Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Płakać mi się chce. – jęknęła Magda i odwróciła się.
To ciekawe, że zawsze płacze się od kogoś a nie do, jakby potrzebny był akurat okropny pośpiech i nie można już było czekać ani chwili dłużej, może ktoś dołączy.
- No nie, znowu chcesz żebym cię przytulił, tak? – czułem, że staję się arogancki, ale nie mogłem się powstrzymać
– Zrobiłbym to a jakże, ale te toboły rozlezą się jak tylko się poruszę.
- Ty gnuśny troglodyto – burknęła ze słodkim wyrzutem – obchodzą cię jakieś głupstwa, nie ja, he?
-Ale to do cholery nie są moje głupstwa i mam je gdzieś, taszczę je tylko żebyś była zadowolona, nie ?
- No może, przepraszam misiaczku – wzruszyła ramionami – ale po co to wszystko – dodała zaraz - te złe maniery? Możesz do mnie mówić inaczej, tak jak lubię, pocałuj mnie.
- Tak kochanie – jęknąłem – ale w rzeczywistości nie mogłem zrobić żadnego ruchu. Toboły rozsypały się przed chwilą i rozbiegły jak kurczęta dziobiąc zawzięcie okruchy, ziarna, a ja stałem wśród nich jak kwoka, jak ciepła żarówka, która gdy zgaśnie, nie odnajdą drogi.
- Jak je położę już nie podniosę, wiesz – burknąłem do Magdy.
-Wiem i dlatego żądam – obróciła się bokiem, jakby zaznaczając, że w żadnym przypadku nie zgodzi się ze mną całkowicie – czy zdajesz sobie sprawę?
Obok nas zatrzymał się zmęczony przechodzień i zaczął sikać do swojej reklamówki.
– Porządny gość. – pomyślałem.
Po drugiej stronie ulicy jakaś koza szarpała faceta za płaszcz, a ten oganiał się przy pomocy długiej francuskiej bagietki. Tak, czułem to, czułem wyraźnie od dłuższego czasu, tak długa podróż nie może się udać, może, gdybyśmy byli sami.
- Może wrócimy? – spytałem i dodałem niepewnie – Powroty nie bolą.
Odwróciła się nagle do mnie – Nie bolą ? – rzuciła, jakby nagle przyłapała mnie na czymś gorszącym. Kurczaki porozchodziły się już po całym chodniku, niektóre ryzykownie dreptały po krawężniku.
- Nie bolą tego co wraca, tego co został może, trochę.
- Chciałbyś im to zrobić ?
- Ja ? – odparłem jakby naprawdę nie mogło o mnie chodzić
- Noooo – uśmiechnęła się przyjaźnie – coś zaczynasz kapować.
- A więc wrócimy? – dodała z figlarną minką , już się ciesząc na niezłą anegdotę.
- No, wrócimy- mruknąłem, patrząc jak kurczaki wyłażą na drogę, znikają poza ostrą bryłą światła.
Usiedliśmy na ławce a ona położyła mi głowę na ramieniu. Poczułem jak na czoło występują mi zimne krople.
- Musimy je pozbierać, musimy je pozbierać – nie miałem odwagi powiedzieć ale nuciłem w myślach tę drobiową mantrę do jakiejś zupełnie nie znanej mi melodii.

Opublikowano

Gałła powiedziałby: aleś się, koleś najarał :))))
a dla mnie to, jak zakręcony sen, miewam takie odjechane sny.
podobają mi się te kurczaki, zbierane, żeby nie bolało!
bardzo
:))
już dawno miałam napisać, podobały mi się od początku, teraz bardziej nawet
:))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Wszystko mi się w tym wierszu podoba, obrazy, metafory - klimatem nasuwa mi na myśl filmy "Hallo, Szpicbródka" i "Lata 20., lata 30.".  Przekaz również.  Ale nie puenta, która brzmi jakoś sztucznie i nieoprawnie, w moim odczuciu. 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ten ostatni wers nie daje mi spokoju. Wypadało by - lekkością pragnień smak wolności poczuć(!), poznać, itp. W każdym razie - brakuje tutaj jakiegoś czasownika, żeby utrzymać gramatyczny sens wypowiedzi. Bezpośrednie wstawienie go jednak zaburzy strukturę i melodię tego utworu, więc - moim zdaniem - należałoby tę końcówkę lekko przeredagować, tak aby wilk był syty a owca cała :) Od siebie zaproponuję - z lekkością poczuć smak wolności, lekko się unieść w swej wolności, z lekkością odczuć smak wolności, pragnieniem poczuć/odczuć smak wolności. Tyle na tę chwilę, jestem w stanie wymyślić, oczywiście możesz inaczej, starałam się zachować rytm, rym i znaczenie.   Ale to tyle mojego marudzenia :)   Pozdrawiam    Deo
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      ...organiczny wiersz z pomysłem w dwóch aktach:)
    • @Tectosmith Złota polska jesień! Serdeczności! :))))
    • I co, że kawa?… tak, o osiemnastej… wypiję ją do cebuli… tak, cebuli smażonej z koncentratem pomidorowym. Będę syta, będę wreszcie rozpieszczona po całym tym dniu, który mnie swoimi mackami dotykał, skubał i energiami moimi chciał żonglować. Próbował mnie przekupić paskudną kawą rozpuszczalną do której dołożył cukier, jakiego nie zamawiałam. Potem była zupa dyniowa… czy raczej krem marchwiowy z octem. A te oczekiwania względem, bezwzględne jednak, oczekiwania wobec ciała... mojego ciała… mojego.   Ciało się nie godzi, zakłada pancerze, sztywnieje, składa się przecież z wody, która lubi się układać w piękne wzory, dajmy na to kompozycje sprawdzone, klasyczne śnieżynki… nie interesują go bełkotliwe nuty, ani przypadkowe słowa. Trzy metry ode mnie, ukraiński młody człowiek buduje swoją biografię uchodźcy, wtóruje mu drugi, podobny. Śmieją się w swoim języku, na dwa języki się śmieją, spierają te swoje dwa języki, wystawiają je, te mielące bez ustanku ozory rozpuszczają i ładują to w eter, w mój umysł… mój umysł... Moje ciało nie reflektuje na to, nie reflektuje też na angielską smęciznę, która do tego w tle, raz się zwija, raz rozwija. Moje ciało, co na gardle mu utknął krem marchwiowy i napój kawopodobny.   Nie jest łatwo być ciałem w dyskomforcie. O tak, jestem ciałem, nie zawiesiłam się w samym tylko umyśle. Mam nogi, mam ręce i mam też myśl o cebuli i świeżo mielonej kawie. Myśl anty anty, bo teraz anty grawitacyjna jest moja myśl, spieszy się do domu, a tu ją na koniec katują sytuacją politycznie – społeczną, gospodarczą nawet. Myśl moją, która w ciało wchodzi, która ciałem steruje, która jest teraz wodą wzburzoną, spienioną, zmęczoną… dziś zmęczoną tak bardzo... bardzo zmęczoną.   Wreszcie moja myśl, zakrywa się kocem wieczornym, zakrywa tym kocem też ciało… naraz jestem daleko, daleko od donośnych uchodźców, co obok nadal dyskutują swoim alfabetem pokrętnym, daleko od nut przerzuconych na drugą stronę, zawieszonych na suficie, na głośniku, nut równie bezbarwnych, kolejnych bezbarwnych nut, jak piosenka w którą się układają, razem z wokalem rozwleczonym niebotycznie... niczym sweter szerszym niż dłuższym, odsłaniającym pępek… a we mnie jest cebula, obietnica cebuli i druga obietnica, ta do jej popicia. Obie zerkają na zegarek. Jest piątek, na zegarku jest za pięć sobota. Ciało wie, ciało pamięta, że mu umysł obiecał osiemnastą, więc przestaje słyszeć wszystko inne, przestaje się w tym męczyć, pamięta i czeka. To się nazywa zaufanie.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Nata_Kruk Miło mi Nato! Po przeczytaniu wielu wierszy i prozy na ten temat, odwiedzam czasami esensja.pl, zadumałem się na ten listopadowy dzień i tak wyszło. :))))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...