Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Intelektualne jebadło


Anthony

Rekomendowane odpowiedzi

Inspirowane Dorotą Masłowską – boginią, z której osocze śródmózgowe spijać chciałby o poranku na Olimpie, bez kompleksów, że oni ambrozję, a on nic, w dodatku bezczelnie w kolejkę się wbijając.

 

Wstał pewien chłopiec, choć metryka wskazywałaby, że mężczyzna,

O nikłej brodzie, bez pejsów bo od tygodnia nie golił,

Odwinął pościel lewą ręką w lewo i wstał, prawą stopę postawił przy stole, szaryzna,

Poprzednia, nocy poprzedniej, choć znów – kwestia powszechna, biadolił.

Bo poprzednio-powszechnej nocy pił. Co robił? Gówno uskuteczniał, życiowy ambaras,

Przesadnie, jak zwykle choć – znów – w myślach widział paradoks chaosów ról,

Tych ludzkich, życiowych. W sklepach, na pocztach, w poczekalniach. Widział marazm,

Na twarzach niebytów, choć – znów – funkcjonujących w bytach nieobecnych. Orał jak wół.

Na polach nieszczęsnych. Nieurodzajnych ziemiach, pełnych niechęci bezkresów. Po co?

To samo wspominał późną nocą uskuteczniając swą niemoc jak król na kolanach.

Ale wstał, odbył ablucję poranną, skrupulatnie jak ciapate na pustyniach, gdzie nomady kroczą,

Boso, a dumnie. A on w skarpetach najkach. To ogłada? Żałosna przesada?

Po ablucji po kawę skoczył, parzoną w stylu wschodnim, gdzie kubek, wrzątek i sypana.

Potem łyk i papieros, w towarzystwie odoru wczorajczego. Wewnętrzny konflikt, jakaś zwada,

Ponowna, choć wczoraj, gdy pił zwady nie było, a przyszła - jak mara. Kofeinowa parada.

W kiblu na dwójce, po fajce i bójce - z odbytem - wygrana. Triumfalnie w rytm triumfu,

Wskoczył pod prysznic ponownie, gorący, w podskokach na zmianę z zimną, spiął klatkę i biceps,

Wyskoczył z kabiny, potem triceps, przed lustrem zębów uśmiech, czar prysł.

Niestrudzenie popędził pod palmptop, dopełnił obrządek po kęs wczorajszy. Najceps,

Rym nieskładny - pomyślał - jebać, snobami wzgardził. Podsnoby. Jego umysł to zmysł,

Ten szósty nadludzki, niczeński, wróć. Fryderyka na myśli miał. I ruch spazmatyczny w tle,

Na więcej nie starczyło sił.

 

Pół h pisania - 2h edytowania, mam dość ale jestem względnie zadowolony xd

Krytyczko krytyku, wskaż mi niegodziwość w tym limeryku

Edytowane przez Anthony
Wynik alkoholowej dedukcji. Dopieszone w pytke w dedykacji polonistce. (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Niczeński to od Nietzschego? Neologizm? 

 

Lepiej nic nie wiedzieć, niźli wiele, a połowicznie! Lepiej być głupcem na własną rękę, niźli mędrcem według cudzego mniemania. Fryderyk Nietzsche - 

"Tako rzecze Zaratustra". 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Byt jest, niebytu nie ma - Ojciec nasz Parmenides, to tak do przemyślenia. Przymiotnik - niczeański. Poza tym myślę że wymienianie tych czynności miało by większą siłę gdybyś zmniejszył liczbę przestawień. 

 

A ponad to kolego 

rzeki Ci płyną w głowie   

teraz robisz przekopy,

walczysz

a woda sobie płynie.

 "Płyń pod prąd" 

mówią trafnie ludzie

bez Amazonki w głowie.

Nie ma dobrych rad 

 

 

Edytowane przez Magdalena (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie jest limeryk i też to nie ten dział dla niego. Proza się kłania, myślę.

Pozdrowienia :)

 

Edit:

Ok, wycofuję, to co powyżej (z wyjątkiem pozdrowień :)), trochę wierszowate toto jest, ale poprzez te rozwlekłe wersy, jakoś ciężko mi się czyta, stąd moje rozterki.

Edytowane przez Sylwester_Lasota (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za opinię. Nie specjalnie mam ochotę bronić stworzonego potworka powstałego w wyniku szybkiego spisania strumienia świadomości, ale cóż, taki w istocie był zamysł, choć można było go bardziej wycyzelować pod wieloma względami.

 

Co do inspiracji - chodziło o "Inni ludzie" Doroty Masłowskiej - 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Pozdrawiam :)

Edytowane przez Anthony (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...