Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

AKT I

Mała, popołudniowa stacja kolejowa z lipcem na zmęczonej twarzy. Wydłużone cienie filarów podtrzymujących dach padają na popękaną, zdartą, białą linię bezpieczeństwa na peronie. Linia ta jest namalowana nierówno i w swym zarysie ma wyraz dekadencki, a może nawet katastroficzny. Bohaterowie zdają się jednak nie zauważać tych wszystkich ideologicznych „izmów” i ukrytych znaczeń przestrzeni ich czasu, może dlatego, że są głupi, a może dlatego, że dochodzi osiemnasta i po peronie spacerują gołębie.

Cisza. Kobieta. Mężczyzna. Osobno. Dwie ławki. Cisza. Huk, zgrzyt, warkot, tumult, przeciągły pisk. Zdyszany pociąg na peronie. Osiemnasta zero pięć. Ludzie. Ludzi brak. Nerwowa cisza, która nie lubi być ciszą i za chwilę przestanie nią być. Lipcowa stacja, która nie chce mieć w sobie tego zdyszanego potwora i szybko wypuści go ze swojego ciała. Cisza. Kobieta. Mężczyzna. Osobno. Dwie ławki. Przeciągły gwizd napawający podnieceniem i gorączką podróży. Osiemnasta zero siedem. Stłumiony trzask, ślamazarny tok, powolny pociągu takt. Stop. Akcja znów nabiera płynności godzin popołudniowych, gdy rozgrzane powietrze zniewala, omamia i pogrąża w niemyśli.

MĘŻCZYZNA:
To jak pani pojedzie?

KOBIETA: dopiero po chwili wzrusza ramionami
Nigdzie się nie wybieram.

Mężczyzna doznaje letnich, paranoidalnych halucynacji. Marzy mu się ta właśnie kobieta w czerwonym tangu gdzieś na skraju rzeczywistości stacji. Kobieta, która tańczy po popękanej, zdartej, białej lini bezpieczeństwa odgradzającej iluzję od rzeczywistości, szał od racjonalizmu, sacrum od profanum.

MĘŻCZYZNA:
Pani czeka /.../?

KOBIETA:
Czekam.

MĘŻCZYZNA:
Sprawy osobiste, czy urzędowe?

KOBIETA:
Nie mogę powiedzieć.

MĘŻCZYZNA:
Pani czeka.

Nastaje noc. Noc pełna obietnic, czarnych par na peronie i tykania zegara. Noc, gdzieś za miastem, na stacji.






AKT II

Tępy gwar, przeciągły świst. Siódma pięćdziesiąt dziewięć. Pospieszny do stolicy minął stację. Zegar. Kobieta. Mężczyzna. Pustka peronowa.

MĘŻCZYZNA:
Pani zawsze na czarno...

KOBIETA:
Noszę żałobę po życiu.

MĘŻCZYZNA:
Niech pani popatrzy na gołębie. Ja lubię chodzić do gołębi.

Uśmiech mężczyzny w żaden sposób nie może stać się zaraźliwy. Mroczny dzień zapowiada bezsenną noc. Różaniec wpół uśpionych domów będzie drażnił mózg, paranoje zawładną cichym sufitem – oto demony kobiety, które spowijają scenę.

MĘŻCZYZNA:
Wie pani, ja tej stacji nie lubię, bo nie w tym rzecz, w lubieniu, czy nie lubieniu takich miejsc...to chyba tkwi we mnie głębiej. Każdy musi mieć jakieś swoje miejsce...

Nadchodzi dziwny, zielony świt zapowiadający wyselekcjonowaną podróż przez wspomnienia mężczyzny. To samo miejsce, tylko czas inny i powietrze jakby lżejsze o dwadzieścia sześć smutków, które wydarzyły się od tamtej pory.

Wie pani? Ja pani coś opowiem... Tam za stacją, kiedyś... dawno to było, od tamtego czasu zdążyło mnie spotkać już z dwadzieścia sześć smutków, tam za stacją było jezioro. Chodziłem sam, albo z kolegami, albo z dziewczyną... Potem zabierałem ją na tory. Noce wtedy były takie gwiaździste, czyste, ciche, tak jak wczoraj. Nic się nie zmieniło od tamtego czasu, ta sama stacja...tylko powietrze jakby cięższe... Pani chyba nie jest stąd?

Tykanie zegara staje się nieznośne, ból głowy tętni w całym ciele. Ósma czterdzieści cztery.

KOBIETA:
Boli mnie głowa.

Ósma czterdzieści pięć. Stacja pełna nerwowego oddechu pociągu, klekotu pośpiesznie ciągniętej walizy i kilku par butów spieszących w stronę miasta. Odjazd! Kobieta. Mężczyzna. Pustoszejąca stacja.

MĘŻCZYZNA:
Pani cierpi na bezsenność?

Zdziwiona kobieta pierwszy raz spogląda w stronę przeciwległej ławki.

KOBIETA:
To przez ten ból.

MĘŻCZYZNA:
Czy nie zapomina pani nazw przedmiotów?

KOBIETA: zaniepokojona
Nazw przedmiotów?

MĘŻCZYZNA:
Widać pani pamięta. To dobry znak. Głównie ostatnio nie mogę spać, czy to jest bezsenność? Nie wiem. Widzi pani, ilekroć, gdy nie mogę szybko zasnąć, nerwowo nazywam przedmioty znajdujące się w mieszkaniu w obawie, czy nie jest to choroba... Tak się na tym skupiam, że nie śpię do rana...

KOBIETA:
Po co je nazywać? Przecież to oczywiste...

MĘŻCZYZNA:
Niekoniecznie, gdyby to była rzeczywiście choroba bezsenności, wkrótce zapomniałbym nazw wszystkich przedmiotów. Żyłbym pogrążony w bezustannej próżni, nie rozumiałbym niczego wokół siebie, aż zaprzeczyłbym sam sobie...

KOBIETA:
To straszne, ale zdaje się, że wymyślone.

MĘŻCZYZNA:
Niech mi pani coś o sobie opowie.

Dzień jakby ucięty, przemienia się w noc. Kobieta. Mężczyzna. Bezsenność. Czarne pary z peronu gnane tangiem przekreślają nadejście świtu. Nadchodzi czas lipcowej stacji, rozbudzenia i wrażenie spełnienia.




AKT III

Niechciany poranek. Zegar tyka uciążliwie. Czas. Czas. Czas. Wziąż płynie. Stacja żyje czasem przerywanym nadejściem pociągów.

KOBIETA:
Pan zauważył, że na stacji to, co najważniejsze dzieje się między odejściem jednego pociągu, a nadejeściem kolejnego?

Przejazd pociągu. Kobieta. Mężczyzna potakujący. Siódma zero cztery.

MĘŻCZYZNA:
Nigdy pani nie wsiądzie do żadnego?

KOBIETA:
Czekam. Ile to już?

Powietrze cięższe od tamtego czasu o jedną tragedię. Ta sama stacja. A całkiem inna.

MĘŻCZYZNA:
To wciąż ta sama stacja, tylko my się zmieniamy.

Kobieta. Mężczyzna. Osobno, ale razem w jednym czasie i przestrzeni. Zamknięci, otoczeni przez krąg czarnych par, który chce ich porwać, który może ich zagarnąć. Noc i świt. Śmierć i życie. Kobieta i mężczyzna. Jeden gwiezdny orszak.


AKT IV


Cisza. Kobieta. Mężczyzna. Ławka. Huk, zgrzyt, warkot, tumult, przeciągły pisk. Zdyszany pociąg na peronie. Osiemnasta zero pięć. Rozgrzane powietrze zniewala, omamia i pogrąża w niemyśli. Przeciągły gwizd. Osiemnasta zero siedem. Powolny pociągu tok.

MĘŻCZYZNA:
To jak pani pojedzie?

KOBIETA: dopiero po chwili wzrusza ramionami
Nigdzie się nie wybieram. Czekam na pana.

Kobieta i mężczyzna stają się jedną z czarnych par lipcowej stacji.



Koniec

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Jak dla mnie jest to bardzo dobry tekst. Niesamowicie mi się podoba. Ale mam pewne dziwne odczucia-dialogi są jak najbardziej dramatyczne i dla tegoż gatunku typowe, natomiast co się tyczy opisów..."Cisza. Kobieta. Mężczyzna. Osobno. Dwie ławki. Cisza. Huk, zgrzyt, warkot, tumult, przeciągły pisk. Zdyszany pociąg na peronie. Osiemnasta zero pięć. Ludzie. Ludzi brak"

Opublikowano

didaskalia to funkcja pozwalająca autorowi cos objasnic, uwypuklic, uproscic, zaznaczyc miejsce i tak dalej. stanowczo nie jest to miejsce na rozwazania o bohaterach ktorzy " moze sa za glupi a moze nie za glupi" itd. z tekstu powinno wynikac jacy sa, didaskalia tworza techniczna czesc dramatu. pozdrwiam

  • 5 miesięcy temu...
Opublikowano

ależ pani Tatiano, moi poprzednicy-zdaje się-chcieli tylko zauwazyć, że trudno byłoby powyższe didaskalia przełożyć na deski sceny... moim zdaniem, ani teatr-dramatem, ani dramat-teatrem, ale czy aby nie ubogacają się i nie pozostają zupełnie bez wpływu na siebie
choć przyznaję, poetyzmu w utworze mogę jedynie pozazdrościć
pozdrawiam

Opublikowano

Gdybym nie praktykowała teatralnie, mówiłabym o dramacie do czytania, ale praktykuję, więc powiem tak: odchodzę od czysto informacyjnej funkcji didaskaliów. Uważam, że mają one niebywały potencjał artystyczny i mogą zaistnieć jako twór dramatyczny a priori. Chcę przez to powiedzieć, że postrzegam je nie jako nośnik wizji, a samą wizję. Wizję, która należy do mnie, ale do każdego, kto zechciałby stanąć po drugiej stronie „pasa bezpieczeństwa” i odczytałby ją poprzez całą semantykę sceniczną. Na te z kolei chwyty nie widzę miejsca w dramacie (dramacie!), a raczej scenopisie i notatkach scenografa.

Nie jestem bezwarunkowo pewna swych racji, mam jednak świadomość ewolucji jaką przeszła nauka o teatrze. - Nic nie stoi w miejscu i nic w przyrodzie nie ginie, najwyżej przepaść może – oczywista oczywistość...

  • 4 miesiące temu...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



:) Moze rozwinie sie kiedys nowy nurt w teatrze/dramacie zwiazany z didaskaliami, ktore beda prozatorskie, byc moze poetyckie i t p. Poki co, w tej formie widzialbym je jedynie jako narracja utworu, wtedy mozna sobie puscic wodze fantazji. Czyli wilk syty i owieczka :D
  • 1 miesiąc temu...
Opublikowano

Ja osobiście nie jestem przyzwyczajona do takich didaskaliów. Zwracają uwagę. Chyba muszę glębiej zanalizować sens ich formy , dla własnego zaspokojenia. Narazie powiem tylko, że dramat tworzy świetną całość. Poza tym nieźle wciąga i jest diabelsko czarujący:-)

  • Ostatnio w Warsztacie

    • gdy szara chmura osnuła szczyt

      ty musisz iść i kamień pchać jak gdyby nigdy nic

      oby Ci nie zabrakło sił obyś nie stracił chęci 

      upaść i leżeć to bardzo nęci 

      myślisz odpocznę 

      a tu kamień który w trudzie znoju 

      sturla się do miejsca skąd wyrosła twoja góra do szczytu

      i cóż zrobisz wtedy 

      ambitny nie poleży 

      ten który w siebie watpi sam się sturla i oleje szczyty tym

      cóż nas czeka u góry 

      tam patrząc ponad chmury

      kamień i trudy podróży czy nam wynagrodzi widok lub czy poznamy tam smak ambrozji czy to za życia raj

      wszedłeś tu sam

      siłą własnych nóg 

      trud który włożyłeś by kamień ten wturlać zbudował ci ciało jak zbroja 

      silne ramiona klatka piersiowa

      wypnij spojrz

      i popatrz

      po co było to wszystko

      po co ta cała  tułaczka 

      na dole było spokojnie

      tu cię każdy zauważa

      rośnie granat 

      smacznego

      gorzko gorzko

      krzyczą a całować nie ma kogo 

      nie ufasz tym co wchodzą 

      a co jak cię stracą jak twój kamień tak w trudzie wepchniety znów 

      po zboczu popchną w dół 

      jak smakuje owoc granatu jedzony w samotności 

      ludzie jak mrowie tu z góry szerszeni stado rozpędzone w niezwykłej harmonii

      co oni tam robią teraz 

      jwk to jedt

      jest byc

      w tłumie 

      tu kazdy

      każdy wwidxi

      co robisz bo sie

      się wyrozniasz

      sam na tej górze 

      ci co patrzą z zazdrością czujesz ich energie

      energię bo wsztsrko

      wszystko wibruje a ty masz dusze

      duszę jak cialo

      ciało potężnie 

      uksztaltowana 

      myślisz czemu ci się chciało 

      pchać ten kamień i szczyt osiągnąć zamiast umrzeć widoku nie znając 

      i terwz na chmury spoglądasz z góry 

      jak one niegdyś nad tobą humoru metafory to dziś szare czy białe ty nad nimi stoisz jak Anioły możesz ich dotykać masz ich smak w ustach na końcu języka 

      gryziesz się w język 

      gdy chcą żebyś im krzyczał 

      chcą wiedzieć co się widzi gdy się jest na szczytach

      namalować obraz z wersów 

      ze słów sponad chmur

      jest trudno jak chuxxx

      znów życia znoj

      to sienie kończy zdobyciem szczytu

      praca dopieto się zaczyna tu

      trzeba wykazać że to nie ślepy los fart czy traf tak chciał 

      tylko że zeby

      żebyś tu stal

      stał to zasluga

      zasługa twa

      i patrzą w górę 

      te mrowek

      mrówek tłumy 

      i widzą wszystko co robisz u góry 

      opisać robienie kupy w tym miejscu nys

      byś chciał gdy każdy to uczucie zna jak się  sra ale niewielu robi to tak bardzo na afiszu 

      albo że Bóg jest bliżej w tym miejscu chcualbys

      chciałbyś wierzyć w Niebo

      ale sam doszedłeś do tego wiec

      więc myslisz

      myślisz ze daleko ci do wiary w Niego 

      chceez czejajacym i patrzącym z dołu dać obraz który zacheci

      zachęci ich do podjęcia trudu tego wyczynu

      niewielu siega

      szczytu

      kilku patrzy na chmury z góry 

      niby Anioł zamieszkując te plusziwe

      pluszowe wybryki natury pedzone wiatrem po Niebie

      i nagle nic nie wiesz

      nieświadomy krzyczysz

      WIERZĘ TYLKO W SIEBIE

      BOGA NIE WIDZĘ 

      ANI ANIOŁÓW

      FAJNIE JESTEM TU

      ALE CZY NIE CHCIALBYM PATRZEC JAK WY Z DOŁU 

      BYĆ JWK WSZTACY WY PEDZIC ZA NICZYM BEZ CELU ŻYĆ 

      ZDOBYLEM

      ZDOBYŁEM SZCZYT

      A TERAZ CO

      DOTKNĄĆ SŁOŃCA MI ZOSTAŁO 

      ALE PARY SKRZYDEL MI ZA MAŁO

       

      HODUJCIE SKDZYADLA LUDZIE

      TU FAJNIE JEST NA GÓRZE 

      ALE JEST DALEJ JESZCZE

      SŁOŃCE JEST DALEKO ALE NIE NIEDOSTĘPNE WIERZW

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • gdy szara chmura osnuła szczyt ty musisz iść i kamień pchać jak gdyby nigdy nic oby Ci nie zabrakło sił obyś nie stracił chęci  upaść i leżeć to bardzo nęci  myślisz odpocznę  a tu kamień który w trudzie znoju  sturla się do miejsca skąd wyrosła twoja góra do szczytu i cóż zrobisz wtedy  ambitny nie poleży  ten który w siebie watpi sam się sturla i oleje szczyty tym cóż nas czeka u góry  tam patrząc ponad chmury kamień i trudy podróży czy nam wynagrodzi widok lub czy poznamy tam smak ambrozji czy to za życia raj wszedłeś tu sam siłą własnych nóg  trud który włożyłeś by kamień ten wturlać zbudował ci ciało jak zbroja  silne ramiona klatka piersiowa wypnij spojrz i popatrz po co było to wszystko po co ta cała  tułaczka  na dole było spokojnie tu cię każdy zauważa rośnie granat  smacznego gorzko gorzko krzyczą a całować nie ma kogo  nie ufasz tym co wchodzą  a co jak cię stracą jak twój kamień tak w trudzie wepchniety znów  po zboczu popchną w dół  jak smakuje owoc granatu jedzony w samotności  ludzie jak mrowie tu z góry szerszeni stado rozpędzone w niezwykłej harmonii co oni tam robią teraz  jwk to jedt jest byc w tłumie  tu kazdy każdy wwidxi co robisz bo sie się wyrozniasz sam na tej górze  ci co patrzą z zazdrością czujesz ich energie energię bo wsztsrko wszystko wibruje a ty masz dusze duszę jak cialo ciało potężnie  uksztaltowana  myślisz czemu ci się chciało  pchać ten kamień i szczyt osiągnąć zamiast umrzeć widoku nie znając  i terwz na chmury spoglądasz z góry  jak one niegdyś nad tobą humoru metafory to dziś szare czy białe ty nad nimi stoisz jak Anioły możesz ich dotykać masz ich smak w ustach na końcu języka  gryziesz się w język  gdy chcą żebyś im krzyczał  chcą wiedzieć co się widzi gdy się jest na szczytach namalować obraz z wersów  ze słów sponad chmur jest trudno jak chuxxx znów życia znoj to sienie kończy zdobyciem szczytu praca dopieto się zaczyna tu trzeba wykazać że to nie ślepy los fart czy traf tak chciał  tylko że zeby żebyś tu stal stał to zasluga zasługa twa i patrzą w górę  te mrowek mrówek tłumy  i widzą wszystko co robisz u góry  opisać robienie kupy w tym miejscu nys byś chciał gdy każdy to uczucie zna jak się  sra ale niewielu robi to tak bardzo na afiszu  albo że Bóg jest bliżej w tym miejscu chcualbys chciałbyś wierzyć w Niebo ale sam doszedłeś do tego wiec więc myslisz myślisz ze daleko ci do wiary w Niego  chceez czejajacym i patrzącym z dołu dać obraz który zacheci zachęci ich do podjęcia trudu tego wyczynu niewielu siega szczytu kilku patrzy na chmury z góry  niby Anioł zamieszkując te plusziwe pluszowe wybryki natury pedzone wiatrem po Niebie i nagle nic nie wiesz nieświadomy krzyczysz WIERZĘ TYLKO W SIEBIE BOGA NIE WIDZĘ  ANI ANIOŁÓW FAJNIE JESTEM TU ALE CZY NIE CHCIALBYM PATRZEC JAK WY Z DOŁU  BYĆ JWK WSZTACY WY PEDZIC ZA NICZYM BEZ CELU ŻYĆ  ZDOBYLEM ZDOBYŁEM SZCZYT A TERAZ CO DOTKNĄĆ SŁOŃCA MI ZOSTAŁO  ALE PARY SKRZYDEL MI ZA MAŁO   HODUJCIE SKDZYADLA LUDZIE TU FAJNIE JEST NA GÓRZE  ALE JEST DALEJ JESZCZE SŁOŃCE JEST DALEKO ALE NIE NIEDOSTĘPNE WIERZW
    • Spieszą się wszyscy, nie ma nic z przodu, jedynie pieniądz  - czy wart jest zachodu?   Wszystko na " wczoraj", " teraz ", " od zaraz"! Każdy jak może  bardzo się stara.   Depcząc po innych, wszyscy się spieszą, będzie "marchewka" za dobry miesiąc.   Czy w lustro spojrzą? Dziś mało ważne. Wypiorą sumienie  za pełną kabzę.      
    • Karata tumani pani i napina mu tatarak.   Sara, to taras.   Trans nart.   AI zabobony z celi leczy no bo bazia   Oni one, no i on.
    • Oni... Witka; akt i wino.  
    • Że tu koszule i wiadomo; da, i wielu z soku też.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...