Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 01.08.2020 uwzględniając wszystkie działy

  1. (Patrz teraz listek nie drgnie, ptaszek nie zaćwierka Rozprute kamienice dowodem ich męstwa Czas się znowu zatrzymał i słychać syreny Obraz serca Polaków, co biją z podziemi) Gdy zawrzasnął Niedźwiadek rozpękło siedlisko; Niosła echem w okowach niespokojna sfora. Gilzy kresu huknęły przyzwoleniem Bora, Uderzając w hakenkreuz, wszem obce skupisko. Na początku Żoliborz, potyczki Żniwiarzy, Później Wola, Śródmieście, (przy lotnisku fiasko). I powstali heloci, obudzili miasto, Zawiadiacki organizm o łagodnej twarzy. Choć na ubój posłani niezdjęci odwagą. Mimo wściekłych valkirii, co żarły ich mięso, Ta drobnica kwitnąca chciała paść zwycięsko. "Dziś niczym — jutro wszystkim"! krzyczeli broń gładząc. Nikt już ich nie powstrzyma, za dużo w nich wiary Tylko słów zabrakło: "mierz siły na zamiary". Narodowy Dzień Pamięci Powstania Warszawskiego
    7 punktów
  2. skąd się w człowieku bierze to życie na pokaz bez końca ta nagła potrzeba dzielenia się wszystkim co mnie spotyka od rannej kawy po zachód słońca pięknie krewetki tygrysie podane sam fakt ich na talerzu potwierdza marnie skończyły a będzie jeszcze gorzej jama gardła jama trzewi choć może kto wie wrócą jako pokarm do morza stop lajkowaniu top fanowaniu oderwać zamknąć uszczelnić smartfonofoniczną kroplówkę wypić drugą kawę zrobić kurczaka w siedmiu smakach pójść na górkę popatrzeć jak lądują szybowce bez musu uwieczniania bez potrzeby pokazania i dzielenia się z wirtualnym mikroświatem jak wspaniale mi się żyje i jak potrafię zrobić sobie dobrze
    7 punktów
  3. wiersz o spełnionej miłości i cudnej wiośnie przyjacielu pięknym kwiecie drzewie oraz całym lesie urodzie wszelkiej przyrody urokach podróży pobliskim placu zabaw z radosnymi dziećmi kotkach pieskach i reszcie czeredy naszych młodszych braci o wieczornym niebie nocy gwiaździstej i śnie spokojnym wiersz o cierpieniu napisz i ofiaruj gorącemu sercu to co złe spali a rany zabliźni sprawcę uczyni twoim bliźnim
    5 punktów
  4. Przestałam się modlić do Boga - bo mnie rozczarował. Nic mi powiedzieć nie chce, najlepsze przede mną schował. Odstawiam brewiarz na bok, nocami ćwiczę akcenty Jedynie w 'Boże Nadroższy' - ten akcent jest nieugięty. We w wszystkim innym - nie słucham, nie patrzę, nie mnożę, latami wpatruje się w nie z tego świata zorze I mimo, że nic z nich nie wynika, to dobrze mi jak w raju, czasem coś mi pomoże - zrozumieć tąpnięcia świata, czy dekandenckich Mariachi I - roześmiane lata: choć zawsze były w hangarze - może i uleciały, ale mój wszechświat nadal się śmieje, chociaż już nie jest ... cały Już trochę zostawił za sobą - niewiele ma do dania i czasem sunie bez skrzydeł ... pierzaste obłąkania Robię szpagaty w tych chmurach, mostki w dolinach, przewroty w górach - zawsze po sobie pozostawiam pręgę - złotego pyłu i stali pluszową udrękę Nie ma mnie tu. I nie będzie. Bo nie wiem, kiedy skończę remont. Bóg wciąż mocno trzyma drabinę, a gładzie szpachluje ... Demon ...
    5 punktów
  5. Prośba Póki śmierć nas nie rozłączy, póki śmierć nas nie rozdzieli, pozwól oczy mi wciąż topić w głębi jezior twoich źrenic. Póki w piersi bije serce, póki jeszcze tutaj jestem, pozwól niech me troski koi twoja skroń przy mojej skroni. A gdy przyjdzie ruszyć w drogę i pójść tam, gdzie trzeba odejść, nim mnie wieczne cienie połkną, trzymaj mnie za rękę mocno.
    3 punkty
  6. Usiadł na skarpie, pod wielkim drzewem, baldachim liści zesłał mu cień. Patrzył na rzekę, co myślał - nie wiem. I nie wiem nawet, czego tam strzegł. Właśnie przed chwilą tam go ujrzałam; był odwrócony tyłem, jak sen. Czyżby przeżywał gorycz rozstania, czy odpoczywał, kto to dziś wie? Siedział tak sobie, niby ktoś znany, choć był potrzebny, nie przybył tu... A może tylko liczył barany; czy ich wystarczy na noc, do snu? Czy niespełnione nigdy marzenia przelał w klepsydrze biegnący czas? Nic się nie stało, dramatu nie ma, wszakże... zostanie szumiący las.
    3 punkty
  7. W szklanej tafli ekranu, w dalekiej witrynie Bezmiaru, widzę słodkich winorośli misy, Myśląc, że to jej oczy, jej spojrzeń kaprysy Wnet ożywią fantazję, a myśl ma odpłynie… Szukam wśród czystości szkła wspomnień o dziewczynie, W cukierniczkach z fajansu znajduję jej rysy, Prawdziwe lub nie, śnione jak rajskie cyprysy, Czcionką tęsknoty szczere, jak światło w bursztynie. Czekam lecz nie ma Cię, ta chwila nie nadchodzi, Nie napełnisz zapachem kosmyka Swych włosów Mych ust, w których - nim ciężki jęk smutku się zrodzi, Szept nostalgii, skargę wyśle do niebiosów... I może wyjdziesz ze snu, który tak uwodzi, Zapętliwszy nas wspólnym pulsem naszych głosów...
