Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 08.04.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
Był zamglony zasmucony jakby często. W długim płaszczu się przeprawiał przez kałuże, co dzień dźwigał wytęsknione w teczce chwile, cudze akta i na świat pomysły różne. Był spokojny jaki może być mężczyzna gdy refleksje otwierają wciąż mu oczy i strapiony że czas mija i nic z tego, jakby nie ten los - co chciał - się napatoczył. A pod płaszczem aksamitną miał podszewkę - drugą skórę pełną życia i jasności; czasem cicho jej dotykał i się wtulał, wtedy błyszczał i rozpływał w łagodności bo się nie bał (ale w sumie - czy się nie bał?) płaszcz przerzucić czasem na tę drugą stronę mówił wtedy: - Ja o Pani tak naprawdę marzę! lecz najlepsze są pragnienia niespełnione.11 punktów
-
Organdynowy brewiarz Miniaturowy świerszcz na mojej poduszce Myśl - w restauracji życia O stypę ostrzy sztućce Litania do Serca Jezusa - dotykam kory Drzewa, bo często i to mnie kusi, by śpiewem wyryć skłon nieba - na mruszejących słojach i zmarszczkach pod oczami, na zaniedbanym sensie, na pustym ''między nami'' Powiesić płaszcz w przedpokoju, czekać - aż Bóg się rozgrzeje i wkroczy do mej komnaty, gdzie Diabeł cichutko się śmieje Herbatę - zrobię dla obu - choć tylko Jeden poprosił - i puszczę slajdy ... z obrotów - mej firmy ... sp. z o.o. 'Bez Powodu' A kogo to obchodzi? Że w ciszy liczę sylaby, że dyplomacja impulsu - nie straci w prasie posady, że rankiem palę kadzidło i z Aztekiem wypijam 'Inkę,' z wrodzonej 'świętości' zapraszam Serafy - na plotki i nowinki A w kamionkowym kotle - stygnie diabelska herbata - niby wpadł tylko na chwilę - uwodzi mnie już przez lata ...3 punkty
-
Wśród spojrzeń pełnych zachwytu Wśród mocnych uścisków dłoni Wśród nagród, przesady, dobrobytu Wśród kropel potu na mej skroni Wśród braw, uśmiechów fałszywych I podziwu, którego niejeden szuka Tam właśnie umarła gdzieś skromność Tam właśnie umarła gdzieś sztuka Zapraszam do dyskusji i na instagram @tojuzwiersz3 punkty
-
miłość nie boi się nauczyła się dnia oraz nocy miłość nie przegrywa mimo że czasem zapłacze miłość to brama bram zawsze otwarta zaprasza miłość to nie grzech to wiara nadzieja to raj... miłość to prawda wybaczy nawet gdy żeś cham2 punkty
-
Czyim (ale na to spuśćmy zasłonę ;) a za „tak naprawdę” już go nie lubię ;D A może Twój podmiot liryczny ma wszystkiego powyżej i nie chce, np. po raz kolejny się ‘sparzyć’ - ot, choćby tak jak Ty, odautorsko - taką postawą czyli jakby jego własną? Albo (przyznaję, że to jest najbardziej głupie) chce za wszelką cenę zachować ten wyidealizowany ‘obraz’, bo łatwo mógłby go zniszczyć ( czym, nie mam pojęcia, ale on pewnie wie – może jest kulawy, dlatego pewnie nienawidzi House’a? ;), woli zatem wciąż gonić króliczka niż go osaczyć, stracić lub spowodować jakiś nieprzyjemny zwrot w tak pięknie rozwijającej się historii. Patrząc na to z boku wiem jedno – ten ‘Abelard’ jest albo kompletnym idiotą, albo istnieją inne, raczej dość poważne powody fundowania sobie takiej tortury. Dobry wiersz Beatko. Pozdrawiam.2 punkty
-
Papiery wertuję namiętnie Porządku w życiu szukając Już ułożyłem dwie sterty I oddech złapałem ciężki Na mniejszą z dumą zerkając .. Lecz w drugiej grzebię niepewnie Kartkuję, czy wszystko w porządku Istotnie, to nie powinno tu leżeć Musiało wypaść ze środka .. A to, jak gdyby przedwczoraj Przyznali nam gdzieś za morzami Ten mały domek z ogródkiem Dzieciaki pamiętam małe Z powrotem więc kartkę przekładam Ręką, co lekko zadrżała Nad głupim świstkiem papieru Co przeniósł mnie gdzieś tam daleko Od tego dzisiaj, co zaraz .. Próbuję być pragmatyczny Ocalić od czego zależy Mój byt tak skromnie obecny Nudny, samotny, etyczny .. Po czasie odległym jak zenit Poddaję się walkowerem Podłogę pokrywa puch z drewna Z upartym w roku numerem Z tej całej góry papierów Słów urzędowych linijek Do kosza poszły - też z żalem .. Chusteczka i stary bilet2 punkty
-
namawianie do deprywacji sensorycznej człowieka ze wszystkimi zmysłami jest okrutne i głupie księżyc dochodzi do pełni a potem go ubywa w końcu dostrzega, że jest tylko lustrem, odbiciem czego kogo?1 punkt
-
graphics CC0 opowiem ci o moim prawdziwym Bogu ludzkim i nieskomplikowanym objawionym z poświaty przemienienia strumyka i kwiatka w szacie z blasku litości i Miłosierdzia taki godny i świadomy gdy przylgnął do Drzewa Zbawienia wieczny i cielesny po trzykroć upadał lecz zawsze podnosił hologram oddał w lniane płótno i chodził często po ścieżkach pseudooświeconych i opętanych wyżej chciał Go unieść szatan aż pod himalaje hipokryzji nic: żaden pokłon! przychodzili do Boga królowie i trędowaci nie pomógł im Empedokles i Pitagoras monizm Eleatów a On dał im wszystko przychodzą do dzisiaj niepewni - względni - intencjonalni klękają pochłaniają Wielką Moc a On spogląda weń i milczy wskazując na swoje Miłosierne Serce --1 punkt
-
graphics CC0 nici i Mojry metropolis azylu greckie życie – siatka Hippodamosa tu miasto Milet od „twierdzenia” Talesa wszystko dopięte na ostatni „trójkąt” rozwydrzona Agora in antis upstrzona w porticus z kolumn i mównice – pieje mniej religijny Akropol tego miasta buntu z cytadelą w której czasem wdrażają mitologiczne bajery i sofizmaty w palestrach Atlas z Heraklesem biorą już się za bary draka o jabłko kolejnej nagiej Hesperydy oprócz murów obronnych przestrzenie zamknięte krzyżujące ulice – insule – higieniczne wyspy w cyprysach tu teatr otworzył pan Dionizy z parteru i odgrywa wzajemne tragikomedie jest sportowy gimnazjon z ręką w obcej kieszeni po (bieżni) – dromos biegnie Hermes w butach always ze skrzydełkami w eksedrach bogowie studiują sens tego biegu lecz kończą w Balaneionie – na waleta i z flaszką bez honoru -- *przypis: wszelkie porównania do osób miejsc i wydarzeń kategorycznie nie mają żadnego uzasadnienia.1 punkt
-
? jestem bestią gorącym zwierzęciem moje trzewia są żaroodporne strawią nie wszystko lecz bardzo wiele do pracy się palą są bardzo głodne karmazynowym pyskiem pożeram co mogę strawić ziejącym żarem uwielbiam gdy mienie trzeszczy i skrzypi zapada się we mnie nic nie ocalę nadal pochłaniam zostawiam pożogę mnie tam nie parzą ludzkie lamenty wiruję światłością ciemną zabójczą strawić i zniszczyć to cel mój święty z jednej strony zabieram i wchłaniam moje wnętrzności jak gwiazdy płoną a z ciepłej dziury niczym dmuchawce popiołem szarym soczyście zioną jest mi cieplutko z rozkoszy wyje wrzątek me lico piecze soczyście deski zlatują ciało gdzieś spływa krew się gotuje lub oko rozpryśnie słyszę ja głosy wściekłości i żalu strumienie zimna me ciało chłodzą co wy tam głupie ludziki skaczecie wasze nogi po zgliszczach chodzą jestem uparty choć mnie tłumicie w wielu miejscach wystawiam języki czerwona z wściekłości jest moja gęba na pył przerobię te wasze krzyki ? cholera jasna zlitujcie się ludzie dajcie mi dożyć chociaż poranka błagam przebaczcie włóżcie mnie prędko choćby na knota małego kaganka1 punkt
-
@jan_komułzykant Dziękuję Ci mój Mistrzu za takt I pośmiałam się i wzruszyłam. Trudno mój Mistrzu o podobne wyrazy lojalności :D A co do bohatera, to pewnie masz rację, w pogłębionej interpretacji. Głupota jest za płytka, mocniejszy jest lęk itp. Ściskam ciepło, bb1 punkt
-
Połowa mówi TAK To jest dobre, pomoże I obniży poziom stresu Da same korzyści. Połowa mówi NIE Korzyści nie potrzeba Wystarczy Ci tylko to, Że przetrwasz. Przecież jest Dobrze Więc czym się Martwić? Nic Nie Jest Dobre. 26.03.20181 punkt
-
@beta_b Chyba że tak, bo ja nie cierpię niespełnionych marzeń :) Ale może bohater sam siebie tak manipuluje i oszukuje, że mu dobrze z tym niespełnionym marzeniem.1 punkt
-
ja o Pani tak naprawdę marzę, lecz najlepsze są pragnienia niespełnione. Oj Marcinie, czy jest coś bardziej bezsensownego? To się nadaje jako zdanie przed orgazmem.1 punkt
-
Dla 'milczenia owiec', Pięknie dziękuję. Nie wiem czemu tego nie wyświetlił. Uśmiech, pozdrowienia jako dodatek za życzliwość.1 punkt
-
To chyba raczej popis erudycji autora, bo średnio-przyjemnie się czyta, wertując jednocześnie słownik terminów starożytnych. Nawet wydumane metafory niespecjalnie ratują sprawę, bo obliczone są na efekt, a nie sens, czy skojarzenie (always ze skrzydełkami). Rozumiem nawiązanie do skrzydełek Hermesa, ale już do butów niekoniecznie. Zwyczajne efekciarstwo.1 punkt
-
O tu pan u mnie zapunktował na maxa! Na "Mecie" i Hecie się wychowałem. U mnie szczytem wirtuozerii jest płyta "Master of Puppets" i głównie kultowy utwór "One". Jeżeli lubi pan metalic symfonistów to oczywiście koniecznie "Apocalyptica" - z klasyków, proponuję także amerykański "Kamelot" i norweskie "Sirenia". Pozdrawiam!1 punkt
-
Nic nie posiadamy na stałe, a pękają nawet najtwardsi. Jesteśmy pielgrzymami, nie warto się do niczego przyzwyczajać, tylko starać i godzić z tym, że wszystko przemija. Podoba mi się Twój tok rozmyślań, wiersze nie zawsze. Ale staraj się być tam, gdzie człowiek żadko bywa. To nas inspiruje...1 punkt
-
JҽƖօł ? Prolog Stoję naprzeciwko domu, przed którym rozpościera się rozległy ogród. Jest pełnia lata. Spoglądam na wiele przeróżnych kwiatów. Przeważa kolor żółty. Jak małe słoneczka zesłane na ziemię, umilają swoim widokiem przybrudzone ściany. Na płocie obok furtki widzę niewielką tabliczkę. Widnieje na niej obrazek, przedstawiający małego pieska. Namalowany jest ręką dziecka. Trochę już wyblakły i pobrudzony. Można jednak domniemać, ile kochającego dziecięcego serca, kryje w sobie ów rysunek. Tak sobie tkwię przed domem, wracając myślami do tamtych chwil, kiedy to rozmawiałem z małą dziewczynką oraz z jej rodzicami. Wiele lat wcześniej Mam trochę w sobie dziennikarskich ciągotek. Dlatego zaciekawiła mnie ta historia. Postanowiłem z owym dzieckiem porozmawiać. Miała wtedy około siedmiu lat. Wygadana jak mało kto, ale tylko w sytuacji, kiedy ona tak postanowiła. Jak nie chciała gadać, to siedziała zacięta i już. Na szczęście tamtego dnia, była skora do rozmowy. Siedzieliśmy na ogrodowych krzesełkach, po obu stronach gipsowego krasnalka i gadaliśmy. Rozmowa z Zuzią – Powiedz mi, czy bardzo kochasz twojego pieska? – Bardzo. Najwięcej na świecie. Tatuś go nazwał Jeloł, bo jest prawie żółty. Rodziców też kocham, ale jego tak… po psiemu. Rozumie pan mnie? Bo jak byś nie zrozumiał, to po namyśle powtórzę… jak będę chciała. – Oczywiście, że rozumiem. – Na pewno, czy kłamiesz? – Ależ nie kłamię. Przyrzekam. – Ja czasami skłamię, jak mnie coś zmusi. – Aha. Nie ładnie tak kłamać. – Wieeem. – Powiedz... czy on rzeczywiście… ożył? – Naprawdę tak. Nie wierzysz? – Wierzę. Opowiedz mi o tym. Jak to było? – Mówiłam już, że bardzo go kocham. Pamięta pan? – Pamiętam. – Często z nim wychodzę na ogród, robić rzucankę chwytliwą. – Rzucankę chwytliwą? A co to? – Rzucam kijka na odległość ile tylko mogę, a on śmiesznie po niego biegnie i mi w zębach przynosi. To ja mu znowu z pyska… – Nie ładnie tak mówić: z pyska. – Mój tatuś też czasami do mamusi mówi: daj pyska, kochanie. No i co powiesz? – Nic nie powiem, bo też do swojej tak mówię. No i co z tą… rzucanką? – Kiedyś rzuciłam z całych sił, aż kijek poleciał przez wielką dziurę do sąsiada. Za płotem były takie krzaki zupełnie krzakowate. On tam sobie pobiegł i długo nie wracał, a ja czekałam i czekałam. Wołałam, żeby się nie wygłupiał, bo się pogniewam, ale nic to nie dało. Siedział tam i już. Nie widziałam go, więc podeszłam w to miejsce, żeby sprawdzić co tam wyprawia… – Bałaś się wtedy? – Trochę tak, bo nie wiedziałam, co się z nim stało. – No i co się stało? Powiesz mi? – Nie zobaczyłam jego, tylko szmacianą zabawkę. Wyglądała jak mój piesek. Popłakałam się jak… stary bóbr. Po chwili pomyślałam sobie, że to na pewno on, tylko zmieniony. Wyniosłam go na środek ogrodu, położyłam na trawie i rzuciłam kijek. Ale on nie chciał po niego biec. Tylko leżał i nic. Złapałam go, przytuliłam i szeptałam mu do ucha, żeby ożył i znowu był moim kochanym pieskiem. – Było ci bardzo smutno, tak? – Co za głupie pytanie. Pan mógłby się wstydzić, tego powiedzenia. – Przepraszam. – No już dobrze. Nie gniewam się przecież. Z ojcem – To musiało być dla niej wielkim szokiem. – Tak. Bardzo to przeżywała. Kiedy wtedy wyszedłem, córka stała jak wmurowana. Patrzyła na zwłoki pieska… – A właściwie co się stało? – Nie było mnie przy tym. Widocznie jak skoczył po kijka, poślizgnął się i uderzył głową o ostry kamień. O tym mógł świadczyć krwawy ślad. Ona wolała widzieć szmaciankę w kształcie pieska, niż uwierzyć, że widzi jego zwłoki. Kiedy to się stało, patrzyłem przez okno. Widziałem, jak go z krzaków niesie, kładzie na ziemi, daje wąchać kijka i później tym kijkiem rzuca. Ale piesek za nim nie pobiegł. W pierwszej chwili myślałem, że po prostu usnął. Z matką – Dla pani zapewne, też to była trudna sytuacja? – Niewątpliwie. Gdybym wiedziała, co się stało, to bym wyszła z mężem zobaczyć. Ale nie wiedziałam. Robiłam obiad. Mąż poszedł sam. Kiedy zobaczyłam ich w drzwiach, to jakbym dostała obuchem. Córka trzymała na rękach swojego pieska. Dopiero po chwili się zorientowałam, że nie żyje. A właściwie mąż mi po cichu powiedział. Dodał jeszcze, że dla niej jest to szmaciana zabawka. Nie wiedziałam co robić. Córka chciała go położyć do swego łóżeczka. Powiedziałam jej, że pobrudzi pościel. A ona mi na to, że szmatki są czyste i pobrudzić nie mogą. Nie chciała mi go oddać. To była jakaś absurdalna sytuacja. Musieliśmy udawać, że mamy do czynienia z zabawką, jednocześnie wiedząc, że tak naprawdę chodzi o zdechłego psa. Tak to wtedy wyglądało. Z Zuzią – Powiedz mi, jak to było, kiedy wróciłaś z tatusiem i pieskiem do domu. – Mama była bardzo zdenerwowana. Chciała mi wyrwać zabawkę. Nie chciałam oddać. Usłyszałam, że coś ze szmatek cieknie. Powiedziałam, że nic nie cieknie. Może jedynie moje łzy, bo dużo na nią płakałam. W końcu tatuś przyniósł karton z piwnicy. Położyłam w nim pieska, żeby sobie odpoczął. Mamusia i tatuś poszli do pokoju. Widocznie chcieli pogadać, ale tak, żebym nie słyszała, co sobie tam mówią. Z ojcem – No i co było dalej. Jak wybrnęliście z tej sytuacji. – Trudno było. Naprawdę. Córka w końcu poszła spać. My wzięliśmy karton i poszliśmy do ogrodu go zakopać. Przecież nie mógł leżeć w mieszkaniu. Rano obudził nas przeraźliwy płacz. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak to właśnie było. Wbiegła do naszego pokoju i zaczęła krzyczeć: gdzie jest mój szmaciany piesek, coście z nim zrobili, oddajcie go, jesteście wstrętni, nienawidzę was...i temu podobne słowa. Dopiero jak usłyszała, że oddaliśmy pieska do pana doktora, bo mu się uszko odklejało i ogonek ledwo trzymał, to się jakoś po godzinie uspokoiła. Tylko że powstał nowy problem. – Skąd wziąć tego typu zabawkę. – Właśnie. Szczęście w nieszczęściu, że mieliśmy znajomą, co takie zabawki robiła. Miała wielki talent w tym zakresie. Jako że wiedzieliśmy jak taki piesek musi wyglądać, bo nam córka dokładnie o tym powiedziała, nie było z tym problemu. – Oczywiście was pytała , kiedy wreszcie wróci? – Codziennie, co chwilę… można powiedzieć. Aż w końcu go dostała. – I co, bardzo się cieszyła? – Bardzo. Powiedziała, że wygląda nawet lepiej taki ozdrowiony. Ale znowu… – … pojawił się problem? Z Zuzią – Bardzo się cieszyłaś, jak go dostałaś z powrotem? – Znowu głupie pytanie. Mówiłam już tobie, że mnie się głupich pytań nie zadaje. No chyba wiesz? – Wiem. Przepraszam. Mów dalej. – Byłam jakby w niebie. Wyglądał pięknie. Mogłam go znowu kochać i z nim się bawić. – W rzucankę? – No właśnie o to chodzi, że nie chciał. – Co nie chciał? – Kładłam go na trawę, rzucałam kijek, ale on nie chciał przynieść. A przecież pan doktor go wyleczył. Tak mi rodzice powiedzieli. Było mi go żal. Znowu rzuciłam i mu naszeptałam, że pobiegnę za niego. I tak sobie biegałam, a on patrzył i się cieszył. Z matką – Zapytam o to samo, co córkę. Co było dalej? – To nie mogło tak dłużej trwać. Pluszaka, którego kupiliśmy, traktowała, jakby był żywym pieskiem. Dawała mu pić, jeść...ale najgorsze dla nas były te...jak to ona określała… – ...rzucanki chwytliwe? – Tak. Patrzyliśmy przez okno i nam się serce krajało. Z ojcem – Pewnego razu wyszedłem na ogród, a ona znowu biegała. W pewnym momencie usłyszałem, jak mówi do pieska: skoro jesteś chory, to ja będę biegać za ciebie. Na pewno wiele razy mu to powtarzała. To było wyczerpujące dla naszej psychiki. Tak patrzeć, jak się męczy. Ale może ona inaczej to odbierała. Z matką – I w końcu kupiliście jej żywego pieska? – Tak. – Była zadowolona. Okazała wielką radość z tego, że wreszcie ożył? – W zasadzie tak. – Nie bardzo rozumiem. – Gdy go dostała, to bardzo mocno przytuliła i powiedziała coś dziwnego. – Dziwnego? – Dziwnego jak na dziecko. – To znaczy, co? – Zacytuję jej słowa: ’’Będziesz już wciąż ze mną, a nawet gdybyś kiedyś nie żył, to się zemścisz” – Tak powiedziała? Zemścisz? Na kim? – A skąd mam wiedzieć. W naszym domu takiego słowa raczej nie usłyszała. Po dziesięciu latach. Rozmowa Zuzi z sąsiadem. – Witam cię gołąbeczko. Ty jesteś zapewne tą małą dziewczynką, której byłem sąsiadem. Jak widzisz, po dziesięciu latach wróciłem. Strasznie się cieszę, że cię widzę. Co u ciebie słychać? – Nie chce z panem rozmawiać. Wynoś się pan z moich oczu. – Ej! Co tobie. Znam cię od dziecka. Miałaś takiego żółtego pieska. Nazywałaś go… Jeloł… czy jakoś tak. Pamiętam go dobrze… – Nic dziwnego. Bo pan go zabił! – Co? Ja go zabiłem? Co ty chrzanisz? Opanuj się dziecko! – Nie jestem już dzieckiem. Pamiętam, że zawsze panu przeszkadzał. A szczególnie jego szczekanie, kiedy się z nim bawiłam w... – … rzucankę chwytliwą? – Coś takiego. Morderca a pamięta. – Ale co ty… – Wleciał wtedy w krzaki. Pan mógł czekać w jakimś kącie na okazję. Wystarczyło raz kamieniem w głowę i święty spokój. Żadnego szczekania. Psiobójca psychopata. Wynocha! Ale już! Po wielu, wielu latach. Rozmowa dwóch sąsiadek. – Słyszałaś co się stało na pogrzebie? – Jakim pogrzebie? Kogo? – No tego sąsiada… od tych, co mieli tego żółtego pieska. – Aha! Tego co wrócił w ojczyste strony. Dziwny typ. – Na dodatek teraz nieżywy. Podobno na jego pogrzebie, kiedy jeszcze trumna była na wierzchu, było słychać jakiś szum. – Szum? Mało to szumu wokół. – Ale ten był nietypowy jak na pogrzeb. – To znaczy jaki? – Jakby kupa szmat , ocierała się o drewno. – Nie otwarto trumny? – No coś ty. Mogło im się przesłyszeć... ale to nie wszystko. – Domyślam się. – Ludzie gadają, że na cmentarzu, gdy robi się ciemno, można zauważyć chodzącą kukłę wielkości człowieka. Składa się z takich żółtawych brudnych łachów… – Droga sąsiadko! To na pewno jakieś zwidy. A zresztą, skoro żółta, to nie aż taka straszna, no nie? – Niby nie... ale też gadają, że ma rozerwane gardło, z którego wystają jakieś czerwone szmatki lub coś tam. Jakby pies rozszarpał. ?1 punkt
-
@Tomasz Kucina Ja również lubię rock od czasu do czasu Panie Tomku, z tych najmocniejszych brzmień jestem w stanie posłuchać absolutnego klasyka to jest zespołu Metallica. Ci "najprawdziwsi" fani mówią, że skończyła się ona na "Kill'em all", co nawet funkcjonuje zauważyłem w języku jako związek frazelogiczny ktoś lub coś skończyło się na "Kill'em all". Ja szczególnie upodobałem sobie ich wykonanie utworów z orkiestrą symfoniczną. O Kaosophia nie słyszałem jak znajdę chwilkę to spawdzę co to za jedni. Tymczasem miłego dnia życzę! A.G.1 punkt
-
Co do predyspozycji kulinarnych się nie wypowiadam, bo zdrowie i regulamin diet jest sprawą poważną, nie wiem co prawda czy dobrze zrozumiałem tę część wypowiedzi, ale pal sześć - poszło. Zaś w kwestii plastycznej babki, to jeżeli nie ma szczególnych przeciwskazań - natury osobistej - to oczywiście ze szczerego serca - ci takiej życzę, i na po świętach też ;))1 punkt
-
Mówi sójka do gawrona, nie zaczynaj od ogona. Najpierw w dzióbek mnie pocałuj, potem możesz ruszać dalej. To wskazówka dla mniej doświadczonych ptaszków.1 punkt
-
Najpierw badam szafę pod niekonwencjonalnym kątem, tuląc się do forniru w jakimś dziwnym tańcu. Dłonie pogrążam w słonecznej smudze i wciąż nie wiem, dlaczego pająk patrzy się na mnie z takim wyrzutem sumienia, zwisając pod lampą w zaciśniętej pętli skazańca. Powoli urealniam swoje gesty. Ćwiczę zamykanie i otwieranie powiek. Wersalka robi to samo, co fotel, krzesła i stół, i inne czworonogi, które przestępują niecierpliwie z nogi na nogę. Ekscentryzm wymaga przecież poświęceń, dlatego oblewam siebie perfumami o zapachu benzyny. Zapalam papierosa i wszystko momentalnie pęka na miliony iskier, zamieniając się w stos pawich piór. (Włodzimierz Zastawniak, 2015-05-31)1 punkt
-
Miło by było przypadkiem cię spotkać, w twoje ramiona wpaść, nie jak ta obca. Miło by było cię znać, tak jak kiedyś, skrucho, pociecho, ucieczko od biedy... Zmarła nadzieja, gdy zjawił się zwiastun. Nie chcę już więcej przyglądać się miastu, Dostrzec to wszystko po drugiej gdzieś stronie. To, co przynioslo żałobę po tobie. Myśli błękitne wyparły pudrowe obłoki. Fale błękitne przegnały wiosenne potoki. Wszystko, co wokół - błękitna tonacja... Słowa twe dawne - te słowa, to racja.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne