Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

...


Jacek_Suchowicz

Rekomendowane odpowiedzi

Bardzo mądry tekst Jacku, (podoba się), w poczuciu troski o człowieka - o cywilizację. Dający mocno po synapsach i oddziałujący niemal jak hamulec awaryjny. Osobiście nigdy nie reaguje w teksty autorów z propozycjami, wiersz to osobista potrzeba wyrażania myśli, sugestii, wrażeń autora, tutaj dokonam tylko minimalnej autorefleksji. Gdybym napisał taki wiersz, może nie użyłbym przymiotnika „owczy”, bo jak rozumiem utwór oscyluje wobec szacunku dla dzieła Boskiego Stworzenia, i porządku we Wszechświecie, oraz dotyczy miernej kondycji naszej cywilizacji - przymiotnik „owczy”, jest w moim poczuciu mocno bliski idei chrześcijańskiej, albo kojarzy się - w szacunku naszej wotywnej ofiary dla Boga na jego Chwałę. Rozumiem, że użyłeś tego przymiotnika w porównaniu do stadnego (czytaj cywilizacyjnego) pędu na oślep – ale i tak owieczka-baranek wpisuje się znaczeniem w nienaruszalny imperatyw Boskości. Nie śmiem proponować zamienników tego przymiotnika, bo tekst jest twój, możesz dokonać ewentualnej korekty we własnym odczuciu (jeżeli masz oczywiście wolę czy życzenie).

 

Druga kwestia to:

quo vadis Domine, w rozumieniu dosłownym: Dokąd idziesz, Panie, albo dokładnie: Domine, quo vadis – w zasadzie to tożsame tylko w innym szyku.

W tym ostatnim wersie wydaje się, że pytanie do Boga (Jezusa w tym trybie), można by zmienić na odautorskie (czyli twoje) i skierować do człowieka - albo ludzkości. Wtedy byłoby np.: homo, quo vadis?; czyli: człowieku, dokąd zmierzasz? Piotr pytał Jezusa w drodze do Rzymu dokąd idzie, bo go nie poznał - od razu (dopiero gdy mu odpowiedział). W tym pięknym wierszu uzbrajasz nas czytelników w tą świadomość wyższego rzędu - Boską, przestrzegasz, że zabiegani, dążymy do destrukcyjnych celów, oddalając od siebie i Jezusa. Poprzez tekst tłumaczysz czytelnikowi jakość nadświadomości Boskiej - i ludzkiej nieświadomości ułomnej i równoległej. Więc może w ostatnim zdaniu skierować autorskie słowo do samego człowieka?, wtedy mogłoby być w konwencji zrymowanej np:

 

świat zmienić - i z Bogiem darzyć

pytając homo,

quo vadis

 

No chyba, że tekst jest świadomą antytezą Boga, wtedy moje wnioski nie mają uzasadnienia.

 

Moje sugestie nie są broń Boże, kategoryczne, to niezobowiązująca krótka analiza, na szybko - i może nawet nieuzasadniona. Pozdrawiam.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Bo to jest zaciągniecie ręcznego hamulca bezpieczeństwa. Zda się, że normalny przestał działać.

Owczy - użyty celowo (scena: stado owiec gna ku przepaści i sukcesywnie  wpadają) lub tak jak napisałeś: wotywna ofiara, Baranek Boży i właśnie dlatego wolałbym się w polemikę nie wdawać, gdyż zasugeruję interpretacje. A tak każdy odbiera po swojemu. Tekst ma wiele wymiarów i interpretacja zależy od czytelnika.

"Dokąd idziesz Panie"  - dokąd prowadzi nas Bóg lub Pan, to człowiek - podmiot liryczny albo "aneks do biblii"  Istotą jest zatrzymanie czytelnika siedzącego w domu i snującego się pomiędzy kanapą, telewizorem a kuchnią

Na razie tyle. ew. na PW wieczorem.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Oczywiście rozumiem, skoro przymiotnika "owczy" użyłeś celowo wiersz jest raczej antytezą Wiary, jak skonkludowałem na końcu mojego komentarza. Spokojnie. Masz prawo do osobistych percepcji, a moja dobra wola i próba translokacji twojego wiersza do Boskiej strony mocy - spaliła na panewce. No cóż,  próbowałem ;), w moim rozumieniu obecnej sytuacji to nie Bóg nas zaprowadził do tej sytuacji ale my sami, przynajmniej mamy teraz więcej czasu na analizy, jak łatwo ludziom bez wiary odpowiedzialność przenieść na Boga, w którego raczej nie wierzą. Takie czasy, Jacku. Ładny to jednak wiersz. Pozdrawiam ciebie serdecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

to nie Bóg nas zaprowadził do tej sytuacji ale my sami, przynajmniej mamy teraz więcej czasu na analizy,  - święta racja to my sami kombinujemy jak kot pod górkę prowokując powstanie takich a nie innych sytuacji.

Wystarczy, że On nie w porę nie zapobiegnie. Ale my homo sapiens musimy wyciągać wnioski (odpowiedzialnością możemy tylko siebie obarczyć)  odpowiednio zmieniając nasze postępowanie.

Tobie nie muszę tłumaczyć co oznacza walka z samym sobą o siebie - każdy to przerabia

Serdecznie Pozdrawiam Jacek :))

Dzięki Bogumile i oto idzie - zatrzymać i nie narzucać

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...