    3 punkty
  8. W potarganych promieniach zawieruszył się motyl. Czas struny poprzeplatał, więc w sieci skarb złoty. Cieniem skrzydeł odmierza w piaskownicy marzenia. Hera mleko rozlała, struga niebo rozdziela. Mglista droga jak piorun z rozsianymi iskrami. Czy świat Zeus połączy, tak gwiezdnymi myślami? Niech spadnie magiczny deszcz, połączy wszystkie światła. Pióra orła spadają, wena w zamku pobladła.
    3 punkty
  9. Odkąd zamieszkaliśmy na obrzeżach piekła próbujemy nie słyszeć pod nami sąsiada, w tych ścianach gdzie westchnienie komara brzmi niemal jak orgazm, co dopiero ty, moja kochana. A co z tego sąsiad ma, gdy żyje tam z bratem do spółki z chorą matką plus babką też chorą? Nadal stać go na piwo i foliową siatkę. Już zaczynam się martwić kiedy pod podłogą cisza strunę przeciąga.
    3 punkty
  10. po co nam uśmiech po co nam łzy skoro mamy siebie i kolejne dni po co nam wolności po co nam mgły przecież i tak obrócimy je w sny po co nam pogrzeb smutek i wiele trudnych chwil ciemnych nocy ktoś powie jak to jak tak można bez łzy i usmiechu oraz pogrzebu przecież w nich tkwi cały sens który otwiera kolejne drzwi
    2 punkty
  11. różne bywają jesienie i lata nie takie same jedna spełniona i złota a w drugiej dni dżdżystych lament w jednej jest gorycz piołunu w tej drugiej słodycz ogrodów a każda przez własny pryzmat spoziera w stronę zachodu
    2 punkty
  12. możesz podzielić czas na takty rozbić na sample lub na bity możesz w ogóle go nie stracić a może zyskać nawet przy tym możesz podzielić czas na wersy rymem zaplatać go w warkocze zielonookiej wciąż nadziei brzemiennych nowych ciągle zwrotek możesz podzielić czas na klatki myśli zamieniać na obrazy możesz wyrzeźbić kamień rzadki który się jeszcze nie przydarzył możesz podzielić czas na działki albo roztrwonić go na gramy możesz się przy tym dobrze bawić gdy nieprzytomny i pijany masz chwilę na to i nic więcej choć tak ułudnie nieskończoną możesz rozłożyć ją na części aby budować z nich na nowo wybierać możesz nie do końca więc póki taką masz możliwość zanim Cię wciągnie kipiel wrząca pamiętaj jak to ważny wybór
    2 punkty
  13. zamocowana tensegralnie latami topiła siebie we mnie ścinałam łby przegryzały gardło fastrygując umysł w dwuwymiarowy świat prześlizgując wietrzyły mojej energii wchłaniały szarpiąc nerwy czaszki i krzyża nie dawały rosnąć jeśli umrzesz powieś klucz wiem co moje
    2 punkty
  14. @ais Zgadzam się z Iwoną na pewnej płaszczyźnie historycznej zdarzenia minione rozpatruje się tylko przez logikę dokonania. Czy musiało dojść do powstania? - Musiało skoro doszło. (tu chyba się kłania general Jaruzelski;) Kiedyś zapytałem pewnego kombatanta powstania ale też I drugiej wojny światowej. Czy tuż przed wojną to jest jej wybuchem dało się odczuć, że do niej dojdzie? A on mi odpowiedział w te słowa - Pod koniec 38' roku ludzie nie zastanawiali się Czy dojdzie do wojny tylko kiedy. To powstanie warszawskie w liczbach statystykach i racjonalności nie wytrzymuje żadnej krytyki dlatego łatwo jest wydać wyrok niepotrzebna strata ludzka. Ale jest coś i nie mówię tu o martylologii co wymyka się i ocenie i osądowi - ludzie chieli walczyć, chcieli umierać tak jak im było wygodnie i na ich warunkach bo życie w tamtym czasie to też wiem z opowieści ważyło najmniej(zdewaluowało się)do tego stopnia, że człowek śmiał się śmierci w twarz. Pan Ropuch
    2 punkty
  15. ––//–– gdy zmrok zapada umierają cienie czy tylko światło źródłem zbawieniem całość wzmacnia nadaje sens czasem deptane krzywione bardzo lub po troszeczku mimo tego zawsze na wierzchu zostawią ziemię samą na chwilę o świcie wrócą zmartwychwstaną
    2 punkty
  16. Toś zapomniał już o szkole, boś dawno dorosły? Ty z lat szkolnych nie pamiętasz, pamiętają osły. Pracujesz wytrwale, osieł mści się stale... Osły pecha ci zsyłają, w sposób mniej doniosły.
    2 punkty
  17. Tak, świetny wiersz, poruszający. Chociaż to co w puencie... różnie z tym bywa. Myślę, że nie do końca da się to przewidzieć. Bywa, że szanse są znikome a efekt jest i odwrotnie. Dla mnie to był akt heroizmu, tak to widzę. Nie można do końca iść na ugodę z agresorem. Traci się wtedy tożsamość. Pomimo naszej przegranej Niemcy też dostali w kość i już do końca wojny nie było im tak łatwo, a właściwie coraz gorzej. Ta ich wygrana to była taka pseudowygrana.
    2 punkty
  18. smak metalu w ustach i toaleta pełna dymu za oknem podróż wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych kpiąc z zależności i wołania o pomoc jak anioły bez oczu pielęgnujemy swój lęk przed prędkością przed przemijaniem a to świat ucieka - nie my my tańczymy w przedziałach między pustymi butelkami po wytrawnym żalu wspominając wakacje namiot pełen namiętności i rozstania rytmiczne jak stukot kół odjeżdżających pociągów do lepszego gdzieś my wieczni pasażerowie flirtujemy z nieznanym znanym gardzimy do czasu
    2 punkty
  19. tak było fajnie luźno radośnie a pociągnięcia łatwe i proste życie zmieniło barwy zbyt piękne w pędzle bez włosów farby zaschnięte wypłowiał obraz prawdziwy wspólny nie kazał zwątpić lecz czas był trudny teraz tak jakoś myśli są same została rama i płótno białe lecz cóż poradzić żyć jednak warto szkicować chociaż choć nie jest łatwo
    2 punkty
  20. Ludzie chcą koniecznie pozostawiać ślady po sobie. Uwodzi ich ta myśl, że brylowanie na afiszu świadczy o tym, że są ponad innych. Wrzask to zębatki w trybach tego świata, który nie komtepluje, ale konsumuje, więc nie zastanawia się a jedynie w nadaktywności zużywa się. Uwagi w wierszu celne i elegancko podane. Pozdrawiam.
    2 punkty
  21. Tyger tyger, burning bright In the forests of the night: What immortal hand or eye, Could frame thy fearful symmetry? In what distant deeps or skies, Burnt the fire of thine eyes? On what wings dare he aspire? What the hand dare seize the fire? And what shoulder, and what art, Could twist the sinews of thy heart? And when thy heart began to beat, What dread hand? & what dread feet? What the hammer? what the chain? In what furnace was thy brain? What the anvil? What dread grasp, Dare its deadly terrors clasp! When the stars threw down their spears And water'd heaven with their tears: Did he smile his work to see? Did he who made the Lamb make thee? Tyger tyger burning bright In the forests of the night: What immortal hand or eye, Dare frame thy fearful symmetry? ___ 29.07. obchodzimy Światowy Dzień Tygrysa
    1 punkt
  22. Sierpniowe słońce płacze płaczą pierzaste chmury w dole umiera miasto płoną ulice mury ognia teutońska rzeka krwią maluje dzielnice jedna farba zwycięża nikt się przed nią nie skryje dojrzałych starców dzieci to już nie jest selekcja przykrywa kolor śmierci nie ma dokąd uciekać czarne złamane krzyże pracują metodycznie to miasto musi umrzeć bo taki rozkaz przyszedł bardzo posłuszny naród zakochany w Führerze dziś o tym nie pamięta i nie chce w to uwierzyć ale my pamiętamy rzeź Ochoty i Woli zbrodni takie rozmiary naprawdę trudno zapomnieć a teraz konsumenci już wywalczonej wolności oddajmy hołd bohaterom żyjącym jest ich niewielu
    1 punkt
  23. w rzeźbie wieczoru lampa i kufer bal roznegliżowanych lal podąża za korkiem szampana jak w zwierciadle wspomnień nie ma ulicy ze złotą podkową konia oddano Trojanom batem przegnano media czas uczty w paszczy lwa z półlitrówki została ćwiartka na dokarmienie nocy porcja mięsa gdy miasto śpi kobiety na Piotrkowskiej wynurzają się z Łodzi na odległość chwili
    1 punkt
  24. Siadł, podumał i napisał, bo to tylko umie pan pretendent na poetę zagubiony w tłumie może nawet to i dobrze, że anonimowo bowiem w dobie inkwizycji mógł zapłacić głową. Na polanę starej puszczy nie dociera hałas i to tam poeta przyszły zrobił sobie szałas a w szałasie legowisko i kąt literata gdzie mu w nocy przyświecała księżyca poświata. Za dnia kąpał się w promieniach słonecznych od świtu potem pisał, potem czytał i pełen zachwytu sam do siebie nieraz mówił o przedziwny losie już mnie święta inkwizycja nie spali na stosie. Choć niektórzy bez ogródek mówią dostał jobla ja im wtedy ripostuję do nagrody Nobla będę kiedyś kandydował, jeżeli dożyję i nie dożył, wielka szkoda wilk mu przegryzł szyję. Nie wiem czy tak było, ale podobno w szałasie inny dziwak, z innej bajki i o innym czasie zajął szałas i przekształcił wedle nowej mody ma laptopa i Internet i pragnie nagrody. Nobel w grobie się przewraca, że taka miernota tworzy któryś już raz z rzędu bubel, czyli gniota powstał Albert z tego grobu z laską dynamitu rzekł poecie prosto w oczy - nie dożyjesz świtu.
    1 punkt
  25. Idziesz, idziesz... aż dojdziesz. Uczysz się... aż się nauczysz. Robisz, robisz... aż wykonasz.
    1 punkt
  26. Dni już nie te Noc szybko nadchodzi Wiatr częściej wieje Kwiaty więdną Co przyniesie kolejny rok Nie wiem Może da mi szczęście Zamykam złe wspomnienia Czas nowe będzie tworzył Lato przemija Niebo inne co Bóg stworzył Czy ja się zmieniam? Jakoś mi tak lepiej na tym świecie chyba Znalazłam swoje miejsce Czuję się bezpiecznie Niedługo drzewa zgubią Swoje liście Co u mnie opiszę w liście
    1 punkt
  27. @Pan Ropuch ależ oczywiście. ;)mój błąd w przepisywaniu z kartki na tel...
    1 punkt
  28. @Pan Ropuch w sensie szukały mojej energii ?.
