Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 04.05.2021 uwzględniając wszystkie działy
-
graphics CC0 etiopska Aika krzyczy przez liany synaps: kocham Haddisa! czarna subsaharyjska rastafarianka wrzuca soczystą tangerynkę do rzeki Atbara owoc opada z wodospadem na pola ryżowe okwitające w nenufary etiopskie słońce w wodzie do kostek zapala monokryształ motyki jej kochanka… wtedy ciałka Meissnera dziewczyny ożywają uaktywniając skórkę wysłanej do chłopca tangerynki czulą po drodze wonią gaje eukaliptusa nad kwiatem oleandra miodne żele elastyczna skóra Tigrajki pęcznieje nabiera różowej konsystencji Haddis z koszem ryżu na głowie poślubi Aikę… gąbczastą i pulchną jak indżera jej stiukowe kolumny nóg to dwa połączone baobaby wkrótce w koronach drzew skrzydlata awifauna ogłosi kacykiem etiopskiego kruka Haddis kupił go i zaobrączkował tangerynką zapłacił na targu w Addis Mercato — *erotyk fantasmagoryczny5 punktów
-
o matko serc czystych, wbrew sobie samej trudna co łzy na policzkach mych kładziesz wyciśnięte z żalu przyjaciółko natury powierzchownie nudna schronienie sercu miłe wbrew ułudom koszmarów recepto na szczęście, dusz ukojenie piękno swe kryjesz, nie chlubisz się przed światem dlaczegoś niepowszechna, choć pragnąłby każdy okryć się szczęścia twego majestatem uczyń mnie głupcem w dzisiejszej niewoli w oczach, które poznać nie miały okazji, jak piękna i skromna jesteś w swej prostocie, jak cenne jest to, czego już nikt nie chwali.5 punktów
-
wsiadł na złym przystanku smród i tanie współczucie wokół niego nagle odwrócił się świat dobre myśli od siebie akordeon wyciska zgrane jak zły szeląg melodie które nikogo już nie chwytają za portfel ludzkie pojęcie przechodzi szczególnie ta jak to się gapi w okno na świat zza szczelnych przeciwsłonecznych tacy jak on wyglądają jeszcze brudniej szpilki w podłogę oczy ręka kurczowo na torebce jak na jego gardle wysiadłam na szczęście na dobrym przystanku poprawiając zsuwające się bezszczelnie przeciwsłoneczne szpilka utknęła mi w bruku4 punkty
-
bądźcie waleczni rycerzami swoich czasów nie wolno wam zwalniać bo czas tego nie robi bo życie to jazda pociągiem przed którym tory zaś po bokach nie znaczące już krajobrazy mijające drzewa były tylko drzewami niebo czy wiecie jakie ono było wtedy no właśnie jakie proste jest zapomnienie4 punkty
-
Niech nie ucieknie nam sprzed oczu słaba poezja niech będzie pozdrowiona Za to, że nie potrafi oszukiwać skrywać emocji i ubierać je w zbyt wyszukane słowa za to, że przelewa myśli na papier bez retuszu Kłuje w oczy i chcemy ją usunąć zasłonić przed nią oczy jak Mojżesz przed Bogiem Niech będzie pozdrowiona słaba poezja bo tylko ją zrozumieją ludzie i połączą się w solidarnym uścisku wspólnego doświadczenia3 punkty
-
tak jak słońce tak i człowiek co dzień się uśmiecha tak jak księżyc tak i on co noc szuka wśród gwiazd szczęścia tak jak drzewo tak i człowiek marzy dotknąć bram nieba tak jak piekło tak i on wstydzi się tego co ciemne tak jak nicość tak i człowiek nie jest pewny jutra tak jak kwiat taki i on rodzi się po to by umrzeć3 punkty
-
już przemęczeni litanią twarzy ze stłumionymi kształtami bez szans na swoje imię zjadani przez perspektywę tak bardzo zwarci jak odosobnieni dławią gardło chodnika i idą właśnie walczyć na wojnie albo przepełnić autobus a kiedy jako pielgrzymi to nie przepychają się łokciami3 punkty
-
wiatr w dłoniach tęsknota w kieszeni złota myśl na twarzy uśmiechnięty cień dziś mi towarzyszą czuje je jak siebie są tak mi bliskie bliżej się nie da przed mną droga kłaniam się drzewom kamień zaprasza na małe ale ja zaś szczęśliwy nie szukam więcej jestem dumny z tego czym dziś częstuje3 punkty
-
@Melania "Mówić można z każdym - rozmawiać bardzo mało z kim." - Feliks Chwalibóg. Pozdrawiam Melanio. Witam u nas.3 punkty
-
A gdyby wszystkich zamknąć w balonie, w środku jałową tubę ustawić, wykrzyczeć przez nią, że świata koniec i tylko balon może ich zbawić? A potem wolno spuszczać powietrze, krzycząc przez tubę: Jest coraz gorzej! Podnieść ciśnienie, ogrzać powierzchnię, setkami twarzy kłamstwa potworzyć... I tak przetrzymać czas odpowiedni... To czy po wszystkim, niczemu winien, znajdzie się jeden, który bezczelnie napiętą ścianę szpilą przebije? Czy się wyleje prawdą klarowną wina nieznana siła umysłów, czy tylko humus opadnie na dno, stęchłą rysując w balonach przyszłość?3 punkty
-
lirycznie słońce rozdzwaniasz tętnem nieba dygocący aż drżę seraficznym nektarem omdlała lotosem zakwitam w ramion twych kołysaniu zapachem orbit zaczajona za horyzontem myśli niewysłowionych gdzie czyhające noce jak karmel wylewny gęste ambrozją deszczu uciekam w zmierzch ustronny by na czarownej przędzy za buduarem zagadek w duszy Twej Luną osiadać2 punkty
-
w przepaści się gromadzą uczucia niekompletne przebite opony ruchome piaski górki trudne jakieś nadzieje wysokie groźne fale i słowa nagłe nieostrożne siedzą tam razem z robakami grają w karty przeklinają poddali się nie próbując badać kolejnych warstw szukać mądrych rozwiązań haczyków sznurka chęci mówią że byli tacy którzy znaleźli siłę jakąś potężną i wymknęli się stamtąd to musi być prawda inaczej zapchałaby się na płasko przestrzeń do zgromadzeń2 punkty
-
ŚMIERĆ jest Bogiem!Bogiem co nie zna litościTo Ona nas trzyma przy życiuTo Ona nam życie odbieraGdy chce wzbudza w nas strachGdy chce szacunek dla SiebiePotrafi go w nas wzbudzićOd stóp do glów wtedyJesteśmy go pełni dla NiejI tylko modlimy się do NiejBłagając usilnieAbyChoć stale jest tuż obokZa rękę nas nie złapała...2 punkty
-
Grał w leśnym borze, słowik na fletni basowej, chyba marzył, oj marzył, o harfie strunowej. Wszyscy są zadziwieni - zadzierają głowy, stał się, oj stał, wielki cud, prymat sobie zdobył. Dorównać mu chciał, oj chciał, puzonem skowronek, nastroszył, oj nastroszył, pstrokaty ogonek. I zadął ponad siły w instrument złotawy, wsłuchuje się z przejęciem w muzyczne oktawy. Cóż na to, nasz wróbelek... fujarkę rychtuje, ćwierkał będzie, oj ćwierkał, w dziureczki napluje. Słucha słowik - skowronek, kto tak cudnie nam gra, Oba ptaszki, oj ptaszki, odfrunęli... raz, dwa. Do tercetu go wzięli, mają ptasi chórek, pobiją, oj pobiją, swym śpiewem Kiepurę. A ja stąpam, oj stąpam w koncertowym lesie, z pięknem ptasiej melodii, ćwiru - ćwir... odlecę. "Słowa są jak ptaki, łatwo się płoszą." - Wiesław Lewoc.2 punkty
-
gimnastyka ejże mistyka kaski niechaj styka fortel daje fotel szumi wiosenny jesion taras brzmi nieraz okiennica mówi wiatr art myśli fart phone oknem Internetu czmycha łąką czeremcha wąż dobry mąż ziemia jest nieziemska płacz łka acz wyobraźnia tka jaźnią pen jedzie kartką Kindle odkłada strony lajki Majki wpadają Będziemy jeszcze bliżej :O2 punkty
-
na Niagarze miliony kropel jak rój Perseidów krzyczy że do oceanu tak daleko a ja.... Z Marsa do Ziemi jeszcze dalej! smutny jest los skazańca! Jowisz wysyła słodkie buziaki do Saturna w Drodze MLecznej kwitną flirty i romanse Kto kocha ten świat ma u stóp! wiosna jak zielony kobierzec otacza planety radością Wiwat Maj! niech żyją słowiki i bajki z Mchu i paproci ! Jowisz. Pluton. Neptun. aby wyruszyć w daleką drogę trzeba zrobić tylko jeden krok!2 punkty
-
(autorka: M_arianna_fikcyjność) Można podziwiać piękny obraz, fotograficznie świat zmontować, a gdyby wiatr uchwycić w dłonie, powiewy wersom oddać w słowach. Można poruszyć wyobraźnię, by z opowiadań tkać widoki, lecz lepiej jest na własne oczy ujrzeć, i poczuć zew przygody. Można się nagle zauroczyć, wśród domniemanych zawirowań, kiedy wiatr wieje prosto w oczy, uwierzyć... zawiłościom słowa.2 punkty
-
@M, jak m No i cała sprawa została zagadana. Co prawda są osoby, które stres pokrywają gadulstwem, ale... skoro była to pierwsza randka, to chyba jednak chodziło o początkowe poznanie się. Jak można, nawet pobieżnie, rozpoznać intencje osoby, która nie slucha? Ba, zdominowała rozmowę, nie próbowała zainteresować się adwersarzem (a przecież chyba po to tam była, a nie w celu wystawienia sobie laurki)... Mimo, że jestem kobietą, jakoś nie dziwię się Twojej reakcji. Sama nie jestem wymowna, ale nie lubię być zalewana potokiem wymowy. Wolę dyskusję. Pozdrawiam :)2 punkty
-
jest zieleń odnaleziona dalej pagórki i skrzydła ptaków strumień toczy krew ostatni wers sączy atrament na starym cmentarzu zakwitły szafirki samotny Chrystus czyta wiersze zmarli odeszli z marzeniami zostały pękające nagrobki i bezdomny poeta linijką wiersza zraniony2 punkty
-
przesmutny to wątek człowieczy wkochana w kochanka kobieta nikt nie ma dla niej litości nikt na nią w domu nie czeka żywi się chwil odpadami wżebrana w ostatnie ciuchy myśląc że spija ambrozję łez kaptur nosi ze skruchy pragnienia ma całkiem przeciętne jak dom którego nie będzie interes życia zrobiła dotyki kradzione w pędzie złodziejka przegłupia dziwka chętnie się z każdym zamieni by nie czuć tej bezradności co trwale pikuje do ziemi bez marzeń bo nierealne bez planów bo niegodziwe wkochana kobieta ma burkę i pętlą okutą szyję mówią że miłość wzbogaca a ona kochanie przeklina bo wpadła w głęboką studnię i nie wie jaka przyczyna hamulec nie działa w praktyce zmarnuje życie wczepiona chce odejść ale nie może na drugie ma NIESPEŁNIONA1 punkt
-
- Mistrzu, w nocy zawodzę, czy jest na to rada? - Spróbuj z rana, wieczorem człowiek z sił opada.1 punkt
-
Historia pisma i materiałów piśmienniczych to temat rzeka, który zaledwie „liznę” po powierzchni. Sądzę jednak, że warto go poruszyć choćby w zarysie, dla jakiejś ogólnej orientacji i w celu przybliżenia. Skupiłam się na tym co jest nam w pewien sposób bliskie, nie poruszając wielu aspektów dotyczących ludów Ameryki Południowej i Środkowej, większości Azji, Półwyspu Arabskiego i Afryki. Zarówno język, jak i pismo rozwijały się niezależnie w każdej kulturze przez wiele tysięcy lat. Ich rozwój przebiegał rozmaicie, niemniej wraz z bogaceniem się danego języka, powstawaniem nowych słów i środków wyrazu, rosła stopniowo potrzeba zapisywania myśli. W różnych zakątkach świata ludzie w pewnym momencie rozwoju zaczynali poszukiwać i tworzyć narzędzia, które pomagały im uwiecznić rzeczywistość. Najstarsze znane przykłady pisma, pochodzą z Uruk w południowej Mezopotamii i datowane są na 3300 lat p.n.e. Są to gliniane tabliczki pokryte pismem piktograficznym. Pismo tego typu obejmuje serię prostych znaków graficznych, z których każdy oznacza jakiś przedmiot, albo pojęcie. „Dzień” symbolizował wizerunek słońca wstającego nad horyzontem, rysunek nogi oznaczał „stać”, albo „iść”, narysowany zestaw głowy i miski znaczył „jeść”, „jęczmień” przedstawiony był za pomocą kłosa zboża, a „ptak” za pomocą schematycznego rysunku ptaka. Zidentyfikowano już ponad siedemset znaków, stanowiących w sumie bardzo bogaty, złożony zestaw pojęć. Tekstów zapisanych tego typu znakami nie da się przeczytać. Można je zaledwie interpretować, a nawet to sprawia wciąż jeszcze rozmaite problemy. Pismo piktograficzne nie daje nam żadnych wskazówek co do tego jakim językiem posługiwali się mieszkańcy ówczesnej Mezopotamii. Tymczasem, około 3000 lat p.n.e. w Egipcie zaczęło się z wolna kształtować pismo hieroglificzne. Początkowo jako zapis symboli, ale około 2800 lat p.n.e. nastąpił pewien przełom. W tym czasie znakom zaczęto przyporządkowywać konkretne wartości fonetyczne. Tego typu pismo nadawało się już do zapisywania dźwięków mowy ludzkiej. Podobnie było z pismem klinowym, którego nazwa pochodzi od kształtu odcisków rylca trzcinowego. Na przestrzeni 3000 lat, kiedy to pismo egipskie powstawało, rozwijało się i stopniowo zanikało wyparte przez grekę po 332 roku p.n.e., przechodziło ono różne metamorfozy. Hieroglify zawsze były pismem świętym, używanym głównie do zapisywania modlitw, zaklęć i tekstów religijnych najczęściej na ścianach świątyń, grobowców i sarkofagów. Później pojawiło się pismo hieratyczne, będące uproszczoną wersją hieroglifów, używane głównie przez kapłanów i służące do zapisywania tekstów na papirusie. Najpóźniej rozwinęło się pismo demotyczne, stosowane najczęściej wśród ludu do korespondencji i sporządzania dokumentów urzędowych. Już Pliniusz Starszy stwierdził, że bez karty papirusowej trudno wyobrazić sobie cywilizację ludzką, a tym bardziej historię. Dzisiaj może jednak nie tak znowu radykalnie podeszlibyśmy do tej kwestii. Warto jednak z grubsza przyjrzeć się temu materiałowi piśmienniczemu, bo faktycznie odegrał dużą rolę w rozwoju cywilizacji śródziemnomorskiej. Najstarszy zachowany papirus liczy sobie 5000 lat i został odkryty w grobowcu dostojnika z czasów I dynastii. Był to niewielki zwój, na którym nie stwierdzono śladów tuszu, więc nigdy nie był zapisany. Kariera papirusu jako materiału piśmienniczego rozpoczęła się w czasach V dynastii. Z tego okresu pochodzą pierwsze zapisane karty. Stopniowo ich ilość rosła i ze Średniego i Nowego Państwa znamy już całe zachowane do naszych czasów archiwa papirusowe. Między IV wiekiem p.n.e., a IV wiekiem n.e., papirus stał się jednym z głównych egipskich towarów eksportowych, czemu zawdzięcza międzynarodową karierę. Do XI wieku to właśnie ten rodzaj kart używany był przez kancelarię papieską, ale już wówczas papirus zaczyna być wypierany przez tańszego, choć mniej odpornego konkurenta – papier. Pomimo licznych znalezionych tekstów egipskich obejmujących najróżniejsze sprawy i dziedziny życia, nigdzie nie znaleziono opisu sposobu wytwarzania arkuszy papirusowych, ani malowidła dotyczącego tej sprawy. Wiadomo jednak, że surowcem do produkcji tego materiału piśmienniczego był papirus, roślina rosnąca przede wszystkim w Delcie Nilu. Z miąższu łodyg, chronionego przez zewnętrzną korę wyrabiano karty. Z reszty rośliny wyrabiano liczne przedmioty, a kłącza wykorzystywano do jedzenia, albo je suszono i używano jako materiał opałowy. Jedynym źródłem, które daje nam jakieś pojęcie o sposobie wytwarzania papirusu, jest „Historia Naturalna” Pliniusza Starszego z I wieku n.e. Opis jest według znawców tematu bardzo nieprecyzyjny, a w niektórych aspektach mylący. Aktualnie dziko rosnący papirus zanikł w Egipcie całkowicie i nie do końca jest wyjaśnione co spowodowało taki stan rzeczy. Istnieją dwie hipotezy. Jedna mówi, że przyczyną była nadmierna eksploatacja tej rośliny, a inna obarcza winą drastyczne zmiany klimatu i wyschnięcie wielu odnóg Nilu w Delcie. Z Egiptu przenieśmy się do starożytnego Rzymu. W czasach kiedy Juliusz Cezar i Horacy pisali swoje dzieła używając do tego liter alfabetu łacińskiego, w użyciu był pergamin jako materiał piśmienniczy. Do produkcji pergaminu potrzebna jest skóra młodego zwierzęcia, na przykład kozy, czy królika. Należy zanurzyć ją w mleku wapiennym na dwa, albo trzy tygodnie, a po wyjęciu rozciągnąć na desce i usunąć tępym narzędziem sierść. Później odwraca się skórę i oczyszcza jej wewnętrzną powierzchnię z resztek mięsa. Następnie tak przygotowaną skórę naciąga się na drewnianą ramę za pomocą kołeczków i tak pozostawia do wyschnięcia. Na koniec się ją wygładza. Gotowy pergamin jest mało elastyczny, dlatego nie używa się go w całości, ale tnie na karty. Pergamin był znacznie bardziej wytrzymały od papirusu i można było zapisywać obie jego strony, ale miał jeden zasadniczy minus. Jego produkcja była dość kosztowna. Zapewne dlatego niezbyt długo utrzymał się jako materiał piśmienniczy i kiedy już w średniowieczu pojawił się papier, z łatwością go wyparł. A jak zaczęła się historia produkcji papieru? Jak wiele innych wynalazków, od obserwacji natury. Około 100 roku n.e. Chińczyk Cai Lun, doradca cesarza, przez jakiś czas podpatrywał osy. Zauważył, że żeby budować swoje „kartonowe” gniazdo, rozdrabniają one fragmenty roślin i starannie je łączą. Jako ambitny człowiek stwierdził, że skoro tak niewielkie osy to potrafią, to on również powinien. Po długich próbach, pełnych błędów i niepowodzeń doszedł wreszcie do odpowiedniej metody. W potażu, czyli popiele drzewnym gotował rośliny. Z bambusa wykonał ramkę, a z traw i trzciny powiązanych końskim włosiem zbudował sitko ramki czerpalniczej, gdzie osadzała się półmasa celulozy. Po wyschnięciu dawała ona kartę, na której można było pisać. W ten sposób rozpoczęła się historia produkcji papieru. Na obszarze śródziemnomorza znajomość papieru pojawiła się około XIII wieku i dość szybko się rozprzestrzeniła. W Polsce pierwszy młyn papierniczy powstał w 1491 roku w Prądniku Czerwonym. Początkowo papier produkowano z celulozy uzyskiwanej z roślin: słomy, bawełny, skrzypu, konopi i innych. Później wynaleziono jeszcze inne źródło celulozy. Wykorzystywano do tego stare zużyte ubrania, wykonywane przecież z naturalnych włókien. Wrzucano je do wylepionego gliną dołu, zalewano mlekiem wapiennym i zostawiano na około trzy tygodnie. Po tym czasie odzież dosłownie się rozchodziła. Tak spreparowane materiały wrzucano następnie do holendra, czyli urządzenia służącego do rozcierania szmat. Następnie zamaczano tak uzyskany materiał w wodzie, żeby pozyskać celulozę. Kiedy roztwór osiągnął wygląd białej, mętnej cieczy, można było czerpać z niego papier za pomocą ramki czerpalniczej. Góra ramki miała kształt i wielkość kartki papieru, którą chciano osiągnąć. Dolna część to ramka z sitkiem, przez które wypływał nadmiar wody. Czasem na celulozie układano dla ozdoby kwiatki, zioła, listki. Całość zawijano w tkaninę i wkładano do młyna papierniczego, by odcedzić resztę wody. Troszkę inaczej rozwijała się problematyka pisma w Rusi. W XII i XIII wieku Słowianie Wschodni budowali swoją tożsamość kulturową w oparciu o prawosławie. Sztuka pisania i czytania rozwijała się w wyższych warstwach społecznych, ale w swoim poszukiwaniu materiałów piśmienniczych ludzie zamieszkujący te tereny poszli w trochę inną stronę, wykorzystując własne zasoby naturalne. Podczas badań wykopaliskowych odnaleziono kilkanaście zwitków zewnętrznej warstwy kory brzozowej z tekstami w języku staroruskim, datowane na ten okres czasu. Takie zwitki w naukowej literaturze rosyjskiej określa się mianem „gramot na brzozowej korze”. Rosyjscy archeolodzy zgodnie twierdzą, że gramoty były w średniowiecznej Rusi powszechnym sposobem korespondencji. Niewielka ilość znalezionych zapisków to efekt licznych pożarów i najazdów, a co za tym idzie zniszczeń, nawiedzających Ruś od tamtych czasów. Zupełnie innym tropem poszła Skandynawia i jej gwałtowni, nieustępliwi, przedsiębiorczy i zachłanni mieszkańcy, Wikingowie. Mieli oni także swoje drugie oblicze, ludzi wyrafinowanej kultury, zapisujących doznania związane z odbiorem otaczającego ich świata. Potrafili również ten zapis odczytywać. Wikingowie posługiwali się alfabetem runicznym, zapisując teksty w językach północnogermańskich i nordyckich. Najstarsze zapisy datowane są na II wiek n.e. i zawierają imiona własne i niewątpliwie są tekstami magicznymi. Występowały one na różnych przedmiotach, które dzięki temu nabierały walorów amuletu. Inskrypcje te są już w pełni uformowane, stąd podejrzenie, że pismo runiczne musiało jednak wykształcić się dużo wcześniej, być może na przełomie er. Pośrednie przesłanki wskazują, że zanim wynaleziono runy, stosowano na terenie Skandynawii system magicznych znaków, zwanych taikn. Wśród runologów nie ma zgodności co do tego, jak powszechna była umiejętność rycia run, a zwłaszcza ich odczytywania. W pierwotnym założeniu runy nie miały służyć pisaniu w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Miały być to litery magiczne, które należało ryć w drewnie. Długość runicznej wiadomości była ograniczona. Zapisywano krótkie, proste informacje. Długie, opisowe teksty były w tym alfabecie niemożliwe do zrealizowania. Ponieważ w założeniu runy miały być wycinane w drewnie, determinowało to kształt liter. Na pierwotny alfabet runiczny składały się 24 litery, które czytane według kolejności, dały zwyczajową nazwę całego pisma – futhark. Już dawno zwrócono uwagę, że niektóre z liter wykazują graficzne podobieństwo do liter alfabetu łacińskiego (r, i, b, f, u), albo greckiego (beta, sigma). To może sugerować, że alfabet runiczny został wymyślony przez te ludy germańskie, które zetknęły się ze Starożytnym Rzymem. Inna hipoteza mówi, że podłożem mogło być któreś z pism północnej Italii, na przykład etruskie. Najwcześniejsze znaleziska zapisów runicznych są bardzo trudne do odczytania i interpretacji. Prawdopodobnie są odzwierciedleniem bardzo wczesnej fazy języka germańskiego. Być może część wyrazów zwyczajnie później zanikła, stąd kłopoty z odczytem. Rozwój pisma literowego nie zdominował życia codziennego i tradycyjnego przekazywania informacji. Znajomość pisania i czytania zazwyczaj była ograniczona. Z tego zapewne powodu zachowały się bardzo długo tradycje i instytucje opierające się na przekazie ustnym. Jeszcze długo literatura była prezentowana słuchaczom, albo publiczności teatralnej. Nie istniało czytelnictwo w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Epoka pisemnej komunikacji dość powszechnego zastosowania pisma w Europie rozpoczęła się dopiero w XV wieku. Przyczyniło się do tego wynalezienie druku i ruchomych liter przez Johannesa Gutenberga i rozwój przemysłowej produkcji materiału do pisania, czyli papieru.1 punkt
-
ubita spojrzeniami jak tłuczkiem droga gdzie co dzień od nowa wszystko po staremu domy stojące plecami do moich powrotów każdy zawsze pod swoim numerem i ja idąca pod prąd do siebie wracającej niewiele zmian poza tym że płot co kierunek marszu przedrzeźnia przerosłam i nogi jak coraz bardziej znudzone wahadła1 punkt
-
jest dobre gdy więdną kwiaty zła a trujący owoc nie rodzi nawet w czeluściach lecz kiedy zapominam Ciebie błądzę po obcych miejscach i cierpię oddalam się oddalam od Wiecznej Pamiątki1 punkt
-
Witajcie, Nazywam się Mariusz Szwonder. Jestem członkiem Stowarzyszenia Autorów Polskich, a przy okazji również polonistą i surdopedagogiem. W swoim dorobku posiadam ok. 30. publikacji, w tym książki i audiobooki dla dzieci (z udziałem gwiazd, m.in. Piotra Fronczewskiego, Krystyny Czubówny, Jarosława Boberka, Anny Dymnej, Jerzego Stuhra, Ewy Chotomskiej) oraz zbiory z ćwiczeniami wymowy. Tym razem przygotowuję zbiór palindromów. Chciałbym zaprezentować tutaj także próbki twórczości innych współczesnych palindromistów – np. po 10-20 krótkich zdań od każdego z autorów. A wszystko to będzie zadedykowane pamięci prof. Tadeusza Morawskiego, który tak pięknie zachęcał: „(...) piszcie swoje utwory na rożnych forach, twórzcie własne strony, piszcie własne książki”. Dlatego kieruję do Was moje zaproszenie do udziału w tym projekcie charytatywnym (100% dochodu zostanie przeznaczone na wspólnie wybrany cel). Moi goście nie poniosą jakichkolwiek kosztów. Zapewniam pełne przygotowanie e-booka do publikacji – w tym korektę, projekt okładki, skład. Książka ukaże się w kilkudziesięciu sklepach internetowych w tej formie. Ponadto w Wydawnictwie będzie możliwość zakupu wersji papierowej przez potencjalnych klientów. W ramach podziękowania każdemu prześlę oczywiście autorski papierowy egzemplarz, gdy wszystko już będzie gotowe. Plus mój e-book „Nowy mistrz wymowy” oraz linki do nagrań ze znanymi i lubianymi w rolach głównych. Chętnie odpowiem na dalsze pytania. Na zgłoszenia czekam do 31. maja 2021r. Proszę kierować je na adres: [email protected] Pozdrawiam z Olsztyna Mariusz Szwonder1 punkt
-
W Alkamon nikt już nie słyszy, jak szemrzą kamienie. Wybrukowane, wąskie uliczki, czasem jeszcze zapłaczą z tęsknoty za dawnym życiem, kiedy to przed wschodem słońca, rozkładano stragany a kupcy swym doniosłym, zdartym do granic możliwości głosem, budzili mieszkańców. Nad ulicą Bebele unosił się wówczas zapach świeżej bazylii, cynamonu czy choćby kardamonu, który potrafił pobudzać wyobraźnię młodych chłopców, z tęsknotą spoglądających na białe żagle wypływające z portu w szerokie, nieznane im morze. Mały Kim, niczym posłaniec dobrych wieści, biegał boso po dobrze znanych uliczkach, dźwigając na wątłych ramionach, kosz z pieczywem. Pukał do brzydkich, odrapanych drzwi i sprzedawał swój towar, tak starym, jak i nowym klientom piekarni ojca. Musiał się spieszyć, bo przecież nikt nie lubił zbyt długo czekać. Potem wracał do piekarni, zostawiał zarobione pieniądze, brał kolejny kosz i znów ruszał w drogę, a miasto szumiało, budząc się do życia. W porcie, w starej tawernie zrośniętej z życiem rybaków i marynarzy, przywitał Kima właściciel, pan Boo: - Co tam mały u ciebie słychać. Wciąż dźwigasz te ciężkie kosze, a przecież to nie jest praca dla ciebie. Powiedz ojcu, niech kupi muła, będzie dużo szybciej i więcej zarobi. Na takiego muła założy dwa pełne kosze i jeszcze ciebie posadzi na grzbiet, nie będziesz się tak męczył. A jeszcze jakby wóz dokupił, to mógłbyś jeździć do młyna po mąkę i nie musiałby płacić za dostarczanie mąki kulawemu Josifowi, staremu kutwie i oszustowi. Chłopiec zdjął z pleców kosz i postawił go na stoliku. - Panie gospodarzu, pan wie, że taty nie stać na kupno muła. Większość pieniędzy, jakie zarobimy idzie na leczenie mamy, która już tak długo choruje. - No tak, wiem o tym, ale szkoda mi ciebie chłopcze, to ponad twoje siły, takie codzienne dźwiganie pełnych koszy. - Ja się już przyzwyczaiłem i nie jest mi ciężko. - Dobrze już dobrze, weź kosz i chodź ze mną do kuchni. Tawerna żyła, skąpana w nieśmiałych jeszcze słonecznych promieniach, które osiadały delikatnie na surowych twarzach rybaków rozmawiających cicho nad szklaneczkami rumu. Wszyscy tu znali małego Kima, więc pozdrawiali go, tymi swoimi niezgrabnymi uśmiechami, ciężkimi jak ich życie. W kuchni mieszały się zapachy. Zapach smażonych ryb mieszał się z zapachem jajecznicy na boczku, smażonej wygłodniałym marynarzom i drażnił powonienie chłopca. - Siadaj mały. Zjesz trochę jajecznicy? - Dziękuję panu, ale muszę iść dalej, jeszcze mi dużo pieczywa zostało. - Czy sprzedałeś już wszystko co miałeś dla stałych klientów? - Tak, resztę może sprzedam na bazarze. - Słuchaj chłopcze, są tu marynarze ze statku Silence, oni kupią od ciebie to co masz w koszu. Co ty na to? - Naprawdę? To byłoby dobrze, ale czy oni zapłacą uczciwie – zmartwił się Kim. - Oczywiście, że tak. Nie dam cię oszukać mały, nie martw się. A teraz siadaj i jedz a ja zaniosę im pieczywo i przyniosę ci pieniądze. - Dziękuję panu – rzucił chłopiec za wychodzącym z kuchni mężczyzną. Żona pana Boo nałożyła dymiącą jajecznicę na miskę i podała ją Kimowi, mówiąc: - No, jedz chłopcze, bo pewnie jeszcze nic nie jadłeś. - Dziękuję pani Floo, jestem taki głodny, że zapach pieczywa, które nosiłem na plecach, omal nie doprowadził mnie do szaleństwa. - To, czemu nie urwałeś sobie trochę chleba, żeby zjeść? - Nie mogę. Muszę wszystko sprzedać, a dopiero potem idę na targ i robię zakupy, z których moja siostra przygotowuje posiłek. Muszę sprzedać wszystko, bo pieniądze są potrzebne na leki dla mamy. Kobieta pogłaskała go po głowie i powiedziała: - Biedna ta wasza matka, tak długo już choruje, ale dobrze, że ma takie dobre dzieci, które jej tak bardzo pomagają. Kobieta podeszła do drugiego stołu, na którym leżały ryby, mięso i warzywa, wzięła stary zatłuszczony papier i zawinęła w niego kilka świeżych ryb, mówiąc: - Dam wam kilka ryb, to sobie zrobicie porządny obiad. Twoja siostra chyba potrafi przyrządzić rybę? - Tak, Selena dobrze gotuje – mówiąc to kończył dojadać jajecznicę. Po chwili w drzwiach pojawił się pan Boo, podszedł do stołu i położył obok Kima mały woreczek, w którym pobrzękiwały monety. Chłopiec, choć umiał liczyć, bo nauczył go ojciec, wiedział, że nie musi tego robić, bo pan Boo był uczciwym człowiekiem i nigdy by ich nie oszukał. - Oto twoja zapłata. Chłopiec podziękował, zarzucił na plecy pusty kosz, w którym teraz spoczywały tylko ryby i ruszył w drogę powrotną. Droga do domu prowadziła wzdłuż linii brzegowej morza, gdzie o tej porze rybacy, którzy sprzedali już swój towar, czyścili i rozwieszali sieci. Mały roznosiciel pieczywa przechodził obok chaty starego rybaka, Nataniela, który siedział na dużym kamieniu nieopodal chaty i oparty plecami o wielki cyprys drzemał w jego cieniu. - Dzień dobry – powitał staruszka. Starzec otworzył swoje, niegdyś niebieskie a teraz wyblakłe oczy i odparł: - Witaj Kimie, co dobrego u ciebie słychać? - Wszystko dobrze, proszę pana. Sprzedałem pieczywo i wracam do domu. - A więc mówisz, że już wszystko sprzedałeś i nie zostały ci nawet okruchy chleba. - Wszystko, panie Natanielu. Nie zostały mi nawet okruchy. - A to szkoda, bo liczyłem, że dasz coś staremu niedołędze, jak to nieraz czyniłeś, żebym nie umarł z głodu. - Nie mam już pieczywa, ale dobra pani Floo dała mi kilka ryb, więc mogę się z wami podzielić – odparł chłopiec, choć wiedział, że ryby przydałyby się w domu i Selena zrobiłaby z nich pyszną zupę, którą mogłaby się posilić matka. - Och Kim, ty jesteś małym chłopcem z wielkim sercem. Kiedyś dobro zapuka do waszych drzwi i wszystko się odmieni na lepsze, zobaczysz chłopcze. Jeśli możesz, to zostaw mi jedną rybę a resztę zanieś do domu. Ale, zanim pójdziesz, wejdź do mojej chaty i weź ze stołu kilka pomarańczy, które przyniosła mi stara Su, straganiarka, która czasem tu do mnie zagląda. Roznosiciel pieczywa wszedł do chaty, położył rybę zawiniętą w zatłuszczony papier na stole i wziął kilka pomarańczy. Potem ruszył w dalszą drogę na bazar, gdzie musiał jeszcze zrobić zakupy. Na ulicy Babele, wciąż unosił się magiczny zapach i słychać było nawoływania kupców, mające zachęcić do kupna ich towaru. Chłopcy siedzący na płaskich dachach domów, tęsknie spoglądali na białe żagle rozpięte na błękicie morza i wzdychali do przygód, które kiedyś zapewne ich spotkają. - Kim, Kim, chodź no tutaj – zawołała jakaś kobieta za nim. Odwrócił się i poznał starą Su, tą, która przyniosła pomarańcze staremu rybakowi. Podszedł do straganu z cytrusami i przywitał się z kobietą. - Powiedz mi Kim, jak się czuje twoja mama – zapytała z troską w głosie. - Doktor, który był kilka dni temu, mówił, że na razie nie ma poprawy, że potrzeba dużo czasu, żeby mama wyzdrowiała. - Biedna ta twoja mama. Masz tu trochę cytryn, mandarynek, kiwi. O, jeszcze awokado i mango. Twoja mama potrzebuje dużo witamin. Chłopiec sięgnął do kieszeni spodenek, by zapłacić za towar, ale kobieta nie chciała przyjąć zapłaty, mówiąc, że to dla chorej. Kim podziękował i poszedł na dalsze zakupy. Kiedy wrócił do domu, było już prawie południe. Selena krzątała się po izbie kuchennej, przygotowując obiad a Kim wszedł do drugiej izby, w której leżała matka. Mdły zapach choroby unosił się w powietrzu, mieszając się z zapachem z kuchni. W rogu ciemnej izby, w łóżku zbitym niewprawnymi dłońmi piekarza, leżała kobieta. Jej twarz w wątłych promieniach słonecznych, wdzierających się przez ciężkie zasłony, była woskowo szara i odbijała się na niej boleść. Zapadnięte oczy, niegdyś tak piękne, teraz zgaszone, spoczywały na suficie i kobieta zdawała się nie zauważać obecności chłopca. - Mamo to ja, Kim – szepnął nad uchem kobiety. Powoli, z wielkim trudem, odwróciła głowę w stronę skąd dochodził głos i kąciki jej ust jakby się uniosły delikatnie, w słabym uśmiechu. - A to ty synku – szepnęła z trudem. - Tak mamo, to ja. - Opowiedz mi synku, jak wygląda świat i co dziś widziałeś – szepnęła do ucha syna, który się nad nią pochylił. Kim się wyprostował, usiadł na łóżku i biorąc matkę za rękę zaczął opowiadać. - Kochana mamo, schodząc w dół naszą ulicą, widziałem piękne morze, mieniące się błękitem z przeplatanymi srebrnymi punkcikami, zupełnie jakby ktoś rozsypał na nim gwiazdy. Do zatoki wpłynęło kilka delfinów i straciłem trochę czasu w drodze powrotnej, oglądając ich zabawy. Były tak cudne i radosne, a ja tak bardzo chciałem, żebyś mogła je zobaczyć. - Ja to wszystko widzę, właśnie, teraz kiedy mi o tym mówisz, synku. Mów dalej, co jeszcze widziałeś. I mały Kim opowiadał o tym jak przyjął go i ugościł właściciel tawerny, pan Boo i jego żona, o tym, jak sprzedał pieczywo marynarzom, o starym Natanielu i straganiarce Su. Matka słuchając tych opowieści jakby się uspokajała, jej oddech nie był już taki ciężki i kiedy chłopiec skończył opowiadać, wydawało się, że kobieta zasnęła. Kim siedział jeszcze przez chwilę, lecz kiedy poruszył się, aby wstać i zejść do piekarni, by pomóc ojcu, oczy matki się otwarły i przytomnym wzrokiem spojrzała na syna. - Pamiętaj, abyś zawsze był dobrym człowiekiem i nigdy nikogo nie krzywdził. Powinieneś nauczyć się pisać i wszystko to, co mi opowiadasz, zapisywać. Twoje opowieści są tak barwne, że czuję, jakbym to ja sama wszystko widziała. A teraz idź, pomóż ojcu w piekarni a ja się prześpię trochę. Kim pochylił się, pocałował matkę w zimne czoło, po czym wyszedł do kuchennej izby. Selena obierała ziemniaki. Siedziała na małym stołeczku i pochylona nad starym garnkiem w skupieniu operowała małym nożem, a cienkie strużki obierek wypływały spod ostrza, spadając na klepisko izby. Wyglądała dużo poważniej, nad swoje 15 lat. Ciężka nocna praca w piekarni u boku ojca, a potem równie ciężkie prace w domu, zostawiały na jej młodej twarzy coraz wyraźniejsze ślady. - Jak mama – zapytała brata, kiedy stanął na chwilę obok. - Źle. Jest bardzo słaba. Ta choroba nie odpuszcza. Ona teraz śpi, więc zejdę do piekarni, a kiedy wrócę posiedzę przy niej. - Idź, pomóż tacie. Kiedy skończycie zupa będzie gotowa. Kim wyszedł z domu i po kilku stopniach zszedł do piekarni, którą znajdowała się pod ich domem, w wielkiej piwnicy. Ojciec stał nad dużą wagą i skrupulatnie odmierzał mąkę. Pomagał mu mały chłopiec, młodszy kuzyn Kima. Edwin dokładał lub odejmował ciężarki na szalę a Lui, czyli ojciec Kima przesuwał obciążnikiem po skali wagi, złoszcząc się i złorzecząc staremu Josifowi, który zaopatrywał ich w mąkę. - To stary złodziej, znów nas oszukał, w każdym worku brakuje po pół kilo a na dziesięciu workach to już jest pięć kilo. - Jestem tato – odezwał się Kim, by przerwać złorzeczenia ojca. Lui odwrócił się i chmurna twarz wypogodziła mu się na widok syna. - No jak, sprzedałeś wszystko? - Tak tato, sprzedałem wszystko. - A jak się czuje mama? - Źle tato, ale teraz zasnęła. Twarz mężczyzny znów spochmurniała, ale po chwili zadumy rzekł do syna: - Synu, przygotuj zaczyn, a my z Edwinem przygotujemy resztę. Będziesz musiał potem iść do Floriana i powiedzieć, żeby pojutrze przywiózł nam drzewa. - Dobrze tato. Zabrali się za pracę. Lui z Edwinem szorowali stare dzieże, aby były gotowe na nocną zmianę, kiedy przyjdą, by zacząć wszystko jeszcze raz, krok po kroku przygotowując ciasto do wypieku, a Kim uwijał się przy zaczynie. Kiedy skończyli, słońce stało już wysoko na nieboskłonie, grzejąc niemiłosiernie. Poszli na górę do domu, umyli się i zanim zasiedli do stołu, Lui zajrzał do izby, gdzie leżała jego żona. Selena nakładała zupę i dymiące miski stawiała na stole. Para unosiła się, krążąc wokół twarzy chłopców, lecz oni nie zaczynali jeszcze jeść, czekając cierpliwie, aż wróci Lui. Wrócił po chwili, a Selena z małą, dymiącą miseczką, ruszyła w kierunku drugiej izby. Ojciec ciężko zasiadł za stołem, przeżegnał się, a chłopcy poszli za jego przykładem. Potem wszyscy w skupieniu, odmówili krótką dziękczynną modlitwę i zaczęli jeść. Twarz ojca, której przyglądał się ukradkiem Kim, była szara i ściągnięta grymasem bezradności i strachu o życie żony. Ta bezsilność była straszna i chłopiec dobrze o tym wiedział. - Jakie to straszne mieć biednego ojca — pomyślał, lecz zaraz skarcił się za te słowa mówiąc - Ale przecież to nie jego wina, że jesteśmy biedni i nie mamy pieniędzy, żeby mama mogła iść do szpitala się leczyć. On ciężko pracuje i ja z Seleną ciężko pracujemy, a mimo to wciąż jesteśmy biedni. To jest niesprawiedliwe, bo na przykład taki pan doktor jest bogaty, a nas nie stać, aby kupić muła. W milczeniu zjedli gęstą, pożywną zupę. Z izby, w której leżała matka wyszła Selena, niosąc miskę z prawie nietkniętą zupą. - Nic nie zjadła — raczej stwierdził niż zapytał ojciec. - Tylko kilka łyżek. Mówi, że nie chce jej się jeść, tylko pić. - Czyżby miała gorączkę? - Nie, czoło ma chłodne – odpowiedziała Selena, stawiając miskę na szerokim taborecie, stojącym obok pieca, gdzie odkładało się brudne naczynia. Lui siedział, spoglądając za okno, a kiedy chłopcy byli już przy drzwiach, z zamiarem pójścia na plac, gdzie spotykały się dzieci z miasteczka, powiedział nie odwracając głowy od okna: - Chłopcy, nanieście wody a potem idźcie do Floriana i powiedźcie, żeby za dwa dni przywiózł drzewo. Kiedy przynieśli wody z pobliskiej studni, ojciec wciąż siedział spoglądając przez okno, na pustą o tej porze ulice. Selena podziękowała im za wodę i poczęstowała arbuzem. Kiedy zasiedli za stołem ktoś zapukał do drzwi. Ojciec odwrócił zmęczoną, szarą twarz od okna i powiedział: - Proszę! Drzwi powoli się uchyliły i do izby weszła staruszka, choć jak na staruszkę, była zadziwiająco wysoka i szła pewnym, równym krokiem, podpierając się sękatym kosturem. Kiedy podeszła do stołu, powiedziała: - Czy pozwolisz gospodarzu odpocząć chwilę strudzonym nogom? - Proszę, siadajcie i odpocznijcie. Dokąd Bóg prowadzi? Kobieta usiadła i zaczęła się rozglądać po izbie, w której bieda wyzierała z każdego kąta. Ubrana była w długą, szarą suknię, do złudzenia przypominającą habit. Spod szerokiego kaptura, niedbale zarzuconego na głowę, wyzierały włosy koloru popiołu zmieszanego z ziemią. Twarz oblekała siatka zmarszczek, lecz mimo to widać było, że kiedyś była piękną kobietą. Uważnie przyglądała się wszystkim twarzom po kolei, a jej jasnobrązowe oczy jakby duszę przewiercały. Lui ponowił pytanie, lecz kobieta ponownie nic nie odpowiedziała, a jej wzrok spoczął na drzwiach do drugiej izby. Wstała i ruszyła w tamtym kierunku, a Lui i Selena wymienili ze sobą trwożne spojrzenia. - Proszę tam nie wchodzić – krzyknęła dziewczyna i podbiegła łapiąc staruszkę za rękę, lecz po chwili puściła ją z krzykiem, tak była lodowata. Lui zerwał się zza stołu i ruszył ku nieznajomej, lecz ona była już w środku. Stała nad łóżkiem i coś szeptała, kładąc dłoń na czole chorej. Wszyscy czworo byli już w izbie, lecz nikt nie śmiał przerywać staruszce. W promieniach słonecznych, które wpadały do środka, Kim ku własnemu zdziwieniu i przerażeniu, dostrzegł dwie postacie stojące tuż za staruszką. Były prawie tak wysokie, jak ta izba i bił od nich taki blask, że chłopiec musiał zasłaniać ręką oczy, tak był oślepiony. W pewnym momencie wiedźma, bo tak nazwał ją w myślach, spojrzała na niego i powiedziała: - Chłopcze, albo będziesz kiedyś nędzarzem z wyobraźnią, która nie będzie dawała się okiełznać, do momentu aż zwariujesz, albo zaczniesz ją poskramiać i obłaskawiać, jak poskramia się dziki wiatr, wiejący w wielkie żagle. Ja wiem, jak się zakończy twoja historia, ale ty musisz przeżyć swoje życie, potykając się i upadając, by wstawać silniejszym. Ja mogę dać ci tylko wskazówkę, choć uwierz, bardzo niewielu ją otrzymuje. Spojrzała w kierunku ojca chłopca i powiedziała: - On musi się nauczyć czytać i pisać. Tylko tyle mogę powiedzieć, choć widzę całe jego życie i przed wieloma błędami mogłabym go ostrzec, ale nie mogę tego zrobić. To jest pierwsza wskazówka, w ciągu swojego życia dostaniesz je jeszcze tylko dwie i postaraj się z nich mądrze korzystać – znów zwróciła się do chłopca. - Ale my nie mamy pieniędzy na jego naukę, on musi pracować, inaczej nie damy rady przeżyć. Starucha odwróciła się i wyszła z izby, a zaniepokojony Lui i Selena pochylili się nad łóżkiem. Kobieta podeszła do stołu, gdzie stał oparty kostur, wzięła go w dłoń i ruszyła ku wyjściu, lecz mały Kim zagrodził jej drogę i mimo iż bardzo się bał tej kobiety, zapytał: - A co z moją mamą? - A co ma być – odparła. - Czy ona wyzdrowieje? - Już niedługo nic jej nie będzie. Będziesz mógł z nią porozmawiać i opowiadać o tym, co widziałeś. Będziecie teraz żyli spokojni o jej zdrowie, bo choroba już odeszła. A teraz żegnaj mały, do zobaczenia – otworzyła drzwi i wyszła. Chłopiec stał jeszcze przez chwilę, a potem jakby się ocknął z odrętwienia, w które na chwilę zapadł i wybiegł z domu, by zadać jakże ważne pytanie: - Co z tymi postaciami, które stały obok niej i gdzie się podziały – lecz ulica była pusta, nigdzie nie było nieznajomej staruszki. Zawiedziony zawrócił, z zamiarem powrotu do izby, kiedy przed progiem ujrzał sakiewkę. - To chyba ona zgubiła – pomyślał, złapał sakiewkę i popędził w dół ulicy, w kierunku portu, bo wydawało mu się, że tylko tam mogła się udać nieznajoma, lecz jego poszukiwania były bezowocne.1 punkt
-
co dzień tego szuka lecz gdy sie zbliży to coś mu ucieka zostaje pustka co dziennie od lat budzi się w nim nadzieja która może być kluczem który otworzy nowego drzwi do tego co zwie się spełnieniem1 punkt
-
Stoję na dachu, dzierżąc zapałkę. Ten świat dzisiaj spłonie, a ja będę świadkiem. Bogaty czy biedny, to bez znaczenia. Ból jest dla wszystkich i nie ma schronienia. Gdy ciało pokryje, warstwa płomieni. W agonii będziesz, powracał do chwili. A To co wyświetlisz na moment przed śmiercią, osądzą istoty wysłane przez piekło. Nie bez powodu, to ja wszystko zacznę. Po pasku siarczanym, przeciągnę zapałkę. W jednej sekundzie, zakończyć mi dane Ludzkości rządy i wszystko co znane. Człowiek był wolny przez tysiąclecia A jedyne co stworzył, to ograniczenia. Dlaczego dzielimy się na narody? Przecież każdy z ludzi,narodził się wolny. Dlaczego osądzać, próbujemy się stałe? Zamiast korzystać z tego co dane. Dlaczego Watykan, wyznacznik pokoju. Ogrodził się murem i boi się ludu. Nie ważne jest chyba, czy Allach czy Jahwe. Gdy zamiast deszczu, benzyna spadnie. Czy naprawdę uważasz, że najgorszą z dróg, Było dopuścić by gej mógł wziąć ślub? Gdy ty do procy zbierasz kamienie To kolejny bezdomny, zamarza w lesie. Kolejna matka sprzedaje swe ciało, By dla jej dziecka na książki starczało. A największym marzeniem, zepsutych mas To Podążać za kasą by podnieść swój stan. Skończyła się miłość i szczere przyjaźnie, Niebiosa patrzą na nas w pogardzie. Dlatego beż żalu zakończę ten stan. Naprawię tą ziemię, przywrócę ład. Niechaj zostaną tylko zwierzęta, Planeta ta znowu, powróci do piękna. Człowiek pasożyt, najwyższej klasy. Którego można, już tylko zgładzić. Krystian Misio1 punkt
-
@Andzelika Wrobel też czegoś podobnego próbowałem. Z 20 lat temu jakoś. Więc plus za inwencję:)1 punkt
-
Ok. Grzegorz, masz prawo do oceny epoki. Metody były kontrowersyjne czasami - napisałem o tym, dowodziłem tylko, że dostosowane do ówczesnych realiów, nie upieram się do własnych racji. natomiast w każde pierwotne próby i realne działania w ustanawianiu jakichkolwiek zasad i prawa - wpisane są kontrowersje, to tak zawsze bywało w historii, no Cesarstwo Rzymskie też używało metod kontrowersyjnych, Aleksander Wielki, Mongołowie, itd., chrześcijaństwo jest najbardziej polubownym systemem aksjologicznym wymyślonym przez człowieka, bo inne systemy są bardziej drastyczne mimo wszystko, i to zawsze bierz pod uwagę, a kwestia jego uzasadnienia w praktyce - to sprawa osobista, ja nigdy nie śmiałbym subiektywnie kierunkować, to nie moja sprawa. I to będzie moje ostateczne i definitywne podsumowanie dyskusji, możesz to wszystko jakoś podsumować, ale wybacz już nie będę podejmował dalszej polemiki, nie obraź się z tego powodu. Czołem! Grzegorz.1 punkt
-
@Tomasz Kucina Szkoda mi naszej mitologii którą zakopano do ziemi, w sposób haniebny, być może historia wiedziała co robi i tak trzeba było... nie wiem, a może można było inaczej? Za dużo znaków zapytania, na które Ty masz gotowe odpowiedzi, podziwiam Cię, ale to nie jest takie proste. Nie jestem historykiem, ale wiem jedno chrześcijaństwo w okresie Średniowiecza nie ma powodów do chluby. Pamiętaj że nasz JPII chyba w 2002 r, przepraszał za te wszystkie mordy, inkwizycje itp. Trzymaj się zdrowo.1 punkt
-
hahahahaha, dobre osiem fun. Inspirują mnie ludzie i wszystko wokół. Org jest fajny, ale ma zbyt ostre rządy. Coś za coś. Poemax jest lepszy? Tak wogle, to każdy portal ma swój urok, bo portal tworzą ludzie, jak jest super towarzycho, to reszta schodzi na dalszy plan. No i tyle.1 punkt
-
Zgoda. Grzegorz, pytasz gdzie doczytałem... ewidentnie zasugerowałeś to w pytaniu skierowanym do mnie – tu cytuję: „kto tu był poganinem i jak niszczył naszą historię” – no przecież w jawnym odniesieniu do CHRZEŚCIJAŃSTWA? Musiałem zareagować, bo... Dla mnie chrześcijaństwo w Europie (tu w znaczeniu: szeroko rozumianej Europy) nie było czymś niekorzystnym, i nie niszczyło historii, ale,... w pozytywnym znaczeniu - ją zmodyfikowało do zasad opartych w prawie – ustalono stosunki dyplomatyczne między stolicą papieską a cesarstwem. Określono co należy do tzw. sfery → sacrum a co do sfery --> profanum, już było jasne --> to co jest papieskie a co cesarskie... i --> zaplanowano ROZWÓJ CYWILIZACYJNY –> dość pragmatycznie dostosowany do tamtych prymitywnych czasów. POGAŃSKICH - tak pogańskich - ja to potwierdzam, choć o tym nie napisałem wcześniej tylko ty Grześ. Gdyby nie to, nie byłoby współczesnej Europy, to są podwaliny pod nasz rozwój – oczywiście, że stosowano wtedy kontrowersyjne metody działania – to nie podlega wątpliwości!, choćby działania świętej inkwizycji itd., no ale to nie tylko chrześcijaństwo → a prawo kata?, prawo miecza?, prawo siły oręża?, prawo pierwszej nocy?, → można je odnieść bezpośrednio do świata i prawa świeckiego. To w grodach, zamkach, pałacach, na polach bitewnych wytyczano warunki historii, nie tylko to → co należy do sfery sacrum uznać można jako – drastyczne i kontrowersyjne. Rozumiem, wiem, że miały miejsce metody niehumanitarne – ale już świadome porównywanie tych metod w średniowieczu → do czasów współczesnych → nie na sensu! I w to mnie nie wciągniesz Grzesiu. To tak, jakbyś chciał porównać liczydło do komputera. Choć urządzenia mają wspólne cele – metodologia ich działania jest nieprzystająca. Proste! Co do reformacji i kontrreformacji to wiek XVI, a Mieszko I i początek Polski → to rok 966, to jest przepaść w czasie. 500 lat! Zresztą nie o to chodziło w naszej pierwotnej dyskusji, pisaliśmy o mitologii słowiańskiej a ty nas teleportowałeś bezpośrednio --> do historii - nie wiem w jakim celu? Reasumując mój stosunek do historii wyraża się w szacunku a nie w powszechnym nihilizmie, tak jak ty szanujesz dziadków czy rodziców, a twoje wnuki ciebie – tak samo –> to oddziałuje w kontekście do szeroko rozumianej historii. Nie szanujesz historii – nie ma ciebie za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt, czy kilkaset lat – to zależy od tego jak sprawy u nihilistów się wyperswadują w praktyce ich działania. To są łatwe do zrozumienia perspektywy. Nie mam zamiaru tłumaczyć prostych spraw, masz większe doświadczenie ode mnie i jesteś starszy, więc mam prawo zamilknąć. Zmieniał ciebie nie będę.1 punkt
-
1 punkt
-
@Tomasz Kucina Oj, oj Tomaszu nie od księcia Mieszka, tam właśnie to wszystko zaczęło się psuć po przyjęciu chrześcijaństwa przez Polskę, biskupi, księża, misjonarze byli jakże aktywni w niszczeniu starej wiary, nazwali ją nawet - pogańską. To słowo czkawką mi się odbija, powiedz kto tu był poganinem jak niszczył naszą historię? Twój wiersz muszę przerobić, ale już pobieżne czytanie uzmysławia, że temat potraktowałeś bardzo powierzchownie. Dużo źródeł o mitologi słowiańskiej ma swoje korzenie w Rosji, nawet Estonii, są także wątki germańskie, stamtąd przecież pochodzili Słowianie połabscy. Kłaniam się pięknie.1 punkt
-
Dotarłem do wiersza Leśmiana, nie znałem go. To twój wiersz ma więcej optymizmu, i pokładów zmysłowości, u Leśmiana raczej kontekst dydaktyczny. Ale tak, zauważam podobieństwa - skoro piszesz, że dokonałeś świadomej paraleli do mistrza, te anafory, powtórzenia i rytmika są wspólne, - CZYLI POTRAFISZ. Pozdrawiam.1 punkt
-
@Tomasz Kucina No tak nie pocieszyłeś mnie tą zanikającą klasyką, bo klasyka dla mnie znaczy całkiem co innego - to romantycy, pozytywiści itp itd. Wiersze rymowane i sylabiczne, zawsze się pisało, są nierozerwalnie związane ze wszystkimi prądami pisarskimi, nawet greką. Miłego wieczoru.1 punkt
-
@Tomasz Kucina Przeczytaj Sobie Tomku wiersz Bolesława Leśmiana - "Matysek", tam wziąłem naukę podobnego wiersza, bo trzeba się uczyć od lepszych. Wszystkiego dobrego.1 punkt
-
W twoim wierszu natura przystraja się w śpiew ptaków, a rytmika utworu pomaga mi jako czytelnikowi pozyskać tą zorientowaną świadomość zmysłową, więc słyszę, i nawet bez linków... usłyszałem te ptaki. Takie „uwiło” mi się skojarzenie, że tego słowika, skowronka i wróbelka uznać możemy za „chłopaków” więc i rzeczywiście to porównanie do „Kiepury” ma uzasadniony sens, no bo ptaszki śpiewają wysokim głosem (trelem). Skoro założymy sobie, że to są „chłopaki”, to tenor – jak najbardziej tu MA UZASADNIENIE., bo to najwyższy spośród wszystkich innych – głos MĘSKI! Trzech tenorów – słowior, skowron, i wróblas → na scenie – dają koncert! Fajne!, tu śmiało możesz być nowym współczesnym wcieleniem Janka Brzechwy. Super klasyka.1 punkt
-
Jak to ktoś, kiedyś powiedział: odroczona śmierć jest jak przeterminowany jogurt. Póki jednak żyjemy, żyjmy jak najlepiej :) Pozdrawiam :)1 punkt
-
Już mam dość skrywania bólu,wstydu, nienawiści,miłości i zainteresowań. Dlaczego każdy człowiek jest wystawiony na próbę jak Hiob? Ból skrywany w człowieku niszczy jego osobowość,wnętrzności Boże może ty pomożesz? Jakie by były tego skutki? Zobacz do czego to doprowadza Me serce płacze i dusi się z żalu i smutku Wszystko to łączy się w coś obrzydliwego,okropnego. Do czego nienawiść ludzka może doprowadzić? Wiedz, że najważniejsza zawsze jest rozmowa z drugim człowiekiem. Każdy dowiaduję się o tym po skorzystaniu z tego.1 punkt
-
@error_erros Teraz jeszcze zauważyłem że w 7 wersie jest - "ze - że - za" jak się to schodzi - język na supeł. Ale jak tego nie widzisz widocznie moje subiektywne odczucie.1 punkt
-
Kieszenie pełne złotówek, w portfelu papiery,kośćmi palą przeznaczenie, z losami fortuny,kamienne grosiki wyrzucam garściami w wodyWykarmię szcześciem jeziora - po tafli jedynki,początek tej legendy odbijają rewersy;plecami wszystkich awersów, herb wyłania orły,z kajdanów uwolniły się skrzydła i pazuryPuszczam drogowskaz papierem, w swoje miejsce trafiąLećcie! Lećcie! Lećcie! Lećcie! Lećcie do Ojczyzny!Piórami opatulajcie tych, co nie wierzą w cuda1 punkt
-
Torebka leków i żaden na duszę Pukam do siebie, choć wiem, że nie muszę Kłódka bez kodu Zardzewiałość. Ludzkie kawałki to jedna całość Choć uwielbiają: ''jesteśmy inni'' Może i są - choć nie tak, jak powinni Instynkt i podłość, walka o ciało "Całość wszechświata" - to ... pozostałość Nikt się nie modli w nocnych tunelach, nikt w nic nie wierzy Czucie? ... w piszczelach Miłość? Miesięczny bilet. Zawsze pędzi i zawsze bez pożegnania Najbardziej stałe uczucie, a podróżuje co chwilę - przeważnie pobita, wygnana Samotność, ta chociaż zapewnia: ''żadnej samotności!'' Siedzę ze sobą przy stole, ta pyta: "będziemy miały dziś gości?" "Obiecaj mi że wrócisz" - proszę siebie z rana Po ciężkiej nocy spędzonej - na porodówce marzeń: śniło mi się, że zradzam ... woalki i ołtarze Na nocnym stoliku bajki - dni kilku i jednej nocy Są szpilki! - sama upinam. Nikogo do pomocy Cyranki i sowy i dżin - pływają w pasteli stawie Zamawiam kielich goryczy - siedząc przy pustej ... Warszawie Powiaty wyobraźni i wszystkie gorzkie Szanghaje - to mój kawałek nieba Z pękatej torebki leków coś chyba jednak wystaje Zaraz, może to dusza... Nie mam jej - ale ... czeka: "Łap welon! I woalkę! Ostatnie metro!" ... ucieka1 punkt
-
Mora ____________________________________ potknęłam się o sekundnik zegara kiedy słowa rzucone we mnie wytrąciły z dłoni wszystko poranek jak wybuch rozerwał koryta krwi . palą w jednej chwili łowię cienie klatek nie tak dawno kolorowe mętniały co dnia jak zachody myśli we mnie rozpoczęły wędrówkę ___________ chwieją się ______________ zatrzymując ostatnie ziarenko piasku kwiecień, 20211 punkt
-
zrzucono mnie z wpisaną funkcją kontrast w miejscu gdzie bieda mogła być tylko jakimś nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności czy zastanawiałeś się ilu ludzi wciąż chodzi boso za wodą gdy orze po polach ryżowych gdzie tylko może to po ten diament owoce rzadkie metale ty w geście pojednawczo-humanitarnym odsyłasz im ubranie wykrochmalone z dyskontu metka na nim mówi wprost zrobione o te dwa kroki stąd… jak perski kot ziewasz patrzysz z ukosa nie moja broszka jak ich wpuszczę zjedzą mi łososia wyciągną łapska po co dziesiątą parę moich butów gospodarka świata legnie w gruzach - nie czytasz gazet toniemy w długach i drukujemy zadłużeni po uszy ……………………………………………………………………………………… my ziemianie żyjemy na kredyt zaciągnięty u Marsa1 punkt
-
Tyle zerwanych róż tyle przebytych dróg kolce nie ranią już i wolny dzień od trwóg Nad horyzontem hen mój nowy lepszy świat cudowny życia sen z moich młodzieńczych lat Dotykam jedną z gwiazd i wdycham szczęścia woń a jej srebrzysty blask kładę na swoją dłoń1 punkt
-
@w kropki bordo wiem do czego pijesz. Zaproponuj administratorowi portalu nowe forum, taką lożę dla wierszy, które zostały oznaczone np. 10-12 razy. (Kwestia dyskusji). Wiersz, tak wskazany automatycznie musiałbym być przenoszony do tego forum. Wtedy mielibyśmy jasny obraz, kogo promujemy, kogo czytamy i jaki jest poziom. Byłby warsztat, wiersze gotowe i np. loża taka złota komnata. Wskazań może być nawet 15, wtedy ciężko byłoby się przedostać, nawet największym pochlebcom.1 punkt
-
1 punkt
-
Wedle stawu szedłem, ścieżką poprzez łączkę, tam posiłkiem zajęte były zwierzątka domowe, niczym Doolitle wdałem się z nimi w rozmowę, a raczej nagabnięty byłem przez matkę krowę, ty przedstawicielem dwunożnych, nie baranem, wszyscy zdamy egzamin z czynów przed Panem, niczym dobra matka, na produkty daję swe mleko, mało wam tego, musicie robić mi krwawą łaźnię by kosztować zupy z moich krwawych piszczeli, nam głowy ukręcają, rzekła rzeczniczka ptactwa, by smakować z naszego osocza ohydną czerninę, my ziemię uwalniamy z nadmiernego robactwa, owca zabeczała, wełny mało, naszej skóry chcą, bez pomyślunku, pragną wyglądać jak te barany, gdy tak sami sobie, pod nos podstawiają rekuzę, zaskrzeczał karp, uwielbiają mnie po żydowsku, w sobie chytrości jak on nie mam i czyszczę wody, ryby głosu nie mają i na talerzu me ciało podają, niczym głowę Jana w prezencie dla Herodiady, ludzie żyjcie i pozwólcie także innym egzystować, byśmy jak wy, swoją rolę i w tym ciele mogli pokonać.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne