Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 13.03.2020 uwzględniając wszystkie działy

  1. ta wiosna nie będzie łatwa mimo że krokusy już się uśmiechają ta wiosna czasem zaboli mimo że wiatr i słońce nam milsze ta wiosna nam przypomni że warto wierzyć w człowieka ta wiosna to wypadkowa nikt ani nic jej nie przewidział ale mimo wszystko warto jej zaufać nie bać się jej piękna przecież to co w niej chore musi wyzdrowieć a ona wygra
    5 punktów
  2. Biel zębów zanurza się w miąższu brzoskwini, po brodzie spływają perliście kropelki. Wśród skórki zagłębień promieni blask ginie, wilgotnym opuszkiem gładź meszek jej miękki. Jak owoc dojrzały jest twoja jedyna, a wonna jej skóra ma odcień soczysty. Gdy powiew rozchyli jej sukni satynę, odciśnij swe usta na tafli złocistej.
    4 punkty
  3. Nie mogę nawet spojrzeć więcej dać od siebie spłoszonego serca z lat dziecięcych... jak wygodnie! Patrzeć w pełnię kiedy letni wietrzyk schładza dawne słońce i nikt nie jest pierwszy bo każdy kiedyś zmoknie a ja... Marzę tak.... Przez całe noce wśród ciemnych alei szukać zaginionej chwili aż sam zgubię w trawie zadeptany talent ciszy wokół wierszy... Gdyby nie ich ciężar nie wiedziałbym nawet jak kochać potrafię gdy nie szeleści.
    3 punkty
  4. Przeminął szmat czasu, więc w myśli gąszcz zerkam, o traumach i błędach świadomość mizerna. Mgła skryła przeszłości paskudne przebłyski, jak szatą szron szybę, jak konar bluszcz śliski. Wspomnienia o Tobie pokryła cnót łuna, czy cudna, bo szczera, czy kłamiąc obłudna? Pamiętam Cię jako kojące ciepełko, chowałam się w Tobie, by przetrwać dnia piekło. Gdy kształt swój objawisz mi w roślinie polnej, to będziesz lawendą- na myśli namolne.
    2 punkty
  5. zimą bez bieli korona upadła na głowę nawet nie organizmu! a Stworzenie? trwożliwie szuka schronienia w ziemi karleje wraca do ziarna wykiełkuje na wiosnę? och, znowu wzrosnąć, zakwitnąć... podzielić się aromatem... ale nie strachu
    2 punkty
  6. lekkie słowa zza zagrody dziąseł rzucane niewyraźnie jak najszybciej skończyć wejść w rozmówcy wyobraźnię i na swoją modłę poinaczyć nie słucham bo rozmawiam z sobą tobą lub wcale współczuję ale tylko z szacunku bo jednak z człowiekiem gadam gadam czcze wymiany po niskim kursie w błocie mule słów na wdechu i.... truchło po minucie
    2 punkty
  7. na szczyt miłości wejść po stromej ścianie iść twardo nie płakać niech myśl o niej płonie potem zejść z niego i powiedzieć sobie miłość to piękny stan warto było iść do niej mimo że pot po czole spływał strumieniem a serce głośniejsze od echa i wiatru
    2 punkty
  8. @kwintesencja miejscami nie gramatycznie ale całkiem celnie masz u mnie plusa pozdrawiam
    2 punkty
  9. może przejażdżka bolidem jednoosobowym a może by zabrać na pokaz motocrossowy i w końcu bilet na wybrane sporty walki aż wreszcie pomoże wymiana umywalki ;)
    2 punkty
  10. nie, nie zakładam - wiem wystawa, teatr, kino przejażdżka... w Pendolino czekoladowy krem?
    2 punkty
  11. Więc zakładasz, że pomoże w czymkolwiek wystawa... Bo jak dla mnie - zły pomysł, nie rozwiąże się sprawa. Gdy ucieknie w kulturę - zdziwaczeje na amen. Ni sprawności, wyglądu - miękka rura - przes...ne
    2 punkty
  12. Rano pojawił się w oknie Anioł Stróż z listem i obietnicą opieki za odrobinę dobrej intencji Dzień przyniósł ciepłe rozmowy wiatr w kolorze pomarańczowym i chwile zwątpienia Porywiście hulał po balkonie jęczał i przeciągle wył na rogu Spacer na zewnątrz okazał się dziś być bezsensownym Na pocieszenie zostały ogórki w piątce po mineralnej latem zakonserwowane okazały się wielce przydatne W oczekiwaniu na przejaśnienia aury :)
    2 punkty
  13. Blues przypisany do czasów do odległości i odchodzenia, w poza zmiany nie zgadzam się na śmierć tresuję, chwilę za chwilą, zmieniam w godzinę nie swoją przyszłość, mam wciąż wokół stóp, tańczące elektryczne węgorze
    1 punkt
  14. mozaiką na wannie i deską sedesową w pionie żegnam się z przystankiem na żądanie pozbawiony złudzeń na poziomie chodnika chamieję i wolno zdycham patrząc na buty co kolejno odchodzą pijany jestem pijany tydzień a może odrobinę dłużej zegary spowalniają chód chcę złapać mgłę za którą ukryłem jesienny pejzaż ze stadniną koni w tle
    1 punkt
  15. Hej, Lachy, gromadnie Ciągnijcie na błonie! Bo Wirus atakuje! A Wirus to w Koronie! Żwawo się zbierajcie! Idzie czas pomoru! W krzyże się uzbrajajcie I stańcie do odporu! Gdyż Wirus to czarci Z dawna ogłaszany Przez Proroków i w Piśmie Ludowi obiecany! Czterech Jeźdźców siodła Rumaki ogniste! Wnet ruszą siać zniszczenie Zostanie po nas zgliszcze! Ale! Przecie Lachom Bóg honor powierzył! Więc niechaj w bój wyrusza Kto w Boga jeszcze wierzy! Zbierzmy się w świątyniach Kadzideł palmy stos I w pieśniach przebłagalnych Wznieśmy do nieba głos! Choć wielu z nas zabierze Pan na niebiańskie łany To zwyciężymy w Wierze My Lud Jego Wybrany! A kiedy już zwycięstwo Zostanie odtrąbione Przyjdzie czas by z Wirusa Przeklętą zdjąć - Koronę!
    1 punkt
  16. Stary Król, Krasnal Pierwszy Od Końca – marudny jak zardzewiałe podeszwy od butów – zahacza nogą o wystającą z brody brodę i leci twarzą w stronę kamiennej posadzki. Dolatuje mężnie do końca, żłobiąc nochalem bruzdę w kamieniu, gdyż kamień twardy, lecz nos bardziej. Nadal nie ma humoru. Wcale. Brękoli i gdera od dłuższego czasu. Nie ma co zazdrościć biedakowi. Walnął tak niefortunnie, że spadł z wczoraj do jutra. A dzisiaj miał tyle do zrobienia. Wiele zaległych spraw, będzie od tej chwili leżeć odłogiem, niczym szczere nagie pole. Póki co nie może wrócić, gdyż pieprzony honor, nie pozwala na tego typu sprzeczność. Skoro nie zauważył wczorajszej brody, musi pozostać w dzisiejszym jutrze. Do zgniłych strzępków muchomora – klnie na krawędzi akapitu. Jeno w duchu, żeby narrator nie słyszał. Upadek komplikuje umysł, wzmacniając natężenie gderania. Widocznie podczas lotu, zawadził o przeszkodę z niewłaściwej strony lub fałdy mózgu nieco wygładził. Musi temu jakoś podołać. Na domiar złego zbrzydł bardzo, ale o zgrozo, ucieszony takim widokiem. Podobnie jak małe dziecko cieszy gówienko, z którego z miłością w serduszku, lepi mamę i tatę. Na dodatek zauważa, że spłodził dorastającego syna. Matki potomka nie pamięta. Odeszła lata świetlne, ale chyba nie w zaświaty. No to jakim musiał lub musiała być? Paskud jeden lub ona zołza… lub nawzajem. Od jakiegoś czasu lubi przesiadywać przed lustrem. Pyta ciągle o to samo, pocierając brodawkę na nosie i gdzieś jeszcze, ale o tym miejscu nie wypada wspominać, bo jeszcze przed dwudziestą drugą. – Lustro! Tyś cholerna kupa szkła. Mów zaraz. Kto jest najbrzydszy w całym królestwie? – W jakim królestwie? – Moim. Mówię przecież. Kto jest najbardziej ohydny na świecie? – Powtórka starcze. Nawet→jest→ zdublowałeś… durny nieortografie. Jeszcze splagiatujesz i pójdziesz do kozy. – W dupie mam kozę! – Z rogami? To współczuję. – Przestań marudzić. Pytam kto ma twarz podobną do… – … wszystkiego, co najgorzej wygląda? – O właśnie. Z ust mi wyjąłeś. – Niczego ci z ust nie wyjmowałem. Niby co? – Jajco! Nie mogłeś lustro tak od razu. – W ramach moich usług przekomarzanie wskazane. – Czyli to nadal prawda. Nie ma piękniejszego w brzydocie swojej, ode mnie. – Nie powiedział… bym…. A Królewicz Krasnal to pies? – Do skapciałego grzyba. Zapomniałem. Ma gorszą facjatę od czegokolwiek? – Chwilę… coś mi odbiło… jakiś obraz nieświeży. – Zapewne ja. I dobrze. Tak mam być. – Ale mi cuchnie z… – Durne lustro. Niby z czego? Mam cię stłuc? – Spoko facet. Jesteś brzydszy od wszystkiego na świecie. – A Królewicz Krasnal? – Hmm… to jedyny wyjątek… ale tylko jeden. * Królewicz Krasnalek jest zamyślony po samą zasłonkę na twarzy. Nakrycie prześwituje trochę, więc mniej więcej wie, w którym kierunku kroki kierować. Przez pomyłkę spogląda w Królewskie lustro. A w ogóle, skąd ojciec przytachał to ohydztwo? Tyle czasu miał spokój. Tylko listy do siebie pisali, z jutra do wczoraj, ale tatko i tak o wszystkim zapomniał. Nawet o tym, że ma syna, który przez niego zbrzydł jakimś cudem. Na domiar złego, jeszcze bardziej. Teraz mnie wygna z zamku na zbity pysk. O właśnie! Nie tyle zbity, co na mordę okropną, że już więcej nie można. Syn zgadł. Prorok jakiś czy co? Jakby czytał w myślach rzewnie wspomnianego. Faktycznie wygnał, bo lustro cały czas obstawało przy swoim. A samo było brudne i obsrane przez pająki i muchy przed śmiercią. Niechlujne takie, że nawet odbicia śmierdziały. Zwierciadło intrygant w spleśniałych ramkach, rzeźbionych zębami kotów, psów, szczurów i służącego, który w wolnych chwilach, był zboczonym kornikiem. Tak myśli Królewicz Krasnal, gdyż wnerwiona dusza w mroźnym ciele, stoi ponadto w lesie na śniegu, lepiąc bałwana do towarzystwa. To zawsze jakaś alternatywa. Wyobraża sobie, że ojciec tak bardzo żywi miłość do syna, że specjalnie dla niego, jest kupą śniegu. Kawałki łez stukają o twarde buciki i rączki, gdyż mróz daje popalić. Nie wie biedak, co ma począć. – Ale my wiemy – słyszy chór słodkich głosików. – Zgadniesz, ile nas? – Kogo? – No nas. Przecież mówimy. – A ile was? – To my pytamy. – Nie znam odpowiedzi. Jak powiecie, to odpowiem. – Nam nie musisz. Wiemy ile nas. – To po co pytacie, dupę mi zawracacie i marchewkę ojca nadwyrężacie? – Temu tu? Nie ma marchewki. Przed chwilą zając zjadł. Nie słyszałeś jak chrupał? – Nie. Jakieś glosy mi zagłuszały. – Dupek. Czyli bałwan to twój ojciec? Nic dziwnego, że nie potrafisz odpowiedzieć na proste pytanie. Wystarczy policzyć. * Wilkowi spieszno. Zaraz przyjdzie Szkarłatny Kapciuj z utrzaśnietą flaszką wina. Takim narzędziem może zrobić krzywdę, jeżeli nie wtranżoli babci, zgodnie z proroctwem literackim. Babcia właśnie czeka i wrzeszczy: – No dalej… rozszarp mnie… kupo kłaków wyliniałych… góro smrodu ze wszystkich stron. Bestia z ochotą jest sprowokowaną. Zaczyna pożerać niecierpliwą w potrzebie. Rozpruwa pazurami brzuch, odrywa rączki nóżki i papiloty. Są skruszałe ze starości. Łatwo wyrwać. Szarpie też pozostałe członki starszej kobiety, a nawet wszystko czochra niewychowany i uszy urywa i głowę i krew tryska na całą chałupę. Nawet pająki dostają po oczach i trup myszy zawinięty w muchołapce. Wilk jeszcze brzuch rozcina i rozkłada na boki, jakby makowiec na święta przygotowywał. Wyrywa jelita grube, chude, średnie i wszystkie pozostałe obiekty, co tam są... i po chwili dyszy spracowany. Lecz zapomina biedak o jednym. Że w bajkach wszystko możliwe. Głowa babci, chodząca na czymś, rzuca na kark wilka, lasso z własnego jelita i na domiar złego wchodzi prosto do pyska. Zwierzę pada podwójnie uduszone, a głowa wyłazi, zbiera siebie po kątach i po chwili cała babcia leży w łóżku, nie zdając sobie sprawy, że zrobiła zamieszanie w bajce. O reinkarnacji może tylko wilk pomarzyć, bo nawet w bajkach nie wszystko jest możliwe. * Stary Krasnal Król, przygnębiony dzisiaj. Ładnieje. Także sumienie jakieś brudne, bo zaczyna używać. Łezki spływają po coraz – jako takiej – twarzy. Mimo wszystko smutna dusza smęci. przyzwyczajona do towarzystwa brzydoty. Patrzy w lustro. Tym razem nie widzi siebie, tylko bałwana i syna gadającego do kupy śniegu. Wzruszenie odbiera mowę, dlatego płacze rzewnie, myśląc autooskarżycielsko: co ja najlepszego zrobiłem. Nie dosyć, że wygnałem dziecko na pastwę lasu, to jeszcze mu na głowę od tego padło. Z tej zgryzoty Stary K, roztrzaskuje lustro w drobne makówki i przyrządza napój, który pozwoli chociaż trochę o troskach zapomnieć. * Szkarłatny Kapciuj widzi babcie w łóżku. Nieżywy wilk ani drgnie. Przechodzi ponad śmierdzącą mielonką, futra, mięsa i kłaków i daje sobie łyka z gwinta, odrywając przy okazji kawałek wargi nachalnym szkłem. Leżącej nie musi pytać, dlaczego ma wielkie zęby. Bo ich nie ma. Sztuczna szczęka spoczywa na stoliku, z przygryzionym kwiatkiem i truchłem myszy. Znowu popija spory łyczek. Jest co prawda niedużą dziewczynką, to jednak jakby nie było, strudzona drogą. Proponuje babci, że pójdą w okolicę bałwana, bo tam impreza jakaś chyba, a w pobliskim zamku światło blazuje w oknach do świecenia. Widocznie Miłościwy Czasem, ma trudności ze snem. A skoro tak, to jakaś przyczyna musi być. * No ba! No jest! * Królewicz Krasnalek z lekka spłoszony stoi. Co ma liczyć? Chwila… –– duma chwilę. –– To ja gadam z kupą śniegu? Aż tak mroźno nie jest, żeby szare komórki pokrył szron. – Wiemy, co pomyślałeś, paskudzie jeden. Nie jesteśmy żadną kupą!! Królewiczu od siedmiu boleści!! Nie mogłeś policzyć? To chyba nie takie trudne, nieprawdaż? – No to świetnie. Siedem boleści spotkałem… – … jak możesz tak mówić niewychowany ty. Lumpie też. – Nadal was nie spozieram. – Bo stoisz do nas tyłem... głąbie. – Akurat. Stoję przodem do przodu. – No dobra… ale nie tego, gdzie jesteśmy. Obróć ciało, palancie! – Tylko nie… nadal was nie widzę. – A szkoda. Urocze z nas Śnieżynki. – To stańcie… proszę… na tle gęstych drzew. – Przecież stoimy. – Na tle zaspy śnieżnej. Dlatego was nie widzę. – Aleś ty mądry. – No ba! * W pobliskim strumyczku (no tak, strumyczku, bo to bajka przecie) dogorywa rechocząca żaba. Tak bardzo i wyraźnie, że nawet bocian podniebny coś słyszy. Ląduje przy katastrofie i tonącą ratuje. Ma już obiad blisko dzioba, a tu masz… królewna nagle. A on też Królewiczem, bo uratował żabę, a taki był warunek. – Wiesz ty mój… bocianie. Pieniążków nam trzeba… sorry, kochanie. To nie ta bajka jeszcze. – Nie wiem, o czym kumkolisz, ale wiem, że blisko bałwana… – … jest impreza. – Skąd wiesz, ty moja śliczna. – Złota Rybcia powiedziała. Smutna, bo wypłukana ze spełniania życzeń. – Aaa… na to chodźmy. Siedem Śnieżynek maszeruje na bok. Na tle lasu, Królewicz Krasnalek, wreszcie dostrzega całe stado. Siedem zimnych gadających (szkoda, że nie piw milczących). Pulsują podniecająco, podskakując radośnie. Ust nie mają (to czym gadają) nic nie mają. Całkiem nagusieńkie, ale jakoś niepowabne zbytnio. – Co to ma być? –– pyta grzecznie. – Ojejciu! To my. Radość nas… cholera… rozgrzewa, że wreszcie nas widzisz. Przepraszamy za niestosowne słowa, ale to z nerwów, że nas nie zobaczysz. – Trzeba było nie stać na tle zaspy. – No wiesz… ale mimo wszystko, lubimy droczenie. Szczególnie z takim pięknym młodzieńcem. – Pięknym? Aż o taką szyderę was nie podejrzewałem. Jestem brzydki jak pupcia zgniłego skunksa. – Dlaczego nie powiedziałeś: dupa, skoro tak? – Bo do kurwy nędzy, nie jestem aż tak popierdolony, żeby używać wulgaryzmów. A wy mi tu piździcie jak pojebane. – Ależ Królewiczu. Tak nie przystoi mówić. To w końcu bajka dla małych dzieci. – Rozsądni rodzice, czytając pociechom naszą bajkę, będą używać synonimów w tych miejscach. – No tak… oczywiście… nie ma sprawy. * Gdzieś tam w głębi lasu, siedzi ciepło ubrany, autor tej bajki. Teleporter stoi obok, a piszący zgłodniał. Postanawia streszczać bajkę, skończyć głupoty i powrócić na czas, chociażby na kolację. Wystukuję: Krasnalek… * … nie bardzo wie, co jest grane, ale chociaż wie, że nie wie ( albo raczej ma nadzieję ) że z tym lustrem jest coś nie tak. Ładne przerabia na brzydkie, a brzydkie na ładne. Tylko czy na pewno, zawsze tak jest. Skoro jednak mówią, żem ładny, to uwierzę. Lżej na sercu. No właśnie. Chyba zakochany ze mnie gnom… tylko w której… bo mniemam, że to zaczarowane Księżniczki, albo co. – Co tam znowu brzęczysz –– słyszy cienkie głosiki. –– Coś ci wystaje ze spodni. – No wiecie co! Nic mi nie wystaje. – A właśnie, że wystaje. A nawet zwisa. – Niby co? – Proca. – Proca? A po co ją wziąłem? –Nie wiesz? Żebyś do nas postrzelał. Ta w którą trafisz, Księżniczką będzie. Z mięska, krwi, kości, dziurek... i czego tam jeszcze. – A jeżeli trafię więcej? – Nie ma takiej opcji. Nie w tej bajce! * – Babciu! Ruchy ruchy. Nie zdążymy na strzelanie! – Wojna znów? Psed chwilą walcyłam. Mam dosc! – Jaka tam wojna. Może na wesele zaproszą? – Moje? Nawet scęki nie wziełam. – Nie twoje. Ich. – Ach: ich. A jus se balam. * Stary Krasnal coś przeczuwa. Że niebawem gości będzie cała chałupa, a on przy okazji pogada ze synem, jak krasnal z krasnalem. Wszystkie lustra zniszczył. Nawet te bez odbić. Z tymi to już zupełnie nie wiadomo. Chociaż same ramy, są czasami gorsze od zwierciadła. * – Kochana Żabunio. Hycaj szybciej. Bo nie zdążymy. – To weź mnie na barana. – O właśnie! Jeden cap idzie. Już go capłem… siadaj wygodnie… poczekaj… gdzie tak pędzisz. – No jak to gdzie. Szybciej biegnij za mną, kochanie. – Do siedmiu ropuch. Że też skrzydła mi nie zostały. – Durny wierzchowiec… ale capie... fuj! – Hurrrra! Zad capa jest większy. Doganiam cię, kochanie. * Królewicz wyjmuje procę. Z drugiej kamienie. Też zabrał. Kładzie na skórzane siodełko jednego z nich i celuje. Pocisk leci… leci… leci... bo z dala musi... i nie trafia. Sytuacja sześć razy tak sama. Nagle leci… leci… leci... potrąca ptaszka, ale nie zmienia toru lotu… nadal leci... i trafia. Białą kurzawa jak diabli. Śnieżny puch szybuje na wszystkie strony. Mgła opada i Królewicz dostrzega… dziewczę urodziwe trochę. A obok... sześć takich samych. – O kuźwa! Ale piękne jesteście –– rzecze urzeczony, gdyż po tym co widział w lustrze, wszystko jest piękne. –– Tylko która z was ta prawdziwa? – Hmm… coś poszło nie tak. – Ale nadal masz części rodne? – Rodne? Chyba chłodne? – No przecież słyszę, co mówię. – Wątpię – Jesteś o śliczna w siedmiu osobach? – Nie. Jestem ja. A te tu… phi… to podróbki. Po tych słowach zamieć jak diabli. Wszystko wymieszane... a nawet czerwieni deczko. Na szczęście przychodzi obleśny stary dziad z jabłkiem i zaczyna się sumitować: – Moja stara przeprasza. Zachorowała. Dała jabłko do przekazania. Powiedziała tylko, żebym nie ugryzł w drodze, bo nie doniosę. – Dawaj w tej chwili jabłuszko –– wrzasnęła siódma Śnieżynka. –– To dla mnie. Faktycznie. Jest dla niej. Teraz Królewicz ma pewność, że to ta prawdziwa. A co z podróbkami? Nie wiadomo. O tym nie stoi w bajce. Od razu całe zjada i zasypia, chrapiąc na cały las. Wiewiórka spada ze strachu. No dobra. Pospałaś sobie, nabrałaś sił, wydobrzałaś, wypiękniałaś chyba… teraz cię pocałuję * A do zamku zbliżają się goście: Babcia, Szkarłatny Kapciuj, odczarowana Żaba na capie, Odczarowany Bocian, co klekocze cały czas, o braku skrzydeł oraz inni, by stać pod oknem. Ptaszki im powiedziały, że impreza dobiega końca, a finał i tak będzie miał Król Krasnal Senior na głowie. Jadła naszykował tyle ile trzeba. Nie jest skąpy, żeby częstować tylko tym, co mu z brody skapnie. * – No wstawaj leniuszku. Nie widzisz, że już świta. Zakochałem się w tobie, a tyś we mnie. – Też coś… skąd ta pewność… mów mi zaraz, bo ogryzkiem przywalę. – Przecież zjadłaś całe. To dlaczego zostało.? – A skąd mam wiedzieć. Autora tej całej hecy zapytaj. – Gdy spałaś, poszedłem na skraj lasu. Spojrzałem na łąkę. Nadal siedzi wśród kłosów złocisto – modrakowych i coś tam sobie grzebie… chyba tekst. Tylko taki jakiś cienki, gdy popatrzeć z przodu. Jakby ktoś odciął połowę wzdłuż… – To raczej tobie odcięto połowę mózgu, że takie dziwności wygadujesz! – No naprawdę. Z boku to nawet wnętrzności widać. – Ooo… chce zobaczyć. Wiersz napiszę. – Nie można przeszkadzać. Już mówiłem. Coś tam grzebię. I też mówiłem, że chyba tekst jakiś… o nas może. – Mam gdzieś, gdzie sobie grzebię, ale zimę mamy. Zapomniałeś? A ty pleciesz bzdury o kłosach złocistych. Żebyś chociaż wianki... zerkałeś nie tak jak trzeba. – Co widziałem, to widziałem. No i co… kochasz mnie? – Właśnie autor pisze, że… tak. – A sama od siebie. – Hmm… – Dobre i to. – Dupek. – Chodźmy do zamku. Goście czekają. Telepatycznie odczuwam dobrą zmianę. – Dobrą dla kogo... a twojego... ojca... weźmiemy? – Dziwna odwilż nastała. Poczekaj. Przeleję go do wiaderka. Będzie na herbatę lub kawę. – A ty byś wolał na co? Na bimber! Gadaj w tej chwili, pókim dobra. – Urocza jesteś. A czy dobra… nie wiem. – Ale ja wiem. Skąd masz wiaderko? – Autor wrzucił do tekstu. Nie widziałeś, jak strąciło dzięcioła w połowie puknięcia? – Tego tu? Co stuka o twardą ziemię i marudzi, że za duże to płaskie drzewo, jak na jego możliwości? – Nie. To grabarz z bajki równoległej gdera. Nie nasza. Chybaś całkiem nie rozbudzona? – Przecież wiem, co widziałam… czubku. – Znowu urocza. * Uczta jest znakomita, bo i goście znamienici. Świeżo Upieczeni, będą żyć długo i czasami szczęśliwie. Niestety… na poprawinach, dokładnie o północy, zahaczają o podwinięty dywan i szybują wszyscy do wczoraj.... a stamtąd poza krawędź tekstu... lecz nadal lecą, aż na koniec strony i dalej na łąkę. Autor słyszy ♪♪♪♪♪♪ nadlatujący szum, ale na ucieczkę jest za późno. Tym bardziej, że jeszcze pisze. Spadają na autora, rozgniatając swoje ciała i jego, na kłosach już nie złocistych, jeno czerwonych, wilgotnych modrakach. Grupa→0. Trupy na miejscu. * Jestem drugą połową autora. Na mnie nie spadli. Tą bardziej: subtelną, delikatną, zefiryczną. Tamta połówka to czubek, wariat jakiś. Cały czas mam z nim problem. Właśnie piszę, że cofam bajkowy czas. Tylko nie wiem, czy podołam. Ten łobuz tak namieszał, że nawet siebie uśmiercił. Czyli jakby trochę mnie. Trzaśnięty niemożliwie. No ale… próbuję. Oj… chyba się udało… tylko muszę pilnować, żeby inaczej zakończył… trudna sprawa... ** Stary Król, Krasnal Pierwszy Od Końca – marudny jak zardzewiałe podeszwy od butów – zahacza nogą o wystającą z brody brodę i leci twarzą w stronę...
    1 punkt
  17. W połowie maja w lesie zacienionym którego poszycie szczelnie mech zaplata narodził się kwiat delikatny zapamiętany przed latem Zapamiętany ze względu na wzrost oraz ze względu na płatki małe, trójwymiarowe nieba bławatki I chociaż w lesie zacienionym wiosna pysznie się panoszy to tylko on - najdrobniejszy o pamięć skromnie prosi Obiecujemy nie zapomnieć błękitnego, niewinnego kwiatka co zerka na nas nieśmiało główkę wychylając z cienia Obiecujemy nie zapomnieć rodzimej niezapominajki która łąkę kwiatów polnych w niebo przemienia
    1 punkt
  18. @Nieznajomy Niewidzialny Tylko co wtedy, kiedy drzewa w lesie łamią się, jak zapałki? Gdy na drodze widać świeży trop wilka, a trujący wawrzynek wilczełyko kusi swoim pięknym kwieciem wczesną wiosną?
    1 punkt
  19. Witam - podoba się takie kochanie.
    1 punkt
  20. Nieprzeszarżowany,bardzo smacznie :)
    1 punkt
  21. jakby należała do tego sadu
    1 punkt
  22. Motyw znany, ale ładnie opisane. bb
    1 punkt
  23. Witam - wiersz zdał egzamin - Miłego życzę
    1 punkt
  24. Bezkrwawe łowy myśliwi krążą między półkami ofiarą pada łup Wyszło mielone z indyka makaron szlachecki lodówki pustoszeją Menu urozmaica samotna perliczka pod presją terminu ważności Na półkach z produktami pierwszej potrzeby porażka jak dawniej Zaskakująco znikają rolki puszki paczkowane smakołyki... Na razie dosyć atrakcji... itd...itp Chleba soli pewnie nie zabraknie
    1 punkt
  25. @kwintesencja Dziękuję za czytanie. Wzajemnie pozdrawiam.
    1 punkt
  26. Bardzo celnie to ujęłaś, pozdrawiam:)
    1 punkt
  27. 1 punkt
  28. Piękne porównanie z erotyzmem w tle:). Pozdrawiam.
    1 punkt
  29. @kwintesencja Chyba mniej więcej wszystko wyjaśnione, nam chyba chodziło o różne zagadnienia, niechże tak zostanie jak jest, mam nadzieję że nauki nie poszły w las dla wszystkich.
    1 punkt
  30. @Ilona Rutkowska - dziękuje i pozdrawiam.
    1 punkt
  31. @iwonaroma Trzy razy to faktycznie nadmiar, zwłaszcza że dotyczy to tej samej osoby, miejmy nadzieję że autorka wybrnie z tej myślę wydumanej sytuacji, której ja nie widzę.
    1 punkt
  32. @[email protected] Grzegorzu, ale tu nie chodzi o nie używanie wielkich liter tylko o używanie ich w nadmiarze.
    1 punkt
  33. Iwonko , ostro :)
    1 punkt
  34. @kwintesencja Też stosuję wielkie litery ze względów grzecznościowych /czy zabarwionych uczuciowo/ wynika to z wyrażenia postawy w stosunku do tych, do których pisze i jest wyłącznie indywidualną sprawą piszącego.
    1 punkt
  35. dla rozrywki w tym względzie raczej nie wystawa to będzie ani teatr. Ni kino, lecz gdzie trzeba wsadzony granat wojenny. Problem załatwiony! Fakt, umywalkę należy wymieniać z syfonem bo jeśli nie to i tak wszystko jest... zsyfione:)
    1 punkt
  36. 1 punkt
  37. wystarczy oczyścić syfon bo tam bakterii zgraja jeju - bo i nad miską normalnie chyba ziaja ® https://ziaja.com/guides/jeju
    1 punkt
  38. O, cudak. A kakadu co? I na migi figi Mani. Ela, gorący? Raczej zje z carycą rogale.
    1 punkt
  39. a może do kina, teatru, albo jakąś wystawę ją zabierz? Też się rozerwieRsz. ;)
    1 punkt
  40. Trochę zmniejszyłabym czcionkę, ale chabry i maki cudne :)
    1 punkt
  41. graphics CC0 gdy serce gore – ponoć ratuje guacamole molli słodkiego avocado dla smaku więcej ładu jej orient pachnie niczym salsa pod ambasadą bosego tańca kołują bez przerwy Derwisze – ten wir i smak – jest jej opisem mocna tequila lub tornado intryga rozpalonej duszy choć serce nieskażone wadą – lecz nic go nie poruszy z niebieskiej tuli się agawy – ów fluid pochodnią kaprysu co dzień maluje nowe obrazy efemerycznych Parysów więc ja okraszam zachwyt słowem nieumiejętna sublimacja bodajże powiesz – zbyt jałowe – zapewniam – twoja będzie racja misterność – twierdzą – sekretów kieszeń nie każdy musi zaraz wiedzieć – ty wiesz – że to do ciebie 29.06.2014 r —
    1 punkt
  42. szumią jodly na gór szczycie należycie hej idę w las las iglasty każda szpileczka to kijaszek jest spiczasty... pod muchomorkiem mam mieszkanko i z dzwonków leśnych nektar wypijam nie ma więcej w lesie takiego krasnoludka jak ja! parampampam!
    1 punkt
  43. Róża Pośrodku owalnego stołu W wazonie wysokim i smukłym Stała róża wysoka i dumna Tylko w kolcach, z jednym liściem, bez sukni Liść był samotny wśród kolców W oddali żył jeden pąk różana głowa atłasowa zwarta tworzyła sercowy zrąb Pierwsze w nim serce na zgodę Drugie - żeby się spełniło marzenie Kocha, nie kocha, czy lubi Ta liczba zawsze wzbudza westchnienie Potem trzeci i czwarty i piąty Nieskończona liczba odcieni Kolce w bok, płatki przodem Kroczy burgund z domieszką czerwieni
    1 punkt
  44. A JA? JA I KOBIETA, A TE I BOKI? A JAJA?.
    1 punkt
  45. Bardzo dziękuję za tak serdeczne słowa.
    0 punktów
  46. @Nieznajomy Niewidzialny Las jest wspaniały, jeśli ktoś go umie. Niestety, grzyby już dawno biorą się ze sklepu. Ładnie poprowadzony ten wiersz. Dobra lektura. Wszystko się udało.
    0 punktów
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...