciekawe.!!!! fajne rytmy.... reszta Waszych wrzutek, też interesująca... ale... Michnikowskiego musiałam raz jeszcze w całości posłuchać... :) Cóż za dykcja.! Zostawiam to... dobre na spotkanie z .. orgiem..2 punkty
-
Julio przebogaciłaś prze rąbałaś kości żeby szpik kostny pył pozbierać szybko do kosza odnoszę wszystko co zebrałaś dzisiaj siebie i mnie w tym miejscu nad nami gwiezdny pył przetłumaczony i policzony na nasze kości nie drżyj o jutro Julio wyprzedzam Cię bajką o jutrzejszym dniu nocą już wiem o nim niestworzone rzeczy chodzą swoimi nogami2 punkty
-
2 punkty
-
Paweł, można by rzec, był… wyjątkowy. Urodził się grubasem. A potem jadł, tył, aż się nie mieścił w drzwiach. Nosił okulary, nigdy ich nie zdejmował, jakby wyrosły mu na nosie w tym samym czasie co brzuch, gdy był jeszcze w fazie życia płodowego. Znałem go od dziecka, bo nasze matki pracowały razem. Zanim skończył podstawówkę, jego ojciec poszedł sobie w świat. Kiedy miał siedemnaście lat, zmarła matka. Zamierzano objąć go kuratelą, odebrać mieszkanie, ale walczył i wygrał. A w tym mieście własne mieszkanie to prawdziwy skarb. Wszystkich Świętych wypadało w czwartek — okazja, której nie można było przegapić i tak też się stało: wysiadłem z pociągu na Dworcu Centralnym w zimne, dżdżyste popołudnie, lecz gdy tylko przekroczyłem próg pustego mieszkania, pojawił się problem: co zrobić z wolnym czasem? Wszyscy kumple, z którymi warto się spotykać byli zajęci, wobec tego zadzwoniłem do Pawła, bo był deską ratunkową, zapytać co porabia. — Maluję mieszkanie. — Całe? — Na razie tylko kuchnię. — Kiedy skończysz? — Jeszcze nie zacząłem. — Pędzle i farbę masz? — Mam. — To poczekaj na mnie, pokażę ci jak się to robi. Będę za pół godziny. Odłożyłem słuchawkę, założyłem kurtkę i wyszedłem na przystanek. Mieszkanie Pawła było dwupokojowe, z niedużą kuchnią, jeszcze mniejszym przedpokojem i łazienką-ubikacją. Z dużego pokoju wychodziły drzwi na malutki balkon, z którego widać było pociągi jadące linią średnicową. Jedyne co mi się w jego chacie podobało to okno w kuchni z podsuwaną szybą, przez które można było podawać posiłki i napoje osobom siedzącym w dużym pokoju: wystarczyło podnieść szybę i serwować przekąski prosto pod nos, jak w barze bistro. Już od drzwi na klatce schodowej doszło mnie bębnienie na perkusji i śpiew Phila Collinsa. Nacisnąłem dzwonek, dwa razy. Paweł uchylił drzwi. Okulary o grubych szkłach zjechały mu na koniec nosa. Dotknął je pośrodku palcem, wcisnął z powrotem na czoło i dopiero wówczas mnie rozpoznał. Odczepił łańcuch w drzwiach i cofnął się do środka. Rozejrzałem się po kuchni. — Jakieś stare gazety masz? Mruknął potakująco. — Taśmę maskującą? — Coś się znajdzie. Zabraliśmy się do roboty. Sprzęt kuchenny i naczynia przenieśliśmy do dużego pokoju. Przykryłem podłogę gazetami, okleiłem taśmą krawędzie przy podłodze, oknie i kontaktach z prądem, które Paweł rozkręcił wcześniej. — Dawaj tę puszkę. Nalałem farby do plastikowego pojemnika, pokręciłem w nim wałkiem i równomiernym ruchem nanosiłem kolor na ścianę: zgaszony niebieski, śmiały jak na owe czasy, grał doskonale z pomarańczowymi szafkami i stalowym połyskiem lodówki. Paweł potrząsał głową, klepał się rękami po udach. Robił tak ilekroć był czymś podekscytowany. — Wiesz co, to ty maluj, a ja skoczę na halę kupić coś do picia. Myślisz, że po trzy piwa wystarczy? Nie wiem czemu nigdy się nie nauczył mówić poprawnie. Słowo „piwo” wymawiał: p’siwo, w innych przekręcał głoski: „Mam gar pigosu. Dużo w nim kiełpasy, cepuli i poczku”. — Kup więcej, może będziesz mieć gości! — krzyknąłem za nim. Do hali były dwa kroki, lecz wrócił dopiero po godzinie. Nic dziwnego, o tej porze musiały być długie kolejki. Zdążyłem w tym czasie przejechać wałkiem wszystkie ściany i wykańczałem pędzlem krawędzie. Gdy skończyłem, zerwałem taśmę. Paweł przysunął nos do ściany i oceniał efekt. — Ty inżynier, masz rączkę! Kazałem mu posprzątać, a sam usiadłem na kanapie w dużym pokoju i nalałem sobie piwa do szklanki. Było za wcześnie, żeby wracać do domu, ale nie chciałem spędzać reszty wieczoru grając z Pawłem w szachy. Zadzwoniłem do Ewy i zapytałem, czy nie zechciałaby przyjechać. Znałem ją pół roku, lecz nie było między nami wielkiej zażyłości. Pracowała jako goniec w redakcji jakiegoś tygodnika, tam również musiała nocować dopóki nie znajdzie czegoś lepszego, co nie było rzeczą łatwą. Najprędzej można było wynająć pokój u jakiegoś dziwaka w podeszłym wieku, który oprócz czynszu wymagał specjalnych usług. Paweł usiadł obok mnie i popijał piwo, sapiąc głośno. Podłoga była wciąż zawalona rzeczami wyniesionymi z kuchni. — Ale narzuciłeś tempo, daj odsapnąć. Te gary zaniosę jutro, bo mi już pompka siada. „Pompka” to było serce, z którym miał problemy od dziecka. Wypił piwo, poczłapał do kuchni po następne. Usiadł, pociągnął łyk, potrząsnął głową. — Zaprosiłbyś Magdę. Tę co ma, no wiesz… duże… — Duży biust? — No tak, właśnie ją. Ile ona ma lat? — Dziewiętnaście. — Gówniara, a ma tak dobrze wykształconą pierś. Skąd on mógł znać ten szczegół? Złapałem słuchawkę, zacząłem wykręcać cyfry na tarczy… — Magda? Dobry wieczór, może pani poprosić ją do telefonu? W słuchawce zapadła cisza, a po chwili odezwał się znajomy głos: — Cześć, skąd dzwonisz? — Od Pawła, tego z którym pływaliśmy ostatniego lata na kajakach. Pamiętasz? — Tego grubego? Tak, pamiętam. — Robimy imprezę, zapisz adres. Masz bezpośredni autobus spod domu. Wysiądziesz przystanek przed pętlą. Taki wysoki budynek, zaraz przy ulicy, drugie piętro. Będę wyglądał za tobą z balkonu. — Przyjedzie? — spytał Paweł z niedowierzaniem. — Przyjedzie. Tylko musisz mi coś obiecać — zmieniłem ton na poufny. — Kiedy będziecie rozmawiać to nie gap się tak na ten jej… Ona bardzo tego nie lubi. Wypiliśmy jeszcze po jednym piwie. Taśma z muzyką doszła do końca i kręciła się na szpulce, jak pies za własnym ogonem. Paweł schował ją do pudełka i zaczął szukać czegoś na półce. — Jakiej muzyki ona lubi słuchać? — Kto? — No, Magda. — Nie mam pojęcia… puść coś na czasie, Lionel Richie, albo Tina Turner. Paweł przeglądał pudełka z taśmami. — Tego nie mam. Może nastawić Trójkę? Za godzinę będzie lista przebojów. Rozległ się dzwonek, w drzwiach stała Ewa. Uśmiechnęła się nieśmiało, jakby nie była pewna czy ta wizyta to dobry pomysł. Spytała czy będzie mogła umyć sobie włosy, bo w redakcji nie było takiej możliwości. Ja i Paweł wypiliśmy już trochę i byliśmy w wyśmienitych nastrojach. — Możesz mi pomóc? — zawołała z łazienki. — Weź ten dzbanek i wypłucz mi głowę. Ktoś zadzwonił, Paweł otworzył drzwi. — Magdusiu czekaliśmy na ciebie — powitał ją infantylnym tonem, tak typowym dla niego. Pomógł zdjąć jej płaszcz i szalik. Magdę pamiętałem jak była jeszcze dziewczynką, bo mieszkała w sąsiednim bloku. Nigdy nie zwracałem na nią uwagi, aż wyrosła na kobietę o wybujałych kształtach. Gdyby zrobiła sobie włosy, mocniej się umalowała i założyła coś modnego, byłaby z niej super laska, ale ona wciąż się ubierała jakby szła do budki po syfony i kiszoną kapustę. Nie miała żadnych zainteresowań, oprócz tego, żeby jak najszybciej znaleźć sobie męża. Wkrótce dołączyli do nas dwaj koledzy Pawła oraz jakaś dziewczyna, którą Paweł poznał korespondencyjnie przez czasopismo młodzieżowe. Słał regularnie listy w nadziei, że słowami rozkocha w sobie adresatkę i wygląd nie będzie miał dla niej znaczenia. Niestety oczekiwania nigdy się nie spełniały i dziewczyna już po pierwszej randce lądowała w łóżku u jednego z kolegów Pawła. Taki los. Zabawa rozkręcała się w najlepsze: Paweł gotował coś w kuchni, ja zamknąłem się z Ewą w pokoju obok i suszyłem jej włosy. Nie prosiła mnie o to, ale miałem już nieźle w głowie i zebrało mi się na czułości. Po piwie przerzuciliśmy się na mocniejszy alkohol. Piliśmy prędko i dopiero po pewnym czasie poczułem, że wypiłem za dużo. Odłożyłem suszarkę i przysunąłem się bliżej, żeby ją pocałować. Nie wiem czy mnie odepchnęła, czy byłem już tak pijany. Pamiętam tylko, że niespodziewanie straciłem równowagę, zsunąłem się po kanapie i upadłem na podłogę. Chciałem się podnieść, ale coś mnie trzymało, jakbym był przyklejony do dywanu. Czy on tam rozlał jakiś klej? Dotknąłem palcami boku: rzeczywiście był lepki. Znowu spróbowałem się podnieść, ale straciłem czucie w ręce. Obróciłem głowę, żeby zobaczyć gdzie jest Ewa. Pochylała się nade mną i dotykała mnie po lewej stronie. Parszywy klej, nie dotykaj, bo też się przykleisz i będziemy tutaj leżeć wystawieni na pośmiewisko! Usiłowałem rozejrzeć się dookoła, lecz pole widzenia zaczęło mi się kurczyć, jak obraz w wyłączanym telewizorze. Poczułem dławiący ucisk w gardle: jak to możliwe, żebym wyjął pasek ze spodni i zaciągnął go sobie wokół szyi? Nagle jakaś siła uniosła mnie ku górze i przesuwała w powietrzu tuż nad podłogą. Ujrzałem w drzwiach czyjeś twarze, niewyraźne, zamglone. Czy oni też lewitują razem ze mną i czemu mają takie przerażone oczy? Potem nie widziałem już nic i zapadłem się w jakąś część ciała dokąd dochodziły jedynie słabe sygnały z zewnątrz. Straciłem poczucie czasu. Tak łatwo się umiera? Ocknąłem się na stole operacyjnym. Nade mną paliło się oślepiające światło z trzech żarówek, w oprawach wielkich jak spód wiadra. Przekręciłem głowę i zobaczyłem, że jestem podłączony do kroplówki. Tłoczą we mnie czyjąś krew, jakbym był wampirem. To dlatego powrócił mi obraz. Po lewej stronie stał mężczyzna ubrany w zielony fartuch. Na głowie miał biały czepek, usta zakryte zawiązaną z tyłu maseczką. Obok niego stała tak samo ubrana kobieta, a po drugiej stronie jeszcze jedna. Wyglądały w tych strojach jak muzułmanki. Mężczyzna rozcinał koszulę na moim boku, a stojąca przy nim kobieta trzymała w wyciągniętej ręce krótki, wąski nóż. Ta po drugiej stronie wpatrywała się we mnie. Kiedy nasze oczy się spotkały, starałem się uśmiechnąć. — Słyszysz mnie? — zapytała. Zamrugałem oczami i kiwnąłem lekko głową. — Ile wypiłeś? — Co? — Pytam się, ile wypiłeś? — Dużo. — Więcej niż butelkę wódki? — Nie wiem, może. — Przypomnij sobie, bo inaczej będziemy cię kroić na żywca. — Czemu nie zbadacie krwi? — Twojej krwi zostało już niewiele. Co zrobią, było mi zupełnie obojętne. Nie czułem żadnego bólu, uczucie duszenia się minęło. Nawet humor zaczął mi wracać, widocznie byłem wciąż pod wpływem alkoholu. — To była super prywatka — szepnąłem do tej rozmowniejszej. — Szkoda, że ciebie tam nie było. Zignorowała mnie i zwróciła się do chirurga: — Za dużo wypił, teraz nie mogę dać mu anestetyku. — Nie powinniśmy zwlekać, zbyt duże ryzyko infekcji — zadecydował chirurg. Podniósł ręce do góry, jak ksiądz odprawiający mszę, tylko zamiast chleba i wina miał na nich rękawiczki z gumy tak cienkiej, że prawie nie było jej widać. — Będziemy operować pod znieczuleniem miejscowym. Operacja musiała przebiegać bardzo sprawnie. Wywnioskowałem to z zachowania chirurga, jego asystentki i pani anestezjolog. Żartowali, opowiadali sprośne kawały, wygłupiali się przez cały czas. Byłem pełen podziwu. Prawdziwi profesjonaliści. — Co wy żeście tam pili i ruchali? — dowcipkował chirurg zszywając mój bok. Przewieziono mnie na salę. Efekt upicia alkoholem mijał powoli, miałem za to straszne parcie w pęcherzu. Kiedy zawołałem pielęgniarkę, przyszła z jakimś facetem, który odkrył prześcieradło, złapał mnie bezceremonialnie za fiuta i poczułem jak wpycha mi coś, co musiało być plastikową rurką. Koniec rurki był połączony z torebką zawieszoną nisko w nogach łóżka. Dzięki tej prostej metodzie uczucie parcia minęło samoczynnie i zapadłem w głęboki sen. Obudziłem się z potwornym pragnieniem w ustach. Marzyłem o szklance coca-coli, cytrynady, czegoś musującego, ale nie mogłem pić: byłem całkowicie zautomatyzowany. — Siostro, umieram, wody! W odpowiedzi wyjęła jakiś patyczek z watką, zamoczyła koniec w wodzie i zwilżyła mi usta oraz język. Tak męcząc się, przeleżałem cały dzień. Nazajutrz z samego rana miałem gości. Pierwszym był mój ojciec, który przyjechał aż z Pomorza, gdzie pracował przy budowie elektrowni atomowej. Takie poświęcenie należy docenić. Popatrzył na mnie zatroskanym wzrokiem i wtedy pomyślałem, że nie różnimy się wiele: za trzydzieści lat też będę wyglądać jak on, myśleć jak on. Widocznie nie było ze mną najgorzej, bo po krótkiej rozmowie z lekarzem, czuły tata zmienił się z powrotem w nieżyciowego zgreda. — No, to kuruj się prędko, żebyś nie zawalił sesji. Egzaminy były dla niego ważniejsze niż moje życie. Po południu odwiedziło mnie dwóch całkiem niespodziewanych gości: milicjant w stopniu sierżanta i oficer z kryminalnej, po cywilnemu. Oficer usiadł na krześle od okna, a sierżant po drugiej stronie, jakby miał zamiar blokować drzwi, na wypadek gdybym się rzucił do ucieczki. Oficer spytał jak się czuję, gdzie pracuję, kim jest moja rodzina, koledzy, dziewczyna i o inne szczegóły z życia prywatnego. Najważniejsze pytanie zadał na końcu: — To jak było z tym nożem? — Jakim nożem? — Nie udawaj. Miałeś wbity nóż, dwadzieścia centymetrów, po samą rękojeść. Nie odpowiadałem. Oficer się wyprostował i sięgnął do kieszeni marynarki. Nagle cofnął rękę i położył ją na krawędzi łóżka. — Mnie możesz powiedzieć. Kto to zrobił? Powoli zaczynałem kojarzyć. — Nikt, to musiał być wypadek. Oficer zrobił minę, jakbym udzielił mu niewłaściwej odpowiedzi i tym samym stracił szansę na wygranie wielkiej nagrody. — Słuchaj, rozmawiałem z chirurgiem, który ciebie operował. Powiedział, że tego typu rana może być zadana jedynie ludzką ręką. Miejsce i kąt wejścia noża wykluczają próbę samobójstwa, zatem musiał to zrobić któryś z twoich kolesiów. Kto to był? Słuchając go natychmiast uświadomiłem sobie powagę sytuacji. Uniosłem głowę znad poduszki, popatrzyłem mu prosto w oczy i odpowiedziałem powoli, akcentując każde słowo: — Panie oficerze, tego nikt nie zrobił. Byłem pijany, przewróciłem się na podłogę i musiałem nadziać się na ten nóż. Oficer pokręcił z niedowierzaniem głową. — Chirurg wykluczył taką ewentualność, a jego opinia jest niepodważalna. — Może nóż stał na sztorc w suszarce do naczyń… — próbowałem wymyślić alternatywne rozwiązanie — i zaklinował się jakąś łyżką albo widelcem. Sam pan wie, że jak zadają cios nożem, robią to ruchem z góry albo na wprost, nie z boku. Mój argument widocznie nie był bezpodstawny, bo oficer wstał z krzesła, wyciągnął z kieszeni wizytówkę i położył ją na stoliku obok łóżka. — Jak sobie przypomnisz, zadzwoń pod ten numer. Skinął na sierżanta i razem ruszyli do wyjścia. Trzeciego dnia miałem zupełnie innych gości: studentów akademii medycznej, odwiedzających ten szpital regularnie w ramach zajęć. Musiałem być interesującym przypadkiem, bo gdy tylko weszli do sali, lekarka kazała im stanąć koło mojego łóżka. Było ich czterech czy pięciu, same kobiety. Lekarka coś tłumaczyła, a studentki zapisywały wszystko skrupulatnie w zeszytach. Odkryła mój bok, żeby mogły sobie swobodnie popatrzeć. Sprawiało mi to pewną przyjemność i nie miałbym za złe, gdyby któraś dotknęła tego miejsca, lecz one patrzyły na mnie obojętnym wzrokiem, jakbym był nie człowiekiem, ale maszyną, którą trzeba naprawić. Ku najwyższemu zażenowaniu, lekarka ściągnęła prześcieradło i pokazując na przewód wystający mi między nogami, powiedziała: — A tak wygląda zabieg cewnikowania. Studentki wpatrywały się z ciekawością; jedna nawet podeszła bliżej, jakby za mało jeszcze widziała. Poczułem palący wstyd, nie dlatego, że widziały mnie odkrytego, ale ponieważ wyglądałem tak niemęsko. Stojąca najbliżej zrozumiała to wreszcie, bo na jej twarzy zauważyłem lekkie zakłopotanie. Po chwili grupa wyszła i mogłem oddychać z ulgą. Następnego dnia odłączono aparaturę i byłem w stanie poruszać się o własnych siłach. Utykałem na lewą nogę, jakby nie była całkowicie połączona z resztą ciała. Piłem tyko tyle aby ugasić pragnienie, ponieważ oddawanie moczu było bardzo bolesne. Na mojej sali znajdowało się osiem łóżek. Pacjentami byli starzy ludzie, za wyjątkiem chłopaka naprzeciwko. Mógł być moim rówieśnikiem i zwracał uwagę włosami wygolonymi na Irokeza. Leżał dłużej ode mnie, mimo to wyglądał źle: był poobijany ze wszystkich stron, prawdopodobnie od uderzeń z całej siły pięściami i od kopniaków, dlatego musieli założyć mu kilkanaście szwów. — Zapalisz? — Pewnie. — Czemu cię tu przywieźli? — Nadziałem się na nóż. Roześmiał się. — Daj spokój, mnie możesz powiedzieć, ja przecież nie z milicji. Na łóżku obok leżał pacjent wyglądający na siedemdziesiąt lat lub więcej. Nie wstawał, bo był również zautomatyzowany. Nikt go nie odwiedzał. Na stoliku obok łóżka nie było kwiatów, ani rzeczy osobistych. — Proszę pana, czy pan mnie słyszy? — szepnąłem mu do ucha. Nie dawał znaku życia. Zajrzałem do szafki i znalazłem tam niedużą książkę. Była słabo sklejona, brakowało jej wielu stron. Kiedy przerzucałem kartki, otworzyła się na stronie czytanej częściej niż inne. Spojrzałem na tekst i zacząłem czytać cicho na głos: Z ziemi, gdzie ufność i strach podły Z miłością życia, zbyt nam drogą rządzą – dziękczynne ślemy modły Bogom, co gdzieś tam istnieć mogą Za to, że życie nie trwa wieki, Że nikt nie wraca z mgieł dalekiej Krainy śmierci, a nurt rzeki Zawsze na morza spocznie progu.* Zamknąłem książkę i odłożyłem ją na swoje miejsce. Zdawało mi się, że słyszę jakiś jęk i wtedy spojrzałem na jego twarz — wyglądała jak pośmiertna maska. Nie mogłem się dłużej wstrzymywać i wyszedłem do toalety. Korytarzem ciężko było się przepchać, bo w salach brakowało miejsca i łóżka ustawiano pod ścianami. Przy chorych siedzieli odwiedzający, zagradzając drogę. Jednym było wesoło, ktoś popłakiwał, ktoś inny modlił się cicho. Nigdy przedtem nie byłem w szpitalu i nie miałem pojęcia, że tyle bólu i cierpienia może się nagromadzić w tak niedużym miejscu. Kiedy wróciłem na salę, od razu zauważyłem brak sąsiedniego łóżka. Irokez gdzieś wyfrunął, więc zwróciłem się do mężczyzny spod okna. — Ten pan, co tu leżał przed chwilą… Gdzie go zabrali, na zabieg? Wyszedłem na korytarz i zaczepiłem pielęgniarkę. — Proszę pani, pacjent z siódemki, co się z nim stało? — Daj mi spokój, jestem teraz zajęta! Następnego ranka wstawiono nowe łóżko, a po południu leżał na nim inny człowiek. Czułem się nie najgorzej, ale wciąż miałem gorączkę. Spadała nad ranem, podnosiła się po południu. Codziennie rano, podczas obchodu zadawałem to samo pytanie: — Kiedy będę mógł wyjść? Lekarz analizował dane z tablicy zawieszonej na łóżku. Szepnął coś pielęgniarce i powiedział to, co mówił za każdym razem: — Poleżysz jeszcze trochę. Pokuśtykałem schodami na dół do szatni. — Mistrzu, wydaj mi ciuszki. — A wypis ordynatora masz? — Ja tylko na minutkę, skoczę do sklepu i zaraz wracam. Szatniarz machnął ręką i schował się za wieszakami. Podszedłem do automatu telefonicznego wiszącego na ścianie. Wrzuciłem monetę i wykręciłem dobrze znany numer. W słuchawce zabrzmiał długi, przerywany sygnał. Odczekałem kwadrans i zadzwoniłem ponownie. Tym razem usłyszałem po drugiej stronie kobiecy głos: — Halo, kto mówi? — To ja, dzwonię ze szpitala, musisz mi pomóc. — Którego szpitala, co się stało? — Na Stępińskiej. Przyjdź jutro rano, sala numer siedem. Przynieś mi jakieś ciuchy. Tylko bądź, na pewno! — Postaram się. Odłożyła słuchawkę. Nazajutrz obudziłem się wcześnie. Umyłem się, ogoliłem, spakowałem kilka drobiazgów, resztki jedzenia wyrzuciłem do kosza. Potem podyrdałem na koniec korytarza, skąd nadchodzili odwiedzający. Czas wizyt rozpoczynał się za kilka minut. Usiadłem na krześle i patrzyłem na twarze wchodzących: twarze zmęczone, smutne, obojętne, ale żadna z nich nie była twarzą osoby, na którą czekałem, której nie widziałem od ponad roku. Kiedy chodziliśmy do ogólniaka spotykałem ją codziennie, później coraz rzadziej. Czasem przychodziłem pod jej dom, siadałem na ławce i godzinami patrzyłem się w jej okno. Innym razem włóczyłem się po okolicy w nadziei, że ją zobaczę, przez moment, choćby na sekundę… — Co z tobą? Stała przede mną, zbytnio zaniepokojona, by zauważyć, jak wiele radości sprawiają mi te słowa. — Nic, miałem mały wypadek. Przyniosłaś ubranie? Stanęliśmy obok łazienki. Po chwili wyszedłem stamtąd przebrany. — Rzuć tę ich piżamkę na łóżko, pierwsze za drzwiami, po lewej stronie. Spotkamy się przy wyjściu. Do przystanku było niedaleko, lecz nie miałem siły iść szybko, a ponadto potrzebowałem co chwila odpoczywać. Podtrzymywała mnie, żebym nie upadł. Kobiety to słaba płeć, a przecież są źródłem życia i przetrzymają wszystko. Teraz czułem jak ta energia płynie w moją stronę i dodaje mi sił. — Może powinieneś wrócić. Wyglądasz nie najlepiej. — Nic mi nie jest, a tam nie ma po co wracać… chyba, że śmierć. Dowlekliśmy się po dłuższej chwili do przystanku, usiedliśmy pod wiatą osłaniającą nas od wiatru. Patrzyłem na jej jasne włosy, niebieskie oczy i nagle przypomniała mi Stokrotkę z filmu „Kanał”: ona również nie zostawi mnie tutaj samego, będzie ze mną do samego końca. — Wiesz, ten chirurg powiedział, że miałem ogromne szczęście. Gdyby nóż nie poszedł równiutko między płuco i serce, już bym nie żył. — Jak do tego doszło? — Głupi wypadek, ale najtrudniej uwierzyć w prawdę. Nadjechał autobus, lecz wszystkie siedzenia były zajęte. — Proszę ustąpić koledze, jest bardzo osłabiony po operacji. — Dla osłabionych jest karetka pogotowia, a tu transport publiczny — zagrzmiała nieprzyjemnym tonem pani siedząca obok. Jakaś dziewczyna zlitowała się w końcu i pozwoliła mi usiąść na swoim miejscu. Popatrzyłem na nią z wdzięcznością: może to ona oddała krew, która przywróciła mi życie? Klucze od mieszkania zabrała Ewa i miałem ją spotkać na dworcu. Stamtąd wzięliśmy taksówkę. Bok zaczynał mi krwawić, więc zaraz po przyjeździe do domu położyłem się na wersalce. Poprosiłem, żeby usiadła koło mnie. — Powiedz mi, jak to się stało? — Byłeś pijany, upadłeś i nadziałeś się na nóż. — A czy nie popchnęłaś mnie? Pokręciła przecząco głową. — Jesteś tego pewna? — Tak, śpij już. Zamknąłem oczy i nigdy więcej jej o to nie pytałem. * A. C. Swinburne (1837-1909): „Ogród Proserpiny”.1 punkt
-
1 punkt
-
Asekuracyjnie zawsze mówił że się nie zna wzruszeniem ramion dobitnie potwierdzał że go to nic a nic nie obchodzi zawsze robił krok do przodu by potem wycofać się pospiesznie gestem wskazywał innych że to niby nie on lecz oni Nawet gdy przyszło już co do czego nie potrafił pozbyć się braku zaufania wybrał najlepszą dla siebie opcję taką co mucha nie siada bez odpowiedzialności za kogokolwiek dumnie kroczył potem przekonany o swojej nieomylności (Edo, ergo sum- jem , więc jestem )1 punkt
-
1 punkt
-
trudno zrozumieć prawdy gdy wokół kwitnie kłam zakochać się gdy w maju nie pachnie sad trudno widzieć horyzont mając w oczach wiatr powiedzieć moja wina mimo że okradłeś dal trudno przytaknąć komuś że tylko jego racja że listopad to żal skoro wieje ciepłym trudno kochać świat gdy głód i wojna trwa pogodzić się z myślą że brat to nie brat1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Kiedy umieram To umiera Mój cały świat Bo bez życia radości Nie ma już we mnie Pragnienia miłości I już nie usycham Za tobą z tęsknoty Bo skończył się czas Na wszelkie głupoty Kiedy umieram To umiera Mój cały świat Mój cały świat A nagie ciało Smaga szatański bat1 punkt
-
1 punkt
-
Nie wynurzaj się spod moich powiek, najcudowniejszy śnie. Nie opuszczaj równie grzesznie, jak przyszedłeś. Pragnę delektować się Tobą, gdy mojej codzienności zabraknie ciepła, nie wystarczy zielonego westchnienia. Chcę rozkoszować się skórą, niegrzecznym zmartwychwstaniem w moich objęciach. Przykrywam się miękkim, przytulnym ciałem, aż po serce, otulam pięknem rzeźbionym niby w marmurze, niby w oddechu snu. Scałowujesz zachłannie łzy z mojego sumienia, przygarniasz szept, w którym wciąż lęgnie się mój krzyk. I wiem… Pewnego dnia zabraknie snów, zabraknie żalu i łez po tym, co mogło łączyć, a co nagle podzieliło.1 punkt
-
1 punkt
-
wśród gasnących w mroku budynków kolorów życia tańca tuła się on w milczeniu ostatnie ciepło dotyka jego skroni przeszłość paru dni schodzi z jego oczu w odmęty nostalgii z konkretnego widoku marzyć zaczyna... o blaskach nocy żywej o dźwiękach głosach śmiechach w miłości i sympatii poczętych o zapachu którego kwiecistość powietrze mu zastępowała... mrużąc oczy ze snu wstępuje w nowy dzień dla którego tamten wieczór będzie już tylko nocną tułaczką po przygodzie pełnej życia1 punkt
-
1 punkt
-
Trudno żyć bez znieczulenia. Pisał o tym Hłasko w „Ósmym dniu tygodnia”. Zatem, na zdrowie! ?1 punkt
-
Witam - dziękuje ci za wnikliwe czytanie - poprawiłem - Pozdr.wiosennie. Witam - dziękuje za miły i szczery komentarz - Pozdr.serdecznie. Witaj Czarku - miło że zajrzałeś - dziękuje uśmiechem - Pozdr. @Starzec - dziękuje serdecznie -1 punkt
-
Panie Ropuchu... wiersz bardzo klarowny, przejrzysty, może aż za bardzo, w sensie zła, które wpełzło w bohatera treści. Dobry.! Pozdrawiam i ślę wiązkę majowego ciepła... :) pomimo...1 punkt
-
Tytuł praaawie mnie zniechęcił, co też tu będzie, a tutaj jest ważna treść dla człowieka.... zasugeruję jednak zmianę tytułu, np. wypełnianie... co Ty na to (?) "tłustek" daje do myślenia.! Puste zawsze zawala się, bo czego ma się trzymać... Pozdrawiam.1 punkt
-
@GrumpyElf Wiesz esencją powiedzeń, przysłów jest to "Jeśli na świętego Hieronima jest deszcz albo ni ma, to w połowie listopada pada albo nie pada";-) pozdrawiam, wiersz co najmniej udany1 punkt
-
1 punkt
-
@error_erros Pierwsze dwie strofy, zgrabnie ładnie do celu, szybkość i płynność przeskoku myśli jak u najlepszego rewolwerowca... i nagle bezszelestnie podcięte żyły od godziny mnie już męczą bo wpierw logicznie trzeba sobie wyobrazić ich przeciwieństwo czyli szelestnie przecięte żyły wiem, że tu nie chodzi przecież o same żyły przecież (czyli coś namacalnego i fizycznego) btw. uważam, że tu jest mały zgrzyt, ale jak z niego wybrnąć i co tu zaproponować w zamian - pojęcia nie mam :) może: beznamiętnie ;) :DDD (jeszcze gorzej) Pozdrawiam Pan Ropuch1 punkt
-
Dusza chciałbym aby w twojej duszy panowała wieczna wiosna aby twoje myśli były pełne miłości koloru kwiatów których bukiety rozdawałabyś spotkanym ludziom byliby szczęśliwi chciałbym aby w twojej duszy istniało zawsze światło wiary którym mogłabyś rozświetlać nie tylko swoją drogę ale i spotkanym ludziom aby w twojej duszy nigdy nie było niepokoju chciałbym abyś zawsze była szczęśliwa i nigdy i nie spotkały cię niemiłe zdarzenia chciałbym ... 5.22 andrew Wszystkim duszom bliskim i dalekim1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne