Gdy wiatr uczesze sosen pomierzwione włosy
i blady promyk przedwieczornie błyśnie,
prawdziwka znajdę, skrytego we wrzosy,
paproci rudy wachlarz z trawy tryśnie,
gdy krzak czeremchy wdzięczy słodko-gorzkie grona,
gdy dumna kania stoi w perłach mglistej rosy,
gdy tulę czułe myśli w otwartych ramionach,
hymn dla jesieni wzlatuje w niebiosy,
pomyślę zwiewnie, śpiewnie, ufna cała
w jesiennych woniach, blaskach,
w niebieskich migdałach
o cudnym lecie, które nie trwa wiecznie
i będę śnić o zimie
mgliście, siarczyście, śnieżnie i bajecznie,
zacznę tęsknić na nowo, marząc ptasie trele,
pachnące seledynem, jak wiosenna zieleń,
a na razie zachwycam się barwami liści,
przemijanie pór roku obserwując skrycie,
poczekam, aż się sen wyśniony ziści
o spotkaniu z sarną, która zawdzięcza mi życie.