Tak sobie myślę czasem, nad ranem - jaki Ty jesteś naprawdę, Boże, czy mam uwierzyć, żeś mądrym Panem, czy tylko pochwał łaknącym może. Z ręką na sercu powiedz mi Panie, chcesz Ty modlitwy z książki czytanej? Klepane lubisz słuchać litanie,im tylko łaski otworzysz bramę? Oglądasz chętnie brudnych pątników, co z twym imieniem snują się drogą, za dnia z pomiętych chrypiąc śpiewników, nocą parami gniotąc się błogo? Lubisz, gdy pasterz w purpurze, w złocie, w gmachu ogromnym w marmury strojnym, w Boga imieniu udziela pociech: błogosławieni ubodzy, skromni…? Drogowskaz dałeś, gdzie prawda leży, wolność – bym drogę sam do niej tyczył, po cóż mi legion twoich pasterzy chcących do prawdy wieść mnie na smyczy Cóż, jak to człowiek, zbłądzę niekiedy, lecz gdy przewinień mych listę długą przyjdzie czas odkryć, to swoje grzechy Tobie chcę wyznać, nie twoim sługom Więc daj mi Boże tylko nadzieję, nie ważne – w domu, czy w zagajniku podtrzymać wiarę, co wciąż się chwieje sam na sam z Tobą, bez pośredników. Tak, wiem – zaszczują, zgnębią, zakraczą, że to herezja, ułomna wiara, odpowiem krótko groźnym krzykaczom: krzyż wolę w sercu, niż na sztandarach.