    1 punkt
  29. @Somalija przyznam, że się gubię w tym Pani wierszu. Chodzi mi o użycie liczby pojedynczej to mnogiej to pojedynczej znów - zaraz może to rozgryzę... Pan Ropuch
    1 punkt
  30. Tożsamość narodów różne ma źródła, jest to pamięć podbojów, wspólnie zaciągniętych długów, posiadanych win, czy wspólnie usypanych mogił. Nasza historia krzyżami się przecież mierzy...
    1 punkt
  31. @ais Nope jeszcze będzie dwudziesta duszyczka. Zobaczysz sama. ;) Pan Ropuch
    1 punkt
  32. @Pan Ropuch Licytacja zakończona, lodówka zamknięta :)))
    1 punkt
  33. Co do tych nacisków, to różnie się to przedstawia, analizuje. Wiadomo, historycy też chcą mieć zajęcie. Dziś akurat oglądałam wywiady z uczestnikami powstania. To był zryw prawie wszystkich, ludność cywilna też chciała tego powstania. Myślisz, że gdyby powstania nie było Niemcy by zaprzestali wykańczania Polaków i mieli litość nad ludnością cywilną w tym dziećmi? Błędem była na pewno wiara w to, że przyjdzie pomoc z zewnątrz, bo historia uczy, że w czasie wojny każde państwo głównie chroni siebie. Ale już nie śmiecę pod wierszem :) Na pewno ważny temat i piękny wiersz.
    1 punkt
  34. Młody człowiek do mistrza zwrócił się z pytaniem, chciałbym od ciebie dostać życiowe przesłanie. - co jest w życiu istotne, o co walczyć trzeba, żeby sobie zasłużyć na przychylność nieba. - Walczyć o słuszne sprawy bardzo jest wskazane, jeszcze tutaj na ziemi będzie nagradzane, należy jednak w walce użyć takiej siły, żeby te słuszne sprawy w końcu zwyciężyły. Zanim zaczniesz tę walkę, policz się dokładnie, inaczej wszystko przegrasz i słuszność przepadnie. Mistrzowi z Czarnolasu
    1 punkt
  35. Nie wiem, ale mnie te podkolorowania nie biorą :) Energia obrazu rzeczywistego jest jednak inna. Co do dzielenia się, fakt, mamy taką potrzebę, ale odbiorca też ma swoje zdanie - czy "dar " przyjąć, czy odrzucić :)
    1 punkt
  36. to co cię karmiło teraz cierniem rani lecz nie widać posoki ani łzy marnej to co cię bawiło teraz żalem trawi podobno kolej rzeczy czy na pewno aby dwa angielskie ziela liść laurowy dwa razy papryka, kolendra, curry oraz pieprz dla odwagi potem dłonie człowieka połączyć z sercem i duszą gotować do czasu aż zmięknie mina skosztować, nasycić, wydalić z potem, krwią, skórą zostaną jedynie kości co zetrzeć w proch trzeba tyle z tej miłości z życia tyle też
    1 punkt
  37. Zabłądziłem w tym lesie, nie pamiętam kiedy ani jak tu przyszedłem, nie pamiętam po co. Dziwnie obcy zrobił się las, zamglony, ścieżki nie potrafię odnaleźć i zimno tu nocą więc kołderkę zabrałem od ciebie ze sobą. Czasem jakbym słyszał twój głos z wielkiej oddali, i śnisz mi się prawdziwa, jak na jawie z tobą rozmawiać próbuję, lecz ty niemo ustami tylko poruszasz, jakbyś mi chciała powiedzieć, że… i budzę się wtedy, znów błądzę po lesie, a wszystkie ścieżki, które znajduję przy drzewie tym samym się kończą, i tylko tej do ciebie nie umiem odnaleźć.
    1 punkt
  38. Siedzi w sadzie, oparty o drzewo. Tęsknota rozszarpuje serce, tylko niestety nie pamięta, za czym tak tęskni. Jest starym człowiekiem. Siwe włosy, ładnie by wyglądały na tle żółtych mleczy, gdyby nie ciemność. Niewiele rozjaśniona poświatą księżyca. Tym co go cieszy najbardziej, w tej niewyjaśnionej sytuacji, jest wszechobecna cisza. Wtłacza w niego dziwny spokój. Mało widoczne cienie niewielkich jabłoni, jeszcze bardziej go wprawiają w dziwny, melancholijny nastrój. Właśnie kolejny raz przysypia, gdy nagle słyszy, cichy odgłos miękkiego upadku. Nie ma rozeznania, czy blisko, czy daleko, gdyż oczy kleją się do powiek. Zimno nie jest. Wręcz duszno. Koszulę ma przesiąkniętą potem. Jego dom stoi blisko. Tuż za sadem. Odgłosy dobiegają ze wszystkich stron. Częstotliwość wzrasta. Mało co dostrzega. Nagle uświadamia sobie, to o czym powinien pomyśleć od razu. Jabłka spadają z drzew. Dlaczego wszystkie naraz i właśnie teraz. Znowu zaczyna przysypiać. Łowi dźwięki jakby zza mgły. Powietrze już trochę chłodniejsze. Słyszy cichy szum drzew, kołysanych przez wiatr. Wiele gałęzi zdaje się być czarnych. Jak niektóre myśli. Mimo wszystko nie wraca do domu. Jakoś nadal nie ma ochoty. Wciąż te same dźwięki, lecz jeszcze coś poza tym. Chciałby sobie naprawdę przypomnieć, za czym tak bardzo tęskni. Nic z tego. Czarna plama w mózgu, zakryła wspomnienia. Zostawiła tylko tęsknotę na wierzchu. Do niej ma tylko dostęp. Na granicy snu i jawy, słyszy nie tylko odgłosy spadania na ziemię. Po każdym upadku jeszcze coś. Jednostajny szelest przesuwania czegoś na trawie. Blisko niego. Bardzo blisko. Wnioskuje to z odgłosów szurania. Zwiększają się z każdą chwilą. Otwiera oczy. Otaczają go ze wszystkich, możliwych stron. Następne przybywają, z zaciemnionych zakamarków sadu. Czuje intensywny, słodkawy zapach. Dziwne to wszystko. Nawet w pewnym sensie, odczuwa niepokój. Jak mogły do niego przyjść? Tak same ze siebie. To przecież nieracjonalne. W głowie pojawiają się strzępki wspomnień. Dopiero wychodzą z czarnej dziury, lecz są już niedaleko krawędzi. Nagle, ni stąd ni zowąd, czuje wielki głód. Odsuwa plecy od pnia i na klęczkach podchodzi do najbliższego jabłka. Chce je złapać, lecz ono turla się do tyłu. Inne też. Jednak po chwili, bierze jedno do ręki. Pragnie ugryźć, lecz nagle rzuca na ziemię. Z owocu wystaje pełno robaków. Jabłka prawie nie widać. Ogonek się wydłuża. Jest cienki i mocny. Oplata dłoń.. Przecina. skórę. Pojawia się krew. Z pozostałymi jest to samo. Atakują zewsząd. Czuje coraz większy ból. Nie może zdjąć czarnych sideł. Dusi go przeraźliwa woń jabłek. Znowu siedzi oparty o drzewo. Zaczyna się naprawdę bać. Jest mu wszystko jedno. Nie ma sił walczyć. Wtem słyszy głos: – Coś ty stary myślał. Że same tutaj przyszły. To moja sprawka. Pamiętasz, jaki dla mnie byłeś. Ile mi naubliżałeś. Ile razy powiedziałeś, że placek co zrobiłam, tylko na śmietnik wyrzucić. Widzi przed sobą starszą kobietę. Czyżby przyszła go zawołać na kolację? Tak późno? O księżycu. I co ona mówi o tych jabłkach. Że też jej się chciało takich figli. Boli jak diabli, a w głowie piekący zamęt. – Przepraszam Cię. Wiem, że jestem różny. Ale po co wstałaś w nocy? Żeby mnie przestraszyć? Zdejmij to ze mnie. Proszę. – Bądź tu jeszcze chwile. Pójdę coś słodkiego do zjedzenia przygotować. Za jakiś czas przyjdź. – Dobrze. Przyjdę. Nie wie, co o tym wszystkim myśleć. Zachowanie kobiety, było co najmniej dziwne. I za czym on tak nadal tęskni? Robi się naprawdę zimno. Z trudem wstaje. Nie ma żadnych jabłek wokół niego i ogonków na rękach. Widocznie nie zauważył, jak je gdzieś schowała, gdy mu z rąk zdjęła. Idzie w kierunku domu. Dziwi go tylko, że nie dostrzega żadnych świateł w oknach. Czyżby prąd wyłączyli. * Siedzi w mieszkaniu. Po chwili wstaje. Zagląda do kuchni, do pokojów, do pozostałych pomieszczeń. Nic. Cisza i spokój. * Wraca do kuchni. Na jego twarzy widnieje uśmiech. A jednak. Po prostu nie zauważył na stole jabłecznika. Jeszcze nawet z blachy nie wyciągnięty. Pokusa jest zbyt wielka. A przecież pamięta, że za bardzo za tym przysmakiem nie przepadał. Teraz jest inaczej. Siada, wyciąga z szuflady nóż i wykrawa sobie kawałek. Nawet nie zauważa, że na zewnątrz już dzień. Bierze pierwszy kęs do ust… ale nic nie czuje. Bierze drugi… to samo. Na domiar złego, słyszy gwar na zewnątrz. Po chwili wbiega zdyszana wnuczka: – Dziadku. Co tak siedzisz, przy tym pustym stole. No chodź wreszcie. Jedziemy na cmentarz. Dzisiaj rocznica. Nie pamiętasz? Czekamy na ciebie przy samochodzie.
    1 punkt
  39. @w kropki bordo o może masz rację brzmi bardziej gładko biorę jeśli pozwolisz... dziękuję za wizytę pozdrawiam ps. w końcu tu nie chodzi o przepissssssss
    1 punkt
  40. choć wie jak smakują łzy nie żałuje tamtych chwil choć wie jak boli śmiech który siebie udawał jest ciągle za byłym wciąż do niego wraca pomaga mu tęsknota bo jest jak siostra choć wie jak smakuje zło na nim buduje lepsze chce by jego dom zawsze miał otwarte drzwi
    1 punkt
  41. 1 punkt
  42. :))) głodnych krasul ;) Bardzo fajne, to nie rewanżyzm, ale szczera prawda :) pozdrowionka
    1 punkt
  43. @ais Jedna kobieta - Koło - tak zacznę - robiła ciasto naprawdę smaczne. Często... sernik piekła, wszystkim ślinka ciekła. Prawda wygląda pewnie inaczej.
    1 punkt
  44. @ais 19 słownie dziewiętnaście - kto da 20??? Pan Ropusz
    1 punkt
  45. ono na niego patrzyło krzywo gdzie pod wierzbą siedział wierzbę wyciął zniknął
    1 punkt
  46. Nasz Administrator to nie jest konserwator ni sekator ni fotoreambulator ni dezintegrator ni likwidator ni granulator ni kombinator ni półamator ni dyktator ni eksterminator lecz prędzej kardiostymulator katalizator humanizator inhalator innowator komunikator modulator modyfikator popularyzator obserwator termowentylator reorganizator racjonalizator koordynatoor pacyfikator kontemplator cywilizator aktywator kreator stymulator akompaniator to też nie poświętnik skarabeusz tylko Terminator Mateusz!
    1 punkt
  47. Nie ma wyjścia Zgubiłam się pośród zdobnych łąk, w karminowych łkaniach maków, wschodzących dziś, by jutro odejść, w ciszy i pokorze chyląc wątłe głowy ku ziemi, z której powstały. Zgubiłam się pośród łanów złotego milczenia, które zawiodło moją lunatyczną duszę na brzeg, skąd widać uśpiony węgieł świata i stado zatraconych, bezimiennych snów. Zgubiłam się między drzewami, podającymi lśniące od słodkiej, pełnej zieleni, załamane ramiona, rzucające życiodajny cień na szklane, przejrzyste czoło, na moje rozległe stopy włóczęgi. Zgubiłam się w sobie; ciemno tu i chłodno, niby w środku bezlitosnej zimy, na granicy sumienia i życiodajnej bliskości szeptów. Nie widać przejścia, światło ukryło się po drugiej stronie słońca. Wiem, że stąd nie ma wyjścia.
    1 punkt
  48. Imieniny Walentego też nie gorsze są od tego, jak świętuję Walentyna. Tylko Walentego... nie ma. Mamy ewenement taki, że to jemu noszą kwiaty.
    1 punkt
  49. ~~~//~~ Nieustający rytmiczny dźwięk nasącza umysł cząsteczkami snu. Wirują pod czaszką jak maleńkie kołyski, a w każdej jest trochę mnie. Faza niekontrolowanego rozróżniania otoczenia. To mój stan. Zasypiam, to znowu patrzę otępiały i tak na przemian. Odczuwam też: męczące drgania rzeczywistości. Trzęsie mną rytmicznie jak maskotką na sprężynie w czasie jazdy samochodem. Fale wylatujące z moich źrenic, są za bardzo zaspane, by się odpowiednio odbić i wrócić z rozpoznawalnym obrazem. Czasami, gdy otwieram oczy, widzę jakieś zamazane kontury czegoś. Przyćmione światło z brudnej lampy o kolorze pożółkłych palców, cichy zapach dymu i starego drewna, raz po raz słyszalne gwizdy, oraz nieustane kołysanie, wprawia mnie w błogi senny nastrój, którego jakoś nie pragnę zakończyć. Po jakimś czasie, na ile mi świadomość pozwala, podnoszę żaluzje sunące na gałkach ocznych i popatruje, gdzie właściwie jestem. Od jakiegoś czasu, z uwagi na takie a nie inne symptomy odwiedzające mózg, mam w sobie pewne przypuszczenia, które chciałbym potwierdzić. Jakbym mnie do innej epoki przeniosło. Nie mam już wątpliwości, choć nadal trochę zaspanej. Jestem w wagonie kolejowym. W takim jak drzewiej bywało. Drewniane ławki, zapach podłogi oraz specyficzny rodzaj dygoczącego klimatu, miesza się z niemilknącym rytmem. Siedzę przy prawym oknie. Na zewnątrz ciemność jest na tyle jasna, a jasność na tyle ciemna, że mogę spokojnie patrzeć, na migające obrazki. Nie męczą oczu, ale też nie są obojętne. Na ułamek sekundy coś mnie zastanawia, w tym obustronnym przemijaniu. Siedzę nadal, jakby bezmyślnie, a nieustanny stukot wybija mi w głowie rytmiczne pytanie: Co tu robisz? Co tu robisz? Co tu robisz? No właśnie: co tu robię. Może gdzieś jadę, ale nie wiem gdzie. Wsiadłem i zapomniałem. Ale dlaczego tak tu pusto? Tylko ja jeden. Samotny w klatce. Czy można z niej wyjść? Nagle coś mi przychodzi do głowy. Bilet. Poszukaj biletu. Coś może wyjaśni. Będziesz chociaż wiedział, gdzie jedziesz. Zaczynam szukać intensywnie. O dziwo, znajduję dość szybko. Na dnie trzeciej, napotkanej przez dłoń kieszeni. Niestety, nic mi nie wyjaśnia. Brązowawy kartonik zupełnie pusty z dziurką w środku. Dziurką? No tak. Wszystko jasne. Przyszedł konduktor, a ja na pół śpiący dałem bilet do skasowania i zapomniałem o wszystkim. Ale gdzie na nim stacja docelowa. Przedziurawił pusty kartonik? Patrzę na dziurkę jak sroka w gnat. Widzę, że jej średnica jest coraz większa. Tyci konduktorek, wydźwiguje się na rękach na zewnątrz biletu. Ma czerwoną czapeczkę i złośliwy uśmiech. Zaczyna powtarzać rytmicznym głosikiem, kompatybilnym ze stukaniem: – Bilecik do kontroli. – Bilecik do kontroli. – Bilecik do kontroli. Po raz pierwszy wnerwia mnie ta sytuacja. Przedzieram bilet na pół, razem z bezczelnym konduktorem, który momentalnie milknie. Malutkie flaczki brudzą rant kartonika, a na dłoniach czuję ciepłą krew. Po chwili trzymam znowu cały kartonik. Ani śladu mokrych wnętrzności. Skołowacenie daje znać o sobie. Tak naprawdę przecież nie wiem jak długo ostatnio spałem. Znowu siedzę jak otępiały, spoglądając na boki. Po jednej i po drugiej stronie przetacza się krajobraz. Coś mi znowu nie pasi. Ale głowę mam jeszcze za ciężką dla nadliczbowych myśli. Zaczynam odczuwać głód. Przypominam sobie, o dziwo łatwo, że obok leży reklamówka. Szperam w niej chwilę. Wyciągam coś miękkiego, zapakowane w zatłuszczony papier. Skwierczę owinięciem i wyjmuję