Sponad wierzchołków chmurnych sosen, co niebu szumią z rana
poprowadź wietrze moje kroki, bo jestem zakochana.
Poczęstuj serce, duszę chłodem orzeźwiającej rosy,
myśli pomieszaj z liśćmi kalin i wetknij w jasne włosy.
Nawet nie pytaj, co tak kocham, to sprawa oczywista,
bo wszystkich rzeczy, które cenię, jest bardzo długa lista.
Uwielbiam przestrzeń i zapachy, błękity, trawy zieleń,
mojego miejsca tu na ziemi na inne nie zamienię.
Majowe sady i ogrody, łąki, szelesty leszczyn,
w magię ubrany czas przyrody, co gradem, burzą wrzeszczy,
w bagnach, mokradłach topi słońce, roznieca błyskawice,
by później tęczą z palet zdjętą na nowo kreślić życie.
Jestem przybyszem tymczasowym, co ze snu się obudził,
dniem idę, aby noc powitać, kochając świat i ludzi.