Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 15.02.2019 uwzględniając wszystkie działy
-
byłem czysty kiedy przychodziłem do nich witali mnie pocałunkami biblijnymi i scenicznymi gestami rąk byłem czysty i schludnie ubrany ale brudny byłem dla nich miałem pył księżycowy pod paznokciami w kącikach ust resztki tęczy jadłem ją zachłannie bo obfitość posiadam która mi niepotrzebna jest i niedosyt odwieczny tego co nie ma polewali wódki mówili pij wódka jest dobra ukradkiem wydłubywałem ze swetra sierść pegaza polewali wódki mówili pij wódka jest zimna a ja piłem wódkę z nimi bo jestem tym kim jestem ufałem że oni byli tym którym jestem ja poetą kobietom z pleców nie spadały białe pióra nie słyszałem pieśni przymilnych że pragnąłbym zapamiętać mówili pij wódkę jest dobra mówiły pieprz mnie a ja miałem pył księżycowy pod paznokciami i w kącikach ust resztki tęczy5 punktów
-
Spadła mi na głowę dzisiaj prozaicznie, tak po prostu i nie myślcie, że coś zmyślam, tylko mówię prosto z mostu. Drżąca była, przerażona, bo uciekła gdzieś z kosmosu prosto do mnie, w me ramiona zapragnęła złożyć los swój. Była piękna, promieniała, lecz samotna, odrzucona, więc do serca ją schowałam. Tak to Miłość. Właśnie ona. MG 14.02.2019r.4 punkty
-
Okruch szukam korelacji między czasem i ciemnością kłębki wspomnień płyną ponad snami z fali kryptomarzeń próbuje urodzić się dzień nachalnie powtarzalny obraz dramatu3 punkty
-
3 punkty
-
niezrozumiałe są smagania duszy przepadziste są myśli ubrane zawsze w niefortunne słowa nieustanny jest głos krwi, który woła by czynić rzeczy straszne i wielkie niezłomne jest to, co w przepaść wciąga i przepiękne, co rozrywa od środka zachłanne jest to, co kocha to, co kocham jest niszczycielem podmiotowości2 punkty
-
Wdzięczność W wiadrze napełnionym wodą, pływał robal, prawie tonął. Zobaczyła go dziewczyna, zaraz wiadro opróżniła. Tak uratowała zwierzę. Ono rzekło: - Ja nie wierzę. żyję, skrzydełkami macham, i mam nawet suchy kaftan bezpieczeństwa grant od ciebie. Dziewczę było zadziwione, Ociupinkę przestraszone Powiedziało do robala: - Może teraz mocna kawa? - Nie odmówię i wypiję. Poszli razem do mieszkanka, Czajnik, Sido, także grzanka. Rozmawiali do północy, wreszcie weszli już pod kocyk… Co się działo, to słów mało, robak kąsał gibkie ciało, choć miał kaftan bezpieczeństwa, taki grant za człowieczeństwo. J, A.2 punkty
-
Trud - Gabrielowi Prowadzisz mnie przez mrok. To urok, to zamglony wzrok. To ostateczne drgawki uczuć migawki. Nietrudno dotknąć serca bijącego, ale stającego, już tak. Znak, znak – to nic, żem ja teraz że - brak. J. A.2 punkty
-
2 punkty
-
za oknem życie wzbija się do lotu przeciska przez zamarznięte spękane szczeliny ziemi tchnienie Biel nie jest już biała nawet szara może pora ustąpić pamiętam majowe zaspy Sylwia Błeńska 15.2.20191 punkt
-
Nie oplataj mi bajek, nie zmyślaj. Przecież wiążę fakty i słowa, mam dosyć twojego koromysłu, od pleciugów już boli mnie głowa. I nie zmyślaj, nie oplataj, a bój się, to jest życie, nie fatamorgana, spójrz na siebie i w końcu stań w lustrze, w oczy prawdzie spójrz jeszcze dziś z rana. Nie fantazjuj, jadaczkę ścisz raczej! (Jak ja cenię rzeczowe dialogi) Żebyś z kłamstwa obstrukcji doświaczył, dobry pretekst wystawić cię za progi. 15.02.2019r.1 punkt
-
ciężko nieść pusty łeb serce nabrzmiałe tęsknotą czy jest na to jakiś lek gdy się jest poza epoką a ja kocham tych ludzi kosmatych starych z kijem co wszystkie bruki zna często już bez swojej chaty i nawet bez swojego dna już odbić się nie ma od czego nie patrzy on nie patrzą na niego przysiadł na ławce i zwiesił głowę pod powiekami ma rzeczy minione znowu jest małym chłopczykiem biegnie przed siebie na wskroś przez ulicę podarte spodnie zdarte kolana oj w domu tam już czeka mama tak, kocham tych ludzi kosmatych starych z kijem co wszystkie bruki zna może zaproszę do swojej chaty nawet gdy przyjdzie odleci jak ćma1 punkt
-
Dziwne osiadło na mnie zmęczenie. Nocą był dzisiejszy dzień bardziej niż dniem. I senna jakaś nienawiść do świata, choć niejawna, a skryta we mnie narosła. Pielęgnowałem w sobie tę nienawiść. Kołysałem w sobie tę nienawiść myślą gorejącą. Myślą o tym wszystkim, co zaszło. Dokąd mnie zaprowadziło wszystko to, co zaszło, do jakich bezdroży, do pustkowia jakiego. Że mogłem stanąć pośrodku tego pustkowia, ale już bez tego tego wszystkiego, co mnie tu wywiodło, bo tego już nie było, i zacząć krzyczeć i wołać do tego wszystkiego, ale wiedziałem, że krzyk byłby to próżny. Wydarłbym z siebie jedynie te drobne okruszyny, jakie jeszcze były mną, co stanowiły resztkę mnie. Te drobiny, które wczoraj, gdy szedłem, rzuciły się na płyty chodnikowe cieniem. I pomyślałem sobie wówczas, tą odrobiną siebie wciąż żywą, że cień ten zmaterializował się bardziej mną niż ja sam mną byłem. Znalazłem w tej myśli dobroć, bo dobroć jest prawdziwością. Wszystko, co prawdziwe musi być dobre, a więc i moja myśl, jeśli prawdziwa była, była dobra. Cieszyło mnie to niezmiernie i prawdziwie i dobrze. Naraz uczułem w sobie rosnącą sprawiedliwość, sprawiedliwość niezmiernie prawdziwej dobroci, której pozbawiło mnie wszystko to, co zaszło. Nastąpił jednakże dzień dzisiejszy. Dzień ciemniejszej niż noc najciemniejsza melancholii. Dzień dzisiejszy, który dniem był zupełnie odmiennym od sprawiedliwego cieniorzucania dnia wczorajszego. Czarna rzeka wystąpiła z brzegów dnia dzisiejszego i poczęła topić łąki, co domostwami były żółtych kaczeńców, które tak umiłowałem dla siebie, podczas jednej pieszej wędrówki tegorocznej, gdy będąc sierotą porzuconym wśród pól i sadów, usynowiony zostałem przez kwietniowe poranki słońcem obmyte. Synem kwietnia się stałem słonecznym wznoszeniem się ponad horyzont. Wezbrała jednakże rzeka i wystąpiła z brzegów dnia dzisiejszego i potopiła kaczeńce i nurtem szalonym porwała mnie wodą spienioną i nurtem szalonym. Spałem. I spałem długo. Przebudzałem się. I znów spałem aż się przebudziłem i znów spać usnąłem aż przebudziłem się i zobaczyłem, że rzeka, cofnąwszy się do swojego koryta, płynęła cicho i spokojnie, choć już nie było na łąkach żółtości kaczeńcowej, którą tak dla siebie umiłowałem. Leżałem jeszcze długo po tym przebudzeniu ostatecznym, które nastąpiło po przedprzebudzeniach licznych. I zachciało mi się chodzić, bo mnie to chodzenie od prehistorycznych czasów moich koi, bo jest mi chodzeniem dla chodzenia - nie ma celu w tym chodzeniu, jest tylko droga, jaką trzeba wychodzić. Chodzić, chodzić i chodzić dla samego chodzenia, dla bycia w drodze, dla uciekania przed tym wszystkim, co zaszło, czego już nie ma, ale co wciąż jest - zawsze jest, choć go nie ma. Czai się za każdym rogiem, czyhając na nieopatrzny mój krok, żeby dopaść mnie, rzucić mi się do gardła, jak potknięty nieostrożnym stąpaniem leżeć będę w kałuży jakiej, ubrudzony błotem i pozbawiony godności, tych okruszyn godności pozostałych, które są mną, którymi jestem ja, ale bardziej niż ja sobą jestem, jest mną mój cień. Zebrałem się w sobie by iść. Chodzeniem wychodzić wszystko to, co zaszło. Szkoda mi jedynie było butów, bo buty mam dziś nieodpowiednie do chodzenia-wychodzenia w pogodę słotną, kiedy od wilgotności powietrza wilgotnieje nawet dusza. Dobre mam te buty. Ze skórcy licowej. Przypominają mi one swoim wyglądem obuwie, noszone w czasach odległych, jakie niekiedy można zobaczyć na starych fotografiach - bo ja lubię też stare fotografie. I myślę, że wielu je lubi. I jeszcze wielu zdąży je polubić. Nasze fotografie kiedyś również się zestarzeją i jestem dalece o tym przekonany, że i one będą przez kogoś lubiane. Niepokoi mnie jedynie, że aktualnie jest ocean fotografii - trudno byłoby w tym oceanie odnaleźć te do polubienia, bo wszystkich polubić przecież nie można będzie. Pocieszam się jedynie myślą, że nie wszystkie przetrwają do tego momentu, kiedy będą mogły być polubiane jako stare. Zebrałem się w sobie by iść. Udało mi się odnaleźć inną parę butów, które były godne tego, żeby przyjąć na siebie wszystko to, czego nie mogły tamte. To także były skórzane buty, aczkolwiek znoszone nieco - i nawet te buty przydały mi się. Dawno już chciałem je wyrzucić, ale one pozostały przy mnie i kiedy stały się potrzebne były wciąż obok i okazały się być butami w sam raz do tego chodzenia bez celu, do chodzenia dla samego chodzenia i chodzenia bez celu. Myślę czasami o butach właśnie. Chciałbym móc o nich porozmawiać z kimś, dla kogo są ważne. Ale nie ze sprzedawczyniami ze sklepu obuwniczego - dla tych buty nie są istotne i niewiele o nich wiedzą, a poza tym nie potrafią mówić tak, jakbym chciał by mówiły o obuwiu. Ich sens leży gdzie indziej, o ile w ogóle, ale na pewno nie pośród butów, które sprzedają. Jest to dla mnie niezwykle smutne, że rozmowy o butach nie udaje się znaleźć w sklepie obuwniczym, co zmusza mnie do poszukiwania upragnionej rozmowy w miejscach innych, odległych od sklepów obuwniczych. Nie sądzę, aby dane mi ją było odnaleźć w fabryce butów jakiejś. Teraz wszystko tam jest zmechanizowane i zautomatyzowane i inne z-m, co stanowi o jeszcze większym braku sensu niż w przypadku sprzedawczyń ze sklepu. Zakładów szewskich w okolicy nie ma, a takie miejsca, wydaje mi się, byłyby odpowiednie dla moich poszukiwań. Jeśli kiedykolwiek w trakcie mojego chodzenia znajdę się obok zakładu szewskiego, to zajrzę do środka i spróbuję z szewcem mieć tę rozmowę, której tak bardzo potrzebuję. Zebrałem się w sobie by iść. Zebrałem się w sobie by iść i poszedłem. Towarzyszył mi mój cień, który zmaterializował się mną bardziej niż ja sam mną byłem. Szedłem prosto przed siebie i mój cień szedł prosto przed siebie. Chciałem iść po asfaltowym chodniku, który znałem ze swojej prehistorii, ale ktoś sprzątnął asfaltowy chodnik. A piękny to był chodnik asfaltowy: popękany cały, podziurawiony, pofałdowany, garbaty - ale przecież o tym można inaczej jeszcze pisać. Ktoś nie asfalt zabrał z chodnika, a dziur dodał i popękań i pofałdowań i garbów, tak że nic już z chodnika nie pozostało, co byłoby asfaltowym chodnikiem. Sprzątnięte zostało, zabrane zostało, to, co mnie się trzydziestoleciło w tym miejscu. Zasmucony byłem, ale wnet pomyślałem, że przecież inny powstanie chodnik, który kiedyś komuś również będzie się dziesięciolecił, piętnastolecił, wiecznolecił - tak samo jak mnie się tamten trzydziestolecił. I wesołość mnie ogarnęła, że nie wszystko kończy się, co skończone i poszedłem dalej, bo zebrałem się w sobie by iść. Spotkałem dwie stare, co stały na przystanku autobusowym i czekały przyjazdu jedynego autobusu, co odjeżdża z tego przystanku. Nie nie ma innych autobusów, które odjeżdżałyby z tego przystanku poza tym jednym, którego one czekały. Mimo to jedna spoglądała na rozkład jazdy, a druga rękaw płaszcza podciągnęła by spytać zegarka jak się mają sprawy czasu. Widocznie sprawy czasu miały się na tyle dobrze, że kontynuowały stanie na przystanku i oczekiwanie na jedyny autobus, który z niego odjeżdża. Coś rozmawiały między sobą. Chciałem podejść do nich, życzyć im wszystkiego miłego i zapytać dlaczego sprawdzają godzinę odjazdu jedynego autobusu, ale nie podszedłem i nie zapytałem, bo poza zadaniem pytania nic, żadna odpowiedź, nie miałyby znaczenia, choćby wszystko było prawdziwe, a więc dobre i sprawiedliwe. Jest w sprawdzaniu godziny odjazdu jedynego autobusu coś z donkiszoterii. Mnie to się jawi jako próżna walka z nieuniknionym - jakieś niepojęte przeciwstawianie się wieczności. Ale zapewne i tego nie ma w tym sprawdzaniu, bo w tym sprawdzaniu jest jedynie sprawdzanie i poza nim nie ma nic. I bohaterskości żadnej w tym nie dostrzegam, głupiość jedynie jakąś dla mnie niepojętą, bo wszystko nastąpi, co ma nastąpić. Trwaniem jest wieczność. Poszedłem dalej, bo zebrałem się w sobie by iść. Niebo pochmurne było, więc gwiazd nie mogłem liczyć, choć pragnąłem liczeniem tym posiąść niewielką część nieskończoności i zamknąć ją w sobie odliczaniem skończonym. Wobec skrytej obecności słońc wszechwiecznych zacząłem liczyć latarnie, które mnie mijały. Wysokie to były latarnie, strzeliste i wysokie, o różnorodnej ilości masztów. Były wśród nich łodzie z jednym tylko żaglem, ale były też dwużaglowe i większe nawet, a te największe liczyły dziewięć żagli i światłość biła od nich i światłość tę mnie darowały jako temu, co zebrał się w sobie by iść. Różnorodność jest wspaniałością, bo paletą jest barw najróżniejszych i odcieni wszelakich. Wszystko, co jest - jest tym, co jest przez różnorodność, przez nakładanie się barw i kontrast, który czynią między sobą. Różnorodność jest wspaniałością, ale światłość podarowana mi została wyłącznie przez największego żaglowca latarnianego. I tylko dzięki tej światłości mogłem iść dalej - bez niej nie doszedłbym tam, dokąd doszedłem, pomimo tego, że zebrałem się w sobie by iść dla chodzenia. Szedłem więc dalej w światłości wielkiej latarni, która była tym, czym była przez różnorodność do małej światłości innych latarni. Spotkałem dwoje. Brata mojego i ojca brata mojego. I oni szli, ale aby iść nie musieli się zbierać w sobie, bo innym od mojego było ich chodzenie. Ich chodzenie było chodzeniem do celu, a nie drogą samą w sobie. Nie pozdrowiłem ich jednakże, bo wiedziałem, że pozdrowienie moje niewiele dla nich znaczy i być może wcale nie będzie im tak miłym, jakim powinno być, gdy się je komuś wypowiada i kiedy się tego pozdrowienia słucha. Pozdrowienia nasze byłyby nieprawdziwe. Tym samym nie byłyby ani dobre, ani sprawiedliwe. Zamieniliśmy ze sobą kilka, tak zwanych, słów i pożegnaliśmy się, bo jeśli pozdrowienie byłoby nieprawdziwe, to pożegnanie wówczas zawsze jest prawdą, a więc jest dobre i sprawiedliwe. Zapytali mnie dokąd idę. Odpowiedziałem, że donikąd i tam ruszyłem przed siebie, odwracając głowę i żegnając ich powtórnie. Lubię palić papierosy, kiedy tak chodzę. Odnajduję ogromną przyjemność w zaciąganiu się dymem i wypuszczniu go na różne sposoby. Zawiera się w tej czynności pewna niezwykłość i poezja może nawet, jeśli robić to z pasją. Tym razem również wezbrała we mnie ochota, żeby zapalic, ale papierosy skończyły mi się już wcześniej. Zmieniłem więc nieco kierunek swojego chodzenia i zaszedłem na stację benzynową, która niedaleko się znajdowała od miejsca, w którym byłem. Kupiłem paczkę ulubionych miękkich białych marlboro i zamówiłem ciepłą kawę z mlekiem by się zagrzać, bo zmarzłem niewymownie od tego chodzenia. Temperatura powietrza była chyba bliska zeru lub nawet poniżej - idealna do wypicia ciepłej kawy z mlekiem albo wódki. Na wódkę jednakże nie miałem ochoty. Ściągnąłem plecak z ramion i położyłem na blacie, żeby plecom dać trochę wytchnienia od jego ciężaru. Pobrałem kubeczek z dystrybutora, postawiłem jak należy i nacinąłem guzik "kawa z mlekiem". Kawa zaczęła lać się strumieniem, a ja rozglądałem się dokoła, bo lubię patrzeć i widzieć, co mnie otacza. Wtedy go zobaczyłem. Stał oparty o półkę z napojami i spoglądał na mnie. Zrozumiałem, że chce ze mną rozmawiać i ja poczułem tę samą potrzebę. Odezwałem się pierwszy. Zawsze, gdy odzywam się pierwszy odnoszę wrażenie, że mówię od rzeczy, choć wielokrotność tego, co następuje później przeczy temu wrażeniu, co nijak nie wpływa na ponowne jego odczuwanie przy każdym kolejnym nowopoznawaniu, kiedy to ja pierwszy podaję słowo. Często odczuwam podobne wrażenia i na innych płaszczyznach, które stawiają mnie wobec siebie samego w cieniu jakimś, bo światłem tego nie nazywam, tylko cieniem jakimś. Pokochałem go za to jak mówił o tym, o czym mówił. A mowa jego była piękna, bo on sam pełen był rezygnacji, ponieważ pokonany był i dlatego zrezygnowany, ale nie skończony, bo nie wszystko kończy się, co skończone. Mówił niewiele, ale mówiąc niewiele zdołał powiedzieć wystarczająco dużo. Opowiadał mi o tym, jak kupił raz w Wilnie namiot-bagażnik i jak wybrał się z rodziną w podróż samochodem do Budapesztu i jak spali wszyscy w aucie, a on w tym namiocie-bagażniku. I czuć było nostalgię za utraconym. Pozwolił mi zrozumieć, że strata bardziej bolesna jest niż brak. Podaliśmy sobie ręce na pożegnanie, ale nie zapytaliśmy o swoje imiona, żeby nie cierpieć, gdy siebie utracimy. Brak lepszy jest niż strata. Zebrałem się w sobie by iść. Zebrałem się w sobie by iść i poszedłem.1 punkt
-
Sprawczyni Jestem drapieżnikiem, który poluje nocą, potrafię też sprawić, że serca zakołaczą, wykorzystaj to, niech wszyscy nadzieję utracą, pozwól mi na działanie, acz nie splam mnie pracą. Mam swoje plany, realizować je będę, nowe ofiary zdobędę i to bezbłędnie, lecz na pewno oddam się pod twoją komendę. Przyjmiesz mnie, odniosę sukces na miarę bogini, wdzieję purpurę, naszyję na nią cekiny, odepchniesz, to z kimś innym będą zaręczyny.1 punkt
-
Wiersz piękny ale zasp w maju nie toleruję. Oooo nie. Maj ma być zielony i wiosenny, poza tym nie cierpię zimna ;) ...ale wiersz bardzo ładny, bajeczny.1 punkt
-
No to masz szczęście:)) ale zastanawiam się nad słowem „sraczka”, czy nie zmienić na coś bardziej słowno medycznego? Dziękuję.1 punkt
-
Dobre, podoba mi się, jest rzeczywiście rzeczowo i wprost. Poza tym "koromysł" - swietny, na pewno spodoba się Don Kebabbo ;) Pozdrawiam. PS Nie oplatam? :?1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Pszczółki i trzmiele i ważek wiele co to za Eden? to Ziemia Stokrotki bratki ach ładne kwiatki majowe pachną ziela.... a na Marsie piaski!1 punkt
-
pokłóciła się noc z dniem o to kto jest bardziej lubiany kto potrzebniejszy jest kto jest bardziej znany pierwsza zaczęła chwalenie noc mówiąc że chociaż jest ciemna kryje w sobie wielką moc że kochankom jest niezbędna że jest natchnieniem dla malarzy lubią pisać o niej znani poeci jest westchnieniem dla cmentarzy że nieśmiałych ludzi kręci potem zaczął chwalić się dzień że to on wymyślił dla ludzi tak bardzo potrzebny im cień że wszyscy go uwielbiają że lasy łąki sady rzeki i pola drzewem i kwiatem go upiększają że ma słonce tęcze i ptaki a ludziom sny nie dokuczają w tą kłótnie ja wkroczyłem postępując sprawiedliwie obie strony pogodziłem i się temu nie dziwię Waldemar1 punkt
-
Mam plan wydać swoją prozę tego roku. Cieszę się, że się podobało. Usunąłem, uznając za zbytnie przejaskrawienie treści.1 punkt
-
O tak, tak, alem ja wahadło, zapamiętam, jak w wierszu "Czeka' Poczytaj Edgara, poczytaj... a może znajdziesz Duszy najskrytszą tajemnicę?1 punkt
-
Przeczytałam opwiadnie z przyjemnością :) Widzę, że wers został usunięty, ale zgadzam się z tym jak jest teraz:)1 punkt
-
Dzisiaj, gdy świt mnie obudził, spojrzałam na twoje dłonie i już od razu wiedziałam, że nasza miłość to ogień. A w nocy mi się przyśniły czerwone maki i róże, nad nimi płomienne niebo, ciekawe, co nam to wróży? Więc wypowiedzmy po słowie, nawzajem w serdecznym darze, popatrzmy w oczy głęboko, by szczęściem się nie poparzyć. MG 05.02.2018r.1 punkt
-
Kebab, wybacz, jest zajęty Wszak na rożnie się obraca No i w kółko (po raz enty) Puszcza - zrzęda - taki ansambl: Pozdrawiam :)1 punkt
-
1 punkt
-
Edgar Poe był mroczny. No, a jak, he, he. Plany to podstawa, Wędrowcze. A oto "Kruk' Pozdrawiam.1 punkt
-
moim zdaniem niepotrzebne dobre Wiersz mi się podoba, znajduje akcję, które sam przeżywalem :)1 punkt
-
Hmm... Słowacki zażywał opium, Krasiński nie gardził eterem więc i Tobie wódka nie zaszkodzi. Nie ma się czym przejmować. ;)1 punkt
-
Samowola (Wędrowcowi) "nie no śrubki są w porządku" A ja leję Coca - colę do szklaneczki ozdobionej, no i duszkiem ją wypijam, nawet kropli nie omijam. Napój ten niby ambrozja pokrzepia mój organizm, nawet lodziki pistacjowe przy smaku coli to nic. Choć usta nie nadążają już chlipać, język czasem kołkiem staje - mam nie czuć smaku? Wolę oddech stłumić i pić, i pić, pić... J. A.1 punkt
-
Witaj Iwonko - miło cię widzieć - dziękuje za czytanie i głosik. Udanego dnia życzę.1 punkt
-
1 punkt
-
Od razu przypomniał mi się "Kruk" Edgara Allana Poe, choć tam zwierzę powtarzało tylko jedno słowo: "nevermore" i sam wiersz był dość mroczny. Byle nie z rana na pusty żołądek. Oj długo tak robiłem... :-) Pewnie po tej mocnej kawie :-) A więc wszystko było dokładnie zaplanowane... ;) Fajny wiersz i jest zwrot akcji na końcu :) Pozdrawiam serdecznie!1 punkt
-
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta: bo tak mi się podoba. Lubię XIX wiek i w takim stylu będę pisał swoje wiersze. Jeśli nikt nie będzie chciał ich czytać to trudno. Najwyżej przestanę publikować, choć i tak pewnie będę pisał do przysłowiowej szuflady, bo zwyczajnie sprawia mi to przyjemność. No cóż, romantyzm, choć tak naprawdę wiele jest w tych wierszach moich osobistych odczuć. Oj, bardzo wiele... Tak, choć w momencie pisania tego wiersza były raczej puste. :-) Trafiłaś w sedno. Dokładnie tak chciałem by to było zinterpretowane. ...bo dzisiaj czas tak szybko leci, że nawet kłaść trzeba się rychło. Bardzo się cieszę, naprawdę. Fajnie wiedzieć, że ktoś chce czytać takie rzeczy i w dodatku, że się podobają, aczkolwiek będę musiał zapewne pogodzić się z tym, że większość dzisiejszych odbiorców nie zaakceptuje takiego stylu.1 punkt
-
FAJDROS. Dowiesz się, jeżeli masz czas pójść ze mną kawałek i posłuchać... ...SOKRATES. No więc może opowiesz? FAJDROS. Tak, tak, Sokratesie; to właśnie coś dla ciebie do słuchania. Bo mowa, o której- śmy rozmawiali, miała strasznie erotyczny temat. Lizjasz opisał zabiegi miłosne około jakiejś piękności, ale nie ze strony miłośnika, i w tym właśnie cały figiel. Bo mówi, że powinno się raczej obdarzać względami tego, który nie kocha, niż tego, który kocha... ...FAJDROS. To posłuchaj! O co mi chodzi, wiesz, i że za właściwą uważam taką rzecz pomiędzy nami, toś słyszał. Sądzę zaś, że nie powinno mnie omijać to, czego pragnę, dlatego że właśnie zakochany w tobie nie jestem. Toż takiemu później żal każdej wyświadczonej przysługi, skoro tylko żądzę nasyci. A taki jak ja nigdy nie ma okresu wyrzutów. Bo nie z musu przysługi wyświadcza, ale z dobrej woli o drugiego dba, jak może; tak że lepiej by i około własnych spraw nie chodził. A jeszcze ci, co kochają, notują sobie wszystkie straty materialne, jakie ponieśli przez mi- łość, i wszystkie przysługi osobiste, a zważywszy jeszcze to, ile ich to wszystko trudów kosztowało, uważają, że rachunki dawno wyrównane i nic się od nich więcej nie należy ukochanej osobie. Natomiast ci, co nie kochają, nie mogą się ani tym zasłaniać, że przez to zaniedbują interesy prywatne, ani wymawiać mogą trudy podczas zabiegów poniesione, ani się skarżyć, że się przez to z rodziną poróżnili. Zaczem skoro tyle ujemnych stron odpada, nie pozostaje nic, jak tylko dbać wedle najlepszej wiedzy i woli o względy drugiej strony. A potem, jeśliby kochających cenić dlatego, że o swym afekcie najwyższym zapewniają tych, których w danej chwili kochają, i mówią, że gotowi i słowem, i czynem poróżnić się ze wszystkimi dla pięknych oczu osób ukochanych, łatwo poznać, jaka to prawda, skoro zawsze wyżej cenią tych, w których się kiedyś później kochają, i gotowi się nawet źle obchodzić z dawniejszymi przedmiotami miłości, jeśli się to późniejszym podoba. Więc któż widział wdawać się w coś podobnego z ludźmi cierpiącymi wadę tego rodzaju, że nie brałby się do jej leczenia nikt, kto ma doświadczenie w tych sprawach? Przecież sami przyznają, że stan ich to choroba raczej niźli zdrowe zmysły, i choć wiedzą, że u nich w głowie źle, nie umieją zapanować nad sobą. Toteż jak mogą, przyszedłszy do siebie, uznawać za dobre to, czego im się chciało w tym stanie osobliwym? I to zważ, że gdybyś chciał wybrać najlepszego spośród tych, którzy cię kochają, to niewielki miałbyś wybór; przeciwnie, gdybyś spośród innych ludzi szukał tego, który by ci naj- 8 więcej odpowiadał, wybór masz ogromny. Przeto znacznie większe jest prawdopodobieństwo, że właśnie gdzieś między tymi wieloma będzie człowiek godny twej przyjaźni. A jeśli się obawiasz sądu opinii publicznej, abyś się nie skompromitował, kiedy się ludzie o tym dowiedzą, to przecież ludzie zakochani zawsze myślą, że im cały świat zazdrości tak jak oni jedni drugim, przeto ich język świerzbi i ambicja podnieca do przechwałek przed wszystkimi, że ich trudy nie poszły na marne, a ci, co nie kochają, są od nich mocniejsi – wolą to, co naprawdę dobre, niżeli sławę u ludzi. Oprócz tego ludzie się zawsze muszą dowiedzieć i zobaczyć, jeżeli się ktoś w kimś kocha i chodzi za nim, i robi z tego wielką rzecz, tak że jak ich tylko ktoś zobaczy rozmawiających, zaraz myśli, że albo właśnie coś między nimi było, albo zaraz będzie. A tym, którzy się nie kochają, nikt nawet nie myśli brać za złe schadzki, bo każdy wie, że trzeba się nieraz z drugim zobaczyć, czy to z przyjaźni, czy dla jakiejś innej przyjemności. I jeszcze jedno: jeżeli się obawiasz zbliżeń osobistych, bo uważasz, że trudno o przyjaźń trwałą, i niech tylko zajdzie jakieś nieporozumienie, to nieszczęście dla obu stron, a tyś dał, co masz najdroższego, więc i tracisz ogromnie wiele – w takim razie więcej się obawiać powinien byś tych, którzy kochają. Ich przecież każdy drobiazg w rozpacz wprawia i wszystko się dzieje, zdaniem ich, tylko na ich nieszczęście. Więc też uniemożliwiają ukochanym osobom wszelkie stosunki z ludźmi, bo się boją ludzi zamożnych, aby ich nie przewyższyli majątkiem, a ludzi wykształconych także, aby nie przy- ćmili poziomem umysłowym. Albo jeśli kto jaką inną zaletę posiada, każdego pilnują, czy jakiego wpływu nie wywiera. I tak cię od wszelkich stosunków z ludźmi odwiodą, że bę- dziesz sam wśród ludzi jak palec, a nie będziesz miał przyjaciela. A jeśli zechcesz swego dobra patrzeć i być mądrzejszym niż oni, nieporozumienie będziesz miał gotowe. A jeśli ktoś wcale nie kochał, ale jako dzielny mąż tak postąpił, jak mu było potrzeba, ten nie będzie zazdrosny o towarzyskie zbliżenia; przeciwnie: niechętnie by patrzył na tych, któ- rzy by cię unikali; uważałby, że się chyba krzywią na ciebie, a stosunki towarzyskie to rzecz pożyteczna. Toteż znacznie większe prawdopodobieństwo, że się stosunek z takim człowiekiem w przyjaźń rozwinie niż w nienawiść. A oprócz tego niejeden kocha dlatego, że mu się ciało jakieś podobało prędzej, nim charakter czyjś poznał i stosunki domowe, przeto bardzo niepewna to rzecz, czy taki zechce być przyjacielem jeszcze i wtedy, kiedy przestanie pragnąć. Ale jeśli się jacyś ludzie nie kochali nigdy, ale żyjąc z sobą od dawna w przyjaźni zbliżają się do siebie, to niepodobna, żeby ich przyjaźń umniejszyć miało to, co im przyjemność daje obopólną; nie – to będą dla nich trwałe pamiątki na przyszłość. A oprócz tego z pewnością lepszym się staniesz, jeżeli mnie posłuchasz raczej niż zakochanego w tobie. Bo taki najniesłuszniej w świecie będzie chwalił wszystko, co tylko powiesz czy zrobisz, bo z jednej strony boi się twojej niechęci, a potem sam gorzej widzi, tak go żądza zaślepia. Bo takie rzeczy miłość z ludźmi wyprawia: nieszczęśliwym każe się gryźć rzeczami, którymi by się nikt inny nie martwił, a szczęśliwym chwalić każe i takie rzeczy, którymi się cieszyć nie warto. Toteż raczej żałować należy ludzi kochanych niżeli im zazdrościć. Ale jeśli mnie posłuchasz, będę z tobą obcował nie dla chwilowej rozkoszy, ale i na przyszłość będzie z tego pożytek, i nie miłość nade mną będzie panowała, ale ja sam nad sobą, ani o drobnostki między nami awantur nie będzie i nienawiści, tylko o wielkie rzeczy pomaleńku, po troszku się kiedyś pogniewamy, bo ci mimowolne uchybienia przebaczę, a umyślne będę się starał odsuwać. To jest jedyny probierz przyjaźni, która ma trwać długo. A jeśli ci to przed oczyma stoi, że nie może się silna przyjaźń zawiązać tam, gdzie miłości nie ma, to zastanów się, że w takim razie anibyśmy synów nie powinni kochać, ani ojców, ani matek, anibyśmy wiernych przyjaciół pozyskać nie mogli, bo te stosunki nie wyrastają z żą- dzy tego rodzaju, tylko na całkiem innym tle. Poza tym, jeśliby należało zawsze tym ustępować, którzy nas potrzebują najwięcej, toby potrzeba i w innych sprawach uwzględniać nie ludzi najlepszych, ale najbardziej potrzebują- cych. Tacy będą najwdzięczniejsi, bośmy im najprzykrzejszy brak usunęli. A więc i na przyjęcia do domu własnego nie najbliższych przyjaciół zapraszać należy, ale tych, co się wpraszają i chcą się napchać do syta. Tacy cię będą kochać i chodzić za tobą, i pod same drzwi przyjdą, i cieszyć się będą najwięcej, i ogromnie będą wdzięczni, i wszystkiego najlepszego ci będą życzyli. Więc uwzględniać może należy nie tych, którzy nas potrzebują najwięcej, ale tych, którzy się najlepiej odwdzięczyć potrafią. I nie tych, którzy tylko kochają, ale tych, którzy są nas najgodniejsi. I nie takich, którzy się wdziękami twymi nasycą, ale którzy się i chlebem z tobą podzielić zechcą, kiedy się postarzejesz. I nie takich, którzy się potem chwalić będą przed ludźmi, ale takich, którzy o wszystkim przyzwoicie przed ludźmi zamilczą. I nie tych, którzy się krótki czas nami interesują, ale tych, którzy przyjaciółmi zostaną przez całe życie. I nie tych, którzy gdy ich żądza odejdzie, szukać będą pozoru do zwady, ale takich, którzy gdy ich piękność opadnie, dopiero w całym blasku dzielności wystąpią. Więc pamiętaj o tym, co mówię, a i to zważ, że i przyjaciele zakochanym nieraz czynią uwagi, że się źle prowadzą, a takiemu, który nie kocha, nikt z bliskich nigdy nie czynił wyrzutów, jakoby się przez to źle urządzał. Ale może chcesz mnie zapytać, czy ci radzę względami obdarzać wszystkich, którzy cię nie kochają? Ja myślę, że nawet zakochany w tobie nie chciałby, żebyś się tak odnosił do wszystkich, którzy cię kochają. Bo ani to wypada ze względu na drugiego, ani się to udać może, jeśli chcesz, żeby ludzie o tym nie wiedzieli. A trzeba, żeby stąd żadna nie wynikała szkoda, ale pożytek dla obu stron. Zdaje mi się, że dość tego, co powiedziałem; a jeśli jeszcze czego pragniesz i myślisz, żem pominął, to się pytaj!1 punkt
-
1 punkt
-
w takim razie my poeci niech nam jasna gwiazda świeci zakochujmy się nawzajem ja w kebabbie a ty w Janie hahahaha:)))))1 punkt
-
1 punkt
-
Myślę, że można, w czasach, kiedy baraszkowały "dzieci kwiaty" wszyscy niemal byli "przyjaciółmi", a wolna miłość panowała bez ograniczeń. Do czasu oczywiście i z różnych względów - małżeńskich na przykład. W innych, pod warunkiem, że obydwie strony miały podobną lub "mocną" (a to pojęcie względne) psychikę i żadna nie spietrała z tego powodu gdzieś na koniec świata. Znam przypadki. :)1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
wielu artystów których poznałem odeszło w śmierć siną niepamięci też czekali umilali życie radosnymi pląsami dźwiękami bum tarara bum utalentowany janko muzykant i wioskowe głupki przez krótką chwile a teraz co mówią wam ich zwłoki plamy pośmiertne? już mi się nie chce chcieć czekać na uznanie (przyjście godota) niebawem kupię linkę holowniczą taką plecioną na metry chciałbym zejść ze sceny i wstąpić w otchłań mojego grobu opuścić ten świat potworów światek artystyczny ułudy z papieżem sztuk piękno lokim bogiem kłamstwa i psot z książętami pięknoduchami idolami moich znajomych to nawet fajne jest nie musieć patrzeć na te utytułowane ryje miłośników pedałów co ach i och! w kawiarniach literackich na zachodni styl1 punkt
-
Patryku, dziękuję za czas i uwagę. Cały tekst był podejściem pod dylemat 3 zwrotki, choć może przegadany. Muszę to jeszcze przemyśleć. bb Mój Wiktorze cudny, zostawiłam póki co i nie wiem jak zmienić. Przymierzyłam kilka butków i każdy uwiera; mówisz mi bez złudzenia - zmieniłam. Resztę rozumiem. Ja nie lubię matmy - choć wiem że istnieje ;D Ściskam ciepło, bb1 punkt
-
jestem w domu nieświeży zapach okno z widokiem na łąkę otwieram w nim tysiące plików jestem w domu pod jednym z nich wymazałaś "save yourself" więc zrobiłem zdjęcie i się zapisałem w tysiącach plików zapisanych setkami ktoś wyznaje wyższą wartość w tysiącach plików nie wartych nic a nic swoją wartość ktoś inny kogoś innego1 punkt
-
Szanowni Państwo! Gminny Ośrodek Kultury w Iwkowej już po raz dwudziesty pierwszy organizuje Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Józefa Kosakowskiego. Konkurs ma na celu popularyzację kultury ludowej we wszystkich jej aspektach. Chętni do wzięcia w nim udziału powinni przesłać zestawy wierszy o tematyce związanej z wsią na adres Gminnego Ośrodka Kultury w Iwkowej do 28.02.2019 roku. Zwracam się z uprzejmą prośbą o przekazanie tych informacji osobom zainteresowanym oraz w miarę możliwości szerokie upowszechnienie. Szczegółowe informacje znajdują i niezbędne dokumenty znajdują się na stronie internetowej: https://iwkowa.pl/aktualnosci/ogolnopolski-konkurs-poetycki-im-jozefa-kosakowskiego-1542.html1 punkt
-
o właśnie, bo ta niewinność przyciąga ten, tego szafę a może ja mam nadczynność, więc klepnij mnie, klepkę*, czasem. ;) klepka No' 5 - jak Chanel1 punkt
-
wiem, wiem, że na mnie spoziera, codziennie czuję to z rana, jak po nieprzespanej nocy wstaję roznegliżowana :))) och, moja klepko z podłogi w jodełkę parkietu złożona cóż mogę na to poradzić? bezradnie rozkładam ramiona w moim pokoju jest szafa stara, ale stabilna codziennie się na mnie gapi, nie jestem temu nic winna.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne