Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 16.01.2022 uwzględniając wszystkie działy

  1. są takie chwile w życiu poety A jednak leżąc wygodnie na plecach w gorącej wodzie na samym dnie e mailowanej wanny ręce mam pod głową nie spuszczam wzroku z delikatnie przekrzywionej na jedną stronę leniwie kołyszącej się na powierzchni wody niezatapialnej kolorowej butelki z płynem do kąpieli i co zabawne równie leniwie zatopiony bezpośrednio pod plastikową butelką mój leniwy fallus (nie mogłem się oprzeć akurat tej formie) w pełnym łazienkowym słońcu niczym wróbelki nad moją głową ćwierkają dopiero co wyprane skarpety jakie to niespotykanie miłe uczucie na koniec tego całe ciężkiego tygodnia wbrew cierpieniu które jest zawsze będzie nieoczekiwanie w takim miejscu w wieku 58 lat poczuć się tak przyjemnie odprężonym zrelaksowanym i rozgadanym zadowolonym z siebie i życia wciąż żyjącym poetą. Łódź. 13.01.2022.
    4 punkty
  2. Wypowiedziawszy te słowa, Człowiek Którego Nie Udało Się Zabić, zaczął - zawieszony, a może bardziej właściwie byłoby napisać "zwisając"? - odsuwać się od belek, do których przylegał. Po dłuższej chwili odstęp między nim a krzyżem stał się na tyle duży, że o jakiejkolwiek iluzji nie mogło być mowy. Dla żadnego z patrzących. Gdy odległość przekroczyła gradus, Niezabity zatrzymał się i zawisł w powietrzu nieruchomo. Uśmiechając się szeroko i mierząc legionistów drwiącowyzywającym spojrzeniem. Dziesiętnikowi wydało się, że na odmiennie inteligentnego Homo lste spojrzał nieco łagodniej. Widząc ich - nie bójmy się użyć tego słowa - wybałuszone ze zdziwienia oczy zaśmiał się po raz następny. Tak samo radośnie, jak poprzednio. - Dixi ego vobis? - zapytał, umilknąwszy. - Że mogę wszystko? Mówiłem, prawda? - po raz wtóry powiódł intensywnym spojrzeniem po nieco bardziej teraz skupionych twarzach. Uśmiechnął się lekko i znów wydało się dowódcy, że uśmiech ten skierowany został przede wszystkim do tego spośród nich, którego wielu spośród legionu nazywało idiota. Czasem prosto w oczy, czasem po kryjomu. Za plecami. - No to videte... Voorhout, 10.01.2022
    3 punkty
  3. znowu płakałaś całą noc ostatnio często w nocy płaczesz śnią ci się zgliszcza w ogniu dom i że nie może być inaczej zwęglone ciała w łóżkach śpią bogowie zapomnieli o nas ze wschodu już nadciąga sztorm nadchodzi pora aby skonać naciągasz kołdrę-siódmy pot spływa ci z czoła aż po kostki budzisz się w środku nocy i zaciskasz mocno swoje piąstki przygarniam cię otulam tak jakbym z miłości chciał udusić a ty w konwulsjach swoich złych dajesz szturchańca prosto w uszy
    3 punkty
  4. tam gdzie świat odwraca oczy albo szyderczo się śmieje z serc co przewodzą czułe światło poezja znów czerpie nadzieję
    3 punkty
  5. Miarowy oddech ciszy siedzącej mi na plecach przyprawia o dreszcze. Zapach mroku usypia większość, ale nie wszystkich. Bo reszta cierpi na nieżyt wyobraźni.
    3 punkty
  6. Zwróciwszy po raz kolejny dodatkową uwagę legionistów wypowiedzeniem słów w ich ojczystej lingua, Zwisający rozpostarł ręce teatralnym gestem, po czym wykonał w powietrzu pełne salto. Powoli i etapami, zupełnie jakby takie jego wykonanie było czymś calkowicie zwyczajnym. Jakby zatrzymywał się przed niewidzialnymi progami. I jakby odbijał się od nich, by wykonać następny ruch. Skończywszy je, Zręczny wisiał przez chwilę nieruchomo, jak gdyby oczekując aplauzu. Po czym opadł z gracją na ziemię, ponownie uśmiechnął się szeroko i zatupał. Lekko. - Toga! - rzucił w przestrzeń, jakby wydając polecenie niewidocznemu słudze. W powietrzu za nim pojawił się zażądany materiał, który sam z siebie, niczym inteligentny, okrył go i udrapował się na nim we właściwy sposób. - Ha - zaczął, odpowiadając na questio, którego myślący inaczej żołnierz nie zdążył zadać. - Jak to robię? Jak to się dzieje? Jak to możliwe? - wyliczał z siebie kolejne pytania, czytając je w umysłach legionistów. - Vobis dixi ego, possum facere omnia. - Bo widzicie - dodał, przeskoczywszy z prawej stopy w lewo, zrobiwszy obrotowy ruch przedramionami niczym w dziwnym, nieznanym im tańcu, a potem z lewej stopy w prawo. - Wszystko jest energią, tylko w różnych formis. Nawet materia jest energią, tyle, że zagęszczoną. Ergo: wszystko, co istnieje, jest ze sobą połączone. Ens omnis cum ente omne. Wy ze mną, ja z powietrzem. Czyli z tym, czym oddychasz - wyjaśnił szybko widząc, że ów wolniej myślący nie nadąża za treścią jego słów. Zrobił chwilę przerwy, by tamten mógł odetchnąć. - Videte - powtórzył, po czym zaczął wykonywać chwytające ruchy, jakby łapał coś dla nich niewidzialnego i wyciągał to coś z powietrza, a potem koliste jednocześnie obu dłońmi, zupełnie jakby łączył pochwycone i kleił z nich - lub może raczej utaczał - coś okrągłego wielkości piłki do harpastum. Zaskoczeni, a teraz również zaciekawieni, zapominając o dotychczasowym wszystkim, patrzyli, jak odległość pomiędzy wciąż poruszającymi się dłońmi Żyjącego rośnie stopniowo, tak jakby to, co kształtował, stawało się coraz większe i większe. Wreszcie skończył. - Habetis! - wykonał gest, jakby podrzucał coś i łapał kilka razy, po czym zamachnął się, niczym rzucając owym czymś w inteligentnego inaczej. Ale, jak się okazało - i jak już wiedział - odpowiednio spostrzegawczego i szybkiego. Ni stąd, ni zowąd na piasku pojawił się okrągły, szybko przesuwający się cień, a w chwilę potem w powietrzu zmaterializowała się skórzana piłka. Odpowiednio duża i twarda, jak przekonał się legionista, gdy trafiła go, aż zgiął się wpół, łapiąc ją i przyciskając do siebie. - Habeo - zaskoczyl sam siebie, gdy niepewnie uśmiechnął się do Rzucającego. Nie bacząc na to, jak zareaguje bądź co powie na to dowódca. - Habes - potwierdził Zagadnięty. Po czym powtórnie rozłożył ręce w teatralnym geście, jakby nic nie mógł poradzić na swoją wszechmoc. Wzorem żołnierza uśmiechnął się. Nieco bardziej pewnie. - No sami widzicie... Voorhout, 16.01.2022
    2 punkty
  7. Pragnę Cię przytulić przylgnąć ciało do ciała bym mógł wchłonąć oddech ciepło zapach i skruszyć fałszywy posąg twardej suki bez obaw w moich ramionach możesz się rozpaść i z każdym kolejnym oddechem odzyskać energię
    2 punkty
  8. kopuła nieba to bańka bąbel wnęka przestrzeń poduszki w której odbijają się galaktyki jestem na obrzeżach tej pustki a może w centrum siedzę w pierwszym rzędzie i patrzę na ziemię na której wszystko po staremu po czasie snu przyjęciu porannej paszy (zjedzeniu fit śniadania) wypiciu kubka kawy idę do pracy staję przy maszynie wyprostowany jakbym kij połknął i był kodem kreskowym jak wy z ewolucji człowieka w graffiti banksy'ego jestem gotowy do audytu produktu w dzień blue monday ciekawe czy wartość pracy dziś pójdzie do góry czy w dół i zostanę wyautowany przez lokalną ekspozyturę władz centralnych ja nadal pielęgnuję małpę wewnątrz pbs.twimg.com/media/FDeBXjGWEAElq4J?format=jpg
    2 punkty
  9. Wdech Dym wypełnia twoje płuca Serce przyspiesza A jednak zaczynasz czuć spokój Odurza cię smoła płynąca w twoich żyłach Zatracasz się we własnej nienawiści Wydech Przychodzi zapomnienie Nie wiesz już dokąd zmierzasz Cel ucieka Chcesz tylko znów poczuć błogość Odrzucić wszelkie myśli, by zapaść w narkotyczny sen Wdech daje wszystko a wydech wszystko odbiera.
    2 punkty
  10. W mroku gubię zwątpienie I zastępuję je Pożądaniem W twoich rękach I pod zmienionym nazwiskiem Drwię sobie ze świata Paląc wszystkie mosty Za sobą Najmilsi nieobecni Arena życia Nie pomieściła takiego tłumu Niewytłumaczalne Ale melodia istnienia dotarła do wszystkich z brzuchami pełnymi głodu za jutrem Onieśmielasz mnie Tym Że zawsze masz odpowiedz na pytanie Którego Głośno nigdy nie śmiałam zadać
    2 punkty
  11. Kręcą się w czasie życia seriale Czasem powraca zgubiony kadr Muśnięcie dłoni gdzieś w spraw nawale Spojrzenia które w dal uniósł wiatr Dziś gdy dogląda zewsząd złe oko wyczekujące na głupi błąd Co nie nastąpi na tle podejrzeń Za długi przewód namiar na dom Chociaż zupełnie nie ma powodu dokłada cierpień ukryty smok Nie dam do ręki na to dowodu Lecz nieuchwytne ma dużą moc Wyłączam korki i wraca cisza Jest wielki spokój nie drażni nic Wygasł zły serial w kilku odcinkach tak jak nad ranem przewiane sny
    2 punkty
  12. Malutkiego światełka pożegnanie Zastygła nieskończoność niczym krótka chwila; Ogląda się za siebie, lecz już wszystko na nic. Świeciłaś iskiereczko nad milionem krain, A noc przy twoim blasku najpiękniejszą była. Rozbiło się naczynie, czas się wszystek wylał; Zabłądził rwący potok między okruchami I osłabł, już wysycha, nurt już prawie zanikł… Bez duszy pozostanie potłuczona glina. Gdy gaśnie młoda gwiazda płacze cały wszechświat, Bo łzami usiłuje wskrzesić martwy płomień, Lecz nigdy jeszcze przeszłość drugi raz nie wzeszła I patrzeć musi przestrzeń na przedwczesny koniec. Wysoko, gdzieś na niebie, matka obok dziecka Nadzieję wciąż uprasza; wciąż się tuli do niej. ---
    1 punkt
  13. Dzisiaj mój szef musiał odjechać Do Chartwell na odpoczynek, Udałem się z nim również i ja, Jego ochroniarz w służbie czynnej. Wypełniałem wiernie swą misję Ochraniałem pana Churchilla, Mimo niechęci jego żony, Choć bynajmniej nie było to idyllą. Musiałem znosić nieraz Różne jego złośliwości, Musiałem niekiedy torować mu drogę, Unieszkodliwiać czasem trudności. Zostałem kiedyś zaszczycony Do Chartwell zaproszeniem, Gdzie pracowała również sekretarka, Panna May Shearburn, anioła wcielenie. Romans (po)między naszą dwójką Wybuchł nagle i niespodzianie... Kwitł, pomimo wszelkich przeciwności, Zarówno w Jałcie, jak i w Teheranie. May Shearburn była sekretarką Winstona, pisała na maszynie Długie epistoły, tyrady jej szefa, Wygłaszane na żywo. Choć zbliżałem się do sześćdziesiątki, Nadal byłem gibki i krzepki, Czemu na pewno także sprzyjało Poznanie trzydziestoletniej kobietki. Zdecydowałem się wreszcie Zostawić mą żonę i synów, Zawalczyć o swoje szczęście, U boku mojej jedynej. Warszawa, 15 stycznia 2022 Walter Thompson's visit in Chartwell Today, my boss must have been gone To Chartwell, to take a rest, I accompanied him by myself, His guardian in service. I've followed my duties faithfully, I've guarded Mr. Churchill, Despite his wife's disapproval, Despite it wasn't comfortable. Sometimes I must have carried Different kind of his innuendo, I must have eased his path Neutralize difficulties. There was a time, when I was honored To get invitation to Chartwell, Where I met a secretary, Ms. May Shearburn, face of an angel. There was a romance between our two, It was so sudden and surprising, It's blossomed against all odds, In Yalta and Teheran. May Sheaburn was a secretary Of Winston, she's typed Long epistols, her boss' rantings, Delivered in a rubbish style. I've been supple and robust, Despite of fact I've been nearly sixty, It's been a merit as well Meeting of a young woman. So, I decided at last To leave my wife & sons, And fight for my happiness, By my one&only's side. Warsaw, 16.01.2022
    1 punkt
  14. Wyszedł raz Mariusz rano na łowy Lecz tam go dopadł test covidovy W domu kwarantanna Jest tam fajna Anna Więc zaraz Mariusz poczuł się zdrowy
    1 punkt
  15. Andrzej, mieszkający w Brusach, bał się groźnego wirusa. Został zarażony i był przerażony. że uszkodził mu fallusa. https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,173952,28003864,covidowy-penis-media-o-przypadku-mezczyzny-ktorego-narzad.html#do_w=46&do_v=142&do_st=RS&do_sid=288&do_a=288&s=BoxNewsImg1 Ten limeryk powstał ponad rok temu, a poezja wyprzedziła naukowe doniesienia, które dopiero teraz potwierdziły wizję poety.
    1 punkt
  16. Potrzebowałem deszczu, Myśli się wtedy lepiej, Gdy wciągam powiew świeżości Zamiast papierosa. Jakoś tak ładniej pachnie Trzymając mordę przy glebie, Schodów do nieba nie ma, Bo nie chcę patrzeć z ukosa. Potrzebowałem deszczu, Ja i ten bratek w rabacie. Nie było więzów krwi, Lecz korzeń trzymał jak biceps. Spragnieni, lecz liść tylko kroplę Oddał nam słysząc pacierz, I zamiast wystąpić z szeregu Zostaliśmy zbędnym gratisem. Potrzebowałem deszczu, Na gwałt, na już i na wczoraj. Ja… Liczba jeden, promil, W procentach muszę się zmieścić. Lecz matma jest słaba w tej matmie, Bo jak wreszcie przychodzi pora, To czemu ten jeden promil Potrzebuje procent czterdzieści? Potrzebowałem deszczu, A deszcz potrzebował płakać, Wszystkie nasze potrzeby Są głową w chmurach niesione. Zastanów się chwilę, gdy w środku Sumienie zajmie swój wakat. Kwiaty umieją rozpoznać, Czy piją słodkie, czy słone.
    1 punkt
  17. marzy mi się kraina która nie rozmawia o polityce taka która wstydzi się jej ma ją w dupie marzy mi się kraina która rozmawia o porach roku to one horyzontem na dziś i jutro i przyszłe marzy mi się taka kraina - lecz jej nie widzę mówią że zastrzeżona tylko dla tych którzy w nią wierzą
    1 punkt
  18. To był wigilijny wieczór. Idealnie wigilijny. Były kolorowe światła w oknach domów, ozdobione ulice, uśmiechnięci ludzie. Śnieg padał tak puchaty, jakby ktoś na górze rozdarł wielką pierzynę. Nie była to groźna śnieżyca, bardziej przypominało finalne posypywanie wiórkami kokosowymi tortu. Bezwietrzną ciszę nocy, wnikającej w świat delikatnie, jak dłoń chłopca wślizgująca się pod bluzkę dziewczyny na randkowym seansie, wypełniał dźwięk kolęd i pastorałek. Wtedy postanowił. Przez chwilę przyglądał się przez okno jednej z kamienic, jakiejś małżeńskiej, gwałtownej scenie, a potem zamyślony zrobił kilka niespiesznych kroków i stanął w cieniu drzewa rosnącego przy budynku. Znieruchomiał. Na stojącego w absolutnym bezruchu, z pochyloną głową, opadały wielkie kłębuszki śniegu. Osiadały na jego długim, ciemnym, ciepłym płaszczu, wplątywały się we wzburzoną czerń rozwichrzonych włosów. Stał w bezruchu jakiś czas. Śnieg zdążył już zabielić jego ramiona, bark i głowę. Ktoś przechodzący spojrzawszy na niego w pierwszej chwili wziąłby go za posąg. Dopiero słysząc zgrzytliwy dźwięk otwieranej bramy jego ramiona zadrżały, a część śniegu zsunęła się na ziemię. Podniósł głowę. Z bramy wyszedł mężczyzna, którego oglądał przez okno. Wyszedł gwałtownie, ze złością otwierając skrzydło drzwi i szarpiąc się z wkładaną jednocześnie kurtką. Szybko przeszedł obok drzewa. Nawet nie zauważył stojącej postaci. Chwilowy posąg obserwował go zaś uważnie. Kiedy mieszkaniec zaczął się oddalać, ruszył nagle i po kilku krokach szedł już bezpośrednio za nim. Wtedy wyciągnął ręce przed siebie i silnie pchnął idącego z przodu. Tamten zgubił rytm kroków, potknął się i zatoczył. Odwrócił się zdumiony i spojrzał na napastnika - Co jest do cholery!... uważaj pan..- Ten zrobił kilka kroków i, stojąc już en face, znowu pchnął. Zaatakowany zrobił krok w tył, pośliznął się i przyklęknął na jedno kolano. - O co chodzi...?! - Napastnik stanął przed pytającym. - O co chodzi?...Jeszcze pytasz?!... Niech cię szlag trafi!... Dziwisz się, że ktoś cię leje? - - Ale ja naprawdę nie wiem o co chodzi... Nie znam pana!... - Klęcząc, nie zmieniwszy pozycji, odruchowo wysunął jedną rękę przed siebie, chroniąc głowę przed ewentualnym atakiem. - Słuchaj dupku! Mam już ciebie dość, rozumiesz? Mam po dziurki w nosie twojej hipokryzji, obleśnego zakłamania, dwulicowości! Rzygać mi się chce, kiedy nawet w tak szczególnej chwili potrafisz znęcać się nad kobietą, która myśli że cię kocha, a tak naprawdę to boi się ciebie, bo to, co ona czuje to nie da się nazwać miłością, durniu jeden!..- - CO pan sobie?! TO...!... Skąd wiesz?!... O co chodzi? Kim jesteś?... - Klęczący z rosnącym przerażeniem ale i złością patrzył na stojącego. Nagle otworzyła się brama jednego z budynków. Klęczący zerwał się i krzyknął głośno - Ratunku!! Pomocy!! - Zamknij się. - Napastnik zrobił krok, pchnął mężczyznę tak potężnie, że ten usiadł gwałtownie na sporej hałdzie pozostałej po odśnieżaniu. Powiedział to głosem lodowatym, ale spokojnym. Machnął w geście pozdrowienia w kierunku grupki ludzi wychodzących bramą. Tamci odmachnęli i poszli w drugą stronę. Znów spojrzał na siedzącego z pogardą - Kim jestem? A powiem ci, barania łąko, powiem. Jestem twoim cholernym aniołem stróżem, oto kim jestem, dupku.- - Ochroniarzem? - Siedzący pokręcił z niedowierzaniem głową -Ale ja nie mam ochrony, ani nikt...W firmie też nie, no nikt nie płaci... Kto ci kazał?...Skąd? -Jakim ochroniarzem, pusty dzbanie? Powiedziałem wyraźnie. Aniołem stróżem. Aniołem. - Mówiąc to stojący wymierzył siarczysty policzek siedzącemu. - Rozumiesz, tępaku? - - Jakim, kurwa, anio... - ponowny siarczysty strzał tym razem w drugi policzek przerwał wypowiedź. - Nie klnij przy mnie.- - Ale jakim aniołem?!...do.. cholera! - Stojący wziął się pod boki. -Acha. Nie wierzysz? I słusznie. Aniołów nie ma przecież. Tak samo Boga nie ma i tych wszystkich spraw. Przecież zdycha się po prostu i rozkłada w ziemi, prawda? Niebo to karma dla ubogich i głupich. - A żebyś pan...żebyś wiedział! Czego chcesz ode mnie?... - Ja? Ano niewiele. Chciałem ci tylko powiedzieć co myślę o tobie bo już mam dość. Od tysiąca lat dostaję takich dupków. No, może nie zawsze, ale tych normalnych to policzyć można na palcach rąk... Czekaj!... Nie! nawet jedna by wystarczyła! Mamma mia! - Stojący spojrzał w górę z dezaprobatą kręcąc głową. - Taaa, czterech w sumie. A reszta to śmieci. Kłamliwe popłuczyny... - Siedzący zaczął powoli i dyskretnie się odsuwać. Spoglądał dyskretnie na boki szukając czegoś, lub kogoś, kto mógłby go ocalić z tej absurdalnej sytuacji. Jednocześnie słuchał coraz mniej wiarygodnych słów tamtego i coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że trafił na szaleńca. - Jak jeszcze raz pomyślisz sobie, że jestem czubem, to tak dostaniesz w ryj, że stracisz jednego trzonowego i jednego siekacza. - Stojący powiedział to niemal nie przerywając swojej litanii narzekań na podopiecznych. Jednak to zdanie zatrzymało cichą ucieczkę siedzącego. - Skąd wiesz co pomyślałem? - zapytał niepewnie. - Skąd? BO JESTEM PIEPRZONYM ANIOŁEM! Z tego samego wora wiem, że masz kochankę, że kasa z drugiego etatu idzie na jej utrzymanie, że okradasz firmę, że na studiach zgwałciłeś pijaną koleżankę na imprezie sylwestrowej... - ale ... ty.. skąd... ona nie... ja jej nie... ona chciała... była pijana i chciała... - Siedzący w panice wyrzucał z siebie strzępy słów, a jego przerażony umysł szukał jakiegoś wytłumaczenia faktu, że facet, którego on widzi pierwszy raz w życiu, wie tak dużo o nim. - Nie, nie chciała, dupku. To, że nie broniła się to nie znaczy, że chciała. Była upita i po skręcie. Wykorzystałeś ją. I nawet nie próbuj dyskutować, bo jak znów zaprzeczysz to dam w ryj. Nie próbuj ze mną igrać. Nie dziś. Nie teraz, kiedy jestem tak wkurwiony na ciebie. - Siedzący w tej absurdalnie przerażającej sytuacji nagle odważył się na drwinę - Mi nie wolno kląć, a tobie wolno? - Stojący zamilkł na ułamek sekundy i odpowiedział spokojnie - A tak, żebyś wiedział. A co do ciebie i twojej przeszłości, to nie dlatego rozmawiamy. Nie tak do końca. Jesteś małym podłym i bezdusznym robakiem. Ale to nie opowieść wigilijna. Nie mam zamiaru cię prostować, straszyć, czy uczyć. Ja dziś po prostu już nie wytrzymałem. Masz pecha po prostu, dupku. Co tysiąc lat anioł może się wkurwić i tyle. Psy mogą co roku podobno się skarżyć ludzkim głosem, to co, nam nie wolno? Raz na tysiąc lat? No więc nie wytrzymałem, jak tak patrzyłem na ciebie, kiedy wyżywałeś się na pokornej, żałosnej kobiecie, która powinna już dawno cię wyrzucić z domu, albo i przywalić jakimś garem w ten pusty łeb... Po co ty się z nią żeniłeś? Żeby ją tak bezczelnie gnoić? Pieprzony psycholu, aż mam ochotę wyrwać ci ten plugawy łeb i wykopać go do ścieku... Siedzący w pewnej chwili nagle o czymś pomyślał i przerwał - Zaraz, zaraz!... Jak ty jesteś moim aniołem stróżem, to chyba powinieneś MNIE chronić a nie bić! i anioły raczej nie są takie... agresywne...- - Taaa? A skąd to niby wiesz? - Anioł pochylił się z groźnym uśmiechem nad mężczyzną. - No przecież, to... ta, biblia. Tam jest napisane.. albo ksiądz nam mówił... - - Jakoś do tej pory nie wierzyłeś w to, co napisane i w to co mówili. Teraz wierzysz? Czy raczej chcesz wierzyć… No więc dowiedz się, że mogą. I bić i się wkurzać na takich debili. - Ale ja nie chciałem przecież, to ona... - Anioł aż sapnął - Zamknij się! Rozumiesz? Zamknij! Z-a-m-k-n-i-j!!! Przyswój sobie, pierwotniaku, że ja wiem WSZYSTKO o tobie. Każdego twojego pierda znam, każdy wykręt, kłamstwo i złodziejstwo i wszystko. Nawet to, że kupiłeś herę i amfę, żeby to podrzucić żonie i zgłosić na policję, że ćpa i handluje w szkole. A to wszystko, bo chcesz jej zabrać mieszkanie. Chcesz się rozwieść, ale tak, żeby to była jej wina. Nawet te twoje fochy, co przez miesiące, a właściwie lata miały na celu wykończyć żonkę, albo doprowadzić ją do ucieczki albo zdrady. Wtedy byś zabrał wszystko. Tylko dziecko byś jej zostawił. Prawda? - Anioł tę z początku dość energiczną wypowiedź skończył już spokojnie i chłodno. - nie... Anioł uniósł lekko pięść i ostrzegawczo warknął - noo.! - Dobrze, dobrze...To jakiś sen chyba, czy co? Że, no nie wiem, pośliznąłem się na lodzie i teraz leżę nieprzytomny pod klatką, dlatego to wszystko wiesz... aaaa! - mężczyzna uśmiechnął się głupkowato – to znaczy, że cokolwiek mi zrobisz to zwykły sen... - Teraz, kiedy znalazł jakieś rozwiązanie poczuł się trochę pewniej. Zaczął wstawać niezgrabnie. Anioł przyglądając mu się z uwagą pochylił się nad nim i wyciągnął rękę. Mężczyzna złapał się jej i wstał. Anioł nie wypuścił jednak jego dłoni, a płynnym ruchem sięgnął drugą ręką, złapał za mały palec trzymanej dłoni i złamał go. Uśmiech mężczyzny zmienił się w zdumienie, które spłonęło jak obraz z bibuły w ogniu bólu i krzyku. Anioł uśmiechnął się serdecznie. - Nie obudziłeś się?... To chyba jednak nie śpisz. Z tego co się orientuję taki ból, jaki właśnie czujesz, powinien przerwać Majaki. Jeśli tak się nie dzieje, to najprawdopodobniej nie śpisz... Przestań się tak drzeć! I tak cię nikt nie usłyszy. - Mężczyzna przestał krzyczeć i tylko pojękiwał trzymając drugą ręką dłoń z wyłamanym palcem. Groteskowo skrzywiony z bólu, rzucił w złości - ładny anioł popierd... - trzask! siarczyste uderzenie rozpaliło policzek - No co?!!... popieprzony, pochrzaniony... Może tak być?! czemu się znęcasz?! Nie masz co robić do jasnej kk..cholery? Anioł znów się uśmiechnął, tym razem dobrotliwie. - No. Wreszcie właściwe pytanie. Czemu się znęcam? Zastanawiałem się jak ci odpłacić za te lata twojego pastwienia się nad tą niewinną kobietą. Najpierw myślałem, żeby cię okaleczyć, ale wiem, że byłbyś wtedy najbardziej upierdliwym, paskudnym rodzajem kaleki. W sumie cierpiałoby twoje otoczenie. Znów. Myślałem o wielu jeszcze rozwiązaniach a w końcu pomyślałem, że tylko ci się pokażę, powiem w oczy co mnie w tobie wkurzało i dlaczego się tobą brzydzę. I powiem jeszcze, co czynię z nieukrywaną radością, że odchodzę. Rzucam posadę, psycholu. Twój anioł stróż cię zostawia. - No i dzięki Bogu - wyrwało się mężczyźnie. Nawet nie zdążył mrugnąć. razem z ostatnią wypowiedzianą głoską poczuł potężne uderzenie w szczękę, aż poderwało go z ziemi. Poleciał do tyłu czując straszny ból w szczęce. Jednak nie stracił przytomności, za to usta zaczęły zapełniać się krwią i wyczuł jakieś dwie osobliwe grudki . Wypluł krew wraz z nimi na śnieg. W sporym, ciemnoczerwonym kleksie zauważył dwa zęby, w tym jeden trzonowy. Anioł podszedł i spojrzał na kleksa - Trzonowy jak zapowiedziałem -rzucił z satysfakcją - ale ten drugi to kieł. Chyba bardziej boli, nie? Dlatego wybrałem go zamiast siekacza. Dłuższy korzeń... - znów spojrzał na jęczącego mężczyznę - nie wypowiadaj Jego imienia nadaremno. A właściwie w ogóle. Nie jesteś godny, gnido. Ale do rzeczy. Tak właśnie postanowiłem cię ukarać. Zostawiam cię samego - Mężczyzna plując krwią i jęcząc przyklęknął skulony, nabrał w garść trochę śniegu i przyłożył sobie do policzka. Odpowiedział niewyraźnie i z widoczna trudnością wypowiadając słowa - Nie czułem do tej pory twojej obecności, to jak odejdziesz niewiele stracę. - Anioł zmrużył oczy - Hmmm... A wiedziałeś, że jestem przy tobie? Mężczyzna zawahał się. - Nie… - No właśnie. A teraz wiesz. Jak odejdę pozostaniesz sam. Absolutnie. Będziesz jak chodzące mięso bez krwi. Teraz mi nie wierzysz, ale uwierz, ja to wiem i to mnie bardzo pociesza, że to będzie szczególnie przykre doświadczenie. Do końca twojej podłej egzystencji... Mężczyzna spojrzał z przestrachem - a co z wybaczeniem? tyle o tym mówicie i piszecie ... Co z tym?! ładnie to tak? Pastwić się nad bliźnim?! - A kto powiedział, że ci nie wybaczę? Mam czas na przemyślenie tego. - Anioł zmarszczył się niebezpiecznie - Ale uważaj, jak wykonasz któryś z twoich planów i skrzywdzisz jeszcze raz tą kobietę, to wrócę już nie jako anioł stróż, a zemsty. I będę okrutny. Zapomnij o prochach, zapomnij o obciążaniu jej winą. Odejdziesz i nie wrócisz... acha, a alimenty będziesz płacił regularnie. I bez ściemy. Ja wiem ile zarabiasz. Jeśli zaś w sądzie udowodnisz, że nie masz nic i nic nie zarabiasz, to przysięgam, że tak będzie, że się spełni co do grosika. Ona da sobie radę, padalcu, ale ty bez kasy, bez niczego zdechniesz jak wiór pod płotem. Zrozumiałeś? Mężczyzna klęcząc jedną ręką opierał się o hałdę śniegu, a drugą trzymał śnieg przy policzku. Pochylony pokiwał nieznacznie głową. Anioł przykucnął przy nim. Chwycił go za podbródek i uniósł jego twarz tak, by móc spojrzeć w oczy. - Słyszę jak myślisz... Nie, to nie sen, i jutro nie obudzisz się i wszystko nie będzie jak dawniej. A żebyś czasem tak nie pomyślał dam ci na pożegnanie prezent. - Dotknął kciukiem czoła mężczyzny nad prawym okiem. Ten wrzasnął i oderwał szarpnięciem głowę. W miejscu dotknięcia pojawiły się trzy linie, zaczerwienione, jak po oparzeniu. Wyglądało to trochę jak odwrócone do góry nogami, koślawe odbicie lustrzane napisu GYL. - To po hebrajsku "padlina". To będzie taki nasz żarcik. I nie radzę żadnych kosmetycznych zabiegów, żadnego usuwania napisu. Może się okazać, że to jakaś szczególnie przykra odmiana raka, złośliwego jak jasna cholera, albo - anioł zaśmiał się ponuro - jak wkurwiony anioł, i po usunięciu mogą być przerzuty. Ale wiem, że nie zapomnisz. Wiem to. No... - Anioł klepnął mężczyznę w plecy - na mnie już czas. - Wstał, wyprostował się i odetchnął głęboko - Uchhhh! Co za ulga! Dzięki Ci, Panie. - Rozstawił szeroko ręce, zwrócił twarz w kierunku bezkresnego nieba i z dźwięcznym śmiechem zakręcił się wokół własnej osi, burząc leniwy lot puchatych płatków śniegu. Potem odszedł lekkim, dziarskim krokiem. Klęczący mężczyzna patrzył za nim, a z każdą chwilą w jego umyśle działo się coś dziwnego. Czuł coś jakby wślizgujący się chłód, jakby z ciepłego domu wkraczał do zimnego, pustego hangaru. Jakiś dziwaczny strach ścisnął klatkę piersiową i dławił oddech. Wraz z oddalającym się aniołem czuł przytłaczającą samotność. Zaczął rozumieć, jak bardzo był przesiąknięty obecnością tamtego. I już wiedział, jak wielką cenę zapłaci za swoją podłość. A anioł, niknąc w mroku, kopnął z marszu, zręcznie i potężnie, leżący na chodniku kawałek plastiku. Po czym mruknął z lekko kwaśnym uśmiechem - Co za ulga... Szkoda, że tak można tylko raz na tysiąc lat... - Spojrzał kątem oka w stronę nieba - Mógłbyś to, Panie, przemyśleć? Hm?... Uśmiechnął się zawadiacko dokładnie w chwili, gdy uspokojoną, mruczącą bożonarodzeniowe melodie noc przerwało tępe uderzenie, a po nim zaskoczony krzyk bólu.
    1 punkt
  19. Tak bardzo się Ciebie boję drugi człowieku Bliskość tak trudna wydaje się lecz życie ciężkie bez niej jest. Potrzebuje Cie jednak jak oddechu by moje płuca nabrały lekkości. Bez Ciebie ciemność pustki spowija mnie nieustannie. Zbyt głośne myśli bez Ciebie atakują moją głowę osamotnioną Świat jednostronny wydaje się bez Ciebie drugi człowieku Uczę się Ciebie człowieku bliskości powoli się uczę. Ufać jak szczenię zaczynam choć ran się boję tak bardzo.
    1 punkt
  20. Hej szumi las, Cosik we łbie migoce. Hej przyloz czas, Pyska w kuflu umoce. Kiek obyrtne sakiewecką, Parę dutków wytocę. Kiek do baru praśnę dźwierze, Piwo w śklance bulgoce. Hej duje wiatr, Dziewczę w kącie się żali. Hej kis to czart, W starym piecu dyć pali. Nie płacz Maryś, mas dukota Łowcem przedał na hali. Mas tu lajbik, mas korale Będziem razem gruchali. Hej w kącie kiep, Kiedyś byłeś towarzysz. Pudź z nami haj, Piwa z nami nawarzysz. Hybaj razem z kamratami, Popod brzyzkiem gazdować. Są 'Harnasie', ponad watrę Będziem razem hipkować. Hen szumi las, Skrzypi stara koliba. Niejeden raz Licho z lasu pozira. Hej frajerkom i harnasiom, Gajdy, gęśle grajcież im. Nie płaczcie już, bo nad ranem We łbie swąd i siwy dym. YouTube - wersja dla leniuchów (wersja udźwiękowiona) * Utwór jest piosenką na motywach Marsza zbójnickiego i nutę 'Hej, idę w las' (sł. Kazimierz Przerwa-Tetmajer). Śpiewając biesiadnie, poleca się rytmicznie uderzać ciupagą (lub wyrobem ciupagopodobnym - może być Made in China) w takt melodii. Szczególnie poleca się korzystać przez współczesnych 'harnasiów' przy ognisku, zwłaszcza gdy 'Maryna' jest już wstępnie urobiona (np. za pomocą tzw. umiejętności miękkich).
    1 punkt
  21. Wytarzany we wiosennych kwiatach ziół, Na szczęśliwej zdeptaniem łące, Miałem snów sny we śnie śniące. Zupełnie jakbym kapcie Andersena wzuł. Oczarowało mnie dotknięcie Twoich rąk, Deszcze na polach i pieszczota, Kiedy tylko przyszła nam ochota. Za to wszystko kapturowy zapadł sąd. Zebrane z dni uśmiechy, Krystaliczne i gorące, Jak miłość na łące, A westchnienia nocy echem.. Na tym wzgórzu z samych wspomnień, Stos pomówień, nienawiści kości. Na nim leży ciało zarżniętej miłości, A w głębi tańczy rozpalony płomień. Ile wart może być świat, Gdzie podłość z obłudą tworzą koronę Nad małostkowości złoconym tronem? ...Gdzie całuję ślad, który stawia kat? Nad sekund więzieniem Szybuje cisza i kroki. Wiek się mierzy dziś z rokiem. (Werble i całopalenie) Pamiętam, jak upalnego lata Zmęczony wszedłem w chłód strumienia. Ten smak i szczęście do dziś się nie zmienia. Jak pamięć o Tobie do końca świata.
    1 punkt
  22. @Corleone 11 Przeczytałam z uwagą, tekst jest bardzo śmiały, powinien mieć odnośniki, co do łacińskich zwrotów. Myślę, że nikt na to jeszcze nie wpadł, chociaż Jezusa już w literaturze ożeniono i uojcowiono nadając potomstwo. Pomysł ciekawy, jednak kontrowersyjny, za takie rzeczy palono kiedyś żywcem.
    1 punkt
  23. u mnie harnaś, wuj - o losie nożem będzie leczył zgorzel.
    1 punkt
  24. Witam - podoba sie owa delikatność - Pozdr.serdecznie.
    1 punkt
  25. @M do K Choć wyciąłbym te ostatnie trzy ale poza tym bardzo Pzdr
    1 punkt
  26. Z trochę innej beczki. Pamiętacie powiedzonko: "Co na wystawie to w sklepie" Może cel dłubania jest ukryty głębiej?
    1 punkt
  27. @Quidem.art ognisty temperament ma Twój Anioł:) proszę o więcej takich, w naszym wymiarze:)
    1 punkt
  28. będę się witać? tańczyć? może jestem bezradna... czekasz na znaczenie a ja w tym czasie odlatuję
    1 punkt
  29. Intrygująca ta zmiana pieluch. Czytałem też Katar, jest świetny.
    1 punkt
  30. nieopodal zaś ku szosie pędzi poseł z Izby Gmin
    1 punkt
  31. Nasyć mnie istnieniem Tak wiele razy próbowałem sięgnąć dna A teraz jestem dłonią Z Twoją rozterką Tu gdzie nawet cisza wydaje się emocją Tylko ten policzek Za jaki mam brać Ten czas
    1 punkt
  32. Obiecuje ci sny - zupełnie jak my: pokryte patyną niespełnienia i mosiądzem złudzeń Obudźmy się więc w ... stworzeniu świata! Zbroczeni rozkoszy ... trudem A gdy będzie już za późno, by dotrzeć do baszt mocarnego miasta O drogę przewrotnie nas spyta - skrucha - rozwiązła niewiasta ...
    1 punkt
  33. Gdyby Nefertari była literatką, nie powstydziłaby się Twojego opowiadania. Tym bardziej, że zapewne znane jej było zarówno słowo "bateria", jak i jego materialny odpowiednik. ? Nie ma jak poetyckie - i jak prozatorskie też - wibracje. "Tak!" trzymać. I "Tak!" pisać. Sobotnie pozdrowienia.
    1 punkt
  34. ILE JEMIOŁY BYŁO I MEJ ELI? OT, A ZA MORZE BEZ ROMA ZA TO. META LILI, POGONI ZNAK; Z KAN ZINO GO PILI LATEM. NA TO ZA AZOTAN.
    1 punkt
  35. Wiesz czasami mi się wydaje ostatnio nawet mam pewność że zamorskie odległe kraje już nie dla mnie-a ty zgadzasz się ze mną To mnie właśnie w tobie denerwuje bez wahania przyznajesz mi rację chyba jednak ciebie rozczaruję i wyruszę do Australii na kolację Nie widziałem na wolności kangurów Aborygenów znam tylko z widzenia pod Wiszącą Skałą się skryję gdy mi słońce będzie doskwierać -Śmigaj sobie gdzie chcesz byle prędko do dwudziestej masz trochę czasu potem serial mój się zaczyna wracaj na czas z tych swoich wywczasów (Trzeba będzie jej stery oddać-żonka przecież zawsze ma rację gdy jej nie ma- czytaj punkt pierwszy-albo idź na kolaborację Discovery kanał poczeka jeśli płacisz to nic takiego ślubna pójdzie kolację zrobić znowu będziesz Pilotem kolego)
    1 punkt
  36. nie płacz na zapas matko będę się starał żebyś nie musiała wycierać z mego zdjęcia wilgotnego kurzu wiem że kiedyś będziesz wiatrem błękitem głaskała po głowie aż po przejście czarnej dziury tam gdzie nikt nikogo nie pamięta nie płacz na zapas córko mam nadzieję że kiedyś będziesz musiała przełknąć moją zastygniętą krew a czarna wstęga nie będzie mocno uwierała będę wtedy wiatrem błękitem głaskał po głowie aż po przejście czarnej dziury tam gdzie nikt nikogo nie pamięta
    1 punkt
  37. Ona nas rozwiedzie, rozwarstwi, podzieli na dwoje. Przelew w banku wytknie to moje, to twoje. Środkiem, beztrosko biegają dzieci po naszym poletku. Zaoranym, nie wiem czy na wieczność. Wiążą miliony, sakramentalnym tak. Praca, praca, praca. autor wiersza: a-b autor zdjęcia: pexels-karolina-grabowska-4386476
    1 punkt
  38. Owszem, pięknie.
    1 punkt
  39. Nadszedł czas, gdy wreszcie można rozstać się z tym światem Rozstać się z czystym sumieniem I z brudnym też. Skręcam sobie sznur z mgieł i oparów Zawiśnie na gałęzi Będzie mnie kołysał Południowy wiatr. Nie ma już nadziei Więc adios, towarzysze Dzięki za wspólnie Przepędzony czas. Warszawa, 10 I 2022
    1 punkt
  40. - Dlatego nie umrę tak, jak według ciebie powinienem - kontynuował Na Wpół Uwolniony. - Nie umrę też inaczej. Mało tego: w ogóle non moriar. Non habeo takiego zamiaru. Ani chęci. Ani teraz, ani nigdy. - Ale to niemożliwe - jakoś bez przekonania stwierdził dowódca. - Każdy kiedyś umrze. Prędzej albo później, w taki albo inny sposób. - Niemożliwe? - po raz kolejny zaśmiał się Ten, Którego Nie Udało Się Zabić. - Co z twoją memoria? Akurat tu powinieneś nie mieć żadnych wątpliwości. Przecież próbowałeś dwa razy. Prawda? I dwa razy bez skutku. A zresztą - Uwalniający się roześmiał się ponownie - spójrz. Wciąż wyprostowany, jakby podtrzymywała go niewidoczna zewnętrzna siła, uwolnił będącą na wierzchu lewą stopę, a zaraz po niej prawą. W identyczny jak poprzednio sposób. Lekko, bez wysiłku i bólu. Wręcz z gracją. - Spójrz - powtórzył, przenosząc wzrok najpierw na legionistę inteligentnego odmiennie, a po nim na drugiego. - Mówiłem vobis, że niczego nie muszę. Że niczego nie powinienem. Ale nie dodałem - tu Całkowicie Wolny pokiwał wpierw zdrową już stopą prawą, a w chwilę po tym lewą - że nunc omnia possum. Omnia possum. Ergo... Voorhout, 02.01. 2022.
    1 punkt
  41. Żołnierze patrzyli nadal, jak urzeczeni. Chociaż może nie do końca "jak", bo to, co widzieli, działało na nich jak urzekanie. Jak urok. Bo oto, uwolniwszy lewą dłoń i pomachawszy nią coraz bardziej zaskoczonym legionistom, Przybity zaczął uwalniać prawą dłoń. W dokładnie ten sam sposób: powoli, bez wysiłku i zdawało się, że i bez bólu. - Et? - wypowiedziało się w umyśle dowódcy pytanie głosem Uwalniającego Się. - Et? - powtórzyło się tym samym głosem, tyle że nie ironicznym, a wręcz jadowitym. - Zmieniłeś już zdanie, prawda? Zapytany nie zdążył nie tylko odpowiedzieć, ale i nawet zebrać myśli przed tym, jak Człowiek Ów przy wtórze własnego śmiechu pomachał żołnierzom wolną dłonią prawą. Śmiechu równie radosnego, jak poprzednio. - Mars curator noster! - dał radę pomyśleć ten z legionistów, któremu zazwyczaj myślało się trudno. - Jak on to robi, że nie spada? Przecież manuum huius są wolne, a on nadal trzyma się prosto! Przecież powinien... Właśnie w tej chwili żołnierz ten zorientował się, że wypowiada swoje myśli. Że dwaj pozostali patrzą na niego, jeszcze bardziej zdziwieni. I zamilkł widząc, że Uwalniający Się wyciąga ku niemu palec. Wskazujący, zupełnie nie po rzymsku. I że patrzy właśnie na niego. - Mnie nie ogranicza "powinienem" ani "muszę" - wyrzekł dobitnie Na Wpół Ukrzyżowany. I to normalnym, silnym głosem. - W każdym razie nie w twoim rozumieniu tego słowa. Dlatego... Voorhout, 31.12.2021
    1 punkt
  42. Żołnierz nie zdążył zareagować, zupełnie jak jego dwaj podwładni. I tak samo jak oni, całkiem jak poprzednio, nie spodziewał się, quid ostendat eis ten, którego przed kilkoma zaledwie minutami nazwał w swej rzymskiej superbia niewolnikiem. Bo oto Człowiek Ów sprawiał wrażenie wolnego. Wbrew okolicznościom, w których się znajdował. Takie bowiem odczucie miał w tej chwili dziesiętnik. I nim wydarzyło się to, czego jak już zaznaczono, absolutnie się nie spodziewał, zdążył pomyśleć, że jego podkomendni też mogli czuć się zagubieni. Chociaż zapewne ten nie wprost inteligentny nie umiałby opisać swoich odczuć przy pomocy więcej niż trzech, najwyżej czterech verba. Bowiem śmiech wprawdzie umilkł. Ale Vir Ille nadal się uśmiechał. I nadal drwiąco. Dziesiętnikowi jednak zdało się, że poziom drwiny w jego uśmiechu i spojrzeniu wzrósł. I to znacząco. Zbyt znacząco. Zbyt. Do tego stopnia, że przeszedłszy ze świadomości do ust i oczu udzielił się reszcie ciała. Bo oto Człowiek Ów przestał sprawiać wrażenie, a zaczął działać. Oderwał od belki lewą dłoń, wyglądało na to, że bez specjalnego wysiłku. Tak, jakby rana spowodowana gwoździem nie wywoływała bólu, a jej powiększenie nie zwiększało jego poziomu. Tak, jakby mięśnie i ścięgna nie stanowiły problemu. Jakby upływ krwi nie miał znaczenia. A może dla niego rzeczywiście nie miał, błysnęła myśl legioniście inteligentnemu inaczej. Może zrobił jakoś tak, że go nie boli? - ponownie rozjaśniła jego umysł myśl kolejna. Pozornie niedorzeczna. Pozornie... Voorhout, 24.12.2021
    1 punkt
  43. - ... ego ostendam vobis aliquid - dopowiedział, a raczej dosyczał Głos. Tym razem we wszystkich trzech umysłach jednocześnie. Legionistom opadły przyslowiowe szczęki. I to wzorowo. Jak na komendę, wszyscy naraz spojrzeli na pusty crux. Tak w każdym razie wydało im się w owej chwili. Ale już w moment później przestało. Przestrzeń wokół krzyża zaczęła wpierw falować, zupełnie jakby niewidzialna dłoń, kierowana czyjąś duchową wolą, nakreśliła precyzyjny owal wokoło drewnianych bel. Dokładniej: fragment powietrza poruszył się płynnie niczym rozgrzany. Albo jak powierzchnia Mare Internum, które musieli przemierzyć, by znaleźć się w tej prowincji. Poruszył się, a potem zaczął falować niczym wspomniane przed chwilą morze. Zrazu wolno, potem coraz szybciej. Po dłuższej chwili obrys owalu zamigotał Raz, drugi i trzeci. Przestrzeń, uspokoiwszy się, zastygła. I wtedy się zaczęło. Obrazu, który pojawił im się przed oczami, żołnierze absolutnie się nie spodziewali. Wprawdzie Skazaniec znów znajdował się tam, gdzie według nich być powinien. Nawet prawidłowo przybity, a jakże. Zgodnie z zasadami. Ale na tym kończyło się podobieństwo z poprzednią sytuacją. Bo oto, zamiast zwisać bez sił, Człowiek ów prężył muskuły, uśmiechając się. Drwiąco i z wyższością zarazem. Jakby zupełnie nie czuł bólu, a stan, w którym się znajdował, nie był dlań poniżający. Mało tego: uśmiech po chwili przeszedł w śmiech. Pełen kpiny jak szepty, które odczuli wcześniej w swych mentibus. Dziesiętnik wściekł się jeszcze bardziej. - Tu ostendas nobis?!!! - włożył w krzyk tyle negatywnej emocji, ile tylko zdołał. - Tu, serve, ostendas nobis?!! Nie, to raczej ja pokażę tobie!! - dźgnął włócznią precyzyjnym ruchem. Wyćwiczonym na dziesiątkach niewolników. Prosto w serce, spodziewając się poczuć znajomy opór ranionego ludzkiego ciała. Spodziewając się zobaczyć krew. I usłyszeć okrzyk bólu. Zamiast tego znów usłyszał śmiech. Jeszcze bardziej radosny i jeszcze bardziej drwiący. Ponowił cios z jeszcze większą siłą. I znów nic. Oprócz śmiechu, którym Przybity wręcz się zanosił. I który zimnym, nieprzyjemnym mrowieniem zaczął pełzać po ich umysłach i twardych, żołnierskich sercach. Dowódca, widząc bezskuteczność pchnięć, odrzucił włócznię i sięgnął po miecz. Wciąż mając spem uśmiercić Śmiejącego Się. Usłyszeć ciszę i pozbyć się kpiny z wnętrza głowy. Wyciągnął go i zadał cios szerokim łukiem, z całą siłą ramienia. Z siłą, która powinna przeciąć mięśnie i kręgosłup tuż pod żebrami. I aż zatoczył się, gdy jego wierna spatha przecięła tylko powietrze, nie napotykając oporu. Dokładnie tak, jak się obawiał. Oparł się na mieczu, oddychając ciężko. Śmiech umilkł. - l co teraz powiesz, żołnierzu? - zapytał Głos, ciągle jeszcze zaprawiony kpiną niczym wino wodą. - Co teraz zrobisz? Nadal chcesz mi coś pokazać? A nie sądzisz - tu Mówiący dodał do głosu zauważalnie więcej drwiny - że nihil z tego? I że teraz kolej in me? Voorhout, 12.12.2021
    1 punkt
  44. Karb, a tu mama pomaga, Jaga mop, a mamuta brak. I laik wór, obiady da, i borówki Ali. Ala ma kota, psa, misia, i SIM, a SPA to Kamala.
    1 punkt
  45. Gdy doszli na miejsce, przystanęli. Ale nie z oczywistego powodu, jakim było znalezienie się tam, dokąd zdążali. Zatrzymali się dlatego, że przed nimi rozciągała się pusta przestrzeń. Tak w każdym razie zdało im się w pierwszej chwili. W zasięgu ich wzroku nikogo nie było. Rozejrzeli się, zdezorientowani. - Na Marsa! - powtórnie zaklął ów eroreligijnie nastawiony. - Ubi, gdzie on się podział? - Ego nescio, nie wiem! - odburknął ten nie wprost inteligentny. - Bo i skąd? - Właśnie, skąd akurat on miałby wiedzieć? - zaświtała myśl w głowie dowódcy. Zaświtała, a raczej pojawiła się. Jakby wyszeptana głosem Niewidocznego. Z lekka drwiąco, jak wydało się dziesiętnikowi. - Nie stójcie tak! - uzewnętrznił irytację. - Przecież nie mógł zniknąć! Ani odejść stąd nie zauważony! Szukajcie śladów! Po kilkunastu minutach bezowocnych poszukiwań stało się jasne, że to na nic. Nawet dla tego, któremu wydawano rozkazy zawsze w najprostszej formie. Popatrzyli na siebie. Legioniści na dowódcę, bardziej zdziwieni niż zniechęceni. W końcu z taką sytuacją nie zetknęli się jeszcze nigdy. Dziesiętnik odpowiedział im twardym spojrzeniem, zastanawiając się, co teraz. - Nunc, teraz ty nie wiesz, co zrobić? - myśl jakby wyszeptała mu się sama. Głosem tym samym, jak poprzednio. Tylko drwiącym o stopień wyżej. - To ja ci powiem, co teraz! - już nie wyszeptał, a zasyczał głos Tego, Który Znikł. Dobitnie i najczystszą łaciną. Nie, jak do tej pory, dodawaną do greki. - Nunc... Cdn. Voorhout, 27.11.2921
    1 punkt
  46. Wyciągnięte z lochu:) Bajka o bieliźnie Prawiczku z Praszki czyś nie podglądał pań w bieliźnie? O czym ci zakazała jedna i druga dama cnić? Rzekł, że o bie liź nie.
    1 punkt
  47. Ada, powód wdów opada. Co Maja, Tajowie; Iwo, ja, Taj, a moc. - Ja Taj? - To Taj, ot.
    1 punkt
  48. Giez gził gza, w warszawskim gieźle Szło im całkiem, całkiem nieźle Lecz gdy przeszło Przeszłość przyszła Teraz wylot - bąknął zwięźle
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...