Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

martwe kwiaty w butonierce


Jerzy_Płonka

Rekomendowane odpowiedzi

nie jeszcze coś dopiszę...

Szanowny Panie Oyey ja się absolutnie za poetę nie uważam, nie zasługuję na to aby mówić o sobie Poeta, na razie próbuję, trochę pokory by się sądzę przydało Panie Oyey, nie bądźmy tacy dumni... Czy Pan się uważa za alfę i omegę w sprawach literatury? Proszę mi tylko powiedzieć? Jeżeli coś mi nie wychodzi to ok, wiem przyjmuję do wiadomości i pracuję nad tym, ale naprawdę nie lubię kiedy ktoś jawnie przyjmuje pozycję wartościowego wszechwiedzącego guru. Może się mylę, może niech mnie Pan wyprowadzi z błędnego przekonania... Na razie przyjąłem krytykę i myślę nad nią...


J.P.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Przecież nie chodzi o to, czy coś ma cieszyć, czy też nie.
Chodzi o jakość tego wiersza, która jest conajmniej wątpliwa.
"Nie wnikam w to, co mówicie" - więc po co publikacja na forum, które służy do oceniania tego, co się w nim zamieści?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To ja też coś dopiszę. Kto się tutaj uważa za guru? oyey? Wolne żarty... Nie zauważyłem, żeby kiedykolwiek pisał komentarze w imieniu wszystkich. On tylko wyraża swoją opinię. Ja zresztą też.
Konstruktywna krytyka? Proszę bardzo...
Jeżeli ktoś zamieszcza tutaj swoje wiersze, to chce pewnie zostać zauważony jako twórca. Jedyną drogą do osiągnięcia celu jest poszukiwanie swojego rozpoznawalnego stylu, nowych form i nowego zastosowania słów. Wiersz, nawet najlepszy technicznie, ale podobny do setek innych wierszy, po prostu zostanie niezauważony.
Takie jest moje niezależne zdanie na ten temat.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w takim razie dzięki za konstruktywną krytykę...
mnie po prostu zawsze denerwuje pewne tabu dotyczące używania "pewnych" słów przypisywanych tylko poetom, czyżby były jakieś ograniczenia...

a co do przedmówcy no ok przyjąłem krytykę...

dzięki

J.P.


a tak na marginesie to widać ten został przez was zauważony co już mnie cieszy w pewien sposób...
[sub]Tekst był edytowany przez Jerzy_Płonka dnia 07-12-2003 10:28.[/sub]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

..hmm...
..wiersza juz nie widze...nie wiem dlaczego ....jednak pamietam...i...
..i jedno co mi sie nasuwa...to ...
..ech... przeciez kwiat ...ktory zostaje sciety...juz w tym momencie jest martwy...i ...
...bez wzgledu na to ...czy pozniej trafi w krysztalowy wazon...
..czy tez w "butonierke"...nie zyje juz...

..pozdrawiam... :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...