Płyty, pomniki, katakumby,
nazwiska daty ziemskich lat.
Cisza i spokój, który mógłby
marności zgniatać, cofać czas.
Irracjonalne się wydaje;
w meandrach jaźni obraz tkwi,
bliscy jak żywi, ich zwyczaje,
czuć atmosferę tamtych dni.
Oczy przyciąga jędrna zieleń,
świdruje uszy gwizdem kos,
wrony w konarach niczym cienie,
ostatnich modlitw dobiegł głos.
Rangi, tytuły, stanowiska,
jak gdyby tu znaczyły coś.
Groby poetów - cicha przystań,
przytulił parkan, tak chciał los.
Tam zasłużonym dano miejsce,
za życia ręce myli krwią.
Ci utrwalali władzę wszędzie;
bohaterami nadal są?
Pojazd wśród grobów się przemyka,
kilometr z hakiem ciężko iść,
więzy rodzinne i etyka
przypomnieć pacierz każą dziś.
Znicze płonące, kwiaty obok,
kamienie niosą cichy szloch.
Czy to nad zmarłym, czy nad sobą,
a któż wie nad kim łez tych gros?
Gdy pakiet zadań się wypełnia
i ziemskich dróg dobiega kres,
ciało jak kokon wchłania ziemia
zaś motyl dusza w wszechświat mknie.