bułkę z wątrobianką. Nigdy nie przepadałem za tego typu przysmakiem. Ale cóż, dobre i to. Jej specyficzny zapach, atakuje całą flanką moje dziurki nosowe, razem z zapachem dymu. Widocznie przesiąka przez ściany. Może nawet go polubię. Na poziomej klapce przy oknie leżą zdechłe muchy. Zgarniam je na podłogę, żeby mi nie obrzydzały jedzenia. Stukają głośno o podłogę. Słuch mi się wyostrzył, czy jak? Nagle widzę, że wątrobianka wychodzi z bułki, jakby szła odwiedzić pasztet. Ze wszystkich stron, wysącza: gęste, szare cielsko. Czuję ją na rękach. Jest podwójnie zimna jak trup w chłodni. Formuje z siebie małego ludzika. Ma wredną twarz, a uśmiech taki kochany, jak kiełbasiany jad. Cienkim głosikiem, powtarza zgodnie z rytmem, stukanym przez koła na wstędze szyn: – Zdechniesz tu. – Zdechniesz tu. – Zdechniesz tu. Tym razem moje nerwy tracą na ważności. Gwarancja możliwości opanowania mija. Biorę go pod but, rozmazując na miazgę. Podnoszę nogę, a on jeszcze mlaska. Wrzeszczę z całych sił: ja ci dam, wredne szare gówno z gnijącego truchła zająca! Będziesz mi tu głupoty opowiadać! Straszyć podróżnego? Mam gdzieś twoje bzdety! Że też takiego, bułka musiała nosić! Walę kilka razy nogą. Też rytmicznie. Przylega do podeszwy i jeszcze ględzi swoje, obgryzając wściekle sznurowadło: – Zdeuchniusz tu. – Zdeuchniuuuuu No wreszcie zamilkł. Muszę zjeść suchą bułkę. Nie przemówiła na szczęście. Wreszcie jarzę, co z tymi oknami. Nie można ich otworzyć. Tego się nawet spodziewałem, zważając na okoliczności. Co prawda, nadal odczuwam dziwną senność, ale nerwy mam coraz bardziej napięte. Jakby ktoś stroił gitarę, a ja byłbym strunami. Właśnie teraz skołowany mózg, znajduje się w sytuacji: napiętej do nieprzytomności struny. Jak pęknie to nie wiem co ze mną będzie. Na dodatek widzę w tej chwili, tłustą plamę na podłodze. Kształtuje napis: ''Umrzesz niebawem". Stoję przy lewym oknie. Widoczki uciekają: na lewo. Teraz stoję przy tym, co naprzeciwko. Krajobraz ucieka... też na lewo. Kombinuję, co to oznacza. Może gdybym był należycie wyspanym, to bym nie miał problemu ze zrozumieniem. Po jakimś czasie mam nadzieję, że dociera do mnie, o co w tym chodzi. Że raczej pociąg stoi, gdyż obydwie prędkości redukują się do zera. Oczywiście pod warunkiem, że są jednakowe. Lecz pewności nie mam. Przypadkowo zauważam: rączkę hamulca bezpieczeństwa. Myślę sobie, to jest to. Skończę ten koszmar. Nagle zauważam tabliczkę z napisem: [Hamulec działa tylko w tym wagonie] Działa w jadącym, czy niejadącym? A jeżeli tylko w niejadącym, to po co w ogóle jest? Chociaż fałdki mojego szanownego mózgu są nieco wygładzone, to na wszelki wypadek, nie pociągam za uchwyt. Nagle, ni stąd ni zowąd, jakby we mnie żelazna kula do rozbijania murów, wstąpiła. Biegam po całym wagonie i kopię nogą wszystkie ławki. Pluję na szyby i grożę zdechłym muchom i wygrażam wisiorkowi od hamulca. Zdejmuję but i walę nim w lampę, ale na szczęście, za słabo. Na dodatek pragnę zmniejszyć wagę pęcherza. A nie mam gdzie. Chcę stąd wyjść. Uciec z tej popieprzonej klatki. Nie wiem dlaczego akurat teraz, coś mnie napadło. Chyba dziwaczna sytuacja w oknach i ta popierdzielona klatka, tak w końcu zadziałała. Na ścianie wisi obrazek. Nie patrzę co na nim jest. Rzucam na zaoliwioną podłogę, by roztrzaskać go na miazgę. Strasznie się pocę. Pomału zaczyna brakować powietrza. Takiego niezniszczonego. Orzeźwiającego. A okien przecież nie można otworzyć. Obejmują mnie macki klaustrofobii. Jest mi duszno. Myśli obijają się o pręty niemożliwości. Biegnę do drzwi, na końcu przejścia między siedzeniami. Jakbym dopiero teraz je zauważył. Przez szybę widzę trochę wnętrza drugiego wagonu. Są w nim ludzie. Kiwam do nich. Jakby mnie nie widzieli. Siedzą jak kukły. Oczywiście drzwi są zamknięte. Te drugie naprzeciwko, też. Kopię w nich nogą i walę pięściami. W końcu oddaję mocz na podłogę i doznaję ulgi. Jakbym wysikał swoje nerwy. Siedzę już chwilę, ciężko dysząc. Wyciągam brudną chusteczkę i wycieram pot z czoła. Niby jestem spokojny, ale to nieustanne chybotanie i stukający rytm, tę spokojność nadwyręża. Teraz jakby bardziej. Nagle wpada mi do głowy genialny pomysł. Biorę reklamówkę, zwijam na ile się da w rolkę i kładę na podłogę, w przejściu między siedzeniami. Stoję nad nią i podskakuję wysoko. Foliówka zostaje dokładnie w tym samym miejscu, co moje nogi, które spadły. Przecież mogłem coś rzucić. Po co skakałem jak pajac w poplątanych sznurkach. Na domiar złego w prostokątnym cyrku. Jednak za chwilę synapsy gadają co innego: "Zmieniłeś swoje położenie wobec torów... a nie wagonu. Czy jedzie czy nie i tak spod nóg podłoga nie zwiała. Spadłeś w to samo miejsce. Musiałbyś skoczyć bardzo wysoko, by wytracić prędkość" Taa... i walnąć w sufit, by złamać kark. A to i tak, byłoby za nisko. Niespodzianie widzę szyberdach na suficie. O dziwo, da się z łatwością otworzyć. Ale nie wyjrzeć. Za kwadratową kratą dostrzegam samotną białą chmurkę na błękitnym tle. Stoję jakiś czas i patrzę w niebo, aż mnie kręg boli. Pierzak nie zmienia położenia względem okna. A nawet gdyby, to i tak bym nie wiedział, co się porusza a co nie. Baranek wskazuje, że raczej pociąg stoi. Przypominam sobie, że podobno wzdłuż ''prądu'' idzie się lżej, a ''pod prąd'', trudniej. Niestety, moje nogi są za bardzo skołowaciałe, jak mój szanowny przyjaciel: mózg. Znowu siadam i w myślach dochodzę do trzech wniosków. Po pierwsze: jadę w dwóch przeciwnych kierunkach równocześnie. Po drugie: pociąg stoi lub nie. Po trzecie: jaki z tego wniosek? Ano taki, że mam na sobie biały fartuszek, zasznurowany z tyłu razem z rękami. Wszystko na to wskazuje. Przede mną siedzi mała dziewczynka. Trzyma coś za plecami. Nagle jej oczy są jak reflektory od parowozu. Wyciąga z tyłu białe coś i razem z ciemnym dymem wydobywającym się z ust, mamrocze rytmiczne słowa: – Kaftanik. – Kaftanik. – Kaftanik. – Dla ciebie. – Dla ciebie. – Dla ciebie. Po chwili cała przeistacza się w chmurę dymu. Wchłania ją siedzenie, które zabarwia na czarno. Nad ciemną plandeką nocy, leci trochę żółtych iskier i słychać cichy gwizd. Kolejne zwidy, myślę sobie. Coś mi się nie zgadza z tym kaftanikiem. Przecież mogę rękami ruszać. Gdzieś za mgłą, nie dostrzegam ludzi w białych kitlach, lub w ogóle jakiś białych ścian. Widzę wnętrze wagonu. Tyle tylko, że jedzie i stoi równocześnie. Turkotanie kół i nieustanne drgania, mówią same za siebie. Na dodatek w przód i w tył, w tym samym czasie. Ale wesoło. Olać i już. Nawet fajnie tak. Czekać co będzie. Z umysłem lub czym? Struna została zerwana. Uderza mnie w oko, a poszkodowany - czyli ja - śmieje się z tego wesoło, na całą zakichaną klatkę. Ryczę jak kumulacja rechotu żab. I to sam do siebie. Zlęknione echo, biega jakiś czas po kątach, by po chwili przycupnąć spłoszone na lampie. Mam wrażenie, że puka paluszkiem w czoło, popatrując na mnie znacząco. Rzucam w nie butem. Na podłogę lecą kawałki szkła. Ustawiają się jeden za drugim. Widzę, że biegają w kółko, radośnie popiskując: ''Jedzie pociąg z daleka...'' Z tego można wysnuć następny wniosek: albo ja zwariowałem, albo wagon. ::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::: – Pobudka! Koniec! Wygrzebuję się z lepkich myśli, w które znowu wpadłem, jak mucha do kleju. – Bardzo panu dziękujemy. Wziął pan udział w eksperymencie. Dostanie pan to co należy. – W eksperymencie? Niby jakim? – Zachowanie człowieka, w sytuacji nie zgodnej z ogólnie przyjętą logiką. – Aaa... w dwóch kierunkach... – Chociażby. Inne aspekty były bardziej ukryte. Tego pan nie musi wiedzieć. – A to za oknem. W przeciwnych kierunkach? – Dwa ekrany. Tyle mogę powiedzieć. – A gadający pasztet? – Pasztet? Mówił? – Jeszcze jak. Musiałem go z buta... – Poszło lepiej, niż myśleliśmy. Chociaż dziwne. Tego nasza kamera na żywo... nie zanotowała – To już wasze zmartwienie, nie moje. A wstrząsy, turkotanie kół? – Odpowiednia konstrukcja. Pan by chciał za dużo wiedzieć. Pan dostanie co trzeba i o wszystkim zapomni. Chcemy mieć pewność. +==============================================+ Wszystko jakby za mgłą. Nagle zakłóca ją ciemny kształt. Rozpoznaje. Wiem co to jest. Zbliża się do mnie. Wchłania moje ciało. Nagle coś go zasłania. Dostrzegam przed sobą srebrzystą powierzchnię z wystającym bolcem. Wiem, że druga czai się z tyłu, jak wściekłe zwierzę. Tracę pomału świadomość. Słyszę głośny trzask. Odczuwam paskudny ból we flakach brzucha, by po chwili poczuć się lżejszym. Przez moje ciało, szybuje okrągła mgła. Pochłania mnie ciemność. Dociera do mnie jakby z oddali, ten przeklęty rytmiczny dźwięk. Zanika coraz bardziej. Jakiś czas jeszcze słyszę, jak koła wystukują słowa: skasowany... skasowany... skasowany...
    1 punkt
  50. zapraszam do siebie na miłą przekąskę.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...