Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Odruch wdzięczności


Rekomendowane odpowiedzi

Wkoło tyle ludzkich spraw
ułomność nienawiść cierpienie
razem łatwiej żyć
to prawdziwe wyzwanie

Chociaż spróbuj, choć jeden raz
uratować jedno życie
zostaw psa niedopitą kawę
spóźnij się na umówione spotkanie

Ten dzień jedna godzina
to Twoja misja - wypełnione powołanie
niepełnosprawni nadzy patrzą na świat
lecz z Tobą będą ubrani inaczej

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wkoło tyle ludzkich spraw
ułomność nienawiść cierpienie
wczuj się w to żeby było łatwiej
to prawdziwe wyzwanie

Spróbuj choć jeden raz
podać rękę w cierpieniu
zostaw psa niedopitą kawę
spóźnij się na umówione spotkanie

Ten dzień jedna godzina
to Twoja misja - cząstka powołania
niepełnosprawni nadzy patrzą na świat
z Tobą będą ubrani inaczej

PS. wypełnione powołanie to nie jeden dzień
jedna godzina, ale całe życie w imię miłości bliźniego


Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Egzegeto, dzięki. Nie wiemy jak długo będziemy żyć, dlatego piszę o dniu i godzinie. Od człowieka zależy, czy ten czas będzie trwał do końca jego pobytu na ziemi. Słowo "wczuj" nie brzmi poetycko. Wolę już zawołanie harcerskie "czuj duch!". Nie wprowadzam kolejnych zmian, choć mógłbym jeszcze coś zmienić ... Pozdrawiam gorąco

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

macte,
nie upieram się przy swojej wersji,
tylko zrób coś z tym "łatwiej razem żyć"
Trochę żyję na tym świecie i właśnie
to życie razem, blisko cierpienia i kalectwa
i styczność z cholerną znieczulicą, bo dzień dobry i głupawy,
grzecznościowy uśmieszek dla tych potrzebujących to zbyt mało.
Oczywiście , że łatwiej razem żyć - człowiek to istota społeczna,
ale w kontekście miłości bliźniego - tego wymagającego pomocy-
to "razem żyć" znaczy coś innego.

Pozdrawiam równie serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Egzegeto, dla mnie żyć razem, to podobnie myśleć i spieszyć drugiemu z pomocą. Obecnie martwi mnie dążenie wielu ludzi do maksymalnej przyjemności, zamknięcie na własne potrzeby i konsumpcjonizm. Te czynniki prowadzą do rozbicia wspólnoty ludzkiej (jestem przeciwnikiem komunizmu i socjalizmu). Pozdrawiam gorąco

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nataszo,
to co wyżej napisał macte poema jest jasne, przejrzyste.To, co Ty napisałaś cyt:
"to że chcesz pomagać zamyka cię właśnie na potrzeby wspólnoty ogólnoludzkiej"
- jest wyjątkowo pokrętne; przynajmniej dla mnie nie zrozumiałe. Ale może ja inaczej kumam:)
Owszem jest garstka ludzi dumnych, ambitnych /- umrę z głodu ale nikogo prosić nie będę -/
Następuję atomizacja społeczeństw. Ludzie się zamykają - stare powiedzenie -
my house is my castle - coraz bardziej dominuje. A z tej twierdzy trudno dojrzeć co kto je i czy mu ciepło czy zimno. Powtarzam za pewnym biednym choć zawsze pogodnym człowiekiem: - życzliwe słowo i głupawy grzecznościowy uśmiech to za mało.
W tym roku będąc w hospicjum powiedziałem do starszej gasnącej pani :- a może poprawię pani poduszkę pod plecami. - przytaknęła. Gdy poprawiłem i w czymś tam jeszcze jej pomogłem, zapytałem czy ma rodzinę, bo cały czas leży sama. Odpowiedziała, że ma ale:- Oni nie mają czasu, bo ciężko pracują w swojej hurtowni.
Gdy wychodziłem, powiedziała do mnie, że chyba sam pan Bóg zesłał jej mnie.
Prawdopodobnie wg Ciebie Nataszo w hospicjum jest odpowiednia obsługa,
a moja pomoc to zamknięcie się na potrzeby wspólnoty ogólnoludzkiej ....:(((((((
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...