Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 05.06.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. Koty jakby pogrubiały, marzec poszedł przyniósł życie, a sąsiadki na głos krzyczą, śmierdzieć będzie czy widzicie? Dziki już zrobiły swoje, a ogrody jak na wojnie, tylko ludzki ptasi móżdżek, praw natury w mig nie pojmie. Homo sapiens elementem - jednym z wielu, chociaż ważnym, że masz rozum, ciszej błagam, mają tego dużo błazny. Instynkt Boski, ot przechera, papu, kupkę, seks i spanko, bo za braci myśli człowiek, czek dostałeś więc in blanco. Zżarłem jabłko i popsułem, całą resztę darowaną, ja chcę więcej, ciągle więcej - myślącemu zawsze mało. Jak nie starcza... masz podarek, będziesz wiedział co z nim zrobić, mądryś przecież... masz wirusa, teraz musisz liczyć groby. Zostawiłeś też kościoły co wartości są ostoją, a wygoda niecna głupcze, w raju źródło ma... wiadomo. Zobacz ziomku, jakiś mały, poproś wdzięczną wciąż naturę, wiem... nie zrobisz tego nigdy, tylko ogon swój podkulisz. "Kto strzela z armaty do wróbla, może go co najwyżej ogłuszyć". - Tadeusz Chyła.
    9 punktów
  2. wejdę i napluję ci o chłopaku wyklutym z piersi kobiety domu po kolana w błocie namiętności i wstydzie który nie jest twój tu zasiać można każdy chwast adam przeciągnął się bolały go plecy po wczorajszym koszeniu ewa nastawiła zupę na kościach i świńskich ogonach zerwała pokrzywy po tym poznał że trzeba ich wypierdolić z raju 210605
    5 punktów
  3. kiedy ją wołam obrażona (nie będzie się zniżać do takiego poziomu ;)) a gdy odchodzę odchodzi od zmysłów zalewa się łzami i szepcze 'proszę...' a prosić umie słodko więc wracam (idiotka!) ona znów buzia w ciup szlifuje piórka do tyłu odrzuca fale wierszy nie patrzy mi w oczy pod nosem coś burczy... i jak tu pisać z kimś tak chimerycznym co stworzę - zaraz wyśmieje gdy postanawiam rzucić poezję krzyczy: 'co się z tobą dzieje?! weź się kobieto do roboty i tak nic innego nie potrafisz więc o co te fochy?!' zgłupieć z nią można lecz bez niej... wiersz się nie klei odkładam pióro smutnieję w tej chwili. zerkam w lustro Wena?! :) nie, to tylko Iwona bez Weny. kompletnie zwierszona.
    4 punkty
  4. Niektórzy mają rodziny, w ich domach są dzieci i pies. Ja nie mam nawet dziewczyny, karierę trza robić, co nie. Są tacy co mają sławę i artystami są, że hej. Me dzieła leżą w szufladzie, wolę bezpieczną pracę mieć. Powiedzą sprzedawcy marzeń, możesz dostać wszystko co chcesz. Drobnym druczkiem napisane: wybierając coś, tracisz też.
    4 punkty
  5. Wyszli wprost z lasu na otwarte pole... Drogą podążał przeciwnika oddział. "To nie Niemcy. Madziary!", ktoś szepnął. Podła komenda: "Nie strzelać! N i e s t r z e l a ć !" Zalegli w redlinach kartofliska, a tamci w przydrożnych rowach... widzieli mundury, na głowach orzełki na rogatywkach. Czas się rozciągał do granic... Sekundy w minuty, minuty w godziny... W napięciu czekali. Węgrów dowódca coś krzyknął... Żołnierze z rowów powstali. Wolno deszli, jakby się nigdy nie spotkali.
    4 punkty
  6. Kochałem Cię dziś rana na parapecie zakwitły kaktusy które nigdy jeszcze nie kwitły ostre kolce zamieniły się w czerwone kwiaty pachnące szczęściem wczoraj wieczorem dostałem maila od wiosny „w tym roku nie będzie zimy” uwierzyłem jeszcze spałaś cicho wyszedłem do piekarni po świeże bułki maślane wróciłem Ciebie nie było na stole rozsypany cukier napisałaś „Jesteś zbyt słodki - podwyższasz mój indeks glikemiczny”
    3 punkty
  7. Nudziara zabija przez kalkę i wpycha solistów z powrotem do chóru. Tak już jest, że śmierć dokonuje innych wyborów niż życie. Lecz to nie jest dobra gospodyni imprez zbiorowych. Podaje plastikowe sztućce i puszcza zbyt szybką muzykę. Tak naprawdę ma duszę samotnika i wie, że z licznym gronem bardziej do twarzy życiu. Gdy wygasa, soliści mają sporo czasu, by nieznośnie pojedynczo się odradzać. PS To nie jest okolicznościowy wiersz covidowy:). Napisany dobre 10 lat temu zaraz po tym, jak się naczytałam o czarnej ospie. Udanej soboty:).
    3 punkty
  8. pytam gdzie pytam po co jednak echo milczy tylko wiatr się uśmiecha pytam gdzie pytam po co odpowiedzi brak tylko cisza szepcze której duszy brak pytam gdzie pytam po co człowiek błądzi skoro przednim prosta która sensem pytam gdzie pytam po co wiatr zaćmienie tęcza przecież świat i tak swoją racje ma
    3 punkty
  9. ogień słów za ogień zewsząd uciekłam już dawno jak drzewo w korzeń głęboko tam czerwone warkocze przodków i nieruchome trzęsidła rudowłosych sióstr bywa że zawieszczą los wyznaczył mi skraj nie rozrzucam głucho znaki przysięgi w proste modlitwy
    3 punkty
  10. Jest wszędzie, choć trudno dostępna, życiodajna dama jakże wyjątkowa. Pozornie twarda, kamiennego serca, mądrością wieków obdzielać gotowa. Głupi kto sądzi, że przetrwa i bez niej, ciało obumrze jak roślina w suszę. Przymglony wzrok działa jakby gorzej, codzienny nadmiar na gorsze porusza. Ważny jest umiar rzecz jasna, wiadomo. Trudno o niego, kiedy dostęp wolny. Niczym kruszec cenna, ręką uzbrojoną w przeszłości garnięta, pobudzała wojny. Dziś pospolita, niemal ziarnem piasku, absurdalnie wszechobecna, tanio się oddaje, skrzętnie ukryta wśród spisów poblasku, gorycz detronizacji Pani nie ustaje.
    2 punkty
  11. Przemyślność ludzka pokona pewniki. Dziw pod Megarą nie zostawia złudzeń. Niebezpieczeństwo we krwi płynie po bitewnym polu. Desperacja dzika... Majestatyczne, szare piękno sunie, ogrom łamie serc wiele, lecz nie upadają. Płonący kwik. Chaos proszony w szeregi, mało statecznie pięty pokazuje. Wieść się poniosła, zaradzić złu trzeba, szare drobinki trzymać z kwiczołami. Przyjaźnie widać i wspólne zabawy, efekt wymierny nadzieją napawa.
    2 punkty
  12. Jesteś daleko, a może — blisko? Wiesz, patrzyłem dzisiaj w jaskrawe słońce, poprzez kryształy łez czerwcowej ulewy… Podwójna tęcza… Mosty znikąd… … donikąd… Potoki dusznego powietrza, mdława woń dojrzałych kwiatów… Prześwity w cienistych smugach… Ptaki… Gdzie jesteś? Szedłem przed siebie, okryty mrokiem chwilowej nawały… Przyjdź… (wiem, jesteś bardzo zajęta) Tak po prostu, w tajemnicy przed światem… Nikt nas nie ujrzy, nie usłyszy… … nie pojmie… Spłoniemy w sobie, okryci jedynie — drżeniem łkającego świtu… Choć raz… Czekam pod zegarem, na rozsłonecznionym placu… Mogłaby to być nasza schadzka… Ja, w garniturze… Ty, w zwiewnej sukience… Twoje włosy lśniłyby plamami słońca… Wyostrzone oczekiwaniem, skupione w źrenicach oczy… (Włodzimierz Zastawniak, 2021-06-05)
    2 punkty
  13. pośród miast cienistych zaplątanych we własne niezgaszone ulice zakamarki których nie poznały jeszcze twoje niezaspokojone stopy ciasno jest zbyt ciasno by oddychać świeżym niebem zrywać bezimienne kwiaty odbierać horyzontom nieznane ptaki biegnę dusza ucieka mi spod stóp nie wiem którędy po łyk zardzewiałego wydechu znów obdarzasz mnie swoim niedościgłym wyznaniem niewiary nitką światła urodzaju schwytanego między zazębione pagórki chwytam w zęby różę pustyni wydzierganą na sercu obcą dla świata nieznaną dla odcisków na chodniku upstrzonych
    2 punkty
  14. (fikcja literacka bez dedykacji:) Propozycja nie do przyjęcia rodzi milczenie wspólne chwile wstrzymane w samą porę Na drogach wyboru ścierają się różnice kiedyś tam wypadają z gry jednostronne plany Zbędne rozdmuchiwanie godzi w normalność kropelka dziegciu na dnie kurczy się z czasem
    2 punkty
  15. W terrarium Jestem żyjątkiem mam wygodne terrarium czasem z niego wychodzę zawsze wracam wchodzę po schodach na górę schodzę po schodach w dół coś czytam coś zapisuję patrzę w świecące okienko polewam się wodą spożywam pokarmy leżę trawię pokarmy uprawiam miłość śpię wydalam wychodzę wracam filmuję pierwsze kroki coś mówię coś do mnie mówią krzyczę coś do mnie krzyczą nie słyszę gonię myśli łapię myśli tracę myśli zacinam się nożem w palec śnię częściej nie śnię ale oddaję się snom wstaję patrzę w okno starzeję się i drżę by było mi dane tu umrzeć
    1 punkt
  16. Lato Stało się mamy lato Co ty na to? Niebo błękitne Czasem pełne czarnych chmur Serce czyste Bo przebywa wśród przyjaciół Ptaki na niebie kluczem wędrują Bociany przylatują Pędzę pod prąd Zamykam stary rozdział życia Zaczynam od nowa wprowadzać nowe zasady Poglądy swoje zmieniam Ale już nie co pięć minut Bo to trzeba mieć poukładane w sercu Coś od siebie dać By żyć prawdziwie Bez sumienia Iwa
    1 punkt
  17. W swoje rany sypię sól W oczach moich piach W myślach moich… cóż? Woda w stawie czymś wzburzona Fale w morzu nie spokojne Burza stale wieje, świszczy Huczy, bije, … krzyczy? Sama sobie statkiem, żaglem, sterem… sędzią, katem I Cierpieniem. Imię moje Zatracenie. W pomocy nie pomocna W samej sobie pogrążona Wyciągniętą dłoń odtrącam. Czy coś będę w stanie kochać?
    1 punkt
  18. @Anna_Sendor Dzięki. Może w przyszłości uda mi się napisać lepszą wersję; w sam raz na miarę, odzwierciedlającą rozterki wynikające z tego, że ci dwoje żyją w różnych "mikroklimatach", a niemożności wynikają z dróg, którymi każde z nich od lat podąża przez życie. Pozdrawiam. @Natuskaa O, wielkie dzięki :) Pozdrawiam. Michał78 Dzięki i pozdrawiam.
    1 punkt
  19. Dla wielu z nas, to jest jeszcze "historia współczesna", ale dla młodego pokolenia staje się już tak zamierzchła i nierealna jak bitwa pod Grunwaldem. Wzajemnie :)
    1 punkt
  20. @Anna_Sendor świetne do P.S. po co ci to? Jest problem w rozstrzeleniu wersów... źle się czyta.
    1 punkt
  21. W ciągu dnia przypłynął duży statek :)
    1 punkt
  22. Przemawia. Zastanawiam się, czy 'życie' może z wielkiej litery lub 'Śmierć' z małej. Pozdrowienia
    1 punkt
  23. @w kropki bordo To mi się podoba. W końcu bluzg oznacza między innymi wyrzucić z siebie gwałtownie jakiś płyn a od tego jest bluźnierstwo. Cały ten wiersz ma w zamyśle takim bluźnierstwem być. Co jeśli w stworzeniu świata kobieta była pierwsza? Co jeśli rajski ogród był tak naprawdę cholerną dżunglą, w której nie dało się mieszkać? W tradycji raj to miejsce szczęśliwości, wrócimy tam jeśli będziemy żyć tak jak religia nakazuje. Moim zdaniem wiersz krzyczy, że raj, do którego prowadzi religia jest nieznośnym zabłoconym miejscem w którym nie ma co jeść. Wykonywanie poleceń religijnych cię nie uszczęśliwi tylko sprawi, że będziesz żyć w cierpieniu.
    1 punkt
  24. @w kropki bordo wreszcie, nie popłuczyny, tylko pełokrwisty werset... Jestem bardzo na, tak ?.
    1 punkt
  25. @[email protected] a mów jak chcesz, ja tam jestem świadomy swojej płci ;) kłaniam się nisko i uchylam ronda swego kapelusza ;)
    1 punkt
  26. @Johny Nie jestem tu po to, żeby adorować, albo oczekiwać adoracji. Zawsze piszę to, co czuję, chociaż być może są osoby, które znają się lepiej na poezji, niż ja. Dawno Cię nie było, miło, że jesteś, pozdrawiam :)
    1 punkt
  27. @[email protected] dobrze, ze mi ufacie :) wyszło słoneczko, ale grzejne :) pan do mnie, ze jutro tez będzie :) będzie cudnie :)
    1 punkt
  28. @Anna_Sendor Anno aż mnie zatrwożyło że 10 lat temu przewidziałaś covida, ale... doczytałem do końca, myślę że już niedługo będzie coś innego, bardziej groźnego, jeśli się nie zaprzyjaźnimy z naturą. Pozdrawiam Aniu. Miłego dnia.
    1 punkt
  29. @corival, @Marek.zak1, @Pi_ dzięki za refleksje i uwagi. Incydent jest jak najbardziej autentyczny i został opisany przez jednego z partyzantów w wydanej przez niego książce. Akowcy przypadkiem natknęli się na oddział węgierski i tak, jak napisałem, zaskoczeni zalegli w kartoflisku. Węgrzy, gdy się tylko zorientowali, że mają do czynienia z regularnym oddziałem wojskowym, a nie z jakąś bandą, wycofali się, bez walki schodząc z drogi Polakom. Cała ta historia majaczyła mi się jakoś dziś w nocy i rano postanowiłem ją spisać. Teraz widzę wiele niedoskonałości tego tekstu. Będą poprawki :). Pozdrawiam serdecznie :)
    1 punkt
  30. - Czy są płyty Chyły? - Nie ma. - A Były? - Też nie ma! Pozdrawiam.
    1 punkt
  31. bardzo dobry wiersz, niestety natury nie da się oszukać, pozdrawiam serdecznie:)
    1 punkt
  32. Całym zdaniem? Hmm. Czyli rozumiem, że jeszcze niezbyt przykładam się do odpowiedzi na twoje komentarze i piszę zbyt zwięźle, powierzchownie i nie odkrywam oraz nie dopieszczam ich sensu i dyplomacji komunikatywnej? No nie każdy potrafi sprostać twojej elokwencji relatywnej. Staram się jak potrafię Grześ ??
    1 punkt
  33. Sięgam pamięcią przeszłości te kwiaty przepiękne w ogrodzie co tyle dawały radości i rosę spijały o wschodzie Schyloną jabłoń ku ziemi i wonną miętę przy płocie motyla z skrzydłami barwnymi cudownie zielone paprocie To morze traw i zieleni koncert świerszczy pod drzewem tysiące cudownych odcieni pomiędzy ziemią a niebem
    1 punkt
  34. @Tomasz Kucina Tomku... tam był ciąg dalszy i kto tutaj insynuuje? Mnie w szkole uczyli - czytaj całym zdaniem a Ciebie, tam dopiero znajdziesz sens. Lubie Cię Tomku. Bo ja wszystkich uwielbiam, to moi przyjaciele... choć różni.
    1 punkt
  35. @Tomasz Kucina Tomku do Ciebie nie napisałem nic a nic, to wszystko o sprawie, jak ją odbierasz personalnie, dobrze że deklarujesz tolerancję, ale już trzy dodatkowe ołtarze Ci się nie podobają?! Ty wiesz lepiej ode mnie że ich nie było, tylko że ja przy nich byłem i jestem z tego dumny.
    1 punkt
  36. @valeria A teraz Valerciu napisz o tym wszystkim wiersz i porównaj do naszych krajobrazów, "do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych"... czekamy. Pozdrawiam, miłego wypoczynku. @Tomasz Kucina Tobie się wydaje że kontra występuje tylko w boksie, może to samoobrona przed jedynie panującą, może chcieli po swojemu a nie mieli gdzie, kogo w epoce komunizmu interesowały te czy inne wiary, wszystkie tępiono równo i skutecznie.
    1 punkt
  37. @Tomasz Kucina Wreszcie zrozumiałem o co Ci chodzi, piszesz o katolicyzmie, a ja o wszystkich wiarach jakie tutaj w swoim czasie były, ja je szanuję wszystkie bez wyjątku, jakie w historii tutaj funkcjonowały , bo za nimi stoi człowiek. Taki człowiek jak Ty i ja. Ciebie argumenty żadne nie przekonają, masz Swoje... książkowe, wyidealizowane, przystające do Ciebie jak koszula na grzbiecie. Rozejrzyj się wokół Siebie, są inni ludzie, nie tylko katolicy. Może chcieli w ten sposób zaprotestować że nie dane im było modlić się w swojej synagodze, cerkwi, więc zbudowali swoje ołtarze w kontrze do istniejącej wiary... która miała wszystko, w tym przypadku cztery ołtarze, więc dlaczego ONI nie mogą mieć... tego jedynego, swojego? Uszanuj kolego żyjacych jeszcze ludzi którzy z atencją i przejęciem mi o tym opowiadają. Ja ICH wysłuchałem, a Ty tylko uszanuj!!! @valeria A teraz Valerciu napisz o tym wszystkim wiersz i porównaj do naszych krajobrazów, "do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych"... czekamy. Pozdrawiam, miłego wypoczynku.
    1 punkt
  38. @[email protected] leżę sobie pod drzewami różowym i fikusowym, ładna para drzew z grającymi ptakami, słyszy się tu sporo ptaków, pije espresso i małe lody
    1 punkt
  39. Hamletowski dylemat. Z jednej strony sojusznicy Rzeszy, z drugiej zaprzyjaźniona nacja i chłopaki, którzy wbrew woli tu przyszli. Dobrze, że nic się nie wydarzyło. Pozdrawiam.
    1 punkt
  40. Są muszelki na plaży, ale nie mogę je zabrać;) wstałam o ósmej, trochę zbladł róż. Nie ma za bardzo pogody, wczoraj padało, dziś chmury. Pójdę na plażę, ta plaża bardzo przyciąga , ma klimat. Dobrze, ze sobie kupiłam kosmetyki podróżne na lotnisku rituals, łagodzą moją skórę po tym wczorajszym słońcu;) kupiłam piękne perfumy z bezcłowej strefie:) czekam na słońce po śniadaniu :)
    1 punkt
  41. Czytam błyskotliwe myśli, dodatkowo - świetnie zapisane (zwłaszcza te, które zacytowałam), ale na poziomie strof. Nie widzę całego wiersza, tytuł nie jest dla mnie wystarczającym spoiwem. Piszę szczerze, jak odbieram, być może czegoś nie udało mi się zrozumieć. Serce zostawiam tak czy inaczej, bo na poziomie fragmentów bardzo mi się podoba.Pozdrawiam.
    1 punkt
  42. @Czarek Płatak Żyje sobie żyjątko w pewnym, ustalonym tempie. Kryje się w swoim terrarium przed tym, co uważa za zagrożenie. Można żyjątko podziwiać, za ustalenie sobie rytmu określonych czynności, ale można i współczuć zamknięcia się we własnym świecie. Zgrabnie ujęte w słowa. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  43. @w kropki bordo coś tutaj jest zdecydowanie, kurczę niezłe te twoje wiersze bo ciągle jest jakiś sens;))
    1 punkt
  44. 1) Szedłem na stacje przez zagajnik. Po drodze przechodziłem obok cmentarza. Na miejscu kupiłem bilet w dwie strony. Na stacji był tłum. Większość dziewczyn nosiła wygodne bluzki, swetry, kamizelki, koszule. Zwróciłem uwagę na dwóch mężczyzn : pierwszy miał zarost i był silnie zbudowany, drugi był zadbany i nieokrzesany. Pociąg spóźnił się trzynaście minut. Przed przyjazdem zobaczyłem długi cień. 2) Gdy wsiadłem do pociągu zaczął padać brudny deszcz, zamazał obraz za szybą. Gdy pojazd ruszył, przede mną pojawiło się widmo kilku osób. Paru mężczyzn było ubranych w kaftany i długie nogawice sięgające do kolan. Zastępowały one buty. Kilka kobiet nosiło koszule i zapaski tworzące spódnice. Na plecach miały długie chusty w rąbek. Przeszedłem też obok gościa ubranego w futro z gronostajów. Miał on też pasy ozdobione klejnotami… 3) A Gdy pociąg zatrzymał się na stacji wsiadło wiele osób. Było zamieszanie, chwilowo straciłem widok. Kiedy pociąg ruszył, dwie osoby przykuły mą uwagę. Mężczyzna był ubrany w jedwabne szaty, nosił biżuterię, futro i perukę. Kobieta posiadała suknię i gorset z kwadratowym dekoltem. Był on ozdobiony koronkami i klejnotami. Suknia była z lnu, a rękawy od niej miały szeroki krój. Kobieta mnie zauroczyła. 3) B Idąc dalej wagonem spotkałem dystyngowaną damę : miała ona gorset ozdobiony łańcuszkami i klejnotami. Pasy były zapięte na kluczyk. Na stopach pani nosiła pantofelki, a na głowie kapelusz. Z niego wystawały włosy malowane czarnym bzem. Rozmarzyłem się widząc ubiór osób. Ocknąłem się na stacji, kiedy padał gęsty grad. Zasłaniał on przez minutę wszelki obraz za szybą. Gubiłem się między przedziałami. 4) Pojazd ruszył dalej, zobaczyłem mężczyznę w peruce i lokach. Nosił on żupan i kontusz. Żupan miał postać długiej sukni z rękawami, zapinany na rząd guzików. Kontusz przypomina rodzaj płaszcza lub kamizelkę z wylotami, czyli rozciętymi od pachy do łokci rękawami, które luźno zwisały. Kontusz był przewiązany ozdobnym pasem kontuszowym. 5) Straciłem przytomność i ocknąłem się. Zachwyciła mnie dama : miała długą suknie z metalowymi stelażami. Zza sukni wystawała biała koszula. Ozdobą kobiety były : wachlarz i droga bransoleta. Gdy pani oddaliła się i odsłoniła szybę, spostrzegłem dopiero, że pominąłem jedną stację. Co nie czyniło mi różnicy. ( Czasami widziałem prawdziwy widok.) 6) Na kolejnej stacji unosił się pomarańczowy dym i nie widziałem kto wsiada. W pociągu zobaczyłem mężczyznę w łapciach. Miał on wełniane spodnie i białą haftowaną koszulę. Nosił też kapelusz i ozdobną sukmanę, zapinaną na guziki. Kobieta obok na nogach też miała łapcie. Na głowie nosiła czepiec . Ubrana była w suknie z gorsetem, a na ramionach miała zarzuconą chustę. Podziwiałem też jej biżuterię. 7) Na stacji zwiędnięte liście zasłoniły widok. Byłem zdezorientowany. Gdy się ocknąłem zobaczyłem kobietę w sukni, była ona ozdobiona koronkami, kokardami, sztucznymi kwiatami, klejnotami i futrem. Dama trzymała wachlarz, a na nogach miała pantofelki. Przeszedłem ,też obok mężczyzny, miał on krótkie spodnie i cienkie pończochy. Nosił on też habit z wąskimi rękawami i kieszeniami. Pod nim dostrzegłem białą koszulę. Poza tym gość miał kapelusz ozdabiany piórami. 8) Rozmarzyłem się, niespodziewanie pociąg ruszył. Po chwili spostrzegłem, wyłaniającą się z wnętrza wagonu opaloną damę w krótkiej sukni. Nie miała ona gorsetów i drogich ozdób. Mężczyźni obok byli ubrani prosto, skromnie i wygodnie. Ubiór innych osób również był dość współczesny. 9) Byłem zmęczony i zasnąłem na parę minut. Gdy się obudziłem za kolejną stacją, zobaczyłem kilka osób ubranych prosto, ale ze smakiem. Ubrania były ze zbędnych materiałów i przypominały biedniejsze współczesne. Minąłem też mężczyznę, którego ubiór był częściowo wojskowy. A jedną spotkaną damę dekorowały loki i pomalowane na czerwono usta. 10) W końcu wysiadłem na końcowej stacji, czasy były współczesne i okolica znana. Mojej przygody nie potrafię wytłumaczyć. Może na pierwszej stacji zasnąłem, a na końcowej się obudziłem. Ale dlaczego moje doświadczenia w znacznej mierze, pokrywają się z faktami ?
    1 punkt
  45. Możliwe, że ów tekst już tu jest. Ale może pod innym tytułem? ---------------------------- Góry tego roku wyglądają tak samo jak w poprzednim. Niestety. To bardzo mylące stwierdzenie. Jak się miało okazać, nie dla wszystkich. ∧?∧ To mój pierwszy wypad. Mam dużo szczęścia. Wczoraj pogoda nie dopisywała i nie miałem pewności, czy podejmie wędrówkę. Dzisiaj pięknie i słonecznie. Wymarzone warunki do realizacji marzenia. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że wszystko może ulec zmianie, w najmniej spodziewanych okolicznościach. Poczytałem odpowiednie książki i wiem, że góry mają to do siebie, że potrafią zaskakiwać, niczym kobieta na wierzchołku psychiki. Wierzę jednak, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Zdobędę upragniony szczyt. Mam odpowiedni ekwipunek z niezbędnymi rzeczami i pewność siebie w sobie. Przeszedłem już spory kawałek. Niestrudzenie i ochoczo. Mijam różnych turystów, wszystkim mówiąc: cześć. Spozieram na błękit nieba i pierzaste chmurki. Ponadto widzę dwie kozice i bace w oddali. Napakowany dobrymi myślami, kroczę raźno przed siebie. Z oddali słyszę dziwny, delikatny odgłos. Nie potrafię określić skąd dobiega. Po chwili ów szczegół, wylatuje z głowy, błądząc pośród skał niczym pijany świstak. Mija trochę czasu. Odczuwam pierwsze dolegliwości uciążliwej drogi. To w końcu pierwszy marsz, po kamieniach i krzywych drogach. Do tej pory nie miałem z tym problemu. Takich przeciwnych ścieżek, los przede mną nie układał. Słońce nadal bystro świeci, muskane białymi barankami. Szybują leniwie nad wierzchołkami. Pierzaste zeppeliny, na tle błękitnej przestrzeni, której tutaj nie brakuje, gdzie wielki człowiek, jest takim małym. Widok zapiera widok w piersiach. Podziwiać piękno, to jeszcze potrafię. Pełen wiary w przyszłość, ponownie słyszę cichy szelest. Pojawia się i znika nie wiadomo skąd. Mam nawet wrażenie, że jestem obserwowany. Olewam to. Jakieś zwidy umysłu i tyle. Wystarczy pomyśleć racjonalnie. Wędruję po dość szerokim szlaku. Z jednej strony zbocze góry, a z drugiej nic. Kciuki z lekka obtarte, wsunięte pod szelki od plecaka, sylwetka przygarbiona, lecz pełna nadziei, gdyż wierzchołek już niedaleko widoczny. Nawet zaczynam wesoło pogwizdywać, ale szybko milknę, bo wyczytałem w książce, że w górach to zła wróżba. A może chodziło o jacht? Nie mam pewności. Tak czy siak, wolę myśleć na ulubioną melodię. Tego przeznaczenie nie usłyszy. Czy aby na pewno? Na mgnienie oka, przypominam sobie pewien szczegół ze swojego życia. Jednak owe wspomnienie, szybko wybiega z umysłu, niczym przestraszona kozica. Widzę turystę przed sobą. Ponownie kłaniam się pięknie i pozdrawiam odpowiednio. Ten robi to samo, zostawiając na pamiątkę, zanikające odgłosy stukania butów. Idę kawałek, niewiele myśląc, lecz po chwili, do uszu dobiega inny dźwięk. Też z tyłu. Szlak w tym miejscu jest dość szeroki. I tak samo jak jeszcze niedawno, z jednej strony zbocze góry, a z drugiej – nic. Nie wiem, co to może być. Tak na dobrą sprawę, jestem na tyle strachliwy, że boję się obejrzeć. Teraz już słyszę wyraźnie, jakby po prawej stronie, coś z tyłu szurało na zboczu. Dźwięk coraz głośniejszy i bliższy, robi się jeszcze głośniejszym i bliższym. Powtórnie widzę innego turystę. Nie mówi nawet cześć. Ma inne myśli w głowie. Szum się nasila, niczym morskich bałwanów. Na domiar złego, słońce zakrywa ciemna chmura i wiatr przybiera na sile. To coś z tyłu jest o wiele bliżej. Zbyt blisko, by pozostać w niepewności. Czuje przeraźliwy chłód. Muszę się odwrócić i spojrzeć do tyłu. Zupełnie mnie zatyka. Kilka metrów przed sobą, widzę zakrwawiony przód śnieżnej lawiny. Czytałem o tym zjawisku, lecz ta jest inna. Na domiar złego te szkarłatne, brudno czerwone plamy. Groźnie faluje na boki, jakby gotowa do skoku. Wyraźnie dostrzegam, drgające nerwy pod pulsującym śniegiem. Sprawia wrażenie gęstej i ciężkiej. Jednak co chwila unosi przód, wychyla się w moim kierunku i wisi chwilę nade mną, by za moment, trochę się cofnąć i przyjąć poprzednią, przyczajoną pozycję. Dźwięki jakie wydaje, to jakby kompilacja wszystkich złowieszczych duchów gór. Mogę uciekać jedynie w kierunku wierzchołka. To jednak nic nie daje. Słyszę z tyłu, złowieszcze ocieranie o szlak. Znowu jest bliżej. Ściga mnie uparcie, lecz póki co nie robi krzywdy. Bawi się jak kot z myszką. Uciekam ile sił wystarcza, widząc przed sobą, ciemny, pulsujący cień. Czuje pierwsze płatki śniegu. Więcej i więcej, choć niebo znowu błękitne. Przystaję na chwile. Raz kozicy śmierć. Muszę odpocząć. I tak nie mam gdzie uciec. Spoglądam do tyłu ponownie. Widzę jak śnieżny potwór spada do przepaści, z odłamkami skał. Hałas jest przerażający. Mam teraz wolną drogę. Rezygnuję z dalszej wspinaczki. Nie zdobędę wierzchołka. Chce jak najszybciej wrócić do domu. Mam dziwne wrażenie, że biała zjawa, chciała ze mnie wyssać na światło dzienne, jakieś zapomniane wspomnienie. Słońce ma barwę krwi, a czerwone łzy, ściekają po ścianie horyzontu. Tak to w tej chwili widzę. Schodzę dość szybko. Pragnę jak najwcześniej opuścić te przeklęte góry. Dopiero teraz sobie uświadamiam, że mogłem przecież zginąć. Tylko dlaczego ten potwór, nie zepchnął mnie do przepaści. Przecież mógł to zrobić z łatwością. Wędruję szerokim szlakiem, między dwoma zboczami gór. Prawie że biegnę, na ile jeszcze sił wystarcza. Nie chce za szybko, bo mógłbym się przewrócić i uderzyć głową o jakąś skałę. Żywię obawy, że w końcu prześladowcę, szlag trafi na szlaku. Nagle gdzieś wysoko, dostrzegam białą plamę. Jest malutka, ale z każdą chwilą, większa. W pierwszej chwili wmawiam sobie, że to jakiś szybujący ptak. Niestety. Jednak powróciło, by znowu mnie gnębić. Zjeżdża z góry niczym morderczy anioł. Nie bardzo jest gdzie uciekać. To znaczy szybciej, niż teraz. Jeszcze nie wiem, jaka jest wielkość bestii, ale przypuszczam, że znacznie większa, niż poprzednio. Zwały śniegu suną po zboczu… i nagle zmieniają kierunek. Są na szlaku, kierując się w moją stronę. Mam odciętą drogę. Próbuje wchodzić wyżej, ale to coś, wspina się za mną. W końcu powracam na szlak. Bo cóż innego, mogę zrobić. To mi pozwala. Widzę białe, lecz mroczne myśli. Wielu spraw już nie zdążę załatwić. Pulsuje nade mną, a jednocześnie jestem wewnątrz. Ogromne, mroźne serce. Ze sklepienia kapią krople wrzącego śniegu. Drapieżnik, który za chwilę rozszarpie zdobycz. Zapewne po to stworzył kolistą ścianę wokół. Żebym miał pewność, że nie można uciec. Co prawda próbuję, ale powierzchnia, wbrew pozorom, jest twarda jak skały, po których biegłem. Odczuwam przeraźliwy chłód, że aż mi gorąco w płucach ze strachu. Wspominam schab w zamrażalniku. Raczej nie zdążę zjeść. Nagle słyszę w głowie, dziwne, chłodne dźwięki, niczym wilgotne cienie słów. No nie – myślę sobie. – Kupa myślącego śniegu, chce do mnie zagadać. A niby skąd wie, po jakiemu? Poliglota, czy co? Zupełnie mi odwala. Tym bardziej, że realność otoczenia, jakby rozmyta duszącą klaustrofobią, sprawia, że nie bardzo wiem, co jest grane na nerwach. Zimno jak cholera. Jedyny pewnik w tym chaosie. Najchętniej, bym leżał na ziemi i zasnął w mroźnej kołysce. Jednak ostatkami woli, pragnę jeszcze pożyć, zanim przeznaczenie, całkowicie ją zamrozi. Chociażby kilka chwil, aż nadejdzie ta ostatnia, która zablokuje jutro. Puki co, szelest wirujących płatków śniegu, formuje we mnie sens pytania. Dobiega do mnie, jakby się wygrzebał z zaspy. –– Pamiętasz zimę w waszym miasteczku? –– Kto pyta? –– A pamiętasz, co robiłeś dzieciom? –– Dzieciom? Kim ty jesteś? Czemu mnie więzisz? –– Przypomnij sobie. Chyba wiesz, że czasami złe szczegóły, mają wpływ na dalsze życie. Lubią wracać. Nie w formie zemsty, lecz nauki na przyszłość. –– Nauki? Kim do cholery jesteś? Wyjdź z mojej głowy, albo zabij. –– Wiesz, nawet wierzę, że wtedy o tym nie pomyślałeś. Miałeś po prostu zły dzień. Jak wiele innych. –– Zły dzień? O czym ty pierdzielisz? Nie widzisz, co się dzieje. Za chwilę będę soplem lodu. –– Czy wiesz, jak to wpłynęło na te dzieci. Co później przeżywały. Ile się napłakały. –– Napłakały? Przeżywały? Pytam ponownie. Kim jesteś? Dlaczego masz czelność, mieszać mi głowie? Niczego złego nie zrobiłem. –– Pomyśl. Była zima. Wiele dzieci, które błagały, żebyś tego nie robił. –– Cholera! To o to chodzi. O jakieś głupie dzieciaki. Wnerwiały mnie tą swoją zabawą i tyle. Przecież za chwile, mogły następne… –– Następne, też zniszczyłeś. –– I przez to ten cały cyrk przeżywam? Przecież nikogo nie zabiłem, nie okradłem, nie… –– Przeproś je za to. Ja to im przekażę. Wybaczą tobie. Znasz powiedzenie: poza krawędzią przebaczenia? Wtedy już nie ma odwrotu. –– Przeprosić? Za taką głupotę? Nigdy w życiu. To one powinny mnie przeprosić! Mnie! Rozumiesz? Działały mi na nerwy, jak mało kto. –– Bo ciebie nie miał kto nauczyć. Dlatego zazdrościłeś. Tak? –– Co ty chrzanisz! Brakuje ci piątej śnieżynki. Wynoś się z mojej głowy. Daj mi wreszcie święty spokój. –– Cały czas staram się dać. ∧?∧ Mroźne, zadaszone półwięzienie, w kształcie nie do końca złożonych modlących dłoni, gdyż pojawiło się jedyne wyjście, które zdaniem mym, nie stwarza optymistycznej prognozy na przyszłość. Dostrzegam turystów. Przechodzą przez ściany, idąc dalej. W ogóle mnie nie zauważają. Tylko mały chłopiec, kiwa na pożegnanie. Może dzieci potrafią dostrzec więcej. Czuję silny powiew wiatru. Stoję przylepiony do tylnej ściany. Tam gdzie zwieńczenie nadgarstków. Nie mogę uciec, albo raczej nie chcę. Przede mną jasna plama jedynego wyjścia. Widzę błękit nieba, wierzchołki gór oraz szybujące ptaki, ale jakieś to wszystko inne. Poza pojmowaniem. Malutki wobec ogromu, wypychany przez mroźne dłonie na zewnątrz, poza krawędź zrozumienia... wiem gdzie jestem, ale nie wiem, gdzie będę.
    1 punkt
  46. Nie zaciskaj oczu Miej je szeroko otwarte Chce wpaść ci w oko i od razu wylecieć Bez płaczu W oka mgnieniu Połknij mnie, wypluj i spuść w toalecie
    1 punkt
  47. Coś jest w tym pokręconym tekście :))) A końcówka mnie wymiotła, bo poszedłem w skojarzenia prawie erotyczne :))) Zboczonym?
    1 punkt
  48. @Ilona Rutkowska Dziękuję za czas i tak wnikliwy komentarz - bardzo mi miło:). @Annuszka Serdeczne dzięki :)
    1 punkt
  49. dzisiaj zgrzeszę nie ma rady chociaż jeszcze duch mój walczy "obiecałeś słów dotrzymaj" supeł w brzuchu wyjścia nie ma jak lew skradam się po zmroku z nerwów wyszła żyłka w oku wnet dopadam swą ofiarę ona śmieje się bezwstydna na amory moje zimna czule słowa mówię pięknie że nie liczy się zewnętrze że w skowronkach będzie cała by po prostu się otwarła Jest i cud bo się udało mym pieszczotom się poddała tego nigdy człowiek nie wie ale jestem w siódmym niebie dla mężczyzny najważniejsze żeby miała piękne wnętrze lecz ktoś nagle ciągnie z raju Kapitanie hej pomału to lodówka jest załogi co po nocy Pan tu robi prawda w oczy czasem boli więc mu mówię "Ja tu jestem na kontroli" --------- Chociaż z niej jest zimna sucz czy ktoś oprzeć się jej mógł??
    1 punkt
  50. Wszystkim czarownicom i wiedźmomWypolerowane tysiącami stóp, kocie łby, lśniły po niedawnym deszczu. Słońce wyszło zza chmur i rozpięło tęczę nad wschodnią stroną miasta. Piękną tęczę, w sukni z drgających barw. Prężyła się dumnie nad miejscem, gdzie była jej chata za murami.Okratowany wózek podskakiwał, trząsł i skrzypiał przeraźliwie niesmarowanymi osiami. Dolores trzymała się kurczowo drewnianych żerdzi, którymi był obudowany. Ten chwyt sprawiał straszny ból jej dłoniom, naznaczonym próbą rozpalonego żelaza, kiedy ojciec Antonio zmusił ją do przejścia stu metrów, zaciskając w garści rozgrzany do czerwoności metal. Zresztą cała była jednym, wielkim bólem.Patrzyła na znajome kamienice, które mijała i na twarze ludzi stojących wzdłuż ulicy. Poznawała niektórych - o, tam stoi stary Miguel, któremu wyleczyła za pomocą mieszanki ziołowej, ślimaczącą się ranę na nodze.Teraz krzyczy, pokazując bezzębne dziąsła i patrzy nienawistnie, rzucając w jej kierunku końskim nawozem. Przecież wtedy dziękował wylewnie i z pokorą kłaniał się do ziemi w podzięce. A tam mały Roberto. Miał umrzeć jako dziecko i rodzice zamówili już pochówek i mszę u proboszcza Anselma. Krzyczał straszliwie dniami i nocami, a ona przebiła srebrną igłą ropienie w uszach i chłopak był jak nowo narodzony. Teraz złośliwie się uśmiecha, stojąc na murku i pokazując wyjęty ze spodni członek, wykrzykuje: Na stos, Wiedźmo! Niech ci, Lucyfer to wsadzi w dupę.Żyjesz gówniarzu dzięki mnie!*Trzy miesiące temu, Filip, wrócił z zamku jakoś dziwnie zamyślony. Usiadł przy stole, podparł pięściami brodę i patrzył niewidzącym wzrokiem w okno. Krzątałam się przy kuchni, popatrując na niego kątem oka.- Coś się stało, najdroższy?Pochyliłam się nad nim i przytuliłam policzek do jego włosów.Westchnął głęboko.- No, powiedz – zamruczałam mu w ucho. Chwyciłam ustami płatek małżowiny i lekko possałam. Uwielbiał to.- Zaniosłem księżnej twoje zioła migrenowe. Długo mi się przyglądała, a potem zaczęła jakoś szybko oddychać. - Wstał od stołu zaczął chodzić po izbie. - Powiedziała, że jestem pięknym mężczyzną, stworzonym do miłości...- Bo jesteś.Żachnął się.- Przestań. Dotykała mnie i sapała jak stary miech. Obrzydzenie mnie brało.- Co jej powiedziałeś?- Że mam żonę i bardzo ją kocham. - Podszedł do niej i przygarnął do siebie. - Bo to prawda. Ale ona wtedy powiedziała...- Tak?- Powiedziała, że nie ma nic pewnego na tym świecie, a ona jest przyzwyczajona, że dostaje co chce. A moja żona jest wiedźmą i różnie może być w tych czasach. W mieście jest mistrz Torquemalla, słynny łowca czarownic.Podniosłam głowę i pocałowałam go w usta.- Nie martw się. Nic nam nie grozi. Jestem pod opieką pary książęcej, bo dzięki mnie mają swojego jedynaka. Umarliby przy porodzie, ona i dziecko, gdyby nie ja. Bądź dobrej myśli.Wziął moją głowę w dłonie i popatrzył mi w oczy.- Bardziej kocham to zielone. Brązowe jest zbyt tajemnicze i niepokojące.*Teraz mam tylko zielone. Moje różnobarwne oczy były jednym z argumentów na rzecz konszachtów z czartem. Torqemalla wyłupił brązowe jako bardziej niebezpieczne. Nie podobał mu się kolor. Podobnie jak Filipowi. Tylko brudna szmata przesłaniała teraz ropiejący oczodół.Gwałtowne szarpnięcie, które przeszyło ciało bólem, wyrwało ją z odrętwienia. Wóz stanął.Na środku rynku piętrzył się stos drewna z tkwiącym pośrodku palem.Drzwi klatki otworzyło dwóch żołnierzy, którzy wywlekli ją brutalnie i rzucili przed podestem, gdzie siedzieli państwo. Za ich plecami stał ojciec Antonio i mistrz Torquemalla.Zbliżył się dominikanin.- Wielka jest twoja zatwardziałość, dziecko. Wszystkie próby wykazały, że jesteś kochanką diabła i czarownicą. A ty zaprzeczasz. Liczni świadkowie potwierdzili twoje konszachty z nim. Czarami leczyłaś ludzi, aby zrobić z nich wyznawców zła, rzucałaś uroki i chodziłaś nocami na Czarcie Wzgórze, aby uprawiać nierząd ze swym Czarnym Panem. Świadkowie to widzieli i zeznali. Nawet najbliżsi i najdostojniejsi.Opuściła głowę. Pamiętała ten straszny moment, kiedy odczytano jej zeznania Filipa. Ale nie zapłakała na to wspomnienie. Nie miała już łez nawet dla jednego oka.*Coraz częściej wzywano jej męża do zamku pod byle pretekstem. Wracał zamyślony i jakby duchem nieobecny. Pewnej nocy zobaczyła na jego szyi piękny, złoty medalion. Nie śmiała zapytać go o niego. Bała się gniewu męża.A powinna była. Straciła czujność wobec tego brutalnego świata, kiedy została żoną Filipa.Znalazła go dwa lata temu na gościńcu, obdartego z ubrania i ledwie żywego od ciosu nożem w klatkę piersiową. Pielęgnowała troskliwie to piękne ciało, aż stanął na nogi i doszedł do siebie.Po pół roku powiedział, że ją kocha i pragnie jej za żonę. Jakże szczęśliwa była! Lata samotności wyryły bruzdy na jej czterdziestoletniej twarzy. Urodzenie syna w tak późnym wieku uznała jako wyjątkową łaskę Boga. Ludzie szanowali ją i jej potrzebowali, ale żaden miejscowy kawaler nie odważyłby się zostać mężem wiedźmy. Bali się, choć podobno była śliczna.Ostatnio Filip coraz rzadziej kochał się z nią. A ona tak bardzo go pragnęła! Przyłapała się, że w zasadzie zaczyna żebrać o miłość. W zaślepieniu nie chciała dostrzegać zmiany jaka w nim zachodziła pod wpływem częstych wizyt na zamku. Straciła czujność. Miłość może zabić. Nawet mądrych*- Twój mąż zeznał, że w chorobie podawałaś mu wywary, którymi opętałaś jego duszę i serce. Jaśnie pani Księżna opowiedziała nam jak wyczyniałaś gusła i mamrotałaś zaklęcia nad nią i jej nowo-narodzonym dzieckiem. Liczni mieszkańcy miasta potwierdzają takie praktyki. Jesteś winna czarnej magii i kontaktów z siłami nieczystymi, Dolores Ortega. Ponieważ nie przyznałaś się na badaniach przeprowadzonych przeze mnie i mistrza Torquemallę, zostajesz skazana na stos i spalona żywcem. Proś Boga o wybaczenie i bój się jego gniewu. - Głos dominikanina grzmiał nad głowami nieruchomego tłumu. Gdzieś zakwiliło dziecko uciszane niecierpliwie przez matkę.- Nie boję się Boga. Jest dobry. Boję się ludzi. Takich jak wy – wycharczała przez pokaleczone usta.- Bluźnisz! Wielki jest twój grzech. Pozostajesz zatwardziałą, więc spłoniesz żywcem. Kacie...Wielki mężczyzna prawie zaniósł ją do pala i przywiązał starannie. Nie mogła chodzić, bo stopy przypalone były przez rozżarzone węgle. Próba ognia. Teraz będzie znowu ogień. Lubują się w nim ci sadyści.Doświadczyła również innych prób. Wszelkiego cierpienia jakie dane jest człowiekowi. Każde włókno nerwowe było czynnym uczestnikiem procesu badania prowadzonego naukowo przez ojca Antonio i realizowanego z piekielną sprawnością przez mistrza Torqemallę. Przykładał się, stary wilk, tak gorliwie do roboty, że niejednokrotnie spocony, musiał zdejmować kaftan i koszulę. Na przykład kiedy stosował „Stapprado” - podwieszanie do belki za związane z tyłu ręce i bicie pejczem z ołowianymi kulkami. Dyszał jak przy orgazmie, a jej wycie słyszano zapewne w górnym zamku. Dla perwersyjnych słuchaczy wyszła jakaś szalona orgia. Zresztą raz, jak był pijany, zgwałcił ją brutalnie.Szczypcami wyrwano sutki. Na przemian mdlała i odzyskiwała świadomość, doznając bólu na granicy rozkoszy. Czy to usta Filipa dotykają jej piersi i dlaczego są takie zimne? Dlaczego gryzie tak mocno? Usta szczypiec i płynąca z nich ekstaza. „Drewniany koń” porozrywał ścięgna i wyłamał stawy. Mistrz głaskał się w kroczu po nabrzmiałym członku, kiedy napinał liny przywiązane do przegubów i kostek. Ćwierć obrotu i głaskanie. Kiedy usłyszał cichy chrzęst pękających ścięgien i jej nieartykułowany krzyk, mokra plama pojawiła mu się skórzniach. Jej ciało wyglądało jak przy wysypce, pokryte drobnymi rankami od nakłuć w poszukiwaniu diabelskiego punktu. Och, jakże się ucieszył mistrz, kiedy znalazł na dole pleców znamię, a właściwie lekkie przebarwienie skóry. Dźgał je zapamiętale aż omdlała i nic nie czuła. Ten fakt został skrzętnie zanotowany w protokołach ojca Antonia.Dominikanin szarpnął za sznur pokutny zawiązany wokół jej szyi. Przysunął krucyfiks do spękanych ust.- Żałuj za grzechy, czarownico! - krzyknął i potoczył wzrokiem po zebranych. Księżna patrzyła znudzona, a w kącikach ust błąkał się uśmieszek. Dolores rozumiała go. Mówił: Widzisz, i tak osiągnęłam co chciałam. Mam twojego męża i będzie mi wiernie służył w łożu. Straszyłaś mnie wiedźmo, to teraz bój się sama płomieni.- Przyznaj się – zasyczał cicho przez zęby, zakonnik – Oni tego oczekują. To jest potrzebne, aby wiedzieli, że Bóg łamie najtwardsze serca. Aby się go bali.Milczała.- Słuchaj, Dolores. – Kontynuował. - Mistrz odnalazł twego syna. Jego los jest w twoich rękach...Szarpnęła się i zawyła. Tłum zafalował.- Patrzcie, ludzie. Czarny się w niej ciska – usłyszała okrzyki.Bezzębnymi dziąsłami schwyciła kraj „san benito” - pokutnej szaty z włosiennicy – i łkała.- Przyznaj się i wydaj wspólników swoich piekielnych praktyk – usłyszała poprzez szum gawiedzi, głos klechy.Rozejrzała się znowu. Wśród grupy dworzan coś zalśniło w słońcu. Medalion! Filip stał odziany w pstrokaty strój i patrzył na nią. Nie mogła rozszyfrować jego wzroku. Było w nim jakieś napięcie, wstyd, żal.Patrzyła nadal.*Coraz więcej osób przychodziło do jej domu niby na pogawędki, czy po poradę. Stara Consuela nie owijała w bawełnę.- Dolores. Twój mąż cię zdradza z księżną. Mówią o tym w zamku. Pani chce go mieć tylko dla siebie. Uważaj.- Filip jest mój. Kocha mnie i naszego małego Cinti.Stara pokiwała głową.- Oj, Dolores, Dolores. Taka mądra i wiedząca jesteś, a nie znasz duszy mężczyzny. Kiedy zaświecą mu nowym cyckiem i pieniędzmi...- Przestań. Nie Filip.- Pomyśl o sobie. Do zamku przybył mistrz Torqemalla – sławny łowca czarownic. Podobno przyjechał na zaproszenie pary książęcej. Raczej nie szuka tu kwiatów. Pomyśl o sobie i dziecku – powtórzyła.Gryzłam się długo, aż poszłam do zamku. Nie chcę wspominać rozmowy z księżną Panią. Nie pomogły błagania, przypominanie o długu wdzięczności. Kiedy w desperacji zaczęłam grozić i powiedziałam coś o zaklęciach i napojach, usta zacisnęły jej się w wąską kreskę. Wtedy wyszłam. Wiedziałam już, że będzie źle. Ukryłam małego u bartników w pobliskim lesie, a sama czekałam. Nie wiem na co. Na Filipa, czy na koniec?*Krucyfiks był z lipowego kawałka. Patrzyła na twarz Chrystusa. Miękkie drewno było popękane i rysa biegnąca od czoła aż po podbródek, nadawała Bogu jeszcze bardziej cierpiętniczy wygląd. Całość świeciła matowo od potu i śliny, która przez dziesięciolecia wżarła się w drewno. Tylu ludzi go dotykało i całowało.Spojrzała dominikaninowi w oczy.- Dobrze.Zobaczyła jak oczy zajarzyły mu się triumfem.- Ludzie, – krzyknął – Czarownica chce wyrazić skruchę przed śmiercią i wyznać swoje błędy.Zafalowało. Tłum zaczął szemrać, a księstwo spojrzało z zainteresowaniem. W oczach księżnej dostrzegła lekki niepokój.Potrząsnęła głową odrzucając z twarzy długie włosy.- Pragnę wyznać... - Jej słowa brzmiały niewyraźnie przez rozbite wargi – że uprawiałam czary i szkodziłam dobrym ludziom. Chodziłam na Czarcią Górę (mój Boże, tam rosły najważniejsze zioła), aby oddać się cieleśnie Lucyferowi. Byli tam też inni, znani wam...Zapadła cisza. W powietrzu wyczuwało się ogromne napięcie.- Widziałam tam mistrza Torqemallę, jak pił z diabłem – krzyknęła, mobilizując resztkę sił w zmaltretowanym ciele.Wszystkie oczy zwróciły się na mistrza, który patrzył na nią oniemiałym wzrokiem. Nagle szarpnął się do przodu.- Ludzie! Chyba nie wierzycie wiedźmie! Kłamie, suka!Ojciec Antonio bacznie mu się przyglądał.- Jak możesz, czarownico, rzucać takie oskarżenia na wypróbowanego sługę Świętego Oficjum? Jak to udowodnisz?Poczuła zwierzęcą radość. Wprost euforię.- Widziałam jak kopulował z innymi czarownicami. Diabeł dotknął jego brzucha i zostawił ślad. Znak malutkich rogów koło pępka.Dostrzegła najpierw wyraz zdumienia, a potem przerażenia Torqemalli.- Kłamie. Kurwa diabelska! Książę, niech podpalają!- Chwilę, mistrzu – Zakonnik wyciągnął rękę – Przed śmiercią i przed Bogiem mówi się prawdę. Masz znak?Torqemalla zaczął się wycofywać. Na dyskretny znak księcia, dwóch rosłych pachołków schwyciło go pod ramiona i zdarło ubranie.W tłumie rozległo się westchnienie. Na brzuchu mistrza widać było niewielkie znamię w kształcie rogu.Masz, skurwysynu, za me cierpienia. Już nikogo nie będziesz męczył. Nie trzeba się było przy mnie rozbierać.- Ludzieeee! – zawodził mistrz – to diabelska sprawka! Nie wiem skąd ta wiedźma o tym wie. Ludzieeee! Jestem gorliwym sługą kościoła i dobrym chrześcijaninem.Ojciec Antonio i książę wymienili krótkie spojrzenia. Kolejny, dyskretny znak i powleczono wierzgającego Torqemallę w stronę lochów.- Sprawa mistrza zostanie zbadana – krzyknął dominikanin – Kto jeszcze, wiedźmo?Powiodła wzrokiem po twarzach. Zatrzymała się na Filipie. Dostrzegła jego atawistyczny, zwierzęcy strach. Oczy wyszły mu na orbit. Po twarzy płynęły strużki potu. Nawet stąd było widać, że zadrżał. Poczuła straszny smutek. Mój kochany, Filip. Mój najdroższy.- Nikt więcej z żyjących czy obecnych. Był tam złotnik Cruseiro, ale czart go zabrał w ubiegłym roku.Gnida. Oszukiwał na stopach i strasznie bił żonę i dzieci. Niech sczeźnie jego pamięć.- ...Stary włóczęga, Giuseppe...Kradł strasznie i zgwałcił małą Eleonorę. Potem uciekł. Nie wie, co go czeka jak tu powróci.- ...Byli również ludzie dostatnio ubrani... możni...Teraz twarz księżnej przybrała kredowy kolor. Wiedziała, że Dolores zna wszystkie zakamarki jej ciała. Odbierała przecież poród.- ...ale ich nie pamiętam. Pijana byłam i odurzona czarcim oddechem.Wystarczy wam ta chwila nagiego strachu. Żyjcie z nią. Za karę. Żyj, Filipie. Nie mogłabym.*Kiedy w drzwiach zobaczyłam ojca Antonia i strażników miejskich – wiedziałam. Nie miałam siły i determinacji by uciekać wcześniej, bo Filip kategorycznie się temu sprzeciwił. Powiedział, że jestem pod opieką księcia i nic się nie może stać. Słyszał na zamku, jak o tym mówiono.A teraz zakonnik przeczytał mi jego zeznania i wszystko we mnie umarło. Baz słowa dałam sobie założyć kajdany. Dobrze chociaż, że ocaliłam małego synka.*- Ojcze – pochyliła się z trudem – Czy mój syn...?- Bądź spokojna, dziecko. Przysłużyłaś się wielce sprawie kościoła, demaskując podstępnego węża na jego łonie. Obiecuję na święty krzyż./A teraz, drogi czytelniku, powinno nastąpić coś zaskakującego i wprawiającego Cię w osłupienie. Powinny rozewrzeć się niebiosa czy przyjechać błędny rycerz, aby ratować niewinnych. Ale życie jest niesprawiedliwe i prozaiczne. Rzekłbym – naiwne. Więc.../ Szybkim, wprawnym ruchem kat złapał ją za kark. Trzasnęło głośno i dla Dolores Ortega zapadła zbawienna ciemność. Po chwili rozszedł się po placu wstrętny zapach palonego mięsa. Na jej ciele zaczęły wykwitać bąble, które pękając uwalniały wodę ściekającą po skórze. Szybko parowała. Cała postać zaczęła czernieć i kurczyć się. Zapłonęły na chwilę jej piękne, jasne włosy. Twarz popłynęła jak maska z wosku.I koniec.- I kto nas teraz będzie leczył? - wymruczał stary Miguel, drapiąc się po bliźnie na nodze.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...