Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Zabierz mnie Panie


tomass77

Rekomendowane odpowiedzi

Zabierz mnie Panie

Może to, co wlecze mnie za sobą 

Jest tylko ogryzkiem jabłka 

Czereśnią zatrutą robakiem

Wśród łąk pomazanych

Może nic ani nikt

Nie udźwignie 

Gałęzi połamanych.. niesfornych

Przez wiatr od matek wyzutych 

 

Zabierz mnie Panie

Może przebrnąłem, przeskoczyłem 

Już życie własne zaplute

Marnością, grzmotami 

Bogów starożytnych, skośnookich

Mdłe ich nieba 

Monologi puste, które światy mamią 

 

Zabierz mnie Panie

Może zgrzeszyłem wiatru w polu szukając 

Nic nie znajdując w mrowisku

Nic nie znajdując w ulu na drzewie

Ale wciąż żądzą wiedzy pałając

Zabierz mnie o najmędrszy 

Przecież wiesz gdzie sowy 

Hukają, gdzie nocne składają wiersze ..

Gdzie ich liry w jajach ukryte

Znasz drogę gdzie staw jest gdzie rzeka

I całe twe łona bezmierne

Nie pomylisz się, wierzę ci bez słowa 

 

Zabierz mnie Panie

Czy ja będę kiedyś tego żałował?

Czy ufać ci ciągle 

Bezmiernie

Czy ja to w stanie jestem napisać dalej

Czy mogę? 

Czy owinę bezmyślną znowu się obrożą

Czy utrzymam myśl tą 

Która w rzeczy samej

Nie jest rzeczą .. a marną jej opoką

O  Panie !

 

No przecież zabierz mnie 

Bym nie brnął dalej w puste słowo 

Bym raczej powiódł szept twój 

Wichru zawieją wypełnił oddech twój pro publico bono

Nie odstawiaj mnie poza swoje boczne koło 

Zbaw mnie i uratuj ..

 

Zabierz mnie Panie

Jak płaz  korytarzami ciemnymi

Ciągnę ten ludzki odwłok 

Skok mój tytaniczny, ograniczony przez światło 

I niski pułap czasu

Kamienic i zamkniętych źrenic 

Które już zaufać ci

Nie mogą 

 

Weź mnie Panie 

W sosen igły mnie zataj

I schowaj mnie tam głęboko 

Na ten czas niby już umarły 

Niby świetny, lecz ciągle zapalny

Odwrócone schody nocą 

Dokąd nas prowadzą 

Po co? 

Lampy zgasły dom już zniknął 

Już nic nie ma oprócz tej jedynej rysy ..

 

Weź mnie Panie

W szklance wódka nie ustoi

Kiedy sarna się podrywa

Zatrzepocze kolor w trawie ..

 

Zabierz mnie Panie

 

Edytowane przez tomass77 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...