Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 10.03.2022 uwzględniając wszystkie działy

  1. Nie dopatruj się dramatu Myśli z wolna odtajały Drgnęło serce rozbudzone z zamartwoty wspomnieniami Co zdarzyło się tymczasem My żeśmy się uśmiechali do siebie ze światem Pamiętasz później oczar prysnął między nami
    3 punkty
  2. Powiedz, że będzie dobrze, a roziskrzone niebo przestanie odstraszać ptaki. Kilka z nich spadło na balkon, nawet pies nie podszedł bliżej, skulił ogon i wył, wył jak syrena. Nad miastem chmury puchną od wyschniętych kości, czarna mgła zabiera modlitwy, w gardłach zalega dym. Nie patrz tak! tutaj wyrośnie ogród słonecznych kwiatów, kwitnących o każdej porze roku. We wszystkich kierunkach wiatr rozwieje pestki; będą jak krople krwi, krwinki, krwiaki — czysta hemostaza. Pamiętaj! zmiażdżone wkrótce się odrodzi. Mamy swoją historię odnajdowania dróg. W rozerwanej przestrzeni pomarańczowa kula, ścina głowy pełne słoneczników.
    2 punkty
  3. odrobina ciebie czyni cuda śmierć ciąży obolem w kieszeni ledwo odsuwam zaklęcie przewoźnika popiół w piasku to ludzki znak próbuję być żywa aby utrzymać zmysły po tobie nie jem nie śpię byłam niebem czarnym groźnie gwiaździstym płonącym czerwienią różowiejącą
    2 punkty
  4. to tylko głosy czy jestem z kim rozmawiam jak mnie nie ma to tylko głosy a jednak czuję wyraźnie nazbyt by przestać to tylko głosy mój w nich ja w nim jestem
    2 punkty
  5. wiersze mało kto czyta chociaż piszących jest sporo ostatnio temat dosyć modny -wojna na wschodzie i ubiór moro wątpię by ktoś z nas kogoś zabił najczęściej są to dyrdymały weźmy się wreszcie opamiętajmy bo tak naprawdę jesteśmy słabi ja nie namawiam do oporu biernego tak jak głosił Gandhi lecz zastanówmy się przez chwilę czy nie marzy nam się życie Oligarchy to My nie Oni mają rację może nie pokój nam pisany lecz wieczna wojna i rywalizacja -ja jestem Duży ty jesteś Mały
    2 punkty
  6. Niech szumią drzewa nuci wiatr - echo hen daleko gna Niech mówią gwiazdy spełnią marzenia wygra sens Niech miłość rządzi oraz uśmiech a klęczy zły los Niech nadzieja nie będzie tylko złudzeniem Niech Bóg będzie zawsze Bogiem a nie czymś
    2 punkty
  7. siedze tu z koleżanką rozmawiam z nią przy stole piję wino uśmiecham się patrzę jej prosto w oczy nie mrugam nawet ona nic nie je nie śpi nie pije oprócz mnie poznałem ją dawno temu zacząłem ją lubić ona kocha tuli mnie codziennie troszczy się zawsze jest nie rozmawia ze mną ja z nią czesto samotność miłość od pierwszego wejrzenia
    2 punkty
  8. Nie teraz Podobieństwo Wpisuje śmiałość Ton przeznaczenia Równoległą prozę Najwątlejszym Siedzibą w otwartym Absyncie naruszalności Kiedy wszystko nie Wstaje Tą zjadliwą porą Nad drogą Zaprzeczoną Odkrywa pocące Słowami Własne zdrady Odruch Bez warunkowy . . . brązowo czarne Komplety Snują przejaw Glisty przyszłości Wychodzącej Z tłustej ściany Przerywając Obcinaniem paznokci Rytuał przesłania Zaglądający w Spokój Stygnącej herbaty W pokoju Sprzątanej głowy Poukładanych kołysanek Wyłudzających Wbijaną szpilkę Ze snu Boga Z płóciennych brzegów Wzbierających Włosami prawdy Powracające Pomiędzy Płonność Pomiędzy Raj Mityczny . . . Pomiędzy Wierszami WARSZAWA
    2 punkty
  9. A gdy zgasną w nas jedno po drugim wszystkie światła, coś znowu zupełnie nieoczekiwanie się po kolei zapala. Siadamy nad ranem nad kartką nad kalendarzem i odkrywamy, że siebie, ciebie i świata nie idzie wcale a wcale zrozumieć. Dziwimy się, że słowo dziwny poniekąd tłumacząc nam nie wystarcza i nie wyjaśnia. Wylewamy łzy, których nie możemy się naliczyć. Ponownie idziemy na spacer znów zapomnieć i znowu bez mała o wszystkim. Seranon, 10.03.2022r.
    2 punkty
  10. Spośród wszystkich ludzi wybrałam właśnie Ciebie, w stosunku do innych mam zbyt duże wymagania. Chciałabym, żeby byli życzliwi i nie mówili, kiedy gubię rękawiczki, że jestem niezdarą. Niechże też nie wywołują mnie do odpowiedzi, bo tak jak wtedy, gdy siedziałam w pierwszej ławce boję się i wciąż nie jestem przygotowana.
    2 punkty
  11. Stworzył swoje własne państwo teraz chlubi się tym draństwo. Z pewnością nie Sasza carem się ogłasza. A my co, jego poddaństwo?
    2 punkty
  12. Odpływam na swoim statku Trójmasztowcu "Złota Łania" Po wzburzonej powierzchni herbaty Gorącej, świeżo zaparzonej Na niebie jaśnieją Setki małych słońc Odbijają się od powierzchni Atakują wzrok setkami refleksów. Wojowniczka z kołczanem I łukiem na ramieniu Rączo przemierza równinę W poszukiwaniu skrzydlatego byka. W gnieździe czekają Miriady głodnych piskląt Czekają na matkę Na jej powrót z polowania. Wie, że musi się spieszyć Nakarmić swoje młode Nim przyjdzie po nie Moja-Własna-Śmierć. Warszawa, 9.03.22
    2 punkty
  13. Nie mam im nic do powiedzenia, bo co mam powiedzieć ludziom, którzy po prostu chcą mówić o sobie? Czasami więc rzucę: „Jaka piękna broszka!" „Wielkie nieba” nieustannie wstydząc się za siebie „Naprawdę?” Wciąż jedną nogą za drzwiami myślami na innej planecie.
    2 punkty
  14. Wierzba płacząca jak chińska glicynia, Jej padające grynszpanowe włosy, Uchodzą tu za greckie distylosy, A to skądinąd podlaska świątynia. Krużganki wiedzie ku bogu Cetynia, Dramaty grają łezki rześkiej rosy, Gdy w porę jutrzni przejdą afodosy, Ów wodę czarą zbierze do naczynia. I po ugorach przez łaciate niwy, Poczłapie gnuśnie po dzbanuszek mleka, Fiołki krzewinki, cukierkowe śliwy, I kędy patok woń sieje pasieka. Za wiklą siędzie łbem o czerstwą korę, Zwróconym licem na tę sielską florę.
    2 punkty
  15. Wspominam dobre i chwile złe, Które spędziłem obok cię, Nie raz rozgniewałem cię, Ale wiem że także , Wiele nauczyć chciałeś mnie, Choć oporny na naukę jestem ja, Lecz w mej głowie nauki twe, Zostawiły ślad i troski twe, Nie zdążyłem powiedzieć ci, Ani nawet podziękować ci, Teraz tęsknię i żałuję też, Gdyż ie powiedziałem Kocham Cię
    1 punkt
  16. Czy warto błądzić Po tym świecie Tak jak zagubione dziecię Mając w kieszeni Tylko dwa banknoty I prosząc się o kłopoty
    1 punkt
  17. Józef i Leośka mieszkali prawie pod samym lasem, nieco na uboczu. Najstarszy ich syn, Zenek, uczył się w pobliskim miasteczku na piekarza. Młodszy Mirek, który pragnął zostać mechanikiem samochodowym, skończył pierwszy rok nauki w szkole zawodowej w Łodzi. Córka Stasia przeszła do szóstej klasy szkoły powszechnej, a najmłodszy Marcin miał zaledwie cztery lata. Kończył się sierpień. Wszyscy wokół mówili o wojnie. Nikt nie miał wątpliwości, że wojna będzie, zastanawiano się tylko, kiedy wybuchnie. W piątek rano, pierwszego września, Mirek zabrał niezbędne rzeczy, wsiadł na rower i wyruszył do Łodzi. Gdy zjawił się na miejscu, spotkał się z niedowierzaniem ludzi, u których wynajmował pokój. - A co ty tutaj robisz? - Gospodyni aż złapała się za głowę. - Do szkoły przyjechałem - odparł nieco speszony. - Do jakiej szkoły - wtrącił się gospodarz. - Wojna jest! Wszystko pozamykane, żadnej nauki nie będzie. - Zrobię ci coś do jedzenia, odpoczniesz i jutro, albo pojutrze pojedziesz z powrotem - zakończyła rozmowę gospodyni. W niedzielę Mirek był już w domu. Wrzesień rozpoczynał się upalnie. Gdy na niebie pojawiły się pierwsze samoloty, cała rodzina pracowała na łące podgrabiając i przygotowując do skopienia siano. Pierwszy zauważył je mały Marcin. - O! Motylki! - zawołał, a po chwili rozległ się huk eksplodujących bomb zrzucanych na pobliskie miasteczko. - Do domu! Wszystkie do domu! - Krzyknęła Leośka. Józef złapał małego na ręce i wszyscy popędzili do chałupy. - Módlta się dzieci - powiedziała, gdy tylko wpadła do środka i sama padła na kolana. Samoloty wkrótce odleciały nie czyniąc wiosce szody. Atak skupił się na miasteczku. Nieopodal płynęła rzeka, która przyciągała przez całe, gorące lato zarówno mieszkańców miasteczka, okolicznych wiosek, jak i nieco bardziej oddalonych miejscowości. Tak też musiało być i tego dnia. Szarzało już, gdy kilkoro dorosłych z trójką dzieci zjawiło się na podwórku. Byli niemal zupełnie nadzy. Gdy zaczęło się bombardowanie, byli nad rzeką. Uciekli w popłochu zostawiając wszystko co mieli. Błąkali się po łąkach i lesie, a teraz przerażeni, z płaczem prosili o pomoc. Leośka, nie zastanawiając się długo, powyciągała stare ubrania swoich dzieci, w które poubierała nagie dzieciaki. Znalazła też jakieś stare łachy dla dorosłych. Napaliła ogień w kuchni, odgrzała kartofle i ponakładała w miski. Do blaszanych garnuszków nalała zsiadłego mleka i zaprosiła przybyszów do stołu. - Mame, a to jest koszerne? - dopytywał się jeden z chłopców. - Idzta dzieci, idzta - odpowiedziała mu kobieta, która już siedziała przy stole z łyżką w ręku. Z rozmowy wynikało, że przyjechali pociągiem z miasta oddalonego o kilkanaście kilometrów. Chcieli wracać do domu. Leośka pokroiła bochenek chleba, wyciągnęła kawał sera i nalała świeżego mleka do dwóch butelek. Tak wyprowiantowanych poinstruowała jak mają dotrzeć do drogi prowadzącej do miasta. O powrocie koleją mogli zapomnieć. Następnego dnia Niemcy powtórzyli bombardowanie, a w nocy ktoś zakołatał do drzwi. Otworzył mu Józef. - Szukam kogoś, kto mam pomoże przeprawić się przez rzekę. Utopiliśmy już jednego konia. Wszyscy się potopimy. - To był przemoczony, zmęczony polski żołnierz. - Zenek, znasz najlepiej rzekę, idź - poleciła Leośka. Chłopakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wrócił po około godzinie. - Prześli? - zapytał Józef. - Przeszli - odparł Zenek. Następnego dnia we wsi pojawił się Jan z żoną i matką. Jan był bogatym Żydem, ożenionym z Polką. Poza tym, był mechesem, konwertytą czy jak tam zwał, czyli po prostu przeszedł na chrześcijaństwo, a konkretnie na katolicyzm. Najwyraźniej, tak jak wielu Żydów w tym czasie, postanowił przeczekać zamieszanie związane ze "zmianą władzy" w Polsce, w zaciszu leżącej na uboczu wioski. Chałupa Józefa i Leośki była dość przestronna, znalazła się w niej jedna izba dla przybyszy, których tym bardziej chętnie przyjęto, że ci byli skłonni dobrze zapłacić za to późne letnisko. Spędzili tak dwa tygodnie, po czym wyjechali. Po kilku tygodniach od rozpoczęcia wojny Leośka wybrała się na targ do miasta. W pewnym momencie podbiegła do niej jakaś kobieta i upadła jej do stóp. - Pani! Żebyś ty sto lat żyła! Żebyś zawsze zdrowa była! Żeby Bóg miał cię zawsze w swojej opiece! - krzyczała. Chwilę trwało zanim Leośka zorientowała się, że jest to jedna z kobiet, które uciekły z nad rzeki w czasie pierwszego bombardowania. W chwilę później zjawiły się przy niej jeszcze dwie Żydówki i zaczęły całować ją po rękach i nogach. - Nie trzeba... nie trzeba - powiedziała mocno zażenowana całą sytuacją i starała się uwolnić z objęć kobiet. Była pewna, że całe targowisko na nią się w tej chwili gapi i jedyne czego chciała, to uciec jak najdalej. Wróciła do domu obdarowana przez Żydówki i bardzo poruszona. Nie minął rok, gdy Jan ponownie zastukał do ich chałupy. Tym razem uciekł z getta. O zapłacie za gościnę nie było mowy, a wszyscy mieli już świadomość, co może grozić rodzinie za ukrywanie Żyda. Został przyjęty, nakarmiony i ubrany. Od tej pory zamieszkał z nimi, a gdy ktoś obcy przychodził do domu, chował się w starej szafie. Niestety, towarzystwo prostych ludzi (Józef był niepiśmienny) najwyraźniej było dla niego niewystarczające i wkrótce zaczął odwiedzać znajomych w okolicy, o czym wieść wkrótce dotarła do Niemców. Pewnego dnia zjawili się przed domem. Wyciągnęli wszystkich na podwórko i ustawili w rzędzie koło studni. Całe szczęście, że ktoś uprzedził rodzinę o nadciągającej katastrofie i Janowi udało się w ostatniej chwili uciec do lasu. - Był tu ten Żyd co chodzi po wsi? - zapytał gestapowiec z trupią czaszką na czapce. - Był - odpowiedziała Leośka. - Co chciał? - Napić się wody. - No i co? - Napił się i poszedł. - Gdzie poszedł? - Nie wiem gdzie poszedł. Poszedł. Leośka była przerażona. Wszyscy byli przerażeni. W myślach modlili się, godząc się już z rychłą, nieuchronną śmiercią. Niemcy w tym czasie przeszukiwali dom, ale śladów pobytu Jana nie znaleźli i wkrótce pojechali szukać Jana w innych lokalizacjach, zostawiając rodzinę w spokoju. Mijały lata okupacji. Józef, ku przerażeniu żony i starszych dzieci, nie wyrobił kenkarty, której brak, w przypadku zatrzymania przez Niemców był równoznaczny z rozstrzelaniem na miejscu. Zenek, złapany na przemycie pomiędzy Trzecią Rzeszą a Generalną Gubernią, został zesłany na roboty w głąb Niemiec. Wrócił z dziurą w głowie, w którą został ranny w trakcie bombardowania. Mirek wzięty przez Niemców do Baudienstu, został z niego zwolniony w stanie skrajnego wyczerpania fizycznego i z trudem odratowany przez Leośkę, karmiącą go przez długie miesiące cienką kaszką na rosole. Pewnego razu Leośka, zimą, wraz dwiema innymi kobietami, poszła znów na do miasta na targ. Musiały się zatrzymać przy przejeździe kolejowym, bo dróżnik zamknął szlabany. Przejeżdżający pociąg jechał wolno, bardzo wolno. Wiózł rannych żołnierzy. Poodmrażane uszy i nosy, amputowane kończyny, pokaleczone twarze... - Ale dostają w dupe - powiedziała jedna kobieta - Nareszcie. A dobre im tak - powiedziała druga. - To są ludzie - powiedziała Leośka. - Ale ty jesteś głupia Leośka - żachnęła się jedna z jej towarzyszek. - To nie są ludzie, to są Niemce - wrogi. - Ludzie takie jak my... niektóre, to dzieci, jak nasze syny. Kobiety tylko spojrzały na siebie, ale nic nie odpowiedziały. Pociąg przejechał i dróżnik już otwierał przejazd. Kolejna zima była bardzo mroźna, rzeka zamarzła na długie miesiące. Wszyscy wiedzieli że zbliża się front. Wzięci w kocioł Niemcy przedzierali się nocą i czasem dobijali się do stojącej na na uboczu chaty. Pierwszy był oddział, którego dowódca poprosił o coś do jedzenia. - Nic nie mamy - odpowiedziała Leośka. - Wszystko poszło na kontyngent - dorzucił Józef. Obydwoje kłamali. Zapasy żywności mieli ukryte na czarną godzinę. Rodzina musiała przetrwać ten trudny czas a do wiosny było jeszcze daleko. Był dopiero styczeń. - A co to jest? - Dowódca zainteresował się kociołkiem bulgoczącym na kuchni. - Kartofle dla świń - odpowiedziała Leośka. Dowódca wydał komendę. Żołnierze ustawili się w rządku do kociołka. Każdy wyjmował z niego jednego ziemniaka i przechodził na koniec kolejki. Podchodzili po kilka razy, aż kociołek opróżnił się zupełnie. Dowódca podziękował i oddział się oddalił. Od tej pory w kociołku gotowało się nieco więcej ziemniaków niż zwykle. Tych powinno wystarczyć do wiosny, a do chaty dobijały się kolejne grupy. Ogrzani ciepłem jej wnętrza żołnierze siadali czasami w kątach wyjmowali z portfeli zdjęcia i pokazywali. - To jest moja żona... to córka... a to syn. To mój dom... Grzali się chwilę i znikali w mroźnej nocy. Pewnego dnia we wsi pojawili się Rosjanie. Czołg, który był za szeroki na wąską wiejską drogę, pruł płoty raz z lewej raz z prawej strony. Leośka kazała Stasi schować się i nie wychodzić, dopóki wojsko nie opuści wsi. Wkrótce pojawiło się więcej czołgów. Kryjąc się przed wrogim lotnictwem, podjeżdżały pod strzechy stodół i chałup. Do chaty wpadło dwóch młodych sołdatów. - Dziewczyny są? Wódka jest? - Żadnych dziewczyn tu nie ma - powiedziała Leośka. Popatrzyli na nią. Była już stara i zniszczona przeżyciami. - Jest wódka! - powiedział Mirek i wyciągnął dwie flaszki bimbru z kredensu. Wręczył je żołnierzom. Jeden z nich wyciągnął korek i pociągnął łyka. - Dobra - powiedział zadowolony i obaj opuścili chatę. Następni przyszli dwaj starsi mężczyźni. Rozejrzeli się po izbie. Pokiwali głowami. - Ikony - powiedział jeden wskazując na wiszące na ścianach obrazy. - Chrześcijanie, znaczy - powiedział drugi. - Wierzący - zakończył pierwszy. Podszedł do okna i zawołał Mirka. - Widzisz tego tam? - Wskazał na oficera stojącego na zewnątrz i próbującego rozmawiać z sąsiadami. - Uważajcie na niego. Nic przy nim nie mówcie. Politruk - Cokolwiek miało to oznaczać, brzmiało złowieszczo. Sowieci spędzili we wsi dwa dni i pojechali dalej. Rodzina przetrwała wojnę. Jan wrócił do siebie ale nigdy już nie odbudował swojego przedsiębiorstwa. Nie opuścił jednak nowej Polski. Dożył w niej sędziwej starości i zmarł w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku. - Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi - powiedziała Leośka. - Dobrze, jak nimi jesteśmy.
    1 punkt
  18. @Sylwester_Lasota piękny, przejmujący komentarz. Dziękuję i również pozdrawiam!
    1 punkt
  19. Jedyne dziwy się nie dziwią, tylko ćmią się jak te ćmy po kątach od knota świecy, tak że nawet ze świecą już łzy u nich nie ujrzysz. Popatrz, wypaczone nie płaczą. Może jedynie czasem nad własnym losem morze łez ronią jak ranną rosę. Jednak czas równa góry i doliny. Ich z nami, nas z nimi. I cały sens znów poszedł w las ki. Pozdrawiam
    1 punkt
  20. Wiatr przyniósł mi do stop Białe płatki chryzantem Które kiedyś zostawiłam Na opuszczonym już Placu zabaw Nienawidzę Cię Nie odchodź Naprzemiennie Krzyczę Przed snem Gdy światło stuka w okna Odpowiada tylko echo Leśne licho Kocham Cię Nie zbliżaj się Na różowym pamiętniku Zobaczyłam Popękane łzy Nienawidzę Cię Nie odchodź Jak mantrę Powtarzam Odbijając się O ścianę Łapiąc w ramiona Kolejną Klaudia Gasztold
    1 punkt
  21. Obawiam się zarówno nakazów i zakazów. Źle gdy jedziemy ciągle w prawo lub w lewo, albo droga kończy się. Potrzebna jest nam mapa. Zawiedzie plan, gdy głupiec zmieni znaki życiowe dla zabawy czy na złość.
    1 punkt
  22. Wiersz dedykuję wszystkim dzielnym Obywatelom Ukrainy, szczególnie ich dzielnemu Prezydentowi i jego wspaniałej żonie. ... Na niebie szumna wiatrem cisza. Dni kapią niewzruszenie Topniejącym istnieniem. Tego czujniki obserwatoriów nie słyszą. W formularzach, jak w życiu, Mnóstwo niepotrzebnych ramek. Ledwo migocze światły kaganek, Światłem stają się przypadkowe znicze. Miłość z wieczora, żałoba z rana. Pamięć nie zmieści tysiąca słów, Więc się wpatrują w jakiś obraz znów. Byleby nadal nadzieja była w kranach. A kiedy uderza huk, krzyk, cios i mrok! To, co z kartonu rozwieją popioły, I stoi człowiek prawdziwie goły, Gotowy na ostatni skok. To Ukraina. Ziemia zwykłych ludzi. A dymy pożarów i gruzy domów Piszą im hymny kroplą słoną, Co nigdy się nie wystudzi. Dłoń trzyma telefon głuchy, Milczenie krzyczy, aż księżyc słyszy. Nie da się oddychać w tak ciężkiej ciszy, Kiedy wspomnienia rwą wściekłe wybuchy. Ludzkość teraz przebiega pod ostrzałem. Niesie czerstwy chleb i butle wody. Na twarzy starzec, a przecież młody. Inny swoją wnuczkę chciał osłonić ciałem. Serce już pękło, choć życie się trzyma. Nikt ich nie widział, tacy byli mali. Serca pełne wina, dusze ze stali. Tam umiera ludzkość… Niczyja wina. Czy mógłby ktoś to wreszcie zatrzymać? Czy znowu ukrzyżują czyjegoś syna?
    1 punkt
  23. Skoro królewna (ello - brygada) nie zdziała tego, bo nie wypada. W ogóle wynikła tu wielka heca; co skrzat dobywa na pozór miecza.
    1 punkt
  24. ŁADU CI NA ZNOS, A FASON ZA NIC UDAŁ. KAJAK RASIZMU - KUM Z. I SARKA JAK... IMAGI ROZUM I MU Z ORIGAMI.
    1 punkt
  25. To, kumo, kreda. Morda, dromader! Komu kot?
    1 punkt
  26. Ala, co to za terkot? To kret! Azot ocala.
    1 punkt
  27. @Anna Przybył Jutro zacznę od "A", tylko Anno... czas! Miłego dnia Anno. @jan_komułzykant Zdewaluował... łeb w piasek schował, ale cynicznie zabija, smutny dla nich finał. Wszystkiego dobrego Janku.
    1 punkt
  28. ma dom gdzieś w Kole oraz psa, kota i oposa
    1 punkt
  29. nic się nie stało to tylko kula przeszyła ciało nic się nie stało to tylko ciało przeszywa mróz nic się nie stało to tylko dziecko w gruzach zostało nic się nie stało to tylko pomoc niesie wam rus
    1 punkt
  30. @[email protected] zew zatem ze złogów zło zorał z zaciśniętych zębów zakapiora zimnokrwiste zadęcie zdewaluuje ZBiR Przyjemnych snów Grzegorz. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  31. Kłaniam się nisko, aż po samo "Z".
    1 punkt
  32. Na Śnieżce bawiąc, Królewna Śnieżka gnoma ujrzała (rozmiar orzeszka). Skrzat się przechwalał, nie całym zmalał, pokazać tego jej nie omieszkał.
    1 punkt
  33. Różne mamy marzenia, czasami zupełnie abstrakcyjne, pytanie - jak daleko jesteśmy się stanie posunąć, by je urzeczywistnić? I czy zawsze warto? Ciepło pozdrawiam.
    1 punkt
  34. … dokończony wpływ odwracalności Zagłuszony ciepłem domów Przemawianych Środkiem świata Na krańcowych Planszach pól W niedzisiejszym świetle śmiechu Maskowanym Wstęgą dziejów Nieudany półmrok Nieporadnych zmór Naruszony symbol Niegdysiejszy dotyk Cząstka muz Od niechcenia Sprasza ościeżą Na powitaniu Zapach włosów Z żródeł tragicznego Szczęścia i rozkoszy Tajemnica Posąg blado spojrzał W kształt śladów Stwórca odszedł Czas powrócił Odcień cicho W cień Na zawsze Się połączył Dokończony Wpływ odwracalności Nie nastąpił Lecz nastąpi ... ... już Nastąpił Urodzajne zmarszczki prehistorii Niezauważone przeszły blisko Wzdłuż Pod powieką Trwającego Brzegu Niewyzbyta Całość Uchwycona Odliczona Szczątkiem w Niepewności WARSZAWA
    1 punkt
  35. Wolność nie istnieje albo przeraża - jeszcze nie wiesz, zaginiona owieczko. Walczysz z rozpaczą, skomląc o suchą wierzbę, bo nie nauczono cię kochać ani podziwiać. Może głupotą jest wierzyć w piękno wolności. Może głupotą jest wierzyć - jeszcze nie wiesz. Dziecko moje, z bojaźnią i drżeniem pamiętaj o wielkich słowach: nie wiem.
    1 punkt
  36. A jednak WOJNA Koniec wyższych idei Rzucona Klątwa W którą trudno uwierzyć A jednak Bomba Którą wróg wystrzelił Wyleciały okna Wokół pełno płomieni Tak zwany ostrzał Piekło na ziemi A jednak wojna Bo ludzie już zapomnieli Na jeden rozkaz Nagle Świat się zmienił...
    1 punkt
  37. My odszczepieńcy nie potrafimy cieszyć się życiem. W świecie pełnym cukru, czujemy gorzki posmak. Nie pasujemy, ale nikt nie wytyka nas palcami jesteśmy pomijani, bo na co temu światu tak marny konsument? Nie wierzymy w cudowne właściwości nowego IPhona, nie wierzymy, że nasze oczy rozbłysną. Pragniemy tylko snu i czułości. Pierwsze nie nadchodzi, drugie nie istnieje w świecie automiłości…
    1 punkt
  38. nic już nie rozumiem nie wiem i coraz mniej czuję wszystko jest grą pozorów dopóki nie zacznę mamrotać lub charczeć mam parę słów zdań może do powiedzenia są one desperacką próbą nadania znaczenia czemuś tego że żyję a to wyzwanie bronię się przed rozpadem cały świat szańce z myśli obraca się w gruz gniją mapy przesiąka błoto wystają resztki ciapatych ciał bełkoczą w niezrozumiałym języku niepotrzebnym nikomu w nagłówkach gazet więc nie ma leje się krew ukrów bratnia gdyby nie rzeź panów winnych czy też w innych sytuacjach na codzienność wojny reaguję śmiechem tylko trochę niekontrolowanym czy mam jeszcze czas oswoić ten czas piję wodę o smaku spalonych kości tak skrywam zamarzniętą rozpacz wydycham duszną mgłę
    1 punkt
  39. Powiem wam to w krótkim słowie, zamiast kwiatów na dzień kobiet, kupcie ukraińskim dzieciom coś, na pewno się ucieszą.
    1 punkt
  40. Z jałowych stron przybyli Ogniem i groźbą nawracać Wycięli stare drzewa Ze świątyń życia I postawili symbol Śmierci i hańby Który cieniem rzucił się Na pokolenia Odebrał wolę wszelką I zdławił wielkości dążenia Miecz przestał być bogiem Porządek dzięki niemu Przywracać jest grzechem Szlachetnym za to zgoda Na bycie bitym po twarzy
    1 punkt
  41. w głowie mam zamęt i bitowy metlik... carpe diem rzekł wiewiórek do myszy i ucałował ją czule! na Berlin czy Na Kowno??? zapytał obywatel Piszczyk Droga Mleczna wzywa zdobywców!
    1 punkt
  42. Nikt nie przejmuje się samotnością kwiatów. Zburzam wszystkie światy, zmiatam z siebie ulice Kupuję jeden bilet bez trasy I bez powrotu. Przechadzam się wewnątrz siebie - cud, że jeszcze żyję! Kocham włóczęgę i świadomość, że jest Paryż, nawet, jeśli tylko oddycha głęboko w otwartym oknie mojego miasta A moje miasta są wszystkie! Wchodzę do domu ... Krym.
    1 punkt
  43. Kupię nowe okulary - tylko takie, żeby strach nie miał w nich wielkich oczu. I powiem ludziom, że nie interesuje mnie, jaką broń noszą pod czapkami w zimnych tunelach metra Zobaczę, co jest za zasłoną teatru zwanego władzą i pieniędzmi Ach, uwielbiam ten fotoplastykon: Liliput wietrzy skarbiec z kukiełkami ... ! A kiedy wstaną rano - ludzie bez domu i miasta Chleba, potwornie chcą, chleba! ... Z błota, z trumien i prochu - krwią wyrośnięte ciasto ... Słońce też się przeciąga, słońce też musi się budzić! Wyciągam okulary ... Strach - patrzy mi prosto w oczy Wielkie! Nie! Już nie musi się trudzić ...
    1 punkt
  44. Wiszę do góry nogami Ludzie chodzą po niebie Zwierzęta biegają po chmurach. Oglądam świat Z innej perspektywy Ptaki spadają z ziemi do nieba. Rozkładam ręce Jak Chrystus Nareszcie przed prawdziwym światem. Warszawa, 7 III 2022
    1 punkt
  45. Rzucam perły na wiatr, przekrzykuję go i śmieję się prosto w niewidzialną twarz: mój świat jest najlepszym z możliwych - nic nie robię. Nie znam ludzi, choć wiem, że teraz siedzą w ciepłych kuchniach i gładząc wykrochmalone firanki także upierają się, że ich świat jest najlepszy. Dziś - to gruby nietakt. Poczucie winy za wszystkie kanały w kablówce i barek na pilota. To stary tekst. I nieprawda też ta sama. Bilard to dobra gra dla planów i oczekiwań Leżę na pluszowym zielonym stole i trzymam kciuki za tych, którzy grają. Lepiej w totka. Nie umiem śpiewać kolęd. Jarmarczny patos lub lśniąca tandeta - tak to brzmi, kiedy próbuję. I tak cały czas jestem w czyichś ramionach - nie da się już być bliżej A to, czego nie próbuję śpiewać - tonie w bitej śmietanie Śpimy pod kołdrą ze śniegu dziwiąc się, że miłość jest taka łatwa. Nie trzeba długo nalegać. Odruchowo wymijam wszystkie mleczne drogi, wszystkie kratery i strzępy ozonu. Noc czeka w czerwonym płaszczu. Nie ma przeszkód. (Dla niej. Bo dla mnie...? - zawsze jestem.) Uwielbiam grać w siatkówkę! Oka. Widzę wtedy świat zupełnie inaczej. Wcale. Stapiamy się wieczną chwilą, życie jest karuzelą, perpetuum mobile, które na chwilę wyrzuca nas i lądujemy w kolosalnym koszmarze, lub - namiastce raju. W złotej klatce - dziś - zamknięte są tylko pręty. Mówimy sobie wszystko, nie obiecujemy sobie zbyt wiele: jedynie to, że już nigdy nie wrócimy na ziemię Wygnała nas stamtąd ta suka, grawitacja "Ale czujesz cokolwiek do mnie?" Taak pytam, bo muszę na chwilę wrócić: trzeba nakarmić dodo. A ty zmień pościel - możemy spodziewać się snów. Lubisz nieproszonych gości ... ?
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...