Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Cisza.


Oxyvia

Rekomendowane odpowiedzi

Świdrująca, ostra, przenikliwa.
Wprawia w drżenie przestrzeń,
przeszywa
czarne, niemiłe powietrze.
Przeraźliwym echem
myśli ściga.

Niczym się nie da zagłuszyć.
Silniejsza niż miejskie dni
silników i MP-trójek;
nawet w największym tłoku
dopada nagle uszu,
na pierwszy plan wyskakuje,
rozwala zgiełk i spokój!

I znów ledwo dźwigam
pustkę, w której zbyt mocno
słyszę siebie,
schorowane sny
i obcość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ten wiersz, bardzo sugestywnie oddaje, przygniatający ciążar ciszy, zwłaszcza wtedy,
gdy coś nie idzie po naszej myśli, mamy problemy. Kiedy czekamy na coś lub na kogoś.
Gdy martwimy się o kogoś.
Bywa czasem cisza nie do zniesienia, wtedy buzują, targają nami myśli.
Nie na próżno funkcjonują określenia: "cisza przed burzą, "przytłaczająca cisza",
"krzycząca cisza".
Podoba mi się.
Pozdrawiam serdecznie
- baba
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

cisza czasami jest stanem duszy a nie odzwierciedleniem tego co się dzieje dookoła nas i u ciebie w wierszu dobrze to widać,ja też podejmowałam ten temat,jak wiele można napisać o ciszy.Zgadzam się z Babą że coś z tym "opada" nie bardzo... no ale autorka sama wie najlepiej co pasuje do jej wiersza i przekazu,wiersz mi się podoba,pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Cisza daje nam nowe spojrzenie na wszystko."
(Matka Teresa z Kalkuty)

Tak. Cisza jest głosów zbieraniem. Oddałaś to swoim wierszu bardzo subiektywnie.
Każdy ma swoją ciszę i na swój sposób z nią się zmaga lub w rozkoszą pogrąża.
Bo cisza także być może wytchnieniem, ukojeniem... i taką uwielbiam.
Wiersz mi się podoba.
Serdecznie pozdrawiam :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ten wiersz, bardzo sugestywnie oddaje, przygniatający ciążar ciszy, zwłaszcza wtedy,
gdy coś nie idzie po naszej myśli, mamy problemy. Kiedy czekamy na coś lub na kogoś.
Gdy martwimy się o kogoś.
Bywa czasem cisza nie do zniesienia, wtedy buzują, targają nami myśli.
Nie na próżno funkcjonują określenia: "cisza przed burzą, "przytłaczająca cisza",
"krzycząca cisza".
Podoba mi się.
Pozdrawiam serdecznie
- baba

Baba już wsio z ust mi wyjęła - mam podobnie - misie :)
pozdrówki
kasia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


uwaga uwaga, prosimy położyć uszy po sobie ;)

nie wiem sama, czy łykam. wiersz może sobie wszak egzystować bez mojej opinii. gdybym uważała inaczej, niechybnie zostałabym obwołana narcystką :P toteż zaznaczam tylko obecność.

pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szalona Oxy :-)
Patrzę, co się stało w drugiej zwrotce. Cisza straciła cały swój kosmiczny majestat, zbudowany w pierwszej zwrotce na przenikliwości, przestrzeni i czerni. Jest jak diablik, albo niesforne zwierzątko domowe, które nie podejmuje przypisanej mu roli, zaznacza swoją obecność, wywracając przy okazji ład ludzkiej siedziby. Niezbyt mi się widzi "rozwala" - kojarzy się z czymś ciężkim, powolnym, jakimś narzędziem do burzenia domów.
Twoja cisza jest materialna, obdarzona energią i siłą. Tymczasem w trzeciej zwrotce używasz słowa "pustka". To mi się kłóci, chyba że czegoś nie rozumiem. Może owa pustka jest wynikiem niszczycielskiej działalności ciszy, ale to nie jest oczywiste, natomiast dalsza część wiersza podpowiada mi, że "cisza" i "pustka" zostały użyte zamiennie.

Poza tym nie byłabym sobą, gdybym nie kręciła nosem.
Pozdrawiam Cię miło :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Babo, dziękuję, bardzo dobrze zinterpretowałaś mój wiersz - właśnie takie uczucia zamierzałam nim wyrazić.
Co do wyrażenia: "opadać coś/kogoś", to istnieje takie wyrażenie, np. mówi się: "sfora wilków opadła konia" albo "miasto opadła ciemność". Ale może tutaj rzeczywiście to opadnięcie bardziej kojarzy się z położeniem uszu po sobie? :-)))
Zaraz zmienię.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


uwaga uwaga, prosimy położyć uszy po sobie ;)

nie wiem sama, czy łykam. wiersz może sobie wszak egzystować bez mojej opinii. gdybym uważała inaczej, niechybnie zostałabym obwołana narcystką :P toteż zaznaczam tylko obecność.

pozdrawiam.
Rachel, no właśnie, z tymi uszami - dzięki Waszym komentarzom zorientowałam się, że to może tak się kojarzyć. Zaraz zmienię.
Dziękuję za uwagę i zaznaczenie obecności - zawsze miło Cię gościć, nawet jeśli wiersz nie powali na kolana. :-)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dziękuję, Bolku, i cieszę się.
Czy ostatni wers jest wyciszeniem? To chore poczucie obcości? W wierszu nawet cisza nie jest wyciszeniem, tylko przeciwnie: krzyczącą, wewnętrzną pustką.
Ale każdy ma prawo do własnego odbioru, a także do własnego nazywania zjawisk czy odczuć.
Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...