jesienny sonet zamachał ogonem za wcześnie może bo jeszcze nie pora by groźny halny mógł szaleć w rotorach przeczesać świerkom korony zmierzwione już bliska celu w sukience złoconej jej nocne tchnienie zimniejsze jest coraz niedawno myślę że chyba przedwczoraj forpoczty władzę przejęły nad tronem dlaczego jednak srebrzystość nie złoto zwiastunem tego co siły zaburza w nieznane ścieżki słonecznie dni potocz niech zasmakuję w jesiennych podróżach u boku gasi bez sensu słowotok płatkami róża w niej chcę się zanurzać
Puzzle układasz ze skrawków duszy
składasz przyklejasz bawisz w doktora
ze strzępów wyszły kwiaty Van Gogha
z krwawą pieczątką ucha autora
Szaleństwo bowiem jak grawitacja
leciutko popchniesz spadasz w odmęty
a ono szybiej mocniej przyciaga
choć nie po prostych lecz po krętych
chciałam pisać list do ciebie
przeklęłam margines
bo nie cierpię ograniczeń
karteluszki ścinek
niebotycznych są rozmiarów
dzisiaj moje chęci
więc nie streszczę w cztery brzegi
nie dam się uwięzić
mam już datę w prawym rogu
i słowo kochany
list na niebie dymem piszę
kaligrafowanym
nie przeczytasz nie otrzymasz
dokończyć nie mogę
zbrakło dymu pomóż proszę
potrzebny mi ogień
wypełzają zawilgocone
dobrze wiedzą gdzie uderzyć
w jakie struny
w końcu nie od dzisiaj na tym świecie
ach gdyby zakochanie
mogłoby odgonić nawet te najbardziej niechciane
ale zakochania tych słodkich motylków
tylko strzępy wspomnieniowe
na szpilce łzą skropione
melancholijną
tak to już jest
jesień jesienią życia
z przepicia z utycia
brzuchaty zegar
utyka
tylko czas biegnie jak chłopiec
zawsze do psot skory
chyba nigdy nie dorośnie
skoro od początku świata
nie dorósł do tej
pory
Drogi autorze,
staję się wielbicielką
rozłożystych komentarzy.
Czasem się zdarzy,
że na wiersz rzucę okiem,
żeby po chwili się rozluźnić
w lektyce tłumacza.
Jako podmiot walczysz
lirycznie i zaciekle.
I to nawet nie przeszkadza.
bylebyś pisał.
Twoja czytelniczka
dzień
kolejny dzień
słońca w nim brak
tylko ten cień
hamuje czas
czas, który już
zatrzymał się
w dniu, w którym los
powiedział nie
noc
znów czarna noc
utkany z łez
zarzuca koc
jak dziki bez
bez ciebie świt
poranka brzask
nie ciszy nic
bo nie ma nas
chcę
zapomnieć chcę
odnaleźć też
mój życia sens
próbuję, lecz
lecz nie wiem jak
zakończyć film
gdzie puenty brak
wciąż trudno mi
ja na ogół pisuję fraszki homonimkowe i bardzo krótkie
np.
O SPORYSZU
Całe życie
w życie
Ale fraszka może mieć czasem do dwóch strof po 4 wersy
warunek musi być jak najkrótsza
Oczywiście,że pomogę Justynko
Maciek
Mogło_by ale i nie jest
nie zapisze nam się w rejestr
tych radości czy też smutków
gdzieś odchodzi powolutku
Bo minęła już ta chwila
gdzie mogło_by się spełniło
znowu w kłębek się skulilo
czeka znów i znów ją mija
Radość chwila
Tak odczytałem twój wiersz
Justyno pozdrawim
W czas pokoju na krańcu świata
ktoś wystrzelił nagle do brata.
Zrobiła się z tego ruchawka
rannemu potrzebna zastawka!
Przybył lekarz z wielkiego miasta
zbadał i powiedział - to czkawka.
Pozdrawiam. J. A.
P.S. Zaznaczam, że to nie limeryk - piszę o swojej miniaturze. ;))