Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Drogi ekstrawertyku


Wędrowiec.1984

Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

...ale czy ekstrawertyk zna takie miejsca, czy w ogóle rozumie o jakie chodzi..? I czy właśnie introwertyk nie jest tym jedynym, który je zna, do których może (ekstrawertyka) zaprowadzić, nie jest tym który je tworzy i chroni i przez to jest taki cenny dla tego hałaśliwego świata? :)

 

To moje pytania do Twojego przesłania, a sam wiersz otwiera piękne, szerokie liryczne przestrzenie do wspólprzeżywania i refleksji - w nich się te pytania zrodziły.

Pozdrawiam :)

Edytowane przez duszka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@duszka, @Alexandra O. Z autopsji wiem, że bardzo często strona ekstrawertyczna chcę za wszelką cenę naprawić jakoś tę drugą stronę. Co najgorsze, robi to nawet wtedy kiedy strona intro w ogóle tego nie potrzebuje.

 

Wg. mnie obie te osobowości powinny uzupełniać się na wzajem. W praktyce różnie to dzisiaj bywa, bowiem świat jest bardzo ekstrawertyczny i żąda przebojowości. Trochę szkoda. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Tutaj duszko opowiem historyjkę, którą kiedyś usłyszałem na jakimś psychologicznym kanale, na YT. Okazuje się, że strona ekstrawertyczna miewa czasami bardzo duże problemy z przebywaniem w samotności we własnym domu.

 

Pani psycholog z tego kanału mówiła, że przychodzą do niej ludzie, właśnie ekstra, którzy nie mogą wytrzymać w czterech ścianach, a jak wiadomo nie da się być bez przerwy między ludźmi. Dochodzi do tego, że kiedy mają zostać sami to świrują, tak jak intro na hucznych imprezach. :)

Edytowane przez Wędrowiec.1984 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To wyraz poniżenia, ale wynikający ze strachu i braku poczucia własnej wartości. Poza tym, moze delikatnośc prześladowanych? 

 

Wiesz chyba o ty, że gdy bolszewicy po rewolucji sprawdzali dłonie ludzi, to te które nie były delikatne musiały należec do elity - i bach, nie ma elity. Te spracowane to dobre. . 

Raj. Ładny wiersz, Wędrowcze. J. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Justyna Adamczewska Dziękuję za serduszko i czytanie, Justyno. :-)

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Bingo! To jest krzyk tych, którzy czują się do tego świata niedostosowani. Nie mogą się pogodzić z tym, że świat jest tak ekstrawertyczny, co powoduje ich frustrację, aż w końcu upadają i nazywają bardziej przebojowych ludzi łajdakami... Bo przecież kto mógł stworzyć tak hałaśliwy i gwałtowny świat? Ktoś kto się w nim dobrze czuje. Oczywiście jest to ocena często niesprawiedliwa ale wynikająca po prostu z niemocy.

 

Podobnie jak w Kambodży, Czerwoni Khmerowie rozstrzeliwali ludzi noszących okulary, ponieważ, w ich oczach, to na pewno była elita. 

Edytowane przez Wędrowiec.1984 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiersz, jak zwykle, bardzo zręcznie skonstruowany, przyjemny w czytaniu, o płynnej formie i ciekawej metaforyce.

Czy jednak sednem jest dychotomia introwertyk -ekstrawertyk, polemizowałabym. :)

Można być introwertycznym uczestnikiem wyścigu szczurów i w milczeniu, w zaciszu własnego domu, czy gabinetu zastawiać pułapki na rywali... Z kolei ekstrawertyk to może być dusza-człowiek, który ma serce na dłoni... Myślę, że linia podziału przebiega w innym miejscu.

 

Najbardziej mi się podoba trzecia zwrotka - tworzy klimat... :)

 

Przyznam, że noszę w sobie od jakiegoś czasu podobny pomysł na wiersz - jednak z konkluzją gdzieś pośrodku, pomiędzy tymi dwiema postawami....

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Głębiej w komentarzu napisałem, że często ocenianie strony ekstrawertycznej bywa niesprawiedliwe, ponieważ sfrustrowany introwertyk może zacząć za wszystko obwiniać tę drugą stronę. To jest to opisane przeze mnie nazywanie łajdakiem.

 

Oo, bardzo chętnie przeczytam. Już nie mogę się doczekać, bo lubię takie rzeczy. :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Właśnie to miałam na myśli. :) Ale choć nie do końca zgadzam się z Peelem, to dobrze go rozumiem... :)

 

 

 

Cieszę się, ale to jeszcze potrwa, bo na razie jestem na etapie zamysłu... :)))

Edytowane przez WarszawiAnka
spacje (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@WarszawiAnka Miałem w młodości takich kolegów. "A weź no, chodź z nami na dyskotekę, wyjdź do ludzi" etc., etc... Jakże tego nie cierpiałem! :-) No ale lazłem tam, bo myślałem, że coś ze mną jest nie tak. ;-)

 

Teraz jestem już dorosłym koniem i inaczej patrzę na świat, niemniej wiem, że jest mnóstwo osób wciąż mających z tym problem. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dokąd prowadzisz mnie drogo, zanim spod nóg się usuniesz? czy w wiekiem będziesz mi bliższą, abym cię mogła zrozumieć? Ile masz w sobie zakrętów, za którym już cisza głucha? Czy mogę z jasnym spojrzeniem, bardziej niż sobie zaufać?  
